Komu dziękujemy za szablon? Kosiarce ♥ Coś mówiła, że nadal się robi, czy coś... Ale na razie jest, oj tam.
Nie pisałam tego w nocy, wiec raczej bez dram.
No i... Ostrzeżenia w tym rozdziale: mały smut ;)
_______________________________
Poderwałem się z łóżka i wyrwałem Kellinowi telefon z dłoni. Spojrzał na mnie zdziwionym i może nieco skrzywdzonym wzrokiem.
Nie pisałam tego w nocy, wiec raczej bez dram.
No i... Ostrzeżenia w tym rozdziale: mały smut ;)
_______________________________
Poderwałem się z łóżka i wyrwałem Kellinowi telefon z dłoni. Spojrzał na mnie zdziwionym i może nieco skrzywdzonym wzrokiem.
- Nie dzwoń, do cholery jasnej! - syknąłem do telefonu.
- Masz chłopaka? Pieprzyłem zajętego faceta?
- To nie tak, cholera, Jaime! - jęknąłem zirytowany.- Po prostu nie dzwoń już dzisiaj, rano też nie dzwoń, odezwę się jutro, jak wrócę do domu.
- Czyli u niego jesteś?
- Odezwę się jutro.
Wyłączyłem telefon na wypadek, gdyby Jaime chciał zadzwonić jeszcze raz, po czym spojrzałem na Kellina, który uniósł brew w górę i skrzyżował ręce na torsie. Czekał na wyjaśnienia. I co miałem mu powiedzieć? Hej Kellin, pamiętasz, jak opowiadałem ci w Meksyku o Jaimem? On też mieszka w Nowym Jorku i czasem się z nim pieprzę! Nie, to nie przejdzie. Byłem w kropce i miałem nadzieję, że Kellin nie pamiętał mojej historii o liceum. Jeśli ma słabą pamięć, łatwiej będzie mi coś wymyślić, ale...
- To ten Jaime? - jednak nie miał słabej pamięci.
Podrapałem się w tył głowy, po czym westchnąłem ciężko i oblizałem wargi. Nie było sensu kłamać, kiedy Kellin doskonale wiedział, że myślimy o tej samej osobie, która właśnie zadzwoniła. Chłopak czekał, a ja nadal nie mogłem niczego wymyślić. Coś sensownego, coś, co sprawi, ze Kellin odpuści, nie będzie się martwił i wrócimy do łóżka.
- Tak, Kells, to ten Jaime - skinąłem głową.- Ale poczekaj, wysłuchaj mnie. Po prostu spotkaliśmy się przypadkiem, okazało się, że on też mieszka w Nowym Jorku, po prostu odnowiliśmy naszą znajomość.
- I dzwonicie do siebie po nocach? - zapytał z przekąsem, siadając na łóżku i przykrywając się kołdrą.
- Nie wiem, czego chciał i nie obchodzi mnie to, ale przysięgam, nie wracamy do przeszłości. Przysięgam, ze po prostu jesteśmy znajomymi i nie ma między nami ani krztyny uczucia.
Kellin spojrzał na mnie niepewnie. Nadal nie był przekonany, widziałem to po jego wyrazie twarzy. Nie chciałem spieprzyć tego, co udało mi się osiągnąć, a przecież byłem na dobrej drodze, aby sprawić, że Kellin wyzdrowieje, oficjalnie do mnie wróci i będziemy mogli zaplanować wspólną przyszłość. To byłby dla niego ostateczny cios, gdyby się dowiedział, co robię za jego plecami. Przecież ja sam nie wiedziałem, czy tego chcę, czy nie. Przychodzę do Jaimego, uprawiamy seks, jest w porządku. A potem dręczą mnie wyrzuty sumienia, które wyżerają mnie od środka, a ja nie mogę nic zrobić, aby odpokutować wszystkie moje winy. Mogłem przestać, tylko że coś mnie blokowało. Hej Vic, przecież kochasz Kellina, mówił mi jeden głosik. Drugi natomiast w kółko powtarzał, że to nie jest nic złego, to tylko seks z byłym. To chyba ja nadaję się do psychiatryka, a nie Kellin.
Usiadłem obok chłopaka i nakryłem się kołdrą. Objąłem go w pasie i przysunąłem bliżej siebie. Na początek utrzymywał pewien dystans, ale po chwili westchnął głośno i wtulił się w moją klatkę piersiową.
