Do końca został jeszcze jeden rozdział + epilog.
Komentarze?
____________________
Mój dziadek wiedział jak spieprzyć mi humor. Po powrocie do
pokoju nie miałem już ochoty na żadne figle, na co Kellin chyba się na mnie
obraził, ale tego nie komentował. Po prostu wtulił się w moją klatkę piersiową
i spokojnie zasnął. Z dłonią na jego włosach myślałem o słowach dziadka. Nigdy
się nad tym nie zastanawiałem, ale może Kellin rzeczywiście miał pewien interes
w moich pieniądzach? Nie znaliśmy się zbyt dobrze, więc nie potrafiłem od tak
stwierdzić, że był pasożytem, ale nie wydawało mi się, żeby specjalnie wyciągał
ode mnie pieniądze. Dopiero skończył szkołę i miał swoje oszczędności, nie
zarabiał jeszcze pełnych pensji. Często za siebie płacił, ale logicznym było,
że nie zdoła kupić wszystkich biletów lotniczych, więc wtedy pojawiałem się ja.
Nie chciałem wierzyć w to, co powiedział mój dziadek i nie wierzyłem w to. Po
prostu musiałem się nad tym zastanowić.
Następnego dnia atmosfera była przyjazna. Babcia przyjęła do
wiadomości, że Kellin nadal był nastolatkiem i traktowała go jak własnego
wnuka, dziadek niczego nie komentował, ale widziałem, jak bacznie obserwował
chłopaka, jakby zaraz miał ukraść coś z domu. To było nie na miejscu, ale nie
chciałem zwracać mu uwagi w obecności innych. Postanowiłem porzucić temat.
Oprowadziłem Kellina po wiosce (nie, żeby było co oglądać –
kilka uliczek na krzyż i kościół). Przez cały czas chodziliśmy ze splecionymi
palcami, ściągając na siebie spojrzenia starszych ludzi, którym za każdym razem
mówiłem grzeczne „dzień dobry”. Czułem się, jakby Kellin był moim oficjalnym
chłopakiem. Nie odpowiedział twierdząco na moje pytanie zadane w Rio, ale ja i
tak wiedziałem swoje – byliśmy w związku. Nawet on tego nie ukrywał.
Zaprowadziłem go do małego lasku, gdzie było nieco chłodniej
przez padające cienie. Nadal jednak odczuwaliśmy okropny skwar, ale musieliśmy
to jakoś przeżyć. Sierpień w Meksyku potrafił dać w kość. Usiedliśmy na
kłodzie, która znajdowała się przy niewielkiej sadzawce. Przychodziłem tu jako
dziecko. Razem z Mikem kąpaliśmy się w stawku podczas upałów, a potem robiliśmy
rodzinne ognisko. To były cudowne czasy.
Kellin oparł głowę o mój obojczyk i objął mnie jedną ręką w
pasie, sprowadzając mnie przy tym na ziemię. Oddychał miarowo i wpatrywał się w
stojącą wodę sadzawki.
- To stąd pochodzisz? – zapytał nagle, nie odrywając wzroku
od stawu.
- Nie – zaprzeczyłem, a Kellin zmarszczył nos.- Mój tata
stąd pochodzi. Potem spotkał moją mamę na wymianie studenckiej, zaiskrzyło i
zostali w San Diego. Pochodzę z San Diego.
- Twój kontakt z rodziną jest wspaniały – mruknął smutno.
W tym momencie postanowiłem się czegoś dowiedzieć. Miałem
dość trwania w niepewności, pytań pozostawionych bez odpowiedzi i wiecznego
milczenia. Związek polegał na zaufaniu i szczerości, a ja tego nie czułem, gdy
Kellin widocznie coś ukrywał.
- Powiedz mi, co się stało z twoją rodziną? – zapytałem, na
co brunet wyprostował się i wykrzywił usta.- Nie żyje?
