sobota, 14 września 2013

IV

Długość taka sobie, ale już ledwo piszę, a chciałam Wam dać w weekend rozdział, soł macie.
Nie bijcie mnie za to niżej, ok?
____________________
- Wejdziesz do środka?
Zaprosił mnie do środka? Cholera, to wszystko było takie dziwne. Przecież nie widzieliśmy się około jedenaście lat, to szmat czasu. Wiele ze sobą przeszliśmy, a wszystko zakończyło się raczej mało przyjemnie. Jaime praktycznie w ogóle się nie zmienił. Oczywiście, było widać, że wydoroślał, ale jego pogodna twarz i postawione w górę włosy pozostały na swoim miejscu bez zmian. Niepewnie wszedłem do mieszkania, uważnie rozglądając się po pomieszczeniu. Był to średnich rozmiarów apartament, urządzony w nowoczesny, ale przytulny przy tym sposób. Jaime zamknął drzwi i zaprowadził mnie do salonu. Na stoliku do kawy leżała teczka - to pewnie moje dokumenty, które miałem odebrać. Jaime ruchem dłoni dał mi znać, że mogę usiąść na kanapie, co uczyniłem.
- Chcesz się czegoś napić? Woda, sok, coś gazowanego, wino? - zapytał, wchodząc do części kuchennej, która była bezpośrednio połączona z salonem.
- Nie chcę siedzieć tu za długo...- zacząłem, ale mężczyzna przerwał mi ruchem dłoni.
- Porozmawiamy, więc wydaje mi się, że będziesz chciał coś do picia.
- Woda w takim razie - mruknąłem, chwytając teczkę i zaczynając przeglądać jej zawartość.
Dokumenty nie były wybitnie ważne, ale na pewno potrzebne. Dotyczyły przekazywania informacji między dwoma firmami, to była skomplikowana sprawa, więc w domu będę musiał przeanalizować wszystkie akta. Na razie jednak miałem coś, a raczej kogoś, innego na głowie. Jaime usiadł obok mnie i wręczył mi szklankę z wodą. Cicho podziękowałem, upiłem łyk i postawiłem szklankę na stoliku.
- Co robisz w Nowym Jorku? - zapytał mnie.
- Przyjechałem do pracy.
- Na długo? 
- Sześć miesięcy - odparłem lakonicznie. Nie chciałem wkraczać w niebezpieczne tematy, bo to zaprowadziłoby nas do przeszłości, do lat licealnych, które były jednymi z najgłupszych lat mojego życia. Niestety, wraz z pojawieniem się Jaimego wspomnienia powoli zaczynały do mnie powracać, mimo że walczyłem sam z sobą, aby moje upierdliwe myśli zostawiły mnie w spokoju. Zapadła niezręczna cisza, którą postanowiłem przerwać.
- Mieszkasz sam?
- Tak. Nie chcę się z nikim wiązać - odpowiedział, a ja pokiwałem głową.
Kamień spadł mi z serca. To znaczy, że nie będzie chciał spróbować jeszcze raz, a ja nie muszę obawiać się, że będę musiał wybierać między nim a Kellinem. Na chwilę obecną oczywiście, że wybrałbym Kellina, bo to jego kochałem, a nie Jaimego. Zresztą, o czym ja myślę? Nie będę musiał wybierać. Jaime jest przeszłością. Zaraz zabiorę dokumenty, pożegnam się i wyjdę. To jednorazowe spotkanie. Chwyciłem swoją szklankę, wypiłem wodę do końca i mocniej zacisnąłem palce na teczce z dokumentami. 
- Muszę iść, robi się późno, a ja od samego rana jestem na nogach, więc...- powiedziałem, wstając  z kanapy.
Jaime szybko złapał mnie za rękę, co zmusiło mnie do nagłego zatrzymania się i spojrzenia na niego ze zdziwieniem. Po chwili mężczyzna mnie puścił i oblał się lekkim rumieńcem. Zupełnie jakbyśmy byli w liceum.
- Przepraszam - mruknął.- Ale zastanawiałem się, czy w sobotę nie wpadłbyś na małą parapetówkę? To nic wielkiego, kilku znajomych, trochę alkoholu, dobra zabawa.
- Dlaczego mnie zapraszasz, gdy zobaczyłeś mnie po raz pierwszy od jedenastu lat i praktycznie nic o sobie nie wiemy? - zapytałem sceptycznie.
- Znamy się, Vic. Przyjdź. Proszę.
Wiedziałem, że Jaime należy do upartych osób, więc nie było sensu z nim walczyć, bo i tak bym przegrał. Zamiast tego, skinąłem zrezygnowany głową.
- Dwudziesta w sobotę. Adres znasz.