- Wierzysz mi? - zapytałem cicho.
Kellin objął mnie w pasie, jego głowa spoczywała na mojej klatce piersiowej.
- Wierzę, Vic. Wierzę.
Obudziło mnie lekkie łaskotanie w okolicach szyi. Skrzywiłem się i otworzyłem oczy. Zobaczyłem Kellina, który składał delikatne pocałunki na mojej żuchwie, szyi i obojczykach.
- Umm, dzień dobry? - uśmiechnąłem się lekko.
Chłopak uniósł głowę, po czym nachylił się nade mną i długo pocałował mnie w usta. Chciałem rozchylić jego wargi językiem, ale nie zdążyłem, bo brunet się ode mnie oderwał i zaczął całować moją odkrytą skórę.
- Co robisz? - mruknąłem, gładząc go po włosach. Ten na początku nie odpowiedział, tylko przyssał się do mojej czyi, zdecydowanie zostawiając po sobie dużą malinkę.
- Naznaczam swój teren - szepnął.
Wtedy uśmiechnąłem się i ująłem jego twarz w dłonie, odrywając przy tym jego usta od mojego ciała. Spojrzał na mnie pytająco.
- Czy ty jesteś zazdrosny? - zapytałem ze śmiechem. Na jego blade policzki wpełzł rumieniec, a on sam odwrócił wzrok.- Kells, nie musisz...
- Jesteś mój - przerwał mi, a ja zagryzłem dolną wargę.- Żadnego Jaimego, żadnej Clary, jesteś mój i tylko mój.
- Oczywiście, że jestem - odparłem.
Byłem cały w skowronkach. Co tez ta zazdrość robiła z człowiekiem? Może i lepiej, że byłem wtedy u Jaimego? Wystarczyło spojrzeć na Kellina. Zazdrość była tak widoczna, ze nie można było jej nie stwierdzić. Jego wyraz twarzy, oczy, zachowanie... O wszystkim wiedziałem.
- To pozwól mi...- Kellin odrzucił kołdrę na bok, po czym zahaczył palcami o gumkę w moich bokserkach. Gdy chciał je ze mnie ściągnąć, chwyciłem go za dłoń, zatrzymując go przy tym. Nie mogłem od tak mu na to pozwolić. Mimo że miałem dużą ochotę na trochę zabawy, a rano ta ochota zawsze się zwiększa, to nie chciałem, żeby Kellin czuł się w ten sposób, że musi to zrobić, bo to jakiś jego obowiązek. Nie musiał mi udowadniać, że jestem jego, bo doskonale to wiedziałem. Właśnie do tego dążyłem. Do tego, aby to przyznał. Należałem do niego.
- Nie musisz tego robić - powiedziałem, patrząc w jego duże i jasne oczy.
Kellin nachylił się nad moją twarzą i czule mnie pocałował, po czym uśmiechnął się lekko i wrócił do poprzedniej pozycji. Chwycił moje bokserki, które zsunął w dół, uwalniając przy tym mojego twardego już członka. Zagryzł dolną wargę, po czym zaczął lekko muskać go po całej długości opuszkami palców. Zadrżałem przez to uczucie i mruknąłem cicho, przymykając oczy. Chłopak chwycił dłonią moje przyrodzenie i zaczął nią wolno poruszać. Jęknąłem cicho i oparłem się na łokciach, aby móc widzieć poczynania bruneta. Po chwili poczułem jego ciepłe i wilgotne, ale spierzchnięte usta na swoim napletku i zacisnąłem palce na pościeli. Kellin powoli obniżał głowę, aby wziąć mnie całego do ust. Gdy był prawie na końcu, zamknął oczy i znów uniósł się w górę. Na początek poruszał się bez większego pośpiechu, ale z każdą chwilą przyśpieszał, przez co ja mruczałem i jęczałem głośniej i częściej. W pewnym momencie za drzwiami rozległy się jakieś głosy. Kellin otworzył oczy i wyprostował się szybko, po czym, chwytając mojego penisa dłonią, spojrzał na drzwi. Jego ręka wolno się poruszała.
- K-kurwa, Kells - jęknąłem, a on uciszył mnie gestem wolnej dłoni.
