Nowy rozdział! Mam nadzieję, że pod nim również zostawicie sporo komentarzy, liczę na Was c:
Do napisania.
_________________________
Kellin znów stał się wesołym i głośnym chłopakiem, którego można było uciszyć tylko dając mu coś do jedzenia, ewentualnie picia. Nie mówił też podczas snu. Jeszcze tego brakowało, żeby gadał śpiąc. Chyba bym nie wytrzymał, obkleił jego usta taśmą i zamknął w łazience, żeby nie słyszeć nawet jego oddechu. Lubiłem go, ale istnieją pewne granice tolerancji. Czasem wydawanie z siebie dźwięków było niewskazane, a ja nie rozumiałem ludzi, którzy nie potrafią zamknąć buzi chociaż na pół godziny. Kellin zaliczał się do takowych i niestety nie mogłem nic z tym zrobić. Na świecie istnieją różne charaktery, każdego irytuje inny i to zawsze pozostanie niezmienne, obojętnie jak bardzo chcielibyśmy to zmienić.
Wcale nie zdziwił mnie fakt, że gdy siedzieliśmy w pokoju, bo nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić, on leżał na plecach na łóżku, wpatrywał się w sufit i nucił sobie piosenki Mariah Carey, co wyjątkowo mnie denerwowało, bo nienawidziłem tej piosenkarki. Nawet jeśli mieliśmy początek lipca, on śpiewał „All I Want For Christmas Is You” na całe gardło, nie przejmując się sąsiadami i moimi uszami. Miał dobry głos, ale wybrał bardzo, bardzo zły repertuar. Ręce mnie świerzbiły, żeby go udusić, ale spotkałbym się z niemiłymi konsekwencjami, więc odpuściłem.
- Kellin... - zacząłem, ale oczywiście nie mogłem skończyć, bo brunet nadal śpiewał.
- I don't want a lot this Christmas!!!
- Kellin.
- There's just one thing I need. I don't care about the presents underneath the Christmas tree!
Położyłem dłonie na czole i odetchnąłem głęboko. Najwyraźniej musiałem to przeżyć. Nie miałem innego wyjścia jak tylko wysłuchać świątecznych piosenek do końca.
- Zacząłem się zastanawiać nad... - Ponownie podjąłem próbę rozmowy, patrząc na ekran laptopa leżącego przede mną na łóżku, gdzie szukałem tanich biletów lotniczych, ale Kellin znów postanowił mi przerwać.
- I just want you for my own, more than you could ever know, make my wish come truuuuueeeeeeee!
- Zacząłem się zastanawiać nad naszym kolejnym celem. Muszę znaleźć jakieś bilety lotnicze, ale sam nie wiem gdzie. Chciałbym znaleźć coś taniego, ale bez celu stoimy w miejscu...
- All I want for Christmaaaaaaaaas... - wyciągnął wysoką nutę, po czym zamknął buzię i zmrużył oczy, odwracając głowę na bok, aby na mnie spojrzeć.- Mam dwa bilety do Moskwy. Is youuuuuuuu!!!
Spojrzałem na niego z zaciekawieniem, nie bardzo go rozumiejąc. Skąd miał bilety do Moskwy? Przecież nie mógł ich kupić. Miał pieniądze, ale na pewno nie aż tyle, żeby pozwolić sobie na dwa bilety lotnicze do Rosji. Znowu coś przede mną ukrywał, a ja tym razem nie zostawię tego bez zadawania pytań.
- Skąd masz bilety do Moskwy? - zapytałem podejrzliwie.
- Dostałem.
- Od kogo?
- Uch. - Przewrócił oczami i usiadł po turecku.- Od takiego Japończyka.
Odpowiadał bardzo lakonicznie jak na niego, co nieco mnie zdziwiło. Nie chciał brnąć dalej w ten temat, bo musiałby zdradzić jakąś tajemnicę, której nie miał zamiaru wyjawiać. Na pewno zręcznie to ominie. Wątpiłem, że ulegnie i wszystko mi wytłumaczy, bo już trochę go poznałem i to po prostu nie ten typ człowieka.
- Nie był obcy, naprawdę. Dostałem dwa bilety, bo powiedziałem mu, że latamy sobie w różne miejsca, więc zaproponował mi bilety do Moskwy, bo dostał z pracy. Więcej ci nie powiem.
Skinąłem głową i zacząłem się zastanawiać, czy podjąć takie ryzyko. Ryzyko, bo to przecież Rosja. Mogliśmy tam nawet nie dolecieć, więc nie miałem pojęcia, czy byłem aż na tyle odważny. Rosja to nie kraj, Rosja to stan umysłu.
- Nie wiem czy to dobry pomysł, żebyśmy tam lecieli...
- Dlaczego? Jeju, Vic, nie będziesz miał już okazji zobaczyć rosyjskich niedźwiedzi w taksówkach, spirytusu sprzedawanego jak wodę, kobiet ubranych w różowe cekiny i podkolanówki w kolorze purpury...
Zaśmiałem się i pokiwałem głową. W internecie widziałem różne zdjęcia z Rosji i niektóre naprawdę był zastanawiające. To rzeczywiście może być zabawna przygoda, ale to nie zmieniało faktu, że nieco się bałem. Lecz jeśli nie spróbuję, nigdy się nie dowiem, co by było gdyby. Raz kozie śmierć. Najwyżej wezmą nas do niewoli jako zakładników-Amerykanów i będą żądać okupu... Okej, to przesada. Moja wyobraźnia działała aż za dobrze.
