piątek, 28 listopada 2014

9.

Hej! Jak zwykle proszę o komentarze! Buziaki.
_________________________
    Naszym następnym przystankiem był Londyn. Byłem już tutaj, więc próbowałem przekonać Kellina do objęcia innego kursu, ale on się uparł i nie mogłem go przegadać. Tym sposobem wychodziliśmy z lotniska Heathrow, na którym chłopak prawie się zgubił. Po prostu poszedł w kierunku innej taśmy bagażowej, na której wyjeżdżały walizki z innego lotu linii Berlin-Londyn. Pewnie, każdemu mogło się zdarzyć, ale szukanie go zajęło mi dziesięć minut i byłem bliski pójścia do informacji, aby zgłosić zaginięcie. Na największym lotnisku Europy po prostu nie można się gubić. Poważnie rozważałem kupienie szelek ze smyczą, aby mieć oko na chłopaka, ale wątpiłem, że się zgodzi. Zachowajmy podstawowe prawa człowieka i dajmy mu wolność osobistą.
    Wylądowaliśmy późnym wieczorem i teraz miałem ochotę tylko i wyłącznie na słodki sen, ale Kellina rozpierała energia. Szedł żwawo z wielkim plecakiem na plecach i śpiewał sobie pod nosem, rozglądając się po wielkim lotnisku. Zbliżyłem się do niego, aby przypadkiem znów mi nie zginął i subtelnie objąłem go w pasie, aby poprowadzić w stronę wyjścia, którego ten najwyraźniej nie zauważył. Tak jak myślałem, Kellin źle odczytał moje intencje i zabrał się do całowania, ale odsunąłem twarz i pokręciłem głową. Mimo że to było wspaniałe uczucie, musiało zaczekać. Dostanie buziaka w hotelu, teraz chciałem jak najszybciej się stąd wydostać.
- Już mnie nie chcesz? - zapytał smutno, gdy znaleźliśmy się na świeżym powietrzu. Mimo środka lata od razu zrobiło się chłodniej, przez co wzdrygnąłem się, a na moich rękach pojawiła się gęsia skórka.
- Chcę – odparłem spokojnie, a oczy bruneta od razu się rozświetliły.- Ale nie teraz. Mamy ważniejsze rzeczy do zrobienia, na przykład znalezienie hotelu. A ja doskonale wiem, jaki hotel odwiedzimy.
- No tak, przecież ty już tu byłeś – mruknął, patrząc na mnie spode łba, co miało mnie wystraszyć, ale efekt był zupełnie odwrotny, bo tłumiłem w sobie śmiech.
    Złapaliśmy taksówkę, a ja podałem adres hotelu. W końcu nie mieliśmy problemów z dogadaniem się z taksówkarzem. Niech żyją kraje anglojęzyczne! W pewnym momencie między mną a mężczyzną wywiązała się nawet krótka rozmowa i poczułem się jak w domu. Kochałem Wielką Brytanię i zawsze miło mi się tu wracało.
    Samochód stanął pod hotelem The Savoy, a ja uśmiechnąłem się do siebie, gdy zauważyłem otwarte usta Kellina. Był zachwycony, to zrozumiałe. Ja też zareagowałem identycznie, gdy ujrzałem to miejsce po raz pierwszy. Hotel ten nie należał do najtańszych, ale dotychczas szukaliśmy okazji i tanich noclegów, więc raz na jakiś czas mogliśmy zaszaleć, prawda? Zresztą, widok na Tamizę i London Eye rekompensował wydane pieniądze.
- Oddam ci pieniądze – wyszeptał, gdy wyszliśmy z taksówki.- Oddam ci. Ciągle płacisz, czuję się jak pasożyt...
- Nie jesteś pasożytem, Kells. Nawet tak nie mów.
    Rozumiałem jego sytuację i nie chciałem wyciągać od niego pieniędzy. Skoro ja zarabiałem pokaźne sumy, to mogłem je wydawać. Kellin to osiemnastolatek bez grosza przy duszy, a pieniądze zarabiał śpiewając, więc nie mogłem oczekiwać, że odda mi pięćset funtów za pobyt w The Savoy. To nie było na jego kieszeń, a na moją i owszem.
    Weszliśmy do okazałego holu i Kellin przetarł twarz, jakby nie wierząc, że znajduje się w takim miejscu. To wszystko było dla niego nierealne – stał teraz w luksusowym hotelu w Londynie, podczas gdy miesiąc temu nawet o tym nie marzył. Satysfakcja wymalowana na jego twarzy mówiła więcej niż tysiąc słów i to mi wystarczyło. Cieszyłem się, że on był szczęśliwy.
    Podeszliśmy do lady, za którym siedział portier. Uśmiechnął się do nas przyjaźnie i od razu był do naszych usług.
- Pokój dwuosobowy  pojedynczymi łóżkami? - zapytałem, a mężczyzna spojrzał na ekran komputera. Uśmiech zszedł mu z twarzy i zerknął na mnie przepraszająco.
- Niestety, nie mamy wolnych miejsc. Przykro mi.
- Och... - Zmarszczyłem brwi, ściągając plecak z ramion, aby następnie go otworzyć i poszukać portfela. Wyciągnąłem z niego małą, białą kartkę i wręczyłem ją portierowi. Uśmiech znów powrócił na jego twarz.- To chyba powinno pomóc.
- Karta klienta zawsze pomaga! - zaśmiał się, oddając mi karteczkę, po czym poklikał trochę w komputerze, a ja nieco się uspokoiłem. Nie chciałem jechać do innego hotelu, więc pobłogosławiłem dzień, w którym dostałem od przyjaciela tę kartę, „tak na wszelki wypadek”. Teraz okazała się zbawienna.
- John za chwilę do państwa przyjdzie, a ja w tym czasie poproszę dowód osobisty i kilka podpisów.
    Załatwiłem wszystkie formalności, aby mieć to z głowy. Ku mojemu zdziwieniu, Kellin nie chodził po całym holu i nie próbował wszystkiego dotknąć. Podziwiał to miejsce z dystansu, jakby miał respekt, że zabrałem go w takie miejsce. Bardzo lubiłem takiego spokojnego Kellina. Zero stresu, zero hałasu.
    Po kilku chwilach przy recepcji pojawił się John, który okazał się bagażowym. Postawił nasze torby na wózku, odebrał kartę do pokoju od portiera i zaprowadził nas w stronę wind. Nasz pokój znajdował się na piątym piętrze, więc wywnioskowałem, że będziemy mieć ładny widok na miasto. Ostatnio rezydowałem nieco wyżej i Londyn z tej wysokości wyglądał magicznie. Kellin nadal pozostał cicho. Dzwonek w windzie oznajmił, że jesteśmy na miejscy i podążyliśmy za Johnem do naszego pokoju. Korytarze były piękne – bogato zdobione, czyste i cudownie udekorowane. Gdy chłopak otworzył drzwi pokoju, uśmiechnąłem się do siebie. Właśnie o coś takiego mi chodziło. Tylko coś mi nie pasowało...
- Czy tutaj nie powinno być... - zacząłem, odwracając się do Johna, który zniknął. Najwyraźniej miał inne rzeczy do roboty i szybko musiał się za nie zabrać.- Dwóch łóżek.
    W istocie. Na środku pokoju stało tylko jedno, wielkie łoże królewskie. Prosiłem o dwa łóżka, a dostałem jedno ogromne. Spojrzałem na Kellina, który uśmiechnął się do mnie uroczo. Chociaż on jeden się tym nie przejmował.
- Nie przeszkadza mi to, że będziemy spać razem, Vic – oznajmił, chwytając swój plecak, aby pociągnąć go w stronę drewnianej szafy.- Nie będę się do ciebie dobierał. Nie mam zamiaru. Nie jestem taki. Ale tyłek masz fajny.
    Mrugnął do mnie, a ja przewróciłem oczami i odwróciłem się do swoich toreb. Nie mogłem jednak powstrzymać się przed lekkim uśmiechem, który sam przykleił się do mojej twarzy. Ty też masz fajny tyłek.
- Dziękuję! - zachichotał Kellin, przez co zdałem sobie sprawę, że powiedziałem to na głos. Idiota.- Idziemy gdzieś?
    Spojrzałem na niego jak na szaleńca. Była dziewiąta wieczorem i on chciał iść na miasto? Mieliśmy cały jutrzejszy dzień! Skąd on miał w sobie tyle energii? Ja osobiście byłem bardzo zmęczony, ale przecież nie puszczę go samego. Wiedziałem, że nie odpuści i będzie chciał gdzieś pójść.
- Nie lepiej pozwiedzać jutro? - zaproponowałem.
- Pozwiedzamy jutro. Tylko, że mam ochotę na trochę zabawy. Chodźmy gdzieś, będzie fajnie. Podobno znasz to miasto, może polecisz jakiś klub?
- Nie znam klubów – prychnąłem, na co Kellin wzruszył ramionami.
- Więc jakiś znajdziemy. Dalej. Ruszaj tyłek.
    Brunet poszedł w stronę drzwi, klepiąc mnie przy tym w pośladki. Naprawdę, jego bezpośredniość czasem mnie przerastała i zastanawiałem się, czy miał jakiekolwiek granice. Nie pozostało mi jednak nic innego jak tylko iść za nim i znów mu ulec.
    Podczas mojego pobytu w Londynie tylko raz wyszedłem na ulice w nocy i bynajmniej nie planowałem zwiedzać wtedy żadnych klubów. Kellin miał inne potrzeby i w jakiś sposób musiał zaspokoić zabawę. Gdyby był rozważniejszy i uważniejszy, puściłbym go samego. Jednak poznałem się na nim i wiedziałem, że ktoś musiał przy nim być. Tym kimś byłem ja.
    Nagle Kellin zatrzymał się przy jakimś budynku, którego wejście oświetlone było tęczowymi neonami. Chyba znalazł miejscówkę na dzisiejszą noc i byłem mu za to wdzięczny, bo nie miałem siły już dłużej chodzić. Zaraz usiądę w rogu, wypiję drinka i jakoś przeżyję ten wypad. Nie miałem innego wyjścia. Ktoś musiał zachować resztki rozsądku. Tym kimś znów byłem ja.
    Przy wejściu wstał ochroniarz, któremu należało pokazać dowód osobisty, aby mógł stwierdzić, że jesteśmy pełnoletni. Ja wyglądałem na swój wiek, Kellin niekoniecznie, więc nic dziwnego, że mężczyzna patrzył na jego dowód nieco dłużej.
- Na pewno masz osiemnaście lat? - zapytałem, gdy szliśmy długim korytarzem w stronę muzyki.- Nie fałszujesz dowodów i mnie nie okłamujesz?
- Naprawdę mam osiemnaście lat – odparł, patrząc na mnie bez mrugnięcia okiem.- Moja siostra może ci nawet wysłać zdjęcie dyplomu zakończenia liceum. Jestem pełnoletni i legalny.
    Skinąłem głową i od razu mu uwierzyłem. Mówił to z taką szczerością, że nie mogło być inaczej. To nie tak, że mu nie ufałem. Po prostu chciałem się upewnić, żeby nie mieć później niepotrzebnych problemów.
    Weszliśmy do głównej sali i dosłownie opadła mi szczęka. Kolorowe światła, podwyższenia, rury, dwa bary, balkony, dwie sceny i... Sami faceci.
- Gejowski klub?! - krzyknąłem do Kellina, aby mnie usłyszał, na co zachichotał i pokiwał głową.- Jezu, Kellin...
- Nie widziałeś tęczy? - zapytał, kładąc dłonie na moich ramionach.- Vic, wyluzuj się. Wypij drinka. Potańcz. Zalicz jakiegoś kolesia w kiblu. U nas to normalne.
- Co to znaczy „u was”?
- W sumie to wszędzie tak jest – stwierdził po chwili.- A po alkoholu jest jeszcze zabawniej. Nie powinieneś czuć się tu niekomfortowo. Czuję, że jesteś spięty, Vic.
    Może i byłem spięty, ale jaki miałem być, gdy wokół mnie na rurach wyginali się półnadzy mężczyźni, inni ze sobą tańczyli, ocierając się o siebie kroczami i pośladkami, a niemal na każdej kanapie ktoś się całował? Oczywiście, że czułem się niekomfortowo! Nigdy nie byłem w takim miejscu. To nie był mój świat.
- Geje są wszędzie, Vic.- Kellin spojrzał mi w oczy, po czym położył dłoń na moim sercu.- Tutaj prawdopodobnie też jest. Zastanów się nad tym.
    Kilka razy stuknął palcami w moją klatkę piersiową, po czym dał mi szybkiego buziaka i zniknął w tłumie. Ja natomiast usiadłem przy barze i zamówiłem drinka, nadal zastanawiając się nad jego słowami.
    Nie byłem gejem. Byłem facetem, który po prostu nie wie co zrobić. Kellin mi się podobał, ale nadal pociągały mnie kobiety. To nie czyniło ze mnie geja, ale i również heteroseksualisty. Więc kim do cholery jasnej byłem? Byłem po prostu Victorem Fuentesem, człowiekiem bez bliżej określonej orientacji seksualnej? Na to by wychodziło. Wolałem jednak wiedzieć, na czym stoję, a nie balansować na ruchomej powierzchni.
    Barman dał mi moją szklankę, za którą podziękowałem i obróciłem się w stronę tłumu. Patrząc na ten obrazek powinienem się do niego przyzwyczaić. „Cieszyłem oczy” tańczącymi mężczyznami, powoli sączyłem drinka i subtelnie spławiałem nieznajomych, którzy chcieli zaprosić mnie do tańca. Na taki krok nie byłem jeszcze gotowy. Albo Kellin, albo nikt. Właśnie, co do Kellina. Nie widziałem go od naszego rozstania, ale wywnioskowałem, że jakoś sobie radził. Nie wierzyłem, że to jego pierwszy raz w takim miejscu.
    Nagle wszystkie oczy zwróciły się ku scenie, a muzyka zmieniła się na nieco inną, bardziej subtelną, przepełnioną erotyzmem i romansem. Na scenie znajdowała się duża rura do tańczenia, o wiele wyższa od tych na podwyższeniach. Najwyraźniej ktoś będzie dawał występ. Obok niej stanął rosły mężczyzna w lateksowych spodniach, na których widok prawie wyplułem alkohol z ust, ale musiałem się do tego przyzwyczaić, więc szybko połknąłem palący trunek.
- Panowie i panowie! Mam zaszczyt przedstawić wam kogoś zupełnie nowego! - zawołał do mikrofonu, a tłum zaczął wiwatować.- Nie zdradził swojego imienia, ale zapamiętacie go na długo. Wielkie brawa!
    Mężczyzna zszedł ze sceny, a światła nieco się przyciemniły. Skupiłem uwagę na rurze i osobie, która powoli do niej podchodziła. I wtedy po prostu zakrztusiłem się drinkiem, przez co do oczu naszły mi łzy i musiałem wypić pół szklanki wody, aby mi przeszło.
    Tą osobą był Kellin.
    Miał na sobie jedynie swoje czarne rurki, które opuścił nieco w dół, przez co każdy miał wgląd na jego kości miednicze. Jego ruchy były kuszące, ale jednocześnie eleganckie i pełne gracji. Skąd miał takie wyczucie rytmu, nie wiedziałem, ale robił to naprawdę dobrze. Chwycił rurę, zakręcił się na niej dwa razy, po czym powoli zaczął spinać się na górę. Działały głównie jego ręce, nóg używał sporadycznie. Gdy znalazł się dostatecznie wysoki, oplótł metal nogami i w pewnym momencie miałem wrażenie, że spadnie, ale on po prostu zawisł głową w dół, trzymając się jedynie na udach i łydkach. Tłum oszalał, zaczął wiwatować, klaskać, rzucać pieniądze na scenę. Kellin kontynuował swoje przedstawienie. Jego ruchy przyspieszały wraz ze wzrostem tempa muzyki, a on wywijał na rurze jak zawodowiec. Był zwinny, subtelny i bezbłędny. Każda kolejna figura płynnie przechodziła w kolejną, a on wił się niczym wstążka, jakby nie miał kręgosłupa. Gdy muzyka kończyła się, powoli zjechał po rurze w dół i pochylił głowę, finiszując swój występ. W klubie zrobiło się cholernie głośno, wszyscy byli nim zachwyceni, nawet ja. Nie spodziewałbym się po nim, że z niego taki tancerz, a wybrzuszenie w moich spodniach mówiło samo za siebie (wstydziłem się za to trochę, ale to naturalne). Chłopak szybko pozbierał pieniądze i zbiegł ze sceny.
- Potrzebuję jeszcze jednego drinka – powiedziałem do siebie, kończąc pierwszego. Zdecydowanie musiałem wypić jeszcze jednego drinka.
    Pamiętałem o rozwadze i na dwóch drinkach się skończyło. Natomiast nie pamiętał o niej Kellin, który po jakimś czasie pojawił się obok mnie, chichocząc jak mała dziewczynka. Był pijany jeszcze bardziej niż wtedy w Moskwie, a to już sztuka. Miał przekrwione oczy, był spocony i ledwo trzymał się na nogach. To cud, że w ogóle mnie rozpoznał. Na dodatek co jakiś czas zaczepiali go jacyś mężczyźni, chcący uprawiać z nim seks, gdyż „na rurze wyglądał tak zabójczo, a miał na sobie jedynie spodnie, więc co będzie nago?”. Do chłopaka chyba nie docierał sens tych słów, więc niemal od razu chciał iść z jakimś napakowanym kolesiem do łazienki, ale w porę chwyciłem go za rękę i perfidnie spojrzałem na nieznajomego, który na szczęście odpuścił.
- A mogłem... - wydyszał Kellin, mrużąc oczy.- Mogłem... Uch.
- Możemy iść teraz do hotelu. Chyba już nie dasz rady.
- Dam radę! Zawsze daję radę, Victorze!
- Nie dasz rady.
- Ja nie dam rady? - rzucił wyzywająco, próbując wrócić na parkiet, lecz nie udało mu się to, gdyż niemal od razu zachwiał się na nogach i prawie upadł na ziemię.
    Złapałem go w pasie i powoli zacząłem prowadzić w stronę wyjścia. Chłopak nadal chichotał i mruczał do siebie pod nosem jakieś niezrozumiałe rzeczy. Teraz chciałem jak najszybciej opuścić to miejsce, więc nie zwracałem na to uwagi. Kellin sprawiał pewne trudności, więc chwyciłem go w pasie i przewiesiłem sobie przez ramię, bo był bardzo lekki i nie miałem z tym większych problemów. Chłopak zaśmiał się głośno i zaczął klepać moje pośladki, bo jego ręce idealnie sięgały ich poziomu. Musiałem to przeżyć. Wystarczyło dojść do hotelu, który przecież nie był tak daleko.
    Dotarcie na miejsce trochę mi zajęło, bo Kellin wielokrotnie chciał zejść na dół, ale mu nie pozwalałem. Gdybym dał mu iść, w życiu nie doszlibyśmy do hotelu i po drodze zgarnęłaby nas policja. Wolałem nie ryzykować. Obsługa hotelu patrzyła na nas w nieco dziwny sposób, a ja jedynie szeptałem, że chłopak przesadził z alkoholem i nie jest w stanie normalnie funkcjonować. Wydawali się rozumieć.
    W końcu stanąłem nad wielkim łóżkiem i położyłem Kellina na miękkim materacu. Chłopak westchnął cicho, a ja postanowiłem go rozebrać, żeby nie musiał się męczyć w niewygodnym ubraniu. Sprawiło mi to trochę trudności, ale brunet w końcu został w samych bokserkach i schował twarz w poduszce.
- Może przyniosę ci jakieś wiaderko... - mruknąłem, na co Kellin jęknął cicho.- Byłoby szkoda, żebyś zarzygał tak ładny pokój.
- Nie będę rzygał... - szepnął, po czym odbiło mu się, a on położył dłoń na usta.
    Zerwał się z łóżka i potykając się o własne nogi, pognał do łazienki, z której po chwili zaczęły dobiegać jednoznaczne dźwięki. Chciałem go zapytać o jego umiejętności tańca na rurze, ale najwyraźniej będę musiał z tym zaczekać. To będzie długa noc...

