W sumie to już po świętach, mam nadzieję, że się najedliście.
Nowy rozdział, korzystać i baaardzo ładnie komentować, to by było super c:
________________________
- Gdzie się tak stroisz?
Spojrzałem na mamę, podwijając rękawy marynarki do łokci, aby następnie zrobić to samo z koszulą. Założyłem biały materiał na mankiety czarnej marynarki, po czym poprawiłem kołnierzyk i wzruszyłem ramionami.
- Wychodzę - odparłem krótko, przeglądając się w lustrze wiszącym na ścianie w przedpokoju.
Rzadko kiedy się tak ubierałem, bo nie miałem okazji. Randka z Victorem była ważnym wydarzeniem, przynajmniej w mojej ocenie, więc nie mogłem wyglądać byle jak. Kto wie, może ten wie, może ten wieczór zmieni wszystko i Vic w końcu przyzna, że też coś do mnie czuje? Gdyby tak było, chyba oszalałbym ze szczęścia. To było jedno z moich marzeń i gdyby się spełniło... Uch, na samą myśl uśmiechałem się sam do siebie, co oczywiście zauważyła mama, która nadal nie otrzymała ode mnie jasnej odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie.
- Gdzie?
- Nie wiem, Vic mnie gdzieś zabiera - powiedziałem, wchodząc do salonu, gdzie na kanapie leżał mój telefon.
Vic miał odebrać mnie o szóstej. Miałem jeszcze dziesięć minut na ewentualne poprawki. Schowałem telefon do kieszeni rurek i gdy się odwróciłem, prawie wpadłem na mamę. Chyba nie odpuści, dopóki wszystkiego się nie dowie.
- Czyli idziecie na randkę? - zapytała sceptycznie, a ja skinąłem głową.- To konieczne?
- Mamo - jęknąłem.
- Nie wiem, czy powinieneś iść.
- Co? - prychnąłem, patrząc na nią z niedowierzaniem. Wtedy przypomniałem sobie, że chyba nie powinienem jej podpadać, bo naprawdę nigdzie nie pójdę, więc postanowiłem być grzecznym synem.- Przecież nic mi się nie stanie, będę z nim.
- No właśnie - mruknęła, a ja doskonale wiedziałem, o co jej chodziło. Wolała, żebym wyszedł z jakąś dziewczyną, a nie chłopakiem.- Victor to porządny chłopak, wiem to, ale... Ech.
- Spróbuj się przyzwyczaić - westchnąłem ciężko, patrząc na nią błagalnym wzrokiem.- Tylko o to proszę.
Mama przełknęła ślinę i skinęła głową, a ja uśmiechnąłem się lekko i przytuliłem ją do siebie. Mimo że mieliśmy swoje ciężkie chwile, to bardzo ją kochałem i doskonale wiedziałem, że ona też mnie kocha. Zgrzyty występują w każdej rodzinie, u mnie nieco częściej niż powinny, ale żadne z nas nie chciało się kłócić. Po tylu sprzeczkach byliśmy już wyczerpani, nie mieliśmy siły na kolejną wymianę zdań.
W pewnym momencie rozległ się dzwonek do drzwi, a ja szybkim krokiem poszedłem otworzyć Vicowi. Gdy go zobaczyłem, uśmiechnąłem się szeroko, podobnie jak on. Szybko zlustrowałem go wzrokiem i zagryzłem dolną wargę. Wyglądał cudownie, cholera, tak pociągająco. Miał na sobie gładką bordową koszulkę, na którą założył granatową marynarkę. Dół był podobny do mojego, również czarne rurki, tylko inne buty - on miał czarne vansy, ja conversy.
- Zaraz mnie zjesz tym wzrokiem - zaśmiał się, a ja poruszyłem jednoznacznie brwiami, po czym zarzuciłem mu ręce na szyję i czule pocałowałem go w usta.
Mogłem robić to do końca świata, ale zawsze pojawiał się ktoś, kto nam przerywał. Tym razem była to moja mama, która głośno chrząknęła, aby zwrócić na siebie uwagę. Oderwałem się od Vica i chwyciłem go za rękę, opierając głowę o jego ramię. Spojrzałem na mamę, uśmiechając się przy tym słodko. Kobieta pogroziła mi palcem, po czym przeniosła wzrok na Vica.
- Gdzie go zabierasz? - zapytała. Oho, zaczyna się spowiedź.
- Nie mogę powiedzieć, to niespodzianka - odparł.
- Niespodzianka - powtórzyła, krzyżując ręce na piersiach.- O której wrócicie?
- Postaram się odstawić go około jedenastej.
- Pilnuj go, Victorze.
- Oczywiście, pani Richards.
- A ty - spojrzała na mnie, a ja podniosłem głowę z ramienia Vica.- Bądź grzeczny.
- Zawsze jestem grzeczny.
- Och, niewątpliwie - parsknęła śmiechem.
Pożegnaliśmy się z nią i wyszliśmy z domu, po czym wsiedliśmy do samochodu chłopaka.
- Wydaje mi się, że nie zawsze jesteś grzeczny - zaśmiał się Vic, odpalając silnik, po czym ruszył z miejsca.
- Jak to nie? - udałem oburzenie.- Jestem aniołem.
- Oczywiście, że tak.
- Gdzie mnie zabierasz? - zapytałem z wyraźną ciekawością w głosie.
Cóż, nie mogłem się doczekać i Vic doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Mimo to, nadal trzymał mnie w niepewności i jedynie nonszalancko się uśmiechał. Przez całą drogę patrzyłem na niego błagalnie, bo chciałem się wszystkiego dowiedzieć. Mijane za oknem otoczenie też o niczym mi nie mówiło, więc poddałem się i już nie zgadywałem, gdzie jedziemy. Zaczęło robić się ciemno, bo jakby nie patrzeć był listopad i dni stawały się coraz krótsze. Na szczęście w San Diego nawet późną jesienią było jeszcze ciepło, więc nie musieliśmy martwić się o nagłe ochłodzenie.
W końcu Vic zatrzymał się, a ja przykleiłem twarz do szyby, aby szybko ocenić nasze położenie.
- Jesteś niesamowity - zaśmiał się, przez co zmarszczyłem brwi i spiorunowałem go wzrokiem.- Musimy jeszcze trochę przejść, chodź.
