piątek, 9 stycznia 2015

14.

Hej! Cieszę się, że wytrzymaliście te dwa tygodnie. Dzisiaj trochę krócej, ale spokojnie, wielkimi krokami zbliżamy się do punktu kulminacyjnego ;) Dziękuję za komentarze i czekam na więcej!
________________________________________
Chyba jeszcze nigdy nie martwiłem się tak o Kellina. Od dziwnych wydarzeń w Brazylii zachowywał się co najmniej dziwnie, a ja nie mogłem mu pomóc. Chciałem, aby się otworzył i wszystko z siebie wyrzucił, ale on siedział jak zaklęty. Niektórzy czują się lepiej, gdy komuś się wygadają, ale najwyraźniej Kellin taki nie był. Wątpiłem w to, że było mu dobrze, gdy wszystko w sobie dusił, lecz naciskanie na niego w tej sytuacji było złym pomysłem. Po prostu krajało mi się serce, gdy widziałem jego podkrążone oczy i spierzchnięte od ciągłego zagryzania usta. Coraz częściej nerwowo rozmawiał przez telefon, ale zawsze upewniał się, że go nie słyszę. Wiele razy chciałem gdzieś się przyczaić i podsłuchać jego rozmowę, ale to nie było w moim stylu. Jeśli Kellin będzie chciał mi powiedzieć, to to zrobi. Po prostu musiałem poczekać.
Chciałem coś dla niego zrobić, aby chociaż na chwilę zapomniał o tym, co zdarzyło się w Rio, więc zacząłem się zastanawiać, gdzie mógłbym go zabrać. To musiało być spokojne miejsce, gdzie obaj się rozluźnimy. Przeglądałem przeróżne strony internetowe, mając na uwadze skręconą kostkę chłopaka, której nie mogliśmy nadwyrężać. Miejsca z dużą ilością zwiedzania odpadały, dlatego też postawiłem na Karaiby, Bahamy. Spokój, słońce, turkusowa woda – czego chcieć więcej? To nam dobrze zrobi. Nikt nie myśli o problemach pod ugiętą palmą.
Zamówienie biletów i zarezerwowanie domku przy plaży wyciągnęło ze mnie sporą sumkę pieniędzy, ale nie przejmowałem się tym. Kellin na to zasługiwał. Owinął mnie wokół palca, nawet jeśli tego nie planował. Zakochałem się w nim i naprawdę czułem do niego coś silnego, więc postanowiłem go trochę porozpieszczać. Stał się dla mnie kimś ważnym. Żadna dziewczyna nie miała na mnie takiego wpływu, to było coś niesamowitego. Ogarniała mnie najsilniejsza w całym moim życiu ekstaza i nie zamieniłbym jej na nic innego. Tak czuje się zakochany człowiek, jakbym był w siódmym niebie.
Wstałem nieco wcześniej i zdążyłem się spakować oraz przebrać z piżamy. Kellin nadal spał i wyglądał wtedy najspokojniej. Podczas jawy jego mięśnie napinały się, a na jego twarzy dostrzegałem stres i momentami strach, zwłaszcza gdy przebywaliśmy w zatłoczonych miejscach. Bał się, że znowu ktoś go zaczepi. Jeszcze nigdy tak się o niego nie obawiałem.
Zerknąłem na nadgarstek, gdzie widniał zegarek i po stwierdzeniu, że to dobry czas, aby obudzić Kellina, kucnąłem przy jego łóżku, znajdując się na poziomie jego twarzy. Jego lekko rozchylone usta uwalniały krótkie oddechy, które muskały niesforny kosmyk włosów opadły na twarz bruneta. Poprawiłem fryzurę chłopaka i lekko dźgnąłem jego policzek, przez co Kellin mruknął cicho i pociągnął nosem, jakby miał katar. Zrobiłem tak jeszcze kilka razy, aż w końcu chwycił moją dłoń i ścisnął palce, które niesamowicie go irytowały.
- Wkurwiasz mnie – mruknął, będąc zbyt zaspanym, aby jego ton mnie przestraszył.- Bardzo.
- Wybacz – odparłem cicho, całując go w czoło, na co uśmiechnął się lekko.- Ale musisz już wstać. Niedługo mamy samolot.
- Gdzie? – zapytał, przecierając oczy i powoli podnosząc głowę z kremowej poduszki.
- Niespodzianka.
Kellin jęknął i znów opadł na poduszkę. Oczywiście, że chciał wiedzieć, gdzie lecimy, to przecież Kellin. Dowie się na lotnisku, teraz niech żyje w niepewności.
Podniosłem się z klęczek i klepnąłem chłopaka w pośladki, aby w końcu wygrzebał się z pościeli, co zrobił pięć minut później. Wziął szybki prysznic, ubrał się, spakował resztę rzeczy do plecaka i był gotowy do wyjścia. Miałem wrażenie, że chciał jak najszybciej znaleźć się na lotnisku, aby dowiedzieć się gdzie go zabieram. Jego ciekawość i niecierpliwość ciągle mnie śmieszyła.
Stwierdziliśmy, że śniadanie zjemy na lotnisku, bo i tak będziemy musieli poczekać na nasz samolot po odprawie. Kellin siedział jak na szpilkach i pierwszy raz od dłuższego czasu widziałem go tak podekscytowanego. Mimowolnie uśmiechnąłem się do siebie, patrząc na jego rozświetloną twarz. Potrzebowałem jego uśmiechu. Kto by pomyślał, że na początku wyprawy głośna osobowość chłopaka tak mnie irytowała, a teraz dosłownie mi jej brakowało. Głośny Kellin to prawdziwy Kellin. Gdy brunet się nie uśmiechał, czułem się, jakbym przebywał w towarzystwie innego człowieka.
Gdy taksówka zatrzymała się pod budynkiem lotniska, Kellin dosłownie wyleciał z samochodu i szybko wyciągnął plecak z bagażnika. Zapłaciłem taksówkarzowi, zabrałem walizkę i obserwowałem, jak chłopak szybko próbuje dostać się do środka, mimo że kostka mu na to nie pozwalała. Nie potrzebował kuli, ale mocno kuśtykał, więc nie mógł poruszać się zbyt prędko.
- Boże, Vic, powiedz miiiiii! – Chwycił mnie za ramię, gdy znaleźliśmy się w budynku.- Vic, Vic, Vic.
Przystawiłem palec do ust i pokręciłem głową. Próbowałem wyglądać groźnie, ale po moich ustach błądził usta i toczyłem ze sobą zawziętą walkę, aby nie wybuchnąć śmiechem. Chwyciłem dłoń chłopaka, splotłem nasze palce (dzięki czemu poczułem eksplozję motylków z brzuchu), aby następnie pociągnąć go w stronę odprawy. Kellin przeanalizował każdy ekran informujący o celach podróży, a gdy zatrzymaliśmy się przy tym właściwym, wydał z siebie ciche piśnięcie.
- Rozpieszczasz mnie – szepnął mi do ucha, które następnie pocałował, na co uśmiechnąłem się pod nosem.
Czułem się, jakby Kellin naprawdę był moim chłopakiem, mimo że oficjalnie się na to nie zgodził. Potrzebował czasu, ale nie zamierzałem zmarnować go na siedzenie w miejscu. Chłopak musiał coś poczuć, nie mogłem zostawić go samego.
- Rozpieszczę cię na Bahamach. A teraz buziak.
Brunet zachichotał i złożył delikatny pocałunek na moich ustach, który nieco przeciągnąłem. Oj tak, zdecydowanie mogłem tak żyć.

