czwartek, 12 września 2013

III

Przepraszam, że krótko, ale jest u mnie źle, więc przepraszam. Przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale ostatnio nie myślę trzeźwo.
Endżoj.
________________________
Przez całą noc myślałem o słowach Kellina. Nie były one puste, mogłem usłyszeć prawdę w jego słabym głosie. Zresztą, dlaczego miałby mówić to wszystko od niechcenia? Na pewno coś w tym było. Jak mogłem wpłynąć na decyzję o jego życiu? O przedłużeniu jego egzystencji? To wywnioskowałem - chciał żyć, dla mnie. Czy to nie znaczyło, że jednak mnie kochał i chciał, żeby wszystko wróciło do normy, ale nie był na tyle silny, żeby samemu to zrobić? Musiałem mu pomóc i nawet jeśli Kellin będzie mnie odtrącał, co jest bardziej niż pewne, nie poddam się. Kocham go, on mnie pewnie też. Teraz potrzebuję czasy, który powinien być moim sprzymierzeńcem, ale nie byłem pewien, czy pół roku starczy mi na wyleczenie Kellina z głębokiej depresji. Cóż, nie wiedziałem, czy miał ją stwierdzoną, ale na pewno był załamany, a moje serce pękało na tysiące kawałków, gdy widziałem go w takim stanie. Zakochany człowiek nie widzi wad swojego zakochanego, a jego mózg wcale nie pomaga mu ich zauważyć. Tak było w moim przypadku. Kelin nadal był dla mnie idealny. To z nim chciałem być i moje uczucie do niego nie zgasło ani na chwilę przez czas rozłąki. Nadal nie porozmawiałem na jego temat z Addie, która na pewno wie, co działo się z nim przez te cztery lata. Musiałem wiedzieć, jakie tematy mogłem z nim poruszyć, a jakich lepiej uniknąć. Tu nie chodziło o te głupie badania, które i tak będę musiał wykonać. Tu chodziło o Kellina. Mojego Kellina.
Rano czułem się jak po wojnie, którą tak naprawdę toczyłem z własnymi myślami. Byłem zmęczony, bo sen był mi potrzebny, a ja nie spałem całą noc. Chciałem porozmawiać dzisiaj z Addie, bo potrzebowałem informacji na temat Kellina, żeby jakoś do niego dotrzeć. Jak to zrobię, nie mam pojęcia, dlatego muszę najpierw dogadać się z terapeutką. Jeśli nie zasnę podczas spotkania, będzie cudownie. Wygramoliłem się z łóżka i poszedłem do łazienki. Potrzebowałem zimnego prysznica, żeby się rozbudzić i zacząć normalnie funkcjonować. Ściągnąłem spodnie od piżamy i wszedłem pod prysznic. Z słuchawki popłynęła chłodna woda, a ja nieco wzdrygnąłem się przez jej temperaturę, ale postanowiłem jej nie zwiększać. Obudź się, Fuentes. Stałem pod strumieniem chyba z dziesięć minut i miałem wrażenie, że zasypiam na stojąco. Trwałem chyba w półśnie. Wyszedłem spod prysznica, ściągnąłem ręcznik z wieszaka i owinąłem nim swoje biodra. Z moich włosów nadal skapywała woda, której krople osiadały na mojej klatce piersiowej i brzuchu, aby następnie spłynąć w dół i wsiąknąć w ręcznik oplatający moje biodra. Wszedłem do sypialni, gdzie podszedłem do szafy i zacząłem szukać jakiejś koszuli i spodni. Gdy byłem w połowie poszukiwać, zadzwonił mój telefon, na którego sygnał przekląłem pod nosem soczystym, hiszpańskim "mierda". Podszedłem do etażerki, na której leżała komórka i spojrzałem na wyświetlacz. Jason. Postanowiłem odebrać, bo co jeśli to będzie coś ważnego?
- Tak słucham? - westchnąłem, podchodząc do szafy i wyciągając z niej parę spodni.
- Mam nadzieję, że cię nie obudziłem, Vic? - usłyszałem głos Jasona.
- Już dawno nie śpię - w ogóle nie spałem, ale to tylko mały szczegół.
- To dobrze. Mam pytanie. Będziesz dzisiaj w biurze? Mam trochę papierów, które musiałbyś odebrać. Nie wiem, czy są ważne, ale dotyczą ciebie i twojej pracy, więc powinny być u ciebie, a nie u mnie.
Nie chciałem jechać dzisiaj do biura. Miałem zamiar odwiedzić tylko szpital, który znajdował się w innej części miasta. To było zupełnie nie po drodze.
- Czy muszę przyjechać po to dzisiaj?- zapytałem.- Niedługo wychodzę i zabieram się do pracy, a szpital znajduje się zupełnie gdzieś indziej, więc nie wiem, czy uda mi się wstąpić do biura.
- Co ty na to, żebyś odebrał te papiery wieczorem?
- W biurze?
- Nie. Podam ci adres, gdzie będziesz mógł je odebrać. Wezmę dokumenty do siebie, ale dam je sąsiadowi, żeby je przechował, bo niestety, wieczorem będę musiał wyjść. Odebranie od niego dokumentów nie będzie problemem? - zapytał uprzejmie.
- Oczywiście, że nie.
- Cieszę się, że się dogadaliśmy. Do usłyszenia.
Mruknąłem coś pod nosem i szybko się rozłączyłem, rzucając telefon na łóżko. Chwyciłem bokserki, które na siebie nałożyłem, uprzednio odrzucając ręcznik na bok. Po chwili byłem już gotowy do wyjścia. Kierunek: kawiarnia, a potem szpital. Nie dam rady funkcjonować bez kofeiny.

