wtorek, 1 lipca 2014

Jeden

Pierwszy rozdział sequelu! Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Spokojnie, akcja powoli będzie się rozkręcać. Proszę o komentarze i opinie :) Bez komentarzy nie ma rozdziałów, przykro mi. Dla autora jest to dosyć ważna kwestia :)
Od razu mówię, że w tym tygodniu nie dodam drugiego rozdziału. Będzie bardzo napięty. Ale w poniedziałek za tydzień już tak!
Miłej lektury :)
_________________
Jak opisać życie studenta na Harvardzie jednym przymiotnikiem?
Ciężkie.
Gdyby kilka lat temu ktoś powiedział mi, że będę studiować na jednej z najlepszych uczelni świata, wyśmiałbym go. Odpowiedziałbym mu, że ma o mnie bardzo wygórowane zdanie i powinien przestać żartować. Śmieszna sprawa, bo właśnie jestem na drugim roku i mimo że były momenty, kiedy chciałem rzucić to w cholerę, nie poddałem się i ciągnę to dalej.
Ostatni rok przyniósł ze sobą wiele wzlotów i upadków na różnych płaszczyznach. Czasem ryczałem, bo nie potrafiłem odnaleźć się w tym szybkim, studenckim życiu, aby następnie tryskać energią i biegać z wykładu na wykład z uśmiechem na twarzy. Kiedyś rozmawiałem nawet z dziekanem, bo chciałem zrezygnować, ale mężczyzna wyjaśnił mi, że nie powinienem od razu się poddawać. To dopiero początek mojej przygody, kto wie, co wydarzy się później? Dlatego zostałem. Nie chciałem być słaby.
Na szczęście w moim związku z Victorem było więcej wzlotów aniżeli upadków. Oczywiście, czasem się sprzeczaliśmy, jak każda para, ale nie zamieniłbym naszych relacji na żadne inne. Mój ojciec kupił nam małe mieszkanie niedaleko kampusu. Sypialnia, salon połączony z kuchnią, łazienka, to wszystko w zupełności tam wystarczyło i nie potrzebowaliśmy niczego więcej. Sąsiedzi czasem się skarżyli, że za głośno uprawiamy seks. To chyba jedyna wada tego lokalu (nie, żebyśmy się tym przejmowali).
Vic nie składał podań na żadne studia, nawet w kolejnym roku. Zaczął chodzić na jakieś kursy sportowe, zainteresował się rehabilitacją i rzeczami tego typu. Teraz pracuje w klubie sportowym, gdzie zajmuje się małymi dzieciakami, które chcą rozpocząć swoją przygodę ze sportem już od najmłodszych lat (albo po prostu rodzice nie chcą, aby maluchy siedziały cały dzień przed komputerami i konsolami). Prowadzi zajęcia z piłki nożnej i wbrew pozorom, wcale nie wyparł jej baseball czy futbol amerykański. Dzieciaki chętnie przychodzą pograć sobie w piłkę, a Vic cieszy się, że może im chociaż trochę przybliżyć ten sport. Czasami chodzi też na rehabilitacje do szpitala, ale nie może pełnoprawnie pomagać innym, bo nie ukończył studiów na takim kierunku. Można powiedzieć, że jest prawą ręką głównego rehabilitanta i otrzymuje małą sumkę pieniędzy za oferowaną pomoc.
Nie chcieliśmy opierać się jedynie na moim ojcu, chociaż gdyby nie on byłoby nam trudno utrzymać to mieszkanie w takim stanie. Cieć, znaczy się gospodarz bloku, często na nas narzekał, ale dopóki ojciec płacił czynsz i rachunki, dopóty ten stary dziad nie wyrzuci nas z tego mieszkania. Mimo to próbowaliśmy sami zarabiać pieniądze. Vic z czasem zarabiał ich coraz więcej, chociaż nie były to kosmiczne sumy. Jego rodzice postanowili mu nie pomagać, co najwyżej przysyłali meksykańskie jedzenie z San Diego. Ja też chciałem zarabiać, ale w mojej sytuacji było to nadzwyczaj trudne. Miałem kilka prac, głównie w wakacje, lecz skupiałem się bardziej na studiach niż moim dochodzie. Aktualnie chodzę na praktyki do bostońskiego dziennika, „Boston Herald”, które oczywiście są darmowe, a ja muszę je zaliczyć. Może i pani redaktor naczelna nie należała do najmilszych osób, ale na szczęście moją przewodniczką po świecie została cudowna dziewczyna, Jenna, którą od razu polubiłem. Szybko zostaliśmy przyjaciółmi i nasze spotkania nie ograniczały się jedynie do tych przy kawie w redakcji.