Wyszliśmy z samochodu i Vic zaczął prowadzić mnie wąską dróżką nieco pod górę. Nad ścieżką górowały drzewa, które zakrywały swoimi koronami pomarańczowe niebo. W końcu znaleźliśmy się na końcu dróżko, którym okazał się klif z widokiem na pochłaniający słońce Pacyfik. Przyszliśmy tu w idealnym momencie, gdy wielka kula ognia znikała za linią horyzontu, przez co z każdą chwilą robiło się ciemniej. Uśmiechnąłem się do siebie i poczułem, jak Vic od tyłu obejmuje mnie w pasie. Chwyciłem jego dłonie znajdujące się na moich biodrach i oparłem tył głowy o jego ramię. To był piękny widok, a świadomość, że patrzę na niego z Victorem, sprawiała, że w moim brzuchu szalały tysiące motyli. Przez cały ten czas w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy, aby nie niszczyć klimatu. Gdy słońce całkowicie zniknęło za horyzontem, Vic chwycił mnie za rękę i zaczął prowadzić nieco na ubocze. Nie skupiałem się na tej części klifu, bo moją uwagę od razu przykuło słońce. Wśród małych pochodni, które oświetlały to miejsce, na trawie znajdował się sporej wielkości koc z dziesiątkami poduszek, na których można było się wygodnie oprzeć. Stał tam też mały stolik z jedzeniem na dwóch talerzach oraz wino, jeśli dobrze widziałem. Wow, po prostu wielkie wow. Nigdy nie spodziewałbym się, że przygotuje coś tak cudownego. To było jak z jakiejś kiepskiej komedii romantycznej, ale cholera, to nie było kiepskie. To było idealne, jak ze snów. Przez pewien moment w ogóle się nie odzywałem, bo nie mogłem nacieszyć oczu tym widokiem i nie wiedziałem, jak miałem go skomentować. Z mojego zamyślenia wyrwał mnie cichy śmiech Vica, który poprowadził mnie do koca, na którym następnie usiedliśmy.
- Sam to wszystko zrobiłeś? - zapytałem w końcu.
- Szczerze mówiąc, to nie - odparł, a ja uniosłem brew w górę.- Nie jestem dobry w urządzaniu randek, bo specjalnie na nie nie chodzę, no i nie wiedziałem, co może ci się spodobać, więc poprosiłem Felice o pomoc.
- A ona nic mi nie powiedziała!
- Bo ją prosiłem - uśmiechnął się, podają mi talerz z jeszcze parującym spaghetti w białym sosie. W jaki sposób to było gorące? Vic zauważył moje zawahanie, więc zabrał się za tłumaczenie zaistniałem sytuacji.- Fel przyniosła jedzenie wtedy, gdy oglądaliśmy zachód słońca, nie widziałeś jej?
- Nawet nie patrzyłem w tę stronę - odpowiedziałem, zawijając makaron na widelec, który następnie znalazł się w moich ustach. Był przepyszny, więc nic dziwnego, że jadłem go z wielki apetytem.- Mogę to jeść, prawda? - zapytałem w dosyć głupim momencie, gdy na moim talerzu została jedna czwarta kolacji.
- Tak. Felice wie, co możesz jeść - powiedział Vic.
I Vic, i Felice byli cudowni. Równie dobrze Vic mógł podejść do tego od niechcenia, byle coś było, nawet jeśli by mi się nie podobało. Postarał się, poprosił o pomoc, ale włożył w to wiele serca. Cholernie to doceniałem, nie mogłem się nie uśmiechać na widok tych wszystkich wspaniałości.
Gdy zjedliśmy nasze spaghetti, Vic położył puste talerze na stoliku i sięgnął po wino, korkociąg i dwa kieliszki.
- Umm, nie byłem pewny, czy możesz pić wino... - zaczął niepewnie.
- W małej ilości - uśmiechnąłem się i patrzyłem, jak chłopak wbija korkociąg w korek, aby następnie wyciągnąć go z butelki, której zawartość wlał do kieliszków.
- Rocznik 2000 - uśmiechnął się dumnie, wręczając mi kieliszek.
- Skąd wziąłeś prawie czternastoletnie wino? - zapytałem, zamaczając usta w alkoholu i musiałem przyznać, że było czuć tutaj te czternaście lat.
- Zwinąłem z piwnicy taty - odparł, a ja prawie się zakrztusiłem, bo chciało mi się śmiać.- Jeśli nagle nie będzie miał ochoty na to wino, to się nie dowie.
- Tak się poświęcić, niesamowite - mrugnąłem do niego.
Wieczór mijał bardzo przyjemnie. Dużo rozmawialiśmy, a gdy skończyliśmy pić wino (a raczej Vic to zrobił, bo ja przestałem pić po pierwszej lampce), ułożyliśmy się na poduszkach i po prostu wtuleni w siebie leżeliśmy w ciszy. Nie chciałem, aby ta chwila kiedykolwiek się skończyła.
W pewnym momencie zacząłem muskać ustami szyję chłopaka, który zamruczał pod nosem i spojrzał na mnie z uśmiechem. Nie będę kłamał, miałem na niego ochotę. Podniosłem się i ściągnąłem z siebie marynarkę oraz buty, po czym usiadłem okrakiem na Vicu. Nachyliłem się nad nim i oparłem swoje czoło o jego.
- Co masz zamiar zrobić? - wyszeptał, a jego oddech delikatnie muskał moje wargi.
- Rozebrać cię - zamruczałem, wpijając się w jego usta.
Moje dłonie zawędrowały do rozporka chłopaka, z którym szybko się rozprawiłem. Nasze usta praktycznie w ogóle się od siebie nie odrywały. Dopiero gdy Vic chciał ściągnąć z siebie ubranie, odkleiliśmy się od siebie, a ja z niego zszedłem. Każdy z nas rozbierał się sam, aby jak najszybciej znów poczuć na sobie drugiego. Gdy moja skóra weszła w kontakt z nocnym powietrzem, wzdrygnąłem się i szybko przytuliłem do Vica, który również był już nagi.
- Zimno? - szepnął prosto do mojego ucha, przy okazji muskając je ustami.
- Troszkę.
- Zaraz cię rozgrzeję.
