Hej! Jak zwykle proszę o komentarze! Buziaki.
_________________________
Naszym następnym przystankiem był Londyn. Byłem już tutaj, więc próbowałem przekonać Kellina do objęcia innego kursu, ale on się uparł i nie mogłem go przegadać. Tym sposobem wychodziliśmy z lotniska Heathrow, na którym chłopak prawie się zgubił. Po prostu poszedł w kierunku innej taśmy bagażowej, na której wyjeżdżały walizki z innego lotu linii Berlin-Londyn. Pewnie, każdemu mogło się zdarzyć, ale szukanie go zajęło mi dziesięć minut i byłem bliski pójścia do informacji, aby zgłosić zaginięcie. Na największym lotnisku Europy po prostu nie można się gubić. Poważnie rozważałem kupienie szelek ze smyczą, aby mieć oko na chłopaka, ale wątpiłem, że się zgodzi. Zachowajmy podstawowe prawa człowieka i dajmy mu wolność osobistą.
Wylądowaliśmy późnym wieczorem i teraz miałem ochotę tylko i wyłącznie na słodki sen, ale Kellina rozpierała energia. Szedł żwawo z wielkim plecakiem na plecach i śpiewał sobie pod nosem, rozglądając się po wielkim lotnisku. Zbliżyłem się do niego, aby przypadkiem znów mi nie zginął i subtelnie objąłem go w pasie, aby poprowadzić w stronę wyjścia, którego ten najwyraźniej nie zauważył. Tak jak myślałem, Kellin źle odczytał moje intencje i zabrał się do całowania, ale odsunąłem twarz i pokręciłem głową. Mimo że to było wspaniałe uczucie, musiało zaczekać. Dostanie buziaka w hotelu, teraz chciałem jak najszybciej się stąd wydostać.
- Już mnie nie chcesz? - zapytał smutno, gdy znaleźliśmy się na świeżym powietrzu. Mimo środka lata od razu zrobiło się chłodniej, przez co wzdrygnąłem się, a na moich rękach pojawiła się gęsia skórka.
- Chcę – odparłem spokojnie, a oczy bruneta od razu się rozświetliły.- Ale nie teraz. Mamy ważniejsze rzeczy do zrobienia, na przykład znalezienie hotelu. A ja doskonale wiem, jaki hotel odwiedzimy.
- No tak, przecież ty już tu byłeś – mruknął, patrząc na mnie spode łba, co miało mnie wystraszyć, ale efekt był zupełnie odwrotny, bo tłumiłem w sobie śmiech.
Złapaliśmy taksówkę, a ja podałem adres hotelu. W końcu nie mieliśmy problemów z dogadaniem się z taksówkarzem. Niech żyją kraje anglojęzyczne! W pewnym momencie między mną a mężczyzną wywiązała się nawet krótka rozmowa i poczułem się jak w domu. Kochałem Wielką Brytanię i zawsze miło mi się tu wracało.
Samochód stanął pod hotelem The Savoy, a ja uśmiechnąłem się do siebie, gdy zauważyłem otwarte usta Kellina. Był zachwycony, to zrozumiałe. Ja też zareagowałem identycznie, gdy ujrzałem to miejsce po raz pierwszy. Hotel ten nie należał do najtańszych, ale dotychczas szukaliśmy okazji i tanich noclegów, więc raz na jakiś czas mogliśmy zaszaleć, prawda? Zresztą, widok na Tamizę i London Eye rekompensował wydane pieniądze.
- Oddam ci pieniądze – wyszeptał, gdy wyszliśmy z taksówki.- Oddam ci. Ciągle płacisz, czuję się jak pasożyt...
- Nie jesteś pasożytem, Kells. Nawet tak nie mów.
Rozumiałem jego sytuację i nie chciałem wyciągać od niego pieniędzy. Skoro ja zarabiałem pokaźne sumy, to mogłem je wydawać. Kellin to osiemnastolatek bez grosza przy duszy, a pieniądze zarabiał śpiewając, więc nie mogłem oczekiwać, że odda mi pięćset funtów za pobyt w The Savoy. To nie było na jego kieszeń, a na moją i owszem.
Weszliśmy do okazałego holu i Kellin przetarł twarz, jakby nie wierząc, że znajduje się w takim miejscu. To wszystko było dla niego nierealne – stał teraz w luksusowym hotelu w Londynie, podczas gdy miesiąc temu nawet o tym nie marzył. Satysfakcja wymalowana na jego twarzy mówiła więcej niż tysiąc słów i to mi wystarczyło. Cieszyłem się, że on był szczęśliwy.
Podeszliśmy do lady, za którym siedział portier. Uśmiechnął się do nas przyjaźnie i od razu był do naszych usług.
- Pokój dwuosobowy pojedynczymi łóżkami? - zapytałem, a mężczyzna spojrzał na ekran komputera. Uśmiech zszedł mu z twarzy i zerknął na mnie przepraszająco.
- Niestety, nie mamy wolnych miejsc. Przykro mi.
