Przypominam o komentarzach :) Od razu informuję, że zbliżamy się do końca.
______________________
Może to było tylko wrażenie, ale coraz częściej wydawało mi
się, że Kellin płacze, gdy go nie widzę. Nie raz zamykał się w łazience,
mówiąc, że ma ochotę na prysznic. To nie było w porządku, gdy stałem pod
drzwiami i podsłuchiwałem, ale nie mogłem się powstrzymać. Rzeczywiście
słyszałem płynącą z prysznica wodę, lecz nie musiałem się zbytnio wysilać, aby
usłyszeć również niecichy szloch.
Oparłem głowę o drzwi i westchnąłem cicho, aby nie zdradzić
swojej obecności. Zagryzłem dolną wargę i spuściłem wzrok, myśląc, co mógłbym
zrobić, żeby wesoły i rozgadany Kellin powrócił. Tęskniłem za jego gadulstwem,
wszechobecnością i pozytywnością. Najgorsze było to, że ogarnęła mnie
bezradność. Co do cholery jasnej musiałem zrobić, aby znów spontanicznie się
uśmiechał?
Gdy płacz ustał, odsunąłem się od drzwi i poszedłem do
sypialni. Nasze torby były już spakowane, gdyż za godzinę musieliśmy znaleźć
się na lotnisku. Zaproponowałem Kellinowi podróż do Meksyku, lecz tym razem
zatrzymamy się u moich dziadków, a nie w żadnym hotelu. Tęskniłem za rodziną i
cieszyłem się, że będę miał możliwość odwiedzenia ich. Chłopak na początku był
nieco sceptyczny (prawdopodobnie nie czuł się zbyt komfortowo ze świadomością,
że pozna moich dziadków), ale w końcu go przekonałem. Wiedziałem, że wesoły
Kellin zgodziłby się od razu. Ten miał pewne opory.
Brunet pojawił się w pokoju po trzech minutach i moją uwagę
przykuły jego przekrwione oczy, które próbował ukryć włosami. Słabo mu to szło,
tym bardziej, że były również podkrążone, a jego policzki wyglądały, jakby
zostały potraktowane kilogramem soli.
- Dlaczego płakałeś? – zapytałem po prostu, na co chłopak
wzdrygnął się i pociągnął nosem.
- Nie płakałem – skłamał, a ja pokręciłem głową.
- Przecież widzę, Kells.
- Odpuść, Vic.
Moja warga była popękana od wiecznego zagryzania, ale to nie
znaczyło, że przestałem to robić. Miałem taki odruch nerwowy i nawet smak krwi
na języku nie powstrzymywał mnie przed maltretowaniem ust. Podszedłem do
chłopaka i chwyciłem jego twarz w dłonie. Z bliska wyglądał jeszcze smutniej i
słabiej.
- Możesz mi powiedzieć o wszystkim, wiesz o tym? –
szepnąłem.
- Wiem – odparł równie cicho.
- Więc…?
- Nie teraz.
Westchnąłem i lekko naparłem na jego usta. Chłopak oddał
pocałunek, zaciskając dłonie na mojej koszulce. Czasem dostawał drgawek przez
wcześniejszy płacz, ale starałem się nie zwracać na nie uwagi. Odsunąłem się od
niego i delikatnie musnąłem jego czoło, po czym poklepałem po policzku.
- Możesz na mnie liczyć. Pamiętaj o tym, dobrze? – Kellin
pokiwał głową.- Okej. Zbieraj manatki, lecimy do mojej rodzinki.
Kellin spiął się nieco, ale założył plecak na ramiona i był
gotowy do wyjścia. To będzie ciekawy wyjazd.
