sobota, 29 marca 2014

Rozdział X

Okej, nowy rozdział, trochę krótszy, ale nie mniej ważny.
Kocham Was.
__________________
Nie miałem pojęcia, dlaczego obudziłem się w tak dobrym humorze. Może dlatego, bo był październik, który oznaczał oficjalny koniec mojego szlabanu (nie, żebym wcześniej się nim przejmował). To wiązało się z częstszym widywaniem Vica, oczywiście jeśli on będzie tego chciał. Cóż, mogłem się założyć, że będzie chętny na jeszcze więcej naszych spotkać, bo jakby nie patrzeć, to on czerpał z nich najwięcej korzyści. Miałem tylko nadzieję, że mama nagle nie zacznie wynajdywać najgłupszych powodów, aby uziemić mnie w domu. Kolejny szlaban sprawiłby, że chyba bym oszalał.Wyszedłem z łazienki, w której ogarnąłem się przed szkołą i prawie wpadłem na bliźniaczki. Jedna z nich przytuliła się do mojej nogi i dopiero gdy wziąłem ją na ręce, zauważyłem, że to Amelie. Sarah wbiegła do sypialni mamy i Toma. Nie miałem pojęcia, co w nie wstąpiło, ale nie miałem czasu na ich zabawy.
- Stało się coś poważnego czy tak po prostu się do mnie przytuliłaś? - zapytałem małą, wchodząc do salonu, gdzie krzątały się inne siostry oraz mama.
- Kocham cię, Kell - uśmiechnęła się Amelie i pocałowała mnie w policzek.
Nie potrafiłem się nie uśmiechnąć i również ją pocałowałem, ale w czoło. Razem ze swoją siostrą bliźniaczką były małymi promyczkami i mimo że czasem mnie irytowały (jak to młodsze siostry), kochałem je całym sercem.
- Masz jakiś interes, co? - zaśmiałem się.
- Grałam w gry na twoim telefonie i się rozładował - szepnęła, patrząc na mnie poważnym wzrokiem.
Wiedziałem, że będzie się czymś przejmować, nawet jeśli to błahostka. Była urocza, ale to nie zmieniało faktu, że zostałem bez telefonu na cały dzień.
- Ostatnio zaczęłaś się buntować - westchnąłem, wstawiając ją na podłodze, po czym wszedłem do części kuchennej i otworzyłem lodówkę, szukając czegoś do jedzenia. Nie miałem dużo czasu, więc pewnie zjem śniadanie po drodze.
- Co byś chciał, co? - zapytała mama, która przygotowywała jedzenie do szkoły, a ja spojrzałem na nią przez ramię.
- Coś do jedzenia?
- Gdzieś tam powinien być jogurt z musli, weź sobie.
Wow, super. Przewróciłem oczami i wyciągnąłem kubek z jogurtem. Spojrzałem na zegarek na ścianie. Jeśli nie wyjdę teraz, nie zdążę. Dlatego też otworzyłem kubek, wyciągnąłem łyżeczkę z szuflady i na chwilę odłożyłem jogurt na blat, aby wziąć torbę i upewnić się, że wszystko wziąłem. Cholera, w takich momentach przydałby się naładowany telefon. Mógłbym zadzwonić do Vica, żeby po mnie przyjechał, ale nie chciałem zawracać mu głowy. Zresztą, jeśli nie pójdę na algebrę, świat się nie zawali. Nie, żebym przejmował się tym przedmiotem.
Schowałem do torby lunch przygotowany przez mamę, po czym chwyciłem ledwo zipiący telefon i schowałem go do kieszeni. Następnie wziąłem jogurt i udałem się do wyjścia.
- Nie zjesz w domu? - zapytała mama, a ja spojrzałem na nią i pokręciłem głową.- To chociaż pamiętaj, że łyżka ma wrócić do domu.
Pokazałem jej podniesiony kciuk w górę i wyszedłem z domu. Szedłem szybkim krokiem, ale wystarczającym, abym spokojnie mógł jeść swoje śniadanie. Po jakimś czasie nieco zwolniłem i wolałem skupić się na jogurcie. Gdy dotarłem do szkoły, śniadanie oczywiście było już zjedzone, a ja dziesięć minut spóźniony. Cóż, nie zrobiłem tego specjalnie, bo przecież się spieszyłem. Mówi się trudno, pójdę dopiero na drugą lekcję, głowy mi za to nie utną.
Zapamiętałem tekst o łyżeczce, więc oblizałem ją do czysta i schowałem do torby, a kubek wyrzuciłem do kosza na śmieci stojącego przy wejściu do szkoły. Jako że teraz nigdzie mi się nie spieszyło, spokojnym krokiem wszedłem do budynku, uśmiechając się przy tym. Uśmiech zszedł z mojej twarzy w ciągu jednej sekundy, gdy zobaczyłem wygląd szkolnego korytarza, a raczej jego ścian i stojących przy nich szafek.
Nie wszędzie, ale na pewno w znacznej ilości, na niektórych szafkach i ścianach porozwieszane były zdjęcia. Pewnie bym się nimi nie przejął, gdyby nie przedstawiały mnie i, do jasnej cholery, Vica przy basenie, gdy nie robiliśmy niczego innego, jak po prostu się pieprzyliśmy. Wiedziałem, że ktoś siedział wtedy w tych krzakach i na nas patrzył. Ta, paranoja, raczej intuicja.
Odkleiłem jedno ze zdjęć formatu A4 i zobaczyłem, że na dole kartki widniał napis "Pan redaktor naczelny nie zawsze dominuje". Może i dobra gra słowna, ale ten ktoś na pewno jej pożałuje. Mimo że cała szkoła wiedziała, że lubię brać w tyłek, nikt nie musiał widzieć, jak to robię, tym bardziej z Victorem. On wiedział? Gdyby tak było, na pewno pościągałby fotografie ze ścian. Może to i lepiej, że spóźniłem się na algebrę. Będę miał co robić przez ten czas.
Zgniotłem kartkę i zacząłem zrywać zdjęcia z szafek i ścian. Ktoś miał niezły tupet, naprawdę. Chyba nigdy nie trafił do tej ciemnej rubryki w gazetce. Jeśli się dowiem, kto to zrobił, nie odpuszczę mu. Będzie miał uprzykrzone życie do końca liceum, obojętnie czy jest młodszy ode mnie. Nawet gdy skończę szkołę, dopilnuję, aby ten ktoś bał wychodzić się z domu.
Gdy na tym korytarzu ze ścian poznikały wszystkie zdjęcia, postanowiłem iść do pracowni chemicznej, aby wyciągnąć z niej Vica. Musiał to zobaczyć, jeśli jeszcze nie widział, bo mogłem się założyć, że na piętrze wyżej anonim również pozostawił po sobie ślad.
Wszedłem do odpowiedniej klasy bez pukania i niemal wszystkie spojrzenia spoczęły na mnie. Nie były one jednoznaczne, więc prawdopodobnie nikt nie widział zdjęć. To musiało oznaczać, że ktoś porozwieszał je po rozpoczęciu zajęć.
- Panie Quinn, czy mogę w czymś panu pomóc? - odezwał się nauczyciel, pan Terry.
Podszedłem do jego biurka, przy okazji patrząc kątem oka na Vica, do którego mrugnąłem i lekkim ruchem głowy wskazałem drzwi, aby wiedział, po co się tu pojawiłem.
- Jest sprawa - zacząłem spokojnie.- Wie pan, panie profesorze, że chodzę do psychologa, prawda? - szepnąłem, nie chcąc, aby reszta klasy to słyszała, bo nie potrzebowałem zbędnych plotek.
- Tak, grono pedagogiczne zostało o tym poinformowane.
- No więc, w związku z tym, potrzebuję Victora.
- W jakim celu?
- Pan Rowell chce porozmawiać z nasza dwójką, jako że się przyjaźnimy. Więc mogę go porwać? - zapytałem, uśmiechając się uroczo.
Pan Terry patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, po czym skinął głową.
- Panie Fuentes, proszę iść z panem Quinnem - mężczyzna zwrócił się do szatyna, który zebrał swoje rzeczy i poszedł w moją stronę.
Zupełnie spontanicznie chwyciłem go za rękę, nie zważając na spojrzenia innych uczniów, po czym obaj wyszliśmy z klasy.
- Coś się stało? - zapytał, zamykając za sobą drzwi.
- Oj tak, Victorze, stało się - odparłem i pociągnąłem go w stronę schodów, po których następnie weszliśmy.
Nie myliłem się. Tutaj również było sporo zdjęć, chociaż nie tak wiele jak na parterze, który już oczyściłem. Vic stanął jak wryty. Przez krótki czas, z otwartymi ustami, patrzył na ściany, po czym spojrzał na mnie. Stałem spokojnie, ze skrzyżowanymi rękoma na torsie i ciężarem przeniesionym na jedną nogę.
- Co to do kurwy jest? - syknął, podchodząc do szafek i zrywając zdjęcie z jednej z nich.- Pan redaktor naczelny nie zawsze dominuje? Kto to zrobił? Jak?
- Pamiętasz, jak ci mówiłem, że słyszałem coś w krzakach? - zapytałem, zaczynając ściągać kartki, a Vic skinął głową.- No właśnie. Myślę, że wtedy ktoś zrobił nam zdjęcia. Nie mam pojęcia, kto to był. Nie wiem, kto to powiesił.
- Kogo obchodzi nasze życie seksualne?
- Nikogo. To nie o to chodzi, Vic.
- Więc o co?
Westchnąłem ciężko, kończąc ściągać zdjęcia z jednego rzędu szafek. Doskonale wiedziałem, o co chodziło. Musiałem powiedzieć Vicowi, bo teraz to on był w to wplątany, a nie chciałem, aby miał kłopoty.
- Pamiętasz kartkę, którą dostałem w tył głowy, gdy się całowaliśmy?
Vic zastanowił się chwilę i skinął głową.
- No więc... To nie była jedyna kartka - mruknąłem.- Dostaję pełno takich wiadomości, czasem łagodniejszych, czasem gorszych. Albo mnie w nich wyzywają, albo mi grozą, a teraz to. Chyba chcą się na mnie w jakiś sposób zemścić, a ja nie wiem, co mam robić, Vic...
Chłopak westchnął ciężko i zaczął ściągać zdjęcia. Wiedziałem, że musiał wszystko przetworzyć w swojej głowie. Może był na mnie zły, bo nie powiedziałem mu wcześniej? To możliwe. Nie chciałem go zawieść, ale nie lubiłem przytłaczać go swoimi problemami. Musiałem poradzić sobie z nimi sam i w skrajnych przypadkach wołać o pomoc.
- Mogłeś mi powiedzieć - odezwał się, gdy na korytarzu nie było już żadnych zdjęć.
- Nie chciałem cię martwić - westchnąłem.
Szatyn wyrzucił podarte kartki do kosza na śmieci, po czym podszedł do mnie i objął mnie w pasie. Oparł swoje czoło o moja, a ja oplotłem palcami jego ramiona.
- Oczywiście, zmartwiłbyś mnie, ale coś byśmy wymyślili. Nie wiem, kim jest ta osoba, ale widzisz, do czego tym razem się posunęła. Cała szkoła nie musi widzieć, jak uprawiamy seks, to nasza prywatna sprawa. Teraz boję się, co będzie następne.
Wzruszyłem ramionami i położyłem głowę na jego klatce piersiowej. Zacząłem się bać, ale z nim chyba nie powinienem, bo wiedziałem, że przy mnie będzie i zrobi wszystko co w swojej mocy, aby było mi dobrze, a co za tym idzie - bezpiecznie.
- Sam zobacz, teraz ty też jesteś w to wplątany - szepnąłem.- Nie powinno tak być.
- Poradzimy sobie. Jeśli to stanie się naprawdę poważne, trzeba będzie powiedzieć rodzicom, dyrektorowi, a nawet policji, jeśli będzie taka potrzeba.
Skrzywiłem się nieco, ale skinąłem głową. Nie chciałem, aby ta sprawa zeszła na tory związane z policją, ale jeśli nie będę miał innego wyjścia, pewnie skończy się na komisariacie. Dobrze, że zachowałem większość liścików. Będą dobrym materiałem i dowodem.
- Jak długo... - zaczął Vic, ale przerwał mu donośny bas dyrektora, w którego stronę spojrzeliśmy.
- Quinn, Fuentes, natychmiast  do mojego gabinetu - powiedział ostro, a my spojrzeliśmy na siebie niepewnie i mogłem przysiąść, że przełknęliśmy ślinę w tym samym momencie.
Poszliśmy za dyrektorem, nieco zestresowani i zdenerwowani. Żaden z nas nie wiedział, czego mogliśmy się spodziewać. Może chodziło o całowanie się przy nauczycielach, a może o te zdjęcia? Chyba nie był na tyle głupi, żeby myśleć, że to my je rozwiesiliśmy, prawda?
Weszliśmy za nim do jego gabinetu i usiedliśmy na dwóch fotelach stojących naprzeciwko jego. Na mahoniowym biurku leżało nic innego jak nasze słynne zdjęcie, które przyprawiało mnie o białą gorączkę.
- Co prawda fotografie te zostały usunięte ze ścian i szafek, - zaczął - ale to nie znaczy, ze zostawimy tę sprawę bez echa. Czekam na wyjaśnienia.
- Chyba pan nie myśli, że to my rozwiesiliśmy te zdjęcia? - zapytał Vic.
- Nie wiem, co dzieje się w głowach dzisiejszej młodzieży.
- Proszę mi uwierzyć, wolimy, aby nasze życie seksualne pozostało prywatne i nie wychodziło poza naszą sferę.
-Więc czekam na wyjaśnienia.
Vic na mnie spojrzał, przez co również dyrektor przeniósł na mnie wzrok. Cóż, trzeba będzie powiedzieć wszystko, żeby nie skopać się jeszcze bardziej.
- Spóźniłem się dzisiaj do szkoły - zacząłem, co spotkało się z mało przychylnym wzrokiem dyrektora.- I gdy wszedłem do środka, od razu zobaczyłem te zdjęcia. Zacząłem je ściągać, bo nie życzę sobie, żeby ktoś oglądał mnie i Vica w dość jednoznacznej sytuacji.
- Przed ósmą tych zdjęć nie było, ktoś musiał powiesić je podczas lekcji - dodał Vic.- Tylko że nie mamy pojęcia kto.
- Nie macie z nikim na pieńku? Z nikim się nie kłócicie?
Obaj pokręciliśmy głowami. Mężczyzna westchnął ciężko i spojrzał na zdjęcie, ale szybko odwrócił od niego wzrok. No tak, pewnie nie chciał patrzeć na to, jak jeden z jego uczniów wciska się w tyłek drugiego. Vic chwycił zdjęcie i podarł je na mniejsze kawałki. Dobrze, że to zrobił. Dziwnie patrzyło mi się z tej perspektywy na siebie uprawiającego seks. Nigdy nie myślałem nad tym, jak wyglądaliśmy w takiej pozycji. Skupiałem się na Vicu i jego postawie podczas seksu, a nie na sobie i naszej ogólnej prezencji. To chyba nie wpłynie na nasze kolejne zbliżenie, prawda?
- Jeszcze jedna sprawa - odezwał się dyrektor.- Jeśli takie coś powtórzy się jeszcze raz, obojętnie czy wy to zrobicie, czy ktoś inny, będę zmuszony wezwać waszych rodziców. To poważna sprawa. Na szczęście nic nie wymknęło się spod kontroli, ale kto wie, co może stać się kolejnym razem.
Świetnie. Jeśli moja mama się o tym dowie, już nigdy nie zobaczę światła dziennego, nawet jeśli to nie będzie moja wina. Nie chodziłoby nawet o zdjęcia, tylko o sam seks, bo wszyscy pamiętamy jej podejście do moich upodobań seksualnych. Nie dość, że jej syn ogląda się za facetami, to na dodatek daje jebać się w dupę. Gdyby dowiedziała się, jak straciłem dziewictwo, to nie miałbym czego szukać w domu, ale to temat na inną chwilę.
- Nie da obejść się sprawy rodziców, co? - mruknąłem, a Vic złapał mnie za rękę i splótł nasze palce.
- I tak już ją obszedłem. Ostatnia szansa, nawet jeśli to nie wasza wina. Musicie być czujni, aby nikt nie zabawił się waszym kosztem.
Skinęliśmy głowami i podnieśliśmy się z foteli z zamiarem opuszczenia gabinetu. Uczniowie nie lubią przebywać u dyrektora, obojętnie czy coś przeskrobali, czy nie.
- Ach, i jeszcze jedno! - zawołał mężczyzna, gdy Vic położył dłoń na klamce. Odwróciliśmy się w jego stronę.- Kellin już o tym wie, ale ty, Vic, jeszcze nie zostałeś o tym poinformowany. Grono pedagogiczne skarży się na wasze wieczne całowanie i obściskiwanie się.
- Jaki jest w tym problem? - zapytał Vic, marszcząc brwi.
- Nie wszyscy chcą oglądać, jak wymieniacie się DNA, a już na pewno nie nauczyciele. Po prostu wam to przekazuję i dostosujcie się do tego. Nie musicie od razu się od siebie oddalać, ale przystopujcie.
- Życie takie ciężkie, usta Vica takie całuśne - westchnąłem dramatycznie, przez co dyrektor zacisnął usta w cienką linię.
- Idźcie już - powiedział stanowczo.
Pożegnaliśmy się z nim i wyszliśmy z jego gabinetu. Spotkaliśmy się z tłumem uczniów, którzy skończyli pierwszą lekcję. Niektórzy z nich dziwnie na nas patrzyli, ale większość nie zwracała na nas większej uwagi. Najwyraźniej tylko nieliczne jednostki widziały zdjęcie, co bardzo mnie ucieszyło.
- Hej, skoro nie chcą, żebyśmy całowali się na oczach nauczycieli, to może ostatni raz przy Hallwayu? - odezwał się Vic, wskazując na niskiego i krępego mężczyznę. 
Pan Hallway był fizykiem i to chyba on najkrytyczniej patrzył na nasze czułości. Teraz również spoglądał na nas ze zgorszeniem. Zagryzłem dolną wargę i pokiwałem głową, po czym zarzuciłem ręce na kark Vica, stanąłem na palcach i wpiłem się w jego usta. Nie tylko Hallway patrzył na nas szeroko otwartymi oczami. Również niektórzy uczniowie bezczelnie się gapili. Cóż, niech patrzą. Coraz rzadziej będą mieć okazje popatrzeć na tak wspaniałe widoki. I tak znajdziemy sposób. Zawsze nam się udawało, więc dlaczego nie miało być tak i teraz?