piątek, 21 listopada 2014

8.

Liczę na dużo, dużo, dużo, dużo komentarzy. Kocham was.
_______________________
    Długo myślałem nad tym, co wydarzyło się w Polsce i nie potrafiłem ganić się za to, że do tego dopuściłem. Nie powinienem był nawet wchodzić do tego klubu. Teraz zmieniło się praktycznie wszystko, ja nie mogłem spać po nocach, a Kellin przyczepił się do mnie jeszcze bardziej. Przez ten pocałunek stałem się nieco oschły, bo po prostu nie wiedziałem jak się zachować. Nie całuję codziennie innych chłopaków. Tak naprawdę nie całuję się z żadnymi. Świadomość tego, że teraz moimi ustami nie zajmowały się tylko i wyłącznie kobiety, zmuszała mnie do zadania pewnego pytania: co mi odbiło? Kellin to uroczy chłopak, zgadzam się, ale czy podobał mi się w ten sposób? Nigdy wcześniej nie patrzyłem na mężczyzn pod kątem seksualności, a teraz ta mała gaduła poważnie wpędza mnie w ślepą uliczkę. Chciałbym z niej wyjść, ale najwyraźniej tylko on będzie mógł mi pomóc. Potrzebowałem pomocy.
    Kellin położył głowę na moich udach i rysował wzorki na kolanach, aby jakoś umilić sobie czas podróży. Jechaliśmy do Berlina pociągiem i nic dziwnego, że zaczął się nudzić. Moglibyśmy polecieć samolotem, ale bilety kosztowały więcej niż te pociągowe, więc postanowiliśmy troszkę się pomęczyć, ale jednocześnie zaoszczędzić nieco pieniędzy.
    Nie mogłem powiedzieć, że nie czułem się niekomfortowo. Jego dotyk przyprawiał mnie o ledwo wyczuwalne dla niego dreszcze, lecz to nie zmieniało faktu, że ja czułem je aż za bardzo. Żadna kobieta nie działała na mnie w ten sposób. Ich dotyk był delikatny, tak jak Kellina, ale nie miał w sobie tej iskierki, którą najwyraźniej posiadał ten chłopak. Dlaczego tak na mnie działał? Gubiłem się we własnych myślach, które zadymiały mój mózg, a ja nie potrafiłem go wywietrzyć. Moje serce wcale nie były lepsze. Tym razem nie musiałem wybierać pomiędzy nim a rozumem. Wszystko oszalało, łącznie ze mną.
     Kellin odchrząknął, przez co spojrzałem na niego i westchnąłem cicho. Musiałem zachować pewien dystans. Nie chciałem dawać mu nadziei, a ten pocałunek tak naprawdę nic nie znaczył. Jakiś cichy głosik z tyłu mojej głowy mówił mi jednak, że sam się okłamuję, bo nie chcę przyjąć prawdy. Z każdą chwilą zaczynałem przyznawać mu rację.
- Długo jeszcze? - wychrypiał, bo od dłuższego czasu nic nie mówił i zaschło mu w gardle.
- Mieliśmy być na miejscu o jedenastej, więc... - Wyciągnąłem telefon z kieszeni, aby sprawdzić godzinę.- Wnioskuję, że nie. Jeszcze dziesięć minut.
- W porządku – powiedział, prostując się przy tym, po czym rozczesał włosy.
    Spojrzał na mnie z uśmiechem, który zaliczał się raczej do tych zalotnych, aniżeli przyjacielskich. Byliśmy sami w przedziale, więc nic dziwnego, że chłopak miał pełną swobodę i postanowił ją wykorzystać. Usiadł na moich kolanach i objął ramionami moją szyję. Jego twarz niebezpiecznie zbliżała się do mojej, a ja walczyłem sam z sobą, aby mu nie ulec. Nie mogłem jeszcze bardziej namieszać sobie w głowie, to niezdrowe.
- Hej, Vic... - wymruczał, opierając swoje czoło o moje, przez co przełknąłem głośno ślinę. Moje ramiona leżały wzdłuż mojego ciała. Nie chciałem, aby wędrowały po małym ciele Kellina, ale cholernie mnie do tego ciągnęło.- Vic...
- Kellin.
- Viiiic – szepnął, po czym chciał naprzeć na moje usta, ale w porę odwróciłem głowę, przez co jego wargi spotkały się z moim policzkiem, z czego brunet nie był zbytnio zadowolony.- Ej.
- Zaraz będziemy, zacznijmy się zbierać – zmieniłem temat, na co chłopak westchnął ciężko i zszedł z moich kolan.
    Mogłem zauważyć, że humor nieco mu się zepsuł, ale nie obwiniałem się za to. Już dawno powinien zauważyć, że nie lubiłem takich gierek. Pewnie po jakimś czasie w końcu dam mu się do siebie zbliżyć, ale teraz musiałem przemyśleć jeszcze wiele spraw i nie mogłem przyspieszać tego procesu. Taki już byłem – wszystko analizowałem i szukałem odpowiednich rozwiązań. Natura informatyka-matematyka.
    Gdy pociąg zaczął zwalniać, wzięliśmy swoje bagaże i udaliśmy się w stronę wyjścia. Po kilku minutach postawiliśmy stopy na niemieckiej ziemi i mogliśmy zacząć zastanawiać się co dalej. Naszym celem musiał być jakiś hotel, więc ruszyliśmy w stronę centrum. Żaden z nas nie znał języka niemieckiego, ale po znalezieniu anglojęzycznej osoby dotarliśmy do jakiegoś hotelu, który zupełnie nam wystarczał. Ulokowany był w centrum, więc w idealnym miejscu, dlatego też po krótkim odpoczynku udaliśmy się na miasto. Kellin chyba nadal był na mnie nieco obrażony, bo nie chciałem się z nim całować, ale wiedziałem, że po jakimś czasie nie da rady się nie odzywać i wszystko wróci do normy. Zdążyłem go poznać i czekałem na moment jego przemiany.
    Jak zwykle miałem rację. Gdy mijaliśmy lodziarnię, zapytał, czy kupię mu dwie gałki truskawkowe, na co przystałem ze śmiechem. Nie rozumiał, co mnie tak rozbawiło i może to i lepiej. Znów by się obraził i musiałbym czekać kolejne pół godziny, aż zacznie do mnie mówić.
    Berlin był ładnym, ale na pewno bardziej urzekały mnie inne miejsca na świecie (chociaż kto wie, co jeszcze zobaczę?). Zrobiłem parę zdjęć, pamiętając, aby mieć oko na Kellina, żeby nigdzie nie zniknął, bo w jego przypadku to bardzo prawdopodobne.
    Gdy przyglądałem się budynkom, nagle usłyszałem wysoki pisk chłopaka i gwałtownie obróciłem się w jego stronę, bojąc się, że może znów ktoś go zaczepia. Okazało się, że był to odgłos ekscytacji, a nie wołania o pomoc. Oczy Kellina wręcz świeciły, gdy patrzył na kolorowy korowód na szerokiej ulicy przed nami. Nie dziwiłem mu się, bo pewnie lubił takie rzeczy. W końcu to parada równości.
    Tęczowe flagi powiewały na delikatnym wietrze, a wielobarwne postacie bawiły się w tłumie. Niczym się nie przejmowały – były sobą i postanowiły się pokazać. Niektóre osoby wyglądały naprawdę dziwnie, ale jeśli dobrze się czuły, to przecież nie można im było tego zabronić. To ich życie i dopóki dobrze z niego korzystają, dopóty nie będę się o nich martwił. Muzyka była głośna, wesoła i skoczna. Wszędzie słyszałem wiwaty, śmiechy i śpiew. Atmosfera była rzeczywiście cudowna, a ja znów doświadczyłem czegoś, czego nie widziałem nigdy wcześniej w Stanach. Oczywiście, w San Diego organizowano podobne przedsięwzięcia, ale nigdy mnie nie interesowały i nie wychodziłem na ulice, aby popatrzeć na ten korowód. Teraz widziałem, co straciłem. Może i to totalnie nie moja bajka, ale mogłem patrzeć na to z boku i uśmiechać się przy tym lekko.
    Kellin natomiast trwał w swojego rodzaju transie. Spojrzał na mnie błagalnie, a ja już wiedziałem, o co chciał zapytać.
- Mogę? - spytał nieśmiało, zupełnie jak nie on, ale to spowodowało, że moje serce zmiękło i nie potrafiłem mu odmówić.
- Leć.
    Kellin pocałował mnie w policzek, klasnął w dłonie i wręcz w podskokach pobiegł do tłumu. Postanowiłem iść za nim, aby nie stracić go z oczu. Może i była tutaj policja, która pilnowała porządku, ale wolałem sam zająć się opieką nad tym dzieciakiem.
    Parada szła ulicą, a obok niej chodnikiem. Na początku Kellin dreptał na boku, ale później wszedł nieco głębiej, przez co nie widziałem go już tak dobrze. Zauważyłem, że dostał małą tęczową flagę, którą machał nad głową z uśmiechem. Był taki szczęśliwy. Był dumny z tego kim jest i nie chciał tego przed nikim ukrywać. Znalazł ludzi, między którymi mógł bawić się jako on, a nie ktoś inny. Sam widok jego roześmianej twarzy przyprawiał mnie o dreszcze i uśmiech.
    Wtedy zdałem sobie z czegoś sprawę. To nieważne kogo kochasz. Nieważne czy wolisz kobiety, czy mężczyzn. Prawda jest taka, że człowiek to wolne stworzenie i ma prawo do życia jak tylko chce. Niektórzy wykorzystują to w zły sposób, ale są też cudowni ludzie, którzy chcą dzielić się radością z innymi. Czy to ważne, że ten szczęśliwy człowiek jest gejem, skoro robi dla świata tylko dobre rzeczy? Nie. Czy to ważne, że wcześniej byłem tylko z kobietami, a teraz nie mogłem oderwać wzroku od pięknego chłopaka? Nie potrafiłem zapomnieć dźwięku jego śmiechu. Nie chciałem zapomnieć jego uśmiechniętej twarzy. Nie mogłem zapomnieć jego głosu. Nie miałem zamiaru zapomnieć uczucia jego ust na moich...
    Kellin namieszał w mojej głowie, ale teraz doszło do mnie, że zrobił to w bardzo pozytywny sposób. Otworzyłem się na wiele nowych rzeczy. Nie chodzi tu tylko o uciekanie przed ochroniarzami i tańczenie na stołach. Otworzyłem się na nowe uczucia i inne postrzeganie miłości, która tak naprawdę jest ciągle wokół mnie, a ja nie chciałem jej do siebie dopuścić. Te wszystkie związki, które trwały po kilka miesięcy były o wiele słabsze niż ten, który stworzyłem z Kellinem przez prawie miesiąc. Cóż, nie był to związek typu „hej, zostaniesz moim chłopakiem?”, ale łączyło nas coś silnego i teraz już wiedziałem, że nie chciałem do odtrącać. Chciałem go do siebie dopuścić, aby otworzył mi oczy na jeszcze więcej spraw, których nie doświadczyłem. Może i był ode mnie młodszy, ale na pewno nie głupszy. Młody głos czasem musi przekrzyczeć te starsze.
    Nagle jakiś chłopak wziął Kellina na barana, dzięki czemu miałem na niego lepszy widok. Poczułem też ukłucie zazdrości, mimo że wcale nie powinienem. Może Kellin chciał się tylko całować. Może tu nie chodziło o nic więcej. A może byłem po prostu głupi.
    Parada posuwała się powoli, lecz nie oznaczało to, że było nudno. Wręcz przeciwnie! Miałem wrażenie, że zabawa dopiero się rozpoczęła, mimo że dołączyliśmy do niej (a raczej Kellin to zrobił) nieco za późno. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że chłopak sobie poradzi, bo jest w dobrych rękach, więc nie musiałem pilnować go aż tak. Miał trochę oleju w głowie i potrafił go wykorzystać, nawet jeśli jego życie opierało się na zabawie. Teraz był wśród swoich, jakby u swojej rodziny, a rodzina powinna się o siebie troszczyć.
- Ten mały brunet to twój? - Usłyszałem niski, ale ciepły męski głos z mojej prawej strony.
    Odwróciłem głowę i spotkałem się z blondynem średniego wzrostu, który wsunął dłonie w kieszenie i patrzył na mnie przyjaźnie. Mimo że nie spodziewałem się jakiegokolwiek pytania od nieznajomego, nie mogłem stwierdzić, że było ono nie na miejscu czy typowo wścibskie. Postawa tego mężczyzny na to nie wskazywała.
- W jakim sensie „mój”? - zapytałem niepewnie, a nieznajomy uniósł brwi w górę.- Po prostu mam na niego oko, bo wziąłem za niego odpowiedzialność. Ciągle ze sobą jesteśmy, ale on nie jest mój w jakimkolwiek znaczeniu tego słowa.
- I nigdy ci nie powiedział, że jest twój?
- Nie.
- Cóż – chrząknął, powoli się wycofując.- Nie radziłbym tak na niego patrzeć, bo możesz się zawieść. Tym bardziej, że nie jest twój.
    Z tymi słowami zostawił mnie samego, a ja stanąłem jak wryty, analizując te kilka chwil, które właśnie się zakończyły. Byłem jeszcze bardziej zdezorientowany niż po pocałunku z Kellinem, a to już nie lada wyczyn. Co to miało do cholery jasnej znaczyć? Kim był ten facet i skąd wiedział, że patrzę na Kellina? Pewnie go znał. Może to był jeden z tych mężczyzn, którzy często zaczepiali chłopaka w różnych miejscach świata, a ten próbował się od nich odciąć. Coś musiało w tym być, ale on nie powie mi o co chodzi. Będę zmuszony sam do tego dojść.
    Moje myśli znów przeniosły mnie w inny świat. Szedłem obok parady, raz po raz spoglądając na roześmianego Kellina, ale głowa zmuszała mnie do analizowania czegoś innego. Kellin nie był zwyczajnym chłopakiem i coś przede mną ukrywał. Czegoś mi nie mówił, nie chciał uchylić rąbka tajemnicy. Może się czegoś wstydził? Z jego opowieści wiedziałem tylko, że nie był zbytnio lubiany w szkole i często wpadał w złe towarzystwo. Może to łączyło się właśnie z tym faktem. Sytuacje z przeszłości kształtują naszą osobowość i przyszłość.
    Pochód dobił do mety, która znajdowała się pod Bramą Brandenburską. Zrobiło się niezłe zamieszanie, więc odszedłem nieco na bok, mając nadzieję, że Kellin jakoś mnie znajdzie. Sam również szukałem go wzrokiem wśród tłumu. Nagle zauważyłem, jak lawiruje między ludźmi, przeciska się przez nich i chce zaczerpnąć nieco powietrza. Stanąłem na jakimś murku, mając nadzieję, że chłopak mnie zauważy. Ciągle na niego patrzyłem, a na moją twarz wpełzł uśmiech, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Może i bym chciał, żeby Kellin był „mój”. To byłoby na pewno cudowne uczucie, ale nie miałem pewności, czy na pewno go doświadczę.
    Po kilku długich minutach Kellin w końcu stanął obok mnie i po prostu mocno się do mnie przytulił. Nie miałem wyjścia jak tylko objąć go ramionami i schować twarz w jego miękkich włosach. Nawet jeśli nic nie powiedział, wiedziałem, że to był jego sposób podziękowania. Nie musiał tego robić, bo przecież nie zgodziłem się na nic specjalnego, ale dla niego parada była bardzo ważna i ja to rozumiałem.
    W końcu brunet odsunął się ode mnie i pocałował w policzek. Jakaś część mnie chciała, aby jego usta przesunęły się nieco w bok, ale druga ganiła mnie za to i odciągała od pomysłu całowania chłopaka. Głupie sumienie, głupie głosiki w głowie.
- Boże, Vic – pisnął, kładąc dłonie na swoich policzkach i wręcz promieniejąc z radości.- To było super. W Grand Rapids nie mają takich bajerów. Znaczy się, są parady i są całkiem fajne, ale tutaj... Wow, Vic, magia. Też mogłeś pójść, wiesz?
- Chyba jeszcze nie jestem na to gotowy – zaśmiałem się cicho, na co Kellin uśmiechnął się lekko.- Ale kiedyś pójdę. Razem pójdziemy.
    Chłopak klasnął w dłonie. Jego pokłady energii były niewyczerpalne i zazdrościłem mu tego. Nawet ja w jego wieku nie miałem w sobie tyle siły. A jednak, Kellin w pewnym momencie ziewnął. Ja sam byłem zmęczony, bo zerwaliśmy się wcześnie rano, aby zdążyć na pociąg. To chyba oznaczało, że nadszedł czas na powrót do hotelu.
    Wyszliśmy z tłumu i skręciliśmy w jedną z bocznych ulic, która nie była aż tak zatłoczona. Po kilku trudnościach w końcu zdołaliśmy dojść do hotelu i to było najważniejsze. Kellin niemal od razu rzucił się na swoje łóżko i zamknął oczy, nie zważając na to, że nadal miał na sobie niewygodne rurki i buty. Spojrzałem na niego z rozbawieniem, zamykając za sobą drzwi. I wtedy coś mnie olśniło. Po prostu wystarczyło spojrzeć na Kellina, żebym zdał sobie z czegoś sprawę, żebym podjął właściwą decyzję.
- Kellin – odezwałem się, przez co chłopak usiadł na łóżku i spojrzał na mnie pytająco.- Wstań, proszę.
    Brunet chciał o coś zapytać, ale od razu go uciszyłem. Zdezorientowany wstał z materaca i czekał na mój kolejny krok. Podszedłem do niego spojrzałem mu w oczy i po sekundzie zastanowienia, po prostu go pocałowałem. Położyłem dłoń na jego szyi, bardziej go do siebie przyciągając. Na początku poczułem, jak jego ciało drętwieje z osłupienia, ale wcale mu się nie dziwiłem. Ja sam byłem zaskoczony tym, co zrobiłem. Mimo to chłopak rozluźnił się i zarzucił ramiona na mój kark. Pocałunek był leniwy i powolny, ale żaden z nas nie chciał przyspieszać tempa. Podobało mi się to, a na dodatek gdy Kellin zaczął bawić się moimi włosami, w ogóle nie chciałem przestawać, bo ogarnęło mnie uczucie euforii. Jednak wszystko co dobre kiedyś się kończy i musieliśmy zaczerpnąć nieco powietrza. Chłopak uśmiechnął się do mnie nieśmiało i mogłem przysiąc, że na jego policzki wpełzł szkarłat. W pewnym momencie chciał mi coś powiedzieć, na co trochę liczyłem, ale w ostatnim momencie wycofał się i postanowił w ogóle się nie odzywać. Po prostu dał mi buziaka, ściągnął koszulkę i buty i poszedł do łazienki. Dziwny chłopak, ale jakże cudowny...
    Wyrwałem się z transu i przyłożyłem głowę do drzwi łazienki. Nie chciałem, żeby wyglądało to dziwnie, ale musiałem wyjaśnić jeszcze jedną rzecz, a nie mogłem czekać. Słuchałem wody odbijającej się o dno brodzika i czekałem, aż dźwięk ucichnie. Kellin nie należał do osób, które spędzały długie godziny pod prysznicem, więc nic dziwnego, że po pięciu minutach nastała cisza. Postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce.
- Kellin? - odezwałem się głośno, aby mnie usłyszał.
- Hmm?
- Mam pytanie – zacząłem niepewnie. Gdy nie usłyszałem niczego po drugiej stronie drzwi, wziąłem to jako zachętę do dalszego mówienia.- Zaczepił mnie dzisiaj jakiś blondyn, który cię znał i chciałbym zapytać, czy może ty go znasz. Bo przecież on może znać ciebie, a ty jego nie, więc to wydało mi się trochę dziwne...
    Nagle drzwi uchyliły się, a w szparze między nimi a framugą pokazała się połowa mokrej twarzy bruneta. Jego jasne oko zamrugało kilka razy, źrenica zmniejszyła się, a skóra stała się jeszcze bledsza niż zazwyczaj.
- Dlaczego zaczepił cię jakiś blondyn?
- Ciebie pytam.
- Przecież nie wiem. - Wzruszył ramionami.- Może mu się spodobałeś. Jestem zazdrosny.
    Po tych słowach zamknął drzwi i tyle by było z naszej rozmowy. Mimo że nie powiedział mi wprost, czy go znał, ja doskonale wiedziałem, że coś go z nim łączyło. Wystarczyło spojrzeć na jego oczy i odcień skóry, gdy na chwilę otworzył drzwi. Miał tajemnice, których nie chciał mi zdradzić.