Uśmiechnąłem się, a on położył mnie na poduszkach i rozszerzył moje nogi, pomiędzy którymi się znalazł. Jego usta błądziły po moim ciele, zostawiając po sobie ślady w postaci fioletowych malinek, które raczej tak szybko nie znikną. W końcu jego głowa znalazła się pomiędzy moimi udami, które pocałował, po czym poprowadził swój język po mojej nabrzmiałej erekcji. Rozchyliłem usta i oparłem się na łokciach, aby móc na niego patrzeć. Nie bawił się długo, kilka razy mnie polizał i zassał się na mojej końcówce, to wszystko. Doskonale wiedziałem, że nie chciał bawić się w żadne gry wstępne, chciał mnie tylko rozgrzać i nieco pobudzić.
- Nie wziąłem lubrykanta, bo nawet tego nie planowałem - powiedział, gdy jego twarz znalazła się na poziomie mojej.
- Też nie mam - mruknąłem.- Okej, połóż się na plecach.
Vic zrobił to, co mu kazałem, a ja usiadłem na jego biodrach. Musiałem coś wymyślić, bo wizja uprawiania seksu bez lubrykanta wcale mnie nie zadowalała. Wtedy po prostu nieco się zniżyłem i mocno zassałem się na jego penisie, aby szybko pokryć go śliną. To nie będzie to samo, ale przynajmniej zmniejszy ból. Gdy byłem zadowolony ze swojej pracy, a Vic nie mógł już zatrzymać swoich pomruków, uniosłem biodra i nakierowałem się na męskość chłopaka. Gdy poczułem w sobie jego napletek, zamknąłem oczy i odchyliłem głowę do tyłu, wydając z siebie długi, ale cichy jęk.
- Kurwa, huh - szepnąłem, a Vic położył swoje dłonie na moich biodrach i zaczął kreślić na nich małe kółeczka.- Okej, już, chwila.
O wiele bardziej wolałem lubrykant od śliny, bo wtedy nie było czuć aż takiego bólu. Oczywiście, lubiłem go, ale nie rozpędzajmy się. Dzisiejszy seks ma być raczej słodki, aniżeli brutalny. Powoli zacząłem się obniżać, aż w końcu znalazł się we mnie cały penis Vica, a ja przyzwyczaiłem się do tego niekomfortowego uczucia. Zacząłem poruszać się w górę i w dół, aż w końcu ból nie był już tak odczuwalny i zaczęło robić się przyjemnie. Moje dłonie znalazły swoje miejsce na klatce piersiowej chłopaka, w którą wbijałem paznokcie przy każdym gwałtowniejszym ruchu i skumulowanej przyjemności. Moje ruchy nie należały do tych najszybszych, ale na pewno sprawiały, że Vicowi było dobrze. Świadczyły o tym jego pomruki, od czasu do czasu jęki i szybciej unosząca się klatka piersiowa. Oczywiście jego jęki nie mogły być porównane z moimi, ale bardzo mnie satysfakcjonowały. Pochyliłem się tak, aby nasze klatki piersiowe się stykały i długo pocałowałem go w usta. Vic wbił palce w moje biodra, na co oderwałem się od jego warg i cicho jęknąłem. Sam zaczął poruszać biodrami, jeszcze bardziej się we mnie wpychając, co powodowało, że moje jęki się nasiliły. Nie mogłem być głośniejszy, tym bardziej, że chłopak trącał ten czuły punkt wewnątrz mnie. Podczas gdy na początku było spokojnie, teraz zrobiło się szybciej i nieco ostrzej, ale jeszcze nie gwałtownie. Vic też chciał dzisiaj waniliowego seksu, bez żadnych udziwnień. To była miła odskocznia, od czasu do czasu to lubiłem. W pewnym momencie wydałem z siebie głośny krzyk, a Vic uciszył mnie swoimi ustami na moich.
- V-Vic - wydyszałem, ledwo się od niego odrywając, a on zaczął muskać palcami całą długość mojego kręgosłupa.
Nie miałem pojęcia, że właśnie ten dotyk tak na mnie wpłynie, ale to właśnie dzięki takiemu delikatnemu gestowi doszedłem na brzuch i klatkę piersiową chłopaka, nawet bez dotyku mojego członka. To było wspaniałe uczucie, nie do opisania.
Vic jeszcze kilka razy poruszył biodrami i doszedł wewnątrz mnie, mrucząc przy tym moje imię. Zszedłem z niego i odetchnąłem głośno, po czym spojrzałem z uśmiechem na jego rozmarzoną twarz. Wyglądał cudownie, nawet jeśli był zdyszany i nie do końca ogarniał, co się wokół niego dzieje. Sięgnąłem po swoje bokserki i spodnie, które na siebie założyłem.
- Cholera, chyba nie mam chusteczki - usłyszałem głos Vica, który też miał już na sobie rurki.
Spojrzałem na jego brzuch i klatkę piersiową, po czym złożyłem usta w dzióbek i zacząłem nad czymś myśleć. Może przez cały ten czas po prostu przesadzałem. Uch, przecież nie umrę.
Nachyliłem się nad jego brzuchem, z którego zlizałem swoje nasienie, a następnie to samo zrobiłem z jego klatką piersiową. Gdy Vic był już czysty, usiadłem na kocu i zamrugałem kilka razy. Szatyn spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- Połknąłeś? - zapytał, a ja pokręciłem głową. W istocie, nadal trzymałem spermę pod językiem.- Kellin, kiedyś musisz się przemóc.
Patrzyłem na niego jeszcze przez chwilę, po czym szybko połknąłem zawartość moich ust. Racja, może to nie było takie straszne i po prostu przesadzałem. Tak, zdecydowanie przesadzałem.
- Zapiszę to w kalendarzu. Kellin Quinn połknął - zaśmiał się Vic, sięgając po koszulkę, którą na siebie założył.
- Huh, bardzo śmieszne - mruknąłem.- Jeśli tak cię to śmieszy, to mogę w ogóle nie połykać.
- O, nie. Po prostu jestem dumny - uśmiechnął się, delikatnie mnie całując.
Gdy się ubraliśmy, zaczęliśmy zbierać się do domu. Robiło się późno, a Vic obiecał odstawić mnie o jedenastej. Nikt nie chciał podpadać mojej mamie.
- Nie bierzemy tego? - zapytałem, patrząc na koc i poduszki.
- Nie przejmuj się tym - odpowiedział Vic, chwytając mnie za rękę. Zaczęliśmy iść dróżką w dół, w miejsce, gdzie Vic zostawił samochód. Wtedy coś mi zaświtało.
- Piłeś, kto będzie prowadził? - zapytałem.
- Liczyłem na ciebie.
- Nie wziąłem dokumentów.