- Cicho, bo jak nas nakryją, to tobie zabronią tu przychodzić, a mnie znowu wsadzą do izolatki - szepnął. Widziałem w jego oczach ból, gdy to mówił. Nie chciał tam wracać i nie chciał zostać sam. Tylko co miałem poradzić, gdy robił mi dobrze i po prostu nie byłem w stanie zachowywać się w inny sposób? Tak bardzo tęskniłem za jego dotykiem, ustami, za nim całym. A teraz w końcu go mam. Gdy głosy ucichły, znów się pochylił i oplótł mojego penisa wargami. Jego głowa poruszała się w szybkim tempie, a dłoń chwyciła tę część, której nie dosięgnął ustami.
- Mhm, o m-mój Boże, K-kells, huh, nie przest... Ooo... Nie przestawaj, proszę c-cię - jęknąłem, odchylając głowę do tyłu.
Kellin otworzył oczy i spojrzał na mnie niewinnie, co sprawiło, ze byłem już na krawędzi wytrzymałości. poczułem to przyjemne uczucie ciepła w okolicach podbrzusza.
- Z-zaraz dojdę - jęknąłem głośno, a Kellin podkręcił tempo.
Nie mogłem już dłużej wytrzymać i wystrzeliłem w jego usta, głośno przy tym jęcząc. Tak bardzo brakowało mi tego uczucia. Oczywiście, uprawiałem seks z innymi, ale to Kellina mi brakowało. Był jedyny w swoim rodzaju, nikt nie mógł się z nim równać, nawet Jaime.
Kellin powoli poruszał głową, czekając, aż zejdę z uniesienia, po czym podniósł się i połknął wszystko, co miał w ustach. Podniosłem się do pozycji siedzącej, objąłem go w pasie i położyłem go na plecach na łóżku. Unosiłem się nad nim, moja twarz była na wysokości jego.
- Chodź tu, skarbie - mruknąłem w jego usta i długo je pocałowałem. Chwyciłem koniec jego koszulki, w której spał i chciałem podwinąć ją do góry, ale chłopak mnie zatrzymał, łapiąc moje ręce swoimi.
- Nie - odepchnął mnie lekko od siebie, przez co musiałem się nieco odsunąć, jednak nadal się nad nim nachylałem.
- Co się dzieje? - zapytałem z troską w głosie.
- Po prostu nie chcę - szepnął, siadając na łóżku, przez co ja również musiałem się podnieść. Założyłem z powrotem swoje bokserki, po czym spojrzałem na niego pytająco.
- Coś nie tak? Dlaczego nie chcesz? Przecież przed chwilą...
- To to co innego - przerwał mi, chwytając kołdrę i opatulając się nią.- Nie chcę, żebyś... Żebyś nagle zrezygnował, bo zobaczysz moje nagie ciało, nie chcę tego.
A więc o to chodziło. Westchnąłem głośni, po czym usiadłem obok niego i objąłem go ramieniem. Kellin dał mi trochę kołdry, żebym też mógł narzucić ją na swoje obnażone ramiona. Chciał jeszcze coś powiedzieć, więc mu nie przerywałem.
- Jestem za gruby, nie lubię siebie, więc inni tez nie polubią...
- Kellin, spójrz na mnie - powiedziałem pozwanie, a chłopak powoli przeniósł na mnie swój wzrok.- Po pierwsze, nie jesteś gruby. Masz poważną niedowagę, jeśli stracisz jeszcze więcej kilogramów, możesz umrzeć, a ja na to nie pozwolę. Po drugie, jesteś idealny, naprawdę, więc nie możesz mówić, że bym się zniechęcił. Kocham cię, więc bym tego nie zrobił, rozumiesz? Kocham cię. A moje serce się kraja, gdy słyszę, co o sobie mówisz.
Kellin zamknął oczy i położył głowę na moim ramieniu. Jego oddech był spokojny i miarowy, a jednak czułem, że chłopak drżał.
- Ściągniesz dla mnie koszulkę? - zapytałem nagle.
Kellin podniósł się gwałtownie i szybko pokręcił głową.
- Chcę po prostu zobaczyć, jak bardzo jesteś wychudzony, nic ci nie zrobię, obiecuję.