- O, nie.- Pokręcił głową.- Żyje i ma się dobrze. Chyba. Nie
wiem. Tak jakby mnie wydziedziczyli i nie wiem, co się u nich dzieje.
Rozchyliłem nieco usta i chwyciłem jego dłoń, którą zacząłem
gładzić kciukiem. Chłopak nie płakał, ale był nieco spięty. Nie dziwiłem mu się
– mówienie o kimś, kto nie chce mieć z tobą nic do czynienia, musi być bolesne.
- Dlaczego? Co dalej? – zachęciłem go do dalszego mówienia.
- Wkraczamy na niebezpieczne wody, Vic – zachichotał, jakby
sprawa w ogóle nie była poważna. – Nie powiem ci. Nie teraz.
- To kiedy? – zirytowałem się.
- Wkrótce. Obiecuję. I tak dowiedziałeś się za dużo.
W Huertas De San Pedro zostaliśmy przez kolejne cztery dni.
Sierpień powoli dobiegał końca, co oznaczało, że powrót do pracy zbliżał się
wielkimi krokami. Nie chciałem jeszcze wracać do San Diego, więc wspólnie z
Kellinem wybraliśmy ostatni cel naszej wyprawy. Szukaliśmy naprawdę długo, bo
każdy z nas miał inne pomysły, ale w końcu stanęło na Hawajach. Nie chciało nam
się niczego zwiedzać, a miło byłoby postawić nogę na amerykańskiej ziemi. Znów
musieliśmy przeżyć niewygodną podróż do stolicy kraju, skąd wylecieliśmy na
Maui. Może to było głupie, ale poczułem się cudownie, gdy wysiedliśmy z
samolotu i zaczerpnąłem amerykańskiego powietrza. Mimo że byłem oddalony 6
godzin samolotem od San Diego, częściowo poczułem się jak w domu. Patriotyczna
część mnie dała o sobie znać. Nawet w Meksyku nie czułem czegoś takiego.
Na Maui wylądowaliśmy w południe, więc zdążyliśmy
zakwaterować się do pory obiadowej. Nie wychodziliśmy z hotelu, ale to zmieni
się wieczorem, gdyż zaplanowałem coś dla Kellina. Gdy chłopak brał prysznic,
zszedłem do recepcji i zarezerwowałem jeden ze stolików pod baldachimem na
plaży. Skoro to była nasza ostatnia wycieczka, chciałem, aby Kellin ją
zapamiętał. Nie oznaczało to oczywiście, że nasza znajomość na tym się
zakończy, na pewno nie! Planowałem zabrać chłopaka ze sobą do San Diego i pomóc
mu wyjść na prostą. Powinien to docenić.
Wieczorem zaprowadziłem go na plażę i brunet uśmiechnął się
szeroko, gdy zobaczył stół z kolacją. Pocałował mnie w policzek, dziękując
cichutko, po czym obaj zasiedliśmy przy stole. Miałem plan, aby wypytać go
dzisiaj o jego problemy, ale jednocześnie nie chciałem niszczyć atmosfery.
Byłem rozdarty. Jak mam mu pomóc, skoro o niczym nie wiem?
Rozmawialiśmy trochę, ale kolacja przebiegała raczej w
komfortowej ciszy. Popijaliśmy wino, od czasu do czasu śmialiśmy się z głupich
rzeczy i było przyjemnie. Mimo to widziałem w jego oczach coś dziwnego. Nie
potrafiłem nawet określić, co to było.
W pewnym momencie Kellin odchrząknął i przeprosił mnie na
chwilę. Odprowadziłem go wzrokiem i patrzyłem, jak znika w hotelowym ogrodzie.
Zacząłem się martwić, ale postanowiłem dać mu trochę prywatności. Odczekałem
pięć minut. Gdy chłopak nadal się nie pojawiał, odsunąłem krzesło i ruszyłem
śladem bruneta. Miałem dość tych zagadek. Koniec z czekaniem, muszę wiedzieć
już teraz.
