wtorek, 29 lipca 2014

Siedem

Wróciłam ze ślubu, dodaję rozdział. Nie wiem, kiedy będzie następny, bo niedługo jadę nad morze i nie będę miała ze sobą laptopa ;___; Tak czy siak, proszę o komentarze (ponad 17, hm?) i wyrozumiałość :)
___________________________
- Cholerne papiery – mruknąłem, sięgając po kupkę kartek leżącą po drugiej stronie salonu.
    Nie miałem już siły. Zaraz po moim powrocie z pracy usiadłem do spraw związanych ze studiami. Oprócz napisania kilku krótszych prac, musiałem załatwić coś u dziekana, bo moje dokumenty w centrali podobno czegoś nie zawierały. Dziwne, że powiedzieli mi o tym dopiero na drugim roku, ale nie potrzebowałem nieporozumień, więc postanowiłem to załatwić. Musiałem znaleźć odpowiednie akta, to wszystko. Gdzieś na pewno były, teraz wystarczyło odszukać je w tym bałaganie.
    Vic poszedł do pracy. Nie podejmowałem tej kwestii, bo nie chciałem zaczynać niepotrzebnej kłótni. Można powiedzieć, że był to temat tabu. On jedynie oznajmiał, że idzie do pracy i prawdopodobnie późno wróci. Dawał mi buziaka na do widzenia i w domu pojawiał się około dziesiątej wieczorem. Nasze stosunki może i nie były idealne, ale znacznie się polepszyły. Vic mnie przeprosił, nie podnosił na mnie głosu, a jeśli zdarzyło mu się zdenerwować, od razu mnie do siebie przytulał i całował. Wtedy był idealny i nie zamieniłbym go na innego chłopaka. Nadal go kocham, nie wyobrażam sobie bez niego życia, nawet jeśli przechodziliśmy mały kryzys. Nawet seks był pełen uczucia i cholernie rzadko nazywaliśmy to po prostu „pieprzeniem”. Mimo to sąsiadki nadal się skarżyły.
    Nie zwróciłem uwagi na dźwięk otwieranych drzwi, bo wiedziałem, że to Vic. Wrócił wcześniej niż zazwyczaj, co miło mnie zaskoczyło, ale musiałem skończyć pracę na uczelnię, więc nie planowałem dłuższego wspólnego spędzenia czasu. Może wieczorem, gdy już położymy się w sypialni...
- Hej, skarbie. - Podniosłem wzrok i zobaczyłem Vica, który wszedł do salonu.
    Wyglądał na zmęczonego i wydawało mi się, że miał nieco czerwone oczy. Może to z wyczerpania albo pracował przy komputerze gdzieś w tym bloku, do którego wchodził kilka dni temu. Nie miałem pojęcia, przecież o niczym mi nie mówił.
- Cześć – westchnąłem, zapisując długopisem ważne rzeczy na jednej z kartek.
- Jeszcze tego nie skończyłeś? - parsknął śmiechem, a ja spiorunowałem go wzrokiem.- Przecież jak wychodziłem, ty już nad tym siedziałeś...
- Przepraszam, że nie jestem taki wspaniały jak ty i nie mam motorka w dupie – mruknąłem.
- Gdybyś się postarał, na pewno poradziłbyś sobie szybciej. Twoje palce działają cuda.
    Zachichotał, a ja przewróciłem oczami. Nie miałem pojęcia, co w niego wstąpiło, ale nie chciałem w to wnikać.
- Halo, nie ignoruj mnie – odezwał się po chwili milczenia.
- Daj mi to do cholery jasnej skończyć, potem możesz sobie mnie mieć i się oczepisz.
- Wolę zerżnąć cię teraz.
    Wstałem z podłogi, pokręciłem głową i poszedłem do kuchni, aby zrobić sobie herbatę, najlepiej jakąś na uspokojenie. Nie mogłem się stresować. Ostatnimi czasy bywałem u diabetologa aż za często, głównie z powodu stresu. Wstawiłem wodę w czajniku, a gdy wyciągałem kubek z szafki, poczułem dwie ręce zaciskające się na mojej talii. Ściągnąłem usta, próbując nie zwracać uwagi na Vica, który wyraźnie miał ochotę na seks. Ja aktualnie takowej nie posiadałem, może później i owszem, ale teraz nie.
    Nagle poczułem, jak palce Vica zbliżają się do mojego rozporka, który postanowiły odpiąć. Wtedy uderzyłem dłonie chłopaka i odwróciłem się do niego przodem. Musieliśmy coś sobie wyjaśnić.
    Chłopak niemal od razu to wykorzystał. Zaczął całować moją szyję i mimo że było to cholernie przyjemne, nie chciałem, aby doprowadziło do czegoś poważniejszego. Może i zachowywałem się jak baba, ale miałem takie prawo.