piątek, 14 listopada 2014

7.

Rozdział jest długi, dłuuuuugi, więc mam nadzieję, że w zamian zostawicie bardzo dużo komentarzy. Dziękuję Wam, naprawdę!
____________________________
    Kellin oczywiście wrócił do pokoju, bo przecież nie mógł się na mnie obrazić i szlajać się po Moskwie przez całą noc. Nie przetrwałby ani jednej ciemnej godziny w tym mieście, podczas gdy wręcz emanował słodyczą i homoseksualizmem. Rosjanie tego nie lubią. Zresztą gdy pojawił się w hotelowych drzwiach, miał nieco rozczochrane włosy i lekkie zadrapanie na policzku. Mogłem się tego spodziewać. Zostawiłem go na dosłownie dwie godziny, a on już się skaleczył i wyglądał jakby przebiegł maraton. Był pełnoletni, ale na pewno nie dorosły.
    Spojrzałem na niego wzrokiem „A nie mówiłem?”, a następnie wróciłem do mojego poprzedniego zajęcia. Szukałem biletów lotniczych. Nie zwracałem uwagi na miejsce, tylko na cenę. Skoro mieliśmy latać po całym świecie bez określonego celu, to wolałem wybrać te tańsze bilety i po prostu zobaczyć więcej miejsc. Wydało mi się to dość logiczne.
    Kellin zamknął za sobą drzwi, po czym poszedł do łazienki. Nie odezwał się do mnie ani słowem, ale to tylko kwestia czasu, aż znów zacznie paplać. Jeśli nie otworzy do nikogo buzi, wszystko zacznie się w nim kotłować i nie wytrzyma dłużej w ciszy. Znałem już takich ludzi, a Kellin niewiele się od nich różnił.
    Moją uwagę przykuły bilety lotnicze do Polski. Zagryzłem dolną wargę. To była dobra okazja. W sumie to nie widziałem niczego innego, co przykułoby moją uwagę, więc postanowiłem kupić te bilety. Kellin będzie musiał się do tego dostosować. Nie miał nic do gadania, to ja byłem „kierownikiem wycieczki” i to ja płaciłem za transport. Nie chciałem też dłużej siedzieć w Rosji, więc zdecydowałem się na ekspresowe kupno biletów.
    Gdy zapłaciłem za transakcję, Kellin wyszedł z łazienki i usiadł na swoim łóżku tyłem do mnie. To było trochę niegrzeczne, ale najwyraźniej to jeden z tych młodzieńczych buntów, który kiedyś mu minie. Może powinienem zachowywać się jak rodzic, ale nie chciałem tego robić. Przecież nie byłem jego ojcem. Gdzieś w środku czułem potrzebę opieki nad tym chłopakiem, ale nie mogłem zastępować mu rodzica. To było nie na miejscu, tym bardziej, że nie znałem jego matki i ojca.
- Kupiłem bilety do Warszawy – oznajmiłem, patrząc na zgarbione plecy bruneta, który nadal nie miał zamiaru się do mnie odwrócić.- Wylatujemy pojutrze rano. Spakuj się, niczego nie zapomnij. Widzę, że Rosja cię nie lubi i vice versa.
    Kellin pociągnął nosem i ściągnął z siebie koszulkę, którą rzucił na podłogę, a następnie położył się na boku twarzą do ściany. Musiałem dać mu trochę czasu, a dopiero później pytać. Wszyscy wiemy, jak skończył się mój ostatni wywiad z tym chłopakiem.
- Możesz być na mnie obrażony, ale ja jestem po prostu szczery – dodałem, zamykając laptopa.- I martwię się o ciebie. Chcę, żebyś znalazł we mnie przyjaciela. Bardzo cię lubię, Kells. Uwierz mi, tutaj nie ma miejsca na fochy. Po prostu się o ciebie troszczę. Dobranoc.
    Zgasiłem lampkę stojącą na etażerce i opatuliłem się kocem. Uśmiechnąłem się pod nosem. Kellin był tak śmiesznym człowiekiem, że nie mieściło mi się to w głowie. Nawet gdy udawał obrażonego, nie potrafiłem nie wstrzymywać śmiechu. Ciekawe, czy w ciągu kilku najbliższych dni również będzie mi do śmiechu.

    Następnego dnia nie usłyszałem Kellina ani razu. W pewnym sensie uznałem to za swojego rodzaju błogosławieństwo, ale po pewnym czasie zaczęło mi brakować jego pogodnego śmiechu i wyrzucania z ust tysiąca słów na sekundę. Musiał poważnie się obrazić. Gdy przebywaliśmy w jednym pomieszczeniu, czułem na sobie jego wzrok, ale nie chciałem dawać po sobie poznać, że tak naprawdę mi go brakuje, więc zgrywałem obojętnego. To była kwestia przyzwyczajenia, ale i też pewnej więzi, jaką stworzyliśmy. Nie miałem co zaprzeczać, lubiłem go, mimo że tak bardzo się różniliśmy. Nasze charaktery to gra kontrastów, a jednak chciałem się do niego zbliżyć i przebywać w jego towarzystwie. Miałem wrażenie, że Kellin również tego chciał, ale aktualnie był zbyt dumny, aby to przyznać. To było dosyć dziwne uczucie. Zacząłem poważnie kontemplować nasze relacje, a to prowadziło do dziwnych teorii i wniosków, które szybko wymazywałem z pamięci. To było coś, czego nigdy wcześniej nie doznałem i dlatego tak często nad tym myślałem. Przytłaczało mnie to, nie powiem, lecz nie mogłem dać po sobie poznać, że coś mnie trapi. Kellin nie mógł odczytać moich myśli i cieszyłem się, że nie miał takiego daru.
    W dniu wylotu sprawiał wrażenie pogodniejszego i energiczniejszego. Żwawo wyszedł z pokoju i raz nawet się do mnie uśmiechnął. Nie biegał po całym hotelu, nie przynosił wstydu w taksówce, a na lotnisku trzymał się blisko mnie i nie szukał żadnych zwierząt. Co prawda nadal się do mnie nie odzywał, ale jego zachowanie zwiastowało poprawę sytuacji. Brakowało mi tego uśmiechu na jego twarzy.
    Gdy wygodnie rozsiedliśmy się w samolocie, Kellin oparł głowę o moje ramię i cicho westchnął. Na początku zapewne poczułbym się niekomfortowo, tym bardziej, że chłopak był gejem, ale nie czułem niczego złego. Wręcz przeciwnie – moje odczucia były wręcz pozytywne, a ja nie chciałem, aby Kellin znów stał się obojętny. Ludzie przywiązują się do siebie, gdy długo przebywają w swoim towarzystwie. Mogą się znienawidzić lub bardzo do siebie zbliżyć. Nas dotyczyło to drugie.
- Nie lecimy nad Ukrainą, prawda? - wyszeptał, a ja pokręciłem głową.
- Nie. Nad Białorusią.
- W porządku. To lećmy.