Chłopak chwilę się nie odzywał, po czym westchnął ciężko i oblizał wargi. Zrzucił z siebie kołdrę, po czym zszedł z łóżka i stanął na podłodze. Chwycił koniec swojej koszulki i chwilę się ociągał, ale w końcu wygrał walkę z samym sobą i ściągnął ubranie przez głowę. Został w samych spodniach. Oplótł się rękoma, mechanizm obronny, zrozumiałem to. Opuścił głowę. Był blady, był chudy... Co ja gadam, jego organizm był wyniszczony. Mogłem bez problemu policzyć jego żebra. Wstałem z łóżka, po czym chwyciłem jego dłonie. Splotłem nasze palce i oparłem swoje czoło o jego.
- Będziesz jeść? - wyszeptałem.- Tak jak wczoraj. Obiecaj mi, że będziesz jeść.
- Nie ch-chcę łamać obietnic - zaskomlał, a w kącikach jego oczu zaczęły zbierać się łzy.
- Kellin, jesteś chodzącym szkieletem, musisz jeść, żeby przeżyć. Obiecaj mi, że będziesz jadł.
- Vic...
- Obiecaj!
- Obiecuję...- powiedział prawie niedosłyszalnie, a po jego nosie spłynęła pojedyncza łza.
Uśmiechnąłem się lekko. Nie byłem pewny, czy dotrzyma obietnicę, ale chociaż to powiedział, więc chciał z tego wyjść. Szczerze mówiąc, wątpiłem, że zacznie jeść pełnowartościowe posiłki, ale od czegoś trzeba zacząć. Przejechałem palcami po jego wytatuowanym ramieniu. Kellin uniósł głowę i wodził wzrokiem za moją dłonią.
- Od jak dawna go masz? - zapytałem, mając na myśli tatuaż. W Meksyku miał tylko na klatce piersiowej. Kiedy miał czas na zrobienie sobie całego rękawa, gdy cierpiał przez te cztery lata? Miał czas i środki, aby zrobić coś dla siebie?
- Znajomy mi zrobił, jako prezent na osiemnaste urodziny - mruknął.- Gdy w-wyrzucili mnie z d-domu, przez krótki czas mieszkałem właśnie z nim, był tatuażystą i podczas mojego pobytu u niego zrobił mi cały rękaw.
- Rozumiem - skinąłem głową.- Twoje ręce są połowa moich i tego nie rozumiem. Obiecałeś, że będziesz jeść, więc pójdziemy coś zjeść.
- Nie mogę wyjść. Muszę czekać na Addie, aż przyjdzie z lekami i dopiero wtedy mogę z kimś gdzieś iść.
- Kiedy przyjdzie?
- Jakoś... - przerwało mu donośne pukanie do drzwi.
- Hej, Kellin! - usłyszeliśmy głos Addie i spojrzeliśmy na siebie dosłownie w ten sam sposób, w tym samym momencie.
- Schowaj się - szepnął ze zdenerwowaniem, chwytając swoją koszulkę i zakładając ją na siebie.
- Niby gdzie? - odparłem mu równie cicho, żeby Addie nas nie usłyszała.
- Nie wiem, no... Właź do szafy.
Zebrałem swoje ubrania z podłogi, po czym podszedłem do szafy stojącej w jednym z kątów pokoju i wszedłem do środka. Jeśli się tu nie uduszę, to będzie sukces. Zamknąłem za sobą drzwi i teraz pozostało mi tylko czekać, aż wszystko się skończy. Usłyszałem otwieranie się drzwi i pogodny głos terapeutki.
- Jak noc? - zapytała Kellina.
- W porządku...- mruknął chłopak i usłyszałem, jak siada na łóżku, bo zaskrzypiało.
- Dzisiaj na uspokojenie, antydepresanty i osłonowe. I jeszcze magnez. Masz, popij - mówiła dziewczyna.- Wieczorem będziesz musiał wziąć te na żołądek, dobra?
Chłopak nie odpowiedział, więc wywnioskowałem, że połykał tabletki. Ile ich miał? Nie wiedziałem, ale na pewno sporo, bo długo nic nie mówił.
- Jak się czujesz? - ponownie usłyszałem głos Addie i skrzypienie łóżka. Kellin chyba odłożył szklankę na szafkę. Tak wywnioskowałem po dźwiękach.
- Masz dla mnie kawę? - zapytał cicho, ignorując poprzednie pytanie.
- Dobrze wiesz, że nie możesz pić kawy po tych lekach, już tyle razy ci to powtarzałam. Ale za to możesz coś zjeść.