- Paliłeś trawę – zauważyłem, a Vic parsknął śmiechem i pokręcił głową, po czym ponownie próbował rozpiąć mój rozporek, lecz chwyciłem jego ręce, aby mu to uniemożliwić.- Na co ty liczysz, nie będę z tobą spał, gdy jesteś tak zjarany.
- Skarbie... - mruknął szatyn, przyciskając swoje usta do skóry mojej szyi, aby zostawić tam po sobie ciemny ślad.
    Położyłem dłonie na jego klatce piersiowej i próbowałem go od siebie odepchnąć, ale on nie dawał za wygraną. To wszystko mogło wyglądać nieco komicznie z boku, ale mi nie było do śmiechu. Vic nigdy nie przesadzał z marihuaną, więc nie miałem pojęcia, co tym razem strzeliło mu do głowy. Gdy ja go odpychałem, on próbował przybliżyć się do mnie jeszcze bardziej. Przerodziło się to w małą szarpaninę, niegroźną, ale nadal się bałem.
- Dojdź do siebie, do kurwy jasnej! - krzyknąłem.
    I wtedy poczułem coś, czego nie czułem już od dawna. Metaliczny posmak w ustach i piekący policzek. Zamrugałem kilka razy i położyłem dłoń na twarzy, po czym odwróciłem się w stronę zlewu, do którego wyplułem krew z ust. Przez cały czas miałem szeroko uniesione brwi, jakbym zobaczył ducha. Po prostu nadal nie mogłem w to uwierzyć.
    Vic nigdy wcześniej mnie nie uderzył.
    Odwróciłem się w jego stronę, nadal trzymając się za policzek, w który dostałem zewnętrzną stroną dłoni. Chłopak jakby od razu doszedł do siebie, pobladł i rozchylił wargi. Chyba sam nie dowierzał, że właśnie mnie spoliczkował, ale ja sam również nie potrafiłem przyjąć tego do wiadomości.
- Kells, nie chciałem, przepraszam cię, Kellin... - zaczął, a ja powoli ruszyłem w stronę wyjścia z pomieszczenia, ocierając się tyłem o szafki kuchenne.- Nie uciekaj ode mnie, proszę, nie rób mi tego znowu, Kells...
- Sam chcesz, abym od ciebie uciekał – wyszeptałem i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że mój głos był słaby i drżący. Do tego piekący policzek w ogóle nie pomagał mi w uspokojeniu się. Musiałem stąd wyjść. Ochłonąć. Nie widzieć twarzy Vica, który w tym momencie był dla mnie potworem.- Sam na to pracujesz...
    Znalazłem się na korytarzu, gdzie założyłem buty na drżące stopy, chwyciłem klucze leżące na stoliku i zacisnąłem palce na klamce od drzwi. Odwróciłem głowę, aby spotkać smutne spojrzenie Vica, który opierał się o ścianę.
- Wrócisz do mnie? - zapytał cicho, a ja pociągnąłem nosem.
- A chcesz, żebym wrócił? - odparłem jeszcze ciszej, po czym wyszedłem z mieszkania.
    Odetchnąłem dopiero w windzie. Oparłem się o ścianę i zacząłem liczyć spokojne oddechy. Nigdy bym nie przypuszczał, że Vic podniesie na mnie rękę. Zdawało mi się, że gardził ludźmi, którzy uciekali się do przemocy. Może i był na haju i nie do końca wiedział, co się z nim dzieje, ale to wcale go nie usprawiedliwiało. Nie możesz tknąć osoby w ten sposób, gdy ją kochasz. Związki na tym nie polegają. Szczęśliwa para nawet nie myśli o rękoczynach, nie chce o nich myśleć i nie zamierza tego robić. Wraz z uderzeniem poczułem, że razem z krwią ubywa coś jeszcze. To był kawałek mojego serca. Ułamał się, upadł na dno, roztrzaskał się i pozostały po nim tylko szczątki. Był niestabilny, działały tak na niego nasze kłótnie, które powoli odcinały go od całości. Dzisiejszy dzień po prostu go oderwał. Bałem się, że z każdym kolejnym incydentem moje serce zostanie czarną pustką, której nikt już nie wypełni, bo nie pozwolę mu do siebie dotrzeć. Kochałem tylko Vica, w jaki sposób ktoś miałby go zastąpić? Kto miałby go zastąpić? Prawda była taka, że nikt go nie zastąpi. Nie chciałem nawet o tym myśleć.
