Postanowiłam zrezygnować z epilogu i na tym rozdziale kończy się nasza przygoda z tym opowiadaniem.
Teraz gadanina na koniec :(
Cóż, chcę Wam podziękować. Jako że kończę pisać Kellica i już do niego nie wrócę (jednak ten blog nie zostanie usunięty, więc jeśli będziecie chcieli wrócić do opowiadań, droga wolna), wypada powiedzieć kilka słów. Dziękuję tym, którzy byli tu od początku (prawie dwa lata!), tym, którzy przyszli trochę później i tym, którzy pojawili się dopiero niedawno. Dziękuję wam wszystkim. Nawet nie wiecie, ile znaczyły dla mnie wyświetlenia i komentarze. Dziękuję tym, którzy zostawiali coś po sobie. To było naprawdę miłe i motywujące.
__________________________________________
Otworzyłem drzwi od samochodu przed Kellinem, aby chłopak
mógł usiąść na miejscu pasażera. Następnie obszedłem auto i usadowiłem się za
kierownicą, po czym przekręciłem kluczyk w stacyjce i nadepnąłem pedał gazu.
Miło było znów usiąść w swoim samochodzie, który za kilkadziesiąt minut
podwiezie nas do mojego domu. Tęskniłem za San Diego. Świat był piękny i na
pewno jeszcze raz zdecyduję się na taka wycieczkę, lecz moje serce należało do
Kalifornii. W duchu modliłem się, aby Kellin również poczuł się tu jak w domu.
Mimo jego protestów nie pozwoliłem mu lecieć do Michigan. Chłopak miał bardzo
zaniżone poczucie własnych wartości, przez co stwierdził, że nie nadaje się do
niczego innego, jak tylko do bycia chłopcem do towarzystwa. Próbowałem wybić mu
to z głowy i jak na razie udało mi się go przekonać, aby został ze mną w San
Diego. Zobaczymy na jak długo.
Przed wylotem zostawiłem samochód na strzeżonym parkingu,
dlatego teraz miałem do niego tak łatwy dostęp. Było to dosyć wygodne, dzięki
czemu mogłem bezpośrednio pojechać do domu. Skupiałem się na drodze, lecz raz
po raz zerkałem na nieco spiętego Kellina, który kurczowo wbijał palce w
tapicerkę. Nie wiedziałem, czym się tak denerwował. Może nadal nie czuł się
zbyt komfortowo, wiedząc, że od teraz zamieszka ze mną i będzie musiał zacząć
nowe życie. Chciałem pójść mu na rękę. Sęk w tym, że najbardziej liczyły się
jego chęci, których za bardzo nie dostrzegałem. Pewnie były ukryte głęboko w
środku. W końcu Kellin był niezłym aktorem.
Przez cały ten czas był uśmiechniętym i pewnym siebie
chłopakiem. Cechy te okazały się jednak tylko maską, która ukrywała prawdziwe
oblicze bruneta. Tak naprawdę był zagubiony i smutny. Miał tylko osiemnaście
lat, a przeszedł więcej niż ja w ciągu dwudziestu ośmiu lat. To nie było fair.
Podróż przebiegała w ciszy. Kellin w końcu mógł pokazać
swoje prawdziwe oblicze, więc postanowił się nie odzywać. Najwyraźniej zmęczył
się udawaniem, że wszystko jest w porządku. Na jego miejscu zapewne
zachowywałbym się tak samo.
Po czterdziestu minutach wjechałem na podjazd przed beżowym,
niewielkim domem. Moje małe królestwo. Nie potrzebowałem niczego innego, skoro
i tak mieszkałem sam. Wysiadłem z samochodu i tym razem Kellin sam otworzył
sobie drzwi. Postawił stopy na betonie i z cichym westchnieniem spojrzał na
dom.
- Jesteś pewny? – mruknął, odbierając swój plecak, który
wyciągnąłem z bagażnika.
- Stuprocentowo – odparłem, chwytając walizkę za rękę i
ruszając w stronę drzwi wejściowych. W dłoniach już trzymałem klucze.-
Potrzebujesz pomocy. Jestem tutaj, aby cię wesprzeć. Pytanie brzmi, czy
zaakceptujesz pomoc.