- Lecimy? - Uśmiechnął się, sięgając do swojego plecaka, z którego wyciągnął dwa bilety lotnicze.
- Lecimy.
Nerwowo patrzyłem na zbliżającą się rosyjską ziemię. Samolot zniżał się powoli, a ja w duchu modliłem się, aby nikt nas nie zestrzelił ani nie wziął za zakładników. Wiem, to idiotyczne, ale naprawdę się bałem. W samolocie nikt nie wydawał się podejrzany, dzięki Bogu, ale kto wie, co stanie się po wylądowaniu? Nic się nie stanie, Victorze. Opijesz to rosyjską wódką.
Kellin był spokojny i nie widział nic niepokojącego w spontanicznej wyprawie do Moskwy. To piękne miasto, wiadomo, ale w dzisiejszych czasach nigdzie nie można być bezpiecznym. Wszyscy wiedzą, o co chodzi. Wszyscy oprócz Kellina.
Miałem wrażenie, że bardzo chciał zobaczyć rosyjskie realia i wypić trochę prawdziwej wódki, bo tutaj mógł zrobić to legalnie, w Stanach niekoniecznie. Wątpiłem, że tego nie robił, ale to całkiem inne uczucie, gdy pije się wódkę w Rosji, a nie gdzieś w Michigan. Szczerze mówiąc to też chciałbym spróbować. Raczej już nigdy nie odwiedzę tego miejsca, więc musiałem korzystać.
Przełknąłem ślinę i szybciej zacząłem żuć gumę, aby zniwelować piszczenie w uszach. Zazdrościłem Kellinowi jego spokoju podczas lądowania – nic go nie bolało, po prosu wygodnie siedział na fotelu i wpatrywał się z lekkim uśmiechem w mały ekranik nad sufitem pokazujący przebytą drogę z Tokio do Moskwy. Nagle samolot lekko się zatrząsł, przez co wbiłem palce w siedzenie. Okazało się, że wylądowaliśmy, tylko nieco gwałtowniej. Odetchnąłem z ulgą i położyłem głowę na zagłówku. Musiałem ustabilizować oddech, aby stąd wyjść i nie zasłabnąć.
- Oj Vic, Vic – zachichotał Kellin, podnosząc się ze swojego miejsca.- Podnoś tyłek. Chcę zobaczyć niedźwiedzie w taksówkach.
- Może ta Rosja to nie był taki dobry pomysł – wyszeptałem, powoli wstając z fotela.
- Bardzo dobry! Nie musimy siedzieć tutaj długo, jeśli czujesz się niezręcznie. Ale i tak musisz wypić ze mną wódkę.
Uśmiechnąłem się pod nosem i wyjąłem swój plecak z luku bagażowego. Następnie zaczęliśmy iść w stronę wyjścia, aby po raz pierwszy stanąć na rosyjskiej ziemi.
Klimat całkiem różnił się od tego w Tajlandii czy Japonii. Tutaj było nieco chłodniej, podczas gdy w Azji można było wręcz udusić się przez wilgotność i duchotę. Chyba wolałem lato w Rosji, jeśli mam mówić o pogodzie. Teraz czas zbadać inne aspekty.
Tym razem bagaże otrzymałem od razu i nie było z nimi żadnego problemu. Trochę przerażały mnie służby na lotnisku, ale postanowiłem nie zwracać na nie uwagi (słabo mi to szło, lecz liczyły się chęci). Cieszyłem się, że nie było tutaj niczego specjalnego, bo przynajmniej Kellin szedł spokojnie obok mnie i nigdzie nie uciekał. Mógłby być taki przez cały czas – moja głowa mogła przynajmniej odpocząć.
Wyszliśmy z lotniska i złapaliśmy wolną taksówkę. Kellin od razu zajrzał do środka, jakby rzeczywiście szukał niedźwiedzi, ale zawiódł się, gdy żadnego nie zobaczył. Praktycznie na migi dogadałem się z taksówkarzem bez przedniego zęba, ale dałem radę i poprosiłem o zawiezienie do centrum. Chyba nas nie polubił, bo nie potrafiliśmy dogadać się po rosyjsku i mieliśmy amerykański akcent. Nie mogłem przejmować się takimi błahostkami, prawda?
Mężczyzna zatrzymał się na jakimś parkingu, a ja zapłaciłem mu i wyszliśmy z samochodu. Kellin spojrzał na mnie pytająco, poprawiając plecak i przechylając nieco głowę. Wyglądał jak ciekawe świata dziecko, które czekało na dalsze instrukcje na obozie.
- Musimy znaleźć hotel – powiedziałem, a chłopak skinął głową.
Więc poszliśmy. Po drodze obejrzeliśmy część Moskwy, która była naprawdę pięknym miastem i na moment zapomniałem o jakichkolwiek frasunkach. Po zameldowaniu się lub jutro pójdziemy na dogłębne zwiedzanie. Dzisiaj nie miałem już siły. Zbliżał się późny wieczór, więc nie było sensu w chodzeniu po mieście. Nocą nie jest bezpiecznie, tym bardziej w Rosji.