Moi dziadkowie mieszkali w małej wsi Huertas de san Pedro
oddalonej godzinę jazdy od stolicy kraju. Nie ma w niej nic ciekawego oprócz
niewielkiego, lecz uroczego kościółka. Wszyscy się tu znali, plotki rozchodziły
się z prędkością światła i sąsiedzi już wiedzieli, że wnuk Fuentesów przyjeżdża
na kilka dni. Co więcej, przyjeżdża z kimś! Wszyscy oczekiwali jakiejś ładnej
dziewczyny z Ameryki, którą przywiozłem do Meksyku, aby pochwalić się
zaręczynami, więc ich zdziwienie było ogromne, gdy przy moim boku zauważyli nie
długonogą piękność, a przygnębionego i bladego bruneta. Widziałem spojrzenia
znajomych twarzy zza płotów. Myśleli, że ich nie dostrzegam. Niektórym
powiedziałem nawet „dzień dobry”, przez co peszyli się i z rumieńcami na twarzy
odpowiadali na przywitanie. Kellin się nie odzywał. Był trochę zmęczony, ale
wcale mu się nie dziwiłem. Przylecieliśmy do Meksyku, gdzie musieliśmy
przesiąść się na zatłoczony autobus, który objeżdżał wszystkie wsie wokół
stolicy. Jechanie wśród krzyczących dzieci i drobiu w klatkach nie należało do
przyjemnych przeżyć. Ja byłem do tego przyzwyczajony, Kellin niekoniecznie. Na
dodatek musieliśmy przejść całą wieś, aby dotrzeć do domu moich dziadków.
- Czy oni mówią po angielsku? – zapytał nagle, gdy
zbliżaliśmy się do końca żwirowej drogi prowadzącej do naszego celu.
- O, tak, mówią.- Pokiwałem głową.- Mój tata ich nauczył.
Mogą mieć po osiemdziesiąt lat, ale się z nimi dogadasz. Nie zwracaj tylko na
błędy gramatyczne, mogą się zdarzyć.
Kellin odetchnął. Cóż, ja też czułbym się niekomfortowo,
gdybym musiał tłumaczyć mu wszystko z hiszpańskiego na angielski. Cieszyłem
się, że tata nauczył swoich rodziców tego języka, głównie ze względu na mamę,
która była Amerykanką.
Meksykańskie wioski nie należały do tych zmodernizowanych,
ale czułem się tu jak w domu, mimo że wychowałem się w San Diego. Kurz i pył,
szczekające psy, bałagan – lubiłem to. Uśmiechnąłem się, gdy zauważyłem białą,
w kilku miejscach zardzewiałą bramę. Na dodatek usłyszałem znajome szczekanie i
mój uśmiech powiększył się jeszcze bardziej.
- To mój drugi dom, Kells – oznajmiłem wesoło, otwierając
bramę.
Niemal od razu doskoczył do mnie karmelowy kundel, którego
podrapałem za uchem. Merdał ogonem, ciesząc się na mój widok, po czym podbiegł
do Kellina, aby również się z nim przywitać. Chłopak uśmiechnął się uroczo i
wziął psa na ręce. Cóż, Diego nigdy nie bał się nieznajomych – był bardzo
przyjaznym psem. Nic dziwnego, że pozwolił Kellinowi wziąć się na ręce.
- Jaki cudowny – zaśmiał się, głaszcząc Diego po karku, i
chyba po raz pierwszy zabrzmiało to szczerze.
Znajdowaliśmy się na małym placyku, który z jednej strony
otoczony był domem, z drugiej stodołą, a z trzeciej gęstą zielenią. Moi
dziadkowie zawsze cenili sobie prostotę i wiejskie życie. Nie było im potrzeba
nic więcej.
Nagle z różowego domku wyszła przysadzista kobieta o
ciemnych włosach do pasa, przeplatanymi siwymi pasmami. Cóż, moja babcia, mimo
swojego wieku, upierała się, że nadal będzie farbować włosy. Ta kobieta miała w
sobie taką werwę jak nikt. Mój dziadek natomiast wolał siedzieć w ogrodzie i
pić tequilę.
- Victor! – krzyknęła wysokim głosem, a ja rozłożyłem ręce,
aby przytulić babcię.
Mocno objąłem ją w pasie i pocałowałem w czubek głowy. Dawno
się nie widzieliśmy i zdążyłem się za nią stęsknić. Babcia odsunęła się ode
mnie i obdarowała mnie ciepłym uśmiechem. Następnie jej wzrok padł na niego
speszonego Kellina, który puścił Diega i stał teraz nieco na uboczu.
