Okej, nowy rozdział, trochę krótszy, ale nie mniej ważny.
Kocham Was.
__________________
Nie miałem pojęcia, dlaczego obudziłem się w tak dobrym humorze. Może dlatego, bo był październik, który oznaczał oficjalny koniec mojego szlabanu (nie, żebym wcześniej się nim przejmował). To wiązało się z częstszym widywaniem Vica, oczywiście jeśli on będzie tego chciał. Cóż, mogłem się założyć, że będzie chętny na jeszcze więcej naszych spotkać, bo jakby nie patrzeć, to on czerpał z nich najwięcej korzyści. Miałem tylko nadzieję, że mama nagle nie zacznie wynajdywać najgłupszych powodów, aby uziemić mnie w domu. Kolejny szlaban sprawiłby, że chyba bym oszalał.Wyszedłem z łazienki, w której ogarnąłem się przed szkołą i prawie wpadłem na bliźniaczki. Jedna z nich przytuliła się do mojej nogi i dopiero gdy wziąłem ją na ręce, zauważyłem, że to Amelie. Sarah wbiegła do sypialni mamy i Toma. Nie miałem pojęcia, co w nie wstąpiło, ale nie miałem czasu na ich zabawy.
- Stało się coś poważnego czy tak po prostu się do mnie przytuliłaś? - zapytałem małą, wchodząc do salonu, gdzie krzątały się inne siostry oraz mama.
- Kocham cię, Kell - uśmiechnęła się Amelie i pocałowała mnie w policzek.
Nie potrafiłem się nie uśmiechnąć i również ją pocałowałem, ale w czoło. Razem ze swoją siostrą bliźniaczką były małymi promyczkami i mimo że czasem mnie irytowały (jak to młodsze siostry), kochałem je całym sercem.
- Masz jakiś interes, co? - zaśmiałem się.
- Grałam w gry na twoim telefonie i się rozładował - szepnęła, patrząc na mnie poważnym wzrokiem.
Wiedziałem, że będzie się czymś przejmować, nawet jeśli to błahostka. Była urocza, ale to nie zmieniało faktu, że zostałem bez telefonu na cały dzień.
- Ostatnio zaczęłaś się buntować - westchnąłem, wstawiając ją na podłodze, po czym wszedłem do części kuchennej i otworzyłem lodówkę, szukając czegoś do jedzenia. Nie miałem dużo czasu, więc pewnie zjem śniadanie po drodze.
- Co byś chciał, co? - zapytała mama, która przygotowywała jedzenie do szkoły, a ja spojrzałem na nią przez ramię.
- Coś do jedzenia?
- Gdzieś tam powinien być jogurt z musli, weź sobie.
Wow, super. Przewróciłem oczami i wyciągnąłem kubek z jogurtem. Spojrzałem na zegarek na ścianie. Jeśli nie wyjdę teraz, nie zdążę. Dlatego też otworzyłem kubek, wyciągnąłem łyżeczkę z szuflady i na chwilę odłożyłem jogurt na blat, aby wziąć torbę i upewnić się, że wszystko wziąłem. Cholera, w takich momentach przydałby się naładowany telefon. Mógłbym zadzwonić do Vica, żeby po mnie przyjechał, ale nie chciałem zawracać mu głowy. Zresztą, jeśli nie pójdę na algebrę, świat się nie zawali. Nie, żebym przejmował się tym przedmiotem.
Schowałem do torby lunch przygotowany przez mamę, po czym chwyciłem ledwo zipiący telefon i schowałem go do kieszeni. Następnie wziąłem jogurt i udałem się do wyjścia.
- Nie zjesz w domu? - zapytała mama, a ja spojrzałem na nią i pokręciłem głową.- To chociaż pamiętaj, że łyżka ma wrócić do domu.
Pokazałem jej podniesiony kciuk w górę i wyszedłem z domu. Szedłem szybkim krokiem, ale wystarczającym, abym spokojnie mógł jeść swoje śniadanie. Po jakimś czasie nieco zwolniłem i wolałem skupić się na jogurcie. Gdy dotarłem do szkoły, śniadanie oczywiście było już zjedzone, a ja dziesięć minut spóźniony. Cóż, nie zrobiłem tego specjalnie, bo przecież się spieszyłem. Mówi się trudno, pójdę dopiero na drugą lekcję, głowy mi za to nie utną.