Znaleźliśmy mały, ale porządny hotelik i zakwaterowaliśmy się w nim. Nie było tu takich luksusów jak w Japonii czy Indonezji, ale zupełnie nam wystarczył. I tak będziemy tu tylko spać i korzystać z toalety, nie potrzebowaliśmy ekstrawagancji.
Położyłem się na miękkim łóżku i przetarłem twarz dłonią. Kellin zrobił to samo, tylko przewrócił się na bok i z lekkim uśmiechem na mnie patrzył. To nie było tak, że czułem się niekomfortowo. Po prostu jego wzrok należał do tych bardzo przeszywających, które sprawiały, że człowiek od razu chce odwrócić wzrok, bo się rumieni i nie wie co zrobić. Ja co prawda nie zarumieniłem się, ale w istocie poczułem się dziwnie. To nie było złe uczucie. Po prostu inne.
- Jesteś głodny? - zapytałem, a Kellin pokiwał głową.- Więc chodźmy coś zjeść. Rosyjska potrawa narodowa?
- Wódka? - zaśmiał się, wstając z łóżka.
- Raczej nie.- Pokręciłem głową ze śmiechem, po czym obaj wyszliśmy z pokoju, aby udać się do hotelowej jadalni.
Mieliśmy do dyspozycji szwedzki stół. Półmiski z jedzeniem ustawiono na długich stołach, wokół których znajdowały się mniejsze, przeznaczone dla gości, aby spożyli swój posiłek. Oprócz podłużnych lad był tutaj też duży bar w rogu pomieszczenia. Nie byliśmy dostatecznie blisko, aby zauważyć wszystkie szczegóły, ale już stąd widziałem pokaźne zaopatrzenie w postaci alkoholu. Trzeba będzie tam później zajrzeć.
Nałożyliśmy na swoje talerze sporą ilość jedzenia, bo byliśmy bardzo głodni i zajęliśmy jeden ze stolików na uboczu. Nie chciałem, żeby obcy ludzie patrzyli mi w talerz. Jedzenie było smaczne, chociaż musiałem przyznać, że wolałem kuchnię azjatycką. Może jeszcze się przekonam, kto wie. Kellin natomiast ze smakiem zajadał się przeróżnymi smakołykami i najwyraźniej był bardzo zadowolony z zawartości swojego talerza. Cieszyłem się, że mu smakowało.
Po jedzeniu nadszedł czas na coś mocniejszego. Kellin spojrzał na mnie jednoznacznie, po czym wskazał głową w stronę baru. Uśmiechnąłem się do niego, co było jasną odpowiedzią na jego propozycję, po czym żwawo poszliśmy do krainy alkoholu, dosłownie. Usiedliśmy na wolnych stołkach i poprosiliśmy o jedną kolejkę wódki. Na początku zastanawiałem się, dlaczego nie zapytali Kellina o dowód, bo wyglądał młodo, ale po chwili doszło do mnie, że to Rosja.
Barman postawił przed nami dwie literatki, które chwyciliśmy. Setka. Jak na początek zupełnie wystarczyła. Stuknęliśmy się szkłem, po czym za jednym zamachem pochłonęliśmy alkohol z naszych kieliszków. Kellin kaszlnął głośno i machnął do barmana, aby dał mu coś do picia, coś co nie jest alkoholem. No tak. Picie bez popitki było głupim pomysłem.
Nie miałem pojęcia, czy wódka lała się strumieniami, czy nie, ale na pewno było jej dużo. Piliśmy tylko czystą, żadnych drinków. Zagryzaliśmy ją ogórkami i popijaliśmy sokiem żurawinowym. Cudowne połączenie, a to delikatnie buczenie w głowie wprawiało mnie w swojego rodzaju stan lekkości i zabawy. Czułem się wspaniale. Kellin chyba też. Śmiał się, miał rumiane policzki i błyszczące oczy. Położył głowę na blacie, zanosząc się śmiechem. Już nawet nie pamiętałem, z czego się śmialiśmy, ale najwyraźniej powiedziałem coś komicznego.
- Serio pierwszy raz uprawiałeś seks w wieku dziewiętnastu lat? - zawołał, śmiejąc się głośno, a ja wzruszyłem ramionami i pokiwałem głową. Byłem trzeźwy, troszkę oszołomiony, ale trzeźwy, czego nie można było powiedzieć o Kellinie.- Póóóóóźnoooooo!
- Normalnie, Kell – odparłem, pokazując mu język.- A ty? Ile miałeś lat?
- Czternaście. Równe czternaście. To były zajebiste urodziny.
Nie chciałem wnikać w jego „zajebiste urodziny”, podczas których stracił dziewictwo (według mnie o wiele za wcześnie), więc urwałem temat. Kellin zamówił kolejną kolejkę. Chciałem zaprotestować, bo wydawało mi się, że już miał dość, ale on był szybszy. Praktycznie wepchnął literatkę pomiędzy moje palce i ponaglił, abym stuknął jego kieliszek, co oczywiście zrobiłem. Chłopak wziął ogórka z miski i oplótł go ustami, zaczynając go fantazyjnie lizać i ssać. Musiał być naprawdę pijany. Jutro zaliczy zgon, tylko i wyłącznie na własne życzenie.