    Odwróciłem głowę i cicho sapnąłem, gdy zobaczyłem swoje odbicie w lustrze zamocowanym na ścianie windy. Mój policzek przybrał pąsowy kolor i miałem wrażenie, że odbiły się na nim kostki dłoni Vica. Zachciało mi się ryczeć, ale przełknąłem łzy i zagryzłem dolną wargę. Nie przejdę przez miasto niezauważony z tym czymś na policzku, lecz musiałem iść gdzieś, gdzie nie będzie Vica. Może to zabrzmi głupio, ale nie panowała tutaj przyjemna atmosfera, w której chciałbym przebywać. Jakby na to miejsce rzucono jakąś klątwę, zła aura, coś czego nie zrozumiem, ale stanę się tego ofiarą, bo ktoś to zaplanował. Nie chciałem już cierpieć. Nie zasługiwałem na to.
    Wyszedłem z windy, a następnie z budynku i dopiero wtedy zacząłem myśleć nad tym, co mam ze sobą zrobić. Byłem rozdarty między towarzystwem a samotnością. Dwa głosy szeptały mi do uszu, że mam iść za nimi, dwie dłonie chwytały moje ramiona, aby pociągnąć mnie w swoją stronę. Człowiek nigdy nie podejmie właściwej decyzji, a ja doskonale zdawałem sobie z tego sprawę, gdy wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer Justina. Powinienem przemyśleć to w samotności, ale problem w tym, że w ogóle nie chciałem o tym myśleć. Dlatego też potrzebowałem jakiegoś zajęcia, aby nie zatracać się we własnym obłędzie.
- Hej, Justin – odezwałem się, gdy usłyszałem głos kumpla w słuchawce.- Tak się zastanawiałem, czy nie chciałbyś może wyjść do jakiegoś pubu?
- Pewnie – zgodził się mężczyzna, a ja uśmiechnąłem się do siebie.- Wyślę ci smsem pewien adres, mówię ci, tam jest zajebiście.
- Zgoda. Dzięki, bracie.
- To ja dziękuję! Do zobaczenia.
    Minutę od zakończenia połączenia dostałem wiadomość od Justina. Wiedziałem, gdzie znajdował się ten pub, więc spokojnym krokiem ruszyłem pod wskazany adres. Mój spacer nie obył się bez ukradkowych spojrzeń przechodniów, którzy wymyślali w swoich głowach niestworzone historie, dlaczego połowa mojej twarzy była czerwona. Odcień ten na pewno niedługo zmieni się w fiolet, a następnie zieleń i żółć. Nienawidziłem mieć siniaków.
    Pod pubem czekał na mnie Justin. Mieszkał niedaleko, więc nie zdziwiłem się, gdy zobaczyłem go pierwszego na miejscu. Chłopak uśmiechnął się do mnie, aby następnie zmarszczyć czoło i zacząć przyglądać się mojej twarzy. Gdy stanęliśmy naprzeciwko siebie, szatyn odsunął moje włosy na bok i spojrzał na mój policzek.
- Rany, co ci się stało? - zapytał.
- Długa historia.
- Mamy czas.
- Więc wejdźmy do środka – zaproponowałem, a Justin skinął głową.
    Pchnęliśmy drzwi prowadzące do pubu i znaleźliśmy się w środku. Był to nieduży lokal utrzymany w kolorach brązu i bordo, z barem, stolikami, krzesłami, piłkarzykami i wielkim stołem bilardowym w centrum pomieszczenia. Nie powinienem przebywać w takich miejscach, bo nie mogłem pić, dlatego Justin będzie musiał mnie pilnować.
    Usiedliśmy przy barze. Niemal od razu podeszła do nas młoda dziewczyna, która zapytała, co podać. Miałem ochotę na alkohol, mimo że nie powinienem. Jedno piwo przecież mi nie zaszkodzi, prawda?
- Duże piwo, a dla mojego kumpla wodę min... - zaczął Justin, ale nie dałem mu skończyć.
- Również duże piwo.
- Mogę poprosić pańskie dowody? - zapytała dziewczyna, a ja zacisnąłem dłonie w pięści.
- Nie mam dwudziestu jeden lat, ale chcę alkoholu, więc bardzo proszę o podanie mojego zamówienia – mruknąłem.- Nikt się nie dowie, jeśli nie będziemy o tym mówić.
    Barmanka skinęła głową, a Justin spojrzał na mnie niepewnie. Doceniałem to, że się martwił, ale byłem już dorosły. Sam będę odpowiadał za swoje czyny.
- Spokojnie, nic mi nie będzie – powiedziałem z lekkim uśmiechem, aby go zapewnić, że nic mi się nie stanie.
    Dziewczyna postawiła przed nami dwa kufle, a ja chwyciłem jeden z nich i zamoczyłem usta w pianie. Upiłem trzy łyki i odetchnąłem głośno. Tego mi było trzeba. Już zapomniałem, jak dobre było piwo.
- Więc co się stało? - zapytał Justin, a ja wzruszyłem ramionami.- Masz nieźle obitą twarz. Ktoś cię napadł?
- Nie.
- Sam się uderzyłeś?
- Nie.
- Więc?
    Westchnąłem głośno i pokręciłem głową. Nie zanosiło się na to, abym mu powiedział. Nie przy pierwszym piwie...

