czwartek, 30 stycznia 2014

19.

Rozpieszczam Was. Ostatni rozdział i epilog w przyszłym tygodniu.
Buziaki.
________________
Oprócz ich szeptów na mój temat, nie docierało do mnie zupełnie nic. Słyszałem je aż za dobrze, nawet jeśli zrobiłem sobie skorupę z kołdry niczym żółw, a oni nie chcieli, aby ich słowa do mnie dotarły.
Chyba nigdy nie widziałem go w tak złym stanie...
Martwię się o niego...
Ile tam już siedzi?
Vic w ogóle się nim zainteresował?
Gdy padało to jedno imię, imię Vica, rozklejałem się, nawet jeśli wydawało mi się, że mój organizm nie będzie już w stanie wytwarzać większej ilości łez. Moje oczy jeszcze nigdy mnie tak nie piekły. Jeszcze nigdy w życiu nie zużyłem tylu chusteczek, nawet po śmierci taty, a bardzo wtedy płakałem. Współczułem osobom, które będą musiały po mnie posprzątać. Ja na pewno tego nie zrobię. Nie będę miał siły, żadnej motywacji, celu, priorytetu... Będę leżał w swojej jamie aż do jutra, gdy w końcu wyjadę z tego obozu i miałem nadzieję, że już nigdy tu nie wrócę. Zdawałem sobie sprawę, że za rok Vica tu nie będzie, ale w tym miejscu pozostawało za dużo wspomnień i nie byłem pewien, czy moja psychika to wytrzyma.
Nie tak wyobrażałem sobie koniec obozu. Miałem być szczęśliwym chłopakiem, tak jak przez większość czasu, a nie wypłakiwać sobie oczy. Miałem przytulać się do tego jedynego, a nie rozpaczać z jego powodu. Pierwszy raz nie wziąłem winy na siebie, bo wiedziałem, że to wszystko przez niego. To on zepsuł nasz związek. To on się założył. To on zmieszał mnie z błotem, podczas gdy byliśmy razem. Miałem popieprzone w głowie. Zaczynałem się z nim zgadzać. Może dlatego bawił się mną jak tanią lalką. Łatwo było mu mnie omamić. Wiedział jak mnie wykorzystać. W mojej głowie działy się różne rzeczy, dlatego zakład dotyczył mnie. Popieprzonym osobom łatwiej wpoić własne idee. Oddałem się mu, obiecywał mi tyle rzeczy, miało być pięknie, a skończyło się jak zwykle. Myślałem, że moje życie nie mogło być już gorsze. Okazało się, że jak najbardziej mogło.
- Próbowałeś z nim rozmawiać? - usłyszałem głos Jenny.
Była smutna, zupełnie jak nie ona. Nie chciałem, żeby tak się czuła, ale nie potrafiłem przybrać maski i udawać, że wszystko jest w porządku. Nie byłem nim.
- Dowiedziałem się tylko tyle, że usłyszał, jak Vic mówi o zakładzie, o którym już ci powiedziałem - odpowiedział jej Matty.
- To okropne. Myślałam, że Vic stał się porządnym chłopakiem i zaczęło mu zależeć.
- Też tak myślałem, ale oboje się przeliczyliśmy. Ty spróbuj z nim porozmawiać.
Usłyszałem kroki i zamrugałem kilka razy oczami. Były suche, czerwone, piekły mnie. Już nie płakałem. Po prostu patrzyłem pusto przed siebie, nawet jeśli nie miałem szerokiego pola widzenia i mój wzrok spoczywał na monokolorowej pościeli. Poczułem ciężar Jenny na materac i nagły dopływ powietrza, ponieważ dziewczyna zdjęła kołdrę z mojej głowy. Zmrużyłem oczy, bo w domku było o wiele jaśniej niż w mojej kryjówce. Próbowałem naciągnąć kołdrę z powrotem na głowę, ale Jenna chwyciła mój nadgarstek, aby mnie zatrzymać, przez co cicho syknąłem. Musiała akurat tam? Na szczęście miałem na sobie bluzkę z długimi rękawami.
- Mów do mnie - powiedziała poważnie, ale smutno i z troską w głosie.- Boję się o ciebie, gwiazdeczko, bardzo się o ciebie boję. Nie wykańczaj się.
Spojrzałem na nią pustym wzrokiem, bez żadnego wyrazu. Wyglądała, jakby zaraz miała się rozpłakać. Taka Jenna była rzadkością i oznaczała, że działo się bardzo źle. Zrobiło mi się głupio, bo to moja wina, że się tak czuła. Jednak nic nie potrafiłem z tym zrobić. Nie umiałem się podnieść i nie wiedziałem, czy w ogóle mi się to uda.
- Powiedz coś. Zjedz coś. Wstań z łóżka, zrób cokolwiek, po prostu nie leż tu jak trup - jęknęła żałośnie, a ja szczelniej opatuliłem się kołdrą i odwróciłem się do niej plecami.
Nie powinienem tego robić, ale nie byłem w stanie kontaktować się z innymi ludźmi. Aktualnie nie potrafiłem otworzyć się na innych. Nie umiałem im zaufać, bo bałem się, że skrzywdzą mnie jak Vic.
Jenna westchnęła ze zrezygnowaniem i jej ciężar opuścił łóżko.
- Będzie z nim problem, skoro chłopcy organizują dzisiaj zieloną noc. Oni nie znają litości - szepnęła, a moje oczy otworzyły się szerzej.- Pilnuj go, Matty. Mam wrażenie, że mały będzie ich pierwszym celem.
Matty nie odpowiedział, więc pewnie pokiwał głową. Na pewno się zgodził, zależało mu na moim szczęściu i bezpieczeństwie, był moim najlepszym przyjacielem, a ja nie potrafiłem tego docenić i odgrywałem rolę pokrzywdzonego przez los dziecka. Moja egzystencja była bardziej niż żałosna.
Usłyszałem trzask drzwi, który oznaczał, że Jenna opuściła domek. Byłem tu tylko ja i Matty, który usiadł obok mnie i położył dłoń na moim ramieniu. Drgnąłem i zacisnąłem oczy, aby nie widzieć świata, który mnie otaczał. Gdy byłem z Victorem, potrafiłem zauważyć jego piękno. Teraz wszystko było czarno-białe i przeplatane złą czerwienią.
- Pójdziesz zjeść obiadokolację? - zapytał spokojnie, przenosząc swoją dłoń na moje włosy.
To miły gest, który trochę mnie uspokoił, ale to nie było to samo, co czułem, gdy Vic to robił. Wszystko mi go przypominało. Chciałem do niego pobiec i rzucić się mu na szyję. Powiedzieć, że wszystko jest w porządku i że mu wybaczam, ale nie mogłem tego zrobić. Znowu by mnie zranił, a ja ponownie będę załamany, bez chęci do życia. Nie mogłem ciągle się zawodzić. Nacierpiałem się już.
Nie odpowiedziałem na pytanie Matty'ego, bo nie miałem siły mówić. Zresztą, on doskonale wiedział, że i tak bym nie poszedł. Od rana byłem na małej sałatce, kawie i herbacie. Gdy jutro wrócę do domu i zapomnę o tym, co się tu wydarzyło, zjem obiad przygotowany przez mamę i pójdę do przodu. Jak to powiedział Matty, będą inni. Znajdę sobie chłopaka, zapomnę o Vicu. To dobry plan.
- Idę coś zjeść - znów usłyszałem głos przyjaciela.- Przyniosę ci jakąś sałatkę. Nie rób nic głupiego, dobrze? Zaraz wrócę.
Oczywiście mu nie odpowiedziałem i wsłuchiwałem się w odgłos jego stóp, a następnie zamknięcie drzwi. westchnąłem ciężko i otworzyłem oczy. To będzie ciężki koniec obozu...
Vic
Było źle. Było bardzo, bardzo źle. Chyba nigdy w życiu nie byłem w tak podłym humorze. Chyba nigdy nie byłem tak... Załamany. Byłem załamany, bo straciłem Kellina. Nie potrafiłem od tak przestać się nim przejmować. Musiałem mieć go przy sobie, czuć jego zapach, dotykać jego miękkie włosy, muskać jego bladą skórę. Potrzebowałem go. Przez te prawie trzy tygodnie zdążyłem się w nim nie tylko zauroczyć, ale również zakochać. Więc dlaczego nie potrafiło przejść mi to przez gardło, gdy inni się o nas dowiedzieli? Bałem się reakcji ludzi. Nie chciałem, żeby postrzegali mnie inaczej, a przecież na pewno by tak było. Mogłem nazwać się największym idiotą tego świata. 
Nie wiedziałem, czy zraniły go moje słowa o tym, że ma popieprzone w głowie i go nie kocham, czy może świadomość zakładu, który niby wygrałem, ale nie miał już żadnego znaczenia. Obie rzeczy okropnie go zraniły. Ba, to ja go zraniłem, bo byłem debilem.
Nie wychodziłem z domku od śniadania, na które poszedłem z nadzieją, że może zobaczę Kellina. Myliłem się. W ogóle nie pokazał się w obozie, co zmartwiło mnie jeszcze bardziej. Co jeśli coś sobie zrobił? Znów miał atak paniki? Co jeśli sięgnął po żyletkę? Nie mogłem go tak zostawić. Za bardzo się o niego martwiłem, chciałem z nim być, nawet jeśli on wyrzuci mnie za drzwi, co jest bardzo prawdopodobne. Aktualnie znaczył dla mnie więcej niż wszystko razem wzięte. Znaczył już od dłuższego czasu.
Poderwałem się z łóżka, co spowodowało, że Mike spojrzał na mnie kątem oka. Oswoił się z tym, że Michelle mu nie wybaczy i nazwał mnie skończonym przyjebem, gdy opowiedziałem mu o tym, co zrobiłem. Niczego nie żałowałem bardziej niż tego.
- Gdzie idziesz? - zapytał.
- Do Kellina - odpowiedziałem szybko, podchodząc do drzwi.
- Przecież on nie chce cię widzieć.
- Nie ma innego wyboru.
Wyszedłem z domku i szybko udałem się do Kellina. Była pora obiadokolacji, a ja mogłem się założyć, że chłopak na pewno nie poszedł do stołówki. Jego przyjaciele pewnie byli na posiłku, więc dawało mi to większe pole do popisu i możliwość dłuższego porozmawiania z brunetem.
Stanąłem przed drzwiami i długo rozważałem wejście do środka. W końcu jednak przemogłem się i zapukałem. Zero odzewu. Postanowiłem nacisnąć klamkę i ku mojemu zdziwieniu, drzwi ustąpiły. Cicho wszedłem do środka i delikatnie zamknąłem drzwi. Kellin siedział na łóżku, był odwrócony do mnie tyłem. Widziałem, jak drżał. Miał pochyloną głowę, wydawał z siebie odgłosy, jakby płakał i raz po raz syczał z bólu. Powoli do niego podszedłem i przez jego ramię zobaczyłem zakrwawione przedramiona chłopaka.
- Nie, Kellin, nie, nie, nie - wydukałem, schodząc na łóżko i wyrywając mu żyletkę spomiędzy palców.
Gdy mnie zobaczył, odskoczył do tyłu i rozpłakał się jeszcze bardziej. Nie chciałem działać na niego w ten sposób.
- Idź stąd - wyszeptał słabo, chwytając jeden ze swoich nadgarstków i brzydząc przy tym palce krwią.
- Wykrwawisz się, o Boże, gdzie macie tu apteczkę, w szafie? - zacząłem mówić nerwowo, po czym wstałem z łóżka i podszedłem do szafy, którą otworzyłem.
Na najwyższej półce znajdowała się mała apteczka, tak jak w każdym domku. Wróciłem do Kellina, który wpatrywał się w krew na swoich dłoniach, po czym wyciągnąłem z pudełka wodę utlenioną, gazę i bandaż. Chciałem chwycić rękę chłopaka, ale on pisnął i przycisnął dłonie do swojej klatki piersiowej, brudząc przy tym koszulkę.
- Proszę cię, Kellin, daj mi ręce, proszę cię - westchnąłem żałośnie, a chłopak odwrócił ode mnie wzrok.- Nie chcę, żeby coś ci się stało, rozumiesz? Nie chcę. Gdyby coś ci się stało, nie wytrzymałbym. Potrzebuję cię, Kell, nie możesz... Nie możesz... - załamał mi się głos i schyliłem głowę, aby ukryć szkliste oczy.
Nie chciałem, aby widział, że zbierało mi się na płacz. Nikt nigdy nie widział, jak płaczę. Ja nie płakałem.
- Daj mi dłonie i sobie pójdę, proszę cię.
Kellin walczył sam ze sobą, nadal mocno przyciskając ręce do siebie, przez co tracił jeszcze więcej krwi. W końcu wyciągnął je przed siebie i spojrzał na nie szklistymi oczami, w których widziałem smutek, ból i rozczarowanie. Był rozczarowany mną. Wiedziałem to.
Chwyciłem czystą chusteczkę, którą wyciągnąłem z opakowania znajdującego się na łóżku chłopaka, po czym delikatnie wytarłem czerwień z jego rąk. Na jego skórze ciągle pojawiały się kolejne kropelki, które usuwałem chusteczką, aż w końcu pokryłem rany, czyli całe przedramiona, wodą utlenioną. Kellin syknął z bólu i zacisnął powieki.
- Wiem, że boli, przepraszam, przepraszam - szepnąłem.
Gdy skończyłem pracę z wodą utlenioną, nałożyłem gazę na rany i owinąłem ręce chłopaka bandażami. Zamocowałem je mocno i odłożyłem apteczkę na bok.
- Obiecałeś, że już nie będziesz tego robił - wyszeptałem.
- Teraz masz powody, żeby mówić, że mam popieprzone w głowie - odparł jeszcze ciszej niż ja.- Albo się o mnie zakładać i Bóg wie jeszcze co.
- Ja ci wszystko wytłumaczę, tylko musisz mi obiecać, że mi uwierzysz.
- Już ci nie ufam.
- Wysłuchaj mnie do końca, chcę ci powiedzieć, jak naprawdę było.
- Już słyszałem, jak naprawdę było.
- To o zakładzie to prawda, w porządku, przyznaję się, ale reszta, co o tobie mówiłem, była wymyślona, żeby się odczepili.
- Gdybyś naprawdę coś do mnie czuł, to miałbyś gdzieś innych.
- Kellin, powiedziałem...
- Miałeś iść po opatrzeniu ran - syknął, chwytając swoje podwinięte rękawy, które spuścił w dół, aby zakryć bandaże.
- Kell...
- Do widzenia - mruknął dobitnie, po czym położył się na łóżku, przykrył kołdrą po uszy i zamknął oczy.
Nie chciał mieć ze mną nic do czynienia. Cudem było, że w ogóle dał mi się dotknąć i opatrzyć. To była moja wina. To ja wszystko spieprzyłem, to przeze mnie cierpi. Odbudowanie tego wszystkiego będzie co najmniej trudne. Nie mogłem na niego naciskać, bo pogorszyłbym sprawę. Dlatego wstałem z łózka i powoli opuściłem domek chłopaka. 
Po drodze do swojego, zdałem sobie sprawę, że w moich poplamionych krwią dłoniach ściskałem zakrwawioną żyletkę. Spojrzałem na nią i zacisnąłem usta w cienką linię, po czym schowałem metal do kieszeni.
Zamiast do domku, postanowiłem pójść do łazienki, aby umyć ręce. Szybko oczyściłem dłonie z krwi i wyszedłem z budynku. Wtedy doskoczyli do mnie Oliver i Matt. Jeszcze tych mi tu brakowało.
- Jak tam, gejaszku? - wyszczerzył się ten pierwszy, a ja postanowiłem go zignorować i ruszyłem w stronę swojego domku.- Hej, hej, hej, nie chcemy ci jakoś dopiec, czy coś. Mamy propozycję.
Ostatnia propozycja Olivera i Matta nie skończyła się zbyt dobrze, bo pokłóciłem się z Kellinem. Cóż, teraz niby też byliśmy skłóceni, ale nie mogłem tego pogorszyć. Wręcz odwrotnie, musiałem to wszystko naprawić.
- Dzisiaj zielona noc, więc musimy pobawić się z Quinnem - odezwał się Matt. Wiedziałem, że tak będzie.- Jako że ty zbliżyłeś się do niego na różne sposoby - zachichotał - nie będziesz miał problemu z wykonaniem małego psikusa.
- Kto powiedział, że chcę się w to bawić? - mruknąłem.
