I jest rozdział! Ostatnio podupadliście trochę na komentarzach, więc głośno o nich przypominam :) A, no i... WESOŁYCH ŚWIĄT!
_____________________________
Dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Nie powinienem był tak
traktować Kellina. Widziałem, że się martwił, a ja z każdym jego zmartwionym
spojrzeniem odwracałem się od niego jeszcze bardziej. Wiedziałem, że
zachowywałem się niedojrzale i zupełnie nieodpowiedzialnie jak na mój wiek, ale
toczyłem walkę z samym sobą i nie wiedziałem, co mam zrobić. Byłem rozdarty i
tu nie chodziło już jedynie o seks (który swoją drogą był naprawdę przyjemny,
co Kellin doskonale wiedział). Tutaj chodziło o wybory między sercem a rozumem.
Powinienem słuchać serca i spróbować stworzyć z chłopakiem coś cudownego? A
może lepiej wybrać rozum, który podpowiadał mi, że nie warto ryzykować?
Przypomniałem sobie, że podczas tej podróży nie chodziło tylko o zwiedzanie
nowych miejsc i odkrywanie tajemnic świata. Dzięki Kellinowi mogłem odkryć
samego siebie i zaryzykować, czego nigdy wcześniej nie robiłem. Może nadarzyła
mi się kolejna okazja, aby wyrwać się z bezpiecznego trybu życia i spróbować
czegoś nowego. Tą nowością był związek z mężczyzną. Dużo młodszym mężczyzną. Z
Kellinem.
Problem tkwił w tym, że brunet chyba porządnie się na mnie
obraził. Podczas pobytu w Egipcie prawie w ogóle się do mnie nie odzywał, chyba
że było to konieczne. Nie dziwiłem mu się – ja sam również niesamowicie
irytowałem się swoją osobą i też zapewne straciłbym cierpliwość. Prawie
trzydziestoletni z rozterkami sercowymi i kwestionujący swoją seksualność, bo
podoba mu się nastolatek. W ogóle nieirytujące.
Miałem nadzieję, że nasza kolejna podróż to zmieni. Wspólnie
stwierdziliśmy, że warto wrócić na półkulę zachodnią (to była jedna z naszych
nielicznych rozmów, która trwała dłużej niż dwie minuty) i kupiliśmy bilety do
Brazylii. Zaplanowałem, że po wycieczce do Rio de Janeiro będziemy
przemieszczać się na północ, aby w końcu dotrzeć do Stanów i wrócić do domu.
Nie miałem wiecznego urlopu, więc prędzej czy później musiałem ponownie pojawić
się w pracy. Nie wiedziałem, co stanie się z Kellinem – będzie chciał zostać ze
mną w Kalifornii, czy wrócić do rodzinnego Oregonu? Cóż, na razie się na mnie
obraził, więc przemawiała do mnie druga opcja.
Siedzieliśmy na lotnisku w Kairze, czekając na samolot.
Kellin jak zwykle mnie ignorował. Siedział pod ścianą ze słuchawkami w uszach,
zupełnie ignorując krzywe spojrzenia ochrony, że nie powinien tutaj siedzieć,
skoro w hali odlotów jest wiele pustych foteli. Chłopak oczywiście nic sobie z
tego nie robił i wolał słuchać muzyki pod ścianą. Patrzyłem na niego znad
laptopa i nerwowo gryzłem dolną wargę. W pewnym momencie poczułem metaliczny smak
krwi i przekląłem pod nosem. Powinienem się bardziej kontrolować.
Przeniosłem wzrok na ekran laptopa, na którym zobaczyłem
zmartwioną twarz mojego brata. Patrzył na mnie przenikliwym wzrokiem, w którym
widziałem troskę, ale też ciekawość. Podczas podróży nie rozmawiałem z nim zbyt
wiele, ale zdążyłem napomknąć o Kellinie, oczywiście bez jakichkolwiek
szczegółów. Teraz, kiedy miałem trochę czasu, postanowiliśmy porozmawiać przez
Skype’a i to chyba był dobry pomysł, bo potrzebowałem jego rady. Może i był
młodszy, ale na pewno miał sporo oleju w głowie, więc mogłem na niego liczyć.
