czwartek, 5 września 2013

I

Powracamy z sequelem. Od razu mówię, że nie wiem jak często będę dodawać rozdziały, bo polazłam do liceum i zaczyna się zapierdalanka ;_; Tak czy siak, endżoj to, co macie *złowieszczy śmiech*
______________________________
Siedziałem przy biurku w firmie, w której pracowałem i szybko stukałem palcami w klawisze na klawiaturze. Na ekranie pojawiał się wyrazy, do których czasem musiałem dodać jakiś diagram czy rysunek. To było nużące, ale już się do tego przyzwyczaiłem. Co może być ciekawego w ciągłym uzupełnianiu danych i statystyk? Mogłem wyjść na ulicę i zająć się badaniem społeczeństwa, ale nie. Postanowili uziemić mnie w biurze i kazać odwalać najgorszą robotę z możliwych. Ktoś musiał to robić. Padło na mnie. Mogłem iść na jakiś kierunek, gdzie nie siedziałbym w miejscu, ale jaki głupi wybrałem socjologię i utkwiłem w biurze. Podparłem głowę o rękę, która byłą ugięta w łokciu opierającym się na biurku. Moje stanowisko pracy to czysty chaos. kubki po kawie, stosy papierów, rozpisane długopisy, zdjęcia... Zdjęcia. Były tu tylko dwa, w osobnych ramkach, stały po dwóch stronach monitora. Jedno przedstawiało moich rodziców i brata. Rodzina była dla mnie bardzo ważna, ale niestety, rzadko ich widywałem. Stąd ta fotografia, żeby mieć ich nadal przy sobie. Drugie zdjęcie, huh... Czasami miałem ochotę się rozbeczeć, gdy na nie patrzyłem, bo przypominały mi się stare czasy i moment, w którym tak bardzo spieprzyłem sprawę. Na drugiej fotografii byłem ja, z bladym chłopakiem o jasnych oczach i ciemnych, idealnie ułożonych włosach. Obaj uśmiechaliśmy się wesoło, a w naszych oczach można było zauważyć iskierki. Nie widziałem go trzy lata. Trzy jebane lata, podczas których nie było dnia, kiedy bym o nim nie myślał. Nie widzieliśmy się przez ten czas. Nie rozmawialiśmy. Nie dawaliśmy o sobie żadnych znaków życia. A jednak, nadal go kochałem. Nie miałem pojęcia, gdzie teraz mieszka, uczy się, może pracuje. Jak potoczyły się losy z jego rodziną? Czy on o mnie myśli? Czy wiedzie lepsze życie? Zacisnąłem dłonie w pięści, gdy moją głowę ponownie ogarnęły myśli o nim. Teraz nie będę mógł się skupić. Pięknie. Na siłę chciałem kontynuować pracę, ale wiedziałem, że nie dam rady, dlatego wstałem z fotela i wyszedłem z gabinetu. Skierowałem się do biurowej kafejki. Musiałem dostarczyć organizmowi kolejną dawkę kofeiny. Która to dzisiaj? Trzecia? Przy godzinie dwunastej? Wszedłem do odpowiedniego pomieszczenia i poprosiłem pracownicę o duże cappuccino. Poluzowałem krawat i odebrałem kawę, po czym usiadłem przy stoliku na uboczu i powoli zacząłem sączyć mój napój.
- Fuentes, tu jesteś - usłyszałem kobiecy głos i westchnąłem głośno, gdy go rozpoznałem. Tylko nie ona. Uniosłem wzrok, który padł na elegancką kobietę około czterdziestki, w czarnej ołówkowej sukience i na dwunastocentymetrowych szpilkach. Wyglądała dumnie i w rzeczywistości taka była. Moja przełożona. Tak bardzo jej nie lubiłem.- Którą kawę już pijesz? Cały czas widzę cię z kawą, to podchodzi pod uzależnienie.
- Każdy jest od czegoś uzależniony, pani Cobo - wzruszyłem ramionami, upijając łyk kawy.
- Do rzeczy, Fuentes - powiedziała stanowczo Cobo (na imię miała Mercedes, ale wolałem zwracać się do niej po nazwisku).- Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia.
Odłożyłem filiżankę na stół i spojrzałem na nią pytająco. Cóż, byłem ciekaw, bo nigdy wcześniej nie proponowała mi niczego interesującego. Nie miałem pojęcia, dlaczego łudziłem się, że tym razem będzie inaczej. A jednak, miałem dobre przeczucie.
- Jako że nasza firma zaczęła współpracować ze Stanami Zjednoczonymi, potrzebuję kogoś rezolutnego i błyskotliwego, kto mógłby tam polecieć i przeprowadzić badania społeczne.
Uniosłem brew w górę. I ona prosi o to mnie? To dopiero była wiadomość! Cieszyłem się, naprawdę, bo w końcu mogłem ruszyć cztery litery z fotela i zająć się czymś ciekawszym.
- Dlaczego akurat ja? - zapytałem, upijając kolejny łyk kawy.
- Idealnie władasz językiem angielskim, jakby to był twój ojczysty. Dobrze dogadujesz się z ludźmi. Masz głowę na karku. Będziesz idealny do tej pracy.
Uśmiechnąłem się do niej lekko. Wow, nie przypuszczałem, że miała o mnie tak dobrą opinię. Może ją polubię.
- Plan jest taki - zaczęła, po czym odchrząknęła i założyła włosy za ucho.- Pojedziesz do pięciu dużych miast w Stanach, a mianowicie do Nowego Jorku, Chicago, Houston, Seattle i Los Angeles. W miastach tych znajdują się filie naszej firmy, będziesz donosił raporty o swoich badaniach. Oczywiście, będziesz musiał sam je opracować, ale to nie stanowi dla ciebie większego problemu, prawda, Fuentes?
- Oczywiście, że nie - pokręciłem głową, bo byłem przyzwyczajony do papierkowej roboty.- Gdzie dokładnie mam przeprowadzać badania? Z kim?
- W przeróżnych miejscach publicznych, głównie z ludźmi młodymi, ale to zależy od rodzaju badań. Niektóre mogą dotyczyć osób starszych, niektóre dzieci, więc to logiczne, że będziesz rozmawiać z osobami w odpowiednim wieku.
- Mam jakiś limit czasowy?
- Maksymalnie pół roku w jednym mieście, nie więcej, Fuentes. Będziemy dostawać raporty na bieżąco, tak więc myślę, że będziesz mógł zadomowić się w Stanach.
- Co z wizą? Mieszkaniem?
- Wizę załatwiła ci firma, mieszkania również. Myślę, że w przyszłym tygodniu możesz już jechać.

