czwartek, 19 września 2013

V

Znajcie me dobre serduszko! Bardzo proszę. Rozdział. Mile widziane opinie. Komentarze. Od wszystkich. Dziękuję Wam za to, ze jesteście. A tymczasem: endżoj.
_____________________________
Obudził mnie mój własny głośny jęk i przeszywający ból głowy, który dodatkowo był trudny do zniesienia. Co pamiętałem z poprzedniej nocy? Nic. Dosłownie nic. Po prostu przyszedłem do Jaimego i urwał mi się film. Leniwie otworzyłem oczy, uniosłem się nieco i spojrzałem przed siebie. Gdzie ja do cholery byłem? To na pewno nie mój apartament. Położyłem się na plecach, po czym obróciłem głowę w prawą stronę. Kurwa. Obok mnie leżał Jaime, bez koszulki, przykryty kołdrą od pasa w dół. Wtedy spojrzałem na siebie. Również nie miałem bluzki. Chwyciłem kołdrę i nieco ją uniosłem, aby móc pod nią zajrzeć. Cholera, byłem nagi. Może po prostu coś na siebie wylałem i musiałem spać w negliżu? Nie dopuszczałem do siebie myśli, że między mną a Jaimem mogło do czegoś dojść. To nie miało prawa się wydarzyć. 
Powoli usiadłem na łóżku, bo każdy gwałtowniejszy ruch mógłby skończyć się w tragiczny sposób. Rozejrzałem się po pokoju i zauważyłem swoje spodnie i bokserki na podłodze oraz butelkę z lubrykantem i rozerwane opakowanie po prezerwatywie... Nie, nie, nie, to nie miało prawa się wydarzyć! Chciałem zapomnieć o Jaimem, a nie pieprzyć się z nim w stanie upojenia alkoholowego. Nie byliśmy ze sobą, nie widzieliśmy się od czasów liceum, przecież nasze zerwanie było brutalne, a ja płakałem po rozstaniu przez długi czas. Nie powinienem tak po prostu wskakiwać mu po tym wszystkim do łóżka. Nie po tym co przeszliśmy. Zresztą... Kochałem Kellina i czułem się teraz jak skończony idiota, bo można powiedzieć, że go zdradziłem. Zdradziłem go? Cóż, praktycznie nie byliśmy razem, po prostu darzymy się uczuciem i to wszystko. Dopiero go odzyskuję... Och, dlaczego się oszukuję? Zdradziłem go. Upiłem się, mój były mnie przeleciał, a ja okazałem się idiotą. Nie miałem zamiaru tu tak dłużej siedzieć. Jaime mógł obudzić się w każdej chwili, a ja chciałem niepostrzeżenie się stąd zmyć i nie pozostawić po sobie jakichkolwiek śladów. Wyszedłem z łóżka i oprócz bólu głowy, dopadł mnie również ten poniżej pasa, w jego tylnej części. Minęło trochę czasu odkąd ostatnio byłem na dole, więc nie zdziwiłem się, że gdy ruszyłem w stronę swoich bokserek, miałem trudności z chodzeniem. Na co ja się zgodziłem? Na palcach podszedłem do sterty swoich ubrań, chwyciłem bokserki i spodnie, bo czym szybko je na siebie założyłem. Wzrokiem zacząłem szukać swojej koszulki, ale ślad po niej zaginął. Wyszedłem z sypialni, pozostawiając w niej śpiącego Jaimego. Gdy moje nogi zaprowadziły mnie do salonu, skrzywiłem się, bo uderzył we mnie zapach alkoholu, którego miałem dość po wczorajszej imprezie. Przez najbliższy czas będę abstynentem, to było bardziej niż pewne. Znalazłem swoją koszulkę pomiędzy porozrzucanymi na podłodze kubkami. Nie była ona pierwszej świeżości, ale nic innego mi nie pozostało, jak tylko ją na siebie włożyć. Już chciałem wychodzić z apartamentu, gdy zatrzymało mnie męskie chrząknięcie. Zacisnąłem usta w cienką linię. Właśnie dlatego chciałem wymknąć się stąd cicho, zupełnie nie zwracając na siebie uwagi. Czy musiałem mieć aż takiego pecha?
- Uciekasz bez całusa? - zapytał Jaime podchodząc do mnie, odwracając mnie w swoją stronę, a następnie przygwożdżając mnie do drzwi. Czułem jego oddech na swojej skórze. Jego usta z każdą sekundą przybliżały się do moich i gdy chciały na nie naprzeć, odwróciłem głowę. Chciałem mu się wyślizgnąć, oczywiście, ale tego nie zrobiłem. Dlaczego? Jaime był ode mnie o wiele wyższy i o wiele silniejszy, więc zaraz postawiłby mnie w pozycji wyjściowej. Mężczyzna chwycił mój podbródek i sprawił, żebym na niego spojrzał. Niechętnie to zrobiłem. Nie, żebym czuł do niego jakieś obrzydzenie, czy równie nieprzyjemne uczucie, ale chciałem stąd jak najszybciej wyjść i zapomnieć o tym, co się tu wydarzyło. Należałem do Kellina, moje serce było jego, nie mogłem wracać do swojego byłego faceta i tak po prostu sobie z nim flirtować.- Wczoraj w nocy ci się podobało. Co jest, Vic?