- Widzisz, nie samą kawą żyje człowiek - uśmiechnąłem się do Kellina, wsuwając mu łyżkę z jogurtem do ust.
Nie miałem pojęcia, w jaki sposób przekonałem go do jedzenia, ale jakoś mi się udało, nawet jeśli to był mały jogurt. Lepsze to niż nic. Nie wiem, kiedy jadł ostatnio, ale potrzebował pożywienia i jeśli nadal będzie się głodził, na pewno umrze. Musiałem się trochę wysilić, żeby zjadł chociaż kapkę jogurtu, ale wyszło na moje i siedzieliśmy teraz na jego łóżku, w ciemnym pokoju. Przez okno próbowały dobić się do pomieszczenia promienie słoneczne, które sprytnie przesmykiwały się przez wszelkie dostępne szpary i szczeliny, wlewając przy tym nieco światła do środka. Bez problemu widziałem Kellina, bo moje oczy przyzwyczaiły się do mroku, ale pomagało mi też trochę słońce. Nie chciałem go zmuszać, żeby koniecznie siedział przy odsłoniętym i otwartym oknie. Czuł się tu jak w więzieniu, a kraty wcale mu nie pomagały w polubieniu tego miejsca. Przełknął kolejną porcję jogurtu, a ja nabrałem trochę jedzenia na łyżeczkę.
- Jeszcze jeden - powiedziałem, na co Kellin pokręcił głową i chwycił się za brzuch.
- Już dużo zjadłem, nie chcę więcej - mruknął, odwracając ode mnie wzrok i całą głową.
Westchnąłem głośno, włożyłem łyżeczkę do kubeczka i odłożyłem go na bok. Chłopak zjadł tylko połowę, co i tak było wielkim sukcesem w jego przypadku. Będę go leczył stopniowo, wraz z pomocą Addie, która była mi wdzięczna za to, że tyle czasu poświęcam Kellinowi. Oczywiście, nie wiedziała nic o naszej przeszłości i lepiej, żeby się nie dowiedziała. Wolałem grać rolę zagubionego Meksykanina po socjologii, który bada społeczeństwo i zarazem próbuje mu pomóc. Dziewczyna niczego nie podejrzewała, więc chyba dobrze mi to wychodziło.
- hej Kells - zacząłem, a brunet spojrzał na mnie kątem oka, nadal obejmując się rękoma i widocznie zamykając się w sobie.- Jestem z ciebie dumny, wiesz?
Kellin przełknął głośno ślinę i pokiwał lekko głową.
- Jutro nie będę musiał jeść? - zapytał cicho, drżącymi rękoma sięgając do szuflady w etażerce. Wyciągnął z niej papierosa i zapalniczkę. Zmarszczyłem brwi. Czy w tym miejscu naprawdę pozwalali przechowywać pacjentom zapalniczki w szafkach? Czy to na pewno było bezpieczne? Albo po prostu Kellin skądś przemycił cały ekwipunek? Chłopak wsadził papierosa między usta i zapalił jego koniec. Po chwili zaciągnął się dymem i wypuścił go przez lekko rozchylone usta, zamykając przy tym oczy.
- Palisz? - wyszeptałem, a gdy pokiwał twierdząco głową, dodałem:- Dlaczego?
- Palę, bo wraz z dymem chcę wypuścić wszystko, co we mnie siedzi. Niestety, większość jest silnie zakorzeniona i nawet papieros nie pomoże.
Podrapałem się w tył głowy i obserwowałem Kellina, jak powoli zaciąga się papierosem, aby następnie usunąć dym ze swojego organizmu przez usta lub nos.
- Palenie jest niezdrowe, nie wydaje mi się, że powinieneś to robić.
- Bardziej zachorować już nie mogę.
Westchnąłem głośno, bo niestety miał rację, nawet jeśli nie chciałem mu jej przyznać. Nie powinien wyniszczać się przez nikotynę, skoro już teraz był wrakiem człowieka. Może w ten sposób radził sobie ze stresem? Co ja mówię, on nie radzi sobie ze stresem. Gdyby potrafił, nie byłoby go tutaj. Kellin powoli spalał papierosa. Z szuflady wyciągnął jeszcze popielniczkę, do której strzepywał popiół z końca fajki. W końcu zgniótł niedopałek, wrzucił go do popielniczki i położył się na łóżku, trzymając się za brzuch.
- Niedobrze mi...- mruknął.
- Mówiłem, żebyś nie palił.
- To nie od tego - odparł cicho, po czym podniósł się z łóżka i pędem puścił się w stronę drzwi, przez które wybiegł.
Pobiegłem za nim, bo nie mogłem zostawić go samego. Widziałem, jak jego drobna sylwetka znika za zakrętem, dlatego również się tam udałem. W korytarzu tym znajdowały się łazienki. Do jednej z nich wszedł Kellin. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Znajdowały się tu umywalki, nad którymi wisiały lustra. Dalej widać było drzwi do toalet - w rzędzie było ich pięć. Mogłem zauważyć też mały korytarz, który prowadził do pryszniców. Powoli podszedłem do toalet, żeby znaleźć Kellina. Musiał w którejś być. Zapukałem do pierwszych zamkniętych drzwi, ale nikt mi nie odpowiedział. Dopiero po chwili w czwartej kabinie usłyszałem cichy szloch. Podszedłem do drzwi i zapukałem w nie. Okazały się otwarte, więc popchnąłem je i zobaczyłem Kellina, który siedział na posadzce, z twarzą ukrytą w dłoniach. Cały się trząsł. Uklęknąłem przy nim i palcami lekko musnąłem jego ramię, na co ten nieco się wzdrygnął. Uniósł wzrok i spojrzał na mnie zrezygnowanymi i smutnymi oczami. Przybliżył się do mnie i po prostu się do mnie przytulił. ukrył twarz w moim ramieniu i czułem, jak moczył łzami moją koszulkę. Objąłem go w pasie i dałem mu płakać. Trochę się zdziwiłem, że się do mnie zbliżył, ale byłem szczęśliwy, że w końcu to zrobił, nawet jeśli był w takim stanie. Potrzebowałem go, a on potrzebował mnie.
- Nie chcę tu być - wyszeptał.
- Więc stąd wyjdźmy, chodź.
- N-nie chodzi mi o łazienkę, V-Vic...
- Kellin...
- Dlaczego jeszcze żyję? - powiedział cicho, nie przestając drżeć w moich ramionach.- N-nie chcę, Vic, bo to nie ma sensu...
- Nie mów tak, nie możesz tak mówić - odpowiedziałem szeptem do jego ucha, drażniąc je swoim oddechem.- Jesteś wspaniały, dlatego nie możesz myśleć o samobójstwie. Jesteś dla mnie ważny, jeśli zabrakłoby cię już na zawsze to...- zamknąłem oczy i poczułem, jak po moich policzkach popłynęły łzy.- Nie dałbym rady dalej żyć, rozumiesz? Nie dałbym rady.
Kellin uniósł głowę i spojrzał na mnie zapłakanymi oczami. Chudymi palcami otarł łzy z mojej twarzy.
- N-nie płacz nie masz powodu - szepnął.
- Po prostu nie chcę, żebyś cierpiał.
Kellin westchnął i oparł się o moją klatkę piersiową. Już nic nie mówiliśmy. Trwaliśmy w tej ciszy, która wcale nie była niekomfortowa. Dlaczego wszystko stało się takie trudne? A na dodatek pojutrze muszę pojawić się u Jaimego...

