Macie smuta, macie smuta jakiego chcieliście! I zapraszam- jeśli czytacie, komentujcie. Lubię czytać Wasze komentarze, cholernie lubię :3 Endżoj.
Btw, pisząc słuchałam Déjà Vu Sleeping With Sirens, pioseneczka robi swoje ;)
____________________________
- Boże święty, Victor, mówiłem, że nie powinieneś tak na mnie patrzeć przy ludziach, bo wtedy będzie niemiło...
- Kels, debilu, przecież nie mogę oderwać od ciebie wzroku i rąk...
- Victorze Vincencie Fuentes!
Kellin odepchnął od siebie Vica, który chyba lekko się zapomniał. Byli po skończonym secie Pierce The Veil, King For A Day wykonywali jako ostatnie, dlatego też na backstage'u byli wszyscy chłopcy z zespołu oraz Kellin. Vic skorzystał z towarzystwa Quinna i zaciągnął go gdzieś na bok, gdzie niby nikt ich nie widział, ale ryzyko przyłapania było ogromne. Zresztą, dzisiaj był chyba jakiś niewyżyty. Pożądanie i niecierpliwość bez problemu można było zobaczyć w jego czekoladowych oczach. Na śniadaniu, gdy wszyscy mniej więcej byli trzeźwi i ogarniali, co dzieje się wokół nich, chciał dobrać się do rozporka Kellina, ale ten zachował resztki rozsądku i nie dał mu się tak łatwo. Nie wypił dużo. Nawet pamiętał pobicie. Oczywiście, niemal każdy zadał to nudne pytanie: Co się stało? Kellin nie mógł powiedzieć, że został pobity, bo Vic odwalił niezłą robótkę ręczną, dlatego wymyślił głupią wymówkę, że jacyś schlani kolesie z klubu po prostu się do niego dowalili i nie chcieli odpuścić. Nikt więcej o nic nie pytał. Limo nie było takie duże i widoczne, gorsze były zadrapania i blizny, które rzucały się w oczy. Vic mógłby zostać jakimś pielęgniarzem czy lekarzem.
Podczas występu Victor oczywiście również nie mógł powstrzymać się od zerkania na Kellina, niby przypadkowego muskania jego ręki czy klepnięcia go w tyłek, gdy młodszy z wokalistów przechodził obok. Większość była do tego przyzwyczajona, często zachowywali się tak na scenie, a ludzie myśleli, że to po prostu braterska miłość. Miłość miłością, co było między nimi? Nigdy żaden nie powiedział drugiemu, że go kocha. Nazywali się skarbami, kochaniami, miśkami czy innymi zwierzakami, ale nigdy nie powiedzieli sobie tego krótkiego kocham cię. Bo to chyba nie była miłość. Byli przyjaciółmi, przyjaciółmi z korzyściami. Może jeden do drugiego coś czuł? A może liczył się tylko seks? Raczej nie, biorąc pod uwagę wczorajsze zachowanie Vica wobec Kellina, gdy ten ukazał się mu poobijany i krwawiący. Nie, tu nie liczył się tylko seks. Było między nimi coś więcej, ale może żaden z nich nie chciał tego przyznać albo po prostu się bał.
Tak czy siak, pożądanie w oczach Victora nie gasło i musiał założyć dłuższą koszulkę, aby zakryć wypukłość w jego spodniach. Kellin był gorszy niż baba. Nie dał mu się dotknąć nawet gdy byli sami. I jak tu z takim wytrzymać, gdy podniecenie rosło, a spodnie stawały się coraz ciaśniejsze?
- Kels, ja już nie mogę... - jęknął, patrząc na Kellina oczami szczeniaczka.
Jeszcze się nie nauczył, że Quinn nigdy się na to nie łapie? Był asertywny. Niech poczeka, kilkadziesiąt minut go nie zbawi.
Jeszcze się nie nauczył, że Quinn nigdy się na to nie łapie? Był asertywny. Niech poczeka, kilkadziesiąt minut go nie zbawi.
- Idź sam sobie ulżyj.
- Wiesz co, jesteś nikczemny- mruknął Fuentes i odszedł od bruneta.
Kellin parsknął śmiechem, po czym udał się do chłopaków ze swojego zespołu. Nie mógł cały czas przebywać z Victorem. Byłoby to zbyt podejrzane. Zresztą, Mike już wie, a to o jedną osobę za dużo. Lepiej, żeby już nikt nie wtrącał nosa w nie swoje sprawy.