Wszedłem do miedzianego budynku z dużym latte w dłoni i niemal od razu wpadłem na Addie, któa przeglądała jakieś dokumenty.
- Witaj Vic - uśmiechnęła się do mnie pogodnie, a ja odwzajemniłem uśmiech i upiłem łyk kawy.- Mam zaprowadzić cię do jakichś pacjentów, czy może chcesz porozmawiać z Kellinem? Słyszałam, że wczoraj nie doszliście do porozumienia i znów nie wyszło.
- Dla odmiany, chciałbym porozmawiać z tobą - powiedziałem, a kobieta przekrzywiła nieco głowę, patrząc na mnie z zaciekawieniem w swoich niebieskich oczach.- Na temat Kellina.
- Och, cóż...- zmarszczyła brwi i skinęła po chwili głową.- Nie ma problemu. Co powiesz na to, żebyśmy porozmawiali w ogrodzie?
Pokiwałem głową i zacząłem iść za Addie, która ruszyła z miejsca. Jeszcze nie byłem w ogrodzie, a jako że na dworze było bardzo przyjemnie, niż nie stało na przeszkodzie, żeby rozmowa odbyła się właśnie tam. Przeszliśmy na tyły budynku, gdzie weszliśmy w jeden z bocznych korytarzy. Na jego końcu znajdowały się duże drzwi, w których stronę szliśmy. Addie otworzyła je i uderzyły mnie ciepłe promienie słoneczne, które obmywały moją twarz. Rozejrzałem się po ogrodzie i uśmiechnąłem się lekko. Nie było to duże miejsce, ale wystarczyło dla pacjentów, terapeutów i gości. Gdzieniegdzie stały wysokie drzewa, z ziemi wyrastały zadbane krzewy i pojedyncze kwiaty, a na samym środku znajdowała się średnia fontanna. Pod drzewami stały ławki, na których siedzieli inni ludzie korzystający z natury w samym środku Nowego Jorku. podeszliśmy do wolnej ławki i usiedliśmy na niej.
- Tak więc, co chciałbyś wiedzieć o Kellinie?
Zastanowiłem się chwilę. Nie miałem pojęcia, czy Addie obowiązywała jakaś tajemnica zawodowa, czy coś w tym stylu. Nie chciałem być wścibski, ale jednocześnie pragnąłem dowiedzieć się jak najwięcej. Upiłem dwa łyki kawy i westchnąłem głośno.
- To, co możesz mi powiedzieć - odparłem.- Może coś o jego przeszłości, jeśli coś o niej wiesz?
Addie założyła kosmyk włosów za ucho i zaczęła mówić:
- Nie wiem zbyt wiele, bo sam Kellin nie chciał o sobie mówić. Jest u nas dwa lata, wcześniej był w szpitalu w Detroit, ale nie dawali sobie z nim rady, dlatego przeniesiono go tutaj.
- Dlaczego nie dawano sobie z nim rady?
- Był załamany, w jego głowie musiały dziać się różne rzeczy, bo albo płakał,  albo krzyczał, albo histerycznie się śmiał. Przed jego trafieniem do szpitala w Detroit, znaleziono go zakrwawionego przy jednej z krajowych dróg. Nie mam pojęcia, w jaki sposób doszedł tak daleko z tak osłabionym i pozbawionym krwi organizmem. Nikt tego nie wie. W każdym razie, próbował wtedy popełnić samobójstwo, poprzez podcięcie sobie żył. Ktoś go znalazł i uratował, a Kellin trafił do szpitala.
- Mówił kiedyś, dlaczego chciał się zabić? - zapytałem nerwowo, upijając kolejny łyk.
- Nie wiem, co wydarzyło się przed jego przybyciem do Detroit - Addie pokręciła głową i zacisnęła usta w cienką linię.- Nic nie mówił. Jest bardzo zamknięty w sobie. Nikt go nigdy nie odwiedza. Jest sam. Nie ma nikogo.
Schyliłem głowę i próbowałem stłumić łzy, które same cisnęły mi się do oczu. Nadal miałem wrażenie, że to moja wina. Po części tak było. W końcu się przemogłem i ponownie się wyprostowałem, a mój wzrok spoczął na Addie.
- Kellin, on...- mówiła dalej.- Od dwóch lat nie wychodzi z budynku. Siedzi w ciemnym pokoju, najczęściej pod kołdrą. Czasem uda mi się go wyciągnąć do bufetu, ale tylko wtedy, gdy obiecam mu dużą kawę i paczkę papierosów. To na pewno najciekawszy przypadek, z jakim przyszło mi pracować.
Mi też, cisnęło mi się na usta, ale stwierdziłem, że raczej nie powinienem tego mówić. Zamiast tego skinąłem głową i wypiłem kawę do końca.
- Swoją drogą, dlaczego się nim interesujesz? - zapytała mnie, przekrzywiając głowę tak jak na początku.
- Po prostu...- zacząłem niepewnie, myśląc nad jakąkolwiek wymówką.- Chcę wiedzieć, z kim mam pracować. Zależy mi, żeby rozmawiać akurat z Kellinem, a nie z jakąś inną osobą. Zaintrygował mnie.
- To zrozumiałe - Addie pokiwała głową.- Chcesz się z nim spotkać?
Chwilę się zawahałem, ale w końcu odpowiedziałem twierdząco i podnieśliśmy się z ławki. po drodze wyrzuciłem pusty kubek do kosza na śmieci. Weszliśmy do środka i od razu udaliśmy się w stronę wind.