- Przywitaj się ze staruszką, młodzieńcze – powiedziała do
niego, lecz w jej tonie nie słychać było złości czy goryczy; wszystko zostało
wypowiedziane w czysto przyjacielski sposób.
Gdy Kellin się przybliżył i chciał podać jej rękę, kobieta
od razu przytuliła go do piersi. Brunet musiał się nieco schylić, ale również
ją objął. Widziałem, jak się uśmiechał. Właśnie do tego dążyłem – chciałem, aby
był szczęśliwy i poczuł się tu jak u siebie w domu.
- Jak masz na imię, słodziaku? – zapytała, a Kellin pokrył
się rumieńcem.
- Kellin – odparł, rozmasowując policzki.
- Przysięgam, Victorze, macie coś do tych Amerykanów –
zachichotała, patrząc na mnie.
Teraz to ja się rumieniłem. Może i wspomniałem jej, że z Kellinem
łączy mnie coś więcej niż tylko przyjaźń i najwyraźniej zaakceptowała to
podczas rozmowy telefonicznej. Cudowna kobieta. Z dziadkiem mogło być nieco
gorzej, on nie był tak otwarty na innych.
- Chodźcie, chodźcie!
Chwyciłem Kellina za rękę i gdy nie oponował, zacieśniłem
mój chwyt. Poszliśmy za babcią, która otworzyła drzwi do domu i weszliśmy do
środka. Nic specjalnego, wszystko było urządzone w bardzo prostym i wiejskim
stylu, więc nie mogliśmy liczyć na luksusy. Może to i lepiej – dotychczas gościliśmy
jedynie w eleganckich hotelach, więc taka odmiana była przyjemna.
- Victorze, zaprowadź Kellina do pokoju, mam nadzieję, że
będziecie spać razem? – Babcia spojrzała na mnie pytająco, a ja skinąłem głową.
- Ktoś zajmuje gościnny? – zapytałem.
- Och, tak.- Uśmiechnęła się tajemniczo.- Najpierw
schowajcie rzeczy, a potem zejdźcie do jadalni, sam zobaczysz.
Skinąłem głową i pociągnąłem Kellina długim korytarzem.
Zatrzymałem się przy trzecich drzwiach od końca i nacisnąłem klamkę,
wpuszczając chłopaka do środka. Zwykły pokój, który zawsze należał do mnie, gdy
przyjeżdżaliśmy tutaj na święta i wakacje. Miałem tu nawet kilka plakatów, bo
babcia nie chciała ich ściągać. Nadal myślała, że mam siedemnaście, a nie
trzydzieści lat.
- Uroczo.- Usłyszałem głos Kellina.- Twoja babcia jest
kochana.
- Tak, wiem – zaśmiałem się, stawiając bagaże przy szafie.
Spojrzałem na chłopaka i zmarszczyłem brwi.- Coś się stało?
Kellin ściągnął plecak z ramion. Mimo że jego humor się
poprawił, widziałem smutek w jego oczach. Miałem wrażenie, że tym razem nie był
spowodowany nagminnymi telefonami od podejrzanych mężczyzn.
- Po prostu… Masz wspaniałą rodzinę. Wiele bym oddał za
taką.
Westchnąłem ciężko i podszedłem do niego, aby następnie
mocno go do siebie przytulić. Pocałowałem go w czoło, a następnie w policzek,
aby skończyć na ustach.
- Chcesz mi o tym powiedzieć? – zapytałem, na co chłopak od
razu pokręcił głową.- Niedługo?- Pokiwał głową. To dało mi pewną nadzieję.
Całowaliśmy się jeszcze przez chwilę, aż w końcu
postanowiliśmy wyjść z pokoju. Nasze palce nadal były splecione, a ja czułem
się z tym niesamowicie dobrze. Weszliśmy do jadalni, a ja otworzyłem szeroko
oczy, gdy przy stole zauważyłem nikogo innego jak mojego brata wraz z jego
dziewczyną, Alyshą.