- Krwawi ci warga – zauważył, a ja przewróciłem oczami.-
Jesteś takim idiotą.
- Powtórz mi to jeszcze piętnaście razy – burknąłem.
- Jesteś idiotą, jesteś idiotą, jesteś idiotą, jesteś
idiotą, jesteś idiotą…
- Okej, stop – przerwałem mu ostro, ale nie potrafiłem być
na niego zły. Byłem wkurzony jedynie na siebie.- Po prostu nie wiem co robić,
Mikey. Czuję się taki… Bezradny.
- Wiesz, gdyby ten chłopak był dziewczyną, to nie miałbyś
żadnych skrupułów i pewnie już planowałbyś zaręczyny.
Przewróciłem oczami, ale w duchu przyznałem mu rację.
Oczywiście, że tak było. Kiedyś miałem dziewczynę przez dwa miesiące i
wyciągnąłem mamę na zakupy, żeby pomogła mi wybrać pierścionek zaręczynowy. Na
szczęście wybiła mi to z głowy, bo był to rzeczywiście idiotyczny pomysł.
Zerwaliśmy w ciągu następnych dwóch tygodni. Tylko że Kellin był inny. Jemu
naprawdę mógłbym się oświadczyć, oczywiście nie teraz, ale kiedyś czemu nie. Na
początku jednak musiałbym zebrać się na odwagę i naprawić nasze stosunki. Serce
powoli wygrywało z rozumem.
- Nie wiem, co jest z tobą nie tak, ale właśnie zobaczyłem
sposób, z jakim na niego patrzysz i nie patrzyłeś tak na żadną dziewczynę, z
którą się umawiałeś – mówił dalej.- Pieprz to, że to jeszcze nastolatek, jest
przecież pełnoletni, więc to nic nielegalnego…
- Czuję się pedofilem na swój sposób.
- Nie ma takiej potrzeby. A teraz powinieneś z nim
porozmawiać i wszystko wyjaśnić. I przede wszystkim nie zachowuj się jak nastolatka.
Może tak naprawdę to on ma trzydziestkę na karku, a ty dopiero co skończyłeś
osiemnaście lat?
- Już mi nie wypominaj.
- Nic innego na ciebie nie działa.
Ponownie spojrzałem na Kellina i złapałem go na tym, że
również na mnie patrzył. Żaden z nas nie przerwał tego połączenia. Chłopak
uniósł prawą dłoń i pokazał mi środkowy palec, po czym przeniósł wzrok na swój
telefon. Chyba był na mnie bardziej wkurzony niż się spodziewałem.
- Właśnie pokazał mi fucka – powiedziałem, a Mike
zachichotał.- Co w tym zabawnego?
- Już go lubię – odparł i chwilę później kobiecy głos
wypływający z głośników oznajmił, że pasażerowie wybierający się do Rio de
Janeiro są proszeni i podejście do odpowiedniej bramki.- Leć, bracie. I napraw
to, co spieprzyłeś.
- Też cię kocham – mruknąłem.
Mike uśmiechnął się do mnie szeroko, po czym rozłączył się i
jego twarz zniknęła z ekranu. Westchnąłem ciężko, zamknąłem laptopa i schowałem
go do plecaka. Mike miał rację. Zepsułem już za wiele rzeczy, aby spieprzyć
kolejne. Dlatego też pozostało mi jedynie naprawienie tych, które tego
wymagały. Szkoda, że łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić.
Podróż do Brazylii również przebiegła w ciszy. Lecieliśmy
długo i mieliśmy wiele okazji do rozmowy, ale Kellin odwrócił głowę w bok i
wolał patrzeć na chmury za małym oknem, aniżeli zamienić ze mną kilka słów.
Wykorzystałem to na układanie sobie w głowie planu na naprawienie naszych
relacji. Miałem kilka sensownych pomysłów, ale coś jednak mi nie pasowało i
wątpiłem, że mi się uda. Brakowało mi pewności siebie i tej spontaniczności,
którą miał w sobie Kellin.