- Poradzisz sobie sam? mam parę spraw do załatwienia i niestety się nie rozdwoję - powiedziała, a ja skinąłem głową i wsiadłem do windy, która pojawiła się na parterze.
Po kilku chwilach stałem już przed drzwiami Kellina. Co jeśli znów na mnie nakrzyczy, znów mnie o coś oskarży i wykrzyczy mi w twarz, że nie chce mnie znać? Tego się obawiałem. Odrzucenia. Zapukałem kilka razy w drzwi i czekałem na jakikolwiek odzew. Po chwili usłyszałem po drugiej stronie drobno stawiane kroki, a małej szparze między framugą a uchylonymi drzwiami - niebiesko-zielone oko.
- Hej - wyszeptałem.
- hej - odparł chłopak, jeszcze ciszej niż ja, jeśli to w ogóle było możliwe.- Co tu robisz?
- Chcę z tobą porozmawiać.
- Nie mamy tematów do rozmów.
- Owszem, mamy.
Kellin zamrugał kilka razy, po czym otworzył nieco drzwi, pozwalając mi przy tym wejść do środka. Szybko wślizgnąłem się do pokoju i zamknąłem za sobą drzwi. Było tu jak w jaskini, cicho i ciemno.
- Mogę podnieść żaluzje? - zapytałem, gdy Kellin usiadł na łóżku i okrył się kocem jak płaszczem.
- Nie.
Powoli podszedłem do łóżka, na którym usiadłem. Oczywiście, nie za blisko Kellina, który nadal nie czuł się komfortowo w moim towarzystwie. Opatulił się kocem jak małe dziecko i patrzył na mnie przerażonym wzrokiem.
- Powiesz mi, co się działo, gdy wróciłeś do domu z Meksyku? - zapytałem wolno, nie spuszczając z niego wzroku.
- Nie.
- W ten sposób nigdy się nie dogadamy.
- Dlaczego ci zależy? - wyszeptał.
Dlaczego mi zależy? Mógłbym od razu mu powiedzieć, dlaczego mi zależy! Było pełno powodów, dlaczego mi na nim zależy, ale i tak wszystkie sprowadzały się do jednego.
- Bo nadal cię kocham - odparłem cicho.
Kellin zamrugał kilka razy oczami i nałożył koc na głowę. Jeśli w tej pozycji czuł się bezpiecznie, niech siedzi. Przecież nie mogę mu zabraniać, prawda?
- O-ojciec...- zaczął niepewnie, patrząc na mnie uważnie.- Ojciec, on... On nie ma syna.
Przybliżyłem się do niego i gdy zobaczyłem, że się ode mnie odsuwa, pojawiła się we mnie mała iskierka radości.
- N-nie wypuszczał mnie z-z d-domu i... Z-znęcał się nade mną p-psychicznie i... F-fizycznie też, a ja... Ja nie chciałem czuć tego bólu, Vic. Nie chciałem.
Znów się przybliżyłem i byłem na tyle blisko, żeby chwycić jego rękę, ale to nadal było za szybko.
- I g-gdy s-skończyłem osiemnaście lat, wyrzucił mnie z domu.
- Mogę cię przytulić? - zapytałem.
Kellin pokręcił głową i bardziej opatulił się kocem. Nadal się bronił.
- N-nie chcę już o tym mówić - wydukał, a ja skinąłem twierdząco głową, dając mu przy tym znak, że doskonale go rozumiem.
I tak osiągnąłem spory sukces. Rozmawiałem z nim, już co nieco o nim wiedziałem i musiałem stawiać ostrożne kroki, aby przejść na kolejny poziom. Wydaje mi się, że teraz przeniosłem się trochę dalej. To było wspaniałe uczucie, ale jednocześnie bardzo smutne. Kellin powoli zaczynał mi ufać.
- Daj sobie pomóc - zacząłem spokojnie.- Zacznij jeść, wyjdź na świeże powietrze, wpuść trochę słońca do pokoju. Dlaczego nie odsłonisz żaluzji?
- Sam je odchyl i się przekonaj.
Wstałem z łóżka i podszedłem do okna. Nieco uniosłem żaluzje i zmarszczyłem brwi. Kellin miał piękny widok na miasto, tylko że przez grube kraty. Wtedy zrozumiałem, dlaczego nie chciał na nie patrzeć.
- Dlaczego masz w oknach kraty? - zapytałem, zasuwając żaluzje z powrotem w dół.
- Założyli je po tym, jak chciałem skoczyć.
Serce podeszło mi do gardła i rozchyliłem nieco wargi. Cholera, było źle. Nie wiedziałem, w jaki sposób Kellin po raz drugi chciał popełnić samobójstwo, ale chciał to zrobić, co było dla mnie jednoznacznym znakiem, że było z nim źle i naprawdę potrzebował pomocy.
- Kells, nie rób tego więcej - powiedziałem.
- Już nie mogę, bo wstawili kraty.
- Mówię ogólnie - westchnąłem i do niego podszedłem, może trochę za blisko i za szybko, bo Kellin skulił się i chwycił mocniej swój koc.- Nigdy nie próbuj popełnić samobójstwa, dobrze? Obiecaj mi.
- A co jeśli będzie tak źle i nie będę potrafił znaleźć innego wyjścia z tej sytuacji? - mruknął.
- Porozmawiaj z kimś. Z Addie, z innymi terapeutami... Ze mną.
Kellin spojrzał na moja twarz i zamrugał kilka razy.
- Kocham cię - wyszeptał.- Ale boję się tego narkotyku, jakim jest miłość.