W Stanach spędziłem na razie rok. Zacząłem od zachodu i powoli przemieszczałem się na wschodnie wybrzeże, aby zakończyć swoją wyprawę w Nowym Jorku. W Los Angeles byłem tylko miesiąc, bo stwierdziłem, że niczego nowego się nie dowiem i nie warto tu dłużej siedzieć. Do tego trzy razy mnie okradziono i miałem dość. Później pojechałem na północ, do Seattle, gdzie spędziłem trzy miesiące. Miałem tam trochę więcej pracy, stąd mój dłuższy pobyt. Później pojechałem do Chicago, następnie do Teksasu, do Houston i w końcu wylądowałem w Nowym Jorku. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie próbowałem szukać Kellina. Szukałem w internecie, dzwoniłem na jego stary numer, ale nie mogłem znaleźć żadnego tropu, który by mnie do niego zaprowadził. Jakby rozpłynął się w powietrzu. 
Wszedłem do swojego nowego apartamentu w centrum miasta i uśmiechnąłem się do siebie. To był chyba najbardziej luksusowy i najlepszy apartament, jaki otrzymałem w ciągu tego roku. Życie w Stanach nie należało do najgorszych. Wystarczyło trafić na dobrych ludzi. Zawarłem tu kilka przyjaźni, ale nie miałem zamiaru się z nikim wiązać. Gdy byłem zdesperowany seksualnie, czasem pokusiłem się o jakąś przygodę na jedną noc, ale nie zdarzało się to często. Nie byłem aż tak niewyżyty.
Zacząłem się rozpakowywać i mój uśmiech stawał się coraz szerszy, gdy odkrywałem kolejne zalety mojego apartamentu. Miałem widok na Nowy Jork, a mianowicie na Central Park. Będę miał gdzie biegać rano. Na tarasie było jacuzzi, niewielkie, ale w zupełności mi wystarczyło. Apartament był umeblowany w nowoczesnym stylu. Gdy byłem w trakcie rozpakowywania kolejnej torby, zadzwonił telefon w tylnej kieszeni moich spodni. Sięgnąłem po niego i na wyświetlaczu zobaczyłem nieznany numer.
- Tak słucham? - odebrałem i zacząłem chodzić po pokoju.
- Victor Fuentes? - usłyszałem męski głos.
- Tak, ale proszę mówić na mnie Vic, jeśli łaska.
- Proszę o wybaczenie, Vic - powiedział mężczyzna uprzejmym tonem.- Z tej strony Jason Richards, będę twoim współpracownikiem oraz, można powiedzieć, przewodnikiem podczas twojego pobytu w Nowym Jorku. 
- Dziękuję. O której muszę zjawić się jutro w biurze? 
- Około jedenastej. 
- Będę. Wtedy porozmawiamy na spokojnie. Jestem w trakcie rozpakowywania, tak więc...
- Rozumiem i już nie przeszkadzam. Do zobaczenia jutro.
- Do zobaczenia.
Schowałem telefon do kieszeni i wróciłem do chowania ubrań do szafy. Jason wydawał się kompetentnym człowiekiem. Lubiłem takie osoby, bo miło się z nimi pracowało. W Chicago na przykład, musiałem współpracować z tak irytującą kobietą, że aż chciałem złapać ją za gardło i udusić. Jednak wytrzymałem tam kilka miesięcy i nawet się z nią nie pożegnałem. Rozpakowywanie zajęło mi trochę czasu i byłem zbyt zmęczony, żeby robić cokolwiek innego. Dlatego wziąłem szybki prysznic, przebrałem się w bokserki do spania i położyłem się do łóżka o królewskich rozmiarach, Tak to ja mogę żyć...