- Będzie fajne, wyluzuj trochę. Pójdziemy z tobą. W końcu Quinn to nasze kochane, ulubione popychadło.
Wtedy przyszło mi coś do głowy. Dążyłem do tego, żeby Kellin mi wybaczył, więc musiałem mu pokazać, że moje uczucia do niego są silne i wcale nieudawane. Musiałem pokazać, że nie przejmuję się opinią innych. Rzecz w tym, że z minuty na minutę ta cała reputacja i dobre zdanie o mojej osobie obchodziło mnie coraz mniej. Musiałem odzyskać Kellina, więc postanowiłem pokazać przy Oliverze i Mattcie, że go kocham.
- W porządku. To o co chodzi?
Kellin
Ściemniało się, a to oznaczało, że cały obóz zaraz zacznie biegać, pokrywać klamki pastą do zębów, rzucać się papierem toaletowym i kąpać się w jeziorze na waleta. Prawdopodobnie tylko ja nie miałem zamiaru brać w tym udziału. Nie planowałem wychodzenia z łóżka do jutrzejszego wyjazdu. Matty, Jack, Justin i Gabe wychodzili z domku około jedenastej wieczorem, aby postraszyć trochę maluchy. Wtedy nastała cisza, a ja nasłuchiwałem jakichkolwiek odgłosów, które oznaczałyby, że ktoś się tu skrada i postanawia spłatać mi nieprzyjemnego psikusa. Na pewno coś mi zrobią. Zawsze robili.
Drzwi były zamknięte na klucz, ale oni znali sposoby, aby dostać się do środka. Mieli przy sobie wsuwki i i druty, na pewno uda im się wejść. Nie byłem pesymistą. Myślałem realistycznie.
Nagle usłyszałem szepty i usiadłem na łóżku, patrząc w stronę drzwi. Owinąłem się kołdrą jak peleryną, po czym wstałem z łóżka i na palcach poszedłem do drugiego pokoju w domku, gdzie znajdowały się łózka Jacka i Gabe'a. Może jeśli nie zobaczą mnie w izbie główniej i nie wpadną na to, żeby zajrzeć tutaj, zostawią mnie w spokoju.
Usiadłem w kącie i czekałem. Bałem się, bo mogli wymyślić dosłownie wszystko. Nie wiedziałem, kto przyjdzie. Byłem pewien tylko jednej osoby - Olivera. To on wiódł prym.
Usłyszałem odgłos otwieranego zamka i kilka kroków, które oznaczały, że ktoś wszedł do środka.
- Widzisz go? - usłyszałem szept Olivera.
- Nie - odpowiedział mu Vic.
Vic? Vic przyszedł, żeby trochę się ze mną zabawić? Myślałem, że nie zniży się do tak niskiego poziomu. Chociaż czego mogłem od niego oczekiwać? Tak naprawdę sam nie wiedziałem, czy mu na mnie zależało, czy też nie.
- Wejdźmy do drugiego pokoju - powiedział cicho Matt i znowu usłyszałem kroki.
Cholera. Teraz na pewno mnie to nie ominie, skoro tu szli. Nie miałem pojęcia, co dla mnie przygotowali. Co roku robili coś innego. Jeszcze nigdy się nie powtórzyli. Powoli wstałem i najbardziej jak tylko mogłem, wcisnąłem się w ścianę. Moje spojrzenie było wlepione w drzwi, które powoli się otworzyły. Któryś z nich zapalił światło i wtedy zobaczyłem Matta, Olivera i Vica z dużym wiadrem w ręce. Zadrżałem. W wiadrze mogło być wszystko, więc czego miałem się spodziewać? Pozostało mi czekać.
- Witaj, Quinn - Oliver wyszczerzył się do mnie, a ja mocniej opatuliłem się kołdrą. Jeśli mnie czymś obleją, więcej znajdzie się na materiale niż na mnie.- Mamy coś dla ciebie. A raczej twój kochaś coś dla ciebie ma.
Spojrzałem na Vica, a mianowicie w jego oczy, z których próbowałem cokolwiek wyczytać. Zawsze go zdradzały. Jego wyraz twarzy mówił, że zaraz coś mi zrobi, ale jego oczy całkowicie temu zaprzeczały. Krzyczały do mnie, że nic mi się nie stanie i wszystko będzie dobrze.
Podniósł wiadro i już chciał wylać na mnie jego zawartość, gdy nagle odwrócił się do Olivera i Matta i breja z cebra znalazła się na nich. Było to błoto z insektami. Widziałem, jak dziesiątki obrzydliwych robaków chodziło po chłopakach. Gdyby to znalazło się na mnie, chyba bym się rozryczał, bo nienawidziłem owadów. Mimo to, do oczu i tak naszły łzy, bo Vic nic mi nie zrobił. Ba, postawił się moim oprawcom, za co byłem mu wdzięczny.
- Wyjaśnijmy coś sobie - warknął, patrząc na ubłoconych nastolatków, którzy próbowali ściągnąć z siebie to paskudztwo.- Nawiązując do naszej wczorajszej rozmowy, którą Kellin słyszał i przez nią muszę naprawiać to, co zepsułem, chce wam powiedzieć, że to co mówiłem, było kłamstwem. Był zakład, założyłem się o to, że go w sobie rozkocham, zgadzam się - skinął głową i przełknął głośno ślinę.- Ale reszta to nieprawda.
Rozchyliłem nieco wargi i zmarszczyłem brwi. Chciałem wysłuchać go do końca, bo jeśli przyznawał się do wszystkiego przy Oliverze i Mattcie, coś było na rzeczy. To nie znaczyło jednak, że mu wybaczyłem. Zranił mnie i nie potrafiłem od tak mu powiedzieć, że wszystko było już w porządku. Tym razem nie zaufam mu tak szybko.
- Poprosiłem Kellina o chodzenie - mówił dalej.- Ten seks... To nie był seks, żeby oficjalnie wygrać zakład. To był seks z uczuciem, aby pokazać, że mi na nim zależy. Mam nadzieję, że to pokazał - spojrzał na mnie, po czym chwycił mnie za rękę, którą wcześniej trzymałem pod kołdrą. Na początku chciałem mu się wyrwać, ale ostatecznie splotłem z nim swoje palce.- Zależy mi na nim. Bardzo. Jak na nikim innym. Kellin, przepraszam - spojrzał mi w oczy.- Przepraszam za wszystko, co zrobiłem. Przepraszam, że cię zraniłem. Przepraszam za te wszystkie lata. Przepraszam za moje słowa. Przepraszam za moje czyny. Przepraszam za moje zachowanie. Przepraszam za siebie. Przepraszam za twoje blizny. Przepraszam za twoje ataki. Przepraszam.
Po moich policzkach popłynęły rzewne łzy. Kątem oka zauważyłem, że Matt szepnął coś do Olivera po czym obaj wyszli z domku. Teraz zrobiło się bardziej komfortowo, bo nikt na nas nie patrzył. Tylko ja i Vic. Jego słowa były piękne, chciałem skoczyć mu na szyję i całować każdy cal jego twarzy, ale nie mogłem. Musiałem to wszystko przemyśleć. Co jeśli znów tylko grał? Co jeśli Oliver i Matt byli tylko publicznością? Czy Vic zdobyłby się na te wyznania przed nimi? Chciał chronić swoją prywatność, a sam zdradził swoje tajemnice.
Chłopak chwycił moją drugą dłoń, przez co kołdra spadła na podłogę. Krople łez nadal ciekły po mojej twarzy i spadały na moją koszulkę, w którą następnie wsiąkały.
- To wszystko prawda, Kell - szepnął.- Jestem okropnym człowiekiem, wiem o tym. Nie zasługuję na ciebie, a mimo to chcę spróbować. Dasz mi szansę?
Puściłem jedną z jego dłoni i otarłem łzy jej wewnętrzną częścią. Co miałem mu powiedzieć? Chciałem go. Był dla mnie wszystkim i nie mogłem go stracić. Potrzebowałem po prostu czasu.
- Umm...- zacząłem niepewnie, schylając głowę i wlepiając wzrok w panele podłogowe.- Vic, ja...
- Po prostu mi powiedz - wyszeptał nerwowo.- Powiedz, że chcesz.
- Chcę - spojrzałem mu w oczy, które zabłyszczały.- Ale daj mi trochę czasu na ostateczną odpowiedź.
Vic jakby zmarkotniał. Uniósł brwi i oblizał wargi.
- Nie mamy czasu, Kell, jutro wracamy do domu, nie mamy czasu.
- Więc powiem ci jutro. Powiem ci, obiecuję. Jutro wszystkiego się dowiesz.
Vic westchnął ciężko i pokiwał głową. Niech się cieszy, że w ogóle postanowiłem to rozważyć. Rozumiałem, że to było dla niego ciężkie, ale powinien postawić się w mojej sytuacji. To ja ucierpiałem.
- W porządku - mruknął.- Tylko... Wybierz dobrze, Kell.

wtorek, 28 stycznia 2014

18.

Yup, koniec tej słodyczy, jedziemy z tym koksem.
_______________________
Obudził mnie lekki powiew wiatru, muskający skórę mojej twarzy. To nie było przyjemne uczucie, dlatego też skrzywiłem się i powoli otworzyłem oczy. Musiałem przyzwyczaić się do jasności, a zawsze zajmowało mi to trochę czasu, więc zanim obudziłem się całkowicie, minęło kilka dobrych minut. Pierwszą rzeczą, którą zobaczyłem, była uśmiechnięta twarz Vica. Jego włosy to istny artystyczny nieład, ale on się tym nie przejmował, podobnie jak ja. Sam pewnie nie wyglądałem lepiej, jak każdy rano zaraz po przebudzeniu. Zresztą, dla mnie i tak był idealny, nawet z szopą na głowie i śpiochami w oczach.
- Dzień dobry, księżniczko - odezwał się jako pierwszy, a ja zmarszczyłem brwi, słysząc określenie, jakim mnie nazwał.
- Nie jestem księżniczką - mruknąłem, przewracając się na brzuch, ponownie zamykając oczy i wtulając się w poduszkę.
Znów poczułem dmuchanie na twarzy i zdałem sobie sprawę, że to Vic postanowił się ze mną podroczyć. Nie wiedziałem, która była godzina, ale na pewno nieodpowiednia na takie zabawy. Było wcześnie, a mi nadal chciało się spać.
- Obraziłeś się? - zapytał i poczułem, jak ściąga ze mnie koc, którym byłem okryty.
Zadrżałem, bo spałem w samych bokserkach i koszulce, ale po chwili znów poczułem ciepło. Vic położył się na moich plecach i zaczął muskać ustami moje ucha, a następnie szyję. Na szczęście nie był zbyt ciężki, więc nie miałem problemu z tą pozycją. Leniwie otworzyłem oczy i odchyliłem głowę do tyłu, aby móc na niego spojrzeć. Urządził sobie ze mnie materac. Nie wiedziałem, czego mogłem się po nim spodziewać.
- Wygodnie ci? - uniosłem brew w górę, próbując poruszyć się w taki sposób, że chłopak by ze mnie spadł. On natomiast zmienił swoje położenie, a mianowicie położył się na plecach. Westchnąłem ciężko, a moja głowa opadła na poduszkę.- Nienawidzę cię.
- Wcale nie. Uwielbiasz mnie.
Uśmiechnąłem się lekko. Oczywiście, że go nie nienawidziłem. Kochałem go, ale chciałem, żeby ze mnie zszedł. Był jak mały dzieciak, droczył się ze mną, pewnie z powodu nudy, która go dopadła. Mike wspominał o tym, że jego brat nie potrafił zbyt długo usiedzieć w jednym miejscu. Szukał alternatywy, więc postanowił wykorzystać mnie do swojej zabawy.
- Zejdź ze mnie, chcę wstać - powiedziałem, a Vic sturlał się z moich pleców i położył się obok mnie.
Jego twarz znajdowała się kilka centymetrów od mojej, więc Vic to wykorzystał i połączył nasze wargi w słodkim pocałunku. Nie trwał on długo i bardzo dobrze, bo to zniszczyłoby jego urok. Oderwał się ode mnie i uśmiechnął się delikatnie.
- Dzień dobry, księżniczko - powtórzył, a ja usiadłem po turecku i pokręciłem głową.
- Mogę być wszystkim, ale dlaczego wybrałeś akurat księżniczkę?
- Bo jesteś ładniejszy od wszystkich księżniczek razem wziętych - odpowiedział.
- Wow, wezmę to za komplement - westchnąłem.- Ale nie mów tak na mnie, dobrze?
- W porządku, skarbie - podniósł się i pocałował mnie w policzek.- Chyba będę musiał się stąd ruszyć, bo zaczną coś podejrzewać i będzie słabo.
Pokiwałem głową i patrzyłem, jak sięga po swoje spodnie i je zakłada. Przeczesał palcami włosy, żeby wyglądały jako tako, po czym poprawił swoją koszulkę. Mogłem patrzeć na niego godzinami i nigdy by mi się to nie znudziło. Ludzie lubili patrzeć na idealne rzeczy. Nie nazywałem Vica rzeczą, oczywiście, że nie, ale dla mnie był perfekcją w każdym calu, dlatego na niego patrzyłem i zwracałem uwagę na najmniejsze szczegóły.
- Boli cię coś? - zapytał nagle.
Chwilę zajęło mi skojarzenie, o co mu chodziło, ale w końcu przypomniałem sobie wczorajszą noc i uśmiechnąłem się do siebie. Pewnie do tego mocno się zarumieniłem, ale to było już na porządku dziennym.
- Nie. Nic mnie nie boli - odpowiedziałem szczerze.
- Cieszę się. Starałem się, żeby nie było zbyt gwałtownie i tak dalej...
- Hej, było idealnie - chwyciłem jego dłonie i uśmiechnąłem się do niego, dając mu do zrozumienia, że wszystko było w porządku i nie musiał się o mnie martwić.- Dziękuję za wszystko.
- To ja dziękuję - orzycisnął swoje usta do mojego czoła.- Muszę iść. Kiedy się spotkamy?
- Cóż... - zastanowiłem się chwilę i wpadłem na pewien pomysł.- Ostatnio nie posprzątałem łazienek, więc pójdę dzisiaj. Piszesz się? 
- Oczywiście. Za tobą nawet do kibli - uśmiechnął się, a ja zachichotałem.- Do zobaczenia.
Pocałował mnie jeszcze raz, po czym z uśmiechem na ustach wyszedł z namiotu, w którym zostałem sam. Uśmiechałem się sam do siebie jak jakiś idiota, ale przynajmniej byłem szczęśliwym idiotą. Nie mogłem uwierzyć w to, co mnie spotkało. Nigdy bym nie przypuszczał, że będę w idealnym związku z Victorem Fuentesem, który jeszcze niedawno pomiatał mną jak szmacianą lalką. A teraz... Teraz było idealnie. Na pewno coś do mnie czuł, tylko czekał na moment, aby mi to powiedzieć. Na pewno tak było, po prostu musiałem uzbroić się w cierpliwość.
Ubrałem spodnie, po czy zacząłem składać koce i śpiwory, ponieważ niedługo będziemy musieli zbierać się z powrotem do obozu. Nie mogliśmy siedzieć tu w nieskończoność, chociaż nie narzekałbym, gdybyśmy musieli. Było mi zbyt dobrze na duchu, aby opuszczać to miejsce.
Gdy wszystko już poukładałem, zacząłem się zastanawiać, czy Matty w ogóle tu wróci. Może i Vic nie zachował się zbyt miło, gdy praktycznie wyrzucił go z namiotu, ale zrobił to kulturalnie, tak? To się liczyło. Postanowiłem na niego nie czekać i wyrzuciłem z namiotu plecaki oraz śpiwory, po czym sam z niego wyszedłem. Przeciągnąłem się niczym kot, po czym rozejrzałem się po polanie. Było tu jeszcze kilka namiotów, z których wychodziły różne osoby. Nie było takiej, która dziwnie by na mnie nie spojrzała, co jakoś specjalnie mnie nie zmartwiło, nawet jeśli te spojrzenia były nieco inne niż zwykle. Miałem tu na myśli jakby obrzydzenie i zdziwienie, chociaż nie miałem pojęcia, co dało im podstawy do takiego traktowania mojej osoby. Może po prostu o mnie rozmawiali, zmieszali z błotem i tyle. Nie mogłem się tym przejmować i psuć sobie wspaniałego humoru. To nic, że każdy, kto przechodził obok mnie, patrzył na mnie, jakbym był zarażony jakąś chorobą. Głowa do góry i do przodu, Kellin. Głowa do góry i do przodu.