Wieczorem podjechałem pod apartamentowiec, gdzie mieszkał Jason i miałem odebrać dokumenty od jego sąsiada. Byłem w znakomitym humorze. Powiedział, że mnie kocha. Powiedział to. Właśnie na to czekałem, chciałem usłyszeć to z jego ust. Może i nadal się bał i trzymał mnie na dystans, ale kochał mnie. Szanowałem jego zachowanie. Był chory, miał prawo tak reagować. Osobie, którą się kocha, wybacza się wszystko.
Stanąłem przed odpowiednimi drzwiami i zadzwoniłem do drzwi. Musiałem poczekać dłuższą chwilę, aż w końcu drzwi się otworzyły.
- Dobry wieczór, mam te dokumenty, które...- mężczyzna przerwał i spojrzał na mnie tak samo zdziwionym wzrokiem jak ja na niego. Kurwa jasna, jestem tu dopiero czwarty dzień, a spotykają mnie przygody niczym z kreskówki.- V-Vic?
Och ten Jaime. Zawsze dziwnie okazywał zdziwienie.

18 komentarzy:

  1. o boże to jest asdfghjkl ;-;
    tak piękne i jezuu ;-;
    Olson.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co jaki Jaimie, co.
    Ada, skąd Ty bierzesz te pomysły? XD
    + kto jest chory i zaczął piszczeć zdzierając sobie głos kiedy Kells powiedział, że kocha Victura?
    OMG, KC OMG