Zapamiętałem tekst o łyżeczce, więc oblizałem ją do czysta i schowałem do torby, a kubek wyrzuciłem do kosza na śmieci stojącego przy wejściu do szkoły. Jako że teraz nigdzie mi się nie spieszyło, spokojnym krokiem wszedłem do budynku, uśmiechając się przy tym. Uśmiech zszedł z mojej twarzy w ciągu jednej sekundy, gdy zobaczyłem wygląd szkolnego korytarza, a raczej jego ścian i stojących przy nich szafek.
Nie wszędzie, ale na pewno w znacznej ilości, na niektórych szafkach i ścianach porozwieszane były zdjęcia. Pewnie bym się nimi nie przejął, gdyby nie przedstawiały mnie i, do jasnej cholery, Vica przy basenie, gdy nie robiliśmy niczego innego, jak po prostu się pieprzyliśmy. Wiedziałem, że ktoś siedział wtedy w tych krzakach i na nas patrzył. Ta, paranoja, raczej intuicja.
Odkleiłem jedno ze zdjęć formatu A4 i zobaczyłem, że na dole kartki widniał napis "Pan redaktor naczelny nie zawsze dominuje". Może i dobra gra słowna, ale ten ktoś na pewno jej pożałuje. Mimo że cała szkoła wiedziała, że lubię brać w tyłek, nikt nie musiał widzieć, jak to robię, tym bardziej z Victorem. On wiedział? Gdyby tak było, na pewno pościągałby fotografie ze ścian. Może to i lepiej, że spóźniłem się na algebrę. Będę miał co robić przez ten czas.
Zgniotłem kartkę i zacząłem zrywać zdjęcia z szafek i ścian. Ktoś miał niezły tupet, naprawdę. Chyba nigdy nie trafił do tej ciemnej rubryki w gazetce. Jeśli się dowiem, kto to zrobił, nie odpuszczę mu. Będzie miał uprzykrzone życie do końca liceum, obojętnie czy jest młodszy ode mnie. Nawet gdy skończę szkołę, dopilnuję, aby ten ktoś bał wychodzić się z domu.
Gdy na tym korytarzu ze ścian poznikały wszystkie zdjęcia, postanowiłem iść do pracowni chemicznej, aby wyciągnąć z niej Vica. Musiał to zobaczyć, jeśli jeszcze nie widział, bo mogłem się założyć, że na piętrze wyżej anonim również pozostawił po sobie ślad.
Wszedłem do odpowiedniej klasy bez pukania i niemal wszystkie spojrzenia spoczęły na mnie. Nie były one jednoznaczne, więc prawdopodobnie nikt nie widział zdjęć. To musiało oznaczać, że ktoś porozwieszał je po rozpoczęciu zajęć.
- Panie Quinn, czy mogę w czymś panu pomóc? - odezwał się nauczyciel, pan Terry.
Podszedłem do jego biurka, przy okazji patrząc kątem oka na Vica, do którego mrugnąłem i lekkim ruchem głowy wskazałem drzwi, aby wiedział, po co się tu pojawiłem.
- Jest sprawa - zacząłem spokojnie.- Wie pan, panie profesorze, że chodzę do psychologa, prawda? - szepnąłem, nie chcąc, aby reszta klasy to słyszała, bo nie potrzebowałem zbędnych plotek.
- Tak, grono pedagogiczne zostało o tym poinformowane.
- No więc, w związku z tym, potrzebuję Victora.
- W jakim celu?
- Pan Rowell chce porozmawiać z nasza dwójką, jako że się przyjaźnimy. Więc mogę go porwać? - zapytałem, uśmiechając się uroczo.
Pan Terry patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, po czym skinął głową.
- Panie Fuentes, proszę iść z panem Quinnem - mężczyzna zwrócił się do szatyna, który zebrał swoje rzeczy i poszedł w moją stronę.
Zupełnie spontanicznie chwyciłem go za rękę, nie zważając na spojrzenia innych uczniów, po czym obaj wyszliśmy z klasy.
- Coś się stało? - zapytał, zamykając za sobą drzwi.
- Oj tak, Victorze, stało się - odparłem i pociągnąłem go w stronę schodów, po których następnie weszliśmy.
Nie myliłem się. Tutaj również było sporo zdjęć, chociaż nie tak wiele jak na parterze, który już oczyściłem. Vic stanął jak wryty. Przez krótki czas, z otwartymi ustami, patrzył na ściany, po czym spojrzał na mnie. Stałem spokojnie, ze skrzyżowanymi rękoma na torsie i ciężarem przeniesionym na jedną nogę.