Po chwili obok mnie pojawił się Matty, który również spojrzał na mnie w inny sposób niż zwykle. Był chyba zmartwiony i nieco zdenerwowany. Cholera, co tu się działo?
- Jak noc? - zapytał spokojnie, nie dając po sobie poznać, że coś go trapi.
- W porządku - mruknąłem.- Co się dzieje?
- Nic specjalnego - odpowiedział szybko. Chyba trochę za szybko.- I tak cię to nie zainteresuje. Chodź, złożymy namiot.
Nie chciałem drążyć tematu, bo skoro Matty nie chciał mi powiedzieć, to od nikogo się nie dowiem. Nie warto było martwić się na zapas, więc postanowiłem o tym zapomnieć.
Złożyliśmy namiot, chwyciliśmy nasze plecaki i ruszyliśmy ścieżką w stronę obozu. Dotarliśmy tam po kilku minutach i od razu skierowaliśmy się do naszego domku. Weszliśmy do środka, gdzie siedziała reszta naszych przyjaciół. Przelotem na mnie spojrzeli, na szczęście nie w jakiś dziwny sposób, chociaż mogłem wyczuć, że coś było nie tak. Zignorowałem to. Podszedłem do swojego łóżka, na którym usiadłem, po czym wyciągnąłem swój telefon z plecaka. Zmarszczyłem brwi, gdy zobaczyłem, że miałem jedną nieodebranaą wiadomość od Vica.
Vic: Czy na Ciebie też tak dziwnie patrzą? 
Okej, tym mnie zaskoczył. Myślałem, że tylko ja byłem traktowany w tym momencie jak jakiś wyrzutek, ale najwyraźniej Vica też to dosięgnęło. Tylko dlaczego? Wszyscy go lubili. Nie mogli od tak traktować go jak śmiecia. Chyba że... Może się o nas dowiedzieli? Wszyscy już wiedzieli, że Vic to gej, więc się od niego odwrócili? Na pewno nie. Nie mogli się domyślić. Chyba nie byłem aż tak głośny tej nocy...
Kellin: Nie tylko Ciebie. Czy ktokolwiek w ogóle ci powiedział, o co chodzi??
Vic: Nie :/ I to mnie martwi. Możesz się spotkać?
Kellin: Nie lepiej teraz siedzieć w domkach i poczekać do wieczora? Nie wiemy, o czym plotkują, może o nas i wtedy damy im do tego podstawy.
Vic: Racja. Trzymaj się, skarbie <3
Kellin: Ty też (: <3
Odłożyłem telefon na bok i cicho westchnąłem, układając sobie wszystko w głowie. Vic też był obdarowywany niemiłymi spojrzeniami. Nikt nie chciał nam powiedzieć, o co chodzi, więc wyszło na to, że musieliśmy czekać do wieczora, aby sprawa się wyjaśniła. Chciałem go teraz przytulić i czuć, że przy mnie jest, a zamiast tego musiałem siedzieć tutaj i wszystkim się zamartwiać. Mój humor znacznie się pogorszył. Nie dlatego, bo ktoś krzywo na mnie patrzył. Załamał mnie fakt, że nie miałem zielonego pojęcia, co się dzieje. Nawet mój najlepszy przyjaciel trzymał buzię na kłódkę. Nawet na mnie nie spojrzał. Nie zapytał, czy coś się stało, a przecież zawsze to robił. Zostałem pozostawiony sam sobie i czekałem na wieczór, mając wrażenie, że nigdy nie nadejdzie.
Na obiadokolacji nie było lepiej. Ludzie zerkali to w moją stronę, to w Vica, który przybierał maskę dobrego aktora i udawał, że wcale go to nie rusza. Ja jednak znałem prawdę i wiedziałem, że się przejmował. Spontanicznie rozmawiał ze swoimi przyjaciółmi, ale jego oczy zdradzały prawdę o jego uczuciach i emocjach. To w nim zauważyłem. Wystarczyło spojrzeć mu w oczy. Teraz nie było w nich blasku. Źrenice pomniejszyły się, a sama tęczówka przybrała nieco jaśniejszy odcień brązu. Denerwował się. Bał się. Specjalnie unikał mojego spojrzenia, aby nie sprawiać wrażenia, że coś między nami jest. Ja nie potrafiłem się oprzeć i musiałem co jakiś czas na niego zerkać, choć robiłem to rzadziej niż zwykle. Tu chodziło o niego. Zależało mi na jego szczęści i jeśli wszyscy się od niego odwrócą, nie będzie szczęśliwy.
Nie miałem apetytu, więc nic dziwnego, że zjadłem tylko surówkę. Nie mogłem jeść myśląc o tylu problemach. Odsunąłem od siebie talerz i wstałem od stołu. W drodze do wyjścia czułem na sobie spojrzenia wszystkich zgromadzonych w stołówce. To było złe. To było niekomfortowe. To było nieodpowiednie. To było niepotrzebne.
Nie miałem pojęcia, czy ci ludzie czuli się lepiej, mieszając innych z błotem, ale doszedłem do wniosku, że odpowiedź na to pytanie jest raczej twierdząca. Jeśli mają okazję, wbiją ci szpilę w plecy, nawet jeśli jesteś dla nich ważny. Jednego dnia uchodzą za twoich przyjaciół, drugiego stają się obojętni, a trzeciego kopią pod tobą dołki, abyś czwartego w nie wpadł. Nie pomogą ci się wydostać. Dosypią ziemi, aby droga do wolności była utrudniona. Nie podadzą pomocnej dłoni. Nie wyciągną z dołu. Nie oczyszczą z błota. Będą patrzeć, śmiać się, szeptać. Wciągną w to ważną dla ciebie osobę, która również ucierpi, nawet jeśli na to nie zasługuje. Ty też na to nie zasługujesz, a jednak cierpisz. Ja na to nie zasługiwałem, a cierpiałem.
Takie był realia, których nigdy nie zmienię, nawet jeśli bardzo bym chciał, a uwierzcie mi, bardzo bym chciał. Gdy myślałem, że wszystko się ułożyło, ktoś musiał dodać swoje trzy grosze. Jak zwykle cieszyłem się trochę wcześniej, niż powinienem.
Gdy wyszedłem z budynku, prawie wpadłem na Jennę, która miała zamiar do niego wejść. Wymruczałem ciche "przepraszam", po czym chciałem ją wyminąć, ale dziewczyna chwyciła mnie za rękę i zatrzymała w miejscu.
- Co się stało? - zapytała od razu. Doskonale wiedziała, że coś było nie tak.
- Nic. Chcę wrócić do domku.
- Nie wrócisz, dopóki mi nie powiesz, co cię trapi.
- Nic się nie dzieje, po prostu jestem zmęczony i nie chce mi się siedzieć przy stole. Czy mogę już iść?
Jenna zmrużyła oczy i spojrzała na mnie podejrzliwie. Oczywiście, że mi nie wierzyła, ale wiedziała również, że zaliczałem się do osób upartych i raczej niczego ze mnie nie wyciągnie. Najpierw ja musiałem się wszystkiego dowiedzieć, aby rozmawiać na ten temat z innymi.
- W porządku, nie będę naciskać - powiedziała bez przekonania.- Uważaj na siebie, mały.
Pokiwałem głową i ruszyłem w stronę domków. Nie wiedziałem, na co miałem uważać, skoro przed idiotami i tak się nie ukryję. Są wszędzie. Prędzej czy później każdy będzie musiał stawić im czoła. Teraz nadszedł czas na mnie.
W domku przebrałem się w wygodniejsze ubrania, po czym udałem się do magazynku, aby wziąć stamtąd wiadra, detergenty i gąbki. Miałem nadzieję, że Vic przyjdzie i mnie nie wystawi. Zależało mu na spotkaniu, więc na pewno się pojawi. Musieliśmy przedyskutować wiele spraw. Wszedłem do łazienki i niemal od razu zabrałem się za czyszczenie umywalek, które były najprostsze do wypolerowania. Szybko sobie z nimi poradziłem. Następnie zająłem się prysznicem. W pomieszczeniu tym znajdowało się okno, które postawiłem uchylić, aby wpuścić do środka nieco świeżego, leśnego powietrza i wywietrzyć nieprzyjemni zapach chemikaliów. Gdy chciałem wejść do pierwszej kabiny, zatrzymał mnie krzyk dobiegający z dworu. usłyszałem go dzięki otwartemu oknu, do którego powoli podszedłem i nieco się wychyliłem, aby zobaczyć, co się dzieje. Miałem widok na tył budynku łazienki, gdzie stał Vic, Tony i Jaime oraz Oliver i Matt z kilkoma swoimi kumplami. Zacząłem się denerwować. Wszyscy, oprócz Tony'ego i Jaimego, otoczyli Vica. Bałem się, że coś mu zrobią, ale wiedziałem, że pewnie sobie poradzi. Miałem taką nadzieję.
Postanowiłem nieco się schować, na wszelki wypadek, gdyby którykolwiek z nich zechciał spojrzeć na łazienkowe okno. Oparłem się o ścianę i zacząłem słuchać tego, co działo się na zewnątrz.
- W życiu nie podejrzewałbym cię o pedalstwo, Fuentes - warknął Oliver, a ja przełknąłem ślinę.
- Och, doprawdy? - zakpił Vic.- Masz tyle dowodów na to, że jestem gejem, ile włosów na klacie.
- Cały obóz wie. Może i te namioty nie były takim dobrym pomysłem?
- Co masz na myśli? - denerwował się, a ja chciałem szybko tam pobiec i po prostu go uściskać.
- Jeśli już uprawiasz seks, to wyłącz lampkę, bo niezły teatr cieni nam odstawiliście. Dodatkowo, warto chyba uciszać Quinna, gdy pieprzy się do w tę pedalską dupę, bo jego jęki i krzyki było słychać na drugim końcu polany. Swoją drogą, naprawdę? Quinn? Gorzej chyba nie mogłeś wybrać.
Nastała chwilowa cisza. czekałem na rozwój wydarzeń i jakiekolwiek słowa Vica, które by go obroniły, podobnie jak mnie. To wszystko moja wina. Moglem być cicho. Mogłem zgasić lampkę. teraz to Vic musiał zmierzyć się z oprawcami. Nie był do tego przyzwyczajony, więc przeżyje to inaczej niż ja.
- Nie dość, że jesteś pedałem, to na dodatek pieprzysz Quinna - parsknął śmiechem Oliver.- Niżej to się chyba nie możesz stoczyć. Quinn to najgorsza możliwa decyzja. Nie zdziw się, jeśli złapiesz od niego jakieś świństwo. Wygląda na takiego, który daje dupy wszystkim, którzy sypną mu trochę kasy.
W moich oczach zebrały się łzy, ale nie pozwoliłem im popłynąć po policzkach. Czekałem na moment, w którym odezwie się Vic. Czekałem na jego reakcję, na słowa, którymi mnie obroni. Na razie jednak nic nie wskazywało na to, że coś powie. Nadal trwał w milczeniu.
- To żałosne. Quinn jest żałosny. Jego żałosna dupa jest niewarta nawet spojrzenia, a ty go przeleciałeś. To ohydne. Musiałeś coś do niego czuć, aby to zrobić. Na pewno go kochasz. Na pewno...
- Nie kocham go - przerwał mu ostro Vic, a ja musiałem przyznać, że jego słowa trochę mnie zabolały.
Myślałem, że coś do mnie czuł, a on tak po prostu zaprzecza i wypiera się swoich uczuć. Gdyby naprawdę mu na mnie zależało, przyznałby się przed Oliverem i jego brytyjską paczką, że coś dla niego znaczę, a tymczasem byłem przedstawiony tam jak najgorszy śmieć.
- Nie kochasz?
- Nie. To komiczne. Przeleciałem go, bo miałem taką ochotę i akurat nic ci do tego.
- I akurat Quinna, tak?
- Cóż, to wszystko wiąże się z jedną rzeczą dotyczącą laczka - powiedział, wahając się nieco, a ja otworzyłem szerzej oczy, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej o tej rzeczy, która mnie dotyczyła.
- Niby jaka to rzecz?
- Na początku obozu założyliśmy się z Viciem, że rozkocha w sobie Quinna, zaliczy go i tym sposobem wygra zakład - tym razem usłyszałem głos Tony'ego.- W zamian za to nie powiedzieliśmy obozowi o homoseksualizmie Vica. Wygrał zakład, zaliczył Quinna i teraz miał zamiar zakończyć ten śmieszny związek z tą panienką.
Czułem się, jakbym miał zaraz zwymiotować. Nie zatrzymywałem już łez. Wodospadami spływały po mojej twarzy, a ja cały się trząsłem. Nic do mnie nie czuł. Jak zwykle mnie wykorzystał, a ja byłem na tyle głupi i naiwny, aby mu zaufać. Robił to wszystko dla głupiego zakładu. nie kochał mnie. Te pocałunki nic nie znaczyły. Te słowa były puste. Ten seks... Seks był po prostu seksem, bez głębszego dna. Zostałem jego osobistą marionetką, a on pociągał za sznurki i mną manipulował. Okręcał sobie wokół palca. Uległem wcześniej, cierpiałem teraz.
- Właśnie. Musiałem stwarzać pozory kochającego i rozumiejącego chłopaka, tak? - to znów Vic.- Tym bardziej, że Quinn ma popieprzone w głowie, więc musiałem go jakoś udobruchać. Teraz ju go zaliczyłem i to koniec mojej cudownej przygody z tą ciotą.
Moje serce rozpadło się na miliard maleńkich kawałeczków, których już nikt nigdy nie sklei, skoro Vic nie był już mój. To było sztuczne. Tak naprawdę wcale się nie zmienił. Był dobrym aktorem i manipulatorem, dążył do swoich celów, które osiągał. Nadal miał mnie za ofiarę losu. Przecież miałem popieprzone w głowie. Osoby takie jak ja nie są nic warte.
- Czyli co, to wszystko z Quinnem to tylko dla zakładu? - mruknął Oliver.
- Tak. Właśnie tak. niczego nie było, nie ma i nie będzie.
- Ale jesteś gejem?
- Można tak powiedzieć. To chyba nic nie zmienia, co?
- Cóż, naszym ulubionym pedałem do pomiatania i tak pozostaje Quinn, więc nie, nic nie zmienia.
- Cieszę się. Zakończmy tę rozmowę.
Nastała cisza przerywana odgłosem stawianych na podłożu stóp. W budynku było słychać mój płacz, który mną zapanował. Zaczynałem mieć problemy z oddychaniem i jeśli zaraz się nie uspokoję, pewnie się uduszę. Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, więc wyprostowałem się i powoli poszedłem w ich stronę. Zobaczyłem Vica, który spojrzał na mnie troskliwie i pytająco. To była tylko maska. Już mu nie ufałem, bo nie miałem do tego podstaw.
- Co się stało, Kell? - zapytał spokojnie, z nutką zdenerwowania w głosie.
- M-może po-powiesz im-im je-jeszcze, jak ba-bardzo m-mam po-popieprzone w głowie-e? - wydukałem, a Vic pobladł.- A-albo o za-zakładzie, kt-który wy-wygrałeś, b-bo mnie przer-przerżnąłeś?
Krew całkowicie odeszła z twarzy chłopaka, a ja zacząłem płakać jeszcze bardziej. Ruszyłem w stronę wyjścia, ale zatrzymałem się przy drzwiach i spojrzałem na szatyna podpuchniętymi oczami.
- Ufałem ci! - krzyknąłem.- Zakochałem się w tobie! Kochałem cię, a ty ciągle byłeś skończonym chujem! Ciągle nic jesteś!
- Kellin... Musiałem im to powiedzieć, bo inaczej...
- Zamknij się!
- Kell, to nie tak...
- To jest bardzo tak! - wrzasnąłem.- Nienawidzę cię, rozumiesz? Nienawidzę cię!
Tym razem to było szczere. Uważałem tak, więc zatrzasnąłem za sobą drzwi.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

17.

Żem nie poszła do szkoły, to dodaję rozdzialik.
Komentarze sprawiają, że jestem szczęśliwa.
Smut ;)
Proszę.