    Nie lecieliśmy długo, ponieważ tylko dwie godziny, co w porównaniu z naszymi niektórymi podróżami było niczym. Kellin chciał jak najszybciej wylecieć z Rosji. Gdy trzymał moje ramię czułem, jaki jest spięty i rozluźnia się dopiero podczas kołowania w Polsce. Musiało spotkać go coś przykrego podczas jego samotnego spaceru. Obrałem taką samą taktykę jak zwykle – nie naciskać. I tak mi powie.
    Chłopak wyjrzał przez okno i uśmiechnął się lekko. Szczerze mówiąc to mi też zrobiło się lepiej, gdy wylądowaliśmy w innym kraju. Najwyraźniej niektóre miejsca negatywnie wpływają na człowieka, nawet jeśli nie dały mu powodu, aby ich nie lubić. Miałem nadzieję, że w Polsce nic złego się nie wydarzy, Kellin nie będzie zaczepiany przez podejrzanych mężczyzn i spędzimy trochę czasu razem. Nadal musieliśmy się poznawać, aby jakoś ze sobą wytrzymać.
    Wstaliśmy z miejsc i przeszliśmy taką samą procedurę jak na każdym lotnisku. Odebraliśmy nasze bagaże, załatwiliśmy wszystkie sprawy i po prostu stanęliśmy przed lotniskiem, myśląc nad kolejnym krokiem. Nie miałem żadnego planu, Kellin również. Spojrzeliśmy na siebie tym samym wzrokiem, pytając się wzajemnie, co mamy ze sobą zrobić.
- Może zróbmy tak jak zwykle – odezwał się, przez co kilku Polaków spojrzało na nas kątem oka. Najwyraźniej zawsze patrzyli w ten sposób na obcokrajowców.- Taksówka, hotel, a potem miasto.
- Nie nudzi ci się to? - zaśmiałem się, kierując się w stronę taksówek stojących na poboczu.
- Jest całkiem fajnie. W każdym kraju jest coś innego, nie wiesz, na co trafisz.
    Mój wzrok na chwilę spoczął na jego zadrapanym policzku. Kellin nadal nie wyjawił mi pochodzenia tej rany, ale niech nie myśli, że o to nie zapytam. Zależało mi na jego bezpieczeństwie, więc musiałem wiedzieć, przed czym ewentualnie powinienem go chronić.
    Wsiedliśmy do taksówki, której właściciel dobrze mówił po angielsku, więc nie mieliśmy problemu z dogadaniem się. Podczas podróży patrzyłem przez okno i obserwowałem poruszające się krajobrazy Warszawy. Chyba podobała mi się bardziej niż Moskwa, ale ocenę pozostawię po zwiedzeniu miasta. Kellin oparł głowę o szybę i przymknął oczy. Nie wiedziałem, co go tak zmęczyło, ale jeśli chciał się przespać, dałem mu wolną rękę.
    Po dwudziestu minutach taksówkarz zatrzymał się przed jakimś hotelem. Zapłaciłem mu i szturchnąłem Kellina, aby się obudził. Powoli otworzył oczy i ziewnął ostentacyjnie, co przyniosło ze sobą reakcję łańcuchową, więc również ziewnąłem, mimo że nie byłem zmęczony. Wyszliśmy z samochodu i udaliśmy się do hotelu. Nie mieliśmy problemu z zakwaterowaniem się. Obsługa bez problemu mnie rozumiała, co pozytywnie mnie zaskoczyło. Pokój również był przyjemny, a na dodatek dostaliśmy plan miasta. Zjedliśmy szybki obiad (coś co nazywało się „pierogami”, całkiem dobre i dla nas zupełnie nowe) i postanowiliśmy wyjść na miasto. Kellin znów jakoś przygasł, ale może był zmęczony, więc nie naciskałem. Szliśmy w ciszy i krążyliśmy po mieście bez użycia słów. Chłopak ani razu się nie zgubił, więc uznałem to za spory sukces. W pewnym momencie jednak zacząłem się o niego martwić. Podjąłem próbę rozmowy, jakiegoś wyjaśnienia, gdyż takie zachowanie bruneta w ogóle mi się nie podobało, a wręcz trapiło.
- Co się dzieje? - zapytałem, gdy siedzieliśmy na murku przy Zamku Królewskim, gdzie niestety znajdowało się również wiele wycieczek, więc nie mieliśmy całkowitego spokoju.
- Nic – odparł, wpatrując się w tłum zgromadzony pod Kolumną Zygmunta.
- Posłuchaj – zacząłem, chwytając jego twarz w dłonie i zmuszając go do spojrzenia na mnie.- Jeśli chodzi o mnie, to chcę coś wyjaśnić. Możliwe, że cię zraniłem, zdaję sobie sprawę, ale szczerość bardzo często rani. Czasem trzeba trochę pocierpieć, ale później wszystko szybko przechodzi. Gdybym cokolwiek przed tobą skrywał, a potem wydałoby się, że cię okłamywałem, trudno by ci przyszło wybaczenie. Mam rację?
    Kellin zamrugał kilka razy i ściągnął moje dłonie z twarzy, po czym splótł nasze palce. Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Chciałem tylko coś wyjaśnić, a nie okazywać sobie jakieś uczucia. To nie powodowało, że czułem się pewniej. Wręcz przeciwnie – zacząłem zadawać sobie jeszcze więcej pytań, a odpowiedzi wydawały mi się absurdalne.
- Umm... - Zmarszczyłem brwi i delikatnie wyciągnąłem swoje ręce z jego.- Chodzi mi o to, że przepraszam, jeśli zrobiło ci się przykro. Nie chciałem tego. Po prostu wziąłem za ciebie pewną odpowiedzialność, martwię się o ciebie, bo cię lubię i nie chcę, żeby coś ci się stało. Co ci się stało w policzek?
- Jakaś banda Rusków nie lubiła mojego ostentacyjnego pedalstwa – odparł sucho.- Nie, żebym coś robił, ale nie jestem aż tak męski jak oni, więc im się nie spodobałem. Uciekłem, jeden mnie tylko udrapnął, nic specjalnego.
    Pokiwałem głową i uśmiechnąłem się do niego, po czym wyciągnąłem rękę w jego stronę. Musieliśmy się pogodzić w oficjalny sposób, a taki wydał mi się najodpowiedniejszy. Niestety, Kellin miał inne odczucie, więc zupełnie olał moją dłoń i rzucił mi się na szyję. Zacisnął ramiona na moim karku i schował twarz w mojej szyi. Uniosłem brwi i niepewnie chwyciłem jego drobną talię. Wcale mi nie pomagał takim zachowaniem! Chciałem zachować pewien dystans, a on skutecznie mi to uniemożliwiał.
- Przepraszam, że strzelam fochy – wyszeptał, a jego oddech delikatnie muskał moją skórę, przez co lekko drżałem.- Jestem tylko głupim nastolatkiem, to taki bunt, wiesz...
    Odsunąłem go od siebie i spojrzałem na niego z rozbawieniem.
- Przyznajesz to?
- Ale co? - zapytał, marszcząc przy tym oczy.
- Że jesteś głupim nastolatkiem.
- Tak. - Pokiwał głową, przez co nieźle mnie zdziwił. Nigdy bym się nie spodziewał, że Kellin przyzna, iż jest głupi.- Ale tylko przez wiek. Ogólnie to jestem zajebisty.
- Oczywiście, że jesteś. - Mrugnąłem do niego i dopiero po chwili dotarło do mnie, co zrobiłem.
    Nie powinienem był do niego mrugać. To oznaczałoby, że jestem nim w jakiś sposób zainteresowany i nie chodziło tutaj o przyjaźń, lecz o coś więcej. Nie chciałem niczego więcej. Przecież nie jestem gejem. Ja nawet nie jestem biseksualny, do cholery jasnej. Więc jak wytłumaczyć ten lekki uśmiech, gdy patrzyłem na rozświetloną twarz chłopaka? A na dodatek jego śmiech jakoś dziwnie na mnie wpływał, jakbym słuchał jakiejś pięknej melodii, która nigdy nie powinna się kończyć. Kogo ja próbowałem oszukać, coś mnie do niego ciągnęło, ale bałem się tego nowego uczucia. Całkiem inaczej było z dziewczynami. Kellin to chłopak, na dodatek dziesięć lat młodszy. Chyba miałem być prawo zagubiony, prawda?
- Hej, Vic.- Kellin pstryknął mi palcami przed twarzą, przez co wyrwałem się z mojego amoku myśli.- Odleciałeś.
- Och... Tak, przepraszam – mruknąłem, a brunet przechylił głowę i uśmiechnął się uroczo. Uroczo?!
- O czym myślałeś?
- O tobie – palnąłem i strzeliłem mentalnego „face palma”.
- Słodko.- Kellin wysłał mi buziaka, po czym zmierzył wzrokiem grupkę jakichś starszych pań, które niepochlebnie na nas patrzyły i plotkowały między sobą po polsku. Chyba nigdy nie znajdziemy się w stuprocentowo tolerancyjnym kraju. Tu nie chodziło o mnie, tylko o Kellina. Ja nie byłem homoseksualny. On był. Ja co najwyżej mogłem być heteroseksualny i dodatkowo podobał mi się Kellin. To chyba było możliwe. Taka opcja wydała mi się najlogiczniejsza. Słyszałem już o takich przypadkach, że nie trzeba kwalifikować się do żadnej orientacji seksualnej, tylko podobał się nam jeden, wybrany człowiek i to on nas pociąga, obojętnie jakiej jest płci. Może to działało na tej podstawie.
- Chodźmy stąd – oznajmiłem nagle, chwytając przedramię chłopaka, aby ściągnąć go z murka.- Idziemy na spacer nad Wisłą. Musimy zobaczyć trochę przyrody.
- W środku miasta? - zachichotał, a ja z rozbawieniem przewróciłem oczami.
- Trzeba szukać najmniejszych detali.
    Udaliśmy się nad Wisłę, gdzie spacerowało wiele osób. Były tu pary, skupiska przyjaciół pijących alkohol (niekoniecznie legalnie), pojedyncze osoby ze zwierzętami i całe rodziny. Kellin co jakiś czas obijał się o mnie ramieniem. Wywiązała się pomiędzy nami zabawna przepychanka, aż w pewnym momencie chłopak oparł głowę o moje ramię i oplótł je swoim, a po chwili poczułem, jak wsuwa swoją dłoń w moją, aby następnie zacisnąć na niej swoje smukłe palce. Przełknąłem głośno ślinę, ale nie zabrałem ręki. Musiałem przyzwyczaić się do nowych odczuć. Stawiałem kroki powoli, aby się nie zapędzić, bo to wszystko było dla mnie totalną nowością. Wiedziałem jednak, że Kellin będzie idealnym przewodnikiem na tej ścieżce, która dla mnie jak na razie jest jeszcze nieodkryta.