Powoli zjadał ogórka, a ja nie potrafiłem oderwać wzroku od jego ust. Nie miałem pojęcia, skąd umiał tak nimi pracować, ale najwyraźniej gdzieś się nauczył i teraz to wykorzystuje.
- Opowiedz mi o sobie – powiedział nagle, gdy zjadł ogórka.
- Już opowiadałem.
- Nie. Mów. Masz dziewczynę?
- Nie, nie mam – odparłem ponuro, przypominając sobie moją ostatnią dziewczynę, która zerwała ze mną, ponieważ „nie umiałem się bawić”. To było już pół roku temu. Od tego czasu byłem singlem i tylko raz po raz udawało mi się zaciągnąć jakąś dziewczynę do łóżka, żeby sobie ulżyć.
- Chłopaka? - pytał dalej, a ja otworzyłem szerzej oczy.
To nie było tak, że nie tolerowałem homoseksualistów. Nie miałem nic przeciwko, jeśli chcą się kochać, niech się kochają. Sęk w tym, że nigdy nie miałem z nimi styczności. Moi przyjaciele to heteroseksualiści, nie znałem żadnego geja czy lesbijki. To było dla mnie coś nowego i mimo że byłem tolerancyjny, wiedziałem, że gdy przyjdzie co do czego, będę miał pewne problemy z zaadaptowaniem się do nowego otoczenia.
- Nie mam chłopaka, nie miałem i nie będę mieć – powiedziałem szczerze, a Kellin poruszył kilka razy brwiami i sięgnął po kolejnego ogórka.
- Jesteś pewny? - mruknął, mrugając do mnie i powoli odgryzając kawałki warzywa.
- Stuprocentowo. Nie musisz się martwić.
- Nie martwię się. Jestem po prostu ciekawy.
Ponownie urwałem temat. Nie widziałem sensu w rozmowie o homoseksualizmie po pijaku i na dodatek w Rosji, gdzie tolerancja stała na bardzo niskim poziomie. Może i nie wszyscy nas tu rozumieli, ale lepiej dmuchać na zimne.
- Wiesz, na co mam ochotę? - odezwał się ponownie, gdy skończył jeść ogórka. Spojrzałem na niego pytająco, podczas gdy zamówił sobie jeszcze jedną setkę wódki i wypił ją bez popitki.- Na seks. Mam chcicę, cholera jasna. Jestem niedopieprzony.
- Więc znajdź sobie jakąś ładną dziewczynę i korzystaj – mruknąłem, patrząc, jak schodzi ze stołka barowego i ledwo trzyma się na nogach.- Pamiętaj, żeby się zabezpieczyć.
- Dziewczynę – zachichotał, rozglądając się po pomieszczeniu, gdzie znajdowały się pojedyncze osoby. Było już dosyć późno, więc goście wrócili do swoich pokojów.- Ta, jasne.
Ponownie zachichotał, po czym przeczesał włosy palcami i slalomem zaczął iść w stronę wyjścia. Odprowadzałem go wzrokiem, żeby w razie jakiegokolwiek wypadku szybko do niego podbiec i ewentualnie złapać, aby niczego sobie nie połamał. Oparł się o framugę otwartych drzwi wejściowych i zagryzł dolną wargę, patrząc na kogoś, kogo ja nie widziałem. Najwyraźniej zobaczył niezłą sztukę i zaraz zacznie ją bajerować. Niech idzie. Był facetem, czasem trzeba sobie ulżyć. Następnie zniknął z mojego pola widzenia, a ja skupiłem się na pozostałych ogórkach w miseczce. Postanowiłem wypić jeszcze sok do końca i zjeść warzywa, a po piętnastu minutach udałem się z powrotem do pokoju. Nie chciałem przerywać jakiegokolwiek zbliżenia mającego miejsce za tymi drzwiami, ale nie miałem innego wyboru. Zresztą, już minęło trochę czasu. Może już skończyli i teraz Kellin wymiotował w łazience... Kto wie.
Wyciągnąłem klucz z kieszeni. Kellin miał drugi, więc nie musieliśmy bać się, że któryś z nas będzie uziemiony pod drzwiami, gdy drugi pójdzie coś załatwiać. Wsunąłem klucz do zamka i lekko uchyliłem drzwi. Słyszałem odgłos odbijającej się od siebie skóry oraz pomruki i jęki. Najwyraźniej źle trafiłem, ale udam, że nie patrzę i szybko przemknę do łazienki.
Wślizgnąłem się niepostrzeżenie do pokoju i wtedy zmarszczyłem brwi. Jęki, owszem były wysokie, ale raczej nie damskie. Pomruki były o wiele niższe, za niskie jak na Kellina. Postanowiłem oderwać wzrok od drzwi i odwróciłem się w stronę łóżka. Opadła mi szczęka.
Kompletnie pijany Kellin siedział na jakimś mężczyźnie i uprawiał z nim szybki seks. Chłopak energicznie podskakiwał na penisie nieznajomego, a ja stałem jak wryty. To było coś... Niespodziewanego. Tak, niespodziewanego. W pewnym momencie moje spojrzenie spotkało się ze wzrokiem obcego mężczyzny, który złapał biodra Kellina i wskazał na mnie ruchem głowy. Brunet odwrócił głowę i zachichotał uroczo, po czym sięgnął po kołdrę i nakrył się nią, przyciskając swoją klatkę piersiową do torsu swojego kochanka. Ponownie zaczął poruszać biodrami i pocałował tego drugiego, nie przejmując się, że właśnie zobaczyłem, jak pieprzy go jakiś facet. Szybko wszedłem do łazienki i zatrzasnąłem za sobą drzwi.