Otworzyłem drzwi przed chłopakiem, lecz sam nie wszedłem do
środka. Chciałem, aby to on jako pierwszy przekroczył próg. To była zachęta do
rozpoczęcia nowego życia. Musiał tylko chcieć. Nie mogłem go zmuszać, jedynie
przekonywać, ale ostateczna decyzja należała do niego.
W końcu wszedł do środka, a ja uśmiechnąłem się do siebie w
geście zwycięstwa. Zamknąłem za sobą drzwi i zaciągnąłem się znajomym zapachem.
Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.
- Nie wiem, czy chcesz spać ze mną, czy w pokoju gościnnym…-
zacząłem, drapiąc się w tył głowy.
- Mogę spać z tobą? – zapytał z nadzieją w głosie, na której
dźwięk zrobiło mi się ciepło na sercu.
- Oczywiście. Chodź.
Zaprowadziłem go korytarzem do sypialni. Pokój utrzymany był
w odcieniach brązu i beżu, dzięki czemu sprawiał wrażenie ciepłego i
przytulnego. Miałem nadzieję, że to pomoże Kellinowi w zaklimatyzowaniu się w
tym miejscu.
Chłopak postawił swój plecak przy szafie. Zanotowałem w
pamięci, żeby później zrobić w niej miejsce na jego rzeczy, skoro miał ze mną
zamieszkać. Czułem bijącą od niego niepewność, którą musiałem jakoś
zminimalizować. Dlatego też podszedłem do osowiałego bruneta, chwyciłem jego
twarz w dłonie i naparłem na jego usta swoimi. Na początku Kellin nie bardzo
się wczuł, lecz po chwili uległ i wyraźnie się rozluźnił. Zarzucił ręce na mój
kark i totalnie rozpłynął się w moich ramionach. Właśnie o to mi chodziło.
- Musimy ustalić pewne zasady – mruknąłem w jego wargi, gdy
nieco się odsunąłem.
- Och?- Kellin uniósł brew.
- To nic strasznego, spokojnie. Chodzi mi o to, że zaczynamy
pewien etap w życiu. To dla nas zupełnie nowa sytuacja.
- Więc jakie to zasady?
- Po pierwsze, nie bój się – zacząłem, na co Kellin
zmarszczył brwi.- Nie bój się czuć jak u siebie w domu. Nie bój się wyjść na
zewnątrz, gdy będziesz czegoś potrzebował. Nie bój się mówić o swoich
problemach. Jestem tutaj, aby je rozwiązać i ci pomóc. Tutaj pojawia się druga
zasada: daj sobie pomóc. Nie udawaj indywidualisty, bo obaj wiemy, że
potrzebujesz pomocy.
Kellin spuścił wzrok i skrzyżował ręce na torsie, wpatrując
się w dywan, jakby był najciekawszą rzeczą na świecie.
- Znajdziemy ci pracę, a jeśli będziesz chciał, to może
potem pójdziesz na studia? – zaproponowałem, na co brunet wzruszył ramionami. –
Okaż trochę zaangażowania, Kells. To podstawa, żebyś ruszył do przodu.
- Nie nadaję się do żadnej pracy oprócz, no wiesz… -
westchnął, a ja pokręciłem głową.
- Umiesz robić kawę? – zapytałem nagle, przez co chłopak
uniósł spojrzenie i powoli odpowiedział twierdząco na moje pytanie.- Więc
zapytam u mnie w firmie, czy jest możesz zostać asystentem. To nic trudnego,
robisz kawę, latasz po budynku z papierami, żeby zanieść je do odpowiedniego
działu. Brzmi łatwo?
- Mhm.
- To świetnie. Od września ostro zabieramy się do roboty,
skarbie. Czas najwyższy.
Mój szef okazał się wyrozumiały i przyjął Kellina na
stanowisko asystenta, jako że nie była to skomplikowana praca i chłopak bez
doświadczenia bez problemu się w niej odnalazł. Co było trudnego w roznoszeniu
kawy i układaniu dokumentów alfabetycznie?