- I wtedy mnie spoliczkował – załkałem gorzko, kładąc głowę na ladzie i patrząc przez łzy na nieco zdezorientowanego Justina.- Spoliczkował mnie, niby mnie kocha, a mnie uderzył, co to jest kurwa za polityka!
- Kell, wydaje mi się, że już nie powinieneś pić – stwierdził chłopak, a ja machnąłem ręką.
    Może i trochę przesadziłem, tym bardziej, że miałem raczej słabą głowę. Wypiłem dwa duże piwa i trzy drinki, co z połączeniem z moim nieprzystosowanym do alkoholu organizmem daje raczej marny efekt. Nie potrafiłem utrzymać się na stołku, dlatego się położyłem, a do tego nie umiałem zapanować nad emocjami. Zacząłem ryczeć jak dzieciak, w ogóle nie pomagając Justinowi, który chciał mnie uspokoić. Robiłem mu wiochę, ale co miałem poradzić? Zaraz odlecę.
- On mnie uderzył! - lamentowałem, a Justin położył dłoń na moich włosach i zaczął je gładzić.- Myślałem, że mnie kocha, a on tak po prostu potraktował mnie jak szmatę.
- Jestem pewny, że cię kocha, ale miał zły dzień.
- On ma codziennie złe dni! Nie ma dobrych dni, ciągle są złe, gówno go obchodzą dobre. Kocham go, Justin – zachlipałem, chowając dłoń w ramionach.- Tak bardzo go kocham...
    Wtedy moją głowę przeszył ból, przez co cicho jęknąłem. Zrobiło mi się duszno i miałem znaczne problemy z oddychaniem. Głosy zaczęły się zlewać, a ja zadrżałem i zbeształem się w głowie za własną głupotę. I tyle było z mojej dorosłości...