środa, 26 marca 2014

Rozdział IX

Komentarze są fajne. Proszę o nie bardzo ładnie, bo mi na nich zależy :c
okej, pa.
_____________________________
Moja mama trochę ociągała się z pozwoleniem mi na pójście do Vica w weekend, ale po moim długim marudzeniu i jękach rozpaczy w końcu się zgodziła. Doskonale wiedziałem, dlaczego na początku była taka sceptyczna. Vic jest chłopakiem, Vic jest gejem, ja jestem chłopakiem, ja jestem gejem. Według niej geje nie powinni znajdować się w swoim bliskim otoczeniu, a przynajmniej ja w otoczeniu drugiego geja, czyli Vica. To było komiczne, bo miała dziwne nastawienie nawet do Adama, do którego poszedłem w środę. Natomiast gdy w czwartek postanowiłem spotkać się z Felice, nie miała nic przeciwko. Ba, wręcz wypychała mnie z domu, żebym już sobie poszedł. To było irytujące, bo myślałem, że nie będzie mnie już swatać z dziewczynami. Wszystkie jej próby kończył się klęską, a ona była zdruzgotana, bo nie udało jej się przeistoczyć swojego homoseksualnego syna w heteryka. Przez cały ten tydzień traktowała mnie nieco z dystansem, ale postanowiłem się tym nie przejmować, bo przecież byłem sobą i nie mogłem się zmienić.
- Kiedy wrócisz? - zapytała mnie, gdy chwytałem telefon z kanapy i szykowałem się do wyjścia.
- Nie wiem. Pewnie jak skończą malować dom - odparłem sucho.
- Przecież ich dom jest ogromny, ile to potrwa?
- Nie mam pojęcia. Zatrudnili sporo ludzi, zdążą to dzisiaj zrobić.
- Ale do której?
- Nie wiem, do jasnej cholery! - krzyknąłem, a mama uniosła brew i cofnęła się nieco do tyłu.
Czułem się źle, krzycząc na nią, ale nie zrobiłem tego specjalnie. To raczej przez zdenerwowanie i irytację. Dałem jej jasna odpowiedź, a ona nadal drążyła temat. Gdzie tu był sens?
- Przepraszam - westchnąłem.- Po prostu nie wiem, okej? Napiszę ci smsa, jeśli się dowiem.
- W porządku - wyszeptała, a ja pocałowałem ją w policzek i wyszedłem z domu.
Jak na koniec września było strasznie gorąco. Gotowałem się w swoich czarnych rurkach, ale co z tego, skoro zaraz i tak je z siebie ściągnę? Znając Vica i mnie, nie skończy się tylko na doglądaniu ekipy malującej, więc spodnie nie będą mi potrzebne. 
Szedłem spokojnym krokiem, z dłońmi w kieszeniach i okularami przeciwsłonecznymi na nosie. Nie chciało mi się iść szybciej, było za gorąco. W pewnym momencie usłyszałem znajomy mi dziewczęcy głos. Był delikatny, trochę słaby, ale usłyszałem, jak wołał moje imię.
- Kellin, możesz chwilkę poczekać?
Odwróciłem się i zobaczyłem Bonnie z redakcji, która szybko do mnie podeszła i odgarnęła włosy za ucho. Nie miałem pojęcia, co tu robiła, ale postanowiłem w to nie wnikać. Niech załatwi co chce i da mi iść dalej, bo chciałem w końcu wskoczyć do basenu Vica i dać mu się przelecieć.
Dziewczyna spojrzała na mnie nieco przestraszonym wzrokiem, czyli jak zwykle, i wręczyła mi jakąś karteczkę. No pięknie.
- Znalazłam to w piątek w redakcji, na wierzchu jest napisane, że to do ciebie - powiedziała cicho.
Zmarszczyłem brwi i rozwinąłem karteczkę. Kolejny anonim. To robiło się naprawdę podejrzane. Na dodatek, w jaki sposób ktoś zostawił kartkę w redakcji, skoro tylko nasza ekipa i pani Moss miała do niej klucz? Zacząłem się denerwować, ale nie mogłem dać tego po sobie poznać. Podejrzewałem kogoś, ale nie mogłem być stuprocentowo pewny. Potrzebowałem więcej dowodów.
- Dzięki - mruknąłem, wsuwając kartkę do tylnej kieszeni spodni.- Swoją drogą, co tu robisz? Jak mnie znalazłaś?
- Uch, moja ciocia mieszka niedaleko i właśnie od niej wracam - powiedziała, a ja skrzyżowałem ręce na torsie i przeniosłem ciężar ciała na jedną nogę.- I noszę to od piątku, zobaczyłem cię i postanowiłam ci to dać. Umm... Tak z innej beczki... Nic ci się nie stało po tym, jak dostałeś piłką w głowę? - zapytała nieśmiało.
- Skąd o tym wiesz? 
- Mój brat mi powiedział, to on cię trafił - zaczęła powoli, ale po chwili szybko dodała:- On bardzo cię przeprasza, to nie było celowe.
- Mhm, w porządku - skinąłem głową, nie do końca jej wierząc, ale tego nie skomentowałem.- Słuchaj, Bonnie, muszę lecieć do Vica i trochę się śpieszę. Dziękuję za kartkę. Do zobaczenia w szkole.
Bonnie spojrzała na mnie nieśmiało i pokiwała głową, po czym pożegnała się ze mną i poszła w drugą stronę. Nie do końca rozumiałem tę dziewczynę, bo była bardzo nieśmiałą i tajemnicza, ale nie chciałem zaprzątać sobie tym głowy. Nieco szybszym krokiem ruszyłem do Vica, bo chciałem się do niego przytulić i całować nie tylko jego usta, nie mówiąc już o innych czynnościach. Powinienem ograniczyć porno.
Gdy dotarłem do domu Fuentesów, zauważyłem, że na podjeździe stała mała ciężarówka. Kręcił się przy niej mężczyzna w średnim wieku. Nie miał na sobie koszulki, ale wcale mu się nie dziwiłem. Wyciągnął drabinę z paki, po czym poszedł za dom. Również postanowiłem się tam udać, a nuż widelec spotkam Vica. Minąłem elewację, którą malowało dwóch mężczyzn. Napisu już tu nie było, teraz nakładali nową farbę na tynk. Państwo Fuentes zamówili malowanie całego domu, a nie tylko jednej ściany, więc trochę im to zajmie.
Gdy znalazłem się na podwórku za domem, zobaczyłem Vica leżącego na jednym z leżaków. Nie miał na sobie koszulki, założył krótkie szorty i czapkę z daszkiem. Do tego na jego nosie tkwiły okulary przeciwsłoneczne, a w dłoni trzymał jadowicie czerwonego drinka z kostkami lodu i palemką. Nie miałem pojęcia, co robił, bo przecież w jego przypadku opalanie było bezsensowne. Pewnie zaczęło mu się nudzić, więc postanowił się zrelaksować. Przez chwilę postanowiłem nacieszyć oczy tym widokiem. Był idealny i na dodatek można powiedzieć, że mój, chociaż uważałbym z tym stwierdzeniem. Żaden z nas nigdy nie umówił się z drugim, że nie można wchodzić w inne związki podczas naszego. To było jednoznaczne z tym, że nasz związek był niczym i liczył się tylko seks. To było smutne, ale chyba powoli przyzwyczajałem się do tego, że Vic nigdy nie będzie identyfikował się jako mój chłopak.
Powoli do niego podszedłem i zasłoniłem sobą słońce, co sprawiło, że chłopak usiadł prosto i zadarł głowę, aby na mnie spojrzeć.
- Opalam się, zejdź ze słońca - powiedział, upijając łyk swojego napoju.
- Ty się opalacz? - uniosłem brew w górę, siadając na jego udach.- Jesteś Latynosem, ty się opalasz?
- A może lubię?
- To po prostu nielogiczne, Vic.
Chłopak wzruszył ramionami i naparł ustami na moje. Takie przywitanie podobało mi się bardziej niż to ze słońcem. Całując się z nim, zrzuciłem z siebie buty. Gdy się od siebie oderwaliśmy, Vic podstawił mi swój napój pod nos.
- Chcesz? - zapytał, a ja powąchałem zawartość szklanki.
- Co to jest?
- Martini, truskawki, pyszne - uśmiechnął się i upił kilka łyków.
- No to nie - pokręciłem głową.- Nie mogę alkoholu.
- Nawet z sokiem?
- Nie.
- Ech, żałuj. To jest pyszne - wypił jeszcze trochę, po czym odłożył szklankę na bok.
- I jak idzie praca? - zapytałem, postanawiając zmienić temat.
- W porządku. Przód domu już zrobili, teraz malują boczne elewacje, a na koniec przyjdą tutaj - odparł.- Dosyć sprawnie im to idzie, ale i tak zanim przyjdą na tyły minie jeszcze dobra godzina.
Zagryzłem dolną wargę i ściągnąłem okulary z nosa, po czym odłożyłem je na bok. Skoro pracują przy elewacjach, a tutaj będą za jakąś godzinę, możemy to wykorzystać. To nic, że mogli bez problemu nas zobaczyć, jeśli nieco by się odchylili, ale czy w ogóle się tym przejmowałem? Miałem ochotę na seks, nie chciało mi się iść do środka, więc trudno, trochę gejowskiego kochania im nie zaszkodzi. Zresztą, zobaczą, jeśli będą chcieli. Jeśli nie, to nie zobaczą, bo człowiek widzi to co chce.
Moje usta zaczęły muskać szyję Vica, na której się zassałem i zostawiłem na niej sporej wielkości malinkę. To samo zrobiłem na jego obojczyku i ramieniu. Uwielbiałem go naznaczać, bo to mój teren, nawet jeśli w rzeczywistości tak nie było. Później znów znalazłem się na poziomie jego twarzy i ściągnąłem okulary z jego nosa, odkrywając przy tym jego czekoladowe oczy. Musnąłem jego nos swoim i znowu go pocałowałem. Tym razem poczułem, jak Vic włącza się do zabawy. Zaczął podwijać moją koszulkę do góry, odkrywając moje blade ciało. Oderwaliśmy się od siebie tylko dlatego, żeby ściągnąć ze mnie koszulkę, po czym znów się do siebie przyssaliśmy. Tym razem nie był to szybki i dynamiczny pocałunek. Nie chciało nam się - może to przez ten upał? Całowaliśmy się leniwie, powoli i spokojnie, ale przy tym bardzo mokro i może dla niektórych nieco gorsząco. Zwinne palce Vica poradziły sobie z moim rozporkiem, a ja uniosłem tyłek, aby móc zsunąć z siebie rurki. W końcu siedziałem na nim tylko w bokserkach. Po chwili poczułem, jak Vic wstaje z leżaka, mocno trzymając mnie za pośladki, żebym nie upadł. Nie miałem pojęcia, dokąd szedł, bo za bardzo skupiałem się na jego ustach i języku. Cóż, może to był błąd i powinienem ogarniać, co dzieje się wokół mnie? Dosłownie sekundę później poczułem, jak Vic mnie puszcza, a ja wydałem z siebie wysoki pisk i uderzyłem w letnią taflę basenu. Zanurzyłem się cały, po czym zacząłem machać nogami, aby znaleźć się na powierzchni. Gdy w końcu przebiłem się przez taflę, zaczerpnąłem powietrza i potrząsnąłem głową, aby kropelki wody z moich włosów wylądowały na stojącym na brzegu i śmiejącym się do rozpuku Vicu.
- To nie jest śmieszne! - zawołałem, podpływając do ścianki i chwytając ją dłońmi, nadal pozostając w wodzie.- Ten drink ci zaszkodził, czy co?
- Uważaj teraz, Kell - uśmiechnął się, po czym ściągnął z siebie czapkę i, o mój Boże najsłodszy, szorty, pod którymi nic więcej nie miał.
Pobiegł przed siebie i wskoczył do basenu nago, po czym do mnie podpłynął i chwycił ściankę po obu stronach mojej głowy. Zarzuciłem ręce na jego kark i uśmiechnąłem się zadziornie, po czym mocno go pocałowałem. Poczułem, jak Vic ściąga ze mnie bokserki, aby następnie wyrzucić je na brzeg.
- W basenie? - mruknąłem prosto w jego usta, a on pokręcił głową.
- Wolałbym przy, bo tutaj będę miał nieco skrępowane ruchy - odparł, a ja pokiwałem głową i odwróciłem się, aby podeprzeć się na rękach i wyjść z basenu.
Położyłem się na wyłożonej tu posadzce i z uśmiechem patrzyłem na Vica, który wychodził z wody. Znajdowaliśmy się zaraz przy basenie, więc jeśli wpadniemy, to będzie przykro. Włożyłem jedną dłoń do wody i rozszerzyłem nogi, czekając na Vica. Gdy chłopak się nade mną nachylił i poczułem jego końcówkę przy moim tyłku, usłyszałem jakiś szelest. To chyba były krzewy, nie byłem pewien, ale brzmiało, jakby ktoś się tu skradał. Oparłem się na łokciach i rozejrzałem wokół, ale niczego nie zauważyłem.
- Coś się stało? - zapytał Vic.
- Nie - mruknąłem.- Po prostu coś mi się wydawało... No nic, pieprz mnie.
Szatyn uśmiechnął się grzesznie, po czym jednym zdecydowanym ruchem we mnie wszedł. Odchyliłem głowę do tyłu i wydałem z siebie długi jęk. Jego mokre ciało przylgnęło do mojego, a biodra poruszały się w szybkim tempie. Nie patyczkował się, po prostu mocno mnie pieprzył, a ja wydawałem z siebie niezliczoną ilość jęków. Malarze na pewno nie byli zadowoleni z tego, co słyszeli, ale nie potrafiłem tego kontrolować, tym bardziej, że Vic nie zabronił mi siedzieć cicho. Skoro mnie nie zakneblował ani nie związał, wywnioskowałem, że dzisiaj po prostu mogę oddać się euforii i reagować na dawaną mi przyjemność w wybrany przez siebie sposób.
- O k-kurwa - wydyszałem, obejmując szyję chłopaka, który poruszał się jeszcze szybciej.
W pewnym momencie ponownie usłyszałem coś w krzakach i chwyciłem ramiona Vica, w które wbiłem paznokcie.
- S-stop, stop - szepnąłem, a Vic przestał się poruszać i spojrzał na mnie pytająco.- Ktoś tam chodzi.
- Pamiętaj, że robotnicy malują dom, to pewnie oni.
- Nie, to nie z tej strony.
- Masz jakąś paranoję? - zmarszczył brwi i znów zaczął się poruszać, a ja zaskomlałem cicho i mocniej go do siebie przytuliłem.
Nie miałem pojęcia, co to mogło być, ale postanowiłem się tym nie przejmować i korzystać z seksu. Potrzebowałem chwili relaksu i mocnego orgazmu.
Vic chwycił moją nogę pod kolanem i zmienił miejsce, które uderzał wewnątrz mnie. Z moich ust wyrwał się głośny krzyk i byłem pewien, że po tym malarze musieli się zorientować, że gejowska para uprawia seks przy basenie. Cóż, życie zaskakiwało.
Vic zamruczał i przeciągle jęknął, a jego ruchy nie były już takie rytmiczne. Wiedziałem, że był blisko, więc zacząłem poruszać biodrami, aby nie pozostawać do końca biernym. Wtedy chłopak zamknął oczy, otworzył usta i odchylił głowę do tyłu, po czym doszedł wewnątrz mnie. Ja chwyciłem swojego penisa, po którym szybko poruszałem dłonią, aby również sięgnąć nieba. Gdy Vic powoli dochodził do siebie i ze mnie wyszedł, ja wystrzeliłem na swoją klatkę piersiową, a nieco spermy znalazło się na mojej brodzie i policzku. Nie przejmowałem się tym. Najważniejsze, że doszedłem i było mi dobrze.
Vic położył się obok mnie i zgarnął palcem nasienie z mojej twarzy, po czym oblizał go do czysta i uśmiechnął się lekko.
- Nie rozumiem, dlaczego nie chcesz połykać - mruknął, po czym pocałował mnie w usta. Następnie jego wargi zeszły na moja klatkę piersiową i brzuch, aby wyczyścić bałagan.- Sperma dobrze wpływa na zęby, chroni je przed próchnicą.
Położyłem dłoń na jego głowie i zacząłem bawić się jego włosami, podczas gdy on całował mój tors. W sumie nie wiedziałem, dlaczego nie połykałem. Nie potrafiłem się przemów, ale nie miałem pojęcia dlaczego. Może kiedyś zacznę to robić, kto wie. Na razie jednak Vic musi przyzwyczaić się do czyszczenia się chusteczkami.
- Chodź, ubierzmy się - powiedział, wstając z ziemi i sięgając po swoje szorty, które na siebie założył.
Ja zrobiłem to samo, nieco wolniej, bo musiałem odzyskać siły po seksie i orgazmie. W końcu byłem cały ubrany i gotowy na dalsze atrakcje tego dnia. Malarze musieli pomalować jeszcze całą tylną elewację i wcale bym się nie zdziwił, gdyby czekali, aż skończymy się pieprzyć, bo to było dla nich niekomfortowe.
- Chcesz coś do picia? - zapytał Vic, a ja pokiwałem głową.- Chodź do środka, coś wymyślimy. Zero alkoholu, kulturalna zabawa bez procentów.
Zaśmiałem się dźwięcznie i poszedłem za nim do domu. Znaleźliśmy się w kuchni, gdzie usiadłem na blacie i czekałem na to, co zaproponuje mi Vic. Szatyn otworzył lodówkę i wyciągnął z niej duży dzbanek. Była w nim przezroczysta ciecz, plasterki cytryn i kostki lodu.
- Jeśli to słodzona lemoniada, to podziękuję - powiedziałem, a Vic uśmiechnął się uroczo i pokręcił głową. Z szafki wyciągnął dwie szklanki, do których nalazł, jak pewnie prawidłowo wywnioskowałem, wodę.
- Wiem, że poważnie podchodzisz do choroby, więc proszę, woda.
Uśmiechnąłem się do niego i zamoczyłem usta w wodzie, którą wypiłem w kilka sekund. Cóż, byłem spragniony, na dworze doskwierał upał, a na dodatek wcześniejsze zabawy z Victorem nieco mnie zmęczyły.
W kuchni było o wiele chłodniej niż na dworze, więc chwilę tu siedzieliśmy i rozmawialiśmy zupełnie o niczym. Były to głównie jakieś pierdoły, trochę plotek, które mogłem zamieścić w gazetce i tym podobne. W pewnym momencie w pomieszczeniu pojawił się młody mężczyzna ubrudzony farbą.
- Możemy zabrać się za tył, czy... Będziecie jeszcze...
- Malujcie - powiedział Vic, a ja próbowałem zatrzymać śmiech, który chciał się ze mnie wydostać.
Wiedziałem, że tak będzie, ale to było raczej śmieszne, aniżeli niewygodne i żenujące. Gdy mężczyzna wyszedł z kuchni, wybuchnąłem śmiechem i chwyciłem się za brzuch, który zaczął mnie trochę boleć. Vic również się zaśmiał, po czym podszedł do mnie i stanął pomiędzy moimi nogami, chwytając mnie w pasie.
- Chyba byli trochę zawstydzeni - mruknął prosto w moje usta. Jego wargi ocierały się o moje, a ja położyłem dłonie na jego nagich ramionach.
- Dostali darmowe porno. To ich problem, że tego nie wykorzystali.
- A ty chcesz wykorzystać?
- Co masz na myśli?
- Runda druga?