Może to tylko alkohol. A może Kellin naprawdę jest gejem i to nie był wytwór mojej wyobraźni.
Wcale nie zdziwił mnie fakt, że gdy siedzieliśmy w pokoju, bo nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić, on leżał na plecach na łóżku, wpatrywał się w sufit i nucił sobie piosenki Mariah Carey, co wyjątkowo mnie denerwowało, bo nienawidziłem tej piosenkarki. Nawet jeśli mieliśmy początek lipca, on śpiewał „All I Want For Christmas Is You” na całe gardło, nie przejmując się sąsiadami i moimi uszami. Miał dobry głos, ale wybrał bardzo, bardzo zły repertuar. Ręce mnie świerzbiły, żeby go udusić, ale spotkałbym się z niemiłymi konsekwencjami, więc odpuściłem.
- Kellin... - zacząłem, ale oczywiście nie mogłem skończyć, bo brunet nadal śpiewał.
- I don't want a lot this Christmas!!!
- Kellin.
- There's just one thing I need. I don't care about the presents underneath the Christmas tree!
Położyłem dłonie na czole i odetchnąłem głęboko. Najwyraźniej musiałem to przeżyć. Nie miałem innego wyjścia jak tylko wysłuchać świątecznych piosenek do końca.
- Zacząłem się zastanawiać nad... - Ponownie podjąłem próbę rozmowy, patrząc na ekran laptopa leżącego przede mną na łóżku, gdzie szukałem tanich biletów lotniczych, ale Kellin znów postanowił mi przerwać.
- I just want you for my own, more than you could ever know, make my wish come truuuuueeeeeeee!
- Zacząłem się zastanawiać nad naszym kolejnym celem. Muszę znaleźć jakieś bilety lotnicze, ale sam nie wiem gdzie. Chciałbym znaleźć coś taniego, ale bez celu stoimy w miejscu...
- All I want for Christmaaaaaaaaas... - wyciągnął wysoką nutę, po czym zamknął buzię i zmrużył oczy, odwracając głowę na bok, aby na mnie spojrzeć.- Mam dwa bilety do Moskwy. Is youuuuuuuu!!!
Spojrzałem na niego z zaciekawieniem, nie bardzo go rozumiejąc. Skąd miał bilety do Moskwy? Przecież nie mógł ich kupić. Miał pieniądze, ale na pewno nie aż tyle, żeby pozwolić sobie na dwa bilety lotnicze do Rosji. Znowu coś przede mną ukrywał, a ja tym razem nie zostawię tego bez zadawania pytań.
- Skąd masz bilety do Moskwy? - zapytałem podejrzliwie.
- Dostałem.
- Od kogo?
- Uch. - Przewrócił oczami i usiadł po turecku.- Od takiego Japończyka.
Odpowiadał bardzo lakonicznie jak na niego, co nieco mnie zdziwiło. Nie chciał brnąć dalej w ten temat, bo musiałby zdradzić jakąś tajemnicę, której nie miał zamiaru wyjawiać. Na pewno zręcznie to ominie. Wątpiłem, że ulegnie i wszystko mi wytłumaczy, bo już trochę go poznałem i to po prostu nie ten typ człowieka.
- Nie był obcy, naprawdę. Dostałem dwa bilety, bo powiedziałem mu, że latamy sobie w różne miejsca, więc zaproponował mi bilety do Moskwy, bo dostał z pracy. Więcej ci nie powiem.
Skinąłem głową i zacząłem się zastanawiać, czy podjąć takie ryzyko. Ryzyko, bo to przecież Rosja. Mogliśmy tam nawet nie dolecieć, więc nie miałem pojęcia, czy byłem aż na tyle odważny. Rosja to nie kraj, Rosja to stan umysłu.
- Nie wiem czy to dobry pomysł, żebyśmy tam lecieli...
- Dlaczego? Jeju, Vic, nie będziesz miał już okazji zobaczyć rosyjskich niedźwiedzi w taksówkach, spirytusu sprzedawanego jak wodę, kobiet ubranych w różowe cekiny i podkolanówki w kolorze purpury...
Zaśmiałem się i pokiwałem głową. W internecie widziałem różne zdjęcia z Rosji i niektóre naprawdę był zastanawiające. To rzeczywiście może być zabawna przygoda, ale to nie zmieniało faktu, że nieco się bałem. Lecz jeśli nie spróbuję, nigdy się nie dowiem, co by było gdyby. Raz kozie śmierć. Najwyżej wezmą nas do niewoli jako zakładników-Amerykanów i będą żądać okupu... Okej, to przesada. Moja wyobraźnia działała aż za dobrze.
- Lecimy? - Uśmiechnął się, sięgając do swojego plecaka, z którego wyciągnął dwa bilety lotnicze.
- Lecimy.