- Co to do kurwy jest? - syknął, podchodząc do szafek i zrywając zdjęcie z jednej z nich.- Pan redaktor naczelny nie zawsze dominuje? Kto to zrobił? Jak?
- Pamiętasz, jak ci mówiłem, że słyszałem coś w krzakach? - zapytałem, zaczynając ściągać kartki, a Vic skinął głową.- No właśnie. Myślę, że wtedy ktoś zrobił nam zdjęcia. Nie mam pojęcia, kto to był. Nie wiem, kto to powiesił.
- Kogo obchodzi nasze życie seksualne?
- Nikogo. To nie o to chodzi, Vic.
- Więc o co?
Westchnąłem ciężko, kończąc ściągać zdjęcia z jednego rzędu szafek. Doskonale wiedziałem, o co chodziło. Musiałem powiedzieć Vicowi, bo teraz to on był w to wplątany, a nie chciałem, aby miał kłopoty.
- Pamiętasz kartkę, którą dostałem w tył głowy, gdy się całowaliśmy?
Vic zastanowił się chwilę i skinął głową.
- No więc... To nie była jedyna kartka - mruknąłem.- Dostaję pełno takich wiadomości, czasem łagodniejszych, czasem gorszych. Albo mnie w nich wyzywają, albo mi grozą, a teraz to. Chyba chcą się na mnie w jakiś sposób zemścić, a ja nie wiem, co mam robić, Vic...
Chłopak westchnął ciężko i zaczął ściągać zdjęcia. Wiedziałem, że musiał wszystko przetworzyć w swojej głowie. Może był na mnie zły, bo nie powiedziałem mu wcześniej? To możliwe. Nie chciałem go zawieść, ale nie lubiłem przytłaczać go swoimi problemami. Musiałem poradzić sobie z nimi sam i w skrajnych przypadkach wołać o pomoc.
- Mogłeś mi powiedzieć - odezwał się, gdy na korytarzu nie było już żadnych zdjęć.
- Nie chciałem cię martwić - westchnąłem.
Szatyn wyrzucił podarte kartki do kosza na śmieci, po czym podszedł do mnie i objął mnie w pasie. Oparł swoje czoło o moja, a ja oplotłem palcami jego ramiona.
- Oczywiście, zmartwiłbyś mnie, ale coś byśmy wymyślili. Nie wiem, kim jest ta osoba, ale widzisz, do czego tym razem się posunęła. Cała szkoła nie musi widzieć, jak uprawiamy seks, to nasza prywatna sprawa. Teraz boję się, co będzie następne.
Wzruszyłem ramionami i położyłem głowę na jego klatce piersiowej. Zacząłem się bać, ale z nim chyba nie powinienem, bo wiedziałem, że przy mnie będzie i zrobi wszystko co w swojej mocy, aby było mi dobrze, a co za tym idzie - bezpiecznie.
- Sam zobacz, teraz ty też jesteś w to wplątany - szepnąłem.- Nie powinno tak być.
- Poradzimy sobie. Jeśli to stanie się naprawdę poważne, trzeba będzie powiedzieć rodzicom, dyrektorowi, a nawet policji, jeśli będzie taka potrzeba.
Skrzywiłem się nieco, ale skinąłem głową. Nie chciałem, aby ta sprawa zeszła na tory związane z policją, ale jeśli nie będę miał innego wyjścia, pewnie skończy się na komisariacie. Dobrze, że zachowałem większość liścików. Będą dobrym materiałem i dowodem.
- Jak długo... - zaczął Vic, ale przerwał mu donośny bas dyrektora, w którego stronę spojrzeliśmy.
- Quinn, Fuentes, natychmiast do mojego gabinetu - powiedział ostro, a my spojrzeliśmy na siebie niepewnie i mogłem przysiąść, że przełknęliśmy ślinę w tym samym momencie.
Poszliśmy za dyrektorem, nieco zestresowani i zdenerwowani. Żaden z nas nie wiedział, czego mogliśmy się spodziewać. Może chodziło o całowanie się przy nauczycielach, a może o te zdjęcia? Chyba nie był na tyle głupi, żeby myśleć, że to my je rozwiesiliśmy, prawda?
Weszliśmy za nim do jego gabinetu i usiedliśmy na dwóch fotelach stojących naprzeciwko jego. Na mahoniowym biurku leżało nic innego jak nasze słynne zdjęcie, które przyprawiało mnie o białą gorączkę.
- Co prawda fotografie te zostały usunięte ze ścian i szafek, - zaczął - ale to nie znaczy, ze zostawimy tę sprawę bez echa. Czekam na wyjaśnienia.