Zapukałem do drzwi dokładnie o godzinie dwudziestej. Stwierdziłem, że im szybciej się pojawię, tym szybciej się stąd zwinę. Zza drzwi słyszałem muzykę, ale nie grała na tyle głośno, żeby któryś z sąsiadów miał wzywać policję. Nie czekałem długo i po kilku chwilach zobaczyłem uśmiechniętego Jaimego, który mi otworzył.
- Heeeeej, tak się cieszę, że przyszedłeś! - zaśmiał się i wpuścił mnie do środka.
Wyglądał już na nieco wstawionego, ale na razie nic się nie działo, więc nie musiałem się go obawiać. Zaprowadził mnie do salonu, gdzie byłem ostatnio. Całe pomieszczenie było wypełnione ludźmi, którzy trzymali w rękach kubeczki z alkoholem i bujali się w rytm muzyki. Jak fajnie, że nikogo nie znałem. To kolejny powód, przez który chcę wyjść stąd jeszcze szybciej. Po chwili Jaime wręczył mi kubek z jakimś drinkiem, a ja spojrzałem na niego pytająco. Dlaczego mam pić coś, co ma jadowicie niebieski kolor i nie wiem z czego jest zrobione? Jaime tylko uśmiechnął się słodko i zniknął gdzieś w tłumie, a ja zostałem całkiem sam. Powąchałem drinka, po czy upiłem łyk i oblizałem usta. Nie był najgorszy. Jeden drink przecież mi nie zaszkodzi, prawda?