- Jaime, posłuchaj - zacząłem kładąc dłonie na jego klatce piersiowej, aby go lekko odepchnąć, co następnie uczyniłem.- To była jednorazowa przygoda, rozumiesz? Byliśmy pijani, nie wiedzieliśmy co robimy. Zapomnijmy o tym. Nigdy do tego nie wracajmy,, bo to nie ma sensu. To nic nie znaczyło.
Mogłem zauważyć rozczarowanie w jego oczach, ale nie byłem pewny, czy dobrze odczytałem jego spojrzenie. Czy właśnie go zraniłem? Pozbawiłem wszelkich nadziei? Cóż, myślałem, że wie, że nie miałem zamiaru do niego wracać. Zresztą, on sam powiedział, że nie chce się z nikim wiązać!
- Vic...- zaczął, a ja pokręciłem głową i chwyciłem klamkę.
- Zapomnijmy o tym.
Już chciałem nacisnąć klamkę i wyjść na korytarz, ale Jaime był szybszy i zaatakował moje usta swoimi. Ech, jakby to miało mnie jakoś przekonać... A jednak, ten pocałunek w jakiś dziwny sposób na mnie wpłynął i moje wargi same zaczęły poruszać się w rytmie jego. Dlaczego byłem taki uległy? Powinienem po prostu go od siebie odepchnąć i wykrzyczeć mu prosto w twarz, że nie chcę go więcej widzieć, ale coś mnie blokowało. Nie mogłem tego zrobić. Przecież to Jaime, ten Jaime, z którym przeżyłem swój pierwszy raz z mężczyzną, tyle wspaniałych chwil. Niektóre był trudniejsze i wymagały naszej ciężkiej pracy, aby jakoś sobie z nimi poradzić, ale były też te wesołe, które wnosiły do naszego życia trochę słońca. I miałem go teraz odtrącić, gdy tak idealnie mnie całował? Jego usta znacznie różniły się od ust Kellina. Kellin, bardziej dziewczęcy, miał delikatniejsze i pełniejsze wargi, które idealnie dopasowywały się do moich. Jaime natomiast był bardziej natarczywy i szorstki, jego usta charakteryzowały się twardością i ostrością. Zupełne przeciwieństwo Kellina. Kellin. To jego kochałem. Więc dlaczego całowałem się z Jaimem? Chwyciłem ramiona mężczyzny i lekko go od siebie odepchnąłem, po czym otworzyłem drzwi.
- Przyjdziesz jutro wieczorem? - zapytał.
Westchnąłem głośno i skinąłem głową. Nie miałem innego wyjścia. Uch, czy naprawdę jestem aż tak żałosny? Jako że do Jaimego przyjechałem metrem, musiałem też metrem wrócić. W takim stanie nie mogłem wsiąść za kółko. Zachowałem jeszcze resztki  zdrowego rozsądki. A może w ogóle go nie miałem? Po tym co wydarzyło się w tym mieszkaniu, czułem się jak skończony kretyn, a na dodatek nie potrafiłem być asertywny i znów naraziłem się na wystawienie swojej wierności na próbę. Jutro wieczorem wszystko sobie wyjaśnimy, tak. Nie mogę wchodzić dalej w to bagno, bo nie będę mógł z niego wyjść. Chciałem tylko Kellina i będę miał tylko jego, bo Jaime to przeszłość. Nie powinno go być w mojej teraźniejszości, nie chciałem go tu. Alkohol alkoholem, a trzeźwość trzeźwością. Zszedłem po schodach do najbliższej stacji metra i spojrzałem na planie, kiedy podjedzie pociąg, który zabierze mnie do domu. Teraz marzyłem jedynie o swoim ciepłym łóżku i długim śnie, który wyleczy mojego kaca. Do przyjazdu pociągu miałem jeszcze pięć minut, więc usiadłem na wolnej ławce i wyciągnąłem z kieszeni swój telefon, którym zacząłem się bawić, od tak, z nudów. Żadnych nieodebranych połączeń. Nikt za mną nie tęsknił. Nie wiedziałem nawet, czy Kellin na mnie czekał. Czy w ogóle chciał, abym go odwiedzał? Przecież nie mogłem mu się narzucać, inaczej nigdy nie zdobędę jego stuprocentowego zaufania. Na stację podjechał mój pociąg, a ja z głośnym westchnięciem wstałem z ławki i wszedłem do wagonu.