- Chyba pan nie myśli, że to my rozwiesiliśmy te zdjęcia? - zapytał Vic.
- Nie wiem, co dzieje się w głowach dzisiejszej młodzieży.
- Proszę mi uwierzyć, wolimy, aby nasze życie seksualne pozostało prywatne i nie wychodziło poza naszą sferę.
-Więc czekam na wyjaśnienia.
Vic na mnie spojrzał, przez co również dyrektor przeniósł na mnie wzrok. Cóż, trzeba będzie powiedzieć wszystko, żeby nie skopać się jeszcze bardziej.
- Spóźniłem się dzisiaj do szkoły - zacząłem, co spotkało się z mało przychylnym wzrokiem dyrektora.- I gdy wszedłem do środka, od razu zobaczyłem te zdjęcia. Zacząłem je ściągać, bo nie życzę sobie, żeby ktoś oglądał mnie i Vica w dość jednoznacznej sytuacji.
- Przed ósmą tych zdjęć nie było, ktoś musiał powiesić je podczas lekcji - dodał Vic.- Tylko że nie mamy pojęcia kto.
- Nie macie z nikim na pieńku? Z nikim się nie kłócicie?
Obaj pokręciliśmy głowami. Mężczyzna westchnął ciężko i spojrzał na zdjęcie, ale szybko odwrócił od niego wzrok. No tak, pewnie nie chciał patrzeć na to, jak jeden z jego uczniów wciska się w tyłek drugiego. Vic chwycił zdjęcie i podarł je na mniejsze kawałki. Dobrze, że to zrobił. Dziwnie patrzyło mi się z tej perspektywy na siebie uprawiającego seks. Nigdy nie myślałem nad tym, jak wyglądaliśmy w takiej pozycji. Skupiałem się na Vicu i jego postawie podczas seksu, a nie na sobie i naszej ogólnej prezencji. To chyba nie wpłynie na nasze kolejne zbliżenie, prawda?
- Jeszcze jedna sprawa - odezwał się dyrektor.- Jeśli takie coś powtórzy się jeszcze raz, obojętnie czy wy to zrobicie, czy ktoś inny, będę zmuszony wezwać waszych rodziców. To poważna sprawa. Na szczęście nic nie wymknęło się spod kontroli, ale kto wie, co może stać się kolejnym razem.
Świetnie. Jeśli moja mama się o tym dowie, już nigdy nie zobaczę światła dziennego, nawet jeśli to nie będzie moja wina. Nie chodziłoby nawet o zdjęcia, tylko o sam seks, bo wszyscy pamiętamy jej podejście do moich upodobań seksualnych. Nie dość, że jej syn ogląda się za facetami, to na dodatek daje jebać się w dupę. Gdyby dowiedziała się, jak straciłem dziewictwo, to nie miałbym czego szukać w domu, ale to temat na inną chwilę.
- Nie da obejść się sprawy rodziców, co? - mruknąłem, a Vic złapał mnie za rękę i splótł nasze palce.
- I tak już ją obszedłem. Ostatnia szansa, nawet jeśli to nie wasza wina. Musicie być czujni, aby nikt nie zabawił się waszym kosztem.
Skinęliśmy głowami i podnieśliśmy się z foteli z zamiarem opuszczenia gabinetu. Uczniowie nie lubią przebywać u dyrektora, obojętnie czy coś przeskrobali, czy nie.
- Ach, i jeszcze jedno! - zawołał mężczyzna, gdy Vic położył dłoń na klamce. Odwróciliśmy się w jego stronę.- Kellin już o tym wie, ale ty, Vic, jeszcze nie zostałeś o tym poinformowany. Grono pedagogiczne skarży się na wasze wieczne całowanie i obściskiwanie się.
- Jaki jest w tym problem? - zapytał Vic, marszcząc brwi.
- Nie wszyscy chcą oglądać, jak wymieniacie się DNA, a już na pewno nie nauczyciele. Po prostu wam to przekazuję i dostosujcie się do tego. Nie musicie od razu się od siebie oddalać, ale przystopujcie.
- Życie takie ciężkie, usta Vica takie całuśne - westchnąłem dramatycznie, przez co dyrektor zacisnął usta w cienką linię.
- Idźcie już - powiedział stanowczo.
Pożegnaliśmy się z nim i wyszliśmy z jego gabinetu. Spotkaliśmy się z tłumem uczniów, którzy skończyli pierwszą lekcję. Niektórzy z nich dziwnie na nas patrzyli, ale większość nie zwracała na nas większej uwagi. Najwyraźniej tylko nieliczne jednostki widziały zdjęcie, co bardzo mnie ucieszyło.