- Dobra, dawaj! - zaśmiałem się, podstawiając swój kubek pod strumień tequili lanej przez Madison, dziewczynę, którą poznałem dzisiaj zupełnie przypadkiem, ale zdążyliśmy się zakumplować i obalić razem dwie butelki. Przy okazji do picia zgarnęliśmy też Jaimego i kilku jego znajomych. Kto by pomyślał, że się tak rozkręcę. Było fajnie. Bardzo, bardzo fajnie. Niemal każdy był nieźle wstawiony, ale nikomu to nie przeszkadzało. Kto z kim przystaje takim się staje. Tym bardziej, gdy wszyscy byli pijani.
- Hej, hej, bierz Jaimego, kto szybciej wypije cały kubek tequili wygrywa! - krzyknęła Madison, a ja spojrzałem na Jaimego i uśmiechnąłem się do niego wyzywająco, unosząc przy tym pełny kubek. Mężczyzna napełnił swój, stuknął nim o mój i przyłożył do ust.
- Raz, dwa, trzy!
Zacząłem opróżniać swój kubek, a alkohol drażnił moje gardło. Cholernie mnie paliło, ale to było przyjemne. Alkohol był przyjemny. Wszystko w dniu dzisiejszym było przyjemne. Gdy skończyłem pić, odetchnąłem głośno i odrzuciłem kubek na bok. Jaime skończył pić dwie sekundy po mnie i złożył usta w dzióbek.
- Przegrałeś! - zaśmiałem się, podchodząc do niego od tyłu i wskakując mu na plecy. Byłem od niego o wiele mniejszy, więc nie miał problemów z uniesieniem mnie. Oplotłem jego szyję rękoma, a on chwycił moje nogi, żebym nie spadł.
- Tylko mnie nie zrzuuuuuuuucaaaaaaaaaaj, Jaaaaaaimeeeeeeee! - krzyknąłem, po czym nachyliłem się nad jego uchem i lekko je przygryzłem.
- Mamy nową gejowską parę! - zaśmiała się Madison.- Całus! Całus! Całus!
Reszta ludzi to podłapała i wszyscy w pomieszczeniu zaczęli skandować jedno i to samo hasło. Zagryzłem dolną wargę i zszedłem z pleców Jaimego, po czym przed nim stanąłem. Jaime uśmiechnął się pod nosem, chwycił moją twarz w swoje dłonie i wpił się w moje usta. Niemal od razu naparłem swoimi wargami na jego. Czułem alkohol i delektowałem się jego aromatem, tak jak samym pocałunkiem. Położyłem dłonie na jego biodrach, na których zacząłem kreślić kciukami małe kółka. W końcu się od siebie oderwaliśmy, a ludzie wokół nas zaczęli gwizdać i bić brawo. Miałem wrażenie, że cofnąłem się do czasów liceum, tylko że... Wtedy nie kochałem innej osoby. 
- Hej Vic, kolejny drink? - zapytała Madison, podstawiając mi pod nos pełny kubek.
- A co mi tam, jedziemy dalej - zaśmiałem się i chwyciłem kubek dłonią.