Kellin
Moje spojrzenie było utkwione w ciemnym suficie. W sumie nie mogłem patrzeć na nic innego, będąc w takiej pozycji. Leżałem sobie na podłodze, z rękoma ułożonymi na brzuchu. Moje nogi były ugięte w kolanach, stopy spoczywały na ziemi. Często można było zobaczyć mnie w takiej pozycji. Trwałem wtedy w zadumie, bawiłem się w marnego filozofa i sam się z siebie śmiałem, bo moich myśli nikt nigdy nie umieści w kalendarzu na dole kartki z datą. Kto chciałby słuchać kogoś takiego jak ja? Niezrównoważonego, niedoszłego i głodzącego się samobójcy, który martwi się bardziej o swoje włosy, niż o własne życie. Zresztą, ono nie miało już sensu, a ja się tylko męczyłem. gdyby nie Vic, pewnie już dawno bym się ze sobą pożegnał, albo chociaż próbował to zrobić, bo przyzwyczaiłem się do tego, że ludzie lubią bawić się w superbohaterów i ratować słabsze osoby. Nie chciałem ratunku. Wolałem pozostać niezauważoną, małą myszą,  która siedzi pod miotłą i powoli umiera. Tylko że ja chciałem zrobić to szybciej. Kiedyś mi się uda, chyba że ktoś nagle diametralnie zmieni moje życie, a ja stanę się innym człowiekiem. Vic. Vic był tą osobą. Może i obwiniałem go o wszystko, ale wraz z jego przybyciem moje życie stało się jakby jaśniejsze. Zacząłem myśleć o przyszłości jako o szczęśliwym czasie i miejscu, a nie o wybraniu sposobu na śmierć i moim własnym pogrzebie. Tak było, gdy Vic ze mną siedział, bo gdy wychodził, powracałem do smutnej rzeczywistości i znów ogarniała mnie świadomość, że byłem sam. Nie miałem nikogo. I oni wszyscy dziwili się, że nie chciałem istnieć? Nie wiedzą, jak to jest. Nie wiedzą, jak to jest wszystko stracić. Nie tylko rzeczy materialne, ale również wartości moralne. Byłem nagi. pozbawiony wszystkiego. Nawet własnego sumienia i poczucia, że to co robię, jest jednak głupie i powinienem zobaczyć trochę światła w swoim życiu. Tylko że jego nie było. Nie miałem... Nie miałem promyczka. Nie miałem niczego. Obnażony z wszystkiego, powoli opadałem w nicość o godziłem się na ból, gdy obijałem się i raniłem przez wystające półki skalne. Czekałem, aż uderzę plecami w twardy grunt i wszystko zakończy się raz na zawsze.