- Nie mam zam...- przerwał na chwilę, po czym westchnął głośno.- Okej. Zjem. Byle coś lekkiego.
Gdybym widział w tym momencie Addie, pewnie zobaczyłbym rozpromienioną i uśmiechnięta od ucha do ucha osobę. Ja sam uśmiechałem się jak szaleniec, bo Kellin pracował nad tym, aby dotrzymać swoją obietnicę. Jego życie nie było mu obojętne, albo nie było takie, gdy ktoś obok niego był. Dlatego nie chciałem go zostawić. Kto wie, co się z nim stanie, gdy będę musiał dzisiaj opuścić to miejsce? Nie chciałem dopuszczać do siebie najgorszego, bo nie będę w stanie normalnie funkcjonować.
- Zadziwiasz mnie, mały - odezwała się pogodnie Addie.- Co w ciebie wstąpiło? Jesteś taki... Szczęśliwszy, zgodziłeś się na jedzenie, wziąłeś wszystkie tabletki, aż nie wierze własnym oczom. Zacząłeś być taki odkąd... Odkąd Vic się tu pojawił - stwierdziła z nutą podejrzliwości w głosie. Mogłem przysiąść, że Kellin w tym momencie się rumienił i pochylił głowę.- No, mały, powiedz mi wszystko. Znasz tego faceta tylko z dwa tygodnie...
- Dokładnie to cztery lata - poprawił ją, a mi zaczęło łomotać serce w klatce piersiowej. Powie jej wszystko? Cholera, to wszystko zmieni. To może wszystko zepsuć albo polepszyć. Miałem nadzieję na drugą opcję.
- Cz-cztery?
- Tak, my... Byłem kiedyś na wakacjach w Meksyku, poznałem tam Vica, zostaliśmy parą.
- Parą? - powtórzyła z niedowierzaniem dziewczyna.
- Tak, parą. Był moim pierwszym i ostatnim chłopakiem. Jedynym - załamał mu się głos, ale nie wiedziałem, co zrobił podczas przerwy w mówieniu.- Ale potem sprawy się pokomplikowały, ja musiałem wrócić do domu i zostałem sam. Nie widzieliśmy się cztery lata, teraz się pojawił i razem wszystko naprawiamy. A przynajmniej mam taką nadzieję.
Wtedy postanowiłem zrobić kolejny krok. Założyłem na siebie koszulę, bo spodni nie byłem w stanie, po czym wyszedłem z szafy (see what I did here :3 - przyp.aut.). Addie otworzyła usta ze zdziwienia i uniosła wysoko brwi, a ja w międzyczasie założyłem na siebie spodnie. Nie będę paradować w bokserkach przed terapeutką mojego chłopaka, jeśli mogłem tak nazwać Kellina.
- Skąd... Ale jak ty tam... Co?
- Vic został na noc - mruknął Kellin, a ja podszedłem do łóżka i usiadłem na nim obok chłopaka, który następnie wdrapał mi się na kolana i się do mnie przytulił. Addie uśmiechnęła się i przechyliła nieco głowę, patrząc na ten słodki aż do mdłości obrazek.
- Wiecie, że spanie osób z zewnątrz w szpitalu jest niedozwolone? Vic - kobieta spojrzała na mnie poważnie.- Jak do cholery jasnej udało ci się tu zostać na noc? Przemyciłeś go, tak jak to robisz z zapalniczkami? - zapytała Kellina, który zamknął oczy i wzruszył ramionami.
- Tak jakby mnie przemycił - zaśmiałem się pogodnie.- Nie chciałem zostawiać go samego, wtedy jest mu źle, a przecież musimy mu pomagać.
Addie pokiwała głową. Dobrze, że była wyrozumiała i zależało jej na życiu Kellina. Równie dobrze mogła mnie stąd wyrzucić i powiedzieć, żebym nigdy nie wracał, ale tego nie zrobiła, za co byłem jej wdzięczny i mogłem się założyć, że Kellin czuł to samo.
- Chcę wiedzieć więcej o tym waszym związku sprzed kilku lat - powiedziała z ciekawością w głosie.- Dlaczego nagle coś się zepsuło?
Spojrzałem na Kellina, który zerkał na mnie kątem oka. Nie chciał mówić, więc to ja przejąłem inicjatywę.
- Kellin trochę na mieszał, ja zepsułem wiele spraw, poniosło mnie, a on wyjeżdżał, więc nie zdążyłem niczego naprawić - mruknąłem.- Hej, Kells.