    OdpowiedzUsuń
  3. A kij, pomecze sie dla ciebie z tym netem.
    Swietnie wyszlo, juz pisalam o tym. Od Vica chyba ci terapeuci powinni sie uczyc, bo szybko wyciagnal z Kellina wszystko,co najwazniejsze, od razu moze go zrozumiec, a oni nadal nic o nim nie wiedza. Fakt, Vic go znal wczesniej, ale... No trzeba przyznac, ze szybciej doszedl do tego czemu siedzi w ciemnym pokoju.
    A ten Jaime.. Beda dramy, zawsze z bylymi Vica sa dramy xd dziwne mial on zycie uczuciowe, oj dziwne. Najpierw Clara, potem Kellin, teraz ten.. Chyba to on ma powod zeby skakac z okna a nie Kells xd
    Ciesze sie, ze troche sie oderwalas od wszystkiego piszac ten rozdzial. <3
    I wiesz co? Lubie takiego Kellina. Jak jest taki przerazony, chowa sie.. Swietnie oddajesz jego uczucia, brak zaufania do swiata i wgl. Pisz tak dalej, pleaaase.

    Lynn_PL

    OdpowiedzUsuń
  4. Dżogurt jesteś genialna, mam nadzieje, że wyjdziesz z tego i będzie lepiej, kc, ily <3 @Olixpop

    OdpowiedzUsuń
  5. Ejj Jamie był z the deal :"v ale powiedzial ze go kocha iiiiiiip xDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaime jest praktycznie w każdym fan fiction związanym z Victorem, soł...

      Usuń
    2. No też racja xD

      Usuń
  6. OMÓJBORZE. TEN ROZDZIAŁ TO.... OMG. KELLIN WCIĄŻ KOCHA VICA, TAK TROCHĘ SIĘ SPODZIEWAŁAM ALE JAIME DO CHUJA. NO NIE. ZAŁOŻĘ SIĘ ŻE BĘDZIE CHCIAŁ Z VICIEM TEN I WSZYSTKO SIE ZJEBIE ZANIM SIE NAPRAWI :C ~MISIA

    OdpowiedzUsuń
  7. Boże ten rozdział jest hhtagoydkjdfvtdhndhkdig
    Taki właśnie zajebisty a ja Cię kocham ♥♥♥
    Jesteś geniuszem :>
    Czaisz?

    OdpowiedzUsuń
  8. JEZU JAIMIE COOCOCOCOOCOCOCOCOOCOCOCOOCOCOCO
    /@wyruchamcie

    OdpowiedzUsuń
  9. no to tak zaczęłam czytać nie dawno i się zakochałam ot tak piszesz niesamowicie każdy rozdział jest ciekawy i bardzo wciąga nie mogę się doczekać następnych rozdziałów i oby pojawiły się szybko : )
    .S. Życzę szczęścia ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. pół dnia czytałam tego Kellica, jezu taki ryczing ;_; nigdy wcześniej nie czytałam żadnego Kellica, czym ja byłam :x omgomgomg najlepsze ff na świecie KC <3 /cookiexo666

    OdpowiedzUsuń
  11. ryczing jeju <3 Kocham Cię Dżogurt, wszystko będzie dobrze. <3 Jesteśmy tu dla Ciebie, wiesz? Trzymaj się. <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Wyczuwam dramę bo Jaime :3
    wgl... to jak opisujesz Kellina to po prostu magia, od razu przed oczami staje mi obraz takiego wychudzonego, bladego Kellsa...
    Dżogurt, trzymaj się, będzie dobrze, zobaczysz. Trzymam kciuki najmocniej jak mogę, zeby się ułożyło.
    @NoOtherHope

    OdpowiedzUsuń
  13. omg jak Ty to pięknie opisałaś <3 ej to tak chwyta za serce, że ojeju, ej rzadko kiedy czytam coś tak poruszającego ej no masz talent serio. btw przezywałam swoją osobistą dramę, bo nie miałam neta przez 2 tygodnie(dla tekiego nołlajfa jak ja to katastrofa.........) i od razu pierwszą rzeczą którą zrobiłam to weszlam na tego kellica omg i taki rodział XD

    OdpowiedzUsuń
  14. Dżogurt, mimo tego, że tego Kellica wstawiłaś już dawno to ja i tak jaram się nim do dzisiaj, kc :*

    OdpowiedzUsuń