Dziwiłem się, że jeszcze mogłem chodzić. Podczas rundy drugiej Vic nie okazał mi ani krztyny litości i skłamałbym, gdybym powiedział, że mnie nie bolało. Na dodatek trwałem w dosyć niewygodnej pozycji, bo leżałem na blacie i co chwilę coś wbijało się w mój brzuch albo biodra. Mimo to było cudownie. Uwielbiałem takie zbliżenia, kochałem, gdy Vic stawał się brutalny i ostry. Na dodatek malarze chyba widzieli nas przez okno, co sprawiło, ze nasz seks stał się jeszcze gorętszy.
Do domu szedłem wolnym tempem, bo nie byłem w stanie przyspieszyć. Vic dostał niezłego kopa energii i teraz ja go odczuwałem. Nie zaproponował mi podwózki, a ja nie chciałem się narzucać, więc wracałem sam. Nie wiedziałem, dlaczego tak po prostu wypchnął mnie z domu, mówiąc "robi się późno, chyba na ciebie czas", ale trochę mnie to zraniło. To pokazywało, że nie byłem niczym innym jak tylko zabawką do pieprzenia, i tyle. Mój humor od razu się zepsuł i do domu doszedłem nieco smutny, ze zranionym wyrazem twarzy. Nie miałem przy sobie kluczy, więc zapukałem do drzwi i czekałem, aż ktoś mi otworzy. Na podjeździe nie było samochodu, więc miałem nadzieję, że ktoś będzie w domu. Zaczęło się ściemniać, nie chciałem czekać do nocy, aż ktoś wróci. Po kilku chwilach spotkałem się w postacią Toma, który po prostu otworzył szerzej drzwi i wpuścił mnie do środka. Nieco kulejącym krokiem poszedłem do salonu, gdzie krzywiąc się usiadłem na kanapie.
- Coś nie tak? - zapytał, wchodząc do pomieszczenia. Wzruszyłem ramionami i podparłem podbródek na dłoniach.
- Wyruchali mnie, to wszystko - odparłem spokojnie.
- Oni?
- Nie, tylko jeden, ale za to jak za dwóch.
Tom poruszył brwiami i podszedł do jednego z blatów kuchennych, z którego coś wziął. Następnie znalazł się przy mnie i wręczył mi karteczkę z moim imieniem. O nie, tylko nie żadne karteczki. Zaczęło mnie to naprawdę irytować i męczyć. Rozwinąłem papierek i przetarłem twarz dłonią, gdy przeczytałem, co było tam napisane.
- Życie jebie w dupę, a ciebie tym bardziej, pedale - odezwał się Tom i parsknął śmiechem.- Dostajesz pogróżki? Huh, dajesz się im?
- Zamknij się - warknąłem, zgniatając kartkę i chowając ją do kieszeni spodni.
- Uważaj na to, co mówisz.
- To przestań się ze mnie nabijać! - krzyknąłem, wstając z kanapy.
- Pojechałem po twojej dumie? - prychnął.- Nie potrafisz przyjąć ani słowa krytyki.
- Nie znasz mnie, więc się kurwa nie wypowiadaj - syknąłem.- To moje prywatne sprawy, a tobie nic do tego.
- Jestem twoim ojcem, więc...
- Nie jesteś moim ojcem! - wrzasnąłem, a on uniósł brew i nieco się cofnął.- Nie byłeś moim ojcem, nie jesteś i nigdy nie będziesz. Mam jednego ojca, ty nim nie jesteś i nawet się tak nie nazywaj. Możesz być ojcem dla Kailey i Kim, ale nie dla mnie. Mój ojciec siedzi w New Jersey, to jest mój ojciec, a nie ty.
- Twój ojciec ma cię gdzieś, dla twojej informacji.
- A ja mam gdzieś ciebie, najwyraźniej to po nim odziedziczyłem.
Podszedłem do niego i mocno go popchnąłem, przez co uderzył w ścianę, z której spadło jedno ze zdjęć. Przedstawiało jego i mamę w dniu ich ślubu kilka lat temu. Miałem to gdzieś. To się dla mnie nie liczyło. To nie była moja rodzina. Nie chciałem jej i chyba wolałem mieszkać z moim biologicznym ojcem, niż z tym obcym człowiekiem. Byłem czymś, a nie kimś. To bolało, ale czy nie powinienem się do tego przyzwyczaić?