Nerwowo patrzyłem na zbliżającą się rosyjską ziemię. Samolot zniżał się powoli, a ja w duchu modliłem się, aby nikt nas nie zestrzelił ani nie wziął za zakładników. Wiem, to idiotyczne, ale naprawdę się bałem. W samolocie nikt nie wydawał się podejrzany, dzięki Bogu, ale kto wie, co stanie się po wylądowaniu? Nic się nie stanie, Victorze. Opijesz to rosyjską wódką.
Kellin był spokojny i nie widział nic niepokojącego w spontanicznej wyprawie do Moskwy. To piękne miasto, wiadomo, ale w dzisiejszych czasach nigdzie nie można być bezpiecznym. Wszyscy wiedzą, o co chodzi. Wszyscy oprócz Kellina.
Miałem wrażenie, że bardzo chciał zobaczyć rosyjskie realia i wypić trochę prawdziwej wódki, bo tutaj mógł zrobić to legalnie, w Stanach niekoniecznie. Wątpiłem, że tego nie robił, ale to całkiem inne uczucie, gdy pije się wódkę w Rosji, a nie gdzieś w Michigan. Szczerze mówiąc to też chciałbym spróbować. Raczej już nigdy nie odwiedzę tego miejsca, więc musiałem korzystać.
Przełknąłem ślinę i szybciej zacząłem żuć gumę, aby zniwelować piszczenie w uszach. Zazdrościłem Kellinowi jego spokoju podczas lądowania – nic go nie bolało, po prosu wygodnie siedział na fotelu i wpatrywał się z lekkim uśmiechem w mały ekranik nad sufitem pokazujący przebytą drogę z Tokio do Moskwy. Nagle samolot lekko się zatrząsł, przez co wbiłem palce w siedzenie. Okazało się, że wylądowaliśmy, tylko nieco gwałtowniej. Odetchnąłem z ulgą i położyłem głowę na zagłówku. Musiałem ustabilizować oddech, aby stąd wyjść i nie zasłabnąć.
- Oj Vic, Vic – zachichotał Kellin, podnosząc się ze swojego miejsca.- Podnoś tyłek. Chcę zobaczyć niedźwiedzie w taksówkach.
- Może ta Rosja to nie był taki dobry pomysł – wyszeptałem, powoli wstając z fotela.
- Bardzo dobry! Nie musimy siedzieć tutaj długo, jeśli czujesz się niezręcznie. Ale i tak musisz wypić ze mną wódkę.
Uśmiechnąłem się pod nosem i wyjąłem swój plecak z luku bagażowego. Następnie zaczęliśmy iść w stronę wyjścia, aby po raz pierwszy stanąć na rosyjskiej ziemi.
Klimat całkiem różnił się od tego w Tajlandii czy Japonii. Tutaj było nieco chłodniej, podczas gdy w Azji można było wręcz udusić się przez wilgotność i duchotę. Chyba wolałem lato w Rosji, jeśli mam mówić o pogodzie. Teraz czas zbadać inne aspekty.
Tym razem bagaże otrzymałem od razu i nie było z nimi żadnego problemu. Trochę przerażały mnie służby na lotnisku, ale postanowiłem nie zwracać na nie uwagi (słabo mi to szło, lecz liczyły się chęci). Cieszyłem się, że nie było tutaj niczego specjalnego, bo przynajmniej Kellin szedł spokojnie obok mnie i nigdzie nie uciekał. Mógłby być taki przez cały czas – moja głowa mogła przynajmniej odpocząć.
Wyszliśmy z lotniska i złapaliśmy wolną taksówkę. Kellin od razu zajrzał do środka, jakby rzeczywiście szukał niedźwiedzi, ale zawiódł się, gdy żadnego nie zobaczył. Praktycznie na migi dogadałem się z taksówkarzem bez przedniego zęba, ale dałem radę i poprosiłem o zawiezienie do centrum. Chyba nas nie polubił, bo nie potrafiliśmy dogadać się po rosyjsku i mieliśmy amerykański akcent. Nie mogłem przejmować się takimi błahostkami, prawda?
Mężczyzna zatrzymał się na jakimś parkingu, a ja zapłaciłem mu i wyszliśmy z samochodu. Kellin spojrzał na mnie pytająco, poprawiając plecak i przechylając nieco głowę. Wyglądał jak ciekawe świata dziecko, które czekało na dalsze instrukcje na obozie.
- Musimy znaleźć hotel – powiedziałem, a chłopak skinął głową.
Więc poszliśmy. Po drodze obejrzeliśmy część Moskwy, która była naprawdę pięknym miastem i na moment zapomniałem o jakichkolwiek frasunkach. Po zameldowaniu się lub jutro pójdziemy na dogłębne zwiedzanie. Dzisiaj nie miałem już siły. Zbliżał się późny wieczór, więc nie było sensu w chodzeniu po mieście. Nocą nie jest bezpiecznie, tym bardziej w Rosji.
Znaleźliśmy mały, ale porządny hotelik i zakwaterowaliśmy się w nim. Nie było tu takich luksusów jak w Japonii czy Indonezji, ale zupełnie nam wystarczył. I tak będziemy tu tylko spać i korzystać z toalety, nie potrzebowaliśmy ekstrawagancji.