Brunet spojrzał na mnie pytająco.
- Nie mówiłeś nikomu, co działo się później, gdy wróciłeś do Stanów, prawda? Tylko mi?
Kellin skinął głową i mocniej się we mnie wtulił. Czułem, że nadal nie chciał o tym mówić, więc nie miałem zamiaru go do tego zmuszać. Addie pewnie też nie chciała. Znała go już dwa lata i wiedziała, że jest wrażliwy i nie można na niego naciskać. Nie, gdy jest nadal niestabilny.
- Chcesz wszystko powiedzieć? - zapytała Addie troskliwym tonem.
- Nie - szepnął, a dziewczyna skinęła głową.
- Dobra, w takim razie nie będziemy cię do niczego zmuszać. Może pójdziemy coś zjeść, w takim razie? Ach, i Vic, jeszcze informacja dla ciebie...
Uniosłem brew w górę, poprawiając sobie Kellina na kolanach.
- Jeśli już zostajesz z Kellinem na noc, poinformuj mnie o tym, bo przeżyłam niezły szok, gdy zobaczyłam, że wychodzisz z szafy bez spodni.
Zaśmiałem się pogodnie, a nawet Kellin uśmiechnął się półgębkiem.
- Swoją drogą, nic tu nie zaszło, mam nadzieję? Bo jeśli tak, to złamaliście kolejny punkt regulaminu.
Kellin oblał się szkarłatnym rumieńcem i schował twarz w mojej klatce piersiowej.
- Zostawmy ten temat na inny dzień - odparłem ze śmiechem.
Addie siłą wyprowadziła mnie ze szpitala, mówiąc, że nie mogę siedzieć tu cały czas. Była mi wdzięczna za wszystko, ale nie mogła aż tak naginać zasad panujących w tym miejscy, więc musiałem iść. Widziałem smutek w oczach Kellina, ale musiał się pogodzić z tym, że nie byłem w stanie być przy nim cały czas. Obiecałem, że wrócę jutro z samego rana. Teraz musiałem rozprawić się jeszcze z Jaimem. Gdy siedziałem w swoim samochodzie, wyciągnąłem telefon z kieszeni, włączyłem go i wybrałem numer mężczyzny.
- Tak?
- Musimy porozmawiać. Poważnie.
- Więc może się spotkamy?
- T-... Nie, Jaime, nie. Nie spotkamy się, bo nie mogę. W ogóle nie mogę, rozumiesz? Nie mogę, bo jestem w związku z innym mężczyzną, a nie z tobą. To jego kocham, a nie ciebie. Możemy być ewentualnie znajomymi, umówić się czasem na piwo i pogadać jak kumple, ale to wszystko.
- Wcześniej nie mogłeś mi powiedzieć? Zacząłem robić sobie pieprzone nadzieje.
- Jaime - westchnąłem głośno, opierając czoło o kierownicę.- Byłeś dla mnie ważny, ale wszystko kiedyś się kończy. Ten seks nic nie znaczył. Nic. Jestem w związku, kocham Kellina, a nie ciebie.
- To z nim wczoraj rozmawiałem... Cóż, brzmiał bardziej jak dziewczyna, aniżeli facet, jesteś pewny, że to mężczyzna?
- To koniec naszej rozmowy, żegnam - warknąłem i szybko się rozłączyłem.
Cóż... Przynajmniej jeden kłopot z głowy... Mam nadzieję.
- Schowaj się - szepnął ze zdenerwowaniem, chwytając swoją koszulkę i zakładając ją na siebie.
- Niby gdzie? - odparłem mu równie cicho, żeby Addie nas nie usłyszała.
- Nie wiem, no... Właź do szafy.
Zebrałem swoje ubrania z podłogi, po czym podszedłem do szafy stojącej w jednym z kątów pokoju i wszedłem do środka. Jeśli się tu nie uduszę, to będzie sukces. Zamknąłem za sobą drzwi i teraz pozostało mi tylko czekać, aż wszystko się skończy. Usłyszałem otwieranie się drzwi i pogodny głos terapeutki.
- Jak noc? - zapytała Kellina.
- W porządku...- mruknął chłopak i usłyszałem, jak siada na łóżku, bo zaskrzypiało.