sobota, 22 marca 2014

Rozdział VIII

Okej, proszę, rozdzialik.
Nie chcę Was błagać o komentarze, naprawdę, ale miło jest coś przeczytać. Wiem, że czyta to sporo osób, a chce widzieć Wasze opinie i reakcję, bo przez to staram się pisać szybciej. Dlatego ładnie proszę o komentarze, nawet takie najkrótsze, jeśli Wam się nie chce, chociaż długie są bardzo mile widziane.
Okay. Okay.
+ jeśli są błędy, to przepraszam, ale nie sprawdzałam, bo jestem wykończona tym tygodniem
____________________________
Chcieliśmy pieprzyć się od razu, bardzo chcieliśmy, ale niestety nie mogliśmy. Było wcześnie, po domu chodziło pełno ludzi i nie siedzieli w jednym miejscu. Byłoby mi trochę głupio z Victorem w tyłku, gdy pod drzwiami czatowałaby Olga czy rodzice chłopaka, tym bardziej, że wiedzieli o naszym seksie. Mike mi nie przeszkadzał, państwo Fuentes również, jeśli spali albo byli pochłonięci pracą. Wiedzieli, że uprawiam seks z ich starszym synem i chyba nie mieli nic przeciwko, dopóki nie wpadniemy w jakieś gówno. Pod względem tolerancji byli wspaniali, naprawdę. A może w ogóle ich to nie obchodziło i było im obojętne, co robił ich syn.
Z moją mamą było o wiele gorzej. Odkąd wyszedłem z domu, dzwoniła do mnie przynajmniej osiemdziesiąt razy i wysłała mi pięćdziesiąt wiadomości. Doskonale wiedziała, gdzie byłem, więc o to nie pytała. Jej wiadomości były raczej przepełnione irytacją, złością oraz wielką ilością przekleństw. Oczywiście je ignorowałem, bo nie chciałem psuć sobie humoru. Zdawałem sobie sprawę, że będę miał kłopoty, ale w tym momencie miałem to głęboko w poważaniu. Już nie w takich tarapatach byłem.
Siedzieliśmy przy stole i jedliśmy kolację. Meksykanie jedli swoje burrito, a ja stwierdziłem, że dla mnie to trochę za ciężkie i Olga przygotowała mi sałatkę z kurczakiem. Po kolacji raz z Victorem postanowiliśmy zamknąć się w pokoju i po prostu zedrzeć z siebie ubrania, ale na razie musieliśmy wytrwać przez cały posiłek. Na szczęście prawie wszyscy już kończyli i od wspaniałego seksu dzieliły nas tylko minuty.
Cóż, jeszcze przed chwilą tak było.
Nagle zabrzmiał dzwonek do drzwi i wszyscy odwrócili swoją uwagę od jedzenia. Państwo Fuentes nikogo się nie spodziewali, Mike również, a już na pewno nie Vic. Olga wyszła z kuchni i udała się do holu, aby otworzyć drzwi.
- Dobry wieczór, pani Richards! - usłyszałem jej głos i otworzyłem szerzej oczy.
Moja mama była ostatnią osobą, którą chciałem tutaj zobaczyć. Zrobi szopkę i zaraz będzie po mojej upojnej nocy z Victorem.
Wszyscy spojrzeli w stronę wejścia do jadalni, w którym stanęła mama i Olga.
- Przyszłam odebrać Kellina, chyba na niego czas - oznajmiła, a ja spuściłem wzrok i zacząłem nabijać warzywa na widelec.
- Myślałam, że zostaje na noc - powiedziała pani Fuentes.
- Niestety nie może. Musimy obgadać parę spraw, prawda, Kellin?
Spojrzałem na nią i pokręciłem głową. Chciałem zostać, już nawet nie ze względu na seks, tylko na atmosferę panująca w tym domu. Chciałem poczuć trochę bezpieczeństwa i ciepła. Vic mi to dawał, chciałem przy nim być.
- Dalej, Kellin, zbieraj się.
- Niech zostanie - odezwał się Vic.- Proszę panią, niech zostanie. Przecież nie ma niczego ważnego do zrobienia, prawda?
- Przecież nie jest dla nas żadnym problemem - wtrącił się pan Fuentes.- Chłopcy i tak pewnie zaraz zamkną się w pokoju, to prawie jakby ich nie było.
Mama nadal nie była przekonana. Doskonale wiedziała, że tu nie chodziło o sprawianie kłopotu. Chciała zabrać mnie do domu i po prostu się na mnie wydrzeć, dodając do tego trochę epitetów i piekący policzek.
- Liso, naprawdę - uśmiechnęła się pani Fuentes.- Kellin wróci do domu jutro po szkole, nie musisz się o niego martwić.
Mama westchnęła ciężko i w końcu skinęła głową, a ja uśmiechnąłem się pod nosem. Cholernie się cieszyłem, że mogłem zostać, nawet jeśli na zewnątrz tego nie okazywałem. To była raczej euforia w środku.
- Swoją drogą, może zostaniesz na herbatę i ciastko? - zaproponowała pani Fuentes, a moja mama przytaknęła.
Cholera, nie tak miało być, ale już trudno. Spojrzałem na Vica i zobaczyłem, że on patrzy na mnie takim samym wzrokiem. Jemy jak najszybciej i zmywamy się stąd. Tak też zrobiliśmy. Podziękowaliśmy za jedzenie i popędziliśmy do jego pokoju na piętrze. Zatrzasnęliśmy za sobą drzwi i od razu się do siebie przyssaliśmy. Vic przycisnął mnie do drzwi i naparł swoim kroczem na moje, przez co oderwałem się od jego ust i wydałem z siebie jęk.
- Cicho - syknął, kładąc dłoń na moich ustach.- Musisz być cicho. Moi rodzice to jedno, twoja matka to drugie.
Miał rację. Nigdy nie uprawialiśmy seksu w pobliżu mojej mamy i nie mieliśmy pojęcia, jakby zareagowała. Byłem przekonany, że nie emanowałaby entuzjazmem. Dlatego też postanowiłem się podporządkować i spróbować zatrzymać jęki.
Usta Vica znowu znalazły się na moich. Tym razem całowaliśmy się jeszcze szybciej i mocniej. Vic chwycił moją koszulkę i ściągnął ją ze mnie, na chwilę się ode mnie odrywając. Ja zrobiłem to samo, a po chwili zajęliśmy się swoimi rozporkami. Gdy Vic wsunął dłoń do moich bokserek i chwycił moje przyrodzenie, oderwałem się od niego i zagryzłem dolną wargę, aby nie wydać z siebie żadnego dźwięku, co było strasznie trudne. Należałem do osób głośnych w łóżku i nie potrafiłem zamknąć się od tak.
Szatyn uśmiechnął się pod nosem i poprowadził mnie na łóżko. Nadal trzymał mojego penisa. Po drodze w dziwny sposób ściągnąłem spodnie i zostałem całkiem nagi. Vic położył mnie na materacu i zabrał się za całowanie mojego podbrzusza, brzucha, ud i łydek, specjalnie unikając tego najważniejszego miejsca. Nie mogłem kazać mu po prostu wziąć mnie do ust, nie pozwolił mi mówić, więc musiałem po prostu czekać.
Myślałem, że ta chwila nigdy nie nadejdzie, aż w końcu poczułem, jak jego język powoli przesuwa się po całej mojej długości. Zagryzłem wargę i odchyliłem głowę do tyłu. To jednak jeszcze nie było to. potrzebowałem więcej, a Vic po prostu się mną bawił. W pewnym momencie całkowicie się ode mnie oderwał i podszedł do swojej szafy, z której wyciągnął pudełko. Był odwrócony do mnie plecami, więc nie widziałem, co z niego wyciągał. Po chwili się do mnie odwrócił i zobaczyłem, jak ssał sporej wielkości, srebrny wibrator. Jak do cholery miałem być cicho, gdy moje ciało zaraz ogarną te przyjemne wibracje, a ja będę całkowicie bezradny? Na dodatek sposób, w jakim Vic ssał zabawkę, był niesamowicie pociągający i chyba nie mogłem być już bardziej twardy. Spojrzałem na jego krocze. Nadal miał na sobie spodnie, ale widziałem tą wypukłość i wiedziałem, że chce sobie ulżyć. Na razie jednak zajął się mną.
Stanął przede mną i trzymając wibrator w ustach, chwycił mnie za uda i pociągnął do krańca łóżka, aby mógł uklęknąć na podłodze i znajdować się pomiędzy moimi nogami. To tez zrobił. Wyciągnął zabawkę z ust i włączył ją na najmniejsze obroty. Czubkiem przejechał nią po moim penisie, a ja zacisnąłem zęby i pięści na pościeli. Zrobił tak kilka razy, po czym wyłączył wibrator, a ja oparłem się na łokciach, aby móc go widzieć. Chłopak jeszcze raz polizał zabawkę, po czym przycisnął ją do mojego wejścia i jednym ruchem ją we mnie wsunął. Nie potrafiłem tego kontrolować i wydałem z siebie krótki krzyk, po czym opadłem na łóżko.
- Jeszcze jeden dźwięk, a pobawimy się inaczej - warknął, a ja pokiwałem głową.
Chłopak kilka razy poruszył wibratorem, a po minucie czy dwóch włączył go od razu na największe wibracje. Jak miałem do cholery jasnej nie wydawać z siebie żadnych odgłosów, tym bardziej, że tempo w jakim poruszał tym gównem było szybkie, a on wiedział, w które miejsca ma trafiać? Cholera.
Nie dałem rady i przeciągle jęknąłem, zaciskając powieki. Wtedy poczułem, jak Vic szybko wyciąga ze mnie wibrator i chwyta mnie za włosy. Pociągnął mnie na podłogę, na która upadłem i spojrzałem na niego z dołu. Nie był zły. Był bardziej rozbawiony i zirytowany.
- Mówiłem - odezwał się, podchodząc do swojego biurka, z którego szuflady coś wyciągnął.- Sam muszę sprawić, żebyś się zamknął.
Wrócił do mnie i uklęknął na podłodze. Wtedy zobaczyłem, że w dłoni trzyma taśmę klejącą i nożyczki. Bez problemu znalazł koniec taśmy i przykleił ją do mojego policzka. Następnie taśma znalazła się na moich ustach, drugim policzku, o zgrozo, włosach i tak trzy raz, aż obwinął moją głowę na poziomie warg. Nie miałem problemów z oddychaniem, bo od czego był nos? Jedyne co mi nie pasowało to to, że taśma znalazła się również na moich włosach. To było niekomfortowe, bo miałem wrażenie, że ciągle ktoś mnie za nie ciągnie. Chciałem je poprawić, ale Vic chwycił moje nadgarstki i je również obkleił taśmą, aż mocno do siebie przylegały. Chciałem jęknąć w geście irytacji, ale taśma tłumiła jakiekolwiek dźwięki i wydawałem z siebie jedynie pomruki.
- teraz będziesz cicho - mruknął, wstając z podłogi i ściągając z siebie spodnie oraz bokserki.- Oj, Kells, nawet nie wiesz, ile razy myślałem o tym, żeby cię tak obkleić. To lepsze niż liny i knebel, naprawdę.
Podszedł do szafki nocnej i wyciągnął z niej lubrykant. Naniósł trochę żelu na swoją męskość, po czym ponownie znalazł się obok mnie. Rozszerzył moje nogi dłonią i nachylił się nade mną. Jego język odbył drogę przez moje zaklejona taśmą usta. To było takie irytujące! Chciałem go pocałować, dotknąć, a on mi nie pozwalał.
- Bądź grzeczny, to może dam ci dojść - mruknął, po czym wszedł we mnie jednym gwałtownym ruchem.
Gdybym mógł krzyknąć, to bym krzyknął. Wydałem z siebie zduszony pomruk. Oplotłem jego biodra nogami i tak zamanewrowałem rękoma, że moje uwięzione nadgarstki znajdowały się na jego karku. Przynajmniej był blisko mnie, to się liczyło.
Jego dłonie znajdowały się po obu stronach mojej głowy. Był skupiony, ciężko dyszał i mruczał z przyjemności. W pewnym momencie musiałem zamknąć oczy, bo nie wytrzymywałem tej przyjemności, tym bardziej, że nie miałem jak jej z siebie wyrzucić.
- Huh, k-kurwa - jęknął, a ja coś mruknąłem i mocniej objąłem go nogami, bardziej go przy tym do siebie przyciągając.
Przyspieszył, a mój oddech stał się nieregularny, podobnie jak jego. Nasze ciała zaczął pokrywać pot. Przeniosłem ręce za swoją głowę i położyłem je na podłodze, raz po raz rozwierając palce, jakby to pomogło mi wyrzucić z siebie ekstazę. Nic z tego, potrzebowałem dotyku tam, na dole.  Chyba byłem grzeczny, prawda? Zasługiwałem na to, żeby dojść. Zasługiwałem na kawałek nieba.
Spojrzałem na Vica błagalnym wzrokiem, a on zlitował się nade mną i chwycił mojego penisa. Ruchy jego nadgarstka były szybkie, więc nic dziwnego, że doszedłem kilka sekund później. Moje plecy wygięły się w łuk. Vic poruszał się mniej rytmicznie i w końcu wydał z siebie długi, ale niezbyt głośny jęk i doszedł wewnątrz mnie. Jego biodra jeszcze kilka razy spotkały się z moimi, po czym w końcu ze mnie wyszedł i z głośnym westchnięciem położył się obok mnie. Spojrzałem na niego i kilka razy zamrugałem oczami. Chciałem, żeby w końcu mnie uwolnił, bo zaczęło być niewygodnie. Teraz chyba robił to specjalnie, abym jeszcze trochę się pomęczył. W końcu jednak chwycił nożyczki i rozciął taśmę na nadgarstkach, a następnie ustach. Gdy byłem już wolny, wziąłem głęboki oddech ustami i zamknąłem oczy.
- Jeśli twoja mama zapyta o cokolwiek, ty się tłumaczysz - usłyszałem głos chłopaka i uśmiechnąłem się do siebie pod nosem. Z niego zawsze mogłem się tłumaczyć.
Powoli wstałem z podłogi i jęknąłem cicho, gdy poczułem ból pleców. Seks na podłodze sprawiał, że było się jeszcze bardziej obolałym niż zazwyczaj. Na czworakach podszedłem do szafki, z której wyciągnąłem chusteczkę, aby wytrzeć z siebie swoja spermę. Gdy byłem już czysty, ubrałem się tylko w bokserki, po czym sięgnąłem po swoją torbę, z której wyciągnąłem koszulkę do spania. Podczas gdy się ubierałem, usłyszałem głośny męski krzyk. Dochodził z dworu, byłem tego pewien.
- Hijo de puta!
Spojrzałem na Vica, a ten zmarszczył brwi i szybko ubrał się w dresy. Następnie chwycił mnie za rękę i pociągnął do wyjścia z sypialni. W tym samym czasie ze swojego pokoju wyszedł równie zdziwiony Mike.
- To był papa czy mi się przesłyszało? - zapytał.
- Tak, to był papa - odpowiedział Vic.
A więc pan Fuentes wyzwał kogoś od skurwysyna. Nie było to normalne, bo już trochę znałem tego człowieka i raczej nigdy nie przeklinał. Coś musiało go naprawdę rozzłościć, a nasza trójka chciała się dowiedzieć co. Zeszliśmy na parter i spotkaliśmy się z moją mamą.
- Co się stało? - zapytałem.
- Usłyszeliśmy jakieś dźwięki na zewnątrz, krzyki i tak dalej - wytłumaczyła, a Vic i Mike poszli do holu.- Nie mam pojęcia, co się stało. Kellin, dlaczego nie masz na sobie spodni? - zapytała, lustrując mnie wzrokiem.
Machnąłem ręką i poszedłem do holu. Też chciałem się dowiedzieć, co się wydarzyło, więc chwyciłem jakąś bluzę Vica wiszącą na wieszaku i wsunąłem na stopy jego vansy. Wyszedłem na dwór. Było dość chłodno, biorąc pod uwagę, że nie miałem spodni, ale wrześniowe, nawet to nocne powietrze w San Diego należało do tych ciepłych i nie było tak źle.
Wyszedłem z domu i obszedłem go, aby znaleźć miejsce, gdzie było zamieszanie. W końcu znalazłem całą meksykańską rodzinę, która stała przed jedną z elewacji. Parcela była oświetlona i nie miałem większego problemu z odgadnięciem, na co tak patrzą.
- O matko - wyszeptałem, stając obok Vica i oplatając jego ramię swoim.
Nie dość, że cała ściana była obrzucona jajkami, zabarwiona wielkimi plamami farby i obtłuczona, to na dodatek na całej jej długości, czarnym sprayem napisane było "WYBIĆ PEDALSKIE KURWY".
To była przesada. To była już przesada, bo miałem wrażenie, że to miało związek z wiadomościami, które dostawałem. Tylko dlaczego ktoś posunął się do takiego świństwa i postanowił zniszczyć dom państwa Fuentes? Przecież to ja dostawałem anonimy, nie on. Może na moim domu też widniało coś takiego?
- Może coś zostawili, zadzwoń po policję - powiedziała pani Fuentes do swojego męża, a on skinął głową i wyciągnął telefon z kieszeni, po czym odszedł na bok.
- Mam wrażenie, że to przeze mnie - wyszeptałem.
Vic zmarszczył brwi i spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Chyba oszalałeś. Niby dlaczego to twoja wina?
- Bo jestem gejem, a ludzie nie lubią gejów?
- Umm, małe przypomnienie, ja tez jestem gejem i mieszkam w tym domu.
- To nie jest wasza wina, chłopcy - odezwała się pani Fuentes.- To po prostu jacyś wandale. Może ktoś cię nie lubi w szkole, Victorze?
Chłopak wzruszył ramionami. Vica lubili wszyscy, a przynajmniej miałem takie wrażenie. Może o czymś nie wiedziałem? To było możliwe, ale przecież prędzej czy później i tak trafiają do mnie wszelkie informacje dotyczące ludzi ze szkoły. Może tym razem coś pominąłem...
- Przyjadą za kilkanaście minut, a przynajmniej tak powiedzieli - mruknął pan Fuentes, który stanął obok nas.- Wandale, gdzie są rodzice takich idiotów?
- Widziałeś, kto to był, papo? - odezwał się Mike.
- Widziałem tylko dwójkę uciekających ludzi. Chyba chłopak i dziewczyna, tak wywnioskowałem po budowie ciała. Niewychowani gnoje. Wracajcie do środka, ja poczekam na policję i sam trochę powęszę.
Skinęliśmy głowami i weszliśmy do domu. Tam ściągnęliśmy z siebie bluzy i buty i poszliśmy do salonu, gdzie na kanapie siedziała moja mama i Olga. Usiedliśmy na wolnych fotelach: Mike na osobnym, a ja usadowiłem się na kolanach Vica w drugim. Widziałem to spojrzenie mamy, która nie pochwalała mojej bliskości z szatynem, ale mogę robić co chcę, tym bardziej z nim.
- I co się stało? - zapytała Olga.
- Jacyś wandale zdewastowali całą boczną elewację - powiedział Mike.- Poplamili ją i powypisywali homofobiczne hasła. Zaraz przyjedzie policja i miejmy nadzieję, że chociaż trochę się wyjaśni.
Olga skinęła głową, a moja mama wstała z kanapy.
- Nic tu po mnie, na razie tylko zawadzam, więc pojadę do domu - oznajmiła, po czym podeszła do mnie i pocałowała mnie w czoło.- Bądź grzeczny. Victorze, pilnuj go. Dobranoc wszystkim.
Nie rozumiałem jej nagłej zmiany podejścia do mojej osoby, ale nie narzekałem, bo przynajmniej była miła. A może po prostu nie chciała robić niczego złego przed innymi? Sparzyła się uderzeniem mnie przy Vicu.
Wszyscy się z nią pożegnali i kobieta wyszła. Wtedy wtuliłem się w Vica i w tej pozycji czekaliśmy na jakiekolwiek wydarzenia. Siedzieliśmy tak dość długo, aż w końcu w salonie pojawili się państwo Fuentes.
- Niczego nie znaleźli, więc prawdopodobnie nie dojdziemy do tego, kto to zrobił - oznajmił pan Fuentes.- Powiedzieli, że sprawdzą w aktach, czy mają notowane osoby działające w duecie kobieta-mężczyzna, a więc na razie nic nie wiadomo.
- Ach, no i zamówiliśmy czyszczenie i malowanie domu na weekend - dodała pani Fuentes.- Wiem, ze chciałaś mieć wtedy wolne, Olgo, więc ktoś musi zostać w domu i pilnować malarzy.
- Wy nie możecie? - zapytał Mike.
- W czwartek wylatujemy do Los Angeles i wrócimy dopiero w poniedziałek, więc nie, nie możemy. Chłopcy, ten obowiązek spadnie na was.
- Ale ja już umówiłem się z Alyshą - jęknął młodszy z braci.
- Nikt nie każe ci odwoływać randki - powiedział pan Fuentes.- Możesz na nią iść. Przecież jest jeszcze Vic.
Usłyszałem głośny jęk chłopaka i uśmiechnąłem się pod nosem. Nie chciał siedzieć tu sam, to było zrozumiałe, więc dlaczego nie umilić mu tego czasu?
- Mogę przyjść, jeśli chcesz, popilnujemy razem - zaproponowałem, a twarz Vica rozświetliła się promiennie.
- Naprawdę? - uśmiechnął się, a ja pokiwałem głową.- To cudownie! W porządku, popilnuję ich, jeśli Kellin będzie mógł przyjść.
- Będzie mógł, nie mam nic przeciwko - państwo Fuentes uśmiechnęli się jednocześnie, a Vic szybko pocałował mnie w usta.- A teraz do spania. I tylko cicho, dobrze? Nie zniosę głośniejszych dźwięków kojarzących się tylko z jednym. Bądźcie dyskretniejsi.
Ukryłem twarz w dłoniach, a Vic pocałował moje ramię.
- Nie masz się o co bać, papo - powiedział spokojnie.- Teraz idziemy plotkować.