    Doskonale wiedziałem, gdzie się obudziłem. Nie musiałem nawet otwierać oczu, bo zapach i dźwięki mówiły dosłownie wszystko. To samo krzyczał do mnie mój mózg. Kellin, ty idioto, ty debilu, ty pieprzony dzieciaku.
    Otworzyłem oczy i spojrzałem w prawo, po czym rozchyliłem usta. Kurwa mać. Jeszcze jego mi tu brakowało.
- Jezu Chryste, nareszcie – wyszeptał Vic, chwytając moją dłoń, którą szybko mu wyrwałem.- Kellin...
- Nie udawaj, że jakoś cię obchodzę – mruknąłem, odrywając od niego wzrok.
- Jesteś dla mnie całym światem, oczywiście, że mnie obchodzisz.
    Już chciałem mu odpowiedzieć, ale w tym samym momencie drzwi sali otworzyły się i do środka wszedł znany mi już lekarz, doktor Wood.
- Panie Quinn – westchnął, a ja spojrzałem na niego niczym pouczany przez rodzica nastolatek.- Trochę się wypiło, co?
- No trochę – wzruszyłem ramionami.
- Pański przyjaciel w porę zawiadomił pogotowie. Powinien być pan mu wdzięczny. Zadzwoniliśmy również po pana Fuentesa, który przyjechał niemal od razu, gdy dowiedział się, co się stało – wyjaśnił, a ja jedynie skinąłem głową.- Swoją drogą, co stało się panu w policzek?
    Asekuracyjnie spojrzałem na Vica, który przełknął ślinę, przez co jego jabłko Adama poruszyło się nerwowo. Gdybym go teraz wkopał, miałby ogromne kłopoty. Mimo że strasznie mnie zranił, nie chciałem, aby poniósł konsekwencje w postaci wylądowania w areszcie. Kocham go, więc nie mógłbym mu tego zrobić. Dlatego też postanowiłem improwizować.
- To był wypadek – zacząłem.- Po prostu Vic wychodził z łazienki, ja przechodziłem obok, nie zauważył mnie i dostałem drzwiami. Zagoi się.- Uśmiechnąłem się lekko, a lekarz pokiwał ze zrozumieniem głową. Cieszyłem się, że to chwycił.
    Vic uśmiechnął się do mnie, a ja obdarzyłem go chłodnym spojrzeniem, co od razu zmniejszyło jego entuzjazm. Niech nie sądzi, że kilka uśmiechów załatwi sprawę. To, że go nie wkopałem, nie oznaczało, że mu wybaczyłem i nie musi mnie przepraszać.
- Myślę, że będzie mógł pan wyjść już wieczorem – oznajmił lekarz.- Teraz proszę jeszcze odpocząć. Przyjdę, gdy zdobędę dla pana odpowiedni wypis.
    Podziękowałem mu, a mężczyzna wyszedł z sali. Teraz czekało mnie najgorsze. Musiałem stawić czoła emocjom, które na mnie czekają. Człowiek nie wie, na co trafi. Nie wie, co wyrzuci z siebie jego rozmówca. Na dodatek to ukochana osoba, na której nie chce się zawieść. Jak miałem się zachować?
- Przepraszam – zaczął Vic, a ja spojrzałem na niego wyczekująco.- Nie chciałem. To nie byłem ja. Przesadziłem z marihuaną, nie chciałem tego zrobić. Przecież wiesz, że nigdy bym tego nie zrobił, gdybym myślał trzeźwo.
    Skinąłem głową. Wiedziałem to. Vic to dobry człowiek, nie krzywdził osób, które zajmowały ważne miejsce w jego sercu.
- Nie chcę, żebyś myślał o mnie jak o brutalu, którym przecież nie jestem. Nigdy bym cię nie skrzywdził...
- A jednak to robisz, Vic...
- Nie chcę cię stracić – szepnął, a jego oczy zaczęły błyszczeć.- Nie mogę cię stracić.
- Stracisz, jeśli nadal będziesz się tak zachowywał.
- Nie będę. Przepraszam za wszystkie moje słowa i czyny, przepraszam za wszystko. Nie poradzę sobie bez ciebie, skarbie. Przepraszam.
    Uśmiechnąłem się półgębkiem i wyciągnąłem do niego obie dłonie, aby się do mnie przybliżył. Chłopak usiadł na łóżku, a ja chwyciłem jego szyję, przyciągnąłem do siebie i czule go pocałowałem. Nie potrafiłem na niego patrzeć, gdy był smutny. Wyglądał tak żałośnie, gdy był bliski płaczu, a ja nie chciałem, aby płakał. To doprowadziłoby do moich własnych łez, a dwójka płaczących facetów nic nie daje. Musieliśmy być silni i mimo wielu przeciwności losu, musieliśmy dumnie kroczyć do przodu. O to chodziło w życiu. Dokądś trzeba było dojść, aby w końcu zasmakować raju i odkryć jego sekrety. We dwóch odkryjemy je wszystkie i razem będziemy z nich korzystać.
    Gdy się od siebie oderwaliśmy, oparłem czoło o jego i głęboko westchnąłem. Uwielbiałem to robić, tak po prostu wpatrywać się w jego brązowe oczy i czuć jego oddech na swojej twarzy. Czułem się wtedy, jakbyśmy byli jednością. Każda para powinna dążyć do tego uczucia, aby się nie rozpaść.
- Kocham cię – szepnąłem.
- Kocham cię mocniej, Kells. Przepraszam.