Obudziłem się o ósmej, a raczej to budzik mnie obudził, bo sam nie dałbym rady wstać tak wcześnie. Musiałem się oporządzić i bezpiecznie dojechać do biura. Nie wiedziałem, gdzie dokładnie się znajdowało. Po prostu dostałem adres i "radź sobie sam". Przynajmniej firma wynajęła mi samochód, abym mół swobodnie poruszać się po mieście. Gdy załatwiłem wszystkie łazienkowe sprawy, ubrałem koszulę, ciemne jeansy i trampki. Może i miałem dwadzieścia osiem last, ale nie mogłem znieść formalnych ubrań. Czasem zakładałem krawat, marynarkę, gdy było zimniej, ale teraz, gdy na dworze było dwadzieścia pięć stopni, bo mieliśmy sierpień, postanowiłem jedynie podwinąć rękawy koszuli do łokci. Wyszedłem z apartamentu i skierowałem się ku windzie, którą przywołałem. Zamiast guzika parteru, nacisnąłem "parking", bo najpierw musiałem odebrać stamtąd samochód. Zjechałem w dół, podszedłem do odpowiedniego miejsca parkingowego i aż otworzyłem oczy ze zdziwienia. Stało przede mną nowe BMW, takie, jakie reklamują w telewizji, ale nikogo na nie nie stać, więc nikt go nie kupuje. Obok niego stał wysoki Afroamerykanin. 
- Victor Fuentes?
- Vic - poprawiłem go.- Tak, to ja.
- Oto kluczyki i dokumenty - wręczył mi wszystkie przedmioty, a ja skinąłem głową. Czułem się przy nim taki malutki.- Miłego pobytu w Nowym Jorku.
Podziękowałem szybko, a mężczyzna poszedł w stronę windy. Ja wsiadłem do samochodu, schowałem dokumenty do schowka, a kluczyki wsunąłem do stacyjki. Nigdy w życiu nie byłem w tak drogim samochodzie. Tu nawet nie było skrzyni biegów, auto samo wyczuwało, jaki bieg ma wrzucić, w zależności od osiąganej prędkości. Cholera. Włączyłem GPS i wyszukałem adres biura, w którym będę pracował. Pół godziny przy aktualnym ruchu. Nie było źle.
- No to jedziemy - powiedziałem sam do siebie po hiszpańsku, po czym ruszyłem z miejsca i wyjechałem z parkingu. Samochód tak lekko jechał, że równie dobrze mogłem trzymać kierownicę jednym palcem i zupełnie się zrelaksować. Komfort jazdy.
Ruch był spory i GPS od nowa wyliczył, że trasa zajmie mi więcej czasu. W końcu to duże miasto, ludzie jechali do pracy. Chodniki był zatłoczone, wszyscy się śpieszyli. Spojrzałem na zegarek na GPS. Dziesiąta. Zdążę podjechać jeszcze po jakąś kawę. Po drodze rozglądałem się za jakąś kawiarnią, aż w końcu zobaczyłem Starbucksa i zaparkowałem przed nim samochód. Kupiłem sobie najzwyklejsze, ale największe latte, po czym wsiadłem z kubkiem z powrotem do auta. Sącząc spokojnie kawę, jechałem do biura. GPS był nieomylny. Dojechałem o dziesiątej pięćdziesiąt sześć, tak jak wskazywał na swoim wyświetlaczu. Chwyciłem kubek z kawą i wyszedłem z samochodu. Firma miała swój parking, więc nie miałem problemu ze znalezieniem miejsca. Wszedłem do budynku i podszedłem do lady, za którą siedziała drobna blondynka. 
- Witam - uśmiechnęła się do mnie pogodnie.- W czym mogę pomóc?
- Nazywam się Vic... Victor Fuentes, miałem tu być dzisiaj o jedenastej, jestem korespondentem z Meksyku. 
- Tak, tak, racja - kobieta pokiwała głową i sprawdziła coś w komputerze.- Jedenaste piętro, pokój numer sześć, tam czeka na pana pan Richards. 
- Dziękuję - uśmiechnąłem się do niej i upijając łyk kawy, poszedłem w stronę wind. Mogłem poczuć na sobie jej wzrok. Na pewno nieco by się zdziwiła, gdybym jej powiedział, że wolę facetów. Tak, po tych latrach odrzuciłem etykietkę biseksualisty, bo od czasu mojego związku z Kellinem, kobiety w ogóle na mnie nie działały.
Po jakimś czasie byłem już na jedenastym piętrze, pod pokojem numer sześć. Zapukałem w drzwi wolną ręką. Drugą nadal trzymałem ciepłą kawę. Usłyszałem głośne "proszę" i wszedłem do środka. Za biurkiem siedział przystojny szatyn o zielonych oczach, który uśmiechnął się do mnie na przywitanie. Gdy podszedłem do biurka, ten wstał i uścisnął moją wolną dłoń.
- Miło mi pana poznać - powiedział, po czym usiadł w fotelu. Zrobiłem to samo i zająłem się swoją kawą.
- Tylko nie pan, bo przez to czuję się staro - uśmiechnąłem się.- Vic po prostu.
- W takim razie, mów do mnie Jason - odpowiedział pogodnie Jason.- A teraz omówmy parę spraw. Muszę cię wkręcić do biznesu w tym miejscu, ale to nie będzie trudne. Swój gabinet będziesz miał w pokoju numer siedem, zaraz obok mojego. Zaraz da ci teczkę z twoimi sprawami, które musisz załatwić będąc w Nowym Jorku. 
Gdy mówił, ja spokojnie piłem swoją kawę, nawet jeśli to było nieco niegrzeczne, bo przecież Jason nie miał kawy. Ja miałem. Byłem na lepszej pozycji. Kawa jest najlepsza.
Jason położył na biurku teczkę i wyciągnął z niej jedną z kartek.
- Nie będziemy od ciebie wymagać, żebyś wykonywał badania w jakiejś odpowiedniej kolejności, możesz wybrać, które chcesz zrobić jako drugie, a które jako siódme lub piętnaste. Powiemy ci jednak, które musisz wykonać jako pierwsze, bo jest naprawdę ważne.
Wręczył mi kartę, na którą zerknąłem i uniosłem brwi w górę.
- Dlaczego to musi być wykonane jako pierwsze? - zapytałem.
- Bo to naprawdę ważne. To, jakby to powiedzieć, nowy punkt w naszym programie i chcemy jak najszybciej się dowiedzieć, jak się przyjmie. 
- Kiedy mam zacząć?
- Najlepiej już dzisiaj.