- Hej, Kellin? - oparłem się na łokciach i uniosłem nieco tułów, aby spojrzeć na drzwi, z których okolic doszedł mnie głos Addie. Miałem cichą nadzieję, że może był z nią Vic, ale zawiodłem się po raz kolejny, gdy zobaczyłem nieznaną mi kobietę w średnim wieku. Miała czarne włosy z pasemkami siwizny, które były upięte w ciasny kok. Jej czarny kostium podkreślał jej elegancję i pokazywał, że była kobietą silną i niezależną. Już jej nienawidziłem. Patrzyłem to na Addie, to na nieznajomą i czekałem na to, co mają mi do powiedzenia.- Możemy wejść?
Wzruszyłem jedynie ramionami. Nawet jeśli odpowiedziałbym przecząco, one i tak by weszły do środka. Coraz rzadziej miałem cokolwiek do powiedzenia. Obie weszły do pokoju, a Addie zamknęła za sobą drzwi. Usiadłem na podłodze, aby lepiej przyjrzeć się kobiecie. Nie chcę jej tu. Źle mi się kojarzy, nawet jeśli w ogóle jej nie znałem i nie wiedziałem, po co tu przyszła.
- Kellin - zaczęła Addie pogodnym tonem.- To pani doktor Giselle Donovan. Jest psychiatrą i zajmuje się niedoszłymi samobójcami.
Wplotłem blade palce w swoje ciemne włosy i pokręciłem energicznie głową. Nienawidziłem lekarzy, a psychiatrzy zajmowali pierwsze miejsce na liście. Obok nich stali dietetycy, chociaż nie byłem pewny, czy oni zaliczali się do lekarzy. Tak czy siak, nienawidziłem ich. Nie chciałem mieć z nimi nic wspólnego.
- Doktor Donovan chciałaby zacząć z tobą terapię, najlepiej już dzisiaj po obiedzie - spojrzałem na Addie i uniosłem brew w górę. Czy ona sobie żartowała? Zrozumiała moją reakcję na jej słowa i chrząknęła głośno.- Znaczy się... W godzinach popołudniowych. Która godzina pasuje pani najbardziej? - zawróciła się do kobiety, a ja pochyliłem głowę. Nie chciałem się z nimi kłócić, bo wiedziałem, że i tak z nimi nie wygram i na dodatek jeszcze sobie nagrabię. Nie miałem na to humoru. Nie dzisiaj.
- Myślę, że godzina piętnasta będzie odpowiednią porą - odparła doktor Donovan. Miała głęboki i spokojny głos, ale nie byłem pewny, czy to dobry znak, czy też nie.
- Tak więc postanowione - Addie klasnęła w dłonie i uśmiechnęła się wesoło.- Przyjdę do ciebie przed piętnastą i zaprowadzę się do odpowiedniego gabinetu, dobrze, mały? - zwróciła się do mnie, a ja w ogóle nie zareagowałem. Po prostu patrzyłem na kobietę i próbowałem cokolwiek wyczytać z jej wyrazu twarzy.
- To do zobaczenia.
Obie wyszły z pokoju, a ja skuliłem się na podłodze i zamknąłem oczy. Byłem normalny. Nie potrzebowałem psychiatry. Przecież tylko chciałem się zabić, jestem normalny.