- Och... - Zmarszczyłem brwi, ściągając plecak z ramion, aby następnie go otworzyć i poszukać portfela. Wyciągnąłem z niego małą, białą kartkę i wręczyłem ją portierowi. Uśmiech znów powrócił na jego twarz.- To chyba powinno pomóc.
- Karta klienta zawsze pomaga! - zaśmiał się, oddając mi karteczkę, po czym poklikał trochę w komputerze, a ja nieco się uspokoiłem. Nie chciałem jechać do innego hotelu, więc pobłogosławiłem dzień, w którym dostałem od przyjaciela tę kartę, „tak na wszelki wypadek”. Teraz okazała się zbawienna.
- John za chwilę do państwa przyjdzie, a ja w tym czasie poproszę dowód osobisty i kilka podpisów.
Załatwiłem wszystkie formalności, aby mieć to z głowy. Ku mojemu zdziwieniu, Kellin nie chodził po całym holu i nie próbował wszystkiego dotknąć. Podziwiał to miejsce z dystansu, jakby miał respekt, że zabrałem go w takie miejsce. Bardzo lubiłem takiego spokojnego Kellina. Zero stresu, zero hałasu.
Po kilku chwilach przy recepcji pojawił się John, który okazał się bagażowym. Postawił nasze torby na wózku, odebrał kartę do pokoju od portiera i zaprowadził nas w stronę wind. Nasz pokój znajdował się na piątym piętrze, więc wywnioskowałem, że będziemy mieć ładny widok na miasto. Ostatnio rezydowałem nieco wyżej i Londyn z tej wysokości wyglądał magicznie. Kellin nadal pozostał cicho. Dzwonek w windzie oznajmił, że jesteśmy na miejscy i podążyliśmy za Johnem do naszego pokoju. Korytarze były piękne – bogato zdobione, czyste i cudownie udekorowane. Gdy chłopak otworzył drzwi pokoju, uśmiechnąłem się do siebie. Właśnie o coś takiego mi chodziło. Tylko coś mi nie pasowało...
- Czy tutaj nie powinno być... - zacząłem, odwracając się do Johna, który zniknął. Najwyraźniej miał inne rzeczy do roboty i szybko musiał się za nie zabrać.- Dwóch łóżek.
W istocie. Na środku pokoju stało tylko jedno, wielkie łoże królewskie. Prosiłem o dwa łóżka, a dostałem jedno ogromne. Spojrzałem na Kellina, który uśmiechnął się do mnie uroczo. Chociaż on jeden się tym nie przejmował.
- Nie przeszkadza mi to, że będziemy spać razem, Vic – oznajmił, chwytając swój plecak, aby pociągnąć go w stronę drewnianej szafy.- Nie będę się do ciebie dobierał. Nie mam zamiaru. Nie jestem taki. Ale tyłek masz fajny.
Mrugnął do mnie, a ja przewróciłem oczami i odwróciłem się do swoich toreb. Nie mogłem jednak powstrzymać się przed lekkim uśmiechem, który sam przykleił się do mojej twarzy. Ty też masz fajny tyłek.
- Dziękuję! - zachichotał Kellin, przez co zdałem sobie sprawę, że powiedziałem to na głos. Idiota.- Idziemy gdzieś?
Spojrzałem na niego jak na szaleńca. Była dziewiąta wieczorem i on chciał iść na miasto? Mieliśmy cały jutrzejszy dzień! Skąd on miał w sobie tyle energii? Ja osobiście byłem bardzo zmęczony, ale przecież nie puszczę go samego. Wiedziałem, że nie odpuści i będzie chciał gdzieś pójść.
- Nie lepiej pozwiedzać jutro? - zaproponowałem.
- Pozwiedzamy jutro. Tylko, że mam ochotę na trochę zabawy. Chodźmy gdzieś, będzie fajnie. Podobno znasz to miasto, może polecisz jakiś klub?
- Nie znam klubów – prychnąłem, na co Kellin wzruszył ramionami.
- Więc jakiś znajdziemy. Dalej. Ruszaj tyłek.
Brunet poszedł w stronę drzwi, klepiąc mnie przy tym w pośladki. Naprawdę, jego bezpośredniość czasem mnie przerastała i zastanawiałem się, czy miał jakiekolwiek granice. Nie pozostało mi jednak nic innego jak tylko iść za nim i znów mu ulec.
Podczas mojego pobytu w Londynie tylko raz wyszedłem na ulice w nocy i bynajmniej nie planowałem zwiedzać wtedy żadnych klubów. Kellin miał inne potrzeby i w jakiś sposób musiał zaspokoić zabawę. Gdyby był rozważniejszy i uważniejszy, puściłbym go samego. Jednak poznałem się na nim i wiedziałem, że ktoś musiał przy nim być. Tym kimś byłem ja.
Nagle Kellin zatrzymał się przy jakimś budynku, którego wejście oświetlone było tęczowymi neonami. Chyba znalazł miejscówkę na dzisiejszą noc i byłem mu za to wdzięczny, bo nie miałem siły już dłużej chodzić. Zaraz usiądę w rogu, wypiję drinka i jakoś przeżyję ten wypad. Nie miałem innego wyjścia. Ktoś musiał zachować resztki rozsądku. Tym kimś znów byłem ja.