Położyłem się na miękkim łóżku i przetarłem twarz dłonią. Kellin zrobił to samo, tylko przewrócił się na bok i z lekkim uśmiechem na mnie patrzył. To nie było tak, że czułem się niekomfortowo. Po prostu jego wzrok należał do tych bardzo przeszywających, które sprawiały, że człowiek od razu chce odwrócić wzrok, bo się rumieni i nie wie co zrobić. Ja co prawda nie zarumieniłem się, ale w istocie poczułem się dziwnie. To nie było złe uczucie. Po prostu inne.
- Jesteś głodny? - zapytałem, a Kellin pokiwał głową.- Więc chodźmy coś zjeść. Rosyjska potrawa narodowa?
- Wódka? - zaśmiał się, wstając z łóżka.
- Raczej nie.- Pokręciłem głową ze śmiechem, po czym obaj wyszliśmy z pokoju, aby udać się do hotelowej jadalni.
Mieliśmy do dyspozycji szwedzki stół. Półmiski z jedzeniem ustawiono na długich stołach, wokół których znajdowały się mniejsze, przeznaczone dla gości, aby spożyli swój posiłek. Oprócz podłużnych lad był tutaj też duży bar w rogu pomieszczenia. Nie byliśmy dostatecznie blisko, aby zauważyć wszystkie szczegóły, ale już stąd widziałem pokaźne zaopatrzenie w postaci alkoholu. Trzeba będzie tam później zajrzeć.
Nałożyliśmy na swoje talerze sporą ilość jedzenia, bo byliśmy bardzo głodni i zajęliśmy jeden ze stolików na uboczu. Nie chciałem, żeby obcy ludzie patrzyli mi w talerz. Jedzenie było smaczne, chociaż musiałem przyznać, że wolałem kuchnię azjatycką. Może jeszcze się przekonam, kto wie. Kellin natomiast ze smakiem zajadał się przeróżnymi smakołykami i najwyraźniej był bardzo zadowolony z zawartości swojego talerza. Cieszyłem się, że mu smakowało.
Po jedzeniu nadszedł czas na coś mocniejszego. Kellin spojrzał na mnie jednoznacznie, po czym wskazał głową w stronę baru. Uśmiechnąłem się do niego, co było jasną odpowiedzią na jego propozycję, po czym żwawo poszliśmy do krainy alkoholu, dosłownie. Usiedliśmy na wolnych stołkach i poprosiliśmy o jedną kolejkę wódki. Na początku zastanawiałem się, dlaczego nie zapytali Kellina o dowód, bo wyglądał młodo, ale po chwili doszło do mnie, że to Rosja.
Barman postawił przed nami dwie literatki, które chwyciliśmy. Setka. Jak na początek zupełnie wystarczyła. Stuknęliśmy się szkłem, po czym za jednym zamachem pochłonęliśmy alkohol z naszych kieliszków. Kellin kaszlnął głośno i machnął do barmana, aby dał mu coś do picia, coś co nie jest alkoholem. No tak. Picie bez popitki było głupim pomysłem.
Nie miałem pojęcia, czy wódka lała się strumieniami, czy nie, ale na pewno było jej dużo. Piliśmy tylko czystą, żadnych drinków. Zagryzaliśmy ją ogórkami i popijaliśmy sokiem żurawinowym. Cudowne połączenie, a to delikatnie buczenie w głowie wprawiało mnie w swojego rodzaju stan lekkości i zabawy. Czułem się wspaniale. Kellin chyba też. Śmiał się, miał rumiane policzki i błyszczące oczy. Położył głowę na blacie, zanosząc się śmiechem. Już nawet nie pamiętałem, z czego się śmialiśmy, ale najwyraźniej powiedziałem coś komicznego.
- Serio pierwszy raz uprawiałeś seks w wieku dziewiętnastu lat? - zawołał, śmiejąc się głośno, a ja wzruszyłem ramionami i pokiwałem głową. Byłem trzeźwy, troszkę oszołomiony, ale trzeźwy, czego nie można było powiedzieć o Kellinie.- Póóóóóźnoooooo!
- Normalnie, Kell – odparłem, pokazując mu język.- A ty? Ile miałeś lat?
- Czternaście. Równe czternaście. To były zajebiste urodziny.
Nie chciałem wnikać w jego „zajebiste urodziny”, podczas których stracił dziewictwo (według mnie o wiele za wcześnie), więc urwałem temat. Kellin zamówił kolejną kolejkę. Chciałem zaprotestować, bo wydawało mi się, że już miał dość, ale on był szybszy. Praktycznie wepchnął literatkę pomiędzy moje palce i ponaglił, abym stuknął jego kieliszek, co oczywiście zrobiłem. Chłopak wziął ogórka z miski i oplótł go ustami, zaczynając go fantazyjnie lizać i ssać. Musiał być naprawdę pijany. Jutro zaliczy zgon, tylko i wyłącznie na własne życzenie.
Powoli zjadał ogórka, a ja nie potrafiłem oderwać wzroku od jego ust. Nie miałem pojęcia, skąd umiał tak nimi pracować, ale najwyraźniej gdzieś się nauczył i teraz to wykorzystuje.
- Opowiedz mi o sobie – powiedział nagle, gdy zjadł ogórka.
- Już opowiadałem.
- Nie. Mów. Masz dziewczynę?