Nie wiedziałem, kiedy Kellin był bardziej podekscytowany – w drodze na lotnisko czy w samym samolocie. Chyba od dawna marzyły mu się małe wakacje na jednej z karaibskich wysp, więc dlaczego nie miałbym spełnić jego marzenia? Jeśli to był sposób na zrelaksowanie się, byłem za.
Lot był długi, bo ponad jedenastogodzinny, ale wytrzymaliśmy. Na miejscu było gorąco, wręcz duszno, ale czego mogłem spodziewać się po Karaibach? Krystalicznie czysta woda, palmy, biały piasek… Raj na ziemi. Mogłem się stąd nie ruszać.
Warto było wydać trochę więcej pieniędzy na własny domek na plaży. Był niewielki, miał małą kuchnię, sypialnię, łazienkę i salon. Nie potrzebował niczego więcej, bo czuł się tu idealnie. Zostawili swoje bagaże w sypialni i niemal od razu poszli na plażę. Nie musieli za bardzo się oddalać – wystarczyły trzy minuty, aby znaleźć się na brzegu morza. Kellin miał pewne problemy z chodzeniem po miękkim piasku, ale jakoś dotarł na niewielki pomost wiodący w głąb turkusowej wody. Słońce muskało jego bladą skórę, a jego twarz w końcu wyrażała coś więcej niż tylko zmartwienie. Uśmiechał się i to było dla mnie w tej chwili najważniejsze.
Na końcu pomostu znajdowały cumy, na powierzchni wody delikatnie kołysały się większe i mniejsze łódki. Wpadłem na pewien pomysł i miałem nadzieję, że Kellinowi się spodoba. Objąłem go w pasie i poprowadziłem do jednej z łódek. Zauważyłem, że miała szklane dno, więc trafiłem w dziesiątkę.
- Chcesz popłynąć ze mną w mały rejs? – zapytałem, gdy przystanęliśmy przy jednej z cum.- Nie daj się prosić…
Kellin spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem i pokiwał głową. Wiedziałem, że się zgodzi, nie było innej możliwości. Możliwość zobaczenia podwodnego świata bez wychodzenia z łódki musiała być przyjemnym uczuciem. Może skuszę się później na popływanie gdzieś przy łódce, jeśli oczywiście uzyskam na to zgodę. Byłoby świetnie.
Podszedłem do kapitana stateczku i zapytałem o możliwość rejsu. Ten oczywiście się zgodził i zapowiedział, że za dwadzieścia minut wyruszają. Na pokładzie siedziało już kilka osób, zapewne czekających na dalsze atrakcje. Chwyciłem rękę Kellina, aby pomóc mu wejść na stopień, po czym obaj znaleźliśmy sobie wygodne miejsca, które zajęliśmy. Chłopak oparł głowę o moje ramię i przymknął oczy, głęboko przy tym oddychając. Czułem, jak jego mięśnie rozluźniły się, a on delikatnie rysował wzorki na moim udzie.
- Dziękuję – szepnął nagle, powodując, że na niego spojrzałem.
- Nie masz za co.
- Mam – uparł się na swoim.- Gdyby nie ty to…
Ucichł, zaciskając usta w cienką linię. Chyba nadal nie chciał mi o niczym powiedzieć.
- To…? – zachęciłem go do dalszego mówienia, ale chłopak pokręcił głową.
- Nic. Po prostu byłoby inaczej. Pewnie gorzej. A tak jest cudownie. Dziękuję.- Uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.
Stateczek był niewielki, ale pomieścił sporo ludzi, gdyż był dwupoziomowy. My siedzieliśmy na dolnym pokładzie, bo Kellin koniecznie chciał zobaczyć kolorowe rybki przez szklaną podłogę. Statek powoli zaczął odbijać od pomostu, a brunet zacisnął palce na mojej nodze. Może miał chorobę morską?
- Boisz się statków? – zapytałem cicho.
- Trochę. Po prostu boję się, że wypadnę za burtę – odparł, rumieniąc się przy tym wyraźnie zawstydzony.- To nie tak, że nie umiem pływać, bo umiem, ale raczej na płytkiej wodzie…