_________________________
Temat Welly i zazdrości był zakończony. Po moim małym wybuchu, dziewczyna już nawet z nami nie siedziała, bo chyba nie mogła znieść tych piorunów, które ciskałem z oczu w jej stronę. Michelle zerwała z Mikem, który wydawał się tym trochę przygnębiony. Zrobiło mi się go żal, bo zależało mu na niej, ale popełnił błąd, za który musiał teraz zapłacić. Próbował z nią rozmawiać, przepraszał, mówił, że to był tylko uścisk, ale Michelle nie chciała tego słuchać. Moim zdaniem trochę przesadzała. Chłopak nawet następnego dnia postanowił spróbować o nią powalczyć, ale bez skutku. Mike został bez dziewczyny.
Mój związek z Victorem to była całkiem inna historia. Żadnych sprzeczek, zero gniewu, tylko prawdziwe uczucie, uśmiechy, pocałunki, radość. Nie mogliśmy zachowywać się jak para przy innych, ale gdy tylko mieliśmy taką możliwość, wykorzystywaliśmy ją. Tym sposobem na mojej szyi pojawiło się kilka malinek, których nie potrafiłem zakryć i tu pojawił się problem. Przecież nie będę chodził w szaliku podczas prawie trzydziestostopniowego upału, bo uznają mnie za idiotę. Moje włosy nie były na tyle długie, abym mógł zakryć nimi kawałem skóry. Reasumując, byłem w ciemnej dupie, bo ludzie zaczęli patrzeć na ślady, aby później między sobą szeptać, jednocześnie na mnie zerkając. Oczywiście wszystko widziałem i na początku próbowałem to olać, ale w końcu zrobiło mi się głupio i postanowiłem odejść od tego zamieszania. Jak już mówiłem, wszyscy wiedzieli, że byłem gejem. O Vicu prawie nikt.
- Dlaczego siedzisz tu sam? - usłyszałem za sobą głos Matty'ego.
Poszedłem na małą polanę, gdzie siedziałem sam, wsłuchując się w śpiew ptaków i szumiące drzewa. Musiałem się uspokoić i zrelaksować, więc potrzebowałem towarzystwa natury, która odgrywała rolę mojego najlepszego przyjaciela. Pomagała mi ciszą, na której mi zależało. Chciałem odpowiadać na nią tym samym. Milczenie jest złotem, a las rozumie to zdanie, więc zaproponuje ci złoto. Dlatego tu przyszedłem. Chciałem stać się nieco bogatszy.
- Co masz na myśli w słowie sam? - zapytałem cicho.
- Głównie to, że nie ma przy tobie Vica - odparł, siadając obok mnie po turecku.- Coś się stało? Pokłóciliście się? Coś ci zrobił? Ty mu coś zrobiłeś?
- Nic się nie stało. Musiałem uciec od zgiełku plotek. Nie chcę, żeby inni dowiedzieli się o moim związku z Victorem.
- Ty nie chcesz? - zmarszczył brwi.
- On nie chce. Mi jest to raczej obojętne, bo i tak wszyscy wiedzą, że jestem gejem. O Vicu nie wiedzą, a jemu zależy, żeby zachować to w tajemnicy. Te malinki na szyi wcale mi nie pomagają. No i te jego spojrzenia podczas śniadania. Już sam nie wiem, czego on tak naprawdę chce.
- Chce ciebie, to oczywiste, więc może wysyła do ciebie takie sygnały, aby inni się domyślili, że jesteście razem, ale chce, żebyś to ty powiedział innym, a nie on?
- On tego nie chce, przecież by mi powiedział, że ta sprawa jest już zamknięta - westchnąłem, kładąc się na plecach.
Zacząłem wpatrywać się w zieloną koronę drzew, przez którą przedzierały się promienie słoneczne i docierały do polany. Nastała cisza przerywana naszymi oddechami. Matty myślał, bo długo się nie ozywał. Znałem go już ładne parę lat, wiedziałem o nim wiele rzeczy i potrafiłem powiedzieć, kiedy się skupiał. Miał wtedy lekko zmarszczone brwi i często poprawiał okulary. Tak było również tym razem.
- A według mnie chce - odezwał się w końcu spokojnie.- Zachowuje się spontanicznie przy nas i przy swoich przyjaciołach, zostawił ci malinki na szyi, a przecież jesteś cholernie blady, więc to logiczne, że będzie je dobrze widać. Ciągle na ciebie patrzy. Oczy mu się błyszczą, Kellin, jeśli on nie jest tobą zauroczony, to na pewno się w tobie zakochał.
Podparłem podbródek na dłoni i zamknąłem oczy. Rozważałem możliwość jego zakochania się we mnie, ale wydało mi się to dość absurdalne. To o wiele za szybko, aby się we mnie zakochał. Z drugiej strony, ten sposób, z jakim mnie traktował, był cudowny i nie byłem pewien, czy robiłby to samo, gdyby czegoś do mnie nie czuł. Nie nadawałem się do takich rzeczy. To było trudne do przeanalizowania, więc czekałem na rozwój wydarzeń.
- Może. Nie wiem.
- Wydaje mi się, że dostaniesz odpowiedzi na wiele swoich pytań już dzisiaj wieczorem, bo organizujemy sobie kemping. 
- Serio? - uniosłem brew w górę i usiadłem na ziemi.- Czemu nic nie wiem?
- Bo sobie poszedłeś, a my w tym czasie rozmawialiśmy z opiekunami. Powiedzieli, że musi być kulturalnie i się zgodzili. Namioty są dwu- i trzyosobowe. Bierzemy dwuosobowy? - zapytał.
Pokiwałem twierdząco głową. Nie chciałem, żeby Matty;emu było przykro, więc nie powiedziałem mu, że wolałbym spędzić noc z Victorem. Zresztą, to na pewno byłoby nierealne, a ja już wystarczająco zaniedbałem mojego przyjaciela, więc postanowiłem spędzić noc właśnie z nim, gadając o wszystkim i o niczym i robiąc różne głupie rzeczy. W końcu byłem dobrym kumplem, a przynajmniej starałem się takim być.
Jak się okazało i wcale mnie nie zdziwiło, w kempingu brali udział tylko najstarsi obozowicze. Rozbijaliśmy namioty na jednej z dużych polan w lesie, niedaleko obozu, aby w razie czego mieć możliwość szybkiego powrotu do domków. Załatwiłem z Mattym dwuosobowy namiot, który wbrew pozorom był nawet duży i mogłaby zmieścić się tu jeszcze jedna osoba, ale nie chciałem większego towarzystwa.
Wszyscy znajdowali się na polanie, aby rozbić namioty. Byliśmy już po obiadokolacji, wystarczyło postawić namiot, wrócić do obozu po wszystkie potrzebne rzeczy i znów przyjść na polanę. Przytrzymywałem namiot, gdy Matty wbijał kołki w ziemię. Zauważyłem, że z uśmiechem spogląda na mnie nikt inny jak Vic. Chłopak dotknął palcami swojej szyi, po czym wskazał na swoje usta i zagryzł dolną wargę. On mnie kiedyś wykończy, przysięgam. Posłałem mu karcące spojrzenie i pokręciłem głową. Nie będzie robił mi kolejnych malinek, nie będzie mnie gryzł, ani nie będzie mnie ssał na różne sposoby. Zmusiłem się jednak na lekki uśmiech i oczywiście nie zdziwił mnie fakt, że po chwili znów stałem się czerwony jak burak. Może miałem jakieś problemy z organizmem, nie miałem pojęcia, ale zaczęło mnie irytować. 
Matty w końcu zamocował liny i namiot stał przed nami w całej okazałości. Teraz wystarczyło przynieść koce i śpiwory oraz jakieś inne pierdoły. Obaj ruszyliśmy wąską ścieżką prowadzącą do obozy, aby wziąć nasz ekwipunek.
- Co znów zrobił, że jesteś cały czerwony? - zapytał chłopak.
- On nie musi nic robić, żebym się rumienił - westchnąłem szczerze.- Ale tym razem po prostu nawiązał do malinek, które po sobie zostawił.
- Są dosyć okazałe, musi nieźle ssać.
Zatrzymałem się i spojrzałem na niego z rozbawieniem w oczach. Matty dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, co powiedział, po czym otworzył szerzej oczy i zaśmiał się krótko. Lubiłem pozytywnego Matty'ego, bo to oznaczało, że nie mieliśmy do czynienia z większymi problemami. Rudowłosy miał to do siebie, że martwił się nieco na zapas, ale w tym momencie nie widziałem zatroskania.
- O matko, przepraszam - wyszczerzył się do mnie.
- Za co mnie przepraszasz? Stwierdziłeś fakt - zaśmiałem się i zaczęliśmy iść dalej.- Ale tak, masz rację. Vic dobrze ssie.
- Przeżyłbym bez tej informacji.
Dotarliśmy do obozu, poszliśmy do naszego domku i zabraliśmy plecaki, które wcześniej przygotowaliśmy. Gdy upewniliśmy się, że wszystko mamy i nie będzie potrzeby wracania tutaj, aby wziąć zapomniane rzeczy, w spokojnym tempie wróciliśmy na polanę, gdzie krzątało się już wielu chłopaków. Nie mieliśmy większych planów na ten wieczór. Najwyraźniej każdy robił co chciałem, żadnej grupowej celebracji, co bardzo mi pasowało, bo nie chciałem znów być sponiewierany po alkoholu. O jeden raz za dużo.
Weszliśmy do namiotu i położyliśmy plecaki przy ściankach. Było tu dużo miejsca, nie musiałem się schylać, gdy siedziałem. Podczas spania również będzie wygodnie. Rozłożyliśmy koce, śpiwory i poduszki, po czym ustawiliśmy niewielką lampkę na baterię w rogu namiotu. Mieliśmy jakieś jedzenie, będzie przyjemnie.
Wyszliśmy z namiotu, aby zobaczyć, czy inni robią coś, co by nas zainteresowało. Każda grupa zajmowała się czymś innym, nie wiedzieliśmy, do kogo moglibyśmy się przyłączyć. W końcu zobaczyliśmy Justina, Jacka i Gabe'a, którzy siedzieli nieco na uboczu, więc postanowiliśmy się do nich przysiąść. Nieopodal nas siedzieli Meksykanie, wśród których Vic miał gitarę i grał spokojną melodię. Po chwili zaczął śpiewać, a ja nie potrafiłem oderwać od niego wzroku i zmusić swoich uszu do niesłuchania jego cudownego głosu. Po kilku sekundach dołączył się do niego Jaime, który umiał dobrze śpiewać i nieco się zdziwiłem, bo o tym nie wiedziałem. Chyba wpatrywałem się w szatyna o wiele za długo, bo z zamyślenia wyrwał mnie krzyk Olivera.
- Ej, Fuentes, pedał się na ciebie gapi!
Wyprostowałem się i szybko odwróciłem wzrok, udając, że wcale tego nie robiłem. Nikt nie mógł się dowiedzieć. Vic zagrał jakąś szybką melodię na gitarze, po czym chwycił struny, aby przestały drżęć i wydawać z siebie jakiekolwiek dźwięki.
- Wow, szczęściarz ze mnie - parsknął śmiechem, a inni mu zawtórowali.
Nie gniewałem się. Wiedziałem, że robi to tylko dlatego, aby się nie zdradzić. Nadal nie chciał wychodzić z szafy i otwarcie mówić o swojej seksualności. Szczerze mówiąc, gdyby kilka lat temu chłopaki nie odkryły mojej orientacji, też bym pewnie siedział cicho i się z tym nie obnosił. Nie, żebym teraz to robił. Po prostu byłem w innej sytuacji niż Vic. Jego lubili wszyscy, a ja przyjąłem miano wyrzutka. Vic nie chciał być takim nieudacznikiem jak ja.
Na dworze siedzieliśmy jeszcze przez dłuższy czas. Rozmawiałem głównie z przyjaciółmi, raz po raz zerkając na Vica. Starałem się tego nie robić, naprawdę się starałem, ale to było silniejsze ode mnie. W końcu się ściemniło i rozeszliśmy się do namiotów. Zapiąłem zamek i włączyłem lampkę. Matty otworzył paczkę z jakimiś chrupkami, a ja chwyciłem dwa i je zjadłem.
- Powiedz mi, dlaczego ostatnio jesteś taki szczęśliwy? - zapytałem, układając się wygodnie na kocu.
- Co masz na myśli?
- Nie denerwujesz się na Vica. Na mnie tez nie. Nie martwisz się. To ciekawe.
- Po prostu - wzruszył ramionami.- To nie czas na marudzenie.
- A może to zauroczenie, co? - uśmiechnąłem się dosyć jednoznacznie.- Jak Brittany?
Matty uśmiechnął się do siebie i poprawił okulary na nosie. Rumienił się, widziałem to nawet w tym słabym świetle. Zakochał się. Na pewno się zakochał.
- Brittany jest wspaniałą dziewczyną. Wymieniliśmy się numerami telefonów, mam nadzieję, że po obozie uda nam się spotkać.
- Tego ci... O matko, co to było?! - pisnąłem, gdy zobaczyłem jakiś cień za materiałem namiotu, a po chwili dziwnie brzmiące dźwięki, jakby ktoś się tu skradał.
Matty przystawił palec do ust, a ja podciągnąłem kolana pod brodę i oplotłem nogi rękoma. Po chwili usłyszeliśmy, jak ktoś szamocze się przy zamku namiotu, aż w końcu go otwiera i pojawia się w środku...
- Matko boska, Vic, co to do cholery jasnej robisz? - odetchnąłem i przewróciłem teatralnie oczami.
- Przyszedłem - uśmiechnął się, siadając obok mnie.- Mam propozycję, bardziej do Matty'ego. Mógłbym spędzić noc z Kellinem? - zapytał, a ja spojrzałem na szatyna i zmarszczyłem brwi.
Chciał spędzić ze mną noc? Proszę bardzo! Matty przez jakiś czas pozostawał nieco sceptyczny, bo chyba nie chciało mu się wychodzić z namiotu i mnie tu zostawiać, ale Vic był przekonywujący i potrafił manipulować ludźmi.
- Wasi przyjaciele mają duży namiot, Matty, zmieścisz się.
- Chyba nie mam innego wyboru - mruknął.- W porządku. Miłej nocy.
Uśmiechnął się lekko i wyszedł z namiotu. Vic zapiął zamek, po czym odwrócił się do mnie i od razu pocałował mnie w usta. Nie czekałem i oddałem pocałunek, umieszczając dłonie na jego karku i bawiąc się jego włosami. Cały dzień nie mieliśmy okazji spędzić ze sobą nawet chwili, więc potrzebowałem tej bliskości. W końcu oderwaliśmy się od siebie, aby zaczerpnąć powietrza.
- O wiele mi lepiej - uśmiechnął się i położył na jednym ze śpiworów.
Ja ułożyłem się na drugim. Leżeliśmy na bokach, aby móc na siebie patrzeć. Byliśmy tak blisko siebie, że czułem jego oddech na mojej skórze. Nasze nocy prawie się stykały, a oczy wymieniały się uczuciowymi spojrzeniami.
- Nudziło ci się u ciebie w namiocie? - zapytałem spokojnie.
- Trochę. Smutny Mike to głupi Mike, nie chciało mi się z nim siedzieć. Mam nadzieję, że Matty nie będzie miał mi za złe, że go wygoniłem?
- Raczej nie. Jest ostatnio w dobrym humorze.
- To dobrze. Musze się tobą nacieszyć.
Z tymi słowami przewrócił mnie na plecy i nachylił się nade mną, po czym namiętnie wpił się w moje wargi. To nie był czuły i spokojny pocałunek. Chciał wyciągnąć z tego jak najwięcej, podobnie jak ja, więc dałem mu się zdominować. Raz po raz odrywaliśmy się od siebie, aby zaczerpnąć powietrza, ale przerwy te trwał dosłownie dwie sekundy. Vic chwycił końce mojej koszulki i zaczął podwijać ją do góry. Oderwałem się od niego i złapałem jego dłonie. Musiałem nad tym pomyśleć. Może i uprawialiśmy już seks, z którego prawie nic nie pamiętałem, ale moje podejście do tych spraw było dość sceptyczne. To Vic, Kellin, debilu. Nic ci nie zrobi. Już uprawialiście seks. Nie będzie cię do niczego zmuszał, jeśli tego nie chcesz.
No właśnie, to Vic. Był ważny, był kochany i chyba właśnie tego chciałem.
Zauważył chwilę zawahania, więc zszedł ze mnie i położył się obok na boku, podpierając głowę na ręce. Uśmiechał się lekko i patrzył na mnie z rozbawieniem. Pewnie mój opór zaczynał go nudzić i postanowił przeistoczyć to wszystko w żart. Podobało mi się to podejście do sprawy, bo nie miał do mnie pretensji, ale bądźmy poważni. Chciałem rozważyć wszystkie za i przeciw, chociaż z każdą chwilą widziałem coraz więcej zalet.