Krążyłem pomiędzy barwnymi krzewami, nasłuchując głosu
Kellina, choć wątpiłem, że w ogóle go usłyszę. Przecież nigdy nie mówił sam do
siebie. Niektórzy ludzie odczuwali taką potrzebę, podczas gdy on nawet o tym
nie myślał.
Po minucie chodzenia usłyszałem szloch i w duchu
pogratulowałem sobie nadstawiania ucha. Nie znaczyło to jednak, że odetchnąłem
z ulgą – wręcz przeciwnie. Kellin przechodził załamanie, a moje serce dosłownie
kruszyło się na dźwięk jego płaczu. Przyspieszyłem kroku i ujrzałem ławkę, na której
oparciu siedział brunet i zagryzał zgięty palec wskazujący, próbując się
uspokoić. To nie pomagało – chłopak nadal się trząsł, a słone łzy wyrzeźbiły
swoją drogę na jego bladych policzkach.
- Kells – szepnąłem, siadając obok niego i obejmując go w pasie.
Chłopak drgnął, próbując się odsunąć, ale ja nie dawałem za wygraną.- Powiedz
mi, co się dzieje. Mam dość widzenia cię w takim stanie. Powiedz mi, proszę…
- Muszę wrócić do Michigan, jak najszybciej – wychrypiał,
pociągając nosem.- Nie uwolniłem się, Vic. Znowu wpadam w to samo gówno.
Spojrzałem na niego smutno, ale zarazem wyczekująco. Moje
brązowe tęczówki spotkały jego jasne i szkliste, nalegając, aby wyjawił mi całą
prawdę. Miałem wrażenie, że dzisiaj wszystkiego się dowiem.
- Widzisz, Vic… - zaczął niepewnie, wykręcając palce.- Chyba
powinieneś znać prawdę… Czuję się tak głupio, bo ciągle od ciebie uciekałem, a
ty się martwiłeś…
- Powiedz, jeśli jesteś gotowy.
- Chyba jestem. Zasługujesz na prawdę.- Przełknął ślinę i
odetchnął głęboko, ocierając łzy napływające mu do oczu.- Pochodzę z rodziny,
która w ogóle się nie zna. Jest ojciec, matka, siostra, brat, ale są dla siebie
jak obcy ludzie. Na dodatek ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Nikt nie potrafił
dać mi dobrego przykładu, Vic. Skąd miałem wiedzieć, jak dobrze się zachowywać,
gdy nikt mnie tego nie nauczył? Dla mnie dobry był alkohol i narkotyki, dla
mnie przeklinanie co drugie słowo było normą, bo tak było w moim domu.
Chciałem coś powiedzieć, ale Kellin uniósł dłoń, skutecznie
mnie uciszając. Chciał pociągnąć historię do końca bez przerywania. Tak było mu
chyba łatwiej.
- Wpadłem w złe towarzystwo, ale to chyba logiczne, no cóż.
Tylko to towarzystwo nie traktowało mnie jak równego sobie. Paliliśmy razem
trawę, czasem coś wciągaliśmy, ale byłem raczej pomiotem, aniżeli kumplem. Do
tego jak się naćpali to… No wiesz, chcieli sobie ulżyć i wtedy interesowali się
mną. Nie, Vic, to nie były gwałty! – rzucił niemalże od razu, gdy chciałem się
odezwać.- To nie były gwałty. To nie stanowiło dla mnie problemu. W pewnym
sensie nawet trochę pomogło. Wiesz, penisy są fajniejsze od wagin.
Uśmiechnąłem się delikatnie, podobnie jak Kellin, lecz
rozładowana na chwilę atmosfera znów stała się gęsta i nieprzyjemna.