- Hej, skoro nie chcą, żebyśmy całowali się na oczach nauczycieli, to może ostatni raz przy Hallwayu? - odezwał się Vic, wskazując na niskiego i krępego mężczyznę.
- Kocham cię, Kell - uśmiechnęła się Amelie i pocałowała mnie w policzek.
Nie potrafiłem się nie uśmiechnąć i również ją pocałowałem, ale w czoło. Razem ze swoją siostrą bliźniaczką były małymi promyczkami i mimo że czasem mnie irytowały (jak to młodsze siostry), kochałem je całym sercem.
- Masz jakiś interes, co? - zaśmiałem się.
- Grałam w gry na twoim telefonie i się rozładował - szepnęła, patrząc na mnie poważnym wzrokiem.
Wiedziałem, że będzie się czymś przejmować, nawet jeśli to błahostka. Była urocza, ale to nie zmieniało faktu, że zostałem bez telefonu na cały dzień.
- Ostatnio zaczęłaś się buntować - westchnąłem, wstawiając ją na podłodze, po czym wszedłem do części kuchennej i otworzyłem lodówkę, szukając czegoś do jedzenia. Nie miałem dużo czasu, więc pewnie zjem śniadanie po drodze.
- Co byś chciał, co? - zapytała mama, która przygotowywała jedzenie do szkoły, a ja spojrzałem na nią przez ramię.
- Coś do jedzenia?
- Gdzieś tam powinien być jogurt z musli, weź sobie.
Wow, super. Przewróciłem oczami i wyciągnąłem kubek z jogurtem. Spojrzałem na zegarek na ścianie. Jeśli nie wyjdę teraz, nie zdążę. Dlatego też otworzyłem kubek, wyciągnąłem łyżeczkę z szuflady i na chwilę odłożyłem jogurt na blat, aby wziąć torbę i upewnić się, że wszystko wziąłem. Cholera, w takich momentach przydałby się naładowany telefon. Mógłbym zadzwonić do Vica, żeby po mnie przyjechał, ale nie chciałem zawracać mu głowy. Zresztą, jeśli nie pójdę na algebrę, świat się nie zawali. Nie, żebym przejmował się tym przedmiotem.
Schowałem do torby lunch przygotowany przez mamę, po czym chwyciłem ledwo zipiący telefon i schowałem go do kieszeni. Następnie wziąłem jogurt i udałem się do wyjścia.
- Nie zjesz w domu? - zapytała mama, a ja spojrzałem na nią i pokręciłem głową.- To chociaż pamiętaj, że łyżka ma wrócić do domu.
Pokazałem jej podniesiony kciuk w górę i wyszedłem z domu. Szedłem szybkim krokiem, ale wystarczającym, abym spokojnie mógł jeść swoje śniadanie. Po jakimś czasie nieco zwolniłem i wolałem skupić się na jogurcie. Gdy dotarłem do szkoły, śniadanie oczywiście było już zjedzone, a ja dziesięć minut spóźniony. Cóż, nie zrobiłem tego specjalnie, bo przecież się spieszyłem. Mówi się trudno, pójdę dopiero na drugą lekcję, głowy mi za to nie utną.
Zapamiętałem tekst o łyżeczce, więc oblizałem ją do czysta i schowałem do torby, a kubek wyrzuciłem do kosza na śmieci stojącego przy wejściu do szkoły. Jako że teraz nigdzie mi się nie spieszyło, spokojnym krokiem wszedłem do budynku, uśmiechając się przy tym. Uśmiech zszedł z mojej twarzy w ciągu jednej sekundy, gdy zobaczyłem wygląd szkolnego korytarza, a raczej jego ścian i stojących przy nich szafek.
Nie wszędzie, ale na pewno w znacznej ilości, na niektórych szafkach i ścianach porozwieszane były zdjęcia. Pewnie bym się nimi nie przejął, gdyby nie przedstawiały mnie i, do jasnej cholery, Vica przy basenie, gdy nie robiliśmy niczego innego, jak po prostu się pieprzyliśmy. Wiedziałem, że ktoś siedział wtedy w tych krzakach i na nas patrzył. Ta, paranoja, raczej intuicja.