Stanąłem przed miedzianym wieżowcem i głośno przełknąłem ślinę. Nigdy nie byłem w takim miejscu i nie chciałem się tu znaleźć, ale raz kozie śmierć, prawda? Słyszałem o różnych rzeczach, które działy się w tego typu miejscach i na pewno nie były one pozytywne. Wziąłem kilka głębokich wdechów i wszedłem do środka. Znalazłem się w recepcji. Podszedłem do lady i zapukałem w nią palcami, aby kobieta za nią siedząca zwróciła na mnie uwagę. 
- Nowojorski Instytut Psychiatryczny, w czym mogę pomóc? - zapytała mnie, a ja wręczyłem jej kartkę, którą dostałem od Jasona.- Tak, poinformowano mnie o pańskim przybyciu, panie Fuentes. Zaczyna pan od razu?
Podrapałem się w tył głowy i odebrałem od niej kartkę.
- Czy... Czy to na pewno bezpieczne? - zapytałem niepewnie.- Wie pani, czy powinienem chodzić sam? Skąd mam wiedzieć na kogo trafię, może zaraz ktoś, no nie wiem...
- Panie Fuentes, szpitale psychiatryczne nie są aż tak straszne, jak ukazują je w horrorach - kobieta wzruszyła ramionami.- Ale ma pan rację, chyba powinnam kogoś panu przysłać. Proszę poczekać.- Recepcjonistka chwyciła słuchawkę telefonu stojącego na biurku, przy którym siedziała, po czym wykręciła jakiś numer.- Addie? Przyjdź do recepcji, mam dla ciebie robotę - odłożyła słuchawkę i przeniosła wzrok na mnie.- Proszę chwilę poczekać, Addie zaraz przyjdzie.
Po chwili do pomieszczenia weszła średniego wzrostu szatynka. Miała duże, niebieskie oczy i okulary na nosie. Była naprawdę ładna, ale nie interesowałem się nią za bardzo. Podeszła do mnie i wyciągnęła dłoń na przywitanie, którą ścisnąłem. 
- Addie Dawlish, terapeutka - powiedziała z brytyjskim akcentem.
- Vic Fuentes - przedstawiłem się, a Addie zaczęła prowadzić mnie do tylnej części budynku, gdzie znajdowały się windy.
- Tak więc, Vic - zaczęła, gdy czekaliśmy na windę.- Jakie dokładnie jest twoje zadanie?
- Muszę przeprowadzić badania społeczne z kilkoma pacjentami, najlepiej z każdym z inną... Eee... Diagnozą.
- Rozumiem. Ile dni to będzie trwało?
- Nie wiem. To zależy, jaką współpracę uzyskam.
- Rozumiem - powtórzyła.
Gdy winda przyjechała na miejsce, wsiedliśmy do niej i pojechaliśmy w górę. Dźwig zatrzymał się na siódmym piętrze.
- To co, idziemy do alkoholików?
Jak to zachęcająco brzmiało...