Jack, Justin, Jesse i Gabe stali na boku, otoczeni przez fanów, z którymi robili sobie zdjęcia i dawali im autografy. Gdy nieopodal pojawił się Kellin, wszystkie, dosłownie wszystkie dziewczęta podbiegły do niego i zaczęły prosić o autograf oraz wspólne zdjęcie. Nawet nie zwracały uwagi na jego blizny- był Kellinem Quinnem, bożyszczem, nawet z ranami na twarzy był idealny.
Aby wszystkie nastolatki odeszły usatysfakcjonowane, Kellin spędził między nimi dobrą godzinę. Tłum był ogromny, rozszedł się po dłuższym czasie. Gdy myślał, że już nikt nie przyjdzie i w końcu zostawią go w spokoju, podeszła do niego dziewczyna z napisem Kellic na policzku.
- Shipuję ciebie i Vica z Pierce The Veil - oznajmiła, wyciągając przed siebie rękę z pisakiem i płytą Sleeping With Sirens.
Kellin nie odpowiedział. Nie dlatego, bo był zmęczony albo dlatego, bo był chamski i nie chciał rozmawiać z fanami. Po prostu nie wiedział, co odpowiedzieć. Uśmiechnął się jedynie i oddał podpisaną płytę dziewczynie.
- Słodko ze sobą wyglądacie - dziewczyna drążyła temat.
- Cieszę się, że macie jakieś zajęcie w tym internecie - pdparł Kellin.
- Naprawdę! Naprawdę! Na scenie wyglądacie jakby była między wami chemia!
- Mam żonę i córkę, nie bawię się w żadne...
- Shipy? - wtrąciła się dziewczyna, patrząc na niego wielkimi oczami. Był trochę przerażające. Oczy maniaka. Skąd miała w sobie tyle pewności siebie?
- Tak... Shipy, niech będzie - Kellin wzruszył ramionami.- Dzięki za rozmowę. Leć na kolejny występ.
- Nie ma już.
- To leć się najeść.
- Jadłam przed chwilą.
- Ale ja nie jadłem. Więc pójdę to zrobić.
To powiedziawszy, odwrócił się do niej tyłem i ruszył w stronę ich jakby stołówki. Była pora kolacji, a on zdążył już porządnie zgłodnieć. Gdy wszedł do pomieszczenia, wszystkie oczy był wlepione w niego. Co, ciągle nie przyzwyczaili się do tych kilku zadrapań? Brunet ruszył o stołu, gdzie siedzieli chłopacy z SWS i PTV, usiadł między Mikem i Justinem. Chwila... Przecież tu miał siedzieć Vic. Gdzie on do cholery był?
- Gdzie Victor? - zapytał, biorąc do ręki półmisek z jakąś sałatką.
- Siedzi w busie, mówi, że go głowa boli - odparł Mike.
Kellin nałożył sobie sałatkę i spojrzał na młodszego z braci, mrużąc przy tym jasne oczy. Coś tu nie pasowało. Vica nigdy nie bolała głowa, chyba że było to coś poważnego. Może to było coś poważnego?
- A ciebie już nie boli? - zapytał Mike'a z lekkim uśmiechem, po czym nałożył na talerz jakieś mięso i trochę frytek.
Fuentes zmarszczył brwi i spojrzał pytająco na Kellina.
- Dlaczego miałaby boleć?
- Wczoraj trochę przesadziłeś i próbowałeś poderwać drzewo, w które przypadkiem pierdolnąłeś głową.
- Och... Nikt tego nie nagrał, prawda? - powiedział cicho Mike, patrząc na Kellina spode łba.
- Mnie nie pytaj, ale chyba Jaime ma coś w zanadrzu. Gadaj sobie z nim - wzruszył ramionami i zabrał się za jedzenie.
Mike natychmiast zmienił miejsce na to obok Jaimego i zaczął wypytywać go o noc, której on nie pamięta. Po głowie Kellina krążyły natomiast myśli dotyczące Vica. Na pewno nie bolała go głowa. Nie było takiej możliwości, przecież on jest odporny na ból. Brunet szybko zjadł swoją porcję, po czym wstał od stołu i bez słowa od niego odszedł. Ruszył w stronę parkingu. Dokładniej - do busu Pierce The Veil. Gdy był już prawie na miejscu, poczuł wibracje telefonu w kieszeni. Miał cichą nadzieję, ze to Vic. Wyciągnął komórkę i spojrzał na wyświetlacz, a na jego twarzy pojawił się cień zawodu. Katelynne.