Gdy wylądowaliśmy w Brazylii było już późno, więc żaden z
nas nie miał siły na jakąkolwiek rozmowę, nawet jeśli nie bylibyśmy na siebie
obrażeni. Po prostu dotarliśmy do hotelu i bez słowa położyliśmy się do
osobnych łóżek. Jutro zrobię pierwszy krok. Jutro na pewno.
Wszystko przebiegało w ciszy i chyba nigdy w życiu nie
czułem się tak niekomfortowo. Nigdy wcześniej tak długo ktoś się do mnie nie
odzywał. Kellin był mocnym zawodnikiem – potrafił mierzyć mnie piorunującym
wzrokiem, wiercić mi dziurę w plecach czy zaciskając usta w cienką linię, aby
pokazać swoją dezaprobatę. Widziałem jednak, że jemu też było trudno. No bo do
cholery jasnej, to był Kellin. On nie potrafił siedzieć cicho. Musiał coś mówić.
Przełom nastąpił następnego dnia, gdy wybraliśmy się do
obowiązkowego punktu każdej wycieczki do Rio – Jezus. Być w Rio i nie zobaczyć
posągu Jezusa to jak… Nie być w Rio i nie zobaczyć posągu Jezusa. Nic dziwnego,
że obaj zgodziliśmy się na tę wycieczkę (Kellin się do mnie odezwał!).
Wjechaliśmy na samą górę, po czym pokonaliśmy sporą ilość schodów, aż w końcu
przed naszymi oczami stanął imponujący i monumentalny Jezus. Kellin spojrzał na
statuę wielkimi i niewinnymi oczami, przygryzając nieco palec wskazujący.
Odruchowo oblizałem usta, patrząc na chłopaka i szczerze mówiąc to interesował
mnie bardziej niż Jezus.
- Kurwa – przekląłem pod nosem, zwracając na siebie uwagę
Kellina.
Nie traciłem czasu. Gdy chłopak opuścił dłoń, chwyciłem jego
twarz i po prostu naparłem swoimi ustami na jego. Brunet na początku był bardzo
spięty i nie bardzo wiedział, co miał robić, gdyż w ogóle się tego nie
spodziewał, ale z czasem rozluźnił się i objął ramionami moją szyję. Ruchy
naszych ust były ze sobą zsynchronizowane, jakby stworzono je specjalnie dla
siebie. Chłopak przygryzł moją dolną wargę, na co mruknąłem cicho i przeniosłem
dłonie na jego biodra. Kellin zachichotał i w końcu się ode mnie oderwał.
- Jezus chyba nie jest zadowolony z tego, co właśnie
zobaczył – szepnął, kiwając głową w stronę statuy, a ja uśmiechnąłem się
szeroko.
- To nic – odparłem, dając mu buziaka w kącik ust.- Musiałem
to zrobić.
- Zaskoczyłeś mnie tym, Fuentes. Pozytywnie.
- Bo… Chciałem cię przeprosić – westchnąłem, a Kellin uniósł
brew.- Byłem idiotą, wiem, ale zrozum mnie, nie bardzo wiedziałem, co się ze
mną dzieje i musiałem przemyśleć wiele spraw.
- I zrobiłeś to na trzech różnych kontynentach.
- Ale w końcu zrobiłem!
- Gratulacje. – Chłopak zaklaskał kilka razy, na co skinąłem
głową.- Ale… Cieszę się, że w końcu to zrobiłeś. Już się nie boisz?
Nadal się bałem, ale już nie tak bardzo jak wcześniej. Teraz
byłem pewniejszy siebie i chyba wiedziałem, czego chciałem. Chciałem Kellina,
chciałem spróbować z nim być, nawet jeśli ten związek mógł nie mieć żadnej
przyszłości. Chociaż kto wie, może uda nam się stworzyć coś ładnego i będziemy
ze sobą naprawdę długo.
- Będziesz moim chłopakiem? – wypaliłem, a Kellin otworzył
szeroko usta.
- Słucham?
- Chłopak. Para. Ty i ja. Razem.
Brunet odsunął się ode mnie i spuścił wzrok na swoje stopy.