Przy wejściu wstał ochroniarz, któremu należało pokazać dowód osobisty, aby mógł stwierdzić, że jesteśmy pełnoletni. Ja wyglądałem na swój wiek, Kellin niekoniecznie, więc nic dziwnego, że mężczyzna patrzył na jego dowód nieco dłużej.
- Na pewno masz osiemnaście lat? - zapytałem, gdy szliśmy długim korytarzem w stronę muzyki.- Nie fałszujesz dowodów i mnie nie okłamujesz?
- Naprawdę mam osiemnaście lat – odparł, patrząc na mnie bez mrugnięcia okiem.- Moja siostra może ci nawet wysłać zdjęcie dyplomu zakończenia liceum. Jestem pełnoletni i legalny.
Skinąłem głową i od razu mu uwierzyłem. Mówił to z taką szczerością, że nie mogło być inaczej. To nie tak, że mu nie ufałem. Po prostu chciałem się upewnić, żeby nie mieć później niepotrzebnych problemów.
Weszliśmy do głównej sali i dosłownie opadła mi szczęka. Kolorowe światła, podwyższenia, rury, dwa bary, balkony, dwie sceny i... Sami faceci.
- Gejowski klub?! - krzyknąłem do Kellina, aby mnie usłyszał, na co zachichotał i pokiwał głową.- Jezu, Kellin...
- Nie widziałeś tęczy? - zapytał, kładąc dłonie na moich ramionach.- Vic, wyluzuj się. Wypij drinka. Potańcz. Zalicz jakiegoś kolesia w kiblu. U nas to normalne.
- Co to znaczy „u was”?
- W sumie to wszędzie tak jest – stwierdził po chwili.- A po alkoholu jest jeszcze zabawniej. Nie powinieneś czuć się tu niekomfortowo. Czuję, że jesteś spięty, Vic.
Może i byłem spięty, ale jaki miałem być, gdy wokół mnie na rurach wyginali się półnadzy mężczyźni, inni ze sobą tańczyli, ocierając się o siebie kroczami i pośladkami, a niemal na każdej kanapie ktoś się całował? Oczywiście, że czułem się niekomfortowo! Nigdy nie byłem w takim miejscu. To nie był mój świat.
- Geje są wszędzie, Vic.- Kellin spojrzał mi w oczy, po czym położył dłoń na moim sercu.- Tutaj prawdopodobnie też jest. Zastanów się nad tym.
Kilka razy stuknął palcami w moją klatkę piersiową, po czym dał mi szybkiego buziaka i zniknął w tłumie. Ja natomiast usiadłem przy barze i zamówiłem drinka, nadal zastanawiając się nad jego słowami.
Nie byłem gejem. Byłem facetem, który po prostu nie wie co zrobić. Kellin mi się podobał, ale nadal pociągały mnie kobiety. To nie czyniło ze mnie geja, ale i również heteroseksualisty. Więc kim do cholery jasnej byłem? Byłem po prostu Victorem Fuentesem, człowiekiem bez bliżej określonej orientacji seksualnej? Na to by wychodziło. Wolałem jednak wiedzieć, na czym stoję, a nie balansować na ruchomej powierzchni.
Barman dał mi moją szklankę, za którą podziękowałem i obróciłem się w stronę tłumu. Patrząc na ten obrazek powinienem się do niego przyzwyczaić. „Cieszyłem oczy” tańczącymi mężczyznami, powoli sączyłem drinka i subtelnie spławiałem nieznajomych, którzy chcieli zaprosić mnie do tańca. Na taki krok nie byłem jeszcze gotowy. Albo Kellin, albo nikt. Właśnie, co do Kellina. Nie widziałem go od naszego rozstania, ale wywnioskowałem, że jakoś sobie radził. Nie wierzyłem, że to jego pierwszy raz w takim miejscu.
Nagle wszystkie oczy zwróciły się ku scenie, a muzyka zmieniła się na nieco inną, bardziej subtelną, przepełnioną erotyzmem i romansem. Na scenie znajdowała się duża rura do tańczenia, o wiele wyższa od tych na podwyższeniach. Najwyraźniej ktoś będzie dawał występ. Obok niej stanął rosły mężczyzna w lateksowych spodniach, na których widok prawie wyplułem alkohol z ust, ale musiałem się do tego przyzwyczaić, więc szybko połknąłem palący trunek.
- Panowie i panowie! Mam zaszczyt przedstawić wam kogoś zupełnie nowego! - zawołał do mikrofonu, a tłum zaczął wiwatować.- Nie zdradził swojego imienia, ale zapamiętacie go na długo. Wielkie brawa!
Mężczyzna zszedł ze sceny, a światła nieco się przyciemniły. Skupiłem uwagę na rurze i osobie, która powoli do niej podchodziła. I wtedy po prostu zakrztusiłem się drinkiem, przez co do oczu naszły mi łzy i musiałem wypić pół szklanki wody, aby mi przeszło.