wtorek, 18 marca 2014

Rozdział VII

Komentujemy, pysie.
Nie mam pojęcia, kiedy dostaniecie nowy rozdział, ale postaram się jeszcze w tym tygodniu
KC KC KC.
____________________________
Masz ostatnią szansę.
Nie miałem pojęcia, ile ostatnich szans już dostałem, ale za każdym razem traciłem jedną, aby następnie mama dała mi kolejną. To nie było tak, że robiłem to specjalnie. Po prostu nie potrafiłem zapanować nad swoją agresją do Toma, który chyba specjalnie mnie prowokował, abym mu się odszczekał lub przywalił w twarz. Aż tak bardzo zależało mu na tym, żebym poszedł do psychologa? Może to on potrzebował specjalisty, a nie ja. Tak czy siak, moja ostatnia szansa została zmarnowana w weekend, gdy chciałem wyjść z domu do Vica, ponieważ nie dokończyliśmy tego co nam przerwano. Byłem niewyżyty seksualnie, miałem ochotę na seks, ale wszyscy skutecznie mi to uniemożliwiali. 
Okazało się, że mój szlaban jeszcze się nie skończył. Szczerze mówiąc, zapomniałem o nim, ale mama mi nie wierzyła i wywiązała się z tego kolejna awantura. Widziałem, że tym razem ich cierpliwość się skończyła i miałem przechlapane. 
Zostałem posadzony na kanapie, a przede mną stała mama i Tom. To była poważniejsza rozmowa, więc postanowiłem porzucić moje młodzieżowe chamstwo i dostosować się do dorosłych.
- Chyba wiesz, jaką decyzję podjęliśmy? - odezwała się mama, a ja opuściłem głowę i objąłem się rękoma. Może jeśli będę wyglądać jak poszkodowane dziecko, to im się odwidzi i nie wyślą mnie do psychologa.
- Może pójdziemy na jakiś kompromis? - odezwałem się cicho.
- Było już dużo kompromisów, Kellin. Zawsze szliśmy ci na rękę, nie byliśmy wystarczająco surowi, więc musimy coś zmienić. W poniedziałek idziemy do szkolnego psychologa, na początku ja i ty, ustalimy wszystkie rzeczy i później sam będziesz chodził na terapie.
Pociągnąłem nosem i ukryłem twarz w dłoniach. Na pewno uważali mnie za niezrównoważonego psychicznie nastolatka, podczas gdy miałem taki charakter i nie potrafiłem się zmienić. Żaden psycholog nie sprawi, że moja osobowość stanie się inna i będę zupełnie innym człowiekiem. Nie, to nie na tym polegało. Gdyby z moją głową było coś nie tak, może te sesje przyniosłyby pozytywny skutek, ale ja już na starcie wiedziałem, że to wszystko będzie dalekie od pozytywów.
- Nie użalaj się nad sobą, chłopcze - odezwał się Tom, a ja spojrzałem na niego przez palce.- Może w końcu nauczysz się dyscypliny i będziesz szanował innych.
Chciałem mu odpowiedzieć, na moje usta cisnęły się obelgi i epitety, ale nie mogłem się zapomnieć, bo to pogorszyłoby moją sytuację. I tak było beznadziejnie, więc jak najszybciej chciałem z tego wyjść.