Powiedziałem coś nie tak? A może zapytałem za szybko? Cholera, mogłem lepiej to
przemyśleć. Mogłem poczekać jeszcze z tydzień, zanim go zapytam. Wiedziałem, że
za szybko podjąłem tę decyzję. Jak mogłem być takim idiotą?
- Okej, zapomnij, nie było pytania – powiedziałem szybko, a
Kellin pokręcił głową.
- Było pytanie, Vic, słyszałem je – westchnął, unosząc
niewinny wzrok.- I to całkiem fajne pytanie, uwierz mi, ale…
Wytężyłem wzrok i słuch, czekając na dalszą część zdania.
Zawsze musiało być jakieś „ale”. Dlaczego wszystko było tak skomplikowane?
Dlaczego nie mogłem otrzymać jasnej odpowiedzi? „Tak” lub „nie”. Przyjąłbym
wszystko, ale Kellin jak zwykle miał jakieś „ale”.
- Wiesz, Vic, nie lubię związków – szepnął prawie
niedosłyszalnie, więc musiałem się do niego przybliżyć, aby usłyszeć jego
słowa. Zaczęło mi się krajać serce.- Nie nadaję się do związków. I tu nie
chodzi o to, że ktoś mnie zostawił, miałem złamane serce i teraz już nikomu nie
ufam, tylko… Przeszłość zostawiła na mnie pewne znamię i nie chcę się z nikim
wiązać, skoro wiem, że to i tak nie wyjdzie.
- Skąd wiesz? Nie potrafisz przewidzieć, czy nasz związek
byłby nieudany…
- Wiem, jaki jestem. Wiem, jak się zachowuję. I ludzie,
którzy mnie lepiej poznali, też wiedzą. Wiesz, ile razy usłyszałem, że nie
nadaję się do niczego jak tylko do wypalenia skręta, upicia się w barze i
spontanicznego pieprzenia przez całą drużynę futbolową w liceum?
Uniosłem wysoko brwi, zupełnie nie spodziewając się takiej
odpowiedzi. Zrobiło mi się go żal. Nie chciałem, żeby rozdrapywał swoje stare
rany. Powinien żyć teraźniejszością, nie myśląc o dobijających słowach innych,
nic niewartych osób, które tak naprawdę w ogóle go nie znały. Zniszczyły jego
poczucie własnej wartości. Byłem pewny, że Kellin nie nadawał się tylko do tych
rzeczy, które wymienił. Szkoda, że to zakorzeniło się w nim tak mocno.
- Na pewno tak nie jest… - powiedziałem spokojnie.
- Jest, Vic.
- Nie. Nie chcę cię do niczego zmuszać, więc nie musisz
zgadzać się ze względu na mnie, żeby nie było mi przykro. Rozumiem to, więc nie
rób niczego wbrew sobie. Ale powinieneś bardziej uwierzyć w siebie. Nie
potrafię uwierzyć w to, że tak przebojowy chłopak jak ty nadal martwi się
przeszłością.
Brunet wzruszył ramionami, a ja objąłem go ramionami i mocno
do siebie przytuliłem. Usłyszałem, jak cicho wzdycha i rozluźnia się w moich
ramionach. W tym momencie potrzebował przyjaciela i zrozumienia, więc musiałem
mu pomóc i zrobić wszystko co w mojej mocy, aby poczuł się lepiej. Kellin
uniósł głowę i uśmiechnął się do mnie nieśmiało, na co odpowiedziałem mu tym
samym.
- Nie odpowiem twierdząco na twoje pytanie, Vic – mruknął,
rysując wzorki palcem wskazującym na mojej klatce piersiowej.- Ale chcę, żebyś
po prostu przy mnie był i nie bał się otwarcie mówić o swoich uczuciach. Może
kiedyś się przemogę i będę potrafił być w związku, ale teraz… Po prostu mnie
nie zostawiaj i daj mi szansę.
- Nie zostawię cię – odparłem szczerze i krótko go
pocałowałem.
Było idealnie. No, prawie idealnie, bo Kellin nie zgodził
się na związek, ale przynajmniej wszystko sobie wyjaśniliśmy i nasze relacje
znacznie się polepszyły. Miałem wrażenie, że nasze zaufanie wzrosło i teraz
wskoczyliśmy na zupełnie nowy poziom. Właśnie na to czekałem i cieszyłem się,
że ta chwila w końcu nadeszła.