Tą osobą był Kellin.
Miał na sobie jedynie swoje czarne rurki, które opuścił nieco w dół, przez co każdy miał wgląd na jego kości miednicze. Jego ruchy były kuszące, ale jednocześnie eleganckie i pełne gracji. Skąd miał takie wyczucie rytmu, nie wiedziałem, ale robił to naprawdę dobrze. Chwycił rurę, zakręcił się na niej dwa razy, po czym powoli zaczął spinać się na górę. Działały głównie jego ręce, nóg używał sporadycznie. Gdy znalazł się dostatecznie wysoki, oplótł metal nogami i w pewnym momencie miałem wrażenie, że spadnie, ale on po prostu zawisł głową w dół, trzymając się jedynie na udach i łydkach. Tłum oszalał, zaczął wiwatować, klaskać, rzucać pieniądze na scenę. Kellin kontynuował swoje przedstawienie. Jego ruchy przyspieszały wraz ze wzrostem tempa muzyki, a on wywijał na rurze jak zawodowiec. Był zwinny, subtelny i bezbłędny. Każda kolejna figura płynnie przechodziła w kolejną, a on wił się niczym wstążka, jakby nie miał kręgosłupa. Gdy muzyka kończyła się, powoli zjechał po rurze w dół i pochylił głowę, finiszując swój występ. W klubie zrobiło się cholernie głośno, wszyscy byli nim zachwyceni, nawet ja. Nie spodziewałbym się po nim, że z niego taki tancerz, a wybrzuszenie w moich spodniach mówiło samo za siebie (wstydziłem się za to trochę, ale to naturalne). Chłopak szybko pozbierał pieniądze i zbiegł ze sceny.
- Potrzebuję jeszcze jednego drinka – powiedziałem do siebie, kończąc pierwszego. Zdecydowanie musiałem wypić jeszcze jednego drinka.
Pamiętałem o rozwadze i na dwóch drinkach się skończyło. Natomiast nie pamiętał o niej Kellin, który po jakimś czasie pojawił się obok mnie, chichocząc jak mała dziewczynka. Był pijany jeszcze bardziej niż wtedy w Moskwie, a to już sztuka. Miał przekrwione oczy, był spocony i ledwo trzymał się na nogach. To cud, że w ogóle mnie rozpoznał. Na dodatek co jakiś czas zaczepiali go jacyś mężczyźni, chcący uprawiać z nim seks, gdyż „na rurze wyglądał tak zabójczo, a miał na sobie jedynie spodnie, więc co będzie nago?”. Do chłopaka chyba nie docierał sens tych słów, więc niemal od razu chciał iść z jakimś napakowanym kolesiem do łazienki, ale w porę chwyciłem go za rękę i perfidnie spojrzałem na nieznajomego, który na szczęście odpuścił.
- A mogłem... - wydyszał Kellin, mrużąc oczy.- Mogłem... Uch.
- Możemy iść teraz do hotelu. Chyba już nie dasz rady.
- Dam radę! Zawsze daję radę, Victorze!
- Nie dasz rady.
- Ja nie dam rady? - rzucił wyzywająco, próbując wrócić na parkiet, lecz nie udało mu się to, gdyż niemal od razu zachwiał się na nogach i prawie upadł na ziemię.
Złapałem go w pasie i powoli zacząłem prowadzić w stronę wyjścia. Chłopak nadal chichotał i mruczał do siebie pod nosem jakieś niezrozumiałe rzeczy. Teraz chciałem jak najszybciej opuścić to miejsce, więc nie zwracałem na to uwagi. Kellin sprawiał pewne trudności, więc chwyciłem go w pasie i przewiesiłem sobie przez ramię, bo był bardzo lekki i nie miałem z tym większych problemów. Chłopak zaśmiał się głośno i zaczął klepać moje pośladki, bo jego ręce idealnie sięgały ich poziomu. Musiałem to przeżyć. Wystarczyło dojść do hotelu, który przecież nie był tak daleko.
Dotarcie na miejsce trochę mi zajęło, bo Kellin wielokrotnie chciał zejść na dół, ale mu nie pozwalałem. Gdybym dał mu iść, w życiu nie doszlibyśmy do hotelu i po drodze zgarnęłaby nas policja. Wolałem nie ryzykować. Obsługa hotelu patrzyła na nas w nieco dziwny sposób, a ja jedynie szeptałem, że chłopak przesadził z alkoholem i nie jest w stanie normalnie funkcjonować. Wydawali się rozumieć.
W końcu stanąłem nad wielkim łóżkiem i położyłem Kellina na miękkim materacu. Chłopak westchnął cicho, a ja postanowiłem go rozebrać, żeby nie musiał się męczyć w niewygodnym ubraniu. Sprawiło mi to trochę trudności, ale brunet w końcu został w samych bokserkach i schował twarz w poduszce.
- Może przyniosę ci jakieś wiaderko... - mruknąłem, na co Kellin jęknął cicho.- Byłoby szkoda, żebyś zarzygał tak ładny pokój.