Wymieniliśmy telefon i numer Kellina, dzięki czemu
pozbyliśmy się natrętnego wydzwaniania do chłopaka. Zastanawiałem się, dlaczego
nie zrobił tego wcześnie, ale wywnioskowałem, że po prostu nie miał
wystarczająco dużo pieniędzy, aby sobie na to pozwolić. Dodatkowo nie zaprzątał
sobie tym głowy – wolał ratować własny tyłek niż przejmować się wiecznie
wibrującym telefonem. Uciążliwe dzwonienie ustało i widziałem ulgę w oczach Kellina.
Kalifornijskie słońce dobrze na niego działało – nadal był blady, lecz jego
skóra była o wiele żywsza i zdrowsza. Wszystko wychodziło mu na dobre i z tego
się cieszyłem. Byłem jednak małym egoistą i wiedziałem, że ja też czerpałem z
tego korzyści. Nie siedziałem sam w domu, miałem kogo przytulać, całować i,
cholera, uprawiałem naprawdę cudowny seks. Potrzebowałem bliskości i w końcu ją
otrzymałem. Nie chciałem wypuszczać jej z objęć.
Pewnego dnia Kellin nie poszedł ze mną do pracy – złapało go
przeziębienie, więc został w domu, aby nie rozchorować się jeszcze bardziej.
Mimo dopisującej pogody, jego układ odpornościowy nie działał zbyt dobrze i
wystarczył przeciąg w domu, aby złapało go jakieś choróbsko. Chciałem jak
najszybciej wyrwać się z pracy, aby się nim zająć, choć wiedziałem, że był
dorosłym chłopakiem i dałby sobie radę beze mnie.
Gdy wskazówki zegara w końcu stanęły na dwunastce i trójce,
żwawym krokiem opuściłem biuro i pognałem w stronę domu. Podróż była spokojna i
szybka – może i złamałem kilka przepisów drogowych, ale kto by się tym
przejmował. Wjechałem na podjazd i dosłownie w ciągu dziesięciu sekund
znalazłem się na progu.
- Wróciłem! – krzyknąłem, zamykając za sobą drzwi.
Ściągnąłem buty, które zostawiłem na korytarzu, po czym
wszedłem do salonu. Wtedy moje serce stanęło.
Kellin siedział na kanapie, opatulony grubym kocem. Był
blady i miał podkrążone oczy – każdy, kto bo go zobaczył, powiedziałby, że jest
chory. Jednak nie to mnie zdenerwowało. Przed kanapą stała dwójka mężczyzn
ubrana w garnitury. Nie wyglądali zbyt miło, a moja podświadomość podpowiadała
mi, kim naprawdę są. Nie chciałem jej wierzyć, ale wszystko wskazywało na to,
że musiałem.
- Vic – wychrypiał Kellin, krzywiąc się, gdy podrażnił chore
gardło.
- A więc to jest ten Fuentes – odezwał się jeden z mężczyzn,
wyglądający na ważniejszego.- No, Quinn, pożegnaj się i lecimy.
- Co to ma znaczyć do cholery?! – wrzasnąłem, podchodząc do
nieznajomych.- Wynocha z mojego domu!
- Wyjdziemy.- Skinął głową mężczyzna.- Ale z Quinnem.
- On nigdzie nie idzie! Doskonale wiem, kim jesteście.
Zniszczyliście życie tego chłopaka, a gdy teraz wychodzi na prostą, znów
chcecie wszystko spieprzyć. On nie chce z wami iść, co jest w tym takiego
trudnego do zrozumienia?
- Quinn.- Drugi mężczyzna zwrócił się do Kellina, który
patrzył na nas szklistymi oczami (nie wiem, czy to z emocji, czy może przez
katar).- Jedziesz z nami, czy nie?
Brunet siedział przez chwilę sam, po czym pokręcił przecząco
głową. Uśmiechnąłem się triumfalnie. Właśnie takiej odpowiedzi oczekiwałem.
- Cóż, raczej pojedziesz – stwierdził pierwszy, podchodząc
do kanapy, a ja stanąłem przed nim, próbując chronić Kellina.
- Dotknij go, a wezwę policję – zagroziłem, na co mężczyzna
zaśmiał się sucho.