Byłem zwolniony z popołudniowych lekcji. Po lunchu do szkoły przyjechała mama, z którą najpierw poszedłem do dyrektora, aby omówić szczegóły moich sesji z psychologiem. Mama chciała dowiedzieć się, czy w szkole też sprawiam problemy. Było oczywistym, że mężczyzna odpowie przecząco. Nie miałem powodów, aby w szkole zachowywać się w taki sam sposób jak w domu. Tutaj nikt mnie nie prowokował, nie miałem z nikim na pieńku, więc nie widziałem powodów, aby zachowywać się źle, jak to uważała mama i Tom.
- Jedyna rzecz, na którą skarżą się nauczyciele, to fakt, że Kellin prawie ciągle... Cóż... Bardzo ostentacyjnie i namiętnie całuje się z Victorem Fuentesem, co nie podoba się gronu pedagogicznemu - powiedział dyrektor, a ja uniosłem brew w górę.
Naprawdę komuś to przeszkadzało? Wystarczyło nas upomnieć i nieco byśmy przystopowali, ale żaden z nas nie dostał takiej informacji. Cóż, to była prawda, bo gdy mieliśmy taką okazję, prawie w ogóle się od siebie nie odrywaliśmy (czasem też na angielskim, bo przecież mogliśmy), ale nikt nigdy nam nie przerwał. Może chodziło o to, że byliśmy chłopakami i kogoś to gorszyło, ale nie chcieli wyjść na homofobów? Nienawidzę homofobii.
- Nie jest to jakieś wielkie wykroczenie, ale ten temat często był poruszany na radach pedagogicznych i uważamy, że powinniście zachować trochę dystansu - mówił dalej, patrząc na mnie poważnie.- Nie mówię tego, aby wytknąć ci twoją orientację seksualną, oczywiście nie, Kellin. Jesteś kim jesteś, nic nam do tego, więc możesz całować się i z chłopakami, i z dziewczynami...
- Z dziewczynami nie, ble - przerwałem mu, marszcząc nos.
- W porządku, z dziewczynami nie. Po prostu rób to w mniej widocznym miejscach, niekoniecznie na oczach całego grona pedagogicznego. W porządku?
Pokiwałem głową, chociaż sam nie wiedziałem, czy dotrzymam obietnicy. Usta Vica był stworzone do całowania, ssania i gryzienia, więc nie miałem pojęcia, w jaki sposób mógłbym się im oprzeć. Pewnie i tak będę się z nim całować, nawet po uwagach dyrekcji.
- Spotykacie się po szkole i nie możecie się od siebie oderwać - powiedziała mama, patrząc na mnie sceptycznie i kręcąc przy tym głową.
- Może zostawmy ten temat dla psychologa - zaproponował dyrektor.- Wydaje mi się, że pan Rowell jest gotowy przyjąć panią i pani syna.
- W porządku. Dziękuję panu bardzo - mama uśmiechnęła się do mężczyzny, po czym oboje wyszliśmy z jego gabinetu i zaczęliśmy iść do psychologa.- Trochę zasad. Współpracuj z psychologiem, mów prawdę i bądź grzeczny. Nie chcę się za ciebie wstydzić.
Przewróciłem oczami i pod nosem mruknąłem ciche "dobra", żeby przestała mi wmawiać, jak miałem się zachowywać. Będę sobą, psycholog musi poznać prawdziwego mnie, czyż nie?
Stanęliśmy przed odpowiednimi drzwiami i mama kilka razy w nie zapukała. Odpowiedział nam znany mi już męski głos.
- Proszę! - usłyszeliśmy i weszliśmy do środka.
Gabinet był niewielki, ale mieściło się w nim sporo rzeczy. Na środku pomieszczenia stało biurko, za którym siedział trzydziestoparoletni blondyn pod krawatem. Za nim znajdowało się kilka szafek z teczkami, książkami i papierami. Była tu też mała kanapa oraz dwa dodatkowe fotele, które przeznaczono dla gości psychologa.
- Kellin, miło cię znowu widzieć! - uśmiechnął się Rowell, wstając zza biurka i ściskając moją dłoń. Zmusiłem się na lekki uśmiech. Nie byłem zadowolony, że znów się tu znalazłem.- Pani musi być mamą Kellina? Pani Quinn?
- Richards, mamy inne nazwiska - odpowiedziała mama, a ja przewróciłem oczami i usiadłem na jednym z foteli.
Oparłem łokieć o podłokietnik i czekałem, aż dorośli w końcu przestaną rozmawiać. Moja twarz przybrała znudzony i niezadowolony wygląd. Chciałem, żeby ta szopka już się skończyła, bo nie musiałem tutaj być.
- Wykorzystajmy to, że jest tutaj twoja mama, co o tym sądzisz? - zagadnął Rowell, a ja wzruszyłem ramionami.- Twoje kolejne sesje będziesz odbywał tylko ze mną, więc to wykorzystajmy. Na początek chciałbym zapytać o wasze wspólne cechy, zainteresowania, wszystko co was łączy i sprawia, że jesteście do siebie podobni.
Spojrzałem na mamę i ponownie wzruszyłem ramionami.
- Kod genetyczny - mruknąłem.
- Oboje lubimy rocka - powiedziała mama, ignorując moje słowa.- Jesteśmy też uparci, tak sądzę.
- Czy mogę iść do domu?
- Nie, Kellin, nie możesz. W porządku, pytanie do pani, pani Richards. Dlaczego jest pani dumna z Kellina, co robi, że można być z niego dumnym? A co można w nim zmienić?
Spojrzałem prosto w jej oczy, ale przetrzymałem tą więź tylko przez krótką chwilę, bo następnie wbiłem wzrok w kolana. Byłem ciekawy, co powie. To mogło być coś zupełnie niespodziewanego i chciałem to usłyszeć.
- Jestem dumna z tego, że Kellin wszystko robi sam, no, prawie wszystko - zaczęła.- Jest samodzielny, pracuje na swoje, szybko się nie poddaje.
Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, ale na szczęście nikt tego nie zauważył, a przynajmniej tak mi się wydawało. To było miłe, że mama zauważała mój upór i samodzielność. Teraz czekałem na to, co chciała we mnie zmienić.
- Jego wady to na pewno to, że jest wybuchowy, często nie liczy się ze zdaniem innych, często przeklina, do prawie wszystkiego dodaje swoje pięć groszy i ma gdzieś to, co mówią inni. No i jeszcze mógłby zmienić... Chociaż nie - przerwała.
- Proszę mówić, proszę wszystko z siebie wyrzucić.
- Cóż... - zaczęła niepewnie.- Ja... Nadal mam mały problem z... Po prostu wolałabym, żeby był heteroseksualny. Nie wiem, jak mam zachowywać się przy nastolatku, który jest gejem i jednocześnie moim synem.
Otworzyłem szerzej oczy i spojrzałem na nią z niedowierzaniem. Wiedziałem, że trudno jej zaakceptować fakt, że wolałem penisy, ale nigdy bym nie przypuszczał, że miała wątpliwości, jak wypada jej się przy mnie zachować. Przecież to tylko orientacja seksualna. Gdybym był hetero, mój charakter pewnie byłyby taki sam.
- Dlaczego ma pani takie wątpliwości? - zapytał Rowell, marszcząc brwi.
- W naszej rodzinie nigdy nie było homoseksualizmu i to trudne do ogarnięcia, gdy okazuje się, że to akurat mój syn jest gejem.
- Kellin potrzebuje akceptacji z pańskiej strony. Jest pani jego matką, więc to właśnie pani powinna go zrozumieć - powiedział spokojnie.- Czyli pani uważa, że wasze relacje są zepsute przez orientację seksualną Kellina?
Mama powoli, ale niepewnie skinęła głową, a ja prychnąłem głośno, zwracając przy tym na siebie uwagę. To było śmieszne. Po prostu zabrakło mi słów, bo nie miałem pojęcia, jak opisać głupotę mojej własnej matki.
- Wydaje mi się, że problem nie leży w orientacji Kellina, tylko w pani braku pełnej akceptacji - stwierdził.- Wiem, że pani go kocha, ale on potrzebuje również tolerancji, nie tylko miłości. To nie jego wybór, że jest homoseksualistą i woli oglądać się za tą samą płcią.
- A właśnie, że jego - odparła mama, a ja usiadłem na fotelu po turecku i odchyliłem głowę do tyłu. Zamknąłem oczy i cicho zacząłem liczyć do dziesięciu, aby się uspokoić i nie wybuchnąć.- Mógłby być hetero, gdyby trochę się postarał, popatrzył na ładne dziewczyny, pobył w ich towarzystwie.
- O ile mi wiadomo, Kellin ma koleżanki, prawda? - zapytał Rowell, a ja pokiwałem głowa, nadal nie otwierając oczu.- I czy są one celem twoich zainteresowań? - pokręciłem przecząco głową.- Widzi pani. Po pierwsze, orientacja seksualna to nie wybór. Człowiek się z tym rodzi, to potwierdzone naukowo. Pani urodziła się heteroseksualna, ja również, a Kellin natomiast został gejem i dobrze mu z tym. Prawda, Kellin?
- Oczywiście - odezwałem się w końcu, otwierając oczy.
- To kwestia akceptacji i przyzwyczajenia się, pani Richards. Kellin, kiedy zdałeś sobie sprawę, że jesteś gejem?
- Umm - zastanowiłem się chwilę i podrapałem w tył głowy.- W sumie to nigdy nie oglądałem się za dziewczynami, od zawsze interesowali mnie chłopacy...
- W porządku, nie musisz mówić dalej, zostawimy ten temat na inną sesję - przerwał mi, a ja skinąłem głową.- Widzi pani? To siedzi w nim od samego początku. Kiedy i w jaki sposób się pani dowiedziała?
- Gdy zaczynał liceum. Po prostu nam powiedział, przy kolacji, ni stąd ni zowąd.
- To był odważny ruch. Powinna go pani zrozumieć i wesprzeć.
- Dobra, starczy - przerwałem im ostro, a ich spojrzenia spoczęły na mnie.- Nie chce już słuchać o tym, jaki to ja jestem okropny, bo jestem gejem i potrzebuję akceptacji, bo do tej kobiety nic nie dojdzie. Będzie udawać, że nic się nie stało, a tak naprawdę w myślach będzie mnie swatać z jakimiś dziewczynami, na które nawet nie chciałbym spojrzeć. Aktualnie interesuje mnie tylko jeden chłopak i na tym zakończmy to pieprzenie.
- Czy ten chłopak to Vic? - wyszeptała mama.
- Tak, ten chłopak to Vic, gratuluję spostrzegawczości.
Idealnie z moim ostatnim słowem zadzwonił dzwonek, więc poderwałem się z fotela i wyszedłem z gabinetu. Powinienem poczekać na mamę, ale nie miałem humoru i siły. Wewnątrz mnie kumulowało się wiele emocji, ale nie chciałem, aby wyszły na zewnątrz, bo pewnie bym się poryczał, a nie mogłem tego zrobić przed praktycznie całą szkołą. Nie mogłem uwierzyć w to, że moja własna rodzona matka nie potrafiła zaakceptować mnie takim, jakim jestem. Przez cały ten czas udawała, że prawie jej to nie przeszkadza, a tak naprawdę nienawidziła kim jestem. Teraz musiałem znaleźć Vica i po prostu dać upust emocjom. Kto mnie zrozumie jak nie on?
Na korytarzu było pełno ludzi, którzy zaczęli iść w stronę wyjścia, bo właśnie skończyli lekcje. Vic nie miał dzisiaj treningu, więc pewnie też właśnie wychodził ze szkoły. Prześlizgnąłem się między ludźmi i w końcu dotarłem do wyjścia. Zacząłem rozglądać się po parkingu, chcąc odnaleźć wzrokiem Vica i jego samochód. W końcu zobaczyłem, jak chłopak wsiada do swojego Audi i pobiegłem w jego stronę. Szatyn ruszył z miejsca, a ja wskoczyłem przed samochód i położyłem ręce na masce.Vic nie jechał szybko i zahamował w odpowiednim momencie, po czym zmarszczył brwi i wyszedł z samochodu.
- Kellin? - odezwał się, a ja podbiegłem do niego i po prostu się do niego przytuliłem.
Rzadko kiedy przy nim płakałem, ba, prawie w ogóle, ale teraz nie potrafiłem zatrzymać łez i dałem im spłynąć po policzkach. Chłopak mocno mnie do siebie przytulił i zaczął prowadzić do samochodu, abym do niego wsiadł.
- Cii, jest dobrze, nie płacz - wyszeptał, a ja pokręciłem głową.- Wskakuj do samochodu, jedziesz ze mną do domu i o wszystkim mi powiesz.
Pociągnąłem nosem i otarłem łzy z twarzy, po czym wsiadłem do samochodu na tylne siedzenia, bo na przednim siedział już Mike.
- Hej, coś się stało? - zapytał, odwracając się w moją stronę.
- Zostaw go, daj mu się uspokoić - powiedział Vic, siadając za kierownicą i ruszając z miejsca.
Droga minęła w ciszy, która raz po raz przerywana była moim łkaniem. Widziałem, że Mike chciał wiedzieć, o co chodzi, ale wolałem powiedzieć o tym tylko Vicowi. To jemu ufałem najbardziej i wiedziałem, że mi pomoże.
W końcu dotarliśmy do domu chłopaków i gdy Vic zaparkował na podjeździe, wyszliśmy z samochodu. Podeszliśmy do drzwi, które otworzyły się same, a raczej ktoś zrobił to od środka. Zobaczyliśmy uśmiechniętą twarz pani Fuentes, która zmarszczyła brwi, gdy zobaczyła mój opłakany stan i podpuchnięte oczy.
- Kellin, coś się stało? - zapytała.
- Kellin może zostać na noc? - wtrącił się Vic.
- Oczywiście, że tak.
Weszliśmy do środka i Vic niemal od razu zabrał mnie do siebie na piętro. Gdy znaleźliśmy się w jego pokoju, usiadłem na łóżku po turecku i rozbeczałem się jeszcze bardziej.
- Twoja mama jest w domu, to nowość, dawno jej nie widziałem - wyszeptałem, a Vic usiadł obok mnie i spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
- Co się stało? - zapytał.
Odkaszlnąłem i wdrapałem się na jego kolana. Objął mnie ramionami i od razu zrobiło mi się lepiej. Musiałem się uspokoić, zanim zacznę mówić.
- Byłem dzisiaj na pierwszej sesji z psychologiem - mruknąłem.
- Co? Jednak cię tam wysłali?
- Tak, ale nie o to chodzi. Była ze mną mama i temat zszedł na homoseksualizm... - Vic nic nie powiedział, więc zacząłem mówić dalej.- Najkrócej mówiąc, moja matka mnie nienawidzi, bo jestem gejem.
- Co, tak nagle?
- Nie, dobrze to ukrywała i udawała, że wszystko jest w porządku - westchnąłem.- A teraz powiedziała, że to był mój wybór, że jestem gejem i gdybym się trochę postarał, to mógłbym zostać hetero.
- Gówno prawda, czy ona jest poważna? - prychnął Vic.
- Tak było. Później Rowell zaczął mówić o akceptacji i ciągle słyszałem tylko o tej pieprzonej akceptacji i zaczęło mnie to przytłaczać, więc wyszedłem.
Vic westchnął ciężko i zaczął gładzić moje plecy. Wzdrygnąłem się nieco, gdy poczułem jego palce wędrujące wzdłuż mojego kręgosłupa. Oparłem swoje czoło o jego i lekko musnąłem jego usta, po czym uśmiechnąłem się delikatnie.
- Zjesz z nami obiad? - zapytał.
- A co macie?
- Uch, nie wiem. Chodźmy na dół, to się dowiemy.
Zszedłem z jego kolan i trzymając się za ręce, wyszliśmy z pokoju. Sam splótł nasze palce, co trochę mnie zaskoczyło, ale sprawiło, że zrobiło mi się niewyobrażalnie miło. Zeszliśmy po schodach i po chwili znaleźliśmy się w salonie, gdzie na kanapie siedzieli rodzice chłopaka. Dobrze się znaliśmy, bo często bywałem w tym domu, nawet jeśli oni byli zapracowani i rzadko kiedy przebywali tu dłuższy czas.
Państwo Fuentes oglądali telewizję i gdy usłyszeli, że weszliśmy do pomieszczenia, spojrzeli w naszą stronę i na moment zerknęli na nasze dłonie. Nigdy tego nie komentowali, za co byłem im wdzięczny, więc w tym domu nie musieliśmy się bać, że zaraz każą nam się od siebie oderwać i tym podobne.
- Co dzisiaj na obiad? - zapytał Vic.
- Idź do kuchni i zapytaj Olgę - odpowiedział mu jego tata.- Kellin, hijo, zostajesz na obiedzie?
- To zależy co będzie - odparłem, a mężczyzna zmarszczył brwi.- No wie pan, moja cukrzyca.
- Och, no tak, zapomniałem o tym - pokiwał głową.
Uśmiechnąłem się lekko, a Vic pociągnął mnie w stronę kuchni. Krzątała się tam drobna blondynka, która też mnie znała. Olga to młoda Rosjanka, która znalazła się w Stanach zupełnie przed przypadek, ale nigdy nie dowiedziałem się jaki. Była miła i pomocna, a na dodatek świetnie gotowała.
- Chłopcy - uśmiechnęła się do nas, wsypując coś do garnka.
- Co dziś na obiad? - zapytał Vic, zaglądając do garnków.
- Steki w sosie własnym, trochę pieczonych ziemniaczków i warzyw, a na kolację zaplanowałam wasze ukochane burrito - odpowiedziała, a ja skrzywiłem się nieco i oparłem głowę o ramię Vica. Ten spojrzał na mnie pytająco, jakby się martwił i chciał wiedzieć, jak może mi pomóc.
- To nie dla mnie - mruknąłem.
- Na pewno da się coś wymyślić - oznajmił Vic.- Zaraz dogadamy się z Olgą, zaraz coś wymyśli.
- Musiałbym też skoczyć do domu po leki.
- Zawieźć cię?
- Nie, sam pójdę. Wy możecie pomyśleć nad jedzeniem - mrugnąłem do niego i wyszedłem z kuchni.
Opuściłem dom i szybkim krokiem ruszyłem do siebie. Chciałem znaleźć się tam jak najszybciej, zabrać potrzebne rzeczy i wrócić do Vica. Miałem zamiar spędzić z nim noc, aby rozluźnić się jeszcze bardziej. Zdawałem sobie sprawę, że będę musiał stawić czoła mamie, która na pewno będzie zła, bo zostawiłem ją w szkole, ale i tak miałem to gdzieś. Jeśli da mi kolejny szlaban, trudno. I tak już chodzę do tego pieprzonego psychologa, więc nie zrobi mi to większej różnicy.
Po kilkunastu minutach znalazłem się pod moim domem. Wszedłem do niego i niemal od razu spotkałem się z krzykiem mojej matki.
- Co ty sobie wyobrażasz?! - wrzasnęła, a ja zignorowałem ją i poszedłem prosto do łazienki. Oczywiście poszła za mną.- Przyniosłeś mi wstyd, jak miałam się czuć przed tym mężczyzną, gdy mam takiego syna jak ty?
Nadal ją ignorowałem. Otworzyłem szafkę i wyciągnąłem z niej dwie strzykawki, tak na wszelki wypadek. Następnie minąłem kipiącą ze złości kobietę i wszedłem do salonu, gdzie zacząłem pakować torbę na noc. Wziąłem też rzeczy potrzebne na jutro do szkoły, skoro miałem spać u Vica i rano pojechać razem z nim.
- Co ty do cholery jasnej robisz?
Włożyłem do środka jeszcze kilka ubrań, po czym założyłem torbę na ramię i poszedłem w stronę wyjścia.
- Gdzie idziesz?
- Do Vica.
- Po co? Nie możesz, masz szlaban do końca miesiąca.
- Będę u niego spać, on przynajmniej ma własny pokój i tolerancyjnych rodziców - warknąłem i wyszedłem z domu, trzaskając drzwiami.
Miałem dość tego miejsca i gdybym tylko mógł, wyprowadziłbym się. Nie miałem jednak środków do samodzielnego życia i nie skończyłem jeszcze osiemnastu lat. To była tylko kwestia czasu. W kwietniu będę już dorosły i zacznę nowe, lepsze życie, z dala od tych ludzi. Chyba nigdy nie dostanę odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie mogłem mieć normalnej, kochającej się rodziny. Gdyby rodzice się nie rozwiedli i ojciec by nie odszedł, byłoby inaczej. kto wie, czy lepiej. Ojciec nie był złym człowiekiem, po prostu przestał dogadywać się z matką. Po rozwodzie wiele razy się z nim spotkałem, ale później wyjechał i ostatni raz widziałem go, gdy byłem w pierwszej klasie liceum. Powiedziałem mu nawet o moim homoseksualizmie i stwierdził, że w ogóle mu to nie przeszkadza i że to moje życie. Później wyprowadził się na drugi koniec Stanów, gdzieś do New Jersey, jeśli dobrze pamiętam. Czasem rozmawialiśmy przez telefon, dostawaliśmy trochę alimentów i to wszystko. Czasami miałem ochotę po prostu się do niego wyprowadzić, ale nie mogłem opuścić San Diego. Tu był Vic.
No właśnie, co do Vica. Dotarłem do jego domu i bez pukania wszedłem do środka, bo domownicy wiedzieli, że wyszedłem tylko na chwilę. Od razu poszedłem do kuchni, gdzie na blacie siedział Vic, a Olga zaczęła wykładać jedzenie na półmiski. Szatyn uśmiechnął się, gdy mnie zobaczył, a ja zerknąłem na kucharkę, aby dowiedzieć się, co wymyślili mi na obiad.
- O, Kellin - uśmiechnęła się dziewczyna.- Twoja ryba dochodzi w piekarniku, zaraz nałożę ją na talerz.
- Jeśli mi powiecie, że ryba jest w sobie warzywnym, to umrę ze szczęścia - zaśmiałem się.
- No to już umarłeś - powiedział wesoło Vic, zeskakując z blatu.- Zanieś torbę na górę, załatw co masz do załatwienia i wracaj na obiad.
Skinąłem głową i popędziłem na piętro, wchodząc po schodach po dwa stopnie. Wszedłem do pokoju Vica i położyłem torbę na jego łóżko, po czym wyciągnąłem z niej strzykawkę i załatwiłem sprawy medyczne. Gdy chowałem strzykawkę z powrotem do torby, moją uwagę przykuła mała, zwinięta cztery razy karteczka. Może to było nieco niegrzeczne, że czytałem prywatne wiadomości Vica, ale wciskałem nos dosłownie we wszystko i nie mogłem się oprzeć. Kto wie, może wykorzystam to go gazetki? Chwyciłem kartkę i szybko ją rozwinąłem. Zmarszczyłem brwi i przeczytałem słowa napisane drukowanymi literami oraz odpowiedź na nie napisaną nieco mniejszymi. Był to liścik, wyglądał jak rozmowa z jakiejś lekcji. Rozpoznałem jedno pismo, to większe. Należało do Vica.
KAYA ZNOWU ĆPA.
Myślałem, że w ogóle nie przestała.
PRZESTAŁA, ALE OSTATNIO ZNALEŹLI
Co do cholery znaleźli? Vic musiał nie dokończyć pisać wiadomości, bo może zadzwonił dzwonek? Dalsza rozmowa przebiegła na korytarzu? Cholera, jeśli to prawda, że Kaya, nasza szkolna narkomanka, powróciła do nałogu, mogło być ciekawie. Złożyłem karteczkę i odłożyłem ją na miejsce, po czym zszedłem na parter do jadalni. Jedzenie już stało na stole i ludzie zaczęli schodzić się na obiad. Usiadłem obok Vica i oblizałem się na widok przepysznie wyglądającej ryby z dodatkami warzywnymi. Uwielbiałem Olgę, po prostu ją uwielbiałem.
- To smacznego - odezwał się tata Vica, gdy przy stole jako ostatni pojawił się Mike.
Powiedzieliśmy sobie smacznego i zaczęliśmy jeść. Posiłek przebiegał w ciszy, aż do momentu, w którym odezwał się młodszy z braci.
- Czyli Kellin dzisiaj u nas śpi? - zapytał.
- Tak. Śpi - odpowiedział mu Vic.
- Jeśli to nie problem - wtrąciłem szybko, patrząc na rodziców chłopaków.
- Oczywiście, że nie - pani Fuentes machnęła dłonią.- Olga ma przygotować dla ciebie pokój gościnny?
- Nie ma takiej potrzeby - odezwał się Vic, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.- Kellin będzie spał ze mną.
- Tylko bądźcie spokojni. Nie chcę znów słyszeć stukania łóżka o ścianę - mruknął pan Fuentes, a ja zarumieniłem się i pochyliłem głowę. Cholera, to było zupełnie niepotrzebne.
- Nie wiem, o czym ty mówisz, papo - Vic wzruszył ramionami i wróciliśmy do jedzenia obiadu.
Po posiłku Olga posprzątała brudne talerze, a ja i Vic poszliśmy do jego pokoju. Położyłem się na łóżku i oparłem na łokciach, aby móc patrzeć na chłopaka, który stał.
- Nie wiedziałem, że twoi rodzice zdają sobie sprawę z tego, że uprawiamy seks - odezwałem się niepewnie, a Vic wzruszył ramionami i położył się obok mnie.
- Przejmujesz się tym? - uniósł brew, a ja pokręciłem głową.- Mamie to obojętne, daje mi działać, a papa jest dumny, że mam bujne życie seksualne i kogoś zaliczam.
Uśmiechnąłem się lekko, ale w głębi duszy trochę mnie to zraniło, bo byłem tylko obiektem do zaliczenia. Nie mogłem liczyć na nic więcej, nawet jeśli bardzo chciałem. A uwierzcie mi, cholernie tego pragnąłem.
- To i tak było trochę żenujące - mruknąłem, po czym postanowiłem zmienić temat.- Umm, znalazłem tu pewną karteczkę i naprawdę nie chciałem jej czytać, ale znasz mnie...
- To o Kayi? - skinąłem głową.- Och, to prawda. Rozumiem, że chcesz wiedzieć więcej? - ponownie pokiwałem głową.- Więc musimy się postarać, żeby łóżko nie uderzało w ścianę.