- Nie będę rzygał... - szepnął, po czym odbiło mu się, a on położył dłoń na usta.
Zerwał się z łóżka i potykając się o własne nogi, pognał do łazienki, z której po chwili zaczęły dobiegać jednoznaczne dźwięki. Chciałem go zapytać o jego umiejętności tańca na rurze, ale najwyraźniej będę musiał z tym zaczekać. To będzie długa noc...
Wylądowaliśmy późnym wieczorem i teraz miałem ochotę tylko i wyłącznie na słodki sen, ale Kellina rozpierała energia. Szedł żwawo z wielkim plecakiem na plecach i śpiewał sobie pod nosem, rozglądając się po wielkim lotnisku. Zbliżyłem się do niego, aby przypadkiem znów mi nie zginął i subtelnie objąłem go w pasie, aby poprowadzić w stronę wyjścia, którego ten najwyraźniej nie zauważył. Tak jak myślałem, Kellin źle odczytał moje intencje i zabrał się do całowania, ale odsunąłem twarz i pokręciłem głową. Mimo że to było wspaniałe uczucie, musiało zaczekać. Dostanie buziaka w hotelu, teraz chciałem jak najszybciej się stąd wydostać.
- Już mnie nie chcesz? - zapytał smutno, gdy znaleźliśmy się na świeżym powietrzu. Mimo środka lata od razu zrobiło się chłodniej, przez co wzdrygnąłem się, a na moich rękach pojawiła się gęsia skórka.
- Chcę – odparłem spokojnie, a oczy bruneta od razu się rozświetliły.- Ale nie teraz. Mamy ważniejsze rzeczy do zrobienia, na przykład znalezienie hotelu. A ja doskonale wiem, jaki hotel odwiedzimy.
- No tak, przecież ty już tu byłeś – mruknął, patrząc na mnie spode łba, co miało mnie wystraszyć, ale efekt był zupełnie odwrotny, bo tłumiłem w sobie śmiech.
Złapaliśmy taksówkę, a ja podałem adres hotelu. W końcu nie mieliśmy problemów z dogadaniem się z taksówkarzem. Niech żyją kraje anglojęzyczne! W pewnym momencie między mną a mężczyzną wywiązała się nawet krótka rozmowa i poczułem się jak w domu. Kochałem Wielką Brytanię i zawsze miło mi się tu wracało.
Samochód stanął pod hotelem The Savoy, a ja uśmiechnąłem się do siebie, gdy zauważyłem otwarte usta Kellina. Był zachwycony, to zrozumiałe. Ja też zareagowałem identycznie, gdy ujrzałem to miejsce po raz pierwszy. Hotel ten nie należał do najtańszych, ale dotychczas szukaliśmy okazji i tanich noclegów, więc raz na jakiś czas mogliśmy zaszaleć, prawda? Zresztą, widok na Tamizę i London Eye rekompensował wydane pieniądze.
- Oddam ci pieniądze – wyszeptał, gdy wyszliśmy z taksówki.- Oddam ci. Ciągle płacisz, czuję się jak pasożyt...
- Nie jesteś pasożytem, Kells. Nawet tak nie mów.
Rozumiałem jego sytuację i nie chciałem wyciągać od niego pieniędzy. Skoro ja zarabiałem pokaźne sumy, to mogłem je wydawać. Kellin to osiemnastolatek bez grosza przy duszy, a pieniądze zarabiał śpiewając, więc nie mogłem oczekiwać, że odda mi pięćset funtów za pobyt w The Savoy. To nie było na jego kieszeń, a na moją i owszem.
Weszliśmy do okazałego holu i Kellin przetarł twarz, jakby nie wierząc, że znajduje się w takim miejscu. To wszystko było dla niego nierealne – stał teraz w luksusowym hotelu w Londynie, podczas gdy miesiąc temu nawet o tym nie marzył. Satysfakcja wymalowana na jego twarzy mówiła więcej niż tysiąc słów i to mi wystarczyło. Cieszyłem się, że on był szczęśliwy.
Podeszliśmy do lady, za którym siedział portier. Uśmiechnął się do nas przyjaźnie i od razu był do naszych usług.
- Pokój dwuosobowy pojedynczymi łóżkami? - zapytałem, a mężczyzna spojrzał na ekran komputera. Uśmiech zszedł mu z twarzy i zerknął na mnie przepraszająco.
- Niestety, nie mamy wolnych miejsc. Przykro mi.
- Och... - Zmarszczyłem brwi, ściągając plecak z ramion, aby następnie go otworzyć i poszukać portfela. Wyciągnąłem z niego małą, białą kartkę i wręczyłem ją portierowi. Uśmiech znów powrócił na jego twarz.- To chyba powinno pomóc.
- Karta klienta zawsze pomaga! - zaśmiał się, oddając mi karteczkę, po czym poklikał trochę w komputerze, a ja nieco się uspokoiłem. Nie chciałem jechać do innego hotelu, więc pobłogosławiłem dzień, w którym dostałem od przyjaciela tę kartę, „tak na wszelki wypadek”. Teraz okazała się zbawienna.