Mike natychmiast zmienił miejsce na to obok Jaimego i zaczął wypytywać go o noc, której on nie pamięta. Po głowie Kellina krążyły natomiast myśli dotyczące Vica. Na pewno nie bolała go głowa. Nie było takiej możliwości, przecież on jest odporny na ból. Brunet szybko zjadł swoją porcję, po czym wstał od stołu i bez słowa od niego odszedł. Ruszył w stronę parkingu. Dokładniej - do busu Pierce The Veil. Gdy był już prawie na miejscu, poczuł wibracje telefonu w kieszeni. Miał cichą nadzieję, ze to Vic. Wyciągnął komórkę i spojrzał na wyświetlacz, a na jego twarzy pojawił się cień zawodu. Katelynne.
To nie było tak, że nie cieszył się, że dzwoni. Cieszył się. Jednak byłby bardziej usatysfakcjonowany, gdyby na ekranie wyświetliło się zdjęcie i imię Vica.
- Hej skarbie - powiedział, odbierając połączenie. Jak dobrze, że nie widziała jego twarzy. Zero uśmiechu. Zero szczęścia. Gadka szmatka, trzeba odbębnić tę rozmowę.
- Jak występ? - usłyszał głos swojej żony w głośniku.
- W porządku. Ludzie są świetni, to naprawdę świetna sprawa.
- Cieszę się. Jutro jedziecie do Portland, prawda?
- Tak, wyruszamy za jakieś dwie godziny.
- Chcesz się czegoś dowiedzieć?
- Hm?
- Będę tam z Cope.
Kellin zamarł bez ruchu i przełknął głośno ślinę. Katelynne na miejscu oznacza zazdrosnego Victora. Zazdrosny Victor oznacza zdenerwowanego Victora. Zdenerwowany Victor oznacza koniec świata.
- Kellin, kochanie?
- Jestem, jestem. Aż zaniemówiłem z wrażenia, wiesz? Zdążyłem się za wami stęsknić.
- My też tęsknimy. Muszę kończyć, Coco wzywa.
- Ucałuj ją ode mnie.
- Ucałuję. Kocham cię.
- Też cię kocham. Do zobaczenia.
Z głośnym westchnięciem Kellin schował telefon do kieszeni. Wziął kilka głębokich oddechów, przymknął oczy i stał tak przez dwie minuty, aż w końcu doszedł do siebie. Katelynne, jutro na Warped, z Copeland. Vic będzie wściekły. Będzie rozwścieczony. Jednak kiedyś będzie mu musiał powiedzieć... Zrobi to jeszcze dzisiaj, na pewno, ale na razie jego zadaniem jest zobaczenie, czy Victora naprawdę boli głowa, czy może ściemnia.
Zapukał w drzwi autokaru i czekał na jakikolwiek odzew. Cisza. Zapukał jeszcze raz, tym razem jeszcze się odzywając:
- Vic, jesteś tam?
Odpowiedział mu przeciągły jęk. Kellin zmarszczył brwi i odsunął się od drzwi. Ale... W sensie że o co chodzi?
- Kellin? - usłyszał głos Vica po dłuższej chwili.
- Co ty tam kurwa robisz?!
- Czekaj.
Kellin przewrócił teatralnie oczami, po czym skrzyżował ręce na torsie. Oczywiście, że poczeka. Przecież nie wejdzie do środka, gdy Vic pieprzy się na przykład z jakąś panienką. Oby to nie była prawda... Chyba był nieco zazdrosny. Po kilku minutach zobaczył Victora, bez koszulki, w samych bokserkach. Quinn uniósł brew w górę, po czym poczuł palce szatyna zaciskające się na jego ręce. Fuentes pociągnął go za sobą prosto do tour busa i zamknął za nimi drzwi. Na klucz.
- Co do cholery? - mruknął Kellin, wchodząc dalej i szukając jakichkolwiek dowodów "zbrodni".- No? - spojrzał na Victora, jakby z wyrzutem i niecierpliwością w oczach.
- Kellin, co ty do cholery robisz? - zapytał Vic, podchodząc do niego.
- Co TY do cholery robisz? Boli cię głowa?
- Nie? To była głupia wymówka, żeby zostać i nie iść na kolację.
- A nie poszedłeś, bo...?
Vic zagryzł dolną wargę i spojrzał na Kellina z lekkim uśmieszkiem, który mógł oznaczać tylko jedno.