    Warszawa przyniosła ze sobą wiele niespodziewanych zwrotów akcji. Nie mogłem powiedzieć, że mi się nie podobały, ale na pewno nie było to coś, czego się spodziewałem. Kellin stał się bardzo uczuciowy. Nadal był głośnym i roześmianym nastolatkiem, ale siedziało w nim coś takiego, co wypuszczało z niego nieco energii, którą przekładał na spokojne uczucia. Gdy trzymał mnie za rękę, delikatnie rysował figury geometryczne na mojej skórze, przez co było mi przyjemnie i nie chciałem, aby przestawał to robić. Każda dziewczyna, z którą byłem, miała w sobie coś irytującego, coś czego chciałbym się pozbyć, więc otwarcie im o tym mówiłem. Jeśli któraś bawiła się moimi włosami, delikatnie jej oznajmiałem, że tego nie lubię, a ona strzelała focha z przytupem i przestawała to robić. Kellin mógł tak robić. Nie przeszkadzało mi to. Jego dotyk był delikatny, prawie w ogóle niewyczuwalny, a jednak przyprawiał mnie o lekkie dreszcze. To było coś, czego nigdy wcześniej nie czułem. Coś pozytywnego, nowego, ciekawego.
    Nie chcieliśmy opuszczać Polski. Ten kraj miał w sobie coś pięknego. Może i graffiti na murach i dziurawe drogi nie zachęcały do dłuższego przebywania w jednym miejscu, ale ja nie miałem nic przeciwko. Widziałem już gorsze rzeczy w Stanach. Po naradzie z Kellinem postanowiliśmy pojechać do innego miasta, tym razem pociągiem. Udamy się bardziej na zachód, żeby później dostać się do Niemiec. Zapoznaliśmy się z mapą Polski i odszukaliśmy dużego miasta na zachodzie kraju. I wtedy trafiliśmy na Poznań.
    Podróż była dosyć męcząca, bo pociąg nie należał do tych pierwszej klasy, ale jakoś to przeboleliśmy. Siedzieliśmy z przedziale z dwiema starszymi paniami i jakąś młodą dziewczyną. Nikt nie zwracał na siebie uwagi, co bardzo mi odpowiadało. Problem pojawił się wtedy, gdy w przedziale pojawił się mężczyzna w marynarce i śmiesznej czapce. To musiał być konduktor. Nie rozumiałem, co mówił, ale kobiety sięgały po bilety, więc również postanowiłem to zrobić. Sięgnąłem do kieszeni swojej bluzy i zmarszczyłem brwi, gdy nie wyczułem w niej żadnego papierka. Spojrzałem na znudzonego Kellina, który uniósł brew w górę.
- Masz nasze bilety? - zapytałem, a chłopak wsunął dłonie do swoich kieszeni, kręcąc przy tym głową.
- Nie mów, że zgubiłeś – mruknął.- Boże, Vic, jak mogłeś zgubić nasze bilety?
- Nie zgubiłem ich... Poczekaj...
    Wstałem z fotela i odetchnąłem z ulgą. Siedziałem na nich. Wszyscy ludzie w przedziale patrzyli na mnie z rozbawieniem, ale nie było to pogardliwe spojrzenie. Szczerze mówiąc, sam zacząłem się z siebie śmiać. Wyciągnąłem rękę w stronę konduktora, a on uśmiechnął się do mnie i wziął bilety. Po chwili oddał mi je, a ja usiadłem na miejscu.
- Jesteś ciotą – zaśmiał się Kellin, a ja spiorunowałem go wzrokiem.- Starość nie radość, skarbie. Zaczynasz mieć problemy z pamięcią.
- Zobaczymy, czy będziesz się tak śmiać, gdy ty będziesz przed trzydziestką – odparłem, na co on pokręcił głową.
- Przyjmę to na klatę. I nie będę robić z siebie głupka w pociągu w obcym kraju.
- Jestem głupkiem, huh?
- Słodkim głupkiem.- Mrugnął do mnie, a ja pokręciłem z rozbawieniem głową. Miałem nadzieję, że starsze panie nie rozumiały naszej rozmowy. Kątem oka zauważyłem, jak młoda dziewczyna uśmiecha się pod nosem. Przynajmniej ona nas rozumiała i cieszyłem się, że przyjęła to w odpowiedni sposób.
    Podróż była męcząca, ale w końcu pociąg zatrzymał się na końcowej stacji i mogliśmy wysiąść. Przepchaliśmy się przez tłum i w końcu znaleźliśmy się w budynku głównym dworca.
- Vic. - Kellin chwycił mnie za bluzę i lekko pociągnął mój rękaw, przez co zwrócił na siebie moją uwagę.- Tam jest Starbucks. Kupisz mi kawę?
- Pewnie. Chodź.
    W Starbucksie mieliśmy pewne problemy z porozumieniem się z ekspedientką, która myślała, że jesteśmy Polakami i tylko udajemy Amerykanów, ale w końcu odebraliśmy zamówienie i opuściliśmy dworzec. Nie wiedziałem co robić dalej, więc po prostu poszliśmy dalej, w kierunku wysokich budynków. Wywnioskowałem, że to zapewne ścisłe centrum miasta. Nie myliłem się. Wyszliśmy na długą ulicę, przy której znajdował się duży, piaskowy zamek. Kellin zbierał ulotki od młodych ludzi dorabiających na wakacje i pewnie by się zapędził, gdybym nie chwycił go za jego plecak, by wskazać mu jedną z bram kamienic. Po prostu zauważyłem motel. Nie widziałem sensu w zatrzymywaniu się w jakimś ekskluzywnym miejscu, więc pokój w takim miejscu powinien wystarczyć. Po zakwaterowaniu wyszliśmy na miasto. Szliśmy ulicą, która okazała się całkiem długa i roiło się tu od ludzi. Nie mieliśmy żadnego planu miasta, więc krążyliśmy wąskimi uliczkami „na czuja”. W końcu dotarliśmy na Stary Rynek i Kellin od razu podbiegł do jednej z okazałych fontann, aby spojrzeć, co jest w środku.
- Vic! - krzyknął, zwracając przez to na siebie uwagę.- Daj mi pieniążka, chcę go tu wrzucić.
    Wyciągnąłem portfel z kieszeni i znalazłem jakieś drobniaki, które wręczyłem chłopakowi. Kellin z uśmiechem wrzucił monety do wody i zachichotał cicho, gdy usłyszał plusk. Najmniejsze drobiazgi sprawiały mu niewyobrażalną radość, co cieszyło i mnie.
- Pomyślałeś życzenie? - zapytałem, siadając na fontannie.
- Tak, ale ci nie powiem, bo wtedy się nie spełni. Więc nawet nie próbuj tego ze mnie wyciągnąć!
- W porządku! - zaśmiałem się, unosząc ręce do góry w geście obronnym.- Chodźmy dalej. Zjemy coś.
    Kellin chwycił się za brzuch, który zaburczał w momencie wypowiedzenia przeze mnie zdania o jedzeniu. Wypiliśmy tylko kawę, więc nic dziwnego, że zgłodnieliśmy. Obeszliśmy rynek dookoła, szukając jakiejś restauracji, aż w końcu Kellin chwycił mnie za rękę i wciągnął do lokalu, który mu się spodobał. Po prostu nie potrafiłem się zdecydować! Widziałem tyle cudownych restauracji, że chciałem zatrzymać się w każdej, ale mogłem wybrać tylko jedną. Nic więc dziwnego, że to Kellin przejął inicjatywę.
    Gdy siedzieliśmy już przy stoliku i czekaliśmy na zamówienie, chłopak szukał czegoś w swoim telefonie. Przesuwał palcem po ekranie, analizując tekst strony internetowej, ale nie miałem pojęcia, co go tak zainteresowało. Zagryzł dolną wargę, a ja zacząłem mieć sprośne myśli, które w ogóle nie powinny się pojawić w mojej głowie. Najwyraźniej już niczego nie kontrolowałem.
- Czego tak szukasz? - zapytałem w końcu, na co brunet cicho westchnął, lecz nie oderwał wzroku od telefonu.
- Jakiejś rozrywki – odparł.- Nie wiem, przedstawienia, festiwalu, koncertu...
- Co ci po przedstawieniu, skoro i tak niczego nie zrozumiesz?
- Oj.- Machnął ręką, po czym zmarszczył brwi i uśmiechnął się pod nosem.- Pójdziemy na koncert. Nie wiem, co to za zespół, ale pójdziemy na ten koncert.
- Pokaż mi.
    Chłopak wręczył mi telefon, a ja przeczytałem opis koncertu. Nie byłem pewny, czy pójście na koncert metalcore'owy był dobrym pomysłem, tym bardziej, że jakoś musieliśmy jeszcze dotrzeć do tego klubu, a nie mieliśmy pojęcia jak. Ale może właśnie o to w tym chodziło. Zgodziłem się na podróż po całym świecie, więc mogę zgodzić się na darcie ryja w klubie. Już nic nie jest mi straszne, więc postanowiłem spróbować wszystkiego, czego nie próbowałem w Stanach.
- Nigdy bym nie pomyślał, że słuchasz takiej muzyki – stwierdziłem, oddając mu telefon.
- Och, Vic, widać, że wielu rzeczy o mnie nie wiesz. - Uśmiechnął się uroczo, a ja spojrzałem na niego z rozbawieniem.- Czyli pójdziemy?
    Pokiwałem głową, przez co brunet klasnął w dłonie i automatycznie się rozpromienił. To sprawiało mu radość, a w moim interesie nie leżało zabieranie mu jej, bo miałem takie widzimisię. Ludzie powinni poznawać innych i próbować przyzwyczajać się do ich zwyczajów, bo kto wie, czy przy tym nie odkryje się czegoś nowego i ciekawego zarazem. Może po tym koncercie zacznę słuchać takiej muzyki? Kto wie, jak to na mnie wpłynie, ale na pewno będzie ciekawym doświadczeniem, które dopiszę do listy „Rzeczy, których nigdy bym nie zrobił, ale zrobiłem”.
- Włączę GPS i jakoś tam dojdziemy. Zostaw to mnie. Jakoś przeżyjemy w tym pięknym mieście.
    Nieco się obawiałem naszego „przeżycia”, gdy miałem opierać się tylko i wyłącznie na Kellinie, ale od razu przypomniałem sobie swoje postanowienie. Nowe rzeczy, Vic, nowe doświadczenia, nowe próby. Więc dałem mu działać.

- To na pewno gdzieś tutaj, daj mi tylko chwilkę.
    Nie miałem pojęcia, ile już szliśmy, ale ta ulica ciągnęła się i ciągnęła, a my nie widzieliśmy naszego celu. Oznakowanie wyraźnie mówiło, że znajdowaliśmy się na dobrej drodze, ale najwyraźniej wyszliśmy z drugiej strony i teraz musieliśmy iść przed siebie, szukając klubu, gdzie za godzinę miał zacząć się koncert. Oczywiście mogliśmy zapytać kogoś o pomoc, ale skąd mielibyśmy pewność, że trafimy na przechodnia dobrze operującego językiem angielskim? Dlatego też skupiliśmy się na GPS, który chyba nie był zbytnio przystosowany do terenów nieznajdujących się w Stanach.