Jednak wszystko co piękne szybko się kończy. Nasza mała
chwila zniknęła, gdy ktoś krzyknął „Quinn!”, a Kellin gwałtownie odwrócił głowę
w kierunku męskiego głosu i mocniej zacisnął dłonie na materiale mojej
koszulki. Spiąłem się, gdy zauważyłem nieznajomego szatyna idącego w naszą
stronę. Tego było za wiele. Nadal nie wiedziałem, o co chodzi z tymi
mężczyznami, ale miałem dość, więc postanowiłem wziąć sprawę w swoje ręce.
- Tutaj jesteś, ty mała… - zaczął, a ja wypuściłem Kellina z
ramion i rzuciłem się na nieznajomego.
Uderzyłem go w nos i poczułem, że po moich knykciach rozlała
się ciepła ciecz. Mężczyzna nie wiedział co się dzieje, więc miałem przewagę.
Zdzieliłem go jeszcze raz, nie zwracając uwagi na tłum krzyczących gapiów. Po
chwili poczułem, jak zostaję odciągnięty od szatyna przez parę silnych ramion,
które należały do ochroniarza stacjonującego pod pomnikiem.
- Zostawcie go kurwa wszyscy w spokoju! – warknąłem do
nieznajomego, który ocierał krew w twarzy. Najwyraźniej złamałem mu nos i byłem
z tego dumny.
- Wyjaśni pan wszystko na komisariacie, zostaje pan
zatrzymany za napaść bez powodu na bezbronnego człowieka – powiedział ochroniarz,
a ja prychnąłem pod nosem.
- Miałem powód – mruknąłem.
Kellin stał nieco na uboczu, zakrył usta dłońmi i patrzył na
całe zejście dużymi oczami. Sam pewnie się tego nie spodziewał, ale ja również
nie wiedziałem, że się do tego posunę. Zwykle byłem ugodowym człowiekiem, ale
dzisiaj coś we mnie pękło.
Ochroniarz zaczął prowadzić mnie w stronę schodów, a ja
zerknąłem w stronę monumentu.
- Przepraszam, Jezusie, ale to było konieczne.
Boskie :*
OdpowiedzUsuń"- Będziesz moim chłopakiem? – wypaliłem, a Kellin otworzył szeroko usta.
OdpowiedzUsuń- Słucham?
- Chłopak. Para. Ty i ja. Razem." Jak to przeczytałam przeszły mnie takie przyjemne dreszcze ^^ JEJKU wszystko jest takie supi.. ♡ naprawdę nie mogę się doczekać następnego ^^♥ ha ha i ciekawa jestem co z tym mężczyzna XD
dobra, nie będę przedłużać
czekam♥
Weny ♡
I... wesołych Świąt !!! ♡♥♡♥
I dużo czasu i miłego wolnego czasu !! XD
to tyle ode mnie, czeeeeekam ♡♥
''Powinien żyć teraźniejszością, nie myśląc o dobijających słowach innych, nic niewartych osób, które tak naprawdę w ogóle go nie znały. Zniszczyły jego poczucie własnej wartości.'' <- Te słowa, takie piękne i takie prawdziwe.
OdpowiedzUsuńWiesz co Dżo, serio nie wiem co mam Ci pisać w tych komentarzach, jak każdy rozdział jest genialny. Wydaje mi się, że jeszcze nie było takiego rozdziału który by mi sie nie spodobał i mówię to całkiem szczerze.
Ale wracając do dzisiejszego rozdziału, to nie spodziewałam sie tej końcówki (może wreszcie sie dowiem kim są ci kolesie) XDD
A no i czekam ofc na większą drame (idk co sie ze mną dzieje, bo dram nie lubiłam).
Weny, weny, dużo weny życzę.