- Potem zaczęły się schody. Moja rodzina naprawdę nie miała
pieniędzy, ale nie przejmowałem się nimi. Przejmowałem się sobą, co czyni ze
mnie egoistę, ale do cholery jasnej, Vic, jakbyś się zachował, gdybyś miał
siedemnaście lat, a twoi rodzice nie potrafią cię utrzymać, bo wszystko
przepijają lub przećpają? Chciałem wyżyć, chciałem też pomóc siostrze, ale
najwyraźniej nie potrzebowała mojej pomocy, bo gdy w wieku szesnastu lat zaszła
w ciążę, wydarła się na nas, jakby to była nasza wina i po prostu zniknęła
gdzieś ze swoim chłopakiem. Nawet nie wiem czy mam siostrzenicę czy
siostrzeńca.- Wzruszył ramionami, nie przejmując się swoją siostrą i jej
życiem.- Cóż, jedna osoba mniej do żywienia, co nie? Zająłem się sobą,
próbowałem sił w różnych pracach i przyniosło mi to trochę dochodu, ale
cholera, byłem w liceum i nie miałem kwalifikacji i czasu, aby skupić się na
pracy. I raz, podczas mojej nocki na stacji benzynowej, podszedł do mnie jakiś
facet i powiedział, że mam ładną buzię. Cóż, to było miłe, ale trochę podejrzane.
Powiedział, że praca na stacji pewnie jest beznadziejna i słabo płatna. Miał
trochę racji. Potem zaproponował mi, żebym poszedł z nim w jedno miejsce, że
tego nie pożałuję… A ja, jak idiota, posłuchałem go.
- Poszedłeś z obcym facetem w nieznane miejsce?! –
krzyknąłem.
- Przecież powiedziałem, że byłem idiotą. Niczego bardziej
nie żałuję, Vic.
- Zrobił ci coś?
- Nie.- Pokręcił głową.- Zaprowadził mnie do swojego rodzaju
firmy, której był właścicielem. Był to, umm… Nie wiem, jak to określić. Bo to
nie był dom publiczny, rozumiesz? Nie, to nie był burdel.
- Zmusił cię do prostytucji?!
- NIE! Chryste, Vic, nie, nie stoczyłem się aż tak nisko.
On… Zajmował się jakby… Udostępnianiem znudzonym mężczyznom młodych chłopaków
do towarzystwa. To jednak nadal nie była prostytucja. Wiesz, jak wygląda praca
gejsz, prawda? To artystki, które spędzają czas ze swoimi klientami, lecz nie
są to prostytutki, nie tym się zajmują. Tylko, cholera jasna, ja przy gejszach
czuję się jak dziwka.
- Nie mów…
- Ciii, Vic, taka jest prawda. Bo na początku tutaj
rzeczywiście chodziło tylko o towarzystwo. Pójście na kolację z jakimś
milionerem lub po prostu oglądanie filmów z podstarzałym wdowcem nie stanowiło
dla mnie żadnego problemu. Schody zaczęły się wtedy, gdy ci faceci nagle
stawali się niesamowicie podnieceni, a ja nie chciałem im pomóc. Nie pociągało
mnie obciąganie siedemdziesięciolatkowi, to jest… Fuj. Większość od razu mnie
przepraszała, gdy to proponowali, przypominając sobie, że w mojej pracy nie
wspomniano o świadczeniu usług seksualnych za pieniądze albo ładne buty. Tylko
wiesz… Zdarzali się tacy, którzy mieli to gdzieś.
- I wtedy robili coś przeciw twojej woli? – westchnąłem, a
on położył głowę na moim ramieniu i już znałem odpowiedź.- Kells…
- To chyba moja wina. W sensie, wiedziałem, na co się
zgadzam. Niekoniecznie na seks, ale ta „praca” nie należała do
najbezpieczniejszych, więc prędzej czy później mogłem się tego spodziewać.
Straciłem jakąkolwiek moralność, Vic. Stałem się dziwką, mimo że nie chciałem.