- To nic, o tej godzinie nikt nikogo nie sprawdza.
Pokręciłem z rozbawieniem głową. Mógł powiedzieć mi wcześniej, przygotowałbym się. Jedna niecała lampka wina oczywiście nie zmieniała niczego w mojej świadomości, ale Vic mógł być bardziej odpowiedzialny.
- Wiesz, co zauważyłem? - odezwał się nagle, a ja zmarszczyłem brwi.- Masz bardzo czułe plecy.
- Też wcześniej nie zwracałem na to uwagi. No, ale było świetnie, dziękuję - zatrzymałem go na chwilę i pocałowałem go w policzek.
Oczywiście na policzku się nie skończyło i zaczęliśmy się całować, ale w końcu go od siebie odepchnąłem i poszliśmy dalej. Po kilku minutach znaleźliśmy się na płaskim gruncie. Na początku pomyślałem, że może doszliśmy do jakiegoś innego miejsca i zeszliśmy inną ścieżką, bo coś mi tu nie pasowało. Spojrzałem na Vica, którego widziałem w półmroku i mogłem przysiąc, że on również myślał tak jak ja.
- Gdzie jest mój samochód? - zapytał w końcu, puszczając moją dłoń, po czym zaczął chodzić po całym placyku. Zmarszczyłem brwi i podrapałem się w tył głowy. Przecież to nie była wina alkoholu, prawie nic nie wypiłem.
- Masz kluczyki? - zapytałem, a Vic dotknął swoich kieszeni w spodniach i marynarce, kręcąc przy tym głową.- Pewnie zostawiłeś je w stacyjce i ktoś ukradł ci samochód.
- No kurwa mać! - krzyknął, wyciągając telefon z kieszeni i sprawdzając coś na wyświetlaczu.- Nie ma tu nawet kurewskiego zasięgu, nie mam pierdolonego samochodu, kurwa jasna!
- Vic... - westchnąłem ciężko, podchodząc do niego i obejmując go w pasie.- Jesteś idiotą, ale uspokój się.
Nie mam pojęcia, w jaki sposób mógł zapomnieć o wyjęciu kluczyków ze stacyjki, no ale stało się i nic z tym nie zrobimy. Musieliśmy jakoś wrócić do domu, przecież nie będę siedział tu do rana i czekał, aż ktoś łaskawie przejedzie tędy samochodem. Gdy wrócę do domu, matka mnie zabije, mogę się o to założyć.
- Co robimy? - zapytał cicho, niby już spokojniej, ale nadal z irytacją i stresem w głosie.
- Zacznijmy iść w stronę miasta, co innego nam pozostało? - odparłem i jeszcze raz rozejrzałem się po placyki.
Wtedy moją uwagę przykuł biały kształt na ciemnym podłożu. Odszedłem od Vica i nachyliłem się, aby podnieść, jak się okazało, karteczkę. Wyciągnąłem telefon z kieszeni, aby oświecić tekst, żebym mógł go przeczytać. Zacisnąłem usta w cienką linię i poczułem, jak Vic wyrywa mi kartkę spomiędzy palców.
- Co? Miłego gnicia? To chyba jakieś jaja - prychnął, mocno chwytając mnie za dłoń i dosłownie ciągnąć w stronę drogi, którą musieliśmy iść.- Nie będę tego tolerował. Już oni sobie kurwa zgniją. Idziemy.
I poszliśmy.
Spojrzałem na mamę, podwijając rękawy marynarki do łokci, aby następnie zrobić to samo z koszulą. Założyłem biały materiał na mankiety czarnej marynarki, po czym poprawiłem kołnierzyk i wzruszyłem ramionami.
- Wychodzę - odparłem krótko, przeglądając się w lustrze wiszącym na ścianie w przedpokoju.
Rzadko kiedy się tak ubierałem, bo nie miałem okazji. Randka z Victorem była ważnym wydarzeniem, przynajmniej w mojej ocenie, więc nie mogłem wyglądać byle jak. Kto wie, może ten wie, może ten wieczór zmieni wszystko i Vic w końcu przyzna, że też coś do mnie czuje? Gdyby tak było, chyba oszalałbym ze szczęścia. To było jedno z moich marzeń i gdyby się spełniło... Uch, na samą myśl uśmiechałem się sam do siebie, co oczywiście zauważyła mama, która nadal nie otrzymała ode mnie jasnej odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie.
- Gdzie?
- Nie wiem, Vic mnie gdzieś zabiera - powiedziałem, wchodząc do salonu, gdzie na kanapie leżał mój telefon.
Vic miał odebrać mnie o szóstej. Miałem jeszcze dziesięć minut na ewentualne poprawki. Schowałem telefon do kieszeni rurek i gdy się odwróciłem, prawie wpadłem na mamę. Chyba nie odpuści, dopóki wszystkiego się nie dowie.
- Czyli idziecie na randkę? - zapytała sceptycznie, a ja skinąłem głową.- To konieczne?
- Mamo - jęknąłem.
- Nie wiem, czy powinieneś iść.
- Co? - prychnąłem, patrząc na nią z niedowierzaniem. Wtedy przypomniałem sobie, że chyba nie powinienem jej podpadać, bo naprawdę nigdzie nie pójdę, więc postanowiłem być grzecznym synem.- Przecież nic mi się nie stanie, będę z nim.
- No właśnie - mruknęła, a ja doskonale wiedziałem, o co jej chodziło. Wolała, żebym wyszedł z jakąś dziewczyną, a nie chłopakiem.- Victor to porządny chłopak, wiem to, ale... Ech.
- Spróbuj się przyzwyczaić - westchnąłem ciężko, patrząc na nią błagalnym wzrokiem.- Tylko o to proszę.
Mama przełknęła ślinę i skinęła głową, a ja uśmiechnąłem się lekko i przytuliłem ją do siebie. Mimo że mieliśmy swoje ciężkie chwile, to bardzo ją kochałem i doskonale wiedziałem, że ona też mnie kocha. Zgrzyty występują w każdej rodzinie, u mnie nieco częściej niż powinny, ale żadne z nas nie chciało się kłócić. Po tylu sprzeczkach byliśmy już wyczerpani, nie mieliśmy siły na kolejną wymianę zdań.