- John za chwilę do państwa przyjdzie, a ja w tym czasie poproszę dowód osobisty i kilka podpisów.
Załatwiłem wszystkie formalności, aby mieć to z głowy. Ku mojemu zdziwieniu, Kellin nie chodził po całym holu i nie próbował wszystkiego dotknąć. Podziwiał to miejsce z dystansu, jakby miał respekt, że zabrałem go w takie miejsce. Bardzo lubiłem takiego spokojnego Kellina. Zero stresu, zero hałasu.
Po kilku chwilach przy recepcji pojawił się John, który okazał się bagażowym. Postawił nasze torby na wózku, odebrał kartę do pokoju od portiera i zaprowadził nas w stronę wind. Nasz pokój znajdował się na piątym piętrze, więc wywnioskowałem, że będziemy mieć ładny widok na miasto. Ostatnio rezydowałem nieco wyżej i Londyn z tej wysokości wyglądał magicznie. Kellin nadal pozostał cicho. Dzwonek w windzie oznajmił, że jesteśmy na miejscy i podążyliśmy za Johnem do naszego pokoju. Korytarze były piękne – bogato zdobione, czyste i cudownie udekorowane. Gdy chłopak otworzył drzwi pokoju, uśmiechnąłem się do siebie. Właśnie o coś takiego mi chodziło. Tylko coś mi nie pasowało...
- Czy tutaj nie powinno być... - zacząłem, odwracając się do Johna, który zniknął. Najwyraźniej miał inne rzeczy do roboty i szybko musiał się za nie zabrać.- Dwóch łóżek.
W istocie. Na środku pokoju stało tylko jedno, wielkie łoże królewskie. Prosiłem o dwa łóżka, a dostałem jedno ogromne. Spojrzałem na Kellina, który uśmiechnął się do mnie uroczo. Chociaż on jeden się tym nie przejmował.
- Nie przeszkadza mi to, że będziemy spać razem, Vic – oznajmił, chwytając swój plecak, aby pociągnąć go w stronę drewnianej szafy.- Nie będę się do ciebie dobierał. Nie mam zamiaru. Nie jestem taki. Ale tyłek masz fajny.
Mrugnął do mnie, a ja przewróciłem oczami i odwróciłem się do swoich toreb. Nie mogłem jednak powstrzymać się przed lekkim uśmiechem, który sam przykleił się do mojej twarzy. Ty też masz fajny tyłek.
- Dziękuję! - zachichotał Kellin, przez co zdałem sobie sprawę, że powiedziałem to na głos. Idiota.- Idziemy gdzieś?
Spojrzałem na niego jak na szaleńca. Była dziewiąta wieczorem i on chciał iść na miasto? Mieliśmy cały jutrzejszy dzień! Skąd on miał w sobie tyle energii? Ja osobiście byłem bardzo zmęczony, ale przecież nie puszczę go samego. Wiedziałem, że nie odpuści i będzie chciał gdzieś pójść.
- Nie lepiej pozwiedzać jutro? - zaproponowałem.
- Pozwiedzamy jutro. Tylko, że mam ochotę na trochę zabawy. Chodźmy gdzieś, będzie fajnie. Podobno znasz to miasto, może polecisz jakiś klub?
- Nie znam klubów – prychnąłem, na co Kellin wzruszył ramionami.
- Więc jakiś znajdziemy. Dalej. Ruszaj tyłek.
Brunet poszedł w stronę drzwi, klepiąc mnie przy tym w pośladki. Naprawdę, jego bezpośredniość czasem mnie przerastała i zastanawiałem się, czy miał jakiekolwiek granice. Nie pozostało mi jednak nic innego jak tylko iść za nim i znów mu ulec.
Podczas mojego pobytu w Londynie tylko raz wyszedłem na ulice w nocy i bynajmniej nie planowałem zwiedzać wtedy żadnych klubów. Kellin miał inne potrzeby i w jakiś sposób musiał zaspokoić zabawę. Gdyby był rozważniejszy i uważniejszy, puściłbym go samego. Jednak poznałem się na nim i wiedziałem, że ktoś musiał przy nim być. Tym kimś byłem ja.
Nagle Kellin zatrzymał się przy jakimś budynku, którego wejście oświetlone było tęczowymi neonami. Chyba znalazł miejscówkę na dzisiejszą noc i byłem mu za to wdzięczny, bo nie miałem siły już dłużej chodzić. Zaraz usiądę w rogu, wypiję drinka i jakoś przeżyję ten wypad. Nie miałem innego wyjścia. Ktoś musiał zachować resztki rozsądku. Tym kimś znów byłem ja.
Przy wejściu wstał ochroniarz, któremu należało pokazać dowód osobisty, aby mógł stwierdzić, że jesteśmy pełnoletni. Ja wyglądałem na swój wiek, Kellin niekoniecznie, więc nic dziwnego, że mężczyzna patrzył na jego dowód nieco dłużej.