Odkleiłem jedno ze zdjęć formatu A4 i zobaczyłem, że na dole kartki widniał napis "Pan redaktor naczelny nie zawsze dominuje". Może i dobra gra słowna, ale ten ktoś na pewno jej pożałuje. Mimo że cała szkoła wiedziała, że lubię brać w tyłek, nikt nie musiał widzieć, jak to robię, tym bardziej z Victorem. On wiedział? Gdyby tak było, na pewno pościągałby fotografie ze ścian. Może to i lepiej, że spóźniłem się na algebrę. Będę miał co robić przez ten czas.
Zgniotłem kartkę i zacząłem zrywać zdjęcia z szafek i ścian. Ktoś miał niezły tupet, naprawdę. Chyba nigdy nie trafił do tej ciemnej rubryki w gazetce. Jeśli się dowiem, kto to zrobił, nie odpuszczę mu. Będzie miał uprzykrzone życie do końca liceum, obojętnie czy jest młodszy ode mnie. Nawet gdy skończę szkołę, dopilnuję, aby ten ktoś bał wychodzić się z domu.
Gdy na tym korytarzu ze ścian poznikały wszystkie zdjęcia, postanowiłem iść do pracowni chemicznej, aby wyciągnąć z niej Vica. Musiał to zobaczyć, jeśli jeszcze nie widział, bo mogłem się założyć, że na piętrze wyżej anonim również pozostawił po sobie ślad.
Wszedłem do odpowiedniej klasy bez pukania i niemal wszystkie spojrzenia spoczęły na mnie. Nie były one jednoznaczne, więc prawdopodobnie nikt nie widział zdjęć. To musiało oznaczać, że ktoś porozwieszał je po rozpoczęciu zajęć.
- Panie Quinn, czy mogę w czymś panu pomóc? - odezwał się nauczyciel, pan Terry.
Podszedłem do jego biurka, przy okazji patrząc kątem oka na Vica, do którego mrugnąłem i lekkim ruchem głowy wskazałem drzwi, aby wiedział, po co się tu pojawiłem.
- Jest sprawa - zacząłem spokojnie.- Wie pan, panie profesorze, że chodzę do psychologa, prawda? - szepnąłem, nie chcąc, aby reszta klasy to słyszała, bo nie potrzebowałem zbędnych plotek.
- Tak, grono pedagogiczne zostało o tym poinformowane.
- No więc, w związku z tym, potrzebuję Victora.
- W jakim celu?
- Pan Rowell chce porozmawiać z nasza dwójką, jako że się przyjaźnimy. Więc mogę go porwać? - zapytałem, uśmiechając się uroczo.
Pan Terry patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, po czym skinął głową.
- Panie Fuentes, proszę iść z panem Quinnem - mężczyzna zwrócił się do szatyna, który zebrał swoje rzeczy i poszedł w moją stronę.
Zupełnie spontanicznie chwyciłem go za rękę, nie zważając na spojrzenia innych uczniów, po czym obaj wyszliśmy z klasy.
- Coś się stało? - zapytał, zamykając za sobą drzwi.
- Oj tak, Victorze, stało się - odparłem i pociągnąłem go w stronę schodów, po których następnie weszliśmy.
Nie myliłem się. Tutaj również było sporo zdjęć, chociaż nie tak wiele jak na parterze, który już oczyściłem. Vic stanął jak wryty. Przez krótki czas, z otwartymi ustami, patrzył na ściany, po czym spojrzał na mnie. Stałem spokojnie, ze skrzyżowanymi rękoma na torsie i ciężarem przeniesionym na jedną nogę.
- Co to do kurwy jest? - syknął, podchodząc do szafek i zrywając zdjęcie z jednej z nich.- Pan redaktor naczelny nie zawsze dominuje? Kto to zrobił? Jak?
- Pamiętasz, jak ci mówiłem, że słyszałem coś w krzakach? - zapytałem, zaczynając ściągać kartki, a Vic skinął głową.- No właśnie. Myślę, że wtedy ktoś zrobił nam zdjęcia. Nie mam pojęcia, kto to był. Nie wiem, kto to powiesił.
- Kogo obchodzi nasze życie seksualne?
- Nikogo. To nie o to chodzi, Vic.
- Więc o co?
Westchnąłem ciężko, kończąc ściągać zdjęcia z jednego rzędu szafek. Doskonale wiedziałem, o co chodziło. Musiałem powiedzieć Vicowi, bo teraz to on był w to wplątany, a nie chciałem, aby miał kłopoty.
- Pamiętasz kartkę, którą dostałem w tył głowy, gdy się całowaliśmy?
Vic zastanowił się chwilę i skinął głową.