KC <3
/Lindeczka
jeju Dżo umiesz wciągać i taaaak ślicznie piszesz, że każdy rozdział jest genialny, cudowny, przepiękny <3
OdpowiedzUsuńVic się zmienia i wreszcie się pogodzili jej c: już nie mogę się doczekać żeby dowiedzieć się o co chodzi z tymi nieznajomymi mężczyznami ;o weny dużooo <33
ach cuuuuuuuuuuudownie! boje się tylko co bedzie z nimi dalej jak wrócą da stanów ;cc
OdpowiedzUsuńJezu Chryste Dżogurt XD
OdpowiedzUsuńTe teksty z Jezusem mnie rozwaliły heh
A jak się pocałowali było tak słodko, przez ciebie chciałam zobaczyć to na żywo! Nie ma to jak kellic, ale ok, zostajemy przy opowiadaniach, które oczywiście są zajebiste^^, a życie chłopaków w spokoju ;) weny //lucy
Właśnie, zapomniałam, wesołych świąt! ;) //lucy
UsuńEmmmmm no co tu mówić.. Zajebiste *-* oby nie zamknęli Vica ;-;
OdpowiedzUsuńŚwietnie to sie czyta, czasem mam ochote płakać, że tylko 1 rozdzial tygodniowo. ;-;
OdpowiedzUsuńWeny i wesołego jajka. ;u;
Ten rozdział jakoś dziwnie bardzo na mnie wpłynął,
OdpowiedzUsuńŚwietnie się go czytało.
Były takie momenty, że nie wiedziałam jak zareagować.
Raz chciałam piszczeć potem płakać, idk.
"- Właśnie pokazał mi fucka – powiedziałem, a Mike zachichotał.- Co w tym zabawnego?
- Już go lubię – odparł"
KOCHAM TU MŁODSZEGO FUENTESA ❤ O NIE HAHAHAHAHHAHAHHAHA
Vik taki dojrzały i w ogóle.
POZA TYM CO TO ZA KOLEJNA ŁAJZA PRZYPIEPRZA SIĘ DO QUINNA NO NIE WYTRZYMAM, ON JEST JAKĄŚ MAŁĄ KURWĄ I WSZYSCY COŚ CHCĄ OD NIEGO CZY CO TERAZ.......
No, także weny i czekam bardzo zniecierpliwiona :(
A, no tak
UsuńWESOŁYCH ŚWIĄT ❤
Boskie nie spodziewałam się takiego obrotu akcji cudowny.
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt
Ten rozdział mnie rozpierdolił psychicznie. Najpierw się śmiałam, później fangirlowalam a na końcu byłam zmieszana. Co ty ze mną robisz ciołku ;;;;;
OdpowiedzUsuńKc dżo <3
Wesołych Świąt
genialne, wspaniałe, cudowne itp itd <3
OdpowiedzUsuńdopiero kilka dni temu znalazłam twojego bloga i juz chyba nigdy nie przestanę go czytać <3 uwielbiam cie!! zarwalam kilka nocek, żeby wszystko przeczytać, ale było naprawdę warto :)
życzę Ci Wesołych Świąt i dużo dużo dużo weny :) / Monia - twoja nowa fanka <3
Jak perf.
OdpowiedzUsuńDrama i słit momenty w jednym. Lubiem.
I to wszystko na tle pomnika Jezusa.
Miałam w głowie jakiś ogarnięty komentarz, ale ostatnie zdanie mnie powaliło. Tyle feelsów w jednym rozdziale <3
Wesołych.
Cudonie <3 koffam cie :* chce więcej, więcej, WIĘCEJ!!!! :D
OdpowiedzUsuńmiałam podobne podejście jak Kellin, nie chcialam się z nikim związać
OdpowiedzUsuńteraz, kiedy jestem ze swoim chłopakiem, nie wiem czy jest coś lepszego
ale niewaaaaaaaaaaażne XD
rozdział zajebisty, wiedziałam, że po ich rozmowie nastąpi jakiś zwrot akcji.
chciałam napisać bardziej konstruktywny komentarz ale nie wyszło ;-;
wesołych świąt, Dżo. dużo dużo weny <3
Zajebiste.
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt <3
Nie mam głowy do pisania komów, więc tylko powiem, że weny i Czekam ! ^^ ♡
OdpowiedzUsuń