Rozmawiałem z dwoma alkoholikami, kobietą i mężczyzną. Chętnie ze mną współpracowali, miło mi się z nimi gawędziło. Musiałem zadać im różnego typu pytania, głównie związane ze społeczeństwem, z ich pobytem w tym miejscu, ich nastawieniem na świat i poglądami. Chcieli wyjść z tego bagna, w którym siedzieli. Dawali sobie pomóc. Siedziałem z nimi godzinę, po czym Addie zaprowadziła mnie na inne piętro. Stanęliśmy przed drzwiami i dziewczyna położyła dłoń na klamce, ale jej nie nacisnęła.
- Cóż, tutaj może pójść ci trochę trudniej, ale wydaje mi się, że chłopak będzie z tobą współpracował. Trochę w życiu przeżył, uwierz mi, Vic. Jest trochę skryty w sobie, ale wydajesz się przyjazną osobą, więc może się przed tobą otworzy.
- Co mu jest? - zapytałem, żeby się dowiedzieć, o czym mogę z nim rozmawiać.
- Anorektyk, niektórzy mówią, że bulimik, ale on nic nie je, nie zwraca jedzenia, pije tylko kawę. Tak więc, anorektyk. Ma ataki lęku i paniki, dwa razy próbował popełnić samobójstwo, nie ma dnia, którego by nie płakał. Biedny chłopak. Ale mu się polepsza. Jakby coś się działo, będę tutaj.
Skinąłem głową i gdy Addie zabrała dłoń z klamki, ja ją chwyciłem i wszedłem do środka. W pokoju było ciemno, przez zasłonięte żaluzje. Cicho zamknąłem za sobą drzwi i chrząknąłem lekko, żeby dać znać, że się pojawiłem. Ktoś poruszył się na łóżku. Na początku widziałem tam tylko małe wzniesienie, ale po chwili postać usiadła. Była odwrócona do mnie plecami. 
- Nie będę jadł... - wyszeptał, a ja zmarszczyłem brwi. 
- Nie będę cię zmuszał do jedzenia, chcę z tobą tylko porozmawiać - odparłem.- Mogę zapalić światło.
Chłopak pokiwał głową, a ja włączyłem lampę. Dopiero wtedy zobaczyłem, jaki był chudy i blady, nawet jeśli widziałem jedynie jego plecy. Jego cała prawa ręka była ozdobiona tatuażem. Miał ciemne włosy, sięgające mu nieco za podbródek.
- Mam na imię... - zacząłem, ale chłopak się odwrócił i momentalnie urwałem. Cholera jasna.- Kellin?
Brunet uśmiechnął się kącikiem ust i spojrzał na mnie swoimi jasnymi oczami, które teraz nie miały żadnego wyrazu. Wyglądał, nie oszukujmy się, strasznie. Nie przypominał Kellina sprzed czterech lat. To nie był ten sam chłopak. 
- Jesteś zadowolony z tego, co zrobiłeś? - zapytał jadowicie, ale słabo.- Gratuluję ci, Victorze. Powinieneś dostać pierwszą nagrodę w konkursie "Jak zabić człowieka".