- Nie bądźmy śmieszni…
- Ja nie żartuję. Opuśćcie ten dom, zostawcie chłopaka w
spokoju i już nigdy nie wpieprzajcie się w jego życie, bo inaczej zawiadomię
policję i powiem o waszym nielegalnym przedsiębiorstwie i o tym, że zmuszacie
młodych chłopaków do prostytucji.
Mówiąc to, sięgnąłem po telefon i wybrałem numer alarmowy,
będąc gotowym na naciśnięcie ikonki z zieloną słuchawką. Wtedy zobaczyłem
niepokój w oczach mężczyzny. Chyba nikt wcześniej nie miał tyle odwagi, aby mu
zagrozić.
Nieznajomi wycofali się, po czym opuścili nasz dom. Usiadłem
obok roztrzęsionego Kellina i bardziej owinąłem go kocem, składając pocałunek
na jego skroni.
- Wszystko w porządku? – zapytałem.
- T-tak – szepnął, nie mogąc odezwać się głośniej z powodu
bolącego gardła.
- Jak oni tu w ogóle weszli?
- Nie mam pojęcia, może ktoś coś wywęszył, nie wiem –
westchnął.
Ponownie go pocałowałem i obdarowałem go ciepłym uśmiechem.
- Teraz wszystko będzie dobrze, prawda? – wyszeptał.
- Tak, obiecuję.
Kellin chciał odpowiedzieć, ale zamiast tego kichnął, przez
co zaśmiałem się do siebie. Jednak to mi wystarczyło. Po prostu wiedziałem, że
Kellin zostanie ze mną i nie powinny spotkać go żadne przykrości. Do tego
dążyłem i w końcu osiągnąłem swój cel.
Życie było wspaniałe.
Miałem cudownego chłopaka, dobrze płatną pracę, przyjaciół i
ich wsparcie. Najbardziej jednak cieszył mnie fakt, że to Kellin sobie
poradził. Sam zarobił na studia i byłem z niego cholernie dumny. Na dodatek
nasz związek umocnił się i obaj wiedzieliśmy, że mogliśmy sobie bezgranicznie
ufać. Kochaliśmy się, jednocześnie będąc przyjaciółmi. Rozumieliśmy się bez
słów. Mimo że czasem zdarzały się głośniejsze lub cichsze kłótnie, zawsze sobie
wybaczaliśmy, ponieważ trudno było zasnąć bez swojej drugiej połówki w łóżku.
Życie było cudowne. Od początku do końca.
oh, dżo. bede tesknila za kellicem, moze jednak kiedys wroci? ;( jestem z Tobą od roku, to juz trochę sporo. przywiązałam się do Ciebie, bardzo! no coz, nawet lubię 1D więc powinnam się zaciekawic raczej nowym opowiadaniem. Dziękuje Ci za wspaniały rok z kellicem! powodzenia w szkole, i do zobaczenia!♥ uhh.
OdpowiedzUsuńJesteś cudowna Dżo... Bardzo się cieszę,że trafiłam na tw ff jestem szczęśliwa,że mogłam spędzić te dwa lata czytając tak cudowny ff.Dziękuję
OdpowiedzUsuńAwww jakie słodkie zakończenie ;3 nie byłam fanką od dwóch lat, zaczęłam czytać we wakacje rok temu i naprawdę kocham wszystkie Twoje Kellici. Dziękuję za te kilka miesięcy! ;3 Od niedawna czytam dużo Larry'ego i nie mogę się doczekać wersji w Twoim wydaniu.
OdpowiedzUsuńNie wierzę, że to juz koniec, gdy czytam akurat jedynie Twojego bloga. Aż w sercu boli.. Pomimo, że nie komentowałam to byłam niemalże od samego początku. Za każdym razem, gdy się rozpisywałam po prostu komentarze mi uciekały i się nie dodawały i traciłam nadzieje. (Tak się działo gdyż dodawałam je z telefonu. ) Dżo.. Twój Kellic jest niesamowity. Ty jesteś niesamowita bo gdyby nie Ty to Kellica by nie było. Nie usuwaj bloga bo chętnie jeszcze tutaj wejdę i zacznę czytać wszystko od początku. Zostaw wspomnienia, to wszystko jest cudowne. Tyle czasu razem, normalnie wszyscy jak taka rodzinka bo prawie dwa lata razem! A to tak dużo czasu.. Dziękuję Dżo, że pisałaś tak idealnie, że byłaś z nami pomimo tego że miałaś również swoje życie, szkołe itp. A wiem, że bio-chem nie jest taki łatwy. Dżo, wejdź nieraz do nas i powiedz jak sobie radzisz i jak idzie ze szkołą, czy wszystko dobrze itp. Nie jestem fanką 1d. Zupełnie nie moje klimaty aczkolwiek jestem ciekawa Twojego kolejnego opowiadania i zapewne zerkne na nie. Powodzenia Dżo!