19 komentarzy:

  1. Victor to skurwiel.
    Serio, coraz bardziej przestaję go lubić.
    Plus potwornie szkoda mi Kellina. Tak bardzo kocha Victora, a ten ma go w dupie. No chyba, że mam ochotę na seks.
    Oki, Dżo, ja już czekam na następny c:

    xoxo Lack of Sleep

    OdpowiedzUsuń
  2. Siedzę na plaży i próbuje nie ryczeć. Ten rozdział rozpierdolił wszystko. ;_; ~whiskas

    OdpowiedzUsuń
  3. jestem ciekawa jak to dalej się rozwinie, czekam na następny,weny!
    ~Pola

    OdpowiedzUsuń
  4. Fragment gdy Vic policzkuje Kellsa musiałam przeczytać dwa razy bo nie mogłam w to uwierzyć. Miałam takie- Viktur czo ci odpierdala ;----;
    A na końcówce, która jest perf sie rozryczałam.
    FILSY FILSY FILSY BARDZOOO.
    /Lindeczka

    OdpowiedzUsuń
  5. Viktur niech sie pierdoli, jest rozkapryszonym bachorem, niech wydorosleje.

    @Mars_Weirdo

    OdpowiedzUsuń
  6. OMG Dżo ja rycze !! Super czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiktorzakowi już zaczyna odpierdalać! to marihuanen a potem to spoliczkowanie Kellsa. nie jest za ciekawie i kilka "przepraszam" tego nie zmieni. czekam na kolejny <33333333

    OdpowiedzUsuń
  8. Tym rozdziałem zrobiłaś mi takie rozpierdziel emocjonalny, że szok. Najpierw prawie z krzesła spadłam i musiałam przerwać czytanie, bo nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Na koniec miałam łzy w oczach.
    Kolejne "przepraszam" nic nie da, jeśli zmiany nie pójdą w dobrym kierunku...

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie, nie, nie! Jak Vic mógł to zrobić?! No jak on mógł uderzyć Kellina?!
    Oby skończył z tymi narkotykami i wziął się za normalną pracę.
    Czekam na następny rozdział, dzięki dżo

    OdpowiedzUsuń
  10. Myśle, że Victor wpadnie w lekki nałóg z tymi prochami i marihuaną.
    Zacznie się robić mała patologia, kolejne przepraszam tego nie załatwi.
    Stacą mieszkanie, ich związek się rozpadnie Kellin wyląduje w szpitalu, popełnią samobójswto i się skończy.
    Dżo nie rób mi tego to nie może się tak skończyć. Nie bądź tu taką pesymistką
    Jak ja :( <3 kocham weny i czekam

    OdpowiedzUsuń
  11. Czo ten Victor? :c Aż się boję co będzie dalej. Czy Vic zostawi to dealowanie, czy Kellin zostawi Vica... Czytam rano i czuję, że rozpierdol emocjonalny nie opuści mnie do końca dnia ;-;

    Weny życzę *-* Buddha.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jejuu czo ten Vic :o biedny Kellin ale Vic też ;( niech skończy z tymi prochami noo... ;c KC ♥ pisz ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. Płakam. ;_; Nie wyobrażam sobie zjaranego Vica i tego jak uderzył Kellina. Nie wiem co mam myśleć o tym wszystkim. Każdy rozdział jest coraz bardziej szokujący. Ale mimo wszystko to jest naprawdę świetne i czekam na więcej. Życzę weny i pozdrawiam.
    Be

    OdpowiedzUsuń
  14. Vic taki chuj.
    Biedny Kells, szkoda mi go :<
    Ale cieszę się, że jakoś się pogodzili.
    Co tu dużo mówić..
    Rozdział zajebisty. Po prostu.
    Czekam na następny.
    Koooocham mocno. Pa
    ~Bulletproof.

    OdpowiedzUsuń
  15. Mam straszną schizę z tą całą robotą Vica, jak on takie rzeczy po marihuanen robi, to co się stanie jak spróbuje czegoś mocniejszego ;-;
    Boję się, chce jakiś słodziaszny moment na rozweselenie, pls.
    Ja tez o policzkowaniu czytałam dwa razy bo było takie "yy chyba coś źle zrozumiałam" ale niestety dobrze zrozumiałam : c
    Pisz pisz, czekam dzisiaj na kolejny!
    @pinkupinku947

    OdpowiedzUsuń
  16. Omggg, MEEEGA SUPCIO! Poprzednie były średnie, ale to bylo mega dobre! Tylko ja bym nie wybaczyła tak latwo jak Kellin, ale pewnie pożałuje tego ze wybaczył :")

    OdpowiedzUsuń
  17. muszę przyznać, że na początku nie byłam przekonana do tego fanfika, ale teraz zmieniam zdanie. odkad Vic wkrecil sie w handel narkotykami dzieje sie duzo. a to dobrze, bo sielanka nie jest fajna, przynajmniej mi sie szybko nudzi. czekam na osemke :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Jaki Vic. Boże ale emocje. Cudowny<3

    OdpowiedzUsuń