piątek, 14 marca 2014

Rozdział VI

Tadam!
Dziękuję za wszystkie komentarze i proszę o jeszcze więcej, bo tu superowa sprawa, tak czytać Wasze reakcje i w ogóle. Naprawdę. Uwierzcie mi.
Kocham Was, baj.
____________________________________
Obudził mnie zapach sterylizowanego powietrza i ciche pikanie jakiejś maszyny. Do tego miałem spierzchnięte usta i chciało mi się pić. Nie otwierałem oczu przez dłuższy czas. Musiałem dojść do siebie i dać mojemu organizmowi trochę czasu, aby zaczął normalnie funkcjonować. Poruszyłem palcami, po czym ukryłem twarz w poduszce i cicho jęknąłem. Bolała mnie głowa i brzuch, nie miałem na nic siły. To było u mnie normalne. Zaraz ktoś tu przyjdzie, dostanę tabletki, mama na mnie nakrzyczy, poleżę do końca tygodnia i to wszystko. Zawsze tak było, to stało się już nudną rutyną.
W końcu się wyprostowałem i powoli otworzyłem oczy. Znajdowałem się w sali szpitalnej, do której trafiałem od kilkunastu lat. Ta sama pościel, to samo łóżko, ten sam sufit, lampy, podłoga, drzwi, telewizor, stolik, krzesła. Wszystkie takie jak zawsze. Ta sala stała się moim drugim domem i nawet jeśli bardzo chciałbym się z niego wyprowadzić, byłem zmuszony tu pozostać.
W mojej prawej ręce tkwił wenflon i jakiś drucik, który dochodził do maszyny. Spojrzałem na moją lewą rękę, z którą rurką połączona była kroplówka zawieszona na stojaku. Norma. Na pewno najpierw podłączyli mnie do pompy insulinowej i kroplówki, a kiedy mój poziom cukru się uregulował, zostawili tylko kroplówkę. Opadłem na poduszkę i westchnąłem ciężko. Będę musiał tu zostać na kilka dni. Nigdy nie wypuszczali mnie z dnia na dzień, biorąc pod uwagę to, że za każdym razem robili nowe badania, które przynosiły różne skutki, więc musiałem siedzieć w szpitalu. To było męczące, ale jeśli miało mi pomóc, oddawałem się im i pozwalałem robić ze mną co tylko zechcą, oczywiście pod kątem mojego zdrowia.
Trwałem w pozycji półsiedzącej. Opierałem się wygodnie o uniesione nieco poduszki i patrzyłem na drzwi, chcąc, aby pojawił się w nich lekarz albo pielęgniarka. Mogłem zadzwonić, ale po co? Nie chciało mi się, wolałem poczekać.
W końcu drzwi się otworzyły i zobaczyłem mojego "osobistego" lekarza, doktora Montgomery oraz moją mamę, która miała dzisiaj na popołudnie, więc nic dziwnego, że pojawiła się tu w swoim stroju roboczym. Oboje podeszli do mojego łóżka i chwilę na mnie patrzyli, nie odzywając się. Cisze przerywały jedynie ciche dźwięki maszyny, do której byłem podłączony przez prawą rękę.
- Niech zgadnę - odezwał się doktor Montgomery.- Rano wziąłeś za mało, a w szkole nic, mam rację?
Pokiwałem głową i spojrzałem na niego przepraszająco. Wiedziałem, że to nic nie da i zaraz się nasłucham, ale już się na to przygotowałem. Problem w tym, że pakowałem insulinę do torby, a ona jakby wyparowała. To nie była moja wina, a i tak będę musiał wziąć ją na siebie.
- Nie możesz od tak zapominać o lekach - mówił mężczyzna.- Doskonale wiesz, jakie masz problemy i że są poważne, więc nawet jeśli weźmiesz o jedną dziesiątą mniej insuliny, może się to dla ciebie źle skończyć. Przykro mi to mówić, ale masz naprawdę poważną cukrzycę i nie możesz jej ignorować. Nie możesz. Jesteś za często w tym szpitalu, tylko i wyłącznie przez twoje roztargnienie.
- Tak, ale tym... - zacząłem, ale Montgomery uciszył mnie ruchem dłoni.
- Jesteś prawie dorosły. Wiem, że się starasz, ale musisz starać się jeszcze bardziej, żeby koniec nie był tragiczny. Są przypadki, w których mniejsze dawki lub chwilowe niewstrzyknięcie insuliny prawie nic nie zmienia, ale ty do nich nie należysz. Musisz być odpowiedzialny za własne życie, Kellin.
Opuściłem głowę i wzruszyłem ramionami. Byłem odpowiedzialny. Nie chciałem umrzeć, chciałem żyć dalej. To nie moja wina, że strzykawki nagle gdzieś zniknęły. Postanowiłem jednak nic o tym nie mówić, bo wiedziałem, że jeszcze bardziej się pogrążę i oskarżą mnie o zmyślanie i tym podobne.
- Cóż, teraz wszystko jest już w porządku, ale i tak zostaniesz tu do piątku - powiedział lekarz.- To nie jest długo, siedziałeś tu już o wiele dłużej.
Pokiwałem głową i wygodniej oparłem się o poduszki, zanurzając się w nich. Spojrzałem na mamę, która patrzyła na mnie ze zmartwieniem, ale też rozczarowaniem. Postanowiłem rozładować napięcie i uśmiechnąłem się do niej pogodnie.
- Patrz, mamo, żyję - wyszczerzyłem się do niej, a ona westchnęła ciężko i przetarła twarz dłonią, po czym uśmiechnęła się lekko i spojrzała na mnie z rozbawieniem.
- Gdyby nie Victor, to może nie byłbyś taki wesoły - powiedziała, a ja uniosłem brew.
Nie wiedziałem, że to Vic mnie uratował. Nie pamiętam niczego przed omdleniem, a przynajmniej kilku minut przed nim. Po prostu byłem w łazience, nie znalazłem leków w torbie i poszedłem do pielęgniarki. Dalej nic nie pamiętam. Nie miałem pojęcia, czy ktoś mnie tam zaniósł, czy sam tam doszedłem, ale najwyraźniej prawidłowa była ta pierwsza wersja. Po raz kolejny nie wiedziałem, co zrobiłbym bez tego chłopaka. Był dla mnie za dobry, nawet jeśli nie musiał, bo nie łączyło nas nic innego jak tylko dobry seks.
- On tu jest? - zapytałem.
- Rozmawiałem z twoją szkolną pielęgniarką i powiedziała mi, że pan Fuentes wybierze się do ciebie po lekcjach - odpowiedział Montgomery, a ja spojrzałem na zegar wiszący na ścianie i uśmiechnąłem się promiennie. Trwała ostatnia lekcja, więc nie będę musiał długo czekać. Chciałem mu podziękować i ogólnie się z nim zobaczyć. To dzięki niemu mogę nadal na niego patrzeć.
- Przyniosę ci obiad, gdy zajmę się kilkoma pacjentami, w porządku? - usłyszałem głos mamy i skinąłem głową.- W porządku. Bądź grzeczny, niedługo do ciebie przyjdę.
Pocałowała mnie w czoło i razem z doktorem wyszła z sali. Teraz musiałem czekać na Vica. Żeby czas zleciał szybciej, drżącą ręką (rurki wcale nie pomagały w poruszaniu się) sięgnąłem po pilot leżący na stoliku. Włączyłem telewizor i zacząłem oglądać jakieś głupie programy, żeby się czymś zająć. Po dwudziestu minutach w sali pojawiła się mama, która przyniosła tacę z moim obiadem. Odłączyła moją rękę od pikającej maszyny, przez co ta przestała wydawać z siebie jakiekolwiek dźwięki. Chwyciłem widelec i zacząłem jeść. Mama pokroiła mi nawet kotleta na małe kwadraty, jak przedszkolakowi, ale byłem jej za to wdzięczny, bo krojenie mięsa w łóżku nie było proste i pewnie skończyłbym z jedzeniem na pościeli i sobie. Na stoliku mama postawiła szklankę z wodą i budyń na deser. Po chwili zostawiła mnie samego, a ja zająłem się obiadem. Jak na szpital mieli tu dobre jedzenie.
Po kilku chwilach usłyszałem, jak drzwi się otwierają, więc oderwałem wzrok od jedzenia i spojrzałem w stronę wejścia. Uśmiechnąłem się szeroko, gdy zobaczyłem, że to Vic idzie w moją stronę, aby następnie usiąść na krześle obok mojego łóżka.
- Dzień dobry - przywitał się i krótko pocałował mnie w usta, po czym ponownie usiadł.- Jak się czujesz?
Wzruszyłem ramionami i zająłem się jedzeniem, które powoli znikało z talerza.
- Jest zupełnie normalnie, chociaż trochę boli mnie głowa - odpowiedziałem, gdy przełknąłem kęs.
- Kiedy wychodzisz?
- W piątek.
Vic jęknął głośno, a ja uniosłem brew i zerknąłem na niego z rozbawieniem. Doskonale wiedziałem, o co mu chodziło. Do końca tygodnia nie będzie mnie w szkole, więc to oznaczało, że Vic nie będzie mógł uprawiać ze mną seksu. Dopiero w weekend się do mnie dobierze. To pokazywało, jak bardzo niewyżyty seksualnie był ten chłopak. To jednak w nim lubiłem, bo nie tylko on z tego korzystał.
- Spokojnie, w weekend będziesz mógł zrobić ze mną co tylko chcesz - powiedziałem, a Vic jednoznacznie poruszył brwiami, co zmusiło mnie do śmiechu.- Chyba, że mnie zdenerwujesz. Mógłbyś to położyć na stoliku i podać mi szklankę? - zapytałem, wskazując na pusty talerz.
Szatyn chwycił talerz i położył go na etażerce, po czym podał mi szklankę, z której upiłem kilka łyków wody.
- Daj mi budyń - powiedziałem, oddając mu szklankę. Wymieniliśmy się naczyniami. Nabrałem trochę budyniu na łyżkę i oplotłem ja ustami, po czym wolno wyciągnąłem ją spomiędzy warg, specjalnie przedłużając ten moment i dodając do tego język.
- Kellin - powiedział Vic ostrym tonem, a ja uśmiechnąłem się zadziornie i zacząłem powtarzać swoje akcje. Uwielbiałem się z nim droczyć. On będzie twardy, a ja nie będę mógł nic mu zrobić, bo po pierwsze to szpital, a po drugie byłem podłączony do kroplówki.- Kellin, to nie jest śmieszne.
- Ależ co? - spojrzałem na niego niewinnie, nadal jedząc mój budyń.- Chcesz troszkę?
- Nie chcę budyniu.
- A co chcesz?
- Ciebie.
Zaśmiałem się krótko i pokręciłem głową. Dokończyłem swój deser, odłożyłem kubek i wygodniej ułożyłem się na poduszkach, aby móc widzieć zdesperowanego seksualnie Vica.
- Co byś chciał? - zapytałem ponownie.- Ostatni raz chyba nie dosłyszałem...
- Ciebie - jęknął, patrząc na swoje krocze. Ja również na nie spojrzałem i musiałem powiedzieć, że byłem zadowolony ze swojej roboty.
- Doskonale wiesz, że nic nie mogę zrobić, Victorze - uśmiechnąłem się słodko.- Gdy wrócisz do domu, będziesz musiał przywitać się z łapką. Albo poczekaj do weekendu. Twój wybór.
- A tutaj...
- Nie.
Vic westchnął ciężko i obciągnął koszulkę w dół, aby chociaż trochę zakryć wybrzuszenie w jego spodniach. Kochałem mieć tą świadomość, że to ja sprawiłem, że się tak czuł. Miałem wrażenie, że to ode mnie zależy, czy odczuwał przyjemność, czy też nie. Oczywiście, że to ode mnie zależało. Byłem okropny, ale on to lubił, wszelkiego rodzaju dręczenie i tortury.
Po kilku chwilach śmiechu, postanowiłem podjąć poważniejszy temat, jakim było moje zdrowie i życie, które przez chwilę zależało od Vica. Gdyby nie on, nie chciałbym myśleć, co by ze mną było. Marny koniec, a tego nie chciałem. Szanowałem życie, nie byłem typem samobójcy ani osoby z depresją. Może i czasem narzekałem na to, co się działo i chciałem zmian, ale kto się tak nie zachowuje? Nawet optymista miewa takie chwile.
- Dziękuję ci - odezwałem się nagle, a Vic zmarszczył brwi i spojrzał na mnie pytająco.- Dziękuję za to, że zaniosłeś mnie do pielęgniarki. Dziękuję za to, że się mną zainteresowałeś. Gdyby nikt nie pojawił się na korytarzu, pewnie bym zszedł.
Vic westchnął cicho i delikatnie chwycił moje dłonie. Jego kciuk powoli zaczął głaskać moją skórę, a mi zrobiło się przyjemnie. Mały i delikatny gest, a wiele dla mnie znaczył.
- Nie myśl, co by było gdyby - powiedział spokojnie.- Najważniejsze jest to, że dobrze się czujesz i wszystko jest już w porządku.
- Jak mnie znalazłeś, tak w ogóle? - zapytałem z zaciekawieniem.
- Nie przyszedłeś na lunch, więc zacząłem się denerwować. Poszedłem do łazienki, żeby zobaczyć, czy tam jesteś, ale powiedzieli mi, że poszedłeś na piętro, blady i drżący. Wtedy zapaliła mi się lampka, bo skoro szedłeś na piętro, blady, to na pewno było coś nie tak i wywnioskowałem, że chciałeś dotrzeć do pielęgniarki. Nie dotarłeś, osunąłeś się na ziemię i zemdlałeś, więc zaniosłem cię do pielęgniarki, a później zabrała cię karetka. Chyba z połowa szkoły widziała cię nieprzytomnego - dodał, wzruszając ramionami, a ja jęknąłem głośno i ukryłem twarz w poduszce.
W takich momentach cieszyłem się, że to ja byłem redaktorem w gazetce, bo gdyby był nim ktoś inny, to na pewno trafiłbym na pierwszą stronę. Upokorzenie, po prostu upokorzenie. Nie wszyscy wiedzieli, że miałem cukrzycę, więc na pewno wymyślili jakąś bajeczkę, że po prostu okazałem się taką babą, aż zemdlałem i trzeba było wezwać karetkę. Miałem nadzieję, że nikt nie zacznie mi dokuczać, chociaż już kilka razy zemdlałem w szkole i późniejsze konfrontacje z innymi uczniami nie były masakryczne. To kwestia odpowiednich gróźb i elokwentnej wypowiedzi.
- Wow, mój bohaterze - uśmiechnąłem się lekko.- Obronisz mnie przed ewentualnymi szykanowaniami?
- Oczywiście - pokiwał głową i pocałował mnie w czoło.- A teraz na poważnie, dlaczego nie wziąłeś insuliny?
- Zapakowałem ją rano, a jak chciałem ją wziąć podczas przerwy, jakby wyparowała. Nie mam pojęcia, jak to się stało, bo pakowałem ją na sto procent, nawet kilka razy sprawdzałem.
- A może jednak zapomniałeś?
- Ja... - urwałem, bo zacząłem się nad czymś zastanawiać.
Jeśli powiem Vicowi, że podejrzewam kogoś o kradzież leków, zacznie szukać sprawcy, a ja chciałem tego uniknąć. Nie potrzebowałem dodatkowych problemów. Agresja nie była mile widziana, bo łączyły się z nią pewne konsekwencje. Jeśli Vic dojdzie do tego, kto się na mnie uwziął, na pewno od razu rozprawiłby się z tą osobą. Wtedy trafiłby na dywanik, dostał karę i skończyłaby się jego swoboda. Kary w naszej szkole był dość surowe. Nie wystarczyło odsiedzieć swojego w kozie. Do tego dochodziły prace społeczne, w zależności od stopnia wykroczenia, a czasem też zawieszenie lub wyrzucenie z klubów czy kółek zainteresować. Vic straciłby posadę kapitana drużyny piłkarskiej. Nie byłem warty takiego poświęcenia, więc postanowiłem siedzieć cicho i jednak trzymać się wersji, że zapomniałem leków. Wiedziałem swoje, ale na razie niech moje przypuszczenia zostaną tajemnicą.
- Może - westchnąłem.- Robi mi się smutno, wiesz? Leżę w tym szpitalu, moja jedyna rozrywka to telewizor i żarcie, no i odwiedziny.
- Nie możesz chodzić po szpitalu? - zapytał.
- Mogę, ale tylko po diabetologii. Tylko że tu są głównie małe dzieci, nie mam z kim nawiązywać kontaktów. No i chodzenie z kroplówką jest niewygodne.
- Przecież jeździ na kółeczkach - zaśmiał się pogodnie, a ja spiorunowałem go wzrokiem. Niech sam chodzi z jeżdżącym, większym ode mnie drążkiem, na którym wisi kroplówka przyczepiona do mojego przedramienia. I weź dogadaj się z osobami, które w szpitalu przebywały tylko podczas odwiedzin.
- To może... - zaczął Vic, ale przerwał mu dźwięk otwieranych drzwi, przez które weszła moja mama.
W dłoniach trzymała złożone w kostkę ubrania. Wtedy zdałem sobie sprawę, że nadal miałem na sobie ubrania ze szkoły, które nie należały do najwygodniejszych, aby leżeć w nich w szpitalnym łóżku. O wiele lepiej leży się w luźnych szortach, aniżeli w obcisłych rurkach.
Gdy mama zobaczyła Vica, uśmiechnęła się lekko i podeszła do łóżka, na którym, a właściwie to na mnie, położyła ubrania.
- Dzień dobry, pani Richards - Vic odezwał się jako pierwszy.
- Witaj, Victorze. Co cię tu prowadza?
- Kellin, a kto inny? Postanowiłem dotrzymać mu trochę towarzystwa.
- To miłe z twojej strony - mruknęła mama, po czym spojrzała na mnie.- Przyniosłam ci rzeczy, możesz się przebrać. Poczekaj, odłączę kroplówkę, żebyś mógł zmienić koszulkę.
Wyciągnąłem rękę w jej stronę, aby mogła odłączyć ode mnie rurki. Gdy byłem już wolny (na krótki czas, ale zawsze), odrzuciłem kołdrę na bok, aby już mnie nie okrywała, ściągnąłem koszulkę i chwyciłem drugą, którą na siebie nałożyłem. Była o wiele luźniejsza, wyglądałem w niej jak w worku, ale tu liczyła się wygoda, a nie wygląd. Ponownie podałem rękę mamie, a ta znów podłączyła mnie do kroplówki. Zawsze byłem podłączony do niej pierwszego dnia - jutro już mnie odłączą.
- Przebierz jeszcze spodnie, a potem może oprowadzisz Victora po skrzydle? - zaproponowała, zabierając brudne naczynia ze stolika, po czym uśmiechnęła się delikatnie i wyszła z sali.
- Szpital nie jest ciekawy, jest raczej smutny, pewnie nie chciałbyś chodzić po nim jak na wycieczce - stwierdziłem, wstając z łóżka, aby ściągnąć rurki.
Rozpiąłem rozporek i powoli zacząłem zsuwać z siebie spodnie. Nie mogłem robić tego szybciej, ponieważ miałem skrępowane ruchy. Przez cały ten czas czułem na sobie wzrok Vica. No tak, rozbierałem się przed nim w wolnym tempie. Brakowało jeszcze muzyki.
Gdy zostałem w samych bokserkach, odrzuciłem spodnie na bok, usiadłem na łóżku i założyłem szorty, również luźne i wygodne. Następnie położyłem się na łóżku, ale nie okrywałem się kołdrą. Spojrzałem na Vica, który patrzył na mnie z pożądaniem, a wybrzuszenie w jego spodniach robiło się coraz większe.
- W ten weekend dostaniesz. Po prostu dostaniesz - mruknął z zadziornym uśmiechem, a ja poruszyłem brwiami.
- Naprawdę? - udałem zdziwienie.- Jestem podekscytowany.
- Ja bardziej. Chodźmy na ten spacer. Pokażesz mi, gdzie siedzą twoi mali przyjaciele.
- To nie są moi przyjaciele! - oburzyłem się, wsuwając stopy w moje tomsy, które leżały obok łóżka.
- Ja wiem swoje - mrugnął do mnie, po czym stanął obok mnie i chwycił za rękę, która nie była podłączona do kroplówki.- Chodź.