- Dzisiaj na uspokojenie, antydepresanty i osłonowe. I jeszcze magnez. Masz, popij - mówiła dziewczyna.- Wieczorem będziesz musiał wziąć te na żołądek, dobra?
Chłopak nie odpowiedział, więc wywnioskowałem, że połykał tabletki. Ile ich miał? Nie wiedziałem, ale na pewno sporo, bo długo nic nie mówił.
- Jak się czujesz? - ponownie usłyszałem głos Addie i skrzypienie łóżka. Kellin chyba odłożył szklankę na szafkę. Tak wywnioskowałem po dźwiękach.
- Masz dla mnie kawę? - zapytał cicho, ignorując poprzednie pytanie.
- Dobrze wiesz, że nie możesz pić kawy po tych lekach, już tyle razy ci to powtarzałam. Ale za to możesz coś zjeść.
- Nie mam zam...- przerwał na chwilę, po czym westchnął głośno.- Okej. Zjem. Byle coś lekkiego.
Gdybym widział w tym momencie Addie, pewnie zobaczyłbym rozpromienioną i uśmiechnięta od ucha do ucha osobę. Ja sam uśmiechałem się jak szaleniec, bo Kellin pracował nad tym, aby dotrzymać swoją obietnicę. Jego życie nie było mu obojętne, albo nie było takie, gdy ktoś obok niego był. Dlatego nie chciałem go zostawić. Kto wie, co się z nim stanie, gdy będę musiał dzisiaj opuścić to miejsce? Nie chciałem dopuszczać do siebie najgorszego, bo nie będę w stanie normalnie funkcjonować.
- Zadziwiasz mnie, mały - odezwała się pogodnie Addie.- Co w ciebie wstąpiło? Jesteś taki... Szczęśliwszy, zgodziłeś się na jedzenie, wziąłeś wszystkie tabletki, aż nie wierze własnym oczom. Zacząłeś być taki odkąd... Odkąd Vic się tu pojawił - stwierdziła z nutą podejrzliwości w głosie. Mogłem przysiąść, że Kellin w tym momencie się rumienił i pochylił głowę.- No, mały, powiedz mi wszystko. Znasz tego faceta tylko z dwa tygodnie...
- Dokładnie to cztery lata - poprawił ją, a mi zaczęło łomotać serce w klatce piersiowej. Powie jej wszystko? Cholera, to wszystko zmieni. To może wszystko zepsuć albo polepszyć. Miałem nadzieję na drugą opcję.
- Cz-cztery?
- Tak, my... Byłem kiedyś na wakacjach w Meksyku, poznałem tam Vica, zostaliśmy parą.
- Parą? - powtórzyła z niedowierzaniem dziewczyna.
- Tak, parą. Był moim pierwszym i ostatnim chłopakiem. Jedynym - załamał mu się głos, ale nie wiedziałem, co zrobił podczas przerwy w mówieniu.- Ale potem sprawy się pokomplikowały, ja musiałem wrócić do domu i zostałem sam. Nie widzieliśmy się cztery lata, teraz się pojawił i razem wszystko naprawiamy. A przynajmniej mam taką nadzieję.
Wtedy postanowiłem zrobić kolejny krok. Założyłem na siebie koszulę, bo spodni nie byłem w stanie, po czym wyszedłem z szafy (see what I did here :3 - przyp.aut.). Addie otworzyła usta ze zdziwienia i uniosła wysoko brwi, a ja w międzyczasie założyłem na siebie spodnie. Nie będę paradować w bokserkach przed terapeutką mojego chłopaka, jeśli mogłem tak nazwać Kellina.
- Skąd... Ale jak ty tam... Co?
- Vic został na noc - mruknął Kellin, a ja podszedłem do łóżka i usiadłem na nim obok chłopaka, który następnie wdrapał mi się na kolana i się do mnie przytulił. Addie uśmiechnęła się i przechyliła nieco głowę, patrząc na ten słodki aż do mdłości obrazek.
- Wiecie, że spanie osób z zewnątrz w szpitalu jest niedozwolone? Vic - kobieta spojrzała na mnie poważnie.- Jak do cholery jasnej udało ci się tu zostać na noc? Przemyciłeś go, tak jak to robisz z zapalniczkami? - zapytała Kellina, który zamknął oczy i wzruszył ramionami.