- No i co mi teraz powiesz, co? - zapytał ze śmiechem.
- To wcale nie jest śmieszne - burknąłem.
- Uprawialiśmy już seks. W dosyć głupich okolicznościach, ale uprawialiśmy. Czego się boisz?
- Że to odbije się jakoś na mojej psychice. Że jak będziemy uprawiać seks jako para, coś sknocę i spojrzysz na mnie w mało przychylny sposób.
- Jej, Kellin, nawet tak nie myśl - westchnął, siadając prosto i chwytając moje dłonie w swoje.- Dla mnie jesteś idealny, więc po seksie nie spojrzę na ciebie w inny sposób. W co najwyżej lepszy. Zresztą, gdybym miał jakiś problem, to bym nawet nie próbował się do ciebie dobrać.
Pokiwałem głową, po czym usiadłem na nim okrakiem i łapczywie wpiłem się w jego usta. Vic poprawił mnie na sobie i całkowicie się wyprostował. Ściągnąłem z niego koszulkę, którą rzuciłem za siebie, po czym zabrałem się za rozpinanie jego rozporka. Wsunąłem dłoń do jego bokserek i zacząłem masować jego nabrzmiałą męskość, na co ten oderwał się ode mnie i wydał z siebie cichy jęk. Odchylił głowę do tyłu, dając mi przy tym dostęp do swojej szyi, którą zaczął całować i delikatnie kąsać. Chciałem, żeby dobrze zapamiętał tę noc, nawet jeśli nigdy nie robiłem takich rzeczy jak teraz. To było nowe, ale raczej przyjemne. Poczułem, jak Vic ściąga ze mnie koszulkę i tym razem mu nie przeszkodziłem. Następnie rozpiął rozporek, a ja oderwałem się od niego i nieco uniosłem, aby mógł ściągnąć ze mnie rurki. Wyciągnąłem dłoń z jego bokserek i zszedłem z niego, aby odrzucić spodnie na bok i dać mu szansę na ściągnięcie swoich. Ponownie się pocałowaliśmy i tym razem zabraliśmy się za pozbywanie się bokserek. Vic był już twardy, ja również zaczynałem się podniecać i chciałem już to poczuć. Nie po pijaku, nie pod wpływem. Potrzebowałem prawdziwych odczuć, które wiedziałem, że on mi da. Odda mi siebie, ja oddam się jemu. To był mój plan na tę noc.
Chłopak zahaczył palce o gumkę moich bokserek, po czym zaczął je zsuwać, a ja uniosłem biodra, aby mu to ułatwić. Po chwili i on był już nagi. Chwycił mnie w pasie i ponownie posadził na swoich kolanach, abym usiadł na nim okrakiem. Jego palce muskały każdy kawałem mojego ciała, specjalnie omijając penisa, abym stwardniał jeszcze bardziej. Delikatnie dotykał moje policzku, usta, szyję, ramiona, obojczyki, brzuch, uda, kolana, a ja nie mogłem już wytrzymać. Potrzebowałem jego dotyku tylko w jednym miejscu. Chwyciłem jego dłoń i nakierowałem na swoje przyrodzenie. Szatyn uśmiechnął się i pocałował mnie w usta, zaczynając poruszać ręką w spokojny sposób, który sprawiał mi wiele przyjemności. Ja chwyciłem jego męskość i również zdecydowanie ją gładziłem. Nasze usta ocierały się o siebie przy każdym jęku, który wydostawał się spomiędzy naszych warg. To było cudowne i nie chciałem przestawać, ale zdawałem sobie sprawę, że nieuchronnie zbliżamy się do punktu kulminacyjnego.
- O-okej, Kell, starczy - wydyszał, a ja puściłem jego penisa.- Sięgnij po moje spodnie, w tylnej kieszeni jest mała butelka z lubrykantem.
- Czy ty specjalni przyszedłeś tutaj, aby uprawiać ze mną seks? - spojrzałem na niego kątem oka, gdy wychyliłem się po jego spodnie, z których kieszeni wyciągnąłem niewielki lubrykant.
- Nie. Ale przezorny zawsze ubezpieczony.
Uśmiechnąłem się lekko i wróciłem do poprzedniej pozycji. Nadal siedziałem na nim okrakiem, jego przyrodzenie ocierało się o moje, a ja otworzyłem buteleczkę i chwyciłem jego dłoń, na którą wylałem nieco żelu. Mogłem go nim pokryć, ale najpierw niech trochę mnie przygotuje, a dopiero później osobiście zajmie się moim tyłkiem. Vic pokrył palce lubrykantem i pocałował mnie w usta, abym nie skupiał się na tym, co robił tam na dole. Dbał o to, abym się zrelaksował. Poczułem, jak wsuwa we mnie palec i sapnąłem ciężko, próbując oderwać się od ust chłopaka, ale ten chwycił moje policzki wolną dłonią i przeciągnął pocałunek. Musiałem się zrelaksować. Jego palec poruszał się spokojnie,z  sekundy na sekundę podkręcając tempo. Po chwili poczułem jak do pierwszego dołącza drugi palec i nie mogłem dalej całować Vica, bo wydałem z siebie cichy jęk. Szatyn dodał tez trzeci palec i to trochę zabolało, więc zagryzłem dolną wargę. Nie było źle, myślałem, że będę krzyczał z bólu, czy coś w tym rodzaju, ale musiałem przyznać, że po jakimś czasie zaczęło mi to sprawiać przyjemność. W końcu Vic wyciągnął ze mnie palce i pokrył lubrykantem swoją męskość, wyraźnie sprawiając sobie przy tym przyjemność.
- Mam się położyć? - zapytałem cicho.
- Nie musisz. Możesz na mnie siedzieć i to kontrolować. Będzie ci łatwiej, bo nie będę w stanie zrobić niczego, co by ci nie pasowało.
- Umm... Vic?
- Tak?
Nastała chwila ciszy, a ja spojrzałem na jego penisa, a następnie na uśmiechniętą pogodnie twarz.
- Czy możemy uznać, że to będzie nasz pierwszy raz?
- Oczywiście, że tak. Tamto się nie liczy. I tak mało co pamiętam.
Pocałowałem go w usta, po czym uniosłem się nieco, aby móc zanurzyć w sobie jego przyrodzenie. Vic chwycił moje biodra i nakierował mnie na swojego penisa, a ja trzymałem dłonie na jego ramionach. Powoli zacząłem się obniżać i gdy poczułem, że jego męskość zaczyna we mnie wchodzić, wydałem z siebie długi i głośny jęk oraz wbiłem paznokcie w jego skórę. W końcu usiadłem i miałem go całego w sobie. Oplotłem szyję chłopaka ramionami i mocno się w niego wtuliłem, przyzwyczajając się do uczucia pełności. Vic zaczął delikatnie masować skórę w okolicach moich bioder, co sprawiło, że się rozluźniłem i ból, który pojawił się na początku, już prawie zniknął.
- Jest dobrze? - zapytał.
- Tak - szepnąłem do jego ucha.- Teraz co?
- Teraz zacznij poruszać się w górę i w dół. Wybierz sobie tempo, ale nie zaczynaj za szybko i gwałtownie, bo będzie cię boleć.
Pokiwałem głową i wyprostowałem się, po czym oparłem swoje czoło o jego i powoli zacząłem poruszać się w górę i w dół. Rozchyliłem wargi i spojrzałem prosto w oczy chłopaka, który uśmiechnął się lekko. Jego dłonie nadal pozostały na moich biodrach i pomagały mi się poruszać. Może i czułem trochę bólu, ale po jakimś czasie był już prawie niewyczuwalny i zaczął ustępować przyjemności. Vic oddychał głęboko, raz po raz całując moje usta. Tak wolne tempo chyba nie do końca go satysfakcjonowało, więc postanowiłem przyspieszyć, co pozytywnie go zdziwiło. Jęknąłem głośno i zagryzłem dolną wargę, zamykając przy tym oczy. Było mi coraz przyjemniej i chciałem więcej.
- Huh, Vic - jęknąłem i poczułem, jak chłopak kładzie się na plecach i ciągnie mnie za sobą.
Przylegałem do jego klatki piersiowej, moje nogi znajdowały się po dwóch stronach jego ciała, a on mocno chwycił mnie za plecy, abym przestał się ruszać. Najwyraźniej teraz zacznie się prawdziwy seks. Jego biodra zaczęły poruszać się w górę i tym samym jego penis bardziej się we mnie wpychał. Zareagowałem krótkim krzykiem, bo tempo było szybsze, a i przyjemność zaczęła się kumulować. Dwa ruchy na jedną sekundę, a gdy zacząłem jęczeć z przyjemności i błagać go o zrobienie czegokolwiek, co zwiększyłoby te doznania, częstotliwość jego ruchów znacznie się zwiększyła. Nasze usta i języki połączyły się w namiętnym i nieco mokrym pocałunku. Raz po raz któryś z nas wydawał z siebie głośniejszy jęk, aż w końcu robiliśmy to jednocześnie, Vic nieco ciszej, a ja głośniej. Ciemnie kosmyki moich włosów zaczęły przyklejać się do mojego czoła, a na skroniach szatyna pojawiły się małe kropelki potu.
- V-Viiiic - wydyszałem.- Zr-zrób coś.
Chłopak zaczął trącać jakiś punkt wewnątrz mnie, który sprawił, że byłem dosłownie na krawędzi własnej wytrzymałości. Następnie kazał mi się podnieść, aby mógł chwycić mojego penisa i zaczął szybko poruszać po nim dłonią. Jego ruchy stały się mnie rytmiczne, więc to ja postanowiłem się teraz poruszać.
- Uch, Vic, kurwa, o Boże, Vic, Vic, Vic, Viic, huh - zamknąłem oczy, odchyliłem głowę do tyłu i doszedłem na jego dłoń i brzuch.
- J-jesteś taki cudowny, och, K-Kellin - jęknął i poczułem, jak dochodzi wewnątrz mnie.
Siedziałem na nim jeszcze krótką chwilę, po czym zszedłem z niego i opadłem na śpiwór obok. Obaj ciężko dyszeliśmy i patrzyliśmy na siebie świecącymi oczami, uśmiechając się przy tym. Było downie. Nie mogłem uwierzyć w to, że tak długo się opierałem i traciłem możliwość czucia takiej przyjemności. Vic sprawił, że było to niesamowite, bo było właśnie z nim.
- I jak? - zapytał cicho.
- Wspaniale - uśmiechnąłem się szerzej i czule pocałowałem go w usta.
Następnie usiadłem prosto i chwyciłem swoje bokserki, które na siebie nałożyłem. Nie mogłem zbyt długo siedzieć nago. Nie miałem dystansu do swojego ciała.
- Masz tu może chusteczki?
Wtedy wpadłem na pewien pomysł. Skoro dzisiaj był dzień, a w sumie to noc prawdziwych pierwszych razów, to to wykorzystajmy.
- Nie będą ci potrzebne - oznajmiłem spokojnie, po czym nachyliłem się nad jego brzuchem i zacząłem zlizywać z niego swoje nasienie.
Wiedziałem, że Vic był cholernie zdziwiony, ale raczej w pozytywny sposób. Oczyściłem jego brzuch i tors, po czym chwyciłem jego dłoń i zassałem się na miejscach, gdzie znajdowała się moja sperma. Gdy wszystko było już czyste, spojrzałem mu w oczy i połknąłem białą substancję znajdującą się w moich ustach. Vic uniósł brwi i otworzył usta, po czym uśmiechnął się krótko i czule mnie pocałował.
- To było seksowne. Nie brzydziłeś się? - zapytał ze śmiechem, zakładając na siebie bokserki i koszulkę.
- Kiedyś musiałem spróbować. Swoją drogą, to nawet nie jest takie okropne.
- No widzisz. Wszystko co związane z seksem nie jest takie okropne.
Pokiwałem głową i ubrałem koszulkę, po czym położyłem się obok chłopaka i przykryłem nas kocem. Nie chciałem wchodzić do osobnego śpiwora, bo to by oznaczało, że byłbym odgrodzony od Vica. Położyłem głowę na jego torsie, a jedną ręką chwyciłem go w pasie. Wsłuchiwałem się w spokojne bicie jego serca. Ziewnąłem. Zmęczenie brało w górę.
- Chodźmy spać, jesteś zmęczony - stwierdził, a ja pokiwałem głową i mocniej się w niego wtuliłem.- Słodkich snów. Jesteś cudowny. Dobranoc, skarbie.
Uśmiechnąłem się i niemal od razu wpadłem w objęcia Morfeusza.

środa, 22 stycznia 2014

16.

Prosz, 16, cieszcie się. Wydaje mi się, że jest trochę krótszy niż zazwyczaj, ale w sumie to nie wiem, oj tam, olać to.
Komentujemy, oceniamy, opiniujemy, takie tam.
Endżoj.
________________________
Wiecie, co to znaczy być szczęśliwym? Według mnie to wstanie rano i uśmiechnięcie się do siebie, gdy na twarzy poczuje się ciepłe promienie słońca. To chęć podniesienia się z łóżka, aby działać ochoczo przez cały dzień. To wszechogarniające ciepło, które nasila się jeszcze bardziej, gdy widzi się tę jedną osobę. Serce chce wtedy wyskoczyć z klatki piersiowej, motyle w brzuchu kumulują się jak w tropikalnym lesie Ameryki Południowej,, a uśmiech na twarzy zaczepiony jest od ucha do ucha, bo wiesz, że on zaraz chwyci się swoimi silnymi ramionami, wyszepce coś do ucha, a ty zaczniesz się rumienić i schowasz twarz w jego torsie, aby nie zauważył pąsów na twoich policzkach. W moim przypadku było to niemożliwe. On zawsze wiedział, kiedy się rumieniłem.
- Wyglądasz jak mały, uroczy buraczek - uśmiechnął się Vic, a ja pokręciłem głową i rozmasowałem policzki, aby rumieniec zniknął.
- To nie fair, ja rumienię się ciągle, a ty wcale. Gdzie tu sprawiedliwość? - mruknąłem, opierając się plecami o jego tors. 
Poczułem, jak obejmuje mnie rękoma i mocniej do siebie przytula. Chwyciłem jego dłonie i splotłem nasze palce, po czym wygodnie się o niego oparłem i uśmiechnąłem się lekko. Patrzyłem na spokojna taflę jeziora, zza której wyłaniało się słońce. Wstaliśmy dzisiaj wcześniej, aby zdążyć na wschód słońca, poszliśmy na jedną z dzikich plaż i patrzyliśmy, jak złota tarcza pojawia się na różanym tle, które powoli przechodziło w zimny błękit. To był cudowny widok i warto wstać o czwartej, aby go zobaczyć, tym bardziej, że siedziałem tu z Victorem. Z moim chłopakiem.
Nadal to do mnie nie docierało, że zapytał mnie o chodzenie, bo myślałem, że to bardzo odległa przyszłość. Ba, wydawało mi się, że nigdy do tego nie dojdzie, bo przecież na początku obozu jeszcze nic nie wskazywało na to, że będziemy razem. Nikt się tego nie spodziewał. Cóż, niewiele osób o tym wiedziało, bo tylko moi przyjaciele, Jack, Alex i zapewne kumple Vica, ale nie pytałem go, czy im o tym powiedział. Mike na pewno wiedział, bo Mike wie wszystko.
- Powiedziałeś o nas Tony'emu i Jaimemu? - zapytałem.
- Mhm - mruknął jedynie, całując tył mojej głowy.
- I jak zareagowali?
- Pogratulowali mi.
Zmarszczyłem brwi i zacząłem się zastanawiać, dlaczego mieli mu pogratulować, bo przecież nie byłem nikim specjalnym. Może Vic długo z nikim nie był i to dlatego? Wydawało mi się to dość dziwne, bo przecież był idealny, musiał z kimś być. Postanowiłem się tym nie przejmować. Teraz był ze mną i tylko ze mną.
- Powiedziałeś im o seksie? - zapytałem nieśmiało.
- Tak.
Odwróciłem się do niego gwałtownie i rozchyliłem wargi. Mógł nie mówić, dlaczego im powiedział? Cóż, przynajmniej był ze mną szczery, prawda? To się liczyło. Miałem nadzieję, że nie powiedział im o czymś, co by mnie zawstydziło, bo wtedy nie wychodziłbym z łóżka do końca obozu. Może i przyzwyczaiłem się do szykanowań, ale nadal źle znosiłem krytykę.