- Pamiętasz, jak mi powiedziałeś, żebym sam sobie ulżył?
- Boże, Victor! - w całym pomieszczeniu słychać było śmiech Kellina, który chwycił się za brzuch, bolący go od śmiechu. - Wiesz, trochę czasu minęło od momentu, gdy ci to powiedziałem - dodał, gdy już się uspokoił.
- Lepiej mi idzie, gdy jesteś obok.
- Uważaj, bo zacznę się rumienić.
Vic uśmiechnął się, po czym podszedł do Kellina i namiętnie wpił się w jego wargi. Chwycił za końce jego koszulki, którą zaczął powijać do góry, aż w końcu ją z niego ściągnął i rzucił gdzieś na podłogę. Oderwał się od niego i zlustrował bruneta wzrokiem.
- Wiesz co, nie masz ran nigdzie indziej, niż na twarzy - stwierdził.
- Skupiali się na mojej pięknej buźce - zaśmiał się młodszy, po czym zaczął składać pojedyncze pocałunki na żuchwie, a następnie szyi i torsie szatyna.
Zniżył się na poziom bokserek Vica, które szybko z niego ściągnął i rzucił na bok. Chwycił jego męskość i zaczął poruszać po nią dłonią, na razie powoli, coby trochę podenerwować szatyna.
- Nie umiesz sam sobie radzić? - uśmiechnął się do niego, jeszcze bardziej spowalniając swoje ruchy.
- Jeśli p-powiem, że nie, to m-mnie wyś-śmiejesz - odpowiedział.
- Wcale nie - zaśmiał się brunet, przyśpieszając swoje ruchy, po czym musnął ustami główkę przyrodzenia Victora.
Przejechał językiem po całej długości, aż w końcu prawie cała męskość znalazła się w jego ustach. Vic zamruczał z przyjemności i wplótł swoje palce w ciemne włosy chłopaka. Kellin poruszał głową na powoli, ale wiedząc, że Vic prędzej czy później będzie zirytowany, przyśpieszył tempo.
Przejechał językiem po całej długości, aż w końcu prawie cała męskość znalazła się w jego ustach. Vic zamruczał z przyjemności i wplótł swoje palce w ciemne włosy chłopaka. Kellin poruszał głową na powoli, ale wiedząc, że Vic prędzej czy później będzie zirytowany, przyśpieszył tempo.
- Boże, Kells... - jęknął głośno, mocniej zaciskając swoje palce za włosach Quinna, przez co ten syknął cicho i prawie się zakrztusił. Jednak dokończył swoją pracę, a Vic bez ostrzeżenia doszedł w jego ustach. Kellin połknął wszystko, po czym wyprostował się i spojrzał na szatyna.
- Ty nie tak nie ciągaj, bo chuja będziesz miał, a nie loda - mruknął.
- Chuj też mi pasuje - zaśmiał się, po czym musnął usta Kellina i zabrał się za ściąganie z niego spodni. Gdy rozprawił się z rozporkiem, opadły na dół, a jedyną przeszkodą były tylko bokserki, które i tak po chwili znalazły się na stercie ubrań na podłodze. Vic chwycił członka Kellina i zaczął poruszać po nim dłonią, od razu w bardzo szybkim tempie. Brunet oparł się o ramię Victora, wbijając w nie swoje paznokcie.
- J-jeśli b-będziesz t-tak na m-mnie d-dział-łał t-to n-nie u-ust-toję - wydyszał.
Vic uśmiechnął się i pociągnął młodszego w stronę stołu. Kellin położył się na nim, ale wolał widzieć co tam na dole wyprawia Victor, więc podparł się na łokciach, aby móc obserwować szatyna. Ten zabrał się za zostawianie na męskości Kellina mokrych śladów, które robił językiem. Pobawił się tak z nim trochę, sprawiając, że Quinn prawie walnął go w głowę mówiąc, żeby przestał go męczyć, po czym wziął całego członka bruneta do ust. Poruszał się niemiłosiernie powoli, przez co Kellin zaczął się coraz bardziej irytować. Przecież on go tak nie męczył, prawda? No, może trochę, ale na pewno o wiele mniej. Victor natomiast był bardzo z siebie zadowolony. Jego głowa poruszała się w żółwim tempie. Doskonale wiedział, że irytuje Quinna, ale hej! to było zabawne. W końcu postanowił się zlitować i zaczął poruszać się o wiele szybciej, sprawiając, że Kellin odchylił głowę do tyłu i jęknął przeciągle.