22 komentarze:

  1. Ahxhrtxuauxiwuau JEZU JEZU JEZU JEZU ahzhYqurixjwi wiedziałam że ten sequel będzie mocnym pierdolnięciem :D
    @LofcaWampiruf on tt

    OdpowiedzUsuń
  2. OMÓJBORZEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE CO JA MAM TERAZ........ NIE NAPISZĘ CHYBA SENSOWNEGO KOMENTARZA W TYM MOMENCIE JA PIERDOLE............................... NIE, NIE, NIE. TO DLA MNIE ZA DUŻO. ~MISIA

    OdpowiedzUsuń
  3. O. Mój. Boże.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kellin aż tak się załamał, że wpadł w chorobę? Widać, naprawdę go to wtedy dotknęło. Zakładam, że teraz pewnie Vic będzie chciał go przeprosić, przekonać, że nadal go kocha i tak dalej... No cóż, to jest coś. Kocham to, uhu ♥
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  5. taak bardzo nie mogłam się doczekać! ;D nie wyobrażam sobie kellina anorektyka&Fajnie wymyśliłaś to ich ''spotkanie po latach''. nie mogę się doczekać co dalej;)

    OdpowiedzUsuń
  6. O KURWA DŻOGURT DOJEBAŁAŚ Z TYM ROZDZIAŁEM.
    NIENAWIDZĘ CIĘ, ALE CIĘ KOCHAM <3

    @l0stnimistake

    OdpowiedzUsuń
  7. ZAMORDUJE CIE JAK MOGŁAŚ ZAKOŃCZYĆ Z TAKIM MOMENCIE JEZU EJZJUUEJSUJZUE
    / @wyruchamcie