- Dlaczego im powiedziałeś? - powiedziałem z wyrzutem.- Vic, to chyba nie jest temat, na który można sobie od tak rozmawiać.
- To moi przyjaciele - odparł spokojnie.- Oni nie oceniają spraw związanych z inną orientacją seksualną. Wiedzą o mnie praktycznie wszystko, ufam im, więc nie masz się czego obawiać.
Podszedłem do tego dosyć sceptycznie, bo nie darzyłem Tony'ego i Jaimego ogromną sympatią, głównie przez ich "żarty" na mój temat. A może po prostu byłem przewrażliwiony?
- I co powiedzieli?
- Pogratulowali i powiedzieli, że wygrałem - uśmiechnął się lekko, patrząc z opanowaniem na moją twarz, na której malowało się coraz większe zdziwienie.
- Niby co wygrałeś?
- Ciebie. I życie. Długo nie byłem w związku, chłopcy zaczynali myśleć, że zostanę kawalerem, więc gdy się dowiedzieli, że z tobą jestem, po prostu się ucieszyli. A co myślałeś? - zapytał ze śmiechem.
Wzruszyłem ramionami i ponownie się o niego oparłem. Nie chciałem wymyślać jakichś bezsensownych teorii na jego temat, więc postanowiłem dać sobie z tym spokój. Było mi dobrze, więc nie chciałem psuć atmosfery przez niewygodne pytania i jakieś podejrzenia. Ufałem mu i nie miałem zamiaru zniszczyć tego zaufania, którym go obdarzyłem. 
Słońce górowało nad horyzontem i już nie mieliśmy na co patrzeć, więc postanowiliśmy ruszyć się z miejsca i wolnym spacerem wrócić do obozu. Nie chcieliśmy się śpieszyć, bo wiedzieliśmy, że gdy dotrzemy na miejsce, będziemy musieli udawać obojętnych sobie ludzi, a to było ciężkie. Nie potrafiłem ignorować człowieka, do którego żywiłem silne uczucie. Miałem ochotę pocałować go przy wszystkich, ale on tego nie chciał, więc musiałem się pilnować.
Kilkadziesiąt metrów przez obozem rozdzieliliśmy się, aby wejść na plac z różnych stron. Wiele osób mogło iść na śniadanie, więc podejrzane byłoby, gdybyśmy wyszli spośród drzew razem. Nie myliliśmy się. W obozie było pełno ludzi - niektórzy szli coś zjeść, inni pędzili do łazienki, a jeszcze inni szli pływać. Kątem oka zauważyłem, jak Vic wchodzi do swojego domku, więc ja również wróciłem do mojego. Zamknąłem za sobą drzwi i spojrzałem na Matty'ego, który zawiązywał buty. Chłopak wyprostował  i uśmiechnął się lekko.
- Gdzie byliście - zapytał.
- Poszliśmy nad jezioro zobaczyć wschód słońca.
- Romantycznie - zachichotał.- Idziemy na śniadanie?
Przytaknąłem, bo wiedziałem, że on też tam będzie.
Gdy siedzieliśmy przy stoliku i jedliśmy jajecznicę, podszedł do nas Mike, który stanął pomiędzy mną a Mattym i położył dłonie na naszych ramionach. Zmarszczyłem brwi i obróciłem się, aby zobaczyć jego uśmiechniętą twarz.
- Mam propozycję nie do odrzucenia - oznajmił, a nam nie pozostało nic innego, jak tylko wysłuchać go do końca.- Razem z Tonym odkryłem, że za drugim brzegu jeziora jest drugi obóz. Co lepsze, są tam tylko dziewczyny! Zamierzamy tam popłynąć, weźmiemy łódki i voila!
Westchnąłem ciężko, ale zmusiłem się na lekki uśmiech. Głupota, totalna głupota, bo nie mogliśmy od tak brać sobie łódki i płynąć gdzieś bez zgody opiekunów. Plus, nie byłem pewien, czy chciało mi się naginać zasady dla jakichś dziewczyn, gdy byłem gejem i miałem chłopaka.
- Możemy wziąć łódki i tak po prostu tam popłynąć? - zapytał Justin, który siedział przed nami.
- Ja już wszystko załatwiłem, amigo, możemy wziąć dwie łódki i być tam aż do obiadokolacji. Więc co, idziecie?
- My się piszemy - powiedział Gabe, a reszta chłopaków mu przytaknęła.
- W moim przypadku jest to zupełnie bezsensowne, więc pewnie zostanę - mruknąłem.
- Twój chłopak też płynie - uśmiechnął się Mike, a ja zamrugałem kilka razy oczami.
- Po co?
- Bo nie chce siedzieć w obozie. Jest na to zbyt nadpobudliwy.
Skoro Vic też płynął, ja również postanowiłem się zgodzić. Przy jego i moich przyjaciołach mogliśmy zachowywać się jak para, zero presji i trosk. Nie musieliśmy się martwić, że ktoś niepożądany nas zobaczy. Dlatego też ostatecznie skinąłem głową i wróciłem do jedzenia jajecznicy, patrząc na Vica, który również wlepił we mnie spojrzenie, opierając podbródek na dłoni. On mnie wykończy, naprawdę.

Mike wymyślił historyjkę, że znalazł zanieczyszczoną plażę na drugim końcu jeziora i stwierdził, że warto by ją posprzątać. Opiekunowie oczywiście mu uwierzyli, pozwolili wziąć kilku chłopaków (czyli nas) i dwie łódki. Tym sposobem byliśmy na jeziorze, łódki płynęły obok siebie spokojnym tempem. W jednej z nich siedzieli Matty, Justin, Gabe i Jack. Ja znajdowałem się w tej drugiej, meksykańskiej, bo Vic uparł się, że musi mieć mnie przy sobie i nigdzie nie popłynie, jeśli nie będę przy nim siedział. To było urocze, zrobiło mi się przyjemnie i miło na sercu. W pierwszej łódce wiosłował Jack, w naszej Jaime. Vic siedział na podłodze, a ja pomiędzy jego nogami napierałem plecami na jego tors. Było ciepło, szatyn ściągnął koszulkę, a ja zacząłem mieć o nim dosyć sprośne myśli. Oparłem tył głowy o jego ramię  i wystawiłem twarz do słońca, które nagrzewało moją bladą skórę. Wiatr niesiony przez wodę sprawiał, że było przyjemnie, choć nadal ciepło. Poczułem, jak Vic zaczął składać delikatne pocałunki na mojej szyi, na co uśmiechnąłem się lekko, nadal nie otwierając oczu. Musiałem delektować się tylko i wyłącznie odczuciami, dać odpocząć zmysłowi wzroku, aby skumulować emocje.
- Za dużo gejostwa - usłyszałem Tony'ego i otworzyłem jedno oko, aby móc na niego spojrzeć. Poczułem, jak Vic porusza się za mną, prostuje i chrząka.- Czy jest taki moment, w którym jesteście od siebie oderwani?
- Tak, jeśli tego nie zauważyłeś - odparł Vic.- Przez cały czas musimy się pilnować, więc tak, jest taki moment.
- Nie zrozumiem zakochanych - Tony wzruszył ramionami, a ja zmarszczyłem brwi.
Ja byłem zakochany w Vicu, ale czy on był we mnie? Poprosił mnie o chodzenie, w porządku, ale może to tylko zauroczenie? A może po prostu chciał pochwalić się przed znajomymi? Moje myśli były czasem absurdalne. Na pewno przesadzałem. Nie powinienem o tym myśleć.
Płynęliśmy dłuższy czas, bo jezioro mogło pochwalić się sporymi rozmiarami i dotarcie na drugi brzeg trochę nam zajęło. Podpłynęliśmy do brzegu, do średniej wielkości plaży, podobnej do naszej, tylko nieco mniejszej. Wyszliśmy z łódek, po czym wyciągnęliśmy je na piasek, aby nie odpłynęły, bo nie będziemy mieli jak wrócić. Odwróciliśmy się w stronę lądu i spotkaliśmy się ze spojrzeniem dwóch nastolatek. Trudno było mi wywnioskować, czy okazywały zdziwienie czy przerażenie, ale patrzyły na nas bardzo dziwnym wzrokiem. No tak, nie codziennie banda chłopaków bez zapowiedzi przypływa łódkami do obcego obozu.
- Hej, jestem Mike - odezwał się starszy z braci i z nonszalanckim uśmiechem podszedł do dziewcząt.
Jedna z nich miała długie blond włosy i kolczyk w nosie, była ładna (ale nie mi to oceniać). Druga była długowłosą szatynką i w sumie oprócz włosów i nóg nie miała w sobie nic atrakcyjnego. Huh, mówię o atrakcyjności kobiet będąc gejem.
Zerknąłem kątem oka na blondynkę, która z lekkim uśmiechem lustrowała Vica i jego nagi tors, więc uniosłem brew w górę i chwyciłem go za rękę, splatając nasze palce. On był mój i wara mi od niego. Dziewczyna spojrzała na moją twarz, a ja uśmiechnąłem się ironicznie. Mój Vic, nie jej.
- Mam na imię Welly, a to jest Kate - powiedziała blondynka, wskazując najpierw na siebie, a potem na szatynkę.- Kim wy do cholery jesteście i co tu robicie?
- Nasz obóz znajduje się po drugiej stronie jeziora, więc postanowiliśmy złożyć wam wizytę - odpowiedział Jaime.- Jeśli możemy, oczywiście.
- Cóż, już tu jesteście, więc wykorzystajmy to. Chodźcie. Po drodze może poznamy wasze imiona.
Plaża znajdowała się kilkadziesiąt metrów od obozu, nie była tak blisko domków jak nasza. Szliśmy dość szeroką ścieżką, wzdłuż której zasadzono kolorowe kwiaty. No tak, damski obóz będzie dbał o takie rzeczy, a nam były one obojętne. W końcu znaleźliśmy się wśród małych domków, których było mniej niż u nas, więc wywnioskowałem, że rezydowała tu mniejsza ilość osób.
- Dzisiaj nie robimy niczego produktywnego, więc wydaje mi się, że możecie z nami posiedzieć - odezwała się Kate, która co jakiś czas na mnie zerkała, nawet jeśli widziała, że ciągle trzymałem Vica za rękę. Desperatka?
- Nie jest nad dużo, bo tylko od czternastki do osiemnastki, najmłodsze poszły gdzieś z opiekunami, a my zostałyśmy - dodała Welly.
- Więc jesteście tu tylko wy, czy może jest was więcej? - zapytał Jack.
- Jest więcej, po prostu dziewczyny nie wyszły z domków.
Zaprowadziły nas do sporej altanki otoczonej wieloma krzewami. Usiedliśmy na ławkach, Kate przyniosła jakieś napoje i przekąski. Siedziałem na kolanach Vica, który nie chciał, abym zajął miejsce daleko od niego, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, czułem się bezpiecznie i było mi przyjemnie. Szatyn pocałował mnie w ramię, a ja spojrzałem na niego z uśmiechem i krótko pocałowałem go w usta. Nie mogliśmy jednak przedłużać, bo nie wiedzieliśmy, jakie podejście do gejów miały te dziewczyny, tym bardziej, że obie lustrowały nas wzrokiem.
- Gołąbeczki, hę? - odezwała się Welly, patrząc na nas pytającym wzrokiem.- Długo ze sobą jesteście?
- Dopiero wczoraj go zapytałem, ale tkwimy w tym już dobre dwa tygodnie - uśmiechnął się Vic i poczułem, jak całuje mnie w policzek. Cholera, chyba znów się rumieniłem.
- Nie potrafią się od siebie oderwać, to się robi nudne - przewrócił oczami Justin, ale po chwili się zaśmiał.
- To może kiedyś wam się znudzi? - Kate uniosła brew w górę, a ja spojrzałem na nią podejrzliwie.
- Co masz na myśli? - zapytałem.
- Może odkryjecie w sobie nutkę heteroseksualizmu i zaczniecie patrzeć na dziewczyny. Dziewczyny są fajne, atrakcyjne, potrafią zaopiekować się mężczyzną, być delikatne i urocze. A w łóżku mogą zamienić się w lwice.
- Skarbie, jestem gejem od późnej podstawówki, ale dla ciebie nawet na jeden dzień nie stałbym się hetero - warknąłem, a wszyscy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.
Oczywiście, myśleli, że będę siedział cicho, ale miałem dość komentarzy na temat mojej orientacji seksualnej, tym bardziej od obcych osób, więc nadszedł czas, aby się postawić. To nie było u mnie normalne i pewnie już się nie powtórzy, ale raz na ruski rok mogłem pokazać się od innej strony.
Poczułem, jak Vic zaczął gładzić moje udo, abym się uspokoił. Trochę się rozluźniłem i wygodniej się o niego oparłem, aby dać mu do zrozumienia, że wszystko jest już w porządku. To było niesamowite, jak ten człowiek dobrze mnie znał. Potrafił wyczuć, gdy czułem się inaczej, nie zawsze dobrze. To czyniło go wyjątkowym, bo mało osób posiadało tą umiejętność i umiało wykorzystać ją wobec mnie.
Kate wyglądała na zranioną, więc postanowiłem na nią nie patrzeć, bo wtedy pojawiłoby się u mnie jakieś poczucie winy, a przecież nie miałem za co przepraszać.
Po chwili w altance pojawiły się dwie nieznajome - jedna miała blond włosy, które sięgały jej do ramion. Jej oczy był duże, jasne oczy, które okalała firanka ciemnych rzęs. Druga była ładną, może trochę pyzatą szatynką. Miała prostą grzywkę, która zakrywała jej brwi. Matty chyba się na nią zapatrzył, bo okulary zjechały mu na czubek nosa, a on ich nie poprawił, co było dziwne w jego przypadku. Justin pstryknął mu palcami przed nosem, aby się ocknął. Chłopak wyprostował się i odchrząknął. Mimowolnie uśmiechnąłem się do siebie. Ktoś tu się chyba komuś podoba...
- Kogo tu przywiało? - uśmiechnęła sie blondynka.
- Chłopcy maja obóz po drugiej stronie jeziora i do nas wpadli - odparła Welly.
- Słodko. Jestem Alysha - uśmiechnęła się dziewczyna.- A to Brittany.
- Matty - rudowłosy doskoczył do szatynki, która spojrzała na niego przez zmrużone oczy, ale po chwili uśmiechnęła się uroczo.
- Jesteś zabawny i słodki jednocześnie- zaśmiała się i mogłem przysiąść, że chłopak oblał się karmazynowym rumieńcem.
- Idźcie na spacer, poznajcie się - odezwała się Alysha, a Matty spojrzał na Brittany i oboje poszli w stronę lasu.
Bardzo dobrze się stało, że poznał dziewczynę. Zajmie się czymś innym, przestanie się o mnie martwić, bo na razie to ja zaprzątałem jego głowę, przez co czułem się trochę źle. Nie chciałem być w centrum uwagi, nie musiał się tak mną przejmować. Miałem teraz Vica, to on się mną zajmie.
Gdy dwójka zniknęła w zieleni, Alysha usiadła obok mnie i Vica. Przysięgam, Mike nie potrafił oderwać od niej oczu. Nie chciałem wnikać w jego związek z Michelle, ale to chyba nie było w porządku, gdy dosłownie rozbierał blondynkę wzrokiem. Wszyscy szybko się przedstawiliśmy, Mike oczywiście musiał dodać coś od siebie, żeby postarać się o względy dziewczyny.
- Ojej, jesteście gejami - uśmiechnęła się przyjaźnie, gdy spojrzała na mnie wtulonego w tors Vica. Chłopak pocałował mnie w czoło, a ja zerknąłem na Alyshę i pokiwałem głową.- Jesteście tacy uroczy, naprawdę, cudowni. Hej, chcecie, żebym oprowadziła was po obozie? Welly, pójdziesz ze mną. Kto chce iść? - zapytała.
- My pójdziemy - oznajmił Vic, a ja wstałem z jego kolan, aby mógł podnieść się z ławki.
- I ja - to oczywiście był Mike.
Nie chciałem, żeby Welly z nami szła. Widziałem, w jaki sposób patrzyła na Vica i oczywiście byłem zazdrosny. Wiedziałem, że nie miałem się o co martwić, bo Vic był gejem i nigdy nie zainteresuje się dziewczyną, ale to nie zmieniało faktu, że coś kłuło mnie w serce. To coś to była zazdrość, która rozsadzała mnie od środka, gdy tylko widziałem, jak Welly zerkała na nagi tors Vica i zagryzała dolną wargę. Ostentacyjnie trzymałem go za rękę, skradaliśmy sobie buziaki, a w końcu zatrzymaliśmy się, żeby iść z całowaniem na całość.