- Viiiiiiiiiic, gdzie jest mój telefon?! - krzyknął Jaime, gdy siedziałem na ziemi i układałem kubki w piramidę. Towarzystwo się rozeszło, zostałem tylko ja, Jaime i wielki bałagan. Obaj byliśmy pijani, sam się sobie dziwiłem, że byłem w stanie układać kubeczki jeden na drugi. 
- Nie krzycz! - wrzasnąłem, wstając z podłogi i podchodząc do mężczyzny, który kręcił się w miejscu myśląc, że w ten sposób znajdzie komórkę.
- Sam nie krzycz!
- Spraw, żebym nie krzyczał! - zawołałem ze śmiechem, a Jaime objął mnie w pasie i długo pocałował. Oddałem pocałunek, a brunet chwycił krańce mojej koszulki i zaczął podwijać ją w górę. Zacząłem robić to samo i po chwili staliśmy na środku salonu nadzy od pasa w górę. Palcami wodziłem po jego torsie, aż w końcu zahaczyłem o jego spodnie. Rozpiąłem jego rozporek i zsunąłem spodnie z jego bioder. Jaime odrzucił je na bok, chwycił moje dłonie i splótł nasze palce, po czym zaczął prowadzić mnie w jeden z bocznych korytarzy, jak wywnioskowałem, do sypialni. Weszliśmy do środka i od razu razem opadliśmy na miękkie łóżko, ja na plecach, a Jaime na mnie. 
- Będzie ci tak dobrze, Vic... Tak dobrze...
Jaime zniżył się na poziom moich spodni, a ja mu się oddałem. Jeszcze nie zdawałem sobie sprawy, jakie błędy popełnia człowiek pod wpływem alkoholu.
_______________________________
Nieeeeeeeee, Fuenciado nie wchodzi w rachubę DDDDDDDDD:

24 komentarze:

  1. Omg nienienie, biedny Kellin płaczę, co ten Victor. /Olixpop

    OdpowiedzUsuń
  2. Puaczę ;____; Czo to ma być, Vic ma siedzieć z Kellinem no, no.....no kurwa 3 razy nie dla Jaime'go dziękujemy ;________;

    OdpowiedzUsuń
  3. BORZE CO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!1 VIKTUR TY ZJEBIE GŁUPI DEBILU SUKINSYNIE!!!!!!!!!!1 AAAAAAAAAAAAAAA KRZYCZE JAK KJSDFVGJSDFHVBGLZDAGHKLASDZHSKZGJ GDYBY KELLIN WIEDZIAŁ.... ZAŁAMAŁBY SIĘ JESZCZE BARDZIEJ O ILE TO MOŻLIWE KJXVBHSKVHSDKVGHSDGHSKJSGSDJHGSKDJGHSKDJGH NIEEEEEEEEEEEEEEE ~MISIA

    OdpowiedzUsuń
  4. JEZU CO.
    AŻ MI TELEFON POD PRYSZNICEM SPADŁ
    omg
    omg
    omg..
    ALE SERIO? JAK MOGŁAŚ ?! ;___; /cookiexo666

    OdpowiedzUsuń
  5. KURWAJAPIERDOLĘJEDOJEBANAZEJAPIERDOLĘCO?
    DŻOGURT, NIE, PLZ, NIE RÓB TEGO, LOL. D:
    SRY, FUENCIADO NIE WCHODZI W GRĘ, NO WAY. ;______;
    JAIME - WIESZ, ŻE CIĘ UWIELBIAM ALE WYPIERDALAJ. ;_________;
    CZEKAM NA NASTEPNY ;_____;
    @NoOtherHope

    OdpowiedzUsuń
  6. O
    JA
    PIERDOLE
    JAK
    MOGŁAŚ
    CZEMU
    KELLIN TO TAKA CIOTA
    A TERAZ BĘDZIE Z NIM GORZEJ