Nie chciałem, żeby piętnasta nadeszła. Miałem nadzieję, że do tego czasu przyjdzie Vic, ale on nie dał o sobie żadnego znaku życia. Potrzebowałem go. Chciałem mu wszystko powiedzieć, o moich lękach, obawach... Ale on nie przyszedł. Znowu zostałem sam. Szedłem korytarzem obok Addie. Założyłem bluzę z długim rękawem i kapturem, który od razu na siebie założyłem. Nie lubiłem, gdy ludzie na mnie patrzyli, a na korytarzach było ich sporo. Nie chciałem spotkać ich zdegustowanego mną spojrzenia. Bałem się ich, dlatego trzymałem Addie za rękę, żeby czuć, że jestem bezpieczny i nikt mi nic nie zrobi. Po jakimś czasie stanęliśmy przed drewnianymi drzwiami, w które zapukała dziewczyna. Odpowiedział jej znany mi już głos. Weszliśmy do środka. Było to niewielkie pomieszczenie. Kilka regałów z książkami, biurko, a po jego dwóch stronach fotele. Na jednym z nich, przodem do nas, siedziała doktor Donovan. 
- Usiądź, Kellin. Dziękuję ci, Addie - uśmiechnęła się do terapeutki, a ta odpowiedziała jej tym samym i wyszła z gabinetu. Zostałem sam. Powoli i niepewnie podszedłem do biurka i usiadłem na wolnym fotelu. Palcami trzymałem krańce rękawów, aby całkowicie się zakryć. Nie znałem tej kobiety, więc musiałem się przed nią bronić.
- Ściągnij kaptur, proszę, a następnie poznamy się lepiej, co? - powiedziała spokojnie, a ja pokręciłem głową.- Nie chcesz ściągnąć kaptura? - znów ten sam gest.- Och, Kellin, jeśli go nie ściągniesz, nie będziemy mogli się dogadać, a ja nie zobaczę w całości twojej cudownej fryzury.
Uniosłem brwi w górę. Jeśli pochwali moje włosy, to okej, mogę ściągnąć kaptur. Chwyciłem materiał i powoli zsunąłem go z głowy. Wygładziłem włosy, a doktor Donovan uśmiechnęła się do mnie pogodnie.
- Wspaniale. Jesteś fryzjerem? Chciałbyś nim być w przyszłości?
Pokręciłem przecząco głową, nadal się nie odzywając.
- Więc kim chciałbyś być?
- Nie dożyję przyszłości, więc nie ma sensu jej planować - wyszeptałem. 
Kobieta zanotowała coś w zeszycie leżącym na blacie, po czym znów spojrzała na moją twarz.
- A gdybyś nie był w tym miejscu i, na przykład, właśnie byłbyś na studiach. Na jakim kierunku byś był?
- N-nie wiem, ja... Może na dziennikarstwie, a-albo coś w tym stylu.
- Lubisz pisać?
- Nekrologi. Własne.
Donovan uniosła brew w górę i znów coś zanotowała.
- Zaprezentujesz mi jakiś?
- Nie. Nie mam zamiaru opowiadać o mojej śmierci.
- Dobrze, przepraszam - powiedziała.- Przejdźmy dalej. Czym się interesujesz prócz pisania nekrologów?
- Myślę.
- O czym?
- O śmierci.
Pewnie miała już mnie dość. Każdy temat sprowadzał się do śmierci. Nic innego nie przychodziło mi do głowy, a ludzie cenili szczerość, więc nie kłamałem. Mówiłem to, co przyszło mi do głowy i było w pełni szczere. Kobieta chyba postanowiła porzucić ten temat i przeszła do kolejnego.
- Ile masz lat, Kellin?
- Dwadzieścia jeden.
- Ile razy byłeś zakochany?