Mój pobyt w szpitalu minął szybciej niż bym się spodziewał. W tygodniu odwiedzili mnie Adam i Fel, którzy przynieśli mi notatki z lekcji i dostarczyli trochę informacji o tym, co działo się w szkole podczas mojej nieobecności. Gdy nie miałem co robić, a nikt u mnie nie siedział, pisałem artykuły, aby mieć pewien zapas na kolejne kilka numerów gazetki. W szpitalu mogłem pozwolić sobie na słodkie lenistwo, ale chciałem już stąd wyjść, bo po pewnym czasie można było oszaleć i ze skrzydła diabetycznego trafić na psychiatryczny.
Gdy nadszedł piątek, okazało się, że nie ma mnie kto odwieźć do domu. Mama pracowała, Tom również był w pracy (nie, żebym chciał z nim wracać), a siostry nie miały prawa jazdy. Wtedy pojawił się Vic. Po dogadaniu się z mamą zadeklarował się, że mnie odwiezie. Byłem zadowolony, bo uwielbiałem spędzać z nim czas, a na dodatek obiecał mi cudowny seks, gdy wyjdę ze szpitala. Skoro moje siostry są w szkołach, a mama i Tom w pracy, to chyba już wiem, jak spędzę to popołudnie z Victorem w moim domu. Nie będzie to wyuzdany jak zawsze seks, ponieważ nie miałem zabawek w domu, w odróżnieniu od Vica, ale byłem pewien, że nawet takie zbliżenie będzie idealne. Zawsze było, czy używaliśmy zabawek, czy też nie.
- Zjedz coś, gdy już przyjedziesz do domu - powiedziała mama, która odprowadziła nas aż do samego wyjścia ze szpitala. Trzymałem Vica za rękę, a ten, w wolnej dłoni, miał moją torbę. Stwierdził, że nie mogłem się męczyć, nawet jeśli torba ważyła niecały kilogram.- Dziękuję, że go odwozisz, Victorze. Dopilnuj, żeby coś zjadł, dobrze?
- Oczywiście, pani Richards - uśmiechnął się Vic, a moja mama zerknęła na nasze splecione palce i westchnęła ciężko.
Powinna przyzwyczaić się do tego, że lubiliśmy okazywać sobie uczucia, mimo że nie byliśmy parą. Nawet jeśli nie chciała, aby jej syn był homoseksualistą, mogła chociaż udawać, że jej to nie rusza i nie patrzeć na mnie dziwnym, jakby zawiedzionym wzrokiem. Nawet jeśli tego nie pokazywałem, to bolało mnie to. Wbijało szpilę w serce, bo potrzebowałem stuprocentowego zrozumienia rodzica, który niestety potrafił tylko krytykować i patrzeć na poglądy swojego dziecka w nieprzychylny sposób.
Pożegnaliśmy się i w końcu wyszliśmy ze szpitala. Udaliśmy się na parking, gdzie stał samochód Vica, do którego wsiedliśmy. Nasze palce rozplotły się dopiero wtedy, gdy każdy z nas musiał usiąść na różnych fotelach. Vic zapalił silnik i ruszył z miejsca, a ja oparłem głowę o zagłówek i lekko ją przechyliłem, aby móc spojrzeć na skupionego na drodze szatyna. To, jak marszczył brwi, zagryzał wargę i oblizywał usta, wyglądało cholernie ponętnie i po mojej głowie krążyły myśli tylko jednego typu.
- Hej, Vic - zamruczałem, kładąc dłoń na jego udzie.- Wiesz, że mój dom jest teraz zupełnie pusty?
Vic poruszył się na fotelu, próbując skupić się na drodze, ale ja skutecznie go rozpraszałem. Wiedziałem, że nie spowoduje żadnego wypadku. Troszczył się o samochód i moje bezpieczeństwo, więc nawet jeśli będę mu przeszkadzać, on zapanuje nad sytuacją.
- Tak, wiem - odpowiedział.
- I wiesz, że możemy to jakoś wykorzystać?
Chłopak uśmiechnął się pod nosem i skinął głową, wyraźnie przyspieszając. Najwyraźniej chciał jak najszybciej znaleźć się w domu i w końcu dorwać się do mojego tyłka. Biedny, musiał czekać tak długo, więc teraz dostanie to, czego chce. Zabrałem dłoń z jego uda i uśmiechnąłem się triumfalnie. W szybkim tempie mijaliśmy kolejne ulice, aż w końcu znaleźliśmy się w naszej dzielnicy i kwestia dotarcia na miejsce zależała tylko od kilku minut. W końcu Vic zaparkował samochód pod moim domem i niemal od razu wyszedł z pojazdu. Chwyciłem swoją torbę i poszedłem za nim. Z jednej z kieszeni wyciągnąłem klucze i otworzyłem drzwi, wpuszczając chłopaka do środka. Gdy znaleźliśmy się w holu, niemal od razu zostałem przyciśnięty do drzwi, a usta Vica zaatakowały moje. Upuściłem torbę i objąłem ramionami jego szyję, podobnie jak biodra nogami. Chłopak złapał mnie za pośladki, które mocno ścisnął, a ja zamruczałem prosto w jego usta. Szatyn zaczął iść w stronę salonu, ani na chwilę się ode mnie nie odrywając. Opadliśmy na kanapę. On siedział prosto, a ja usadowiłem się na nim okrakiem, składając pocałunki nie tylko na jego ustach, ale również szyi i obojczykach. Moje dłonie powędrowały do jego rozporka, który rozpiąłem. W międzyczasie Vic ściągnął z siebie koszulkę, a następnie pomógł mi ściągnąć z siebie spodnie i bokserki. Na razie opuściłem je do łydek. Zszedłem z jego nóg i umiejscowiłem się pomiędzy jego udami, po czym językiem zacząłem muskać jego twardniejąca na moich oczach męskość. Omijałem napletek, lizałem go po całej długości oprócz czubka. Vic westchnął cicho, kładąc dłoń na mojej głowie, ale jeszcze do niczego mnie nie zmuszał. W końcu jednak zaczął się niecierpliwić, bo chwycił moje włosy i mocno je pociągnął. Zaskomlałem cicho i chwyciłem jego penisa, którego czubek oplotłem ustami. Vic zaczął obniżać moją głowę, aż mój nos dotknął jego podbrzusza, a końcówka przyrodzenia chłopaka drażniła moje gardło. Spojrzałem na niego, czekając na jego kolejny ruch. W końcu chwycił moją głowę dwoma rękoma i zaczął poruszać nią w szybkim tempie. Nie miałem problemu z nadążaniem, przyzwyczaiłem się do tego. Rzadko kiedy się dławiłem, chyba że Vic naprawdę się zapomniał, a ja nie mogłem oddychać.
Szatyn jęczał i mruczał z przyjemności, przez co sam twardniałem w spodniach. Byłem tak zajęty robotą, a Vic ogarnięty euforią, że nie usłyszałem otwieranego zamka od drzwi oraz kroków kilku osób.
- Kellin, co tam robi... Co do cholery?! - usłyszałem krzyk Toma i oderwałem się od Vica, który szybko założył spodnie i koszulkę. Był zdenerwowany, bo mój ojciec właśnie zobaczył, jak mu obciągałem. Ja z drugiej strony byłem spokojny. Homofobom trzeba dawać nauczki, nawet te drastyczne.
Powoli wstałem z klęczek i otarłem kciukiem nieco śliny z okolic ust. Uśmiechnąłem się pod nosem i spojrzałem na Toma oraz moje najmłodsze siostry. Cóż, one nie musiały tego widzieć, ale stało się, trudno.
- J-ja pójdę... - odezwał się niepewnie Vic, a ja przeniosłem na niego wzrok i spojrzeniem błagałem go, aby został.- Naprawdę, Kells, muszę iść. Wydaje mi się, że nie powinienem wtrącać się do waszych spraw rodzinnych...
Delikatnie pocałował mnie na pożegnanie i wyszedł. Wtedy cała uwaga skupiła się na mnie. Usiadłem na kanapie, założyłem nogę na nogę i cierpliwie patrzyłem na wściekłego Toma.
- Dziewczynki, idźcie do pokoju - powiedział do moich sióstr, które niepewnie opuściły salon. Następnie zwrócił się do mnie, już nie tak miło:- Co to ma do kurwy nędzy znaczyć?!
- Gdy mężczyzna jest podniecony, trzeba zbić temperaturę, aby coś opadło - mrugnąłem do niego, co rozwścieczyło go jeszcze bardziej.- Nie zabronisz mi tego robić. Mogę obciągać komu chcę, gdzie chcę i jak chcę.
- Nie pod moim dachem! Nie potrzebuję tu twojego ostentacyjnego pedalstwa, rozumiesz?! Tym bardziej tak gorszącego! To obrzydliwe.
- Sam pewnie byś chciał, żeby mama zrobiła ci laskę, ale po prostu się ciebie brzydzi, więc musisz przywitać się ze swoją ręką pod prysznicem.
- Jesteś nic niewartym bachorem! - wrzasnął, a ja uniosłem brew w górę.- Nie mogę cię znieść, po prostu nie potrafię. Już od najmłodszych lat mnie irytowałeś i chyba się nie dziwię, dlaczego twój ojciec cię zostawił i nie utrzymuje z tobą kontaktu.
Okej, to była przesada. Wiedziałem, że mój biologiczny ojciec nie należał do najlepszych rodziców, ale nie odszedł przeze mnie i mieliśmy jakiś kontakt, słaby i rzadki, ale zawsze. Po prostu małżeństwo się zepsuło, to nie moja wina, nawet jeśli na początku tak myślałem. Tom nie znał tego człowieka. W życiu nie widział go na oczy. Nie wiedział, jak był. Nie miał prawa tak mówić.
Dlatego też poderwałem się z kanapy i po prostu przywaliłem mu z pięści w twarz. Nie obchodziło mnie to, czy coś mu zrobiłem, chociaż na to wyglądało, bo z jego nosa zaczęła lecieć krew. Byłem usatysfakcjonowany swoją robotą, więc uśmiechnąłem się wrednie i podziwiałem, jak mężczyzna trzyma się za nos i patrzy na mnie z żądzą mordu w oczach.
- Ty gnoju - syknął.- Ty mały, pieprzony gówniarzu!
- Tak powyzywaj mnie jeszcze, mam to gdzieś - warknąłem.- Nie masz prawa tak o mnie mówić, nie masz prawa mieszać z błotem mnie i mojego ojca. Nienawidzę cię, po prostu cię nienawidzę i gdybyś umarł, miałbym to gdzieś, bo obchodzisz mnie tyle ile gówno.
Tom wyprostował się, przez co wydał się jeszcze wyższy i przez swój wzrost wbił mnie w ziemię. Był przerażający, ale pewnie tylko ja tak uważałem, bo reszta domowników miała z nim dobre relacje. To zawsze ja musiałem dostać, bo to była moja wina, że byłem jaki byłem i taki się urodziłem.
- Drogi chłopcze - zaczął spokojnie, ale zdecydowanie i trochę ostro.- Wydaje mi się, że już niedługo zaczniesz swoje sesje ze szkolnym psychologiem.
Kurwa.