- Mike! – ucieszyłem się, puszczając dłoń Kellina, aby
przytulić się do brata.- Nie powiedziałeś, że też przyjeżdżasz!
- Bo nie pytałeś – odparł ze śmiechem.
- Hej, śliczna. – Uśmiechnąłem się do Alyshy, którą pocałowałem
w policzek, po czym odwróciłem się do Kellina i przyciągnąłem go do siebie.-
To…
- Ten słynny Kellin – przerwał mi Mike, którego
spiorunowałem wzrokiem.
Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie, po czym brunet poznał się
również z Alyshą. Kellin uderzył mnie w ramię.
- Jaki „słynny”? – prychnął.
- Cóż, mogłem o tobie napomknąć mojemu bratu…
- Kellin jest taki cudowny, och, jego oczy i włosy i o
matko, doszedłem! – Mike zaczął mnie parodiować, a ja uderzyłem go w klatkę
piersiową.- Nie zaprzeczaj, tak było.
- Teraz czuję się naprawdę niekomfortowo – zachichotał
Kellin, opierając głowę o moje ramię.- Ale to całkiem urocze.
Nagle do kuchni weszli moi dziadkowie. Wnieśli jedzenie,
które położyli na długi stół. Dziadek zmrużył oczy, kładąc półmisek na blat. No
tak, zauważył Kellina, który uczepił się mojego ramienia. Chyba wiedział, co
się święci. Nie miałem nic do ukrycia.
- To co, gościmy się? – Babcia klasnęła w dłonie, a wszyscy
wydali z siebie pomruk zadowolenia.
Kellin i ja usiedliśmy obok siebie. Jedzenie wyglądało
przepysznie, ale czego mogłem się spodziewać? Moi dziadkowie byli wspaniałymi
kucharzami i nawet gdy żołądek był pewny, brało się dokładkę. Widziałem, że
dziadek co jakiś czas spoglądał na Kellina i wydawało mi się, że chłopak zdawał
sobie z tego sprawę, bo miał nieco speszony wzrok.
- Tak więc, Victorze – odezwał się w końcu niskim głosem.-
Może przedstawisz mi swojego przyjaciela?
Poczułem, jak Kellin kładzie dłoń na moim udzie i lekko je
ściska, dając mi do zrozumienia, że mogę przedstawić go jako swojego chłopaka.
Kamień spadł mi z serca, dosłownie.
- To jest Kellin i jest moim chłopakiem.
Dziadek odchrząknął jedynie i zanurzył usta w swoim napoju.
Przez chwilę się nie odzywał i wszyscy czekali na dalszy rozwój wydarzeń.
- Chłopakiem? – powtórzył po chwili, a ja skinąłem głową.-
Cóż. Hmm.
Miałem gulę w gardle. Co to niby miało znaczyć? Dostaję
błogosławieństwo czy zostaję wydziedziczony? Babcia mnie zaakceptowała, teraz
musiałem dostać aprobatę dziadka.
- Cóż. W porządku – powiedział w końcu, a ja odetchnąłem
głośno. Poczułem, że Kellin również się rozluźnia.- Kellin, powiedz mi… - O
nie, zaczyna się.- Ile masz lat?
- Osiemnaście – odparł, a babcia opuściła widelec na talerz.
- Myślałam, że jesteś starszy – mruknęła.
- Pewnie się uczysz, tak? – ciągnął dziadek.
- Skończyłem liceum…
- I co dalej?
Kellin zamilkł i pociągnął nosem. Najwyraźniej nie miał
żadnego pomysłu co do swojej przyszłości, nie myślał o studiach. Jednak czego
mogłem się spodziewać, skoro jego nastoletnie lata należały do tych ciężkich?
Na jego miejscu też bym pewnie nie myślał o studiach.
- Jeszcze nie wiem – mruknął.
- Pozostaje mi tylko życzyć wam powodzenia – powiedział
dziadek protekcjonalnym tonem.- Przyda się wam. Dziesięć lat różnicy to całkiem
sporo, Victorze.
- Trudno.- Wzruszyłem ramionami i wszyscy wrócili do swojego
posiłku.