OdpowiedzUsuń'` Miku Nao.
Idealne zakończenie idealnego bloga.
OdpowiedzUsuńMiałam łzy w oczach na myśl, że to już koniec, a zdarza mi się to może drugi raz w życiu.
Co tu dużo mówić...Dziękuję. Bardzo. Za każdy rozdział, za każdą historię i za emocje, które ze sobą niosły. Za zarwane noce, kiedy początkowo nadrabiałam zaległości (do dziś żałuję, że tak późno tu trafiłam, ale lepiej późno niż wcale). Pamiętam jak mnie to wciągnęło i z czasem zakochiwałam się w Twoich opowieściach jeszcze bardziej. W sumie od tego bloga zaczęło się moje większe zwracanie uwagi na oba zespoły, więc za to też dziękuję :)
Powodzenia w przyszłych projektach, w szkole i ogólnie w życiu :)
Ja... Dżo... ja nie wiem co mam powiedzieć.... ;')
OdpowiedzUsuńSmutno mi, że to już koniec Kellic'a ;''(
I... to tak ehm.... mam pustke w głowie... Czytam i Byłam z Tobą od roku Dżo... a teraz kiedy trzeba sie pożegnać z Kellicem nie wiem co powiedzieć....
Płacze... jeszcze głupia włączyłam sobie smutną piosenkę xd :C
Kocham Cię ♥ Bardzo się do Ciebie, Dżo i do tego Kellica przywiązałam...
Teraz już nie mam lekturki... ;''C
Serio mi smutno...
Bardzo dziękuję Ci za to, że to pisałaś. Jesteś dla mnie mistrzynią - i nie, nie podlizuję się.
To co piszę to szczera prawda.
Dla mnie styl Twojego pisania, te wszystkie uh... to WSZYSTKO ! Było poprostu niesamowicie zajebiste....♥
Pisałaś jak zawodowa pisarka ♥
Będę tęsknić... I TO BARDZO !!! :'''((( Boże aż nie moge mysleć, że to już koniec
Nie. To do mnie nie dociera...
Dziękuję Ci... Jestem taka dumna z Ciebie, z tego, że masz dużo nauki a jednak znajdywałaś czas dla nas i Kellica...
Jejku chciałabym napisać co naprawdę czuje ale nie potrafię tego ująć w słowa...
Tego co teraz czuję nie da się opisać... Nawet ja tego nie rozumiem, bo przecież to nie jest jakieś pożegnanie na zawsze... Przecież to nie Koniec Świata... a jednak mi jest bardzo przykro i jestem naprawdę wzruszona. ;').... ;'C
I... I... Nie wiem co jeszcze przepraszam, że piszę tak bez składu i ładu, kiedy przyszedł czas na długie monologi pożegnalne... xd
JAk zwykle... Nie potrafię pisać komentarzy, nie potrafię wyrazić tego jak mocno zżyłam się z tymi Twoimi ff i z Tobą...
Będę naprawde tesknić ♥♥♥
Ale życzę Ci dużo weny w przyszłych opowiadaniach ♥ (nie wiem, czy będę czytać Larry'ego, ponieważ nie przepadam za 1D, ale i tak życzę Ci duuużo innych czytelników i dużo weny ♥)
Mam nadzieję, że jednak kiedyś jeszcze wrócisz na tego bloga, dlatego będę go sprawdzać co jakiś czas C; ♥
Cóż.. więcej chyba już nie wymyślę, więc mogę Ci jeszcze życzyć duzo weny, czasu ale przede wszystkim powodzenia w nauce ! ♥
Tak więc zawsze byłam Anonimkiem ale teraz się ujawnię. Twoją największą fanką była...