A może chciałem? Nie wiem, potrzebowałem pieniędzy i łudziłem się, że kolejne
spotkania będą kulturalne, dostanę pieniądze i wyjdę. Głównie tak było, ale
czasem zdarzał się jakiś niewyżyty… I gdy raz wyszedłem zakrwawiony z domu
jakiegoś biznesmena, wiedziałem, że nie dam rady dłużej. I tak postanowiłem to
zakończyć.
- Zakrwawiony?
- To nie tak, że podobał mu się ostry seks. Po prostu długo
mu się sprzeciwiałem i oberwałem. Powiedziałem o tym szefowi, ale dla niego
liczyły się tylko pieniądze, nie chciał nawet słyszeć o tym, że odchodzę. Więc
wyszedłem z trzaskiem i już nigdy się tam nie pokazałem. Miałem wtedy
osiemnaście lat, mogłem decydować o sobie, prawda? Wróciłem cały w krwi do
domu, rodzice mieli to gdzieś i może to i lepiej. Uniknąłem niewygodnych pytań.
One pojawiły się później.
Przerwał na chwilę, przecierając twarz dłońmi. Nie odzywał
się przez minutę. Moja dłoń delikatnie gładziła jego plecy. Jego ciało nadal
nieco się trzęsło, ale był spokojniejszy niż wcześniej, gdyż wylewał z siebie
coś, co od dawna go męczyło. Podziwiałem go za odwagę i siłę, którą zebrał w
sobie, aby mi o wszystkim powiedział.
- Szef nie chciał przyjąć do wiadomości, że mnie stracił –
mówił dalej.- Wydzwaniał do mnie o każdej porze dnia i nocy. Gdy kończyłem
liceum, przyszedł ze swoimi kumplami do mojej szkoły i dosłownie siłą chciał
zabrać mnie ze sobą. Ledwo im uciekłem. Wróciłem do domu, gdzie trochę
odetchnąłem, ale los tak chciał, że mój ojciec akurat był trzeźwy i zaczął być
podejrzliwy. Wtedy zadzwonił też mój telefon i zgadnij, kto dzwonił? Szef.
Jednak to nie ja odebrałem telefon. Mój ojciec wyrwał mi go z ręki i zajął się
sprawą. Dowiedział się, że jestem gejem i sprzedajną dupą. Później wyrzucił
mnie z domu i dalszą historię już znasz.
Więc wszystko już wiedziałem. Cóż, zapewne zaraz o coś
zapytam, ale, cholera, wszystko już wiedziałem. Kellin miał zniszczone życie i
poczułem potrzebę, aby pomóc mu je odbudować. Ten chłopak mógł zginąć, mógł
stracić życie. Nawet nie wyobrażałem sobie cierpienia, przez które przechodził.
Przybrana przez niego maska była niezwykle dokładnie wykonana.
- Czy ci mężczyźni…
- Wysłannicy szefa.- Skinął głową.- Nadal nie pogodził się z
faktem, że nie chcę dla niego pracować. Wyczaił, że wyleciałem z Michigan, że
jestem z tobą. Nie mam pojęcia jak, ale dowiedział się, jak masz na nazwisko,
śledził każdy nasz ruch. Na dodatek miał dostęp do mojego telefonu, do mojej
lokalizacji. Odnalezienie mnie nie sprawiało mu żadnych trudności. A teraz
znowu dostałem telefon i… Chyba wrócę do Muskegon.
- Dlaczego? W końcu się z tego wyrwałeś, możesz zacząć nowe
życie. Pomogę ci. Zamieszkasz ze mną, znajdziesz porządną pracę, poradzimy
sobie.
- Do niczego innego się nie nadaję – westchnął.- Oni dostaną
to, czego chcieli, ja zarobię trochę pieniędzy i jakoś sobie poradzę… Przecież
jestem dorosły.- Zmusił się do krzywego uśmiechu, na co pokręciłem głową.