W pewnym momencie rozległ się dzwonek do drzwi, a ja szybkim krokiem poszedłem otworzyć Vicowi. Gdy go zobaczyłem, uśmiechnąłem się szeroko, podobnie jak on. Szybko zlustrowałem go wzrokiem i zagryzłem dolną wargę. Wyglądał cudownie, cholera, tak pociągająco. Miał na sobie gładką bordową koszulkę, na którą założył granatową marynarkę. Dół był podobny do mojego, również czarne rurki, tylko inne buty - on miał czarne vansy, ja conversy.
- Zaraz mnie zjesz tym wzrokiem - zaśmiał się, a ja poruszyłem jednoznacznie brwiami, po czym zarzuciłem mu ręce na szyję i czule pocałowałem go w usta.
Mogłem robić to do końca świata, ale zawsze pojawiał się ktoś, kto nam przerywał. Tym razem była to moja mama, która głośno chrząknęła, aby zwrócić na siebie uwagę. Oderwałem się od Vica i chwyciłem go za rękę, opierając głowę o jego ramię. Spojrzałem na mamę, uśmiechając się przy tym słodko. Kobieta pogroziła mi palcem, po czym przeniosła wzrok na Vica.
- Gdzie go zabierasz? - zapytała. Oho, zaczyna się spowiedź.
- Nie mogę powiedzieć, to niespodzianka - odparł.
- Niespodzianka - powtórzyła, krzyżując ręce na piersiach.- O której wrócicie?
- Postaram się odstawić go około jedenastej.
- Pilnuj go, Victorze.
- Oczywiście, pani Richards.
- A ty - spojrzała na mnie, a ja podniosłem głowę z ramienia Vica.- Bądź grzeczny.
- Zawsze jestem grzeczny.
- Och, niewątpliwie - parsknęła śmiechem.
Pożegnaliśmy się z nią i wyszliśmy z domu, po czym wsiedliśmy do samochodu chłopaka.
- Wydaje mi się, że nie zawsze jesteś grzeczny - zaśmiał się Vic, odpalając silnik, po czym ruszył z miejsca.
- Jak to nie? - udałem oburzenie.- Jestem aniołem.
- Oczywiście, że tak.
- Gdzie mnie zabierasz? - zapytałem z wyraźną ciekawością w głosie.
Cóż, nie mogłem się doczekać i Vic doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Mimo to, nadal trzymał mnie w niepewności i jedynie nonszalancko się uśmiechał. Przez całą drogę patrzyłem na niego błagalnie, bo chciałem się wszystkiego dowiedzieć. Mijane za oknem otoczenie też o niczym mi nie mówiło, więc poddałem się i już nie zgadywałem, gdzie jedziemy. Zaczęło robić się ciemno, bo jakby nie patrzeć był listopad i dni stawały się coraz krótsze. Na szczęście w San Diego nawet późną jesienią było jeszcze ciepło, więc nie musieliśmy martwić się o nagłe ochłodzenie.
W końcu Vic zatrzymał się, a ja przykleiłem twarz do szyby, aby szybko ocenić nasze położenie.
- Jesteś niesamowity - zaśmiał się, przez co zmarszczyłem brwi i spiorunowałem go wzrokiem.- Musimy jeszcze trochę przejść, chodź.
Wyszliśmy z samochodu i Vic zaczął prowadzić mnie wąską dróżką nieco pod górę. Nad ścieżką górowały drzewa, które zakrywały swoimi koronami pomarańczowe niebo. W końcu znaleźliśmy się na końcu dróżko, którym okazał się klif z widokiem na pochłaniający słońce Pacyfik. Przyszliśmy tu w idealnym momencie, gdy wielka kula ognia znikała za linią horyzontu, przez co z każdą chwilą robiło się ciemniej. Uśmiechnąłem się do siebie i poczułem, jak Vic od tyłu obejmuje mnie w pasie. Chwyciłem jego dłonie znajdujące się na moich biodrach i oparłem tył głowy o jego ramię. To był piękny widok, a świadomość, że patrzę na niego z Victorem, sprawiała, że w moim brzuchu szalały tysiące motyli. Przez cały ten czas w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy, aby nie niszczyć klimatu. Gdy słońce całkowicie zniknęło za horyzontem, Vic chwycił mnie za rękę i zaczął prowadzić nieco na ubocze. Nie skupiałem się na tej części klifu, bo moją uwagę od razu przykuło słońce. Wśród małych pochodni, które oświetlały to miejsce, na trawie znajdował się sporej wielkości koc z dziesiątkami poduszek, na których można było się wygodnie oprzeć. Stał tam też mały stolik z jedzeniem na dwóch talerzach oraz wino, jeśli dobrze widziałem. Wow, po prostu wielkie wow. Nigdy nie spodziewałbym się, że przygotuje coś tak cudownego. To było jak z jakiejś kiepskiej komedii romantycznej, ale cholera, to nie było kiepskie. To było idealne, jak ze snów. Przez pewien moment w ogóle się nie odzywałem, bo nie mogłem nacieszyć oczu tym widokiem i nie wiedziałem, jak miałem go skomentować. Z mojego zamyślenia wyrwał mnie cichy śmiech Vica, który poprowadził mnie do koca, na którym następnie usiedliśmy.
- Sam to wszystko zrobiłeś? - zapytałem w końcu.
- Szczerze mówiąc, to nie - odparł, a ja uniosłem brew w górę.- Nie jestem dobry w urządzaniu randek, bo specjalnie na nie nie chodzę, no i nie wiedziałem, co może ci się spodobać, więc poprosiłem Felice o pomoc.
- A ona nic mi nie powiedziała!
- Bo ją prosiłem - uśmiechnął się, podają mi talerz z jeszcze parującym spaghetti w białym sosie. W jaki sposób to było gorące? Vic zauważył moje zawahanie, więc zabrał się za tłumaczenie zaistniałem sytuacji.- Fel przyniosła jedzenie wtedy, gdy oglądaliśmy zachód słońca, nie widziałeś jej?
- Nawet nie patrzyłem w tę stronę - odpowiedziałem, zawijając makaron na widelec, który następnie znalazł się w moich ustach. Był przepyszny, więc nic dziwnego, że jadłem go z wielki apetytem.- Mogę to jeść, prawda? - zapytałem w dosyć głupim momencie, gdy na moim talerzu została jedna czwarta kolacji.
- Tak. Felice wie, co możesz jeść - powiedział Vic.
I Vic, i Felice byli cudowni. Równie dobrze Vic mógł podejść do tego od niechcenia, byle coś było, nawet jeśli by mi się nie podobało. Postarał się, poprosił o pomoc, ale włożył w to wiele serca. Cholernie to doceniałem, nie mogłem się nie uśmiechać na widok tych wszystkich wspaniałości.