- Kurwa, Victor! - krzyknął, gdy poczuł, że w okolicach podbrzusza kumuluje się przyjemne ciepło.- Vic, z-zaraz...
Nie dokończył, bo już doszedł w ustach Vica, który połknął nasienie bruneta i uśmiechnął się triumfalnie. Podniósł się z klęczek i przylgnął ciałem do Kellina, po czym wpił się w jego usta. Brunet namiętnie oddał pocałunek. Dłońmi błądził po plecach szatyna. Gdy ten zaczął całować jego czuły punkt za uchem, wbił paznokcie w skórę starszego mężczyzny i przejechał nimi po całej długości pleców. Vic syknął z bólu i oderwał się od skóry Kellina.
- Wiesz ty co? - mruknął, patrząc w jasne oczy partnera.- A potem wysłuchuję, skąd mam rany i tak dalej.
- Co mam poradzić, że tak na mnie działasz?
- Krzyczeć, jęczeć, całować, nie wiem, ale nie drapać.
- Zamknij się, dobrze wiem, że lubisz, gdy to robię.
Vic już się nie odzywał. Kellin miał punkt, chyba za dobrze go znał. Zaczął całować szyję bruneta. Żaden z nich się nie odzywał, po prostu delektowali się chwilą.
- Victor? - ciszę przerwał głos Kellina.
- Hmm? - mruknął satyn, nie odrywając ust od skóry chłopaka.
- Wiesz, musiałbym ci coś powiedzieć...
- To nie może poczekać? - Victor spojrzał mu w oczy.- Mam na ciebie cholerną ochotę. Dzisiaj stawiamy na pieprzenie się, a nie na miłość.
- Ale...
- Oj, zamknij się skarbie - starszy przerwał mu pocałunkiem, po czym oderwał się od niego i poszedł do swojej koi po cały "ekwipunek", który był tylko lubrykantem. Obaj nie lubili seksu z prezerwatywą, nawet jeśli mieliby zarazić się jakimś gównem. Ufali sobie wystarczająco. Może kiedyś będą tego żałowali... Ale na razie żyli chwilą. Będzie co będzie.
Wrócił do Kellina i wylał trochę żelu na swoją dłoń, po czym nasmarował nim swoje przyrodzenie i umiejscowił się między nogami Kellina. Brunet oparł się na łokciach i jeszcze nie zdążył się wygodnie ułożyć, gdy poczuł, że Vic wszedł w niego jednym, mocnym i gwałtownym ruchem. Jęknął głośno i opadł plecami na stół. Nienawidził, gdy to robił. Mógł go chociaż ostrzec.
- Nienawidzę cię, uch... - syknął, czując więcej bólu niż przyjemności. Z czasem jednak to nieprzyjemne uczucie ustępowało i ustępowało miłym odczuciom.
- Nie kłam - zaśmiał się Vic i zaczął zdecydowanie poruszać się w wnętrzu bruneta. Jego jęki wypełniły cały autokar i były przeplatane krzykami młodszego.
- O kurwa... Tak, Vic, właśnie... O kurwa, tutaj... Mocniej... - byle nikogo nie było na zewnątrz, bo na pewno by ich słyszeli. I jak by się z tego wytłumaczyli? Marnie.
Vic, dysząc ciężko i nie zwalniając swoich ruchów, chwycił męskość Kellina i szybko zaczął jeździć po niej dłonią. Plecy bruneta wygięły się w łuk.
- Dojdź dla mnie - wyszeptał Vic, nachylając się nieco nad Quinnem. Cholera, dlaczego ten ton i ta gadka robiła na nim tak wielkie wrażenie? Kellin czuł, że długo już nie wytrzyma i sięgnął nieba, kończąc w ręce Victora. Ten też długo nie pociągnął. Poruszył biodrami jeszcze kilka razy i doszedł we wnętrzu chłopaka, po czym opadł na niego i westchnął głośno.
- Boże, Kellin... - odetchnął i przymknął oczy. Musnął usta bruneta i uśmiechnął się lekko. - No, to co chciałeś mi powiedzieć?
Kellin uspokoił swój oddech. Ma mu powiedzieć to TERAZ? Po udanym seksie? Ale jeśli nie teraz, to kiedy? Weź się w garść, Bostwick, weź się w garść.
- Na pewno chcesz to usłyszeć?
- Tak, chcę.
- Jutro na koncercie będzie Katelynne z Coco.
Vic zacisnął usta w cienką linię.
- Dzięki za spierdolenie mi humoru.