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak tak dalej pójdzie to skończę w psychiatryku jak Kells O.O Dżogurcie, wyrzuć tego Jamiego albo depresji dostanę ;___; TYLKO NIE FUENCIADO /MrsMetalowa

    OdpowiedzUsuń
  8. Pf. To bylo pewne, ze to sie zle skonczy. Ratuje go alkohol, ale i tak debilem jest. Mniejsza, naprostuje to. Wierze w niego!
    Chcialam cos innego napisac. Vic karmil go DŻOGURTEM. Umarlam przy tym xddddd

    Lynn_PL

    OdpowiedzUsuń
  9. Nachlał się i przespał z Jaimem. Świetny początek. Biedny Kellin, ja mam nadzieję, że on się o tym nie dowie...

    OdpowiedzUsuń
  10. Borze, tylko nie to D:

    OdpowiedzUsuń
  11. O kurwa masz wpierdol,o nie nie popuszcze ci tego... :/ przynajmniej w nastepnym rozdziale nie opisuj ich sex'u... ;c

    OdpowiedzUsuń
  12. Kurwa mac, no nie no, no kurwa no nie. To tyle jeśli chodzi o wydarzenie kończące rozdział. XD Natomiast jeśli chodzi o resztę, to Ty wiesz, Dżogurt , że ja ubostwiam to jak piszesz :"3

    OdpowiedzUsuń
  13. CZO TO FŁENCIADO NIE MA WYPAD Z TYM EJ
    hehehhe smiałam się jak był teks, że karmił go dżogurtem więc to Cię ratuje xDDD ej ale to nie będzie miało konsekwencji z kellsem tzn on się nie dowie nie? ;_; bo jeszcze uj z tym że Victur bedzie miał wyrzuty, ale tak załamany Kells to by go zabiło ;_;

    OdpowiedzUsuń
  14. Tak się ucieszyłam, gdy Kellin przytulił się do Vic'a, ale z tą koncówką to dowaliłaś! Boże, Dżogurt, dlaczego? Przeczuwałam,że tak będzie,ale przecież Kellin tego nie przeżyje ;_; A Vic będzie miał takie wyrzuty sumienia,że o ja prdl :o To się porobiło.. //@blush244

    OdpowiedzUsuń
  15. wiedziałaam, że tak się skończy xd booooże, ja ja lubię takie zwroty akcji. jest naprwdę ciekawie. szkoda mi tylko Kellsa, biedacto, chyba za bardzzo przeżywam ;c .

    OdpowiedzUsuń
  16. Jezu, puakusiałam, jak Kellin puakusiał, serio. xD A ja nigdy nie płaczę na fan fiction, ojezu, halp.
    btw. czo. Ty. zrobiłaś?! -_-

    OdpowiedzUsuń
  17. istnieje coś takiego jak przeznaczenie dlatego Vic i Kellin będą razem :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ej.
    Te ostatnie zdania to jakiś żart, co nie?
    Może to się Vic'owi tylko śniło?

    Zabiję faceta, niech no tylko wpadnie w moje łapki.

    Szkoda mi Kellin'a. Tak bardzo.
    Bardzo bardzo.

    No i ten. Przepraszam za to, że ten komentarz taki chaotyczny i w ogóle, ale nieco zjebałaś mi psychikę tym rozdziałem i jego końcówką.

    Ja się idę ogarnąć, a Ty pisz dalej, o wielki Dżogurcie.

    Pozdrawiam,
    Arisafy

    OdpowiedzUsuń
  19. zaraz co...? te ostatnie zdania to jakieś żarty. nie nie nie... ale... czemu...? :0 ja... no dobra to ty tu piszesz. :(

    OdpowiedzUsuń
  20. O my gy jak się Kellin dowie to skoczy przez te kraty D:

    @l0stinmistake

    OdpowiedzUsuń
  21. No właśnie D: pomimo krat w oknach I tak skoczy D: skoczy z krawężnika I sie zabije przez Vica D': I wszyscy będziemy płakać xc

    OdpowiedzUsuń