- Strzałeczka posuwa się do przodu. Cel coraz bliżej. Jestem całkiem niezłym przewodnikiem, nie sądzisz? - Wyszczerzył się do mnie, a ja uniosłem brew, piorunując go wzrokiem, bo zacząłem mieć już lekką zadyszkę.- Oho... Zrobiliśmy kółko.
    Rzeczywiście. Stanęliśmy pod klubem, który okazał się znajdować na początku ulicy przy dużym placu. Moja irytacja była wyjątkowo wysoka, gdyż ruszaliśmy z ulicy leżącej równolegle do placu i zrobiliśmy ogromne koło, podczas gdy mogliśmy po prostu przejść obok wielkiej fontanny i od razu znaleźć się pod klubem. Już nigdy nie zaufam GPS, a Kellin już nigdy ponownie nie zostanie przewodnikiem, bo jego orientacja w terenie była raczej marna.
- To cud, że jeszcze cię nie udusiłem – mruknąłem, a chłopak wysłał mi buziaka, chichocząc przy tym pod nosem.
    Pod klubem stało kilka osób. Najwyraźniej zaczęli już wpuszczać do środka, a na zewnątrz pozostała ostatnia grupka, która chciała jeszcze spalić ostatniego papierosa. Zeszliśmy po schodkach w dół, gdzie zatrzymał nas ochroniarz. Kupiliśmy bilety (okazało się, że mężczyzna dobrze rozmawiał po angielsku, więc nie mieliśmy z tym większych problemów) i weszliśmy w głąb sali. Ludzie kłębili się przy scenie, gdzie rozstawiono instrumenty i wyczekiwali występu. Nie pchaliśmy się zbytnio do przodu. Zajęliśmy jeden ze stolików na tyłach. Na szczęście klub nie należał do tych największych, więc nawet stąd mieliśmy bardzo dobry widok na scenę.
- Picie? - zapytał, a ja skinąłem głową.
    Kellin poszedł do baru, a ja zacząłem rozglądać się po lokalu. Było tu trochę duszno, ale nic dziwnego, skoro naraz znajdowało się tu tyle ludzi. Światła zaczęły migotać, fani zespołu krzyknęli w jednym momencie, a ja usłyszałem pierwsze uderzenia w perkusję. Wtedy spojrzałem na scenę. Perkusista mocno uderzał w talerze i bębny, rozpoczynając koncert. Ludzie wiwatowali, wołali kolejnych członków zespołu, którzy pojawiali się na scenie w odstępie około minuty. W tym czasie do stolika wrócił Kellin, który kupił cztery piwa i ledwo je tu doniósł.
- Sprzedali ci? - krzyknąłem, aby przebić się przez chropowaty głos wokalisty.
- Nie muszę mieć dwudziestu jeden lat! Coś cudownego! Jezu, Vic, jak się napiję, to idę w mosha, najwyżej mnie połamią.
    Nie chciałem pytać, co to jest ten „mosh”, ale skoro go połamią, nie mogło to oznaczać nic dobrego. Kellin wypił piwo w ciągu trzech minut, chyba rzeczywiście bardzo mu się śpieszyło, aby wziąć udział w koncercie. W końcu pokazał mi kciuki w górę i zniknął w tłumie. Od razu wiedziałem, że takie występy nie były dla mnie, ale jeśli jemu było dobrze, to niech szaleje. Wokalista miał cholernie mocny głos, krzyczał i warczał do mikrofonu. Tłum śpiewał razem z nim, krzyczał, skandował imiona poszczególnych muzyków. Niektórzy nosili innych na rękach, rzucali się wzajemnie, ale na szczęście nikomu nic się nie stało. Patrzyłem na to nieco sceptycznie, bo wszystko wyglądało jak mała walka, a fakt, że gdzieś w środku był drobny Kellin, powodował u mnie uczucie zdenerwowania. Jeśli złamie nogę będę mieć wyrzuty sumienia.
    W pewnym momencie widownia rozdzieliła się na dwie strony, pozostawiając środek sali pusty. Wokalista policzył do trzech i na jeden ludzie zaczęli biec w swoją stronę, aby się ze sobą zderzyć.
- Matko Boska – szepnąłem, kładąc dłoń na czole i od razu wypijając połowę piwa, bo od razu pomyślałem sobie o zmaltretowanym Kellinie. Jakoś sobie poradzi, Vic, przecież lubi takie koncerty i na pewno był już na wielu.
    Nie miałem pojęcia, ile tak siedziałem, ale zdążyłem wypić dwa i pół piwa, aż w końcu na krzesło obok mnie opadł zdyszany Kellin. Miał rozczochrane włosy, które przykleiły mu się do mokrego czoła, szeroki uśmiech przyklejony do twarzy i głęboko łapał powietrze, starając się ustabilizować oddech. Zmęczył się, więc teraz pewnie nigdzie już nie pójdzie, przez co stałem się nieco spokojniejszy. Chłopak chwycił piwo i wypił je, aby ugasić pragnienie. Wtedy zauważyłem dosyć długą szramę na jego policzku.
- Co ci się stało? - wrzasnąłem przez basy, a Kellin wzruszył ramionami.
- Jedna dziewczyna miała pieszczochy na nadgarstkach i przez przypadek uderzyła mnie nimi w twarz. Nic wielkiego, w ogóle mnie nie boli. Było zajebiście, Vic. Powinieneś trochę się zabawić.
- Za stary jestem na takie coś...
- Sam się postarzasz! Jesteś przed trzydziestką, to wcale nie jest starość. Powinieneś się dopiero rozkręcać.
- Prawdopodobnie jestem tu najstarszą osobą.
- No i co? - Oparł dłonie na stole i nachylił się nade mną.- Pierdol to. Wstydzisz się czegoś? Miej to w dupie. Masz dwadzieścia osiem lat, a nie dziewięćdziesiąt. Jesteś młody, masz możliwości, aby się bawić, a ty jesteś spiętym informatykiem, który niedługo zapuści wąsa i będzie nabijał kolejny level w lolu. Roztyjesz się i będziesz sam do końca życia.
- Nie gram w lola.
- No i chuj! - krzyknął, chwytając moją twarz, którą następnie poklepał dłońmi.- Idź się bawić, a nie siedzisz i pijesz piwo. Masz nogi, to zapierdalaj.
    Następnie wszedł na stół, zrobił z dłoni prowizoryczny megafon i głośno krzyknął, po czym zaczął skakać na blacie. Może i miał rację. Znów zapomniałem o luzie i próbowaniu nowych rzeczy. Zmieniałem się jak w kalejdoskopie – raz chciałem doświadczać nieznanego, a raz po prostu siedzieć przy stole i patrzeć na wszystko z dystansu. Taki byłem i nie potrafiłem się zmienić.
    A jednak postanowiłem coś z tym zrobić. Dopiłem piwo do końca i wdrapałem się na stół, na co Kellin zaśmiał się głośno i chwycił moje ramię. Teraz musiałem bawić się tak jak on. Problem w tym, że nawet w jego wieku nie bawiłem się w ten sposób. Raz kozie śmierć?
    Moje ciało jakby samo zaczęło poruszać się w rytm ciężkiej muzyki, a raczej moja głowa. Włosy nadawały temu całkiem niezły efekt i mogłem poczuć się jak prawdziwy fan tego zespołu. Było całkiem w porządku, ale po piętnastu sekundach zaczęła boleć mnie szyja, więc przestałem. Na szczęście skończyła się piosenka, więc mogłem odpocząć.
- Wow, Vic, jesteś taki szalony. - Kellin zarzucił ręce na mój kark, stając niebezpiecznie blisko mnie.- W końcu rzuciłeś się w wir zabawy. Słabo, bo słabo, ale zawsze. Biję brawo.
    Jego twarz dzieliło od mojej kilka centymetrów. Przełknąłem ślinę i odwróciłem głowę, aby spojrzeć na scenę. Wokalista patrzył prosto na nas i uśmiechał się pod nosem. No nie.
- Stawiam kolejkę drinków całej publiczności, jeśli ta para na stole będzie całować się z języczkiem przez trzydzieści sekund! - krzyknął do mikrofonu i teraz już wszyscy na nas patrzyli.
    Ponownie spojrzałem na Kellina. Chłopak uśmiechnął się grzesznie, ale przy tym dosyć uroczo, tak jak to miał w zwyczaju. Właśnie zostałem pozbawiony prawa do głosu. Jak tak można?
- Masz ochotę na drinka, Vic? - szepnął, a jego oddech muskał moje wargi, do których przybliżał się coraz bardziej.- Bo ja mam. Tym bardziej, że jest darmowy.
- K-Kellin, ja nie jestem pewien...
- Zamknij się.
    I po tych słowach po prostu zaczął mnie całować. Na początku po prostu nie wiedziałem co się dzieje, tłum zaczął wiwatować, a ja po prostu stałem jak taka ciota i dałem mu się całować. Po chwili jednak stwierdziłem, że nie wypada wyglądać aż tak niezręcznie, więc postarałem się jakoś nadążyć nad tempem Kellina. Chwyciłem go w pasie i przyciągnąłem do siebie, zaczynając oddawać jego pocałunki. Czułem, jak się uśmiecha. Jego usta różniły się od tych kobiecych, ale nie były specjalnie ostrzejsze. Może to kwestia jego delikatności.
    Nagle delikatność zniknęła, bo chłopak rozchylił swoje usta. Zapomniałem o języku. Spokojnie, Vic. Rób to tak, jak robiłeś z dziewczynami. Przecież całowałeś się w ten sposób z kobietami. Dlaczego Kellin miałby być inny?
    Może dlatego, bo był pierdolonym, dziesięć lat młodszym facetem, a na dodatek moim pierwszym mężczyzną, którego całowałem?
    Trudno, musiałem wczuć się w rolę i po prostu zaczęliśmy bawić się językami. Nie mogłem powiedzieć, że mi się to nie podobało, co odczuwałem przyjemność, ale to po prostu było inne. Będę musiał to przemyśleć. Wyczuwam kolejne kilka godzin leżenia w łóżku i myślenia nad głupimi rzeczami, takimi jak ten pocałunek.
    Nagle ludzie zaczęli klaskać, a Kellin odsunął się ode mnie i poprowadził swój kciuk przez mój policzek, przez co złapałem jego dłoń i spojrzałem na niego nieco zdziwionym wzrokiem. Chłopak uśmiechnął się lekko, a ja nie potrafiłem się oprzeć, jak tylko odwzajemnić ten uśmiech. Może nie powinienem się tym zamartwiać, bo przecież nie było tak źle. Było nawet lepiej niż kiedykolwiek i uświadomił mi to ten delikatny uśmiech drobnej, porcelanowej laleczki, którą właśnie trzymałem w objęciach.