- Nie, nie mam – odparłem ponuro, przypominając sobie moją ostatnią dziewczynę, która zerwała ze mną, ponieważ „nie umiałem się bawić”. To było już pół roku temu. Od tego czasu byłem singlem i tylko raz po raz udawało mi się zaciągnąć jakąś dziewczynę do łóżka, żeby sobie ulżyć.
- Chłopaka? - pytał dalej, a ja otworzyłem szerzej oczy.
To nie było tak, że nie tolerowałem homoseksualistów. Nie miałem nic przeciwko, jeśli chcą się kochać, niech się kochają. Sęk w tym, że nigdy nie miałem z nimi styczności. Moi przyjaciele to heteroseksualiści, nie znałem żadnego geja czy lesbijki. To było dla mnie coś nowego i mimo że byłem tolerancyjny, wiedziałem, że gdy przyjdzie co do czego, będę miał pewne problemy z zaadaptowaniem się do nowego otoczenia.
- Nie mam chłopaka, nie miałem i nie będę mieć – powiedziałem szczerze, a Kellin poruszył kilka razy brwiami i sięgnął po kolejnego ogórka.
- Jesteś pewny? - mruknął, mrugając do mnie i powoli odgryzając kawałki warzywa.
- Stuprocentowo. Nie musisz się martwić.
- Nie martwię się. Jestem po prostu ciekawy.
Ponownie urwałem temat. Nie widziałem sensu w rozmowie o homoseksualizmie po pijaku i na dodatek w Rosji, gdzie tolerancja stała na bardzo niskim poziomie. Może i nie wszyscy nas tu rozumieli, ale lepiej dmuchać na zimne.
- Wiesz, na co mam ochotę? - odezwał się ponownie, gdy skończył jeść ogórka. Spojrzałem na niego pytająco, podczas gdy zamówił sobie jeszcze jedną setkę wódki i wypił ją bez popitki.- Na seks. Mam chcicę, cholera jasna. Jestem niedopieprzony.
- Więc znajdź sobie jakąś ładną dziewczynę i korzystaj – mruknąłem, patrząc, jak schodzi ze stołka barowego i ledwo trzyma się na nogach.- Pamiętaj, żeby się zabezpieczyć.
- Dziewczynę – zachichotał, rozglądając się po pomieszczeniu, gdzie znajdowały się pojedyncze osoby. Było już dosyć późno, więc goście wrócili do swoich pokojów.- Ta, jasne.
Ponownie zachichotał, po czym przeczesał włosy palcami i slalomem zaczął iść w stronę wyjścia. Odprowadzałem go wzrokiem, żeby w razie jakiegokolwiek wypadku szybko do niego podbiec i ewentualnie złapać, aby niczego sobie nie połamał. Oparł się o framugę otwartych drzwi wejściowych i zagryzł dolną wargę, patrząc na kogoś, kogo ja nie widziałem. Najwyraźniej zobaczył niezłą sztukę i zaraz zacznie ją bajerować. Niech idzie. Był facetem, czasem trzeba sobie ulżyć. Następnie zniknął z mojego pola widzenia, a ja skupiłem się na pozostałych ogórkach w miseczce. Postanowiłem wypić jeszcze sok do końca i zjeść warzywa, a po piętnastu minutach udałem się z powrotem do pokoju. Nie chciałem przerywać jakiegokolwiek zbliżenia mającego miejsce za tymi drzwiami, ale nie miałem innego wyboru. Zresztą, już minęło trochę czasu. Może już skończyli i teraz Kellin wymiotował w łazience... Kto wie.
Wyciągnąłem klucz z kieszeni. Kellin miał drugi, więc nie musieliśmy bać się, że któryś z nas będzie uziemiony pod drzwiami, gdy drugi pójdzie coś załatwiać. Wsunąłem klucz do zamka i lekko uchyliłem drzwi. Słyszałem odgłos odbijającej się od siebie skóry oraz pomruki i jęki. Najwyraźniej źle trafiłem, ale udam, że nie patrzę i szybko przemknę do łazienki.
Wślizgnąłem się niepostrzeżenie do pokoju i wtedy zmarszczyłem brwi. Jęki, owszem były wysokie, ale raczej nie damskie. Pomruki były o wiele niższe, za niskie jak na Kellina. Postanowiłem oderwać wzrok od drzwi i odwróciłem się w stronę łóżka. Opadła mi szczęka.
Kompletnie pijany Kellin siedział na jakimś mężczyźnie i uprawiał z nim szybki seks. Chłopak energicznie podskakiwał na penisie nieznajomego, a ja stałem jak wryty. To było coś... Niespodziewanego. Tak, niespodziewanego. W pewnym momencie moje spojrzenie spotkało się ze wzrokiem obcego mężczyzny, który złapał biodra Kellina i wskazał na mnie ruchem głowy. Brunet odwrócił głowę i zachichotał uroczo, po czym sięgnął po kołdrę i nakrył się nią, przyciskając swoją klatkę piersiową do torsu swojego kochanka. Ponownie zaczął poruszać biodrami i pocałował tego drugiego, nie przejmując się, że właśnie zobaczyłem, jak pieprzy go jakiś facet. Szybko wszedłem do łazienki i zatrzasnąłem za sobą drzwi.
Może to tylko alkohol. A może Kellin naprawdę jest gejem i to nie był wytwór mojej wyobraźni.