Gdy zjedliśmy nasze spaghetti, Vic położył puste talerze na stoliku i sięgnął po wino, korkociąg i dwa kieliszki.
- Umm, nie byłem pewny, czy możesz pić wino... - zaczął niepewnie.
- W małej ilości - uśmiechnąłem się i patrzyłem, jak chłopak wbija korkociąg w korek, aby następnie wyciągnąć go z butelki, której zawartość wlał do kieliszków.
- Rocznik 2000 - uśmiechnął się dumnie, wręczając mi kieliszek.
- Skąd wziąłeś prawie czternastoletnie wino? - zapytałem, zamaczając usta w alkoholu i musiałem przyznać, że było czuć tutaj te czternaście lat.
- Zwinąłem z piwnicy taty - odparł, a ja prawie się zakrztusiłem, bo chciało mi się śmiać.- Jeśli nagle nie będzie miał ochoty na to wino, to się nie dowie.
- Tak się poświęcić, niesamowite - mrugnąłem do niego.
Wieczór mijał bardzo przyjemnie. Dużo rozmawialiśmy, a gdy skończyliśmy pić wino (a raczej Vic to zrobił, bo ja przestałem pić po pierwszej lampce), ułożyliśmy się na poduszkach i po prostu wtuleni w siebie leżeliśmy w ciszy. Nie chciałem, aby ta chwila kiedykolwiek się skończyła.
W pewnym momencie zacząłem muskać ustami szyję chłopaka, który zamruczał pod nosem i spojrzał na mnie z uśmiechem. Nie będę kłamał, miałem na niego ochotę. Podniosłem się i ściągnąłem z siebie marynarkę oraz buty, po czym usiadłem okrakiem na Vicu. Nachyliłem się nad nim i oparłem swoje czoło o jego.
- Co masz zamiar zrobić? - wyszeptał, a jego oddech delikatnie muskał moje wargi.
- Rozebrać cię - zamruczałem, wpijając się w jego usta.
Moje dłonie zawędrowały do rozporka chłopaka, z którym szybko się rozprawiłem. Nasze usta praktycznie w ogóle się od siebie nie odrywały. Dopiero gdy Vic chciał ściągnąć z siebie ubranie, odkleiliśmy się od siebie, a ja z niego zszedłem. Każdy z nas rozbierał się sam, aby jak najszybciej znów poczuć na sobie drugiego. Gdy moja skóra weszła w kontakt z nocnym powietrzem, wzdrygnąłem się i szybko przytuliłem do Vica, który również był już nagi.
- Zimno? - szepnął prosto do mojego ucha, przy okazji muskając je ustami.
- Troszkę.
- Zaraz cię rozgrzeję.
Uśmiechnąłem się, a on położył mnie na poduszkach i rozszerzył moje nogi, pomiędzy którymi się znalazł. Jego usta błądziły po moim ciele, zostawiając po sobie ślady w postaci fioletowych malinek, które raczej tak szybko nie znikną. W końcu jego głowa znalazła się pomiędzy moimi udami, które pocałował, po czym poprowadził swój język po mojej nabrzmiałej erekcji. Rozchyliłem usta i oparłem się na łokciach, aby móc na niego patrzeć. Nie bawił się długo, kilka razy mnie polizał i zassał się na mojej końcówce, to wszystko. Doskonale wiedziałem, że nie chciał bawić się w żadne gry wstępne, chciał mnie tylko rozgrzać i nieco pobudzić.
- Nie wziąłem lubrykanta, bo nawet tego nie planowałem - powiedział, gdy jego twarz znalazła się na poziomie mojej.
- Też nie mam - mruknąłem.- Okej, połóż się na plecach.
Vic zrobił to, co mu kazałem, a ja usiadłem na jego biodrach. Musiałem coś wymyślić, bo wizja uprawiania seksu bez lubrykanta wcale mnie nie zadowalała. Wtedy po prostu nieco się zniżyłem i mocno zassałem się na jego penisie, aby szybko pokryć go śliną. To nie będzie to samo, ale przynajmniej zmniejszy ból. Gdy byłem zadowolony ze swojej pracy, a Vic nie mógł już zatrzymać swoich pomruków, uniosłem biodra i nakierowałem się na męskość chłopaka. Gdy poczułem w sobie jego napletek, zamknąłem oczy i odchyliłem głowę do tyłu, wydając z siebie długi, ale cichy jęk.
- Kurwa, huh - szepnąłem, a Vic położył swoje dłonie na moich biodrach i zaczął kreślić na nich małe kółeczka.- Okej, już, chwila.
O wiele bardziej wolałem lubrykant od śliny, bo wtedy nie było czuć aż takiego bólu. Oczywiście, lubiłem go, ale nie rozpędzajmy się. Dzisiejszy seks ma być raczej słodki, aniżeli brutalny. Powoli zacząłem się obniżać, aż w końcu znalazł się we mnie cały penis Vica, a ja przyzwyczaiłem się do tego niekomfortowego uczucia. Zacząłem poruszać się w górę i w dół, aż w końcu ból nie był już tak odczuwalny i zaczęło robić się przyjemnie. Moje dłonie znalazły swoje miejsce na klatce piersiowej chłopaka, w którą wbijałem paznokcie przy każdym gwałtowniejszym ruchu i skumulowanej przyjemności. Moje ruchy nie należały do tych najszybszych, ale na pewno sprawiały, że Vicowi było dobrze. Świadczyły o tym jego pomruki, od czasu do czasu jęki i szybciej unosząca się klatka piersiowa. Oczywiście jego jęki nie mogły być porównane z moimi, ale bardzo mnie satysfakcjonowały. Pochyliłem się tak, aby nasze klatki piersiowe się stykały i długo pocałowałem go w usta. Vic wbił palce w moje biodra, na co oderwałem się od jego warg i cicho jęknąłem. Sam zaczął poruszać biodrami, jeszcze bardziej się we mnie wpychając, co powodowało, że moje jęki się nasiliły. Nie mogłem być głośniejszy, tym bardziej, że chłopak trącał ten czuły punkt wewnątrz mnie. Podczas gdy na początku było spokojnie, teraz zrobiło się szybciej i nieco ostrzej, ale jeszcze nie gwałtownie. Vic też chciał dzisiaj waniliowego seksu, bez żadnych udziwnień. To była miła odskocznia, od czasu do czasu to lubiłem. W pewnym momencie wydałem z siebie głośny krzyk, a Vic uciszył mnie swoimi ustami na moich.