Kolacja przebiegła w ciszy, raz po raz odezwał się Mike lub
babcia, ale panowała raczej napięta atmosfera. Najwyraźniej to nie płeć Kellina
stanowiła problem, tylko jego młody wiek. Kto by pomyślał.
Posprzątaliśmy po kolacji, po czym każdy udał się do swojego
pokoju. Kellin usiadł na łóżku i oparł głowę na rękach, chowając przy tym twarz
w dłoniach.
- Twój dziadek uświadomił mi, że jestem jeszcze pieprzonym
dzieciakiem – szepnął.- Bez planów na przyszłość, ubezpieczenia, domu, do
którego mogę wrócić. Moje życie jest tak spierdolone, że nawet mi nie mieści
się to w głowie.
Zaskoczyło mnie jego wyznanie. Usiadłem obok niego i
pozwoliłem, aby usadowił się na moich kolanach. Moja dłoń delikatnie błądziła
po jego plecach, a druga spoczywała na udzie.
- Skoro nie masz gdzie wrócić, możesz zostać ze mną w San
Diego – powiedziałem.- Znajdziesz pracę, pomyślisz nad jakimiś studiami.
Wyjdziesz na prostą, Kells.
- Chyba, że oni znajdą
mnie pierwsi – westchnął.
- Jacy „oni”?
- Nie powiem ci.- I znowu się zaczęło, a ja postanowiłem nie
naciskać, jak zwykle.
- Hej.- Chwyciłem jego twarz.- Uśmiech proszę.
Kellin uśmiechnął się do mnie, po czym popchnął mnie na
plecy, aby móc się nade mną pochylić. Namiętnie wpił się w moje usta, a jego
dłonie przesuwały się po moje klatce piersiowej, aby następnie zsunąć się na
brzuch oraz krocze. Zwinne palce zaczęły majstrować przy moim rozporku, które
rozpięły i wszystko posunęłoby się naprawdę daleko, gdyby drzwi pokoju nie otworzyły
się i nie pokazałby się w nich Mike.
- O matko, przepraszam.- Zakrył oczy dłonią, a Kellin z
westchnieniem zszedł ze mnie i opadł na materac.- Po prostu dziadek chce z tobą
porozmawiać, Vic.
Spojrzałem przepraszająco na bruneta, który machnął tylko ręką,
po czym wstałem z łóżka i obciągnąłem koszulkę, aby moja erekcja nie rzucała
się zbytnio w oczy. Wyszedłem z pokoju i zamknąłem za sobą drzwi.
- Powodzenia, stary.- Mike klepnął mnie w plecy, a ja
westchnąłem ciężko i poszedłem do salonu.
Dziadek siedział na kanapie i sączył tequilę ze szklanki.
Usiadłem obok niego i czekałem na jego słowa.
- To jeszcze dzieciak, Victorze – odezwał się.
- Jest dojrzały jak na swój wiek – odparłem.
- Tak? – Uniósł brwi.- Zdążyłeś go już tak poznać?
- Tak. I wiem, że jest dojrzały. Życie zmusiło go do
dojrzenia w młodym wieku.
Dziadek wypił tequilę i odłożył szklankę na stolik. Jego
pokryta zmarszczkami twarz nie okazywała żadnych emocji – po prostu siedział,
patrzył na mnie i nad czymś myślał.
- Nie chcę, żeby to wszystko działało na zasadzie, że ty
dajesz mu pieniądze, a on z nich korzysta. Nie powinien być twoim pasożytem.
- Nie jest! – oburzyłem się.- Ma swoje pieniądze, a po
powrocie do Stanów znajdzie pracę. On taki nie jest. Nie będę przecież opłacać
jego całego życia.
- Mam nadzieję. Cóż, wasza różnica wieku jest dosyć
widoczna. Kto wie, czy nie leci tylko na twoje pieniądze.
- Zapewniam cię, dziadku, że tak nie jest.
Mężczyzna skinął głową, po czym wstał z kanapy, życzył
dobrej nocy i udał się do swojej sypialni, zostawiając mnie samego z moimi
myślami. Może coś w tym było. Nigdy nie patrzyłem na to w ten sposób. Może tak
naprawdę nie znałem Kellina i czegoś nie zauważyłem.