piątek, 7 listopada 2014

6.

Cześć. Nowy rozdział. Liczę na dużo komentarzy.Minimum 20 do piątku. Dacie radę. Wiem, że tu jesteście, ale pokażcie się.
________________________
    Obudził mnie dość jednoznaczny odgłos wymiotowania z łazienki. Drzwi były lekko uchylone, więc nic dziwnego, że wszystko słyszałem. Biedny Kellin. Nawet zagryzanie wódki ogórkami mu nie pomogło i zmagał się z kacem. Ja czułem się dobrze. Owszem, trochę pulsowała mi głowa, ale nie chciało mi się wymiotować i mogłem normalnie funkcjonować. Kellin będzie miał z tym pewne problemy.
    Usiadłem na łóżku, przeciągnąłem się i wtedy przypomniałem sobie o wczorajszej nocy, przez co otworzyłem szeroko oczy i zastygłem w bezruchu. Musiałem wyglądać komicznie – wytrzeszcz, ręce w górze, bezruch. Tylko że mi nie było do śmiechu. Zobaczyłem coś, czego nie powinienem był widzieć. Pierwszy raz zdarzyło mi się coś takiego i nie miałem pojęcia jak zareagować.
    Nie miałem problemu z tym, że Kellin okazał się gejem. To jego preferencje seksualne i nic mi do tego. Większą trudność sprawi mi zapomnienie gejowskiego seksu i sam fakt, że od teraz będę dzielił pokój z gejem. Jestem idiotą, przecież ciągle dzieliłem pokój z gejem. Miałem nadzieję, że nic się nie zmieni i nadal będziemy się kumplować. Chciałem dowiedzieć się o tym, co Kellin myśli o tej całej sytuacji, ale teraz chyba nie był w stanie myśleć o niczym innym jak tylko o wytrzeźwieniu.
    Musiałem się otrząsnąć. Obiecałem sobie, że zaakceptuję Kellina takiego jakim jest. To, że jest gejem, niczego nie zmienia. Będzie dziwniej, ale nic się nie zmieni. Boże, jakim ja jestem idiotą...
    Wstałem z łóżka i powoli poszedłem do łazienki. Otworzyłem szerzej drzwi i westchnąłem cicho, gdy zobaczyłem bladego Kellina, który położył głowę na desce klozetowej, jakby czekał na kolejną falę detoksykacji. Nie chciał się podnieść, był na to zbyt wyczerpany. Jego policzek wbijał się w ceramiczną toaletę, włosy nachodziły mu na oczy, których nie miał siły otworzyć. Podszedłem do niego i uniosłem jego głowę, aby odgarnąć jego włosy do tyłu. Chłopak zaskomlał cicho, a ja zdałem sobie sprawę, że nie zdoła utrzymać równowagi, podobnie jak jego włosy porządku. Na chwilę zostawiłem go samego i wróciłem do pokoju, aby poszukać gumki do włosów w plecaku. Zawsze miałem jakąś na wszelki wypadek i teraz okazała się potrzebna. Wróciłem do łazienki, ukucnąłem przy brunecie i zebrałem jego ciemne włosy w krótki kucyk. Nie wyglądał dobrze, ale nie chodziło tutaj o konkurs piękności. Kellin musiał wytrzeźwieć, bo aktualnie jest nie do życia.
    Gdy byłem usatysfakcjonowany swoją fryzjerską pracą, Kellin pochylił się nad klozetem, chwycił muszlę dłońmi i wypluł prawie wszystkie wnętrzności. Skrzywiłem się i odwróciłem wzrok, lekko gładząc plecy chłopaka, aby chociaż trochę go wesprzeć w tej chwili. Wiedziałem, że nie powinien tyle pić. Teraz cierpiał podwójnie.
    Skończył po minucie. Odetchnął głośno, a ja spojrzałem na niego troskliwie. Nie chciałem, żeby cokolwiek go bolało. To jeszcze dzieciak, nic dziwnego, że w Stanach mógłby pić dopiero od dwudziestego pierwszego roku życia. Wątpiłem, że trzymał się tego prawa, ale skutki widziałem czarno na białym. Jego organizm bardzo źle znosił alkohol.
- Będziesz jeszcze wymiotował? - zapytałem cicho, na co ten pokręcił przecząco głową.- Jesteś pewny? Nie chcę, żebyś zarzygał cały pokój.- Spojrzał na mnie zranionym wzrokiem i ponownie pokręcił głową.- W porządku. Dasz radę wstać? - Znów zaprzeczenie.- Chodź, wezmę cię na ręce.
    Kellin oplótł moją szyję rękoma, a ja chwyciłem go za plecy i pod kolanami, aby następnie podnieść się z posadzki. Chłopak był bardzo lekki, więc nie miałem problemu z zaniesieniem go do łóżka. Położyłem go na miękkim materacu, na co cicho westchnął, po czym przykryłem go kołdrą.
- Vic... - odezwał się cicho, abym zwrócił na niego uwagę, gdy już chciałem odchodzić.- To co działo się w nocy...
- Porozmawiamy o tym, gdy poczujesz się lepiej, w porządku? - zaproponowałem, na co przytaknął i zamknął oczy.
    Niech się zdrzemnie. Potrzebował tego, chociaż i tak mówią, że na kaca najlepsza jest praca. Popracujemy później, zwiedzając Moskwę, ale teraz niech śpi. Nie miałem serca wyciągać go z pokoju, gdy był w takim stanie. Podczas gdy Kellin odsypiał, ja wziąłem prysznic, zszedłem na śniadanie i przyniosłem trochę do pokoju. Chłopak pewnie nie będzie miał ochoty na jedzenie, ale nie pozwolę mu na głodówkę. Musiał coś zjeść, nawet jeśli później to zwróci. Gdy wróciłem do pokoju, Kellin siedział na łóżku i robił coś na telefonie. Wyglądał na świeższego, ale nadal był blady i miał podkrążone oczy. Dobrze, że wstał z łóżka i nieco się oporządził. Zauważyłem, że nie rozwalił małego kucyka, którego mu zrobiłem. Wyglądał uroczo.
    Victorze, czeka cię poważny rachunek sumienia.
    Usiadłem obok niego i wręczyłem mu serwetkę, w którą zawinąłem kilka małych, słodkich bułeczek. Kellin uśmiechnął się do mnie lekko i ugryzł jedną z bułeczek. Zjadł tylko jedną. Nie miał ochoty na więcej w takim stanie i wcale mu się nie dziwiłem.
- Dziękuję – powiedział cicho, zupełnie jak nie on.- A teraz...
- Jeśli nie chcesz o tym rozmawiać, to nie musimy, naprawdę – wtrąciłem się, a chłopak machnął ręką.
- Nie, chcę to wyjaśnić – rzekł stanowczo, na co zamknąłem buzię i zamieniłem się w słuch.- Po pierwsze to, że byłem pijany nie oznacza, że po pijaku przespałem się z mężczyzną, bo miałem taką zachciankę. Wolę mężczyzn, jestem gejem i lubię seks, więc... Tak to się wszystko złożyło w jedną całość.
    Spojrzał na mnie pytająco, jakby szukał słów pocieszenia czy zrozumienia. Chciał wiedzieć, czy akceptuję go takiego jaki jest. Potrzebował wsparcia, które postanowiłem mu dać.
- W porządku, Kell.- Uśmiechnąłem się do niego pokrzepiająco.- Przecież nie zmienisz tego, kim jesteś. Ja też tego nie zrobię.
- Nie jesteś jednym z tych homofobów, którzy chcą spalić nas na stosie?
- Nie – zaśmiałem się, na co kąciki warg Kellina lekko drgnęły ku górze.- Tylko... Muszę się przyzwyczaić.
- W sensie?- Zmarszczył brwi.
- W sensie nigdy nie miałem styczności z homoseksualizmem. Nie poznałem żadnego geja ani lesbijki.
- Więc jestem pierwszy.- Mrugnął do mnie i zagryzł dolną wargę, a ja zmrużyłem oczy i powoli skinąłem głową.- Ale i tak ci dziękuję. Za zrozumienie.
    Chwycił moją dłoń i lekko ją ścisnął, przez co drgnąłem. Okej, czułem się nieco niekomfortowo, bo nigdy nie doświadczyłem czegoś takiego, ale najwyraźniej do wszystkiego można się przyzwyczaić. Obdarował mnie szczerym uśmiechem, po czym syknął cicho i chwycił się za głowę, pochylając się przy tym lekko. Kac morderca.
- Będziesz wymiotował? - zapytałem, kładąc dłoń na jego plecach.
- Nie – mruknął.- Potrzebuję jeszcze tylko kilku chwil. Niedługo przejdzie. Zawsze przechodzi.
    Skinąłem głową i lekko poklepałem go po plecach. Chciałem wyjść na miasto i pozwiedzać Moskwę, ale jeśli Kellin nadal źle się czuł, poczekam na niego. Nie zostawię go tu samego. Chciałbym, żeby też zobaczył trochę Rosji w tym pięknym wydaniu, a nie to co pokazuje telewizja i internet. Mieliśmy sporo czasu. Zdążymy zobaczyć najważniejsze punkty Moskwy i miałem nadzieję, że jak najlepiej wykorzystamy spędzony tu czas.