- No przestańcie, do kurwy nędzy - warknął Mike, a ja oderwałem się od jego brata i spojrzałem na Welly, która na pewno na nas patrzyła. Jeśli chciałem, potrafiłem być wredny.
Blondynka chyba była trochę smutna, ale nie mogłem się tym przejmować.
To głównie Alysha mówiła, raz po raz wtrącała się Welly. Mike widocznie flirtował z tą pierwszą, a ona odpowiadała mu tym samym. W pewnym momencie objął ją nawet w pasie i szli tak przez pół drogi. Gdy przechodziliśmy obok niewielkiej stołówki, wyszła z niej bardzo dobrze znana nam osoba, na której widok Mike stanął jak wryty, a Alysha spojrzała na niego pytająco. Cóż, to było dosyć niekomfortowe, ale nikt z nas nie chciał się w to wtrącać, bo to nie był nasze sprawy, więc stanęliśmy na uboczu i obserwowaliśmy rozwój wydarzeń z dystansu.
- Michelle? Ty tu pracujesz? - wydukał z siebie chłopak, szybko odskakując od Alyshy, która skrzyżowała ręce na wysokości biustu.
Rozdrażniona Michelle podeszła do Mike'a, który próbował się wytłumaczyć z obejmowania Alyshy w miejscu, w którym znajomi na pewno by się nie trzymali, ale młoda kucharka nie chciała nawet tego słuchać. Usłyszeliśmy głośne "pac!" i zobaczyliśmy Mike'a, który chwycił się za policzek.
- Myślałam, że jesteś wiarygodny! - krzyknęła starsza dziewczyna.- Myślałam, że mogę ci zaufać, a tu obściskujesz się z nią!
- Ale z ciebie śmieć - skrzywiła się Alysha, stając obok Michelle.- Gdybym wiedziała, że kręcisz z inną dziewczyną, od razu dałabym ci kosza.
- Hej, Vic? - szepnąłem do szatyna, który spojrzał na mnie pytająco.- Może spasujemy oglądanie kłótni twojego brata? Swoją drogą, musiałbym skorzystać w kibelka.
- Pewnie. Umm, Welly? Gdzie macie toalety?
Blondynka zaczęła prowadzić nas w stronę niewielkiego budynku. Szła nieco przed nami, więc wykorzystałem tę chwilę i postanowiłem podjąć pewien temat.
- Ty nigdy byś tak nie zrobił, prawda? - zapytałem cicho.
- Czego bym nie zrobił?
- Tego co Mike. W sensie... Umawiałbyś się ze mną, ale poznałbyś kogoś nowego i zaczął z nim flirtować. Nie zrobiłbyś tego, prawda?
Vic zatrzymał mnie i chwycił moją twarz w dłonie. Jego czekoladowe oczy miały w sobie szczerość, powagę i... Nie, to nie mogła być miłość. To nie mogła być miłość, bo było o wiele za wcześnie, aby Vic mnie kochał. Ze mną była inna historia, kochałem go, ale on mnie na pewno nie.
- Nigdy. Nigdy, Kell, nigdy przenigdy, nigdy. Nawet bym o tym nie pomyślał, więc nigdy przenigdy. Zapamiętaj to - powiedział i czule pocałował moje wargi, po czym oderwał się ode mnie, uśmiechnął się i obaj poszliśmy do łazienki, przed którą czekała na nas Welly.
Weszliśmy do środka. Oczywiście, łazienka dziewczyn była bardziej zadbana niż nasza, więc nie zaznałem większego szoku. Od razu pobiegłem do toalety, trochę obawiając się tego, że Welly została sama w Victorem, ale ufałem mu i chyba nie miałem się o co martwić. Gdy załatwiłem potrzebę, wyszedłem z kabiny, umyłem ręce i wszedłem do jednego z pomieszczeń, które okazało się małą pralnią. Vic stał oparty o jedną z pralek, a Welly siedziała na drugiej, niebezpiecznie blisko niego. Wdzięczyła się, trzepotała rzęsami, ale on pozostawał obojętny, za co byłem mu wdzięczny.
- Patrz, Kell, one mają tu pralki - wykrzyknął z entuzjazmem.- Dlaczego my nie mamy pralek? Też by się nam przydały. Ja chciałbym mieć pralkę w obozie. Kellin, załatw mi pralkę.
- Wydaje mi się, że większość chłopaków nie przejmuje się poziomem czystości ich ubrań, więc to dlatego - odpowiedziałem.- Nie wszyscy są zagorzałymi homosiami jak my - dodałem dobitnie, podkreślając cztery ostatnie słowa i patrząc kątem oka na Welly. Niech odpierdoli się od mojego chłopaka, bo stanę się nieprzyjemny.
- A może uda wam się zabrać jedną z pralek? - zaproponowała dziewczyna.- Jakimś samochodem... Oczywiście, nic za darmo, wiecie... Pomagam ludziom, którzy pomagają mi.
Uśmiechnęła się słodko do Vica i odrzuciła włosy na bok. Ten zmarszczył brwi i mogłem się założyć, że rozumiał zamiary blondynki, ale nie bardzo wiedział, dlaczego to robiła, skoro doskonale zdawała sobie sprawę, że był gejem.
- Twoje silne ramiona na pewno udźwignęłyby taki ciężar...
- Hola, hola, hola, koniec - warknąłem, oplatając swoim ramieniem całą rękę Vica. Welly uniosła brwi, podobnie jak Vic. Ich spojrzenia były we mnie wbite, a ja nie krępowałem się przed tym, aby wygarnąć dziewczynie wszystko, co o niej myślałem.- Vic jest gejem, do jasnej cholery, jest zajęty, ma chłopaka, czytaj, mnie. Masz czelność od tak z nim flirtować? Jesteś zdesperowana czy może ślepa i nie widzisz, że on nie jest tobą zainteresowany i ma zamiar być wierny swojemu chłopakowi? Matko boska, do kurwy jasnej, nie zapędzaj się tak, bo jak się wkurwię, to szybko ci się odwidzi flirtowanie z moim chłopakiem.
Tak, byłem wściekły, ale wszystko z siebie wyrzuciłem i zrobiło mi się lepiej. Nie mogłem tolerować takich zachowań. Mogło wydawać się to śmieszne, ale mnie wcale to nie śmieszyło, bo tu chodziło o mój związek. Chwyciłem Vica za rękę i wyprowadziłem go z łazienki, zostawiając tam Welly z szeroko otwartymi ustami. Gdy wyszliśmy z budynku, Vic syknął cicho. Nie zdałem sobie sprawy z tego, że mocno ściskałem jego palce. Zatrzymałem się i puściłem dłoń chłopaka.
- Przepraszam - mruknąłem.
- W porządku. Swoją drogą, co w ciebie wstąpiło? Nie znałem cię od tej strony. No, może oprócz tego wieczoru, gdzie na mnie nakrzyczałeś, ale mówię serio. Nie poznaję cię.
Westchnąłem ciężko i skrzyżowałem ręce na torsie. Musiałem mu to wyjaśnić, to było oczywiste. Patrzył na mnie z zaciekawieniem i niecierpliwością.
- Po prostu... Jesteś mój, tak? Jesteś moim chłopakiem, więc niech ona się pilnuje. Nie chcę cię stracić, to wszystko.
Vic przytulił mnie do siebie i pocałował w czoło. Wtuliłem się w niego i wdychałem jego zapach, który uwielbiałem. Wiedziałem, że on był mój. On też to wiedział.
- Nie zostawię cię dla jakiejś dziewczyny, którą nawet nie jestem zainteresowany - wyszeptał.- Jestem twój i tylko twój.

piątek, 17 stycznia 2014

15.

Hai. Przepraszam, że dodaję dopiero dzisiaj, ale w tygodniu nie miałam kiedy :c
Komentujemy i takie tam c:
Endżoj.
__________________________
- Tylko podciąć?
- Na razie tak. Umm, Vic? Poszedłbyś po coś do picia do jakiegoś całodobowego?
Siedziałem na fotelu fryzjerskim przez dużym lustrem. Zaczynałem zarastać i nijak nie potrafiłem ogarnąć swoich włosów, więc postanowiłem wykorzystać moment, w którym byliśmy w mieście i pójść do fryzjera. Miałem trochę pieniędzy, starczyło na strzyżenie, więc razem z Victorem wstąpiłem do otartego salonu. Chłopak siedział na kanapie i przeglądał jakieś magazyny, czekając, aż fryzjer wykona swoją robotę. Jako że chciałem zrobić z włosami coś innego, ale jednocześnie zdziwić Vica i zrobić mu niespodziankę, musiałem się go stąd pozbyć, więc wysłałem go do sklepu. Szatyn skinął głową, wstał z sofy i wyszedł z budynku. Wtedy spojrzałem na fryzjera, który chwycił nożyczki.
- Mógłby pan trochę podciąć końcówki, a potem wygolić jeden bok? - zapytałem.
- Mógłbym. Który?
- Lewy. Tak mniej więcej do tego miejsca - pokazałem mu dłonią granicę, a mężczyzna skinął głową i rozpoczął swoją pracę. 
Z końcówkami poradził sobie szybko, odłożył nożyczki i sięgnął po maszynkę. Zacząłem się denerwować, co może pomyśleć o mnie Vic, ale potrzebowałem zmian, nie tylko wyglądu, ale też osobowości i zachowań. Patrzyłem na swoje odbicie w lustrze, tracące ciemne kosmyki włosów po lewej stronie głowy. Powinno być dobrze. Jeśli Vicowi będzie się podobać, będę zadowolony. Nie chciałem, żeby patrzył na mnie w jakiś inny sposób.
Fryzjer jeszcze kilka razy musnął maszynką moje włosy, wtarł w nie jakąś odżywkę, aż w końcu otrzepał mnie z kosmyków i spojrzał na mnie pytająco. Przejrzałem się w lustrze, odwracając głowę, aby zobaczyć wygolony bok, po czym uśmiechnąłem się i pokiwałem głową.
- Cudownie - powiedziałem, wstając z fotela.
Podeszliśmy do lady, gdzie znajdowała się kasa. Zapłaciłem i wyszedłem z salonu, szukając Vica, który miał przecież iść jedynie do sklepu po jakieś picie. W końcu go zauważyłem. Szedł w moja stronę z dwiema butelkami piwa. Alkohol, znowu alkohol...
Gdy stanął obok mnie, zmarszczył brwi i chwycił mój podbródek, aby odwrócić moją głowę. Zaczął skanować wzrokiem mój bok, po czym rozchylił usta i uśmiechnął się lekko.
- Matko boska, Kellin - zaśmiał się, a ja uniosłem brew w górę.- Co żeś zrobił?
- Nie podoba ci się? - zapytałem niewinnie.
- Wręcz przeciwnie. Jest naprawdę fajnie. Tak... Inaczej. Zadziornie, a jednak teraz wyglądasz bardzo pedalsko - zaśmiał się, a ja mu zawtórowałem.
- Jakby nie patrzeć, jestem pedałem.
- Moim pedałem - mruknął, krótko całując mnie w usta, po czym wręczył mi puszkę z piwem.- Miało być picie, przyniosłem picie.
- Nie wiem, czy alkohol to dobry pomysł - powiedziałem z przekąsem.
- To tylko jedno piwo. Do niczego dzisiaj nie dojdzie, obiecuję.
Skinąłem głową, po czym otworzyłem puszkę i upiłem z niej dwa łyki. Publiczne picie alkoholu było chyba zakazane, tym bardziej, że my w ogóle nie mogliśmy do pić, ale nie przejmowaliśmy się tym. Gdy Vic otworzył swoją puszkę, chwyciliśmy się za wolne ręce i poszliśmy przed siebie, raz po raz upijając trochę piwa w puszki. Spacerowaliśmy po całym mieście, raz po raz zatrzymując się, aby się pocałować. Zachowywaliśmy się jak najzwyklejsza para. Czułem się, jakby Vic był moim chłopakiem, do którego żywiłem prawdziwe, silne uczucie. To drugie się zgadzało, to pierwsze niekoniecznie. Nie chciałem pytać o to, czy zostanie moim chłopakiem, bo bałem się, że mnie wyśmieje, dlatego też czekałem na jego ruch. Miałem jednak wrażenie, że nie spieszyło mu się z pytaniem mnie o chodzenie. Wiedziałem, że te nasze relacje nie trwały długo, bo tylko dwa tygodnie, ale zdążyłem się do niego zbliżyć i mu zaufać. Rzadko kiedy ufałem ludziom. Vic był wyjątkowy.
- Która jest godzina? - zapytał, a ja wyciągnąłem telefon z kieszeni.
- Druga trzydzieści osiem - odparłem, patrząc na podświetlony wyświetlacz, po czym schowałem komórkę.- Może lepiej zacznijmy iść na parking? Jeśli się spóźnimy, odjadą bez nas, a ja nie chcę iść tylu kilometrów, bo nie mam siły.
- Poniósłbym cię, jesteś lekki jak piórko - uśmiechnął się Vic, całując mnie w policzek, a ja byłem wdzięczny, że otaczała nas ciemność, bo inaczej zauważyłby mój pąsowy rumieniec.
Przed dotarciem na parking pamiętaliśmy, aby puścić swoje dłonie, bo nie chcieliśmy, aby ktokolwiek o coś nas podejrzewał. Trudno było mi się oderwać od Vica. Chciałem go całować, dotykać, trzymać za rękę, po prostu go czuć. Z kilkoma spojrzeniami utkwionymi w tobie było to trudne, jeśli nie chcieliśmy się ujawniać.
- Kurwa mać, Quinn - zawołał Matt, który stał z kilkoma chłopakami przy vanie.
Uśmiechnąłem się pod nosem i przeczesałem włosy palcami, po czym szybko oceniłem sytuację. Wszyscy patrzyli na mnie z szeroko otwartymi oczami i ustami, co bardzo mnie śmieszyło, bo przecież byłem tylko u fryzjera. Cieszyłem się, że jakoś zareagowali, nawet jeśli nie byłem pewny, czy reakcja ta była pozytywna czy negatywna. Tak czy siak, będą musieli się przyzwyczaić, bo nie wiem, ile czasu minie, aż wrócę do starej fryzury.
Gdy Vic odszedł do swojego brata, obok mnie pojawił się Matty. Był wściekły. Nie miałem pojęcia, czy chodziło mu o moje włosy, czy o to, że zostawiłem go samego i poszedłem z Victorem, ale złość z niego kipiała. Bałem się zapytać, o co mu chodzi, bo zrobi scenę przy innych i to ja oberwę, jak zwykle. Kochałem go jak brata, ale czasem przesadzał i musiał nauczyć się tolerować moje postępowanie. Zignorowałem go. Byłem zmęczony, nie miałem siły na wyjaśnienia. Marzyłem tylko o ciepłym łóżku, najlepiej z Victorem pod kołdrą, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że to niemożliwe. Na razie.
Vic
W drodze powrotnej co jakiś czas zerkałem na Kellina, który siedział przy oknie, opierając o nie głowę. Był zmęczony, ale wcale się mu nie dziwiłem - ja też chciałem się jak najszybciej położyć. Na dodatek, do ucha ciągle szeptał mu coś zdenerwowany Matty, ale brunet zupełnie go ignorował. Na pewno chodziło o mnie i zacząłem się tym przejmować, tym bardziej po tym, co powiedział mi dzisiaj Kellin. Matty o czymś wiedział. Wiedział, że w pewnym sensie wykorzystywałem Kellina, nawet jeśli teraz moje intencje był zupełnie inne, ale coś mi się tu nie zgadzało. Przecież nie planowałem tylko zaliczyć Quinna, a tu nagle powstaje plotka, że to właśnie był mój cel. Jeśli Matty wie o zakładzie, jestem w czarnej dupie. Najwyraźniej nie dogadał się z Kellinem i ten źle to wszystko odebrał. Chłopak nie wiedział o zakładzie, dzięki Bogu, ale jego głupi przyjaciel mógł mu w każdej chwili o nim powiedzieć. Dlatego też musiałem dmuchać na zimne i upewnić się, że mam wszystko pod kontrolą. Nie chciałem niszczyć tego, co udało mi się stworzyć z Kellinem, ale nie chciałem też przegrywać zakładu. Cóż, teoretycznie już go wygrałem, ale źle się czułem, okłamując chłopaka, bo bardzo go polubiłem i nawet zrobiło mi się go żal, gdy tak przejął się tym seksem po pijaku. Chciałem go wyściskać i nie puszczać, ale musiałem się pilnować. 