- Na pewno masz osiemnaście lat? - zapytałem, gdy szliśmy długim korytarzem w stronę muzyki.- Nie fałszujesz dowodów i mnie nie okłamujesz?
- Naprawdę mam osiemnaście lat – odparł, patrząc na mnie bez mrugnięcia okiem.- Moja siostra może ci nawet wysłać zdjęcie dyplomu zakończenia liceum. Jestem pełnoletni i legalny.
Skinąłem głową i od razu mu uwierzyłem. Mówił to z taką szczerością, że nie mogło być inaczej. To nie tak, że mu nie ufałem. Po prostu chciałem się upewnić, żeby nie mieć później niepotrzebnych problemów.
Weszliśmy do głównej sali i dosłownie opadła mi szczęka. Kolorowe światła, podwyższenia, rury, dwa bary, balkony, dwie sceny i... Sami faceci.
- Gejowski klub?! - krzyknąłem do Kellina, aby mnie usłyszał, na co zachichotał i pokiwał głową.- Jezu, Kellin...
- Nie widziałeś tęczy? - zapytał, kładąc dłonie na moich ramionach.- Vic, wyluzuj się. Wypij drinka. Potańcz. Zalicz jakiegoś kolesia w kiblu. U nas to normalne.
- Co to znaczy „u was”?
- W sumie to wszędzie tak jest – stwierdził po chwili.- A po alkoholu jest jeszcze zabawniej. Nie powinieneś czuć się tu niekomfortowo. Czuję, że jesteś spięty, Vic.
Może i byłem spięty, ale jaki miałem być, gdy wokół mnie na rurach wyginali się półnadzy mężczyźni, inni ze sobą tańczyli, ocierając się o siebie kroczami i pośladkami, a niemal na każdej kanapie ktoś się całował? Oczywiście, że czułem się niekomfortowo! Nigdy nie byłem w takim miejscu. To nie był mój świat.
- Geje są wszędzie, Vic.- Kellin spojrzał mi w oczy, po czym położył dłoń na moim sercu.- Tutaj prawdopodobnie też jest. Zastanów się nad tym.
Kilka razy stuknął palcami w moją klatkę piersiową, po czym dał mi szybkiego buziaka i zniknął w tłumie. Ja natomiast usiadłem przy barze i zamówiłem drinka, nadal zastanawiając się nad jego słowami.
Nie byłem gejem. Byłem facetem, który po prostu nie wie co zrobić. Kellin mi się podobał, ale nadal pociągały mnie kobiety. To nie czyniło ze mnie geja, ale i również heteroseksualisty. Więc kim do cholery jasnej byłem? Byłem po prostu Victorem Fuentesem, człowiekiem bez bliżej określonej orientacji seksualnej? Na to by wychodziło. Wolałem jednak wiedzieć, na czym stoję, a nie balansować na ruchomej powierzchni.
Barman dał mi moją szklankę, za którą podziękowałem i obróciłem się w stronę tłumu. Patrząc na ten obrazek powinienem się do niego przyzwyczaić. „Cieszyłem oczy” tańczącymi mężczyznami, powoli sączyłem drinka i subtelnie spławiałem nieznajomych, którzy chcieli zaprosić mnie do tańca. Na taki krok nie byłem jeszcze gotowy. Albo Kellin, albo nikt. Właśnie, co do Kellina. Nie widziałem go od naszego rozstania, ale wywnioskowałem, że jakoś sobie radził. Nie wierzyłem, że to jego pierwszy raz w takim miejscu.
Nagle wszystkie oczy zwróciły się ku scenie, a muzyka zmieniła się na nieco inną, bardziej subtelną, przepełnioną erotyzmem i romansem. Na scenie znajdowała się duża rura do tańczenia, o wiele wyższa od tych na podwyższeniach. Najwyraźniej ktoś będzie dawał występ. Obok niej stanął rosły mężczyzna w lateksowych spodniach, na których widok prawie wyplułem alkohol z ust, ale musiałem się do tego przyzwyczaić, więc szybko połknąłem palący trunek.
- Panowie i panowie! Mam zaszczyt przedstawić wam kogoś zupełnie nowego! - zawołał do mikrofonu, a tłum zaczął wiwatować.- Nie zdradził swojego imienia, ale zapamiętacie go na długo. Wielkie brawa!
Mężczyzna zszedł ze sceny, a światła nieco się przyciemniły. Skupiłem uwagę na rurze i osobie, która powoli do niej podchodziła. I wtedy po prostu zakrztusiłem się drinkiem, przez co do oczu naszły mi łzy i musiałem wypić pół szklanki wody, aby mi przeszło.
Tą osobą był Kellin.