- V-Vic - wydyszałem, ledwo się od niego odrywając, a on zaczął muskać palcami całą długość mojego kręgosłupa.
Nie miałem pojęcia, że właśnie ten dotyk tak na mnie wpłynie, ale to właśnie dzięki takiemu delikatnemu gestowi doszedłem na brzuch i klatkę piersiową chłopaka, nawet bez dotyku mojego członka. To było wspaniałe uczucie, nie do opisania.
Vic jeszcze kilka razy poruszył biodrami i doszedł wewnątrz mnie, mrucząc przy tym moje imię. Zszedłem z niego i odetchnąłem głośno, po czym spojrzałem z uśmiechem na jego rozmarzoną twarz. Wyglądał cudownie, nawet jeśli był zdyszany i nie do końca ogarniał, co się wokół niego dzieje. Sięgnąłem po swoje bokserki i spodnie, które na siebie założyłem.
- Cholera, chyba nie mam chusteczki - usłyszałem głos Vica, który też miał już na sobie rurki.
Spojrzałem na jego brzuch i klatkę piersiową, po czym złożyłem usta w dzióbek i zacząłem nad czymś myśleć. Może przez cały ten czas po prostu przesadzałem. Uch, przecież nie umrę.
Nachyliłem się nad jego brzuchem, z którego zlizałem swoje nasienie, a następnie to samo zrobiłem z jego klatką piersiową. Gdy Vic był już czysty, usiadłem na kocu i zamrugałem kilka razy. Szatyn spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- Połknąłeś? - zapytał, a ja pokręciłem głową. W istocie, nadal trzymałem spermę pod językiem.- Kellin, kiedyś musisz się przemóc.
Patrzyłem na niego jeszcze przez chwilę, po czym szybko połknąłem zawartość moich ust. Racja, może to nie było takie straszne i po prostu przesadzałem. Tak, zdecydowanie przesadzałem.
- Zapiszę to w kalendarzu. Kellin Quinn połknął - zaśmiał się Vic, sięgając po koszulkę, którą na siebie założył.
- Huh, bardzo śmieszne - mruknąłem.- Jeśli tak cię to śmieszy, to mogę w ogóle nie połykać.
- O, nie. Po prostu jestem dumny - uśmiechnął się, delikatnie mnie całując.
Gdy się ubraliśmy, zaczęliśmy zbierać się do domu. Robiło się późno, a Vic obiecał odstawić mnie o jedenastej. Nikt nie chciał podpadać mojej mamie.
- Nie bierzemy tego? - zapytałem, patrząc na koc i poduszki.
- Nie przejmuj się tym - odpowiedział Vic, chwytając mnie za rękę. Zaczęliśmy iść dróżką w dół, w miejsce, gdzie Vic zostawił samochód. Wtedy coś mi zaświtało.
- Piłeś, kto będzie prowadził? - zapytałem.
- Liczyłem na ciebie.
- Nie wziąłem dokumentów.
- To nic, o tej godzinie nikt nikogo nie sprawdza.
Pokręciłem z rozbawieniem głową. Mógł powiedzieć mi wcześniej, przygotowałbym się. Jedna niecała lampka wina oczywiście nie zmieniała niczego w mojej świadomości, ale Vic mógł być bardziej odpowiedzialny.
- Wiesz, co zauważyłem? - odezwał się nagle, a ja zmarszczyłem brwi.- Masz bardzo czułe plecy.
- Też wcześniej nie zwracałem na to uwagi. No, ale było świetnie, dziękuję - zatrzymałem go na chwilę i pocałowałem go w policzek.
Oczywiście na policzku się nie skończyło i zaczęliśmy się całować, ale w końcu go od siebie odepchnąłem i poszliśmy dalej. Po kilku minutach znaleźliśmy się na płaskim gruncie. Na początku pomyślałem, że może doszliśmy do jakiegoś innego miejsca i zeszliśmy inną ścieżką, bo coś mi tu nie pasowało. Spojrzałem na Vica, którego widziałem w półmroku i mogłem przysiąc, że on również myślał tak jak ja.
- Gdzie jest mój samochód? - zapytał w końcu, puszczając moją dłoń, po czym zaczął chodzić po całym placyku. Zmarszczyłem brwi i podrapałem się w tył głowy. Przecież to nie była wina alkoholu, prawie nic nie wypiłem.
- Masz kluczyki? - zapytałem, a Vic dotknął swoich kieszeni w spodniach i marynarce, kręcąc przy tym głową.- Pewnie zostawiłeś je w stacyjce i ktoś ukradł ci samochód.
- No kurwa mać! - krzyknął, wyciągając telefon z kieszeni i sprawdzając coś na wyświetlaczu.- Nie ma tu nawet kurewskiego zasięgu, nie mam pierdolonego samochodu, kurwa jasna!
- Vic... - westchnąłem ciężko, podchodząc do niego i obejmując go w pasie.- Jesteś idiotą, ale uspokój się.
Nie mam pojęcia, w jaki sposób mógł zapomnieć o wyjęciu kluczyków ze stacyjki, no ale stało się i nic z tym nie zrobimy. Musieliśmy jakoś wrócić do domu, przecież nie będę siedział tu do rana i czekał, aż ktoś łaskawie przejedzie tędy samochodem. Gdy wrócę do domu, matka mnie zabije, mogę się o to założyć.
- Co robimy? - zapytał cicho, niby już spokojniej, ale nadal z irytacją i stresem w głosie.
- Zacznijmy iść w stronę miasta, co innego nam pozostało? - odparłem i jeszcze raz rozejrzałem się po placyki.
Wtedy moją uwagę przykuł biały kształt na ciemnym podłożu. Odszedłem od Vica i nachyliłem się, aby podnieść, jak się okazało, karteczkę. Wyciągnąłem telefon z kieszeni, aby oświecić tekst, żebym mógł go przeczytać. Zacisnąłem usta w cienką linię i poczułem, jak Vic wyrywa mi kartkę spomiędzy palców.
- Co? Miłego gnicia? To chyba jakieś jaja - prychnął, mocno chwytając mnie za dłoń i dosłownie ciągnąć w stronę drogi, którą musieliśmy iść.- Nie będę tego tolerował. Już oni sobie kurwa zgniją. Idziemy.