Zacisnąłem usta w cienką linię i spuściłem głowę. Musiała poruszyć ten temat. Musiała. A ja nie chciałem o tym rozmawiać, bo to było trudne. Vic. Powinien być teraz ze mną, a go nie było. Chciałem czuć, że trzyma mnie za rękę, dając mi przy tym wsparcie. Nie czułem tego. Czułem za to zbierające się w oczach łzy, które następnie spłynęły po moich policzkach i nosie, aby następnie spaść na moją bluzę i  nią wsiąknąć.
- Pięć razy?
Pokręciłem głową.
- Cztery? Trzy? Dwa?
Zacisnąłem palce na krańcu materiału i zacząłem go ugniatać, nadal się nie odzywając i pozwalając łzom spłynąć po mojej twarzy.
- Jeden raz?
Wtedy jeszcze bardziej się rozpłakałem i nie potrafiłem sie uspokoić. Kobieta wyciągnęła z szuflady biurka chusteczki i wręczyła mi całą paczkę. Wyciągnąłem z opakowania jedną, po czym otarłem łzy. Mało to dało, bo ciągle pojawiały się nowe, ale wciąż osuszałem oczy.
- Kim była ta dziewczyna? - zapytała, a ja pokręciłem głową.
- T-to nie t-tak - załkałem.- To b-był mę-mężczyzna-na, j-jestem g-gejem.
Doktor Donovan uniosła brwi w górę i pokiwała głową, znowu coś zapisując.
- Chcesz o tym porozmawiać?
- Nie! - krzyknąłem przez łzy.- Nie chcę, bo wy nic nie rozumiecie!
- Pozwól nam zrozumieć... - zaczęła, ale przerwałem jej głośnym wrzaskiem.
- To wy pozwólcie mi umrzeć! Czy o tak wiele proszę? Po prostu dajcie mi coś ostrego albo... Albo dajcie mi linę i... I koniec - zapłakałem, po czym gwałtownie wstałem z fotela i go przewróciłem, a następnie podbiegłem do drzwi, które chciałem otworzyć, ale był zamknięte, najwyraźniej od drugiej strony. - Daj mi stąd kurwa wyjść! Wypuść. Mnie. Stąd. I. Pozwól. Mi. Umrzeć! - pomiędzy słowami uderzałem pięścią w drewno, nie przestając płakać.
Po chwili, nie wiem skąd, w gabinecie znalazł się wysoki i umięśniony mężczyzna, który spojrzał najpierw na doktor Donovan, która skinęła głową, a następnie na mnie. Chwycił mnie w pasie i przewiesił sobie przez ramię, po czym wyszedł z gabinetu. Nie miałem pojęcia, dokąd mnie niósł, ale nie miałem zamiaru tak po prostu mu ulec. Pięściami okładałem jego silne plecy, ale on zdawał się nic nie czuć.
- P-puść mnie, puszczaj, puszczaj, puszczaj! - wrzeszczałem, wierzgając rękami i nogami. Ludzie będący na korytarzy patrzyli na całą scenę, a ja rozpłakałem się jeszcze bardziej.- Nienawidzę cię! Nienawidzę jej, nienawidzę was wszystkich! Dajcie mi umrzeć, proszę... - dodałem szeptem, bo załamał mi się głos, a ja opuściłem głowę. Po jakimś czasie dotarliśmy na miejsce. O nie. Tylko nie to. Białe pomieszczenie wyściełane na miękko, czyli znak, że oszalałeś i nie można nad tobą zapanować.
- Nie, nie, proszę, nie, ja będę grzeczny, tylko nie izolatka, proszę - zaskomlałem, gdy mężczyzna wsadzał mnie do środka.
Chciałem jeszcze umknąć, ale tamten szybko zamknął masywne drzwi, a ja zostałem sam ze sobą, w pokoju z poduszek. Czy naprawdę byłem nienormalny?
- T-to nie ma sensu...- wyszeptałem i usiadłem na środku pokoju, czekając na cud i pomoc.