.
.
.
tum tum tum...
.
.
.
~Magda ! XD
tak więc ja już kończę, papa KC Dżoo !! ♥♥♥
Huh ale się rozpisałam.. xd
UsuńPiękny koniec :'),
OdpowiedzUsuńprzez chwilę się martwiłam czy ci faceci nic nie zrobią Kellsowi, ale Vic to Vic, prywatny ochroniarz Kellina XD
Czytałam twoje opowiadani od prawie roku i bardzo będę tęsknić za czekaniem na nowy rozdział, i tym wszystkim, ale rozumiem, że musisz przygotować się do matury i inne takie. Szkoda tylko, że jeśli będziesz pisać to larrego, nie każdy lubi 1D, a kellic jest hm raczej uniwersalny, ale to twoja decyzja. Może kiedyś wrócisz do kellica czy czegoś podobnego.
Na koniec chcę Ci tylko baaardzo podziękować za czas i serduszko, które przez ten czas włożyłaś w pisanie kellica. To co pisałaś dawało duuużo motywacji do życia, a niektóre słowa, które mówił Vic (raczej ten mądrzejszy hehe) pomagały też mi
Dziękuję i do zobaczenia //lucy :')
szczęśliwe zakończenie na koniec wspaniałego bloga :)
OdpowiedzUsuńżałuję, bo dopiero od niedawna go czytam a tu koniec, ale cieszę się, że chociaż przez chwilę mogłam przeżywać te emocje związane z Twoim blogiem i Twoimi historiami :)
ja również chciałabym Ci podziękować za to, że mimo masz swoje życie to jednak pisałaś te wspaniałe rzeczy. uważam, że masz naprawdę duży talent. czytałam już wiele blogów, a wydaje mi, że Twój był najlepszy. Twój styl pisania, fabuła, historie bohaterów to naprawdę zachęciło mnie do czytania :)
jestem ciekawa Twoich przyszłych opowiadań i mimo, że nie przepadam za 1D to tak z ciekawości zerknę, a może akurat mi się spodoba (przez Ciebie zaczęła się moja historia z szipowaniem Kellica xD) :D
życzę Ci jak najlepszych ocen w szkole, weny no i czego byś sobie sama życzyła :)
Dziękuję /Monia
Tak naprawdę przeczytałam ten rozdział w piątek, ale nie miałam jak napisać komentarza bo coś mi się popsuło, więc piszę teraz.
OdpowiedzUsuńWięc Dżo.
Nawet nie wiesz jak mi smutno że kellic się kończy. W piątek czytając to, płakałam, naprawdę. Bo jestem tu już jakiś czas i się do tego przywiązałam. Cieszę się, że przynajmniej nie usuwasz bloga , bo będę mogła w każdej chwili tu sobie wejść i do tego wrócić. W ogóle jak wiesz, przez Ciebie zaczęłam ich shippować xD I Ci za to dziękuję :D I cieszę się, że będziesz pisać larry'ego, z pewnością będę czytać! :)
No więc, to chyba koniec.
Dziękuję.
kc Dżo.
/@horalik_swag
No troche głupio że kellica nie bedzie..ja tez nigdy nie komentowalam ale bylam od początku i przykro ze wolisz pisac Larry'ego. Nie przekonasz mnie do drugiego bloga ale dziękuję ci za wszystkie imaginy kellica bo na pewno powtorze je kolejny raz ;) dobra robota dżogurt ;))
OdpowiedzUsuńSzkoda że koniec ale to zrozumiałe, dziękuję za świetnego Kellica, powodzenia w szkole i zdanej matury.Trzymaj się ciepło : )
OdpowiedzUsuńO rany :( Przesiadywałam tu przez dwa lata i nagle wszystko się skończyło.. No szkoda, bo jak nic będę tęsknić (Larry'ego raczej czytać nie będę), więc czas się rozstać. Hahaha aż mi się przypomniało, jaką kiedyś miałaś obsesje na punkcie Kellic'a, to nie wyrabiam xD
OdpowiedzUsuńWażne, że było fajnie ;)