Zaśmiałem się pogodnie i rozczochrałem mu włosy. Kto by pomyślał, że przebojowy Kellin Bostwick tak naprawdę boi się głębokiej wody. Najwyraźniej z naszego wspólnego pływania nici. To nie tak, że pływałby ze skręconą kostką… Nieważne.
Widoki pod wodą były przepiękne – kolorowe ukwiały, rafa koralowa, tęczowe ryby i stworzenia, których nigdy nie widziałem na oczy. Nie sądziłem, że na świecie istnieje tak wiele pięknych gatunków roślin i zwierząt, przynajmniej pod wodą. Oczy Kellina świeciły się jak dwa szafiry i sam nie wiedziałem, co podoba mi się bardziej – jego tęczówki czy to, co działo się pod wodą.
W pewnym momencie statek zatrzymał się i z głośnika umieszczonego na jednej ze ścianek wypłynął niski głos kapitana informujący, że można zejść do wody. W tym miejscu nie było niebezpiecznie, a grunt szedł nieco w górę, więc nikt nie zszedłby na głęboką wodę. Kellin spojrzał na mnie zachęcająco, widząc, że chciałbym pójść, podczas gdy on po prostu nie mógł tego zrobić.
- Leć, poradzę sobie – powiedział, uśmiechając się przy tym.
- Na pewno?
- Tak. Nie jestem już dzieckiem. Skorzystaj z okazji.
Pocałowałem go w czoło i ściągnąłem koszulkę, buty oraz spodnie, zostając w samych bokserkach. Nie wziąłem ze sobą kąpielówek, ale to nie stanowiło dla mnie żadnego problemu. Zszedłem po drabince w dół i po chwili byłem już w ciepłej i czystej wodzie. Chciałbym, żeby Kellin był tutaj ze mną, ale nie chciałem, żeby coś mu się stało. Tak jak powiedział, nie był już dzieckiem i na pewno sam poradzi sobie na stateczku. Postanowiłem zająć się sobą, korzystając z cudownej karaibskiej wody.
Na pokładzie pojawiłem się po dwudziestu minutach, gdy byłem cały osolony, a moje palce zdążyły już się pomarszczyć. Pokręciłem głową, powodując, że kropelki wody osiadły na innych ludziach, po czym zacząłem iść w stronę miejsca, gdzie zostawiłem Kellina. Uśmiech z mojej twarzy zszedł automatycznie, gdy zobaczyłem, że siedzi przy nim jakiś mężczyzna, a na dodatek brunet… Płakał, rozmawiając z kimś przez telefon. Kellin płakał i była to najbardziej rozdzierająca serce rzecz w całym moim życiu. Zabiję tego skurwysyna, po prostu ukręcę mu łeb.
- Hej! – krzyknąłem, zwracając na siebie uwagę, ale się tym nie przejąłem. Kellin uniósł zapłakany wzrok, szepnął coś do telefonu i schował go do kieszeni.- Wypierdalaj stąd – warknąłem do nieznajomego, który bez większych ceregieli po prostu wstał z miejsca i odszedł.
Kellin nieco się trząsł, mimo że wcale nie było zimno. Sięgnąłem po ręcznik rozdawany przez załogę statku, powycierałem się nim i objąłem chłopaka suchym już ramieniem. Brunet pociągnął nosem i zamknął oczy, próbując się uspokoić.
- Kto to był? Co się stało? Boże, ty płakałeś, dlaczego płakałeś? Kellin…
- Cii – uciszył mnie szeptem.
- Powiedz mi, mam dość czekania…
- Nie, Vic. Nie powiem ci.
- Kellin…
- Nie – przerwał mi nieco głośniej, ale nadal nie potrafił zebrać w sobie wystarczająco dużo siły.- Nie teraz…
- Nigdy wcześniej nie widziałem, jak płaczesz…
- To był pierwszy i ostatni raz.- Wyprostował się i odchrząknął, poprawiając włosy i wycierając podkrążone oczy dłońmi.- Nie martw się o mnie. Wszystko będzie w porządku.
Miałem taką nadzieję, ale wszystko wskazywało na to, że rzeczywistość będzie całkiem inna.