I poszliśmy.
Yay! Jak zajefajnie. Zazdro dla Kellsa. Ach ten Vic jak chce to potrafi.
OdpowiedzUsuńWłaśnie odkryłam, że pierwsza skomentowałam. :) Czekam na następne rozdziały, Mistrzu!
OdpowiedzUsuńwow genialny rozdział. Vic taki idiota, zapomniał kluczyków do auta. szczerze, spodziewałam się wszystkiego: wypadku samochodowego, że ich napadną, albo że policja ich zatrzyma, ale nie że ukradną samochód. widać jestem słabym detektywem.
OdpowiedzUsuńw każdym razie jest świetnie. cały czas pożerałam tekst wzrokiem, dosłownie.
już nie mogę doczekać się następnego rozdziału. kc <3
Ou Fuck. Niech tylko się dowiem co za szmata to zrobiła udusze ją, przeżuję i wypluje! Jak można zarąbać Vic'owi kluczyki, bo taki głupi nie jest i na pewno nie zostawiłby ich w stacyjce ! Db koniec agresji,
OdpowiedzUsuńHuh, od samego początku czytania tego rozdziału krzyczałam,
Od samego początku wydawałam dziwne odgłosy (nikt nie chce wiedzieć jakie XD), gryzłam poduszkę, turlałam się po podłodze i jeszcze te seksy <3 Jesus Maria ty chcesz chyba żebym zawału przez wyobraźnie dostała, co ? Ciesze się, że tak szybko udało Ci się dodać rozdział c: Fel się słodko zachowała ale jednak, kurde jakoś ją o coś podejrzewam, a czemu?
Teraz będzie niedługo jakaś awantura ja to przeczówam :3 rozdział wybitnie świetny, wręcz doskonały <3 KC Dżo :* /M.
Kellin Quinn połknął XDDDDDDDDDDDD
OdpowiedzUsuńjeśli Felice mu pomagała przygotować randkę, to jest zamieszana w te pogróżki albo ktoś z nią był ;-;
tajemnicza Ada 8)
Jeej, rozdział jak zwykle idealny, super i wgl *.*
OdpowiedzUsuńAle nie sądzę, ze Vic jest aż tak głupi żeby zapomniec kluczyków.Ciekawe jaka szmata ukradła mu samochód.Pisz dalej, czekam i weny zyczę <3
Eh, cudowny rozdział ;-;
OdpowiedzUsuńW sumie to idk co jeszcze napisać, bo każdy rozdział mi sie bardzo podoba.
Ten był idealny...
i ta wymarzona randka ;-;
Jest supcio.
(nie mam dziś głowy do pisania komentarzy, sorka)
/@Huranicee
Haha. Kellin jaki fangirl. Wreszcie miał swoją wymarzoną randkę.
OdpowiedzUsuńVic jest idiotom. XDD
I były seksy!
Trzy razy tak, przechodzisz dalej. ;)
Awwwww, boże to takie piękne, ale coraz bardziej jestem ciekawa kto stoi za sprawą tych karteczek, robi się coraz ciekawiej, awww
OdpowiedzUsuńNie no nie moge. Zajebisty rozdział as always. Tak trzymaj. Stoi?
OdpowiedzUsuńAwww jak słodko.
OdpowiedzUsuńSUUPEER *-*
OdpowiedzUsuńasdfghjklkjhgfd jak zobaczyłam, że jest rozdział, to krzyknęłam XDD
OdpowiedzUsuńjejciu jak uroczo, to była cudowna randka (też chcę taką z Victorem XD)
musieli serio świetnie wyglądać. awwwww Vic jednak potrafi być romantyczny
i ten seks...tak uroczo. Kells połknął, brawa XD
spodziewałam się, że Kellina policja zatrzyma, ale jednak nie. a co do tych pogróżek, to przecież chyba tylko Fel wiedziała, gdzie oni są. chyba że ktoś ich śledził..no nie wiem, nie wiem, wszystko jest możliwe. mam nadzieję, że nic im się nie stanie i że Kellin przeżyje kłótnię z rodzicami.
no nic, po prostu cudowny rozdział.
/@blush244
Cudowne, pisz pisz.
OdpowiedzUsuńKocham cię za kellica! :( <3
O_o zazdro Kells! Mega randka ! Zajebisty rozdział
OdpowiedzUsuńvic w moich oczach to i tak nadal chuj. taka randka z litości, to on wie gdzie sobie można wsadzić.
OdpowiedzUsuńAle ze mnie KUPA :c
OdpowiedzUsuńDopiero teraz zobaczyłam że jest nowy rozdział :c
Zaczęłam krzyczeć jak zobaczyłam że już jest xD
Tak. Moja mama ma mnie za dziwaczkę i chyba chce mnie zapisać do specjalisty. Niepohamowane drgawki, krzyki, jęki i pomruki gwarantuje tylko Dżogurcik c:
Randka była idealna, nic leprzego bym nie wymyśliła <3
Victor taki kochany i mega, supcio słodki <3
Kells taki szczęściaż c: Też tak chce :c
Było mega słodko, miło i były seksy (które były mega supcio, najleprze i ogólnie wow) co oznacza że zaraz będzie drama ;_;
Coś czuje że teraz wszyscy myślą że Fel jest taka kochana i wszystko, a tak na prawdę okaże się mega kupą :c
Vic na pewno nie jest na tyle głupi żeby zostawić klucze w stacyjce. Coś czuje że jak były seksy to im ktoś tę klucze zawinął i że to była Fel...
Ale jestem marnym detektywem więc pewnie okaże się coś zupełnie innego :c
Podsumowując rozdział był hdkchskofbsgjchskh <3
trotototo uwielbiam Dżogurcika c:
Czekam na następny i życzę miłego dnia, tygodnia czy co tam chcesz c:
~ Yoda
Co mogę napisac.Rozdział jak zawsze świetny, podoba mi się.Czekam na next Dżogurt :33
OdpowiedzUsuńświetny rozdział Dżogurt <33 po prostu dgrdgtfh super czekam na kolejny c:
OdpowiedzUsuńKellin Quinn połknął xDD
OdpowiedzUsuńKOCHAM CIĘ ZA TO c:
kocham i czekam na następny c:
Biedni, jedynie to Fel mogla to zrobic x.x czekamy na kolejny zajebisty rozdział! : 3
OdpowiedzUsuń