- No więc... To nie była jedyna kartka - mruknąłem.- Dostaję pełno takich wiadomości, czasem łagodniejszych, czasem gorszych. Albo mnie w nich wyzywają, albo mi grozą, a teraz to. Chyba chcą się na mnie w jakiś sposób zemścić, a ja nie wiem, co mam robić, Vic...
Chłopak westchnął ciężko i zaczął ściągać zdjęcia. Wiedziałem, że musiał wszystko przetworzyć w swojej głowie. Może był na mnie zły, bo nie powiedziałem mu wcześniej? To możliwe. Nie chciałem go zawieść, ale nie lubiłem przytłaczać go swoimi problemami. Musiałem poradzić sobie z nimi sam i w skrajnych przypadkach wołać o pomoc.
- Mogłeś mi powiedzieć - odezwał się, gdy na korytarzu nie było już żadnych zdjęć.
- Nie chciałem cię martwić - westchnąłem.
Szatyn wyrzucił podarte kartki do kosza na śmieci, po czym podszedł do mnie i objął mnie w pasie. Oparł swoje czoło o moja, a ja oplotłem palcami jego ramiona.
- Oczywiście, zmartwiłbyś mnie, ale coś byśmy wymyślili. Nie wiem, kim jest ta osoba, ale widzisz, do czego tym razem się posunęła. Cała szkoła nie musi widzieć, jak uprawiamy seks, to nasza prywatna sprawa. Teraz boję się, co będzie następne.
Wzruszyłem ramionami i położyłem głowę na jego klatce piersiowej. Zacząłem się bać, ale z nim chyba nie powinienem, bo wiedziałem, że przy mnie będzie i zrobi wszystko co w swojej mocy, aby było mi dobrze, a co za tym idzie - bezpiecznie.
- Sam zobacz, teraz ty też jesteś w to wplątany - szepnąłem.- Nie powinno tak być.
- Poradzimy sobie. Jeśli to stanie się naprawdę poważne, trzeba będzie powiedzieć rodzicom, dyrektorowi, a nawet policji, jeśli będzie taka potrzeba.
Skrzywiłem się nieco, ale skinąłem głową. Nie chciałem, aby ta sprawa zeszła na tory związane z policją, ale jeśli nie będę miał innego wyjścia, pewnie skończy się na komisariacie. Dobrze, że zachowałem większość liścików. Będą dobrym materiałem i dowodem.
- Jak długo... - zaczął Vic, ale przerwał mu donośny bas dyrektora, w którego stronę spojrzeliśmy.
- Quinn, Fuentes, natychmiast do mojego gabinetu - powiedział ostro, a my spojrzeliśmy na siebie niepewnie i mogłem przysiąść, że przełknęliśmy ślinę w tym samym momencie.
Poszliśmy za dyrektorem, nieco zestresowani i zdenerwowani. Żaden z nas nie wiedział, czego mogliśmy się spodziewać. Może chodziło o całowanie się przy nauczycielach, a może o te zdjęcia? Chyba nie był na tyle głupi, żeby myśleć, że to my je rozwiesiliśmy, prawda?
Weszliśmy za nim do jego gabinetu i usiedliśmy na dwóch fotelach stojących naprzeciwko jego. Na mahoniowym biurku leżało nic innego jak nasze słynne zdjęcie, które przyprawiało mnie o białą gorączkę.
- Co prawda fotografie te zostały usunięte ze ścian i szafek, - zaczął - ale to nie znaczy, ze zostawimy tę sprawę bez echa. Czekam na wyjaśnienia.
- Chyba pan nie myśli, że to my rozwiesiliśmy te zdjęcia? - zapytał Vic.
- Nie wiem, co dzieje się w głowach dzisiejszej młodzieży.
- Proszę mi uwierzyć, wolimy, aby nasze życie seksualne pozostało prywatne i nie wychodziło poza naszą sferę.
-Więc czekam na wyjaśnienia.
Vic na mnie spojrzał, przez co również dyrektor przeniósł na mnie wzrok. Cóż, trzeba będzie powiedzieć wszystko, żeby nie skopać się jeszcze bardziej.
- Spóźniłem się dzisiaj do szkoły - zacząłem, co spotkało się z mało przychylnym wzrokiem dyrektora.- I gdy wszedłem do środka, od razu zobaczyłem te zdjęcia. Zacząłem je ściągać, bo nie życzę sobie, żeby ktoś oglądał mnie i Vica w dość jednoznacznej sytuacji.
- Przed ósmą tych zdjęć nie było, ktoś musiał powiesić je podczas lekcji - dodał Vic.- Tylko że nie mamy pojęcia kto.