- Tak jakby mnie przemycił - zaśmiałem się pogodnie.- Nie chciałem zostawiać go samego, wtedy jest mu źle, a przecież musimy mu pomagać.
Addie pokiwała głową. Dobrze, że była wyrozumiała i zależało jej na życiu Kellina. Równie dobrze mogła mnie stąd wyrzucić i powiedzieć, żebym nigdy nie wracał, ale tego nie zrobiła, za co byłem jej wdzięczny i mogłem się założyć, że Kellin czuł to samo.
- Chcę wiedzieć więcej o tym waszym związku sprzed kilku lat - powiedziała z ciekawością w głosie.- Dlaczego nagle coś się zepsuło?
Spojrzałem na Kellina, który zerkał na mnie kątem oka. Nie chciał mówić, więc to ja przejąłem inicjatywę.
- Kellin trochę na mieszał, ja zepsułem wiele spraw, poniosło mnie, a on wyjeżdżał, więc nie zdążyłem niczego naprawić - mruknąłem.- Hej, Kells.
Brunet spojrzał na mnie pytająco.
- Nie mówiłeś nikomu, co działo się później, gdy wróciłeś do Stanów, prawda? Tylko mi?
Kellin skinął głową i mocniej się we mnie wtulił. Czułem, że nadal nie chciał o tym mówić, więc nie miałem zamiaru go do tego zmuszać. Addie pewnie też nie chciała. Znała go już dwa lata i wiedziała, że jest wrażliwy i nie można na niego naciskać. Nie, gdy jest nadal niestabilny.
- Chcesz wszystko powiedzieć? - zapytała Addie troskliwym tonem.
- Nie - szepnął, a dziewczyna skinęła głową.
- Dobra, w takim razie nie będziemy cię do niczego zmuszać. Może pójdziemy coś zjeść, w takim razie? Ach, i Vic, jeszcze informacja dla ciebie...
Uniosłem brew w górę, poprawiając sobie Kellina na kolanach.
- Jeśli już zostajesz z Kellinem na noc, poinformuj mnie o tym, bo przeżyłam niezły szok, gdy zobaczyłam, że wychodzisz z szafy bez spodni.
Zaśmiałem się pogodnie, a nawet Kellin uśmiechnął się półgębkiem.
- Swoją drogą, nic tu nie zaszło, mam nadzieję? Bo jeśli tak, to złamaliście kolejny punkt regulaminu.
Kellin oblał się szkarłatnym rumieńcem i schował twarz w mojej klatce piersiowej.
- Zostawmy ten temat na inny dzień - odparłem ze śmiechem.
Addie siłą wyprowadziła mnie ze szpitala, mówiąc, że nie mogę siedzieć tu cały czas. Była mi wdzięczna za wszystko, ale nie mogła aż tak naginać zasad panujących w tym miejscy, więc musiałem iść. Widziałem smutek w oczach Kellina, ale musiał się pogodzić z tym, że nie byłem w stanie być przy nim cały czas. Obiecałem, że wrócę jutro z samego rana. Teraz musiałem rozprawić się jeszcze z Jaimem. Gdy siedziałem w swoim samochodzie, wyciągnąłem telefon z kieszeni, włączyłem go i wybrałem numer mężczyzny.
- Tak?
- Musimy porozmawiać. Poważnie.
- Więc może się spotkamy?
- T-... Nie, Jaime, nie. Nie spotkamy się, bo nie mogę. W ogóle nie mogę, rozumiesz? Nie mogę, bo jestem w związku z innym mężczyzną, a nie z tobą. To jego kocham, a nie ciebie. Możemy być ewentualnie znajomymi, umówić się czasem na piwo i pogadać jak kumple, ale to wszystko.
- Wcześniej nie mogłeś mi powiedzieć? Zacząłem robić sobie pieprzone nadzieje.
- Jaime - westchnąłem głośno, opierając czoło o kierownicę.- Byłeś dla mnie ważny, ale wszystko kiedyś się kończy. Ten seks nic nie znaczył. Nic. Jestem w związku, kocham Kellina, a nie ciebie.
- To z nim wczoraj rozmawiałem... Cóż, brzmiał bardziej jak dziewczyna, aniżeli facet, jesteś pewny, że to mężczyzna?
- To koniec naszej rozmowy, żegnam - warknąłem i szybko się rozłączyłem.
Cóż... Przynajmniej jeden kłopot z głowy... Mam nadzieję.