    OdpowiedzUsuń
  8. Nigdy nie zawodzisz, genialne ily <3 @Olixpop

    OdpowiedzUsuń
  9. Zajebisty rodział <3
    Vic na początku skojarzył mi się z teledyskiem Kings for a day xD
    Reakcja na końcu: O KURWA :OOOOOOOOOOO
    @_cycky

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale zajeeebiste *o* jesteś genialna <3

    OdpowiedzUsuń
  11. ZAWAŁ O.o PISZ SZYBCIEJ :D Matko, ja nawet nie wiem co powiedzieć, chce już wiedzieć co dalej z Kellsem będzie :D ♥♥♥♥♥ Już kocham ten sequel :D ♥ /MrsMetalowa

    OdpowiedzUsuń
  12. borze borze borze kurde daj więcej <3 <3 <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  13. omg biedny Kells :cccc daj szybko dwójkę <3 / Jalex_

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie spodziewałam się czegoś takiego, wow :o Jesteś genialna. Ale jak Kellin się z tego wygrzebie :( Biedny Kellin. Czekam na 2 rozdz. :3 /blush244

    OdpowiedzUsuń
  15. Oo kuuuuuuuuuurrwwaaaaaaaaaaaaaaaaa
    Jaaaaaaaaaaaaaaaa pieeeeeeeeeeeerrdoooooooooooooleeeeeeeeeeeeeee
    Jezuuuuuuuuuu kuuuuuurwaaaaaaa chryyyyyysteeeeeeee
    Dżoguś...... czy zdajesz sobie sprawę z tego, co robisz ze mną?!
    To jest takie zajebiste napięcie, że mi serce siądzie :o
    Ale I tak Cię kocham @McKaganStradlin

    OdpowiedzUsuń
  16. Gratuluje. Swietny pomysl z tym sequelem, az do momentu w ktorym Vic nie wszedl do szpitala nid spodziewalam sie tego. Naprawde zaskoczylas ;)

    Lynn

    OdpowiedzUsuń
  17. Jednak nie napisalam komentarza .-. Tak więc AJSJKWWBDKSKSNWLSNNDEKS W KOŃCU JEST, KONTYNUACJA MOJEGO UKOCHANEGO KELLICA! <3 Czekałam, kurcze, czekalam. Mam nadzieję że rozdziały będą wstawiane dość szybko, wiem że rok szkolny, zapierdziel itd., ale no proszę, postaraj się, dla mnie i dla innych. No cóż, rozdział cudny, końcówka mnie totalnie zaskoczyła, no ale cóż, wiesz co robisz. Jestem ciekawa jak to dalej rozwiniesz. Jak na te chwilę niskie poklony dla Ciebie, Dżogurciku, uwielbiam Twą twórczość <3

    OdpowiedzUsuń
  18. To powinno mieć pełno rozdziałów <3 cudowne jdfgjhdfghjjhgffdfghasdffdshgf <333 aale w takim momęcie skończyłaś że cały czas bd o tym myslala xd

    OdpowiedzUsuń
  19. O moj boże :OOOO nie, po prostu nie! Nie moge uwierzyć, biedny Kells asdfghkkfs

    OdpowiedzUsuń
  20. ASDFGHGFDSASDFGHGFDS <3

    OdpowiedzUsuń
  21. Czytam to 4 raz i za każdym następnym razem jest coraz bardziej zajebiste. <3

    OdpowiedzUsuń
  22. KURWAJAPIERDOLĘJEGO MAĆ, DŻOGURT ;___; CZYTAM KOŃCÓWKĘ Z 10 RAZ, SERIO. KUUUUUUUUUUUUUUUURWAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA ASDFGHJKLKJHGFDSASDFGHJKL. NAWET NIE JESTEM W STANIE NAPISAĆ NORMALNEGO KOMENTARZA ;____; KOCHAM ;____;
    @NoOtherHope

    OdpowiedzUsuń