- Nie macie z nikim na pieńku? Z nikim się nie kłócicie?
Obaj pokręciliśmy głowami. Mężczyzna westchnął ciężko i spojrzał na zdjęcie, ale szybko odwrócił od niego wzrok. No tak, pewnie nie chciał patrzeć na to, jak jeden z jego uczniów wciska się w tyłek drugiego. Vic chwycił zdjęcie i podarł je na mniejsze kawałki. Dobrze, że to zrobił. Dziwnie patrzyło mi się z tej perspektywy na siebie uprawiającego seks. Nigdy nie myślałem nad tym, jak wyglądaliśmy w takiej pozycji. Skupiałem się na Vicu i jego postawie podczas seksu, a nie na sobie i naszej ogólnej prezencji. To chyba nie wpłynie na nasze kolejne zbliżenie, prawda?
- Jeszcze jedna sprawa - odezwał się dyrektor.- Jeśli takie coś powtórzy się jeszcze raz, obojętnie czy wy to zrobicie, czy ktoś inny, będę zmuszony wezwać waszych rodziców. To poważna sprawa. Na szczęście nic nie wymknęło się spod kontroli, ale kto wie, co może stać się kolejnym razem.
Świetnie. Jeśli moja mama się o tym dowie, już nigdy nie zobaczę światła dziennego, nawet jeśli to nie będzie moja wina. Nie chodziłoby nawet o zdjęcia, tylko o sam seks, bo wszyscy pamiętamy jej podejście do moich upodobań seksualnych. Nie dość, że jej syn ogląda się za facetami, to na dodatek daje jebać się w dupę. Gdyby dowiedziała się, jak straciłem dziewictwo, to nie miałbym czego szukać w domu, ale to temat na inną chwilę.
- Nie da obejść się sprawy rodziców, co? - mruknąłem, a Vic złapał mnie za rękę i splótł nasze palce.
- I tak już ją obszedłem. Ostatnia szansa, nawet jeśli to nie wasza wina. Musicie być czujni, aby nikt nie zabawił się waszym kosztem.
Skinęliśmy głowami i podnieśliśmy się z foteli z zamiarem opuszczenia gabinetu. Uczniowie nie lubią przebywać u dyrektora, obojętnie czy coś przeskrobali, czy nie.
- Ach, i jeszcze jedno! - zawołał mężczyzna, gdy Vic położył dłoń na klamce. Odwróciliśmy się w jego stronę.- Kellin już o tym wie, ale ty, Vic, jeszcze nie zostałeś o tym poinformowany. Grono pedagogiczne skarży się na wasze wieczne całowanie i obściskiwanie się.
- Jaki jest w tym problem? - zapytał Vic, marszcząc brwi.
- Nie wszyscy chcą oglądać, jak wymieniacie się DNA, a już na pewno nie nauczyciele. Po prostu wam to przekazuję i dostosujcie się do tego. Nie musicie od razu się od siebie oddalać, ale przystopujcie.
- Życie takie ciężkie, usta Vica takie całuśne - westchnąłem dramatycznie, przez co dyrektor zacisnął usta w cienką linię.
- Idźcie już - powiedział stanowczo.
Pożegnaliśmy się z nim i wyszliśmy z jego gabinetu. Spotkaliśmy się z tłumem uczniów, którzy skończyli pierwszą lekcję. Niektórzy z nich dziwnie na nas patrzyli, ale większość nie zwracała na nas większej uwagi. Najwyraźniej tylko nieliczne jednostki widziały zdjęcie, co bardzo mnie ucieszyło.
- Hej, skoro nie chcą, żebyśmy całowali się na oczach nauczycieli, to może ostatni raz przy Hallwayu? - odezwał się Vic, wskazując na niskiego i krępego mężczyznę.
Pan Hallway był fizykiem i to chyba on najkrytyczniej patrzył na nasze czułości. Teraz również spoglądał na nas ze zgorszeniem. Zagryzłem dolną wargę i pokiwałem głową, po czym zarzuciłem ręce na kark Vica, stanąłem na palcach i wpiłem się w jego usta. Nie tylko Hallway patrzył na nas szeroko otwartymi oczami. Również niektórzy uczniowie bezczelnie się gapili. Cóż, niech patrzą. Coraz rzadziej będą mieć okazje popatrzeć na tak wspaniałe widoki. I tak znajdziemy sposób. Zawsze nam się udawało, więc dlaczego nie miało być tak i teraz?