Dziadzia Fuentes robi zamieszanie! XD
OdpowiedzUsuńpiękny ten rozdział, Kells został przyjęty i stał sie "swój"
przynajmniej przez większość
i kiedy Viktur powiedział że Kellin jest jego chłopakiem
OMG, FEELS, KELLIC <3
czekam na kolejny i nie chce żeby to był koniec :c
Jeej kocham Cię!Uwielbiam <3
OdpowiedzUsuńJeju, Kellin co ty ukrywasz.
OdpowiedzUsuńBoze nie moge sie doczekac gdy Kellib sie w koncu otworzy bi jestem cholernie ciekawa jego tajemnicy :)
cuuudnie :D
OdpowiedzUsuńKelliś wiem, że nie lecisz tylko na kase, ale musisz powiedzieć Vicowi co cię męczy :)
no to tyle xD dużo weny i tak dalej :D / Monia
Tak Tak. Zgadzam się z Anonimkiem wyżej ↑.
OdpowiedzUsuńKelliś musi w końcu wszystko wyjaśnić >~<
a rozdział jak zwykle faaantastyczny ♡
Czekam i życzę dużo weny ♥
Nawet jeśli to koniec to z jednej strony się ciesze...
Będzie następne ff ♥
I może być nawet lepsze od tego, kto wie... ;3
także.. czekam ♥ ;>
Dziadzio się nie zna! Niech się zajmuję babcią, a nie wiekiem Vica xd Kell nie leci na hajs Vica, no ej, nie! Nie wierzę, Kellin wyjdzie na prostą, a Vic mu pomoże.
OdpowiedzUsuńNo dżooooo, niech to się skończy dobrze, już w poprzednich opowiadaniach tyle smutów było ej
Czekam, na następny rozdział, ale będę baaardzo tęsknić jak się skończy, niektórzy mają maryśkę inni kellica XD //lucy
Boże Kellin ogarnij downa i powiedz Vikturowi ;-; a dziadek niech spieprza na drzewo, mam nadzieje że nie namiesza.
OdpowiedzUsuńDżogurt wiesz, że cie kc, plz bez dramy na koniec bo znowu będę płakać 2 godziny, że sie rozstali/umarłwnieznanychprzypadka h/idk.
Weny, czekam mocno. <3
O. Mój. Boże. jeju ale zamieszanie, ciekawość mnie tak zżera .. rozdział świetny jak zawsze z resztą
OdpowiedzUsuńkc <3 i błagam wyjaw już tajemnicę Kellina xdddd
Agh, jak dawno mnie tu nie było...
OdpowiedzUsuńI co mogę Ci napisać? Trudno mi zebrać słowa
Rozdział świetny, zresztą jak wszysto co piszesz. Cóż, trzymasz poziom-bardzo wysoki poziom.
Ciekawe, kiedy Quinn odważy się powiedzieć Victorowi prawdę...
Mam pewne podejrzenia, co do tego, czym zajmował się Kellin, ale jak na razie pozostawię je dla siebie. Choć znając Twoje wcześniejsze fiki pewnie wszystkich nas zaskoczysz. Trzymasz w napięciu do końca i dzięki temu juz nie mogę doczekać się kolejnego piątku.
Weny Xo
oh, rozdzial cudowny. zzera mnie ciekawosc co jest taka wielka tajemnica Kellina.. Weny!
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać piątku,ale nie chcę aby się kończył,bo jest cudowny.nie wiem co będę robić gdy się skończy..może zacznę czytać wszystko od początku.<3 weny
OdpowiedzUsuńrozdział był taki abkjbvgfdaklk
OdpowiedzUsuńi niech kellin w końcu wszystko powie, bo mnie męczy to co on ukrywa xD
i ja nie chcę żeby był koniec niedługo no :(
/@horalik_swag
Rozdział taki ja wszystkie - perf ♥
OdpowiedzUsuńTeraz czekam na piątkowy ♡
weny ;)