Miał na sobie jedynie swoje czarne rurki, które opuścił nieco w dół, przez co każdy miał wgląd na jego kości miednicze. Jego ruchy były kuszące, ale jednocześnie eleganckie i pełne gracji. Skąd miał takie wyczucie rytmu, nie wiedziałem, ale robił to naprawdę dobrze. Chwycił rurę, zakręcił się na niej dwa razy, po czym powoli zaczął spinać się na górę. Działały głównie jego ręce, nóg używał sporadycznie. Gdy znalazł się dostatecznie wysoki, oplótł metal nogami i w pewnym momencie miałem wrażenie, że spadnie, ale on po prostu zawisł głową w dół, trzymając się jedynie na udach i łydkach. Tłum oszalał, zaczął wiwatować, klaskać, rzucać pieniądze na scenę. Kellin kontynuował swoje przedstawienie. Jego ruchy przyspieszały wraz ze wzrostem tempa muzyki, a on wywijał na rurze jak zawodowiec. Był zwinny, subtelny i bezbłędny. Każda kolejna figura płynnie przechodziła w kolejną, a on wił się niczym wstążka, jakby nie miał kręgosłupa. Gdy muzyka kończyła się, powoli zjechał po rurze w dół i pochylił głowę, finiszując swój występ. W klubie zrobiło się cholernie głośno, wszyscy byli nim zachwyceni, nawet ja. Nie spodziewałbym się po nim, że z niego taki tancerz, a wybrzuszenie w moich spodniach mówiło samo za siebie (wstydziłem się za to trochę, ale to naturalne). Chłopak szybko pozbierał pieniądze i zbiegł ze sceny.
- Potrzebuję jeszcze jednego drinka – powiedziałem do siebie, kończąc pierwszego. Zdecydowanie musiałem wypić jeszcze jednego drinka.
Pamiętałem o rozwadze i na dwóch drinkach się skończyło. Natomiast nie pamiętał o niej Kellin, który po jakimś czasie pojawił się obok mnie, chichocząc jak mała dziewczynka. Był pijany jeszcze bardziej niż wtedy w Moskwie, a to już sztuka. Miał przekrwione oczy, był spocony i ledwo trzymał się na nogach. To cud, że w ogóle mnie rozpoznał. Na dodatek co jakiś czas zaczepiali go jacyś mężczyźni, chcący uprawiać z nim seks, gdyż „na rurze wyglądał tak zabójczo, a miał na sobie jedynie spodnie, więc co będzie nago?”. Do chłopaka chyba nie docierał sens tych słów, więc niemal od razu chciał iść z jakimś napakowanym kolesiem do łazienki, ale w porę chwyciłem go za rękę i perfidnie spojrzałem na nieznajomego, który na szczęście odpuścił.
- A mogłem... - wydyszał Kellin, mrużąc oczy.- Mogłem... Uch.
- Możemy iść teraz do hotelu. Chyba już nie dasz rady.
- Dam radę! Zawsze daję radę, Victorze!
- Nie dasz rady.
- Ja nie dam rady? - rzucił wyzywająco, próbując wrócić na parkiet, lecz nie udało mu się to, gdyż niemal od razu zachwiał się na nogach i prawie upadł na ziemię.
Złapałem go w pasie i powoli zacząłem prowadzić w stronę wyjścia. Chłopak nadal chichotał i mruczał do siebie pod nosem jakieś niezrozumiałe rzeczy. Teraz chciałem jak najszybciej opuścić to miejsce, więc nie zwracałem na to uwagi. Kellin sprawiał pewne trudności, więc chwyciłem go w pasie i przewiesiłem sobie przez ramię, bo był bardzo lekki i nie miałem z tym większych problemów. Chłopak zaśmiał się głośno i zaczął klepać moje pośladki, bo jego ręce idealnie sięgały ich poziomu. Musiałem to przeżyć. Wystarczyło dojść do hotelu, który przecież nie był tak daleko.
Dotarcie na miejsce trochę mi zajęło, bo Kellin wielokrotnie chciał zejść na dół, ale mu nie pozwalałem. Gdybym dał mu iść, w życiu nie doszlibyśmy do hotelu i po drodze zgarnęłaby nas policja. Wolałem nie ryzykować. Obsługa hotelu patrzyła na nas w nieco dziwny sposób, a ja jedynie szeptałem, że chłopak przesadził z alkoholem i nie jest w stanie normalnie funkcjonować. Wydawali się rozumieć.
W końcu stanąłem nad wielkim łóżkiem i położyłem Kellina na miękkim materacu. Chłopak westchnął cicho, a ja postanowiłem go rozebrać, żeby nie musiał się męczyć w niewygodnym ubraniu. Sprawiło mi to trochę trudności, ale brunet w końcu został w samych bokserkach i schował twarz w poduszce.
- Może przyniosę ci jakieś wiaderko... - mruknąłem, na co Kellin jęknął cicho.- Byłoby szkoda, żebyś zarzygał tak ładny pokój.
- Nie będę rzygał... - szepnął, po czym odbiło mu się, a on położył dłoń na usta.
Zerwał się z łóżka i potykając się o własne nogi, pognał do łazienki, z której po chwili zaczęły dobiegać jednoznaczne dźwięki. Chciałem go zapytać o jego umiejętności tańca na rurze, ale najwyraźniej będę musiał z tym zaczekać. To będzie długa noc...