18 komentarzy:

  1. POTRZEBUJĘ
    LEKARZA
    :)))))))

    OdpowiedzUsuń
  2. MOJE BIEDACTWO :(((

    OdpowiedzUsuń
  3. Dżogurt... to jest piękne. :'c Puakam sobie... nic...

    OdpowiedzUsuń
  4. Siedze w busie, na dodatek obok kierowcy, ogolem to lzy w oczach i mi zleeeee.
    Kellin jest genialna postacia. Niech Vic tam przyjdzie i zrobi afere o ta izolatke.

    Lynn_PL

    OdpowiedzUsuń
  5. omg ;;;;;;;;;
    ten opis rozmowy z tą lekarką <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeju. Biedny Kellin... :( Szkoda mi go strasznie. A o Vicu się nie wypowiem, bo go zwyzywam XDD czekam na nexta :3

    OdpowiedzUsuń
  7. COCOCOCOCOCOCOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO. ALE JAK NIE WGL STAPH IT JAK MOGŁAŚ WSADZIĆ KELLINA DO IZOLATKI!!!!!!!!!!!!! :| A VIKTUR WCIĄŻ JEST DEBILNYM SUKINSYNEM :| EH ;-;

    OdpowiedzUsuń
  8. Szkoda mi napaprawdę kellina ;( taka tragiczna postać... bardzo jestem ciekawy co będzie dalej. Ogólnie masz świetny blog, dużo się tu dzieje. Zauważyłem, że nie zdarza ci się pisać o niczym, czyli nie zanudzasz nas niepotrzebnymi info. Naprawdę, masz talent c:
    Miki

    OdpowiedzUsuń
  9. Biedny :c jakaś sucz Go kazała zamknąć...niech sama się tam do kurwy nędzy zamknie...szkoda że Vic znów tam przyjdzie do tego palanta...ehh i szkoda też że Vic nie był u Kellina...ale tak to fajnie.(n i e n a w i d z e f u e n c i a d o )...

    OdpowiedzUsuń
  10. czuję jak moje serce rozpada się na miliony kawałeczków.. /cookiexo666

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeejciaaa :C Taak smutno :C Mam nadzieję, że mu się polepszy i będą znowu szczęśliwą parą ♥ Ale izolatka, serioooo ? :C/ MrsMetalowa

    OdpowiedzUsuń
  12. Vic...........
    Kellin..............
    matko..........
    izotatka................
    Kellin................
    Vic.................
    jezu................
    Dżogurt......................
    no kurwa............ tylko tylę moge powiedzieć.......
    matko...........
    @NoOtherHope

    OdpowiedzUsuń
  13. Hehehhehehehe.

    Kocham Cię i nienawidzę jednocześnie.
    Kocham, bo piszesz takiego wspaniałego Kellica.
    Nienawidzę, bo stworzyłaś takiego parszywego Jaimie'go, który wszystko zepsuje no... ;_;
    No. ;_;

    Czekam na kolejny, kiedy możemy się go spodziewać? ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weekend, jeśli będę mieć dostęp do komputera, a jeśli nie wtedy, to w poniedziałek rano.

      Usuń
  14. często mam wrażenie, że ja też trafię do psychiatryka. Końcówka była mistrzowska. Czy ludzie na prawdę nie rozumieją, że wsadzanie do izolatki nic nie daje? Przynajmniej ja tak słyszałam. W Polsce większość psychiatryków jest hujowych. Ludzie ci nawet nie chcą pomóc... "Przecież tylko chciałem się zabić, jestem normalny." - ile razy ja tak myślałam... A poza tym: duwdasudasgyudgcsauyycvasu OMG OMG OMG OMG OMFG ;-; łaaaaj ???!!!

    OdpowiedzUsuń
  15. Kurde, Kellin cierpi i potrzebuje Vic'a, a ten imprezuje i pieprzy się z Jaime'im, drań ;_; Czekam na VI <3 Cudnie piszesz, jak zawsze ;3 //@blush244

    OdpowiedzUsuń
  16. Jezu to jest boskie, piszesz tak porywająco i uczuciowo och tez chce tak umieć :< Boże biedny Kellin i Vic, on musi do niego jechać, bo inaczej ja tez wyląduje w psychiatryku ej

    OdpowiedzUsuń
  17. Mogę do izolatki? Do Kellina? Będziemy tam obaj siedzieć... bo nie ma Vica :< czemu?? No powiedz... czemu on musiał iść do pieprzonego Jamiego?!

    OdpowiedzUsuń