W końcu dotarliśmy na miejsce, wysiedliśmy z vana, podziękowaliśmy Josha i zaczęliśmy iść w stronę obozu. Ja miałem nieco inne plany. Gdy upewniłem się, że szedłem za Mattym, chwyciłem go za kark i pociągnąłem za sobą między drzewa. Było tu trochę przerażająco, bo głucha cisza i przenikliwa ciemność sprawiały, że czułem się jak w jakimś horrorze. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i włączyłem latarkę, po czym oświetliłem przerażoną twarz chłopaka. Uśmiechnąłem się kpiąco. Czas wyjaśnić sobie parę spraw.
- Ile wiesz? - zapytałem.
- C-co wiem? - wydukał, a ja przewróciłem oczami.
- Co wiesz? Co słyszałeś, gdy mówiłem o Kellinie? Co mu powiedziałeś?
- Myślisz, że ci powiem? - prychnął, powoli odzyskując pewność siebie.- Jesteś okropnym potworem, potrafisz tylko wykorzystywać ludzi, a nic im nie dajesz.
Okej, to zabolało, bo przecież nie byłem taki zły. Może i czasem przesadzałem, ale nie identyfikowałbym się jako zły człowiek. Byłem dobry dla najbliższy i to mi wystarczyło. Nic więcej nie potrzebowałem.
- Skoro jestem taki okropny, to dlaczego to mi Kellin powiedział o tym, co go martwi? Dlaczego to mi wyjawił swoje sekrety? Dlaczego to ja go uspokajałem, gdy miał atak paniki? Dlaczego ja przy nim byłem? Gdzie byłeś? Jesteś jego przyjacielem, a on przychodził do mnie, bo co? Bo w tobie nie widzi oparcia? Dlatego to ja stałem się jego pocieszycielem?
- Przestań - syknął.- Omamiłeś go. Jesteś pieprzonym manipulatorem, a to wszystko przez ten zakład, bo gdyby nie on, po prostu od czasu do czasu byś się z nim droczył.
- Skąd wiesz, że się nie zmieniłem?
- Ty się nie zmieniasz. Nie potrafisz.
Przetarłem twarz dłonią i miałem wrażenie, że zaraz walnę w coś ręką, nogą, czymkolwiek. Najchętniej Matty'ego. On mnie nie znał. Nie wiedział, co myślałem o Kellinie. Nie wiedział, co do niego czułem, a ja... Ja do cholery coś do niego czułem, tylko musiałem ukrywać się za maską, aby nie dać uciec tym uczuciom. Zmieniłem się. Tylko Kellin to zauważył i to sprawiło, że jest wyjątkowy. Był dla mnie ważny.
- Nie znasz mnie - wyszeptałem.- Na początku zakładu może i pochodziłem do tego sceptycznie, chciałem szybko go w sobie rozkochać, a potem zostawić, ale z czasem zacząłem się do niego przywiązywać. On potrzebuje kogoś, kto da mu całego siebie. Matty - westchnąłem, patrząc mu prosto w oczy.- Jesteś jego przyjacielem. Znasz go. Wiesz, że jest uczuciowy. Daj mu wypuścić te uczucia i komuś je oddać.
- Tobie? - chłopak uniósł brew w górę.
- Tak, Matty, mi. Nie będę ci gadać, że mi na nim zależy, nie będę kazał ci w to wierzyć, ale tak jest. Bardzo go lubię, chcę to wykorzystać i stworzyć coś pięknego, a nie chciałbym niczego zniszczyć. Tak więc z ręką na sercu proszę cię, nie mów mu o zakładzie - załamał mi się głos.
Matty zmarszczył brwi. Myślał, rozważał, widziałem to. Miałem świadomość, że mnie nie lubił i nie chciał, abym zbliżył się do Kellina, a mimo to powinien mnie zrozumieć.
- Tylko że Kellin już wie.
- Wcale nie.
- Jak to nie, skoro z nim o tym rozmawiałem? Powiedział, że go wykorzystałeś i zostawiłeś. Że ci ufał i nie wie co robić.
Podrapałem się w tył głowy i zagryzłem dolną wargę. Powiedzieć mu, że spałem z Kellinem? Zaraz się na mnie rzuci, cholera... Raz kozie śmierć. Musiałem wszystko wyjaśnić, aby Kellin był stuprocentowo mój i tylko mój.
- On mówił o czymś innym i ty mówiłeś o czymś innym - stwierdziłem.- Najwyraźniej się nie dogadaliście. Rozmawiałem z nim na inny temat, a nie o zakładzie, więc on nie ma o tym pojęcia.
- Więc o co mu chodziło, gdy mi mówił, że go wykorzystałeś i zostawiłeś? - Matty zmarszczył brwi.
- Uprawialiśmy seks, potem wróciłem do swojego domku, bo musiałem się wyspać.
- O matko - chłopak zakrył twarz dłonią, po czym poprawił okulary na nosie i nieco się skrzywił.- No i co z tym seksem?
- Byliśmy pijani, ledwo co to pamiętam, a Kellinowi zależało, aby przeżyć swój pierwszy raz na trzeźwo, z uczuciem. Cóż, trochę to zepsuliśmy i dlatego był na mnie zły.
Matty wyglądał, jakby nie chciał już o tym słyszeć, ale go rozumiałem. Nie lubił słuchać o gejowskim seksie, to zrozumiałe, skoro był heteroseksualny i nie interesował się tymi sprawami. Zresztą, dziwiłem się, że w ogóle mnie wysłuchał. Równie dobrze mógł mi przywalić i pobiec do Kellina, aby powiedzieć mu o zakładzie i jednocześnie pogrzebać moje szanse na rozwój związku z Kellinem. Związek związkiem, nie byliśmy razem, ale chciałbym go o to zapytać. Bałem się jednak, że mi odmówi. On sam pewnie nie był na to przygotowany, dlatego postanowiłem czekać, tylko nie wiedziałem jak długo. Do końca obozu? Za długo...
- Więc... Nie powiesz mu? - zapytałem spokojnie, ze słyszalną nadzieją w głosie, bo chciałem, aby Matty uległ i trzymał buzię na kłódkę.
- W porządku, nie powiem - westchnął po chwili, a ja uśmiechnąłem się promiennie.- Ale jeśli go zranisz, to osobiście obetnę ci penisa.
- Oj Mullins, Mullins, nie panikuj - zaśmiałem się ciepło.- Nic mu się nie stanie. Kellinowi, jak i mojemu penisowi.
Kellin
Nazajutrz śmiałem się w twarz  tym osobom, które miały kolejnego kaca. Wypiłem tylko piwo i nic mi nie było, podczas gdy inni nie mogli wyjść z łóżka lub z kabiny toaletowej (i ja to później sprzątałem, uch). Matty również był trzeźwy, podobnie jak reszta chłopaków z mojego domku, którzy widząc moją nową fryzurę, wydali z siebie bliżej niezidentyfikowany okrzyk. Koniec końców, usłyszałem raczej komplementy, aniżeli negatywne opinie. Gdy poszliśmy na śniadanie, opiekunowie od razu mnie zapytali, kto mnie ostrzygł, więc wymyśliłem historyjkę, że Gabe jest dobrym fryzjerem, nawet jeśli na takiego nie wygląda. Nie mogło się wydać, że byliśmy w mieście, bo będziemy mieć kłopoty.
Byłem w świetnym humorze. Zjadłem całe śniadanie, co rzadko się zdarzało, uśmiechnąłem się do Vica, który patrzył na mnie przez prawie cały czas trwania posiłku, a nawet spokojnie porozmawiałem z Mattym, który sprawiał wrażenie, że też się cieszył. Nie był niezadowolony, niczego nie komentował, nie powiedział nic negatywnego na temat Vica... To było dziwne, ale bardzo przeze mnie pożądane, dlatego też cieszyłem, że sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej. Może ten seks nie był taki zły w skutkach... To jednak nie zmienia faktu, że chciałbym go pamiętać.
Po śniadaniu opiekunowie powiedzieli nam, że kilku z nas musi zostać w obozie, aby zająć się maluchami, podczas gdy reszta popłynęła na dłuższą wycieczkę kajakową. Dzieci nie miały wystarczająco dużo siły, aby wiosłować samemu, dlatego musiały zostać. Jako że wszyscy opiekunowie musieli popłynąć, zapytali nas, kto byłby chętny, aby zostać w obozie. Nie chciałem płynąć, wolałem posiedzieć na plaży i wystawić twarz do słońca, dlatego też zgłosiłem się na ochotnika. Wtedy niemal od razu rękę podniósł Vic, na co uśmiechnąłem się pod nosem i założyłem włosy za ucho. W obozie zostali jeszcze jack i Alex, a reszta popłynęła na spływ kajakowy.
Siedzieliśmy z małymi na plaży, aby mogli się wykąpać i podbudować budowle z piasku, podczas gdy my rozłożyliśmy koce i relaksowaliśmy się. Jak zwykle siedziałem w szortach do kolan, podczas gdy reszta ubrana była jedynie w bokserki kąpielówki. Mieliśmy kilka butelek z piciem, jakieś chipsy i owoce, tak do przegryzania. Chwyciłem winogrono i rozgryzłem połowę. Czułem na sobie wzrok Vica, ale nie mogłem wykonać żadnego ruchu, bo obok nas siedzieli Alex i Jack.
- W sumie to jak to z wami jest? - zapytał nagle Vic, chwytając butelkę z wodą i odkręcając ją. Upił łyk, po czym spojrzał pytająco na chłopaków, którzy zerknęli na siebie uśmiechnęli się podejrzanie.
- A jak ma być? - zapytał Jack, błądząc palcami po nagim udzie Alexa. Okej, to jest dość jednoznaczne.
- Jesteście pieprzonymi homosiami, wiedziałem! - zaśmiał się Vic, a ja poprawiłem okulary przeciwsłoneczne na nosie i uśmiechnąłem się lekko.- No okej, lubicie w dupę, a jesteście razem?
Alex nachylił się nad Jackiem i czule pocałował go w usta, po czym oderwał się od niego z uśmiechem i uniósł brew, patrząc na Vica, który wyszczerzył się do nich i poprawił daszek swojej czapki spoczywającej na jego głowie.
- I widzicie, nikt was nie szczuje - stwierdził.- Chociaż Quinna też już nieco mniej, co, laczku?
Nie obraziłem się na laczka, bo wiedziałem, że przy innych nie mogliśmy się wychylać, więc jedynie wzruszyłem ramionami i zjadłem kolejne winogrono. Po chwili z płaczem przybiegł do nas jakiś blond-włosy chłopiec, który bez pytania wdrapał się na moje kolana i objął mnie w pasie, płacząc w mój nagi tors. Vic zmarszczył brwi i spojrzał na mnie pytająco, a ja wzruszyłem ramionami i przytuliłem do siebie malucha.
- Co się stało? - zapytałem cicho, głaszcząc jego jasną główkę.
- T-Tom pow-powiedział, że n-nie m-moge się z nim ba-bawić, bo je-jestem gorszy - wydukał.
- To ty się pobaw w dziecięcego psychologa, a my idziemy do jeziora - powiedział Alex, po czym chwycił dłoń Jacka i pociągnął go w stronę wody.
Ja natomiast skupiłem się na chłopcu i najwyraźniej Vic również się nim zainteresował, ponieważ usiadł obok mnie. Nasze ramiona się stykały, a mi zrobiło się o wiele lepiej, gdy poczułem jego dotyk.
- Dlaczego tak powiedział? Niby dlaczego jesteś gorszy?
- B-bo n-nie mam... N-nie ma-mam taty.
Westchnąłem ciężko i zacząłem go lekko kołysać, aby maluch się uspokoił. Rozumiałem go, tak bardzo go rozumiałem, więc wszedł na kolana dobrzej osoby.
- Jak masz na imię? - zapytałem spokojnie.
- Christian.
- No więc, Christianie, powiem ci coś - zacząłem, a chłopiec otarł łzy z oczu i popatrzył na mnie z ciekawością.- To, że nie masz taty, nie oznacza, że jesteś gorszy. Najważniejsze jest to, żebyś był sobą i dobrze czuł się taki, jaki jesteś. Założę się, że bardzo lubisz się śmiać i uśmiechać. Uśmiechnij się dla mnie, co? - zaproponowałem, sam się uśmiechając, a Christian odwzajemnił uśmiech.- Widzisz, o wiele lepiej. I wiesz co ci powiem? Tak w sekrecie? Ja też nie mam taty.
- Co się z nim stało? - zapytał cicho.
- Umarł, gdy byłem młodszy - odpowiedziałem i poczułem, jak Vic oplata moje ramię swoim, dając mi do zrozumienia, że przy mnie był. Byłem mu za to wdzięczny.- Ale mam za to kochaną mamę, mam fajnych dziadków, mam przyjaciół, mam...
- Ma uroczego chłopaka - wtrącił się Vic, a ja spojrzałem na niego z otwartymi ustami.
- Victorze! - zganiłem go, a on uśmiechnął się niewinnie i pocałował mnie w policzek. Co do...
- I wszystko jest dobrze? - zapytał Christian.
- Tak. Musiałem oswoić się z wieloma rzeczami, też nie chcieli się ze mną bawić, musiałem jakoś sobie radzić. I widzisz, poradziłem sobie, dlatego wiem, że ty też to zrobisz. Głowa do góry, pobaw się z kimś innym.
Christian pokiwał głowa, po czym uśmiechnął się, wstał z moich kolan i pohasał do innej grupy dzieci. Ja postanowiłem zająć się Victorem, bo pozwolił sobie na kilka rzeczy, których się nie spodziewałem.
- Wytłumaczysz mi to? - zapytałem poważnie, a Vic przybliżył się do mnie jeszcze bardziej i posadził mnie na swoim udzie. Zgrywał niepoinformowanego. Ja mu zaraz dam tak się ze mną bawić.- No mów!
- Nie wiem, o co ci chodzi - mruknął, całując moją szyję.
- Nie mam chłopaka.
- Będziesz moim chłopakiem?
Prawie zakrztusiłem się powietrzem, gdy to powiedział. Uniósł głowę i spojrzał prosto w moje oczy. Chciał tego. Widziałem to spojrzenie, jakim na mnie patrzył. Zresztą, ja obdarowywałem got akim samym. To chyba sen. Niech mnie ktoś uszczypnie.
- Zgódź się - usłyszałem za sobą głos Jacka, przez co podskoczyłem na udzie Vica. Coraz mniej rzeczy rozumiałem.
- Czy ty wiesz, że... - zacząłem, ale nie dokończyłem.
- Że coś między wami jest? Tak. Że Vic jest gejem? Tego nie wiedziałem, jedynie przypuszczaliśmy to z Alexem, a nasze podejrzenia się sprawdziły. Zresztą, widziałem, jak pieprzyliście się przy ognisku - zakryłem usta dłonią i zamknąłem oczy.- Tak czy siak, powodzenia na nowej drodze życia - uśmiechnął się, po czym chwycił kiść winogron i wrócił do jeziora.
Ponownie spojrzałem na Vica, który gładził moje udo. I co mu miałem do jasnej cholery powiedzieć? Jack nas widział. Coraz więcej osób wiedziało o tym, że Vic był gejem, a on zdawał się tym nie przejmować. Chciałem z nim, ale jednocześnie nie chciałem. To najgorsze co może być.
- Chcesz ze mną chodzić czy nie? - zapytał ponownie.
- Ja...
- Jack ci podpowiedział. Ja zrobiłbym to, co ci poradził.
Za dużo manipulacji, za dużo tego wszystkiego. Nie potrafiłem ułożyć sobie tego wszystkiego w głowie w logiczny sposób. A jednak, ciągnęło mnie do tego. Musiałem wykorzystać okazję. Chciałem go. Musiałem powiedzieć...
- Tak - szepnąłem, a Vic uśmiechnął się i chwycił moją twarz w swoje dłonie.- Będę twoim chłopakiem.
Vic zaśmiał się wesoło, po czym pocałował mnie w usta, a następnie w czubek nosa i czoło. Po chwili znów zajął się ustami. 
To pierwszy taki mój pocałunek. Pierwszy pocałunek z moim nowym chłopakiem.
_____________
+ u mnie fryzjer jest otwarty nocą, deal with it XD