11 komentarzy:

  1. Super,warto było czekać ten tydzień :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeej. Cudowny rozdział :) nie mogę się doczekać kolejnego piątku

    OdpowiedzUsuń
  3. Końcówka złamała mi serduszko...O ile takowe mam.
    I to, że podobno zbliżamy się do punktu kulminacyjnego... Brzmi ciekawie i niepokojąco jednocześnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. jejku, moje filsy, hufhdsufdshygf
    cudowny rozdział dżo ♥
    /@horalik_swag

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na następny rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. jeej, Kelliś miał się zrelaksować a tu taki smuteczek ;(
    Vic tak bardzo się stara i chce, żeby było jak najlepiej to takie słodkie *.*
    super to wszystko opisujesz, też bym chciała pojechać na Bahamy a co dopiero z takimi towarzyszami hehe xD rozdział super, ciągle zastanawia mnie o co chodzi z tymi telefonami, niech Kellin w końcu sie otworzy i powie wszystko Vicowi :D
    czekam na kojelny, fantastyczny rozdział i życzę duuuuuużo weny :) / Monia

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozsiadł. Nie przeżyje jak będzie koniec kellica. Nie chcę aby się skończył,ale jak to mówią wszystko co dobre kiedyś się kończy

    OdpowiedzUsuń
  8. Ojć, czo się stanęło Kellisiowi ??? ;<
    Niech w końcu powie... ;/
    Ugh.. to było takie piękne ♥
    Ja chce więcej... ci faceci mnie wkurzają >_<
    Eh.. W każdym razie jest naprawdę faaaantastycznie
    Czekam i życzę duuużo weny ! ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Warto było czekać C: Ciekawa jestem tej sprawy z Kellinem... No nic, pozostaje mi czekać i życzyć weny <3
    ps. Ja tu czytam o takich plażach i wodzie, a za oknem... Brrr.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czekam na jutro

    OdpowiedzUsuń
  11. Czekam na dzisiaj !!! ;D
    Nie wiem czemu tak późno. ... pseplasam ;<
    Ale Ty mi wybaczysz prawda ? ;3
    kocham Cię
    weny ! ♡ ♥ ♡

    OdpowiedzUsuń