- Nadal jesteś dzieciakiem – powiedziałem szczerze.- Nie
pozwolę ci wrócić do Michigan, rozumiesz? I nie pozwolę cię już nigdy
skrzywdzić. Obiecuję.
Naprawdę mu to obiecałem i miałem zamiar dotrzymać słowa.
Tak dlugo czekalam,co minute sprawdzalam,czy nie ma rozdzialu.W koncu Kells to powiedzial.Oby zostal z Vic'iem.Czekam na nastepny piatek. :)
OdpowiedzUsuńDzo...
OdpowiedzUsuńTYLE CZEKALAM AZ W KONCU KELLIN POWIE VITOROWI PRAWDE.
a teraz ja znam i jest mi niesamowicie przykro ze tye przeszedl. Niby to jest tylko opowiadanie ale ja noe moge przestac plakac.
Nie moge uwierzyc, ze to juz prawie koniec.
Tyle czekałam i Kells wreszcie wyrzucił to z siebie. Biedny :/ Oby do następnego piątku, ech. Liczę na wielkie, szczęśliwe, Kellicowe zakończenie <3 Weny C:
OdpowiedzUsuńWow...
OdpowiedzUsuńCieszę się, że prawda wyszła na jaw. Końcówka cudowna. Pięknie by było, gdyby to było takie proste jak Vic mówi. Do końca rozdział i epilog (kiedy to zleciało?) i coś czuję, że to nie koniec przygód.
Poczekamy, zobaczymy. Czyli znów tryb: byle do piątku ^^
Wzruszyłam się. Bardzo.
OdpowiedzUsuńWeny, do następnego piątku. ;uu;
przeczytałam i.. ahh, nie wiem co napisać.
OdpowiedzUsuńKells w końcu znalazł odwagę, żeby powiedzieć Vicowi prawdę, ale niech nie będzie głupi i niech nie wraca do tej swojej ''pracy''.
MIŁOŚĆ ZAWSZE ZWYCIĘŻA CO NIE? :D
tak więc życzę weny i do piątku :) / Monia
owh, tak myslalam, ze Kells cos ten teges. przykro mi bardzo.
OdpowiedzUsuńno to do nastepnego piatku!
Yaay :D
OdpowiedzUsuńKells się przełamał.
Najgorsze w ff jest to, że po każdym trzeba czekać CAAAŁY tydzień na następny (szloch) :^
Weny życzę, no i oczywiście cierpliwości (tej do nas też) ^^
Kocham
/Skittles
Boskie dzo..... tyle czekałam żeby się dowiedzieć o co chodzi i tutaj taka drama :( dlaczego? :( wszystko aby nie umarl, nie rób nam reho, proszę dzoo... i tak cię kocham <3
OdpowiedzUsuńBiedny Kell, ile on musiał przejść...
OdpowiedzUsuńOby tylko się zgodził wrócić z Viciem, a nie do tych obrzydliwych facetów,
niech to się dobrze skończy,
Kellin radę i wyjdzie z tego, musi
Już tęsknie, chociaż zostały jeszcze dwa rozdziały do końca, jak bez kellica nie wytrzymam, już tęsknie za tobą i nowym rozdziałem co tydzień, jejku :( //lucy
w końcu kellin powiedział prawdę.
OdpowiedzUsuńdobrze, bo już nie wytrzymywałam.
ale jejku, smutno mi teraz.
i w ogóle, jak to został juz tylko jeden rozdział i epilog?
ja tak nie chcę dżo :(((
/@horalik_swag
To jest... smutne :"(
OdpowiedzUsuńKelliś w końcu powiedział o co chodzi ♡
A teraz sobie poradzą co nie ? :)
Chociaż nie. Smut byłby lepszy ♥
Zresztą zrobisz jak chcesz ♥
A ja czekam na piątek !♡♡♡
Weeeny ! :* ♥