    Kellinowi przestało kręcić się w głowie po kolejnych trzydziestu minutach. Wtedy zjadł jeszcze jedną bułeczkę i oświadczył, że jest gotowy na podbój Moskwy. Nadal wyglądał na zmęczonego, ale i tak był w o wiele lepszej formie niż rano. Uczesał się, umył zęby pięć razy i wyciągnął mnie za rękę z pokoju. Od wczorajszej nocy stał się nieco bardziej... Jakby to powiedzieć... Uczuciowy względem mnie. Nie miałem pojęcia, jak zareagować na jego kokieteryjne uśmiechy czy nagłe muskanie moich palców jego dłonią, więc postanowiłem to ignorować. Tylko jeszcze ile będę mógł tak żyć? Kellin widocznie wysyła mi jakieś znaki, a ja nie chciałem go ranić mówiąc, że mnie nie interesuje. Nigdy nie oglądałem się za mężczyznami, tym bardziej młodszymi ode mnie o dziesięć lat. Chłopak widział moje podejście do jego zachowania, ale nie poddawał się i kontynuował swoje poczynania. Pewnie szybko mu się nie znudzi, a szkoda. Lepiej, żeby kolejne ruchy zachował dla siebie, bo wychodzimy na ulice homofobicznego kraju.
    Kellin wiedział kiedy przestać. Tylko gdy zaczęliśmy spacerować po Moskwie, wsunął dłonie do kieszeni spodni i oderwał spojrzenie ode mnie, aby przenieść je na zabudowę miasta. Najpierw zobaczyliśmy Cerkiew Chrystusa Zbawiciela. Kellin odgarnął włosy za ucho i zaczął robić zdjęcia wielkiej budowli, która robiła wrażenie. Był zachwycony, widziałem to w jego oczach, ale czy mnie również nie ogarnęło oczarowanie?
    Poszliśmy też zobaczyć najstarszy klasztor prawosławny w Moskwie oraz kilka innych mniejszych świątyń. Robiły wrażenie, ale nadal nie rozumiałem, po co wkładać tyle pieniędzy w budowle sakralne. Chyba nigdy tego nie pojmę, ale przynajmniej mogłem nacieszyć nimi oko.
    Nieodłącznym punktem zwiedzania Moskwy jest Kreml. Jeśli tamte cerkwie były piękne, to na widok Kremla opadała szczęka. Kopuły, kolory, rozmiar, a oczy nie przestawały się świecić.
- Tam w środku siedzą niefajni panowie – odezwał się Kellin, opierając głowę o moje ramię i wpatrując się w gmach siedziby rosyjskiego parlamentu.- A tam obok leży inny niefajny pan.
- Mówisz o Leninie? - zapytałem, przenosząc wzrok na mauzoleum wcześniej wymienionego, na co brunet skinął głową.- Ten to jeszcze nie był taki zły...
- Jak to nie. - Kellin wyprostował się i skrzyżował ręce na torsie.- Zrobił rozpierduchę w państwie, a potem jego partia zrobiła rozpierduchę gdzieś indziej. Widać, że jesteś informatykiem i w ogóle nie znasz się na historii...
    Złożył usta w dzióbek, po czym wysłał mi buziaka, aby następnie zacząć iść w stronę mauzoleum. Nie znałem się na historii, taka była prawda, a Kellin chyba sam musiał się edukować w tym zakresie, bo nauka w amerykańskim liceum nie daje aż takiej wiedzy o historii świata. Byłem pod wrażeniem, bo dowiadywałem się o nim wiele różnych rzeczy, których bym nie przypuszczał.
    Zobaczyliśmy jeszcze cmentarz przy Murze Kremlowskim (gdzie Kellin dał mi mały wykład o Stalinie) i wiele innych zabytków, po czym postanowiliśmy iść na Plac Czerwony i po prostu odpocząć. Chodzący gdzieniegdzie żołnierze nie czynili tego miejsca przyjemnym, ale atmosferę ratowała piękna pogoda i wielu turystów, którzy nie bali się odwiedzić Rosji i byli takimi szaleńcami jak my.
    Kellin prawie ciągle robił jakieś zdjęcia, a jako że mnie interesowały inne rzeczy, zachowywałem pewien dystans. Nie zapomniałem jednak, aby mieć na niego oko, bo skoro potrafił zgubić się na lotnisku, to co dopiero w Moskwie. Spojrzałem na niego akurat wtedy, gdy przez przypadek uderzył jakiegoś mężczyznę ramieniem i jego oczy szeroko się otworzyły, podobnie jak tego drugiego. Mężczyzna był wysoki i bardzo muskularny – w porównaniu z drobnym Kellinem prezentował się jak goryl. Uśmiechnął się do chłopaka, który powoli zaczął się wycofywać, ale ten złapał go za ramię i nieco do siebie przyciągnął. Szepnął mu coś na ucho, na co brunet energicznie pokręcił głową i ledwo wyrwał się z jego uścisku. Nie podobało mi się to. Zacząłem iść w tamtą stronę, aby jakoś zaingerować, bo jeszcze tego brakowało, żeby jakiś osiłek połamał mi Kellina. W czasie gdy szedłem w stronę zamieszania, chłopak spławił nieznajomego i szybko podreptał w moją stronę, prostując swoją koszulkę.
- Co.... - zacząłem, ale Kellin chwycił mnie za ramię i pociągnął w stronę jednej z kawiarni.
- Idziemy na kawę – oznajmił sucho, otwierając drzwi do lokalu, który był przytulny i zachęcał do zamówienia deseru.
    Zmarszczyłem brwi i patrzyłem podejrzliwie na poddenerwowanego chłopaka, który usiadł przy wolnym stoliku i oparł głowę na ręce, pusto wpatrując się w kwiaty na blacie. Usiadłem naprzeciwko niego i przez chwilę patrzyłem na jego zamyśloną twarz. To wszystko coraz mniej mi się podobało, a ja nie potrafiłem po prostu zamknąć ust i wszystkiego w sobie dusić. Najpierw ten Japończyk, później nagłe bilety do Moskwy, a teraz jakiś kolejny facet, który oszołomił tego biednego chłopaka. O czymś nie wiedziałem i wątpiłem, że się dowiem, ale warto było powęszyć, nawet jeśli byłem w tym beznadziejny. Jeszcze nie teraz. Za chwilę.
    Zamówiliśmy po kawie i szarlotce. Kellin znowu ucichł i zaczął bawić się końcem ażurowego obrusu. Skąd znał ludzi z każdego zakątka świata? Przecież nigdy nie opuszczał Michigan. A może po prostu mnie okłamał? Nie znaliśmy się zbyt długo, więc skąd mogłem wiedzieć, jaki jest naprawdę? Będę musiał nauczyć się jeszcze wielu rzeczy.
- Kim był ten mężczyzna? - zapytałem nagle, co sprawiło, że Kellin podniósł wzrok i wzruszył ramionami.
- Nikim – mruknął, wyraźnie nie chcąc o tym rozmawiać.
- Na pewno był kimś, skoro po rozmowie z nim jesteś taki osowiały i smutny. Jak nie ty.
    Chłopak zaczął żuć dolną wargę, jakby nad czymś kontemplował. Zamrugał kilka razy oczami, które tym razem nie miały w sobie tego blasku co zwykle. Coś go trapiło i smutek przychodził zawsze po konfrontacjach z jakimiś osobami.
- Po prostu chcę ci pomóc, jeśli mam taką możliwość – mówiłem dalej.- Wiem, że nie znamy się zbyt długo i może mnie nie lubisz...
- Lubię cię, Vic. Bardzo cię lubię.
- W porządku. Lubimy się, więc możemy sobie pomagać. Musimy też sobie zaufać. Przecież latamy razem samolotami, chodzimy po nieznanych miastach, śpimy w tym samym pokoju, a znamy się dwa tygodnie. Tu chodzi o zaufanie, Kells.
    Brunet nie odpowiedział. Patrzył na kwiaty w posępną miną i nadal nad czymś się zastanawiał. Ile bym dał, żeby teraz wejść do jego głowy i zobaczyć o czym myśli! Nierealne marzenia. Przy stoliku pojawiła się kelnerka, która położyła przed nami nasze zamówienie, uśmiechnęła się przyjaźnie i odeszła. Była bardzo ładna, więc odprowadziłem ją wzrokiem i oblizałem wargę. Kellin chrząknął głośno, zaciskając palce na widelcu i piorunując dziewczynę wzrokiem. Chyba był trochę zazdrosny... Ale ja nie o tym.
- Możesz mi powiedzieć o wszystkim co cię trapi – powiedziałem, biorąc filiżankę do rąk i upijając z niej łyk kawy.- Jeśli będę mógł ci pomóc, to super, chętnie pomogę. Tylko musisz wiedzieć, że masz możliwość zawołania o pomoc.
- Kto powiedział, że potrzebuję pomocy? - burknął, wsuwając do ust kawałek szarlotki. Gdy przełknął, dodał:- Nie jestem dzieckiem specjalnej troski. Jestem dorosły i potrafię o siebie zadbać. A że zaczepia mnie jakiś facet, to normalne. Przyzwyczaiłem się.
- Nie, Kellin, to nie jest normalne...
- Gdyż?
- Gdyż jest trzy razy większy od ciebie, ciągnie cię gdzieś, a ty zaczynasz być przerażony, gdy go zauważasz – stwierdziłem, zabierając się za apetycznie wyglądające ciasto.- Jak możesz być tak swawolny? Nie widzisz żadnych zagrożeń?
- Nie ma zagrożeń, Vic!
- Jak ktoś cię zgwałci, to nie będziesz tak mówił.- Wzruszyłem ramionami, oplatając widelec wargami.
    Kellin sapnął i rzucił widelec o talerz, przez co zwrócił na siebie uwagę kilku klientów kawiarni. Może i przesadziłem, ale mówiłem prawdę, a ja wolałem szczerość od mydlenia oczu. Chłopak musiał być świadomy tego, że świat nie jest taki kolorowy jaki się wydaje. Jest pełen pułapek i zasadzek. Kellin nadal był dzieciakiem. Mógł być pełnoletni, ale na pewno nie dorosły.
- Jakoś nikt do tej pory mnie nie zgwałcił – syknął, zaciskając dłonie w pięści, przez co pobielały mu knykcie.
- Brawo. - Klasnąłem kilka razy w dłonie.- Tak trzymaj. I nawet nie zbliżaj się do podejrzanych facetów, bo prędzej czy później przylecisz do mnie ze łzami w oczach, że ktoś wykorzystał twój tyłek i teraz nie możesz chodzić.
- Bezczelne – prychnął, po czym wstał od stołu i skierował się do wyjścia. Po chwili jednak wrócił, bo najwyraźniej miał mi coś jeszcze do powiedzenia.- Jesteś... Uch! Nie jesteś moim ojcem! Ja pierdolę, idę stąd, nie chcę na ciebie patrzeć.
    Odprowadziłem go wzrokiem, po czym ponownie zająłem się swoim ciastem. Kellin właśnie został wystawiony na próbę, czy jest dorosły, czy tylko pełnoletni.