Właśnie, co do przyjaciół. Na studiach poznałem naprawdę cudownych ludzi. Z większością miałem dobry kontakt, lecz zaprzyjaźniłem się z trójką, Justinem, Gabe'em i Jackiem. Nie studiowaliśmy na tych samych wydziałach, oni poszli w kierunku bardziej technicznym, ale to nie przeszkadzało nam w utrzymaniu dobrych relacji.
Ludzie tutaj są bardzo dojrzali, akceptujący i tolerancyjni. Nikt nie ma problemu z tym, że jestem gejem, a gdy im o tym powiedziałem, zaczęli wypytywać, czy mam chłopaka, co było bardzo miłe. Od liceum nie zmieniło się to, że większość ludzi już mnie znała, bo postarałem się o pozytywny rozgłos. Nigdy nie byłem szarą myszką i właśnie dlatego cały mój rok mnie zna. Oczywiście, znalazły się też osoby, które miały ze mną problem, na przykład taki, że obnoszę się ze swoją seksualnością, ale miałem je gdzieś. Jeśli nauka w tej szkole mnie nie złamie, to nie ma takiej rzeczy, która by to zrobiła.
Muszę też wspomnieć o wspaniałym budynku Harvardu. Na przykład sala Annenberga, w której właśnie siedziałem i z kabanosem drobiowym w ustach zawzięcie wypisywałem kolejne słowa na kartce papieru, która zapełniała się moim pismem. Obok mnie siedział Justin, który skupił się bardziej na jedzeniu aniżeli pisaniu pracy. Postanowiłem odwalić trochę roboty na jutrzejsze wykłady. Czekałem na Vica, który miał mnie odebrać w drodze z pracy, a że cholernie mi się nudziło, zabrałem się do pisania.
- Będziesz jadł tego kabanosa? - Usłyszałem głos Justina i uniosłem głowę znad kartki.
Dłonią, w której nie trzymałem długopisu, chwyciłem kabanosa i zjadłem go do końca, co spotkało się z rozczarowaniem w oczach przyjaciela. Nie będę oddawał moich kabanosów. Na roku kolegowałem się z dziewczyną z Polski, która często przynosiła na kampus polskie jedzenie, które było przepyszne, nawet jeśli nie mogłem jeść wszystkiego, bo pewnie trafiłbym na diabetologię.
- Nienawidzę cię – mruknął Justin, zajmując się swoim makaronem w pudełku.- Kiedy przyjeżdża Vic?
- Pewnie za jakieś pięć minut? - odparłem, czując wibracje telefonu w kieszeni. Wyciągnąłem komórkę i odczytałem wiadomość.- Błąd. Już przyjechał. Chcesz się z nami zabrać? - zapytałem, chowając wszystkie rzeczy do torby i wstając z krzesła.
- Nie, poradzę sobie. Do zobaczenia jutro.
Pokiwałem głową i założyłem torbę na ramię, po czym machnąłem dłonią do chłopaka i udałem się do wyjścia z budynku. Pchnąłem drzwi, aby się otworzyły, a w moją twarz od razu uderzyło przyjemne powietrze. Szybko przyzwyczaiłem się do klimatu panującego na wschodnim wybrzeżu, mimo że był całkiem inny niż ten kalifornijski. Trochę chłodu mi nie zaszkodzi, wręcz przeciwnie.
Wszedłem na parking i zacząłem szukać znajomego mercedesa. Uśmiechnąłem się i żwawym krokiem podszedłem do stojącego przy nim chłopaka, który skrzyżował ramiona na torsie i lustrował ludzi wzrokiem. Zarzuciłem mu ręce na szyję i mocno go pocałowałem. Poczułem, jak kładzie dłonie na moje biodra, a po kilku sekundach się ode mnie oderwał.
- Cześć – uśmiechnąłem się do niego, ale po chwili zmarszczyłem brwi, bo jego wyraz twarzy wskazywał na to, że się nie cieszy.- Coś się stało?
Vic wzruszył ramionami i otworzył drzwi samochodu, dając przy tym znać, że mam wsiąść do środka, co oczywiście zrobiłem. Szatyn usiadł za kierownicą i przekręcił kluczyk w stacyjce. Przez chwilę się nie odzywał. Po prostu wyjechał z parkingu i zaczął jechać znaną nam już drogą prowadzącą do bloku, w którym mieszkaliśmy.
- Powiesz mi do cholery jasnej co się stało? - zapytałem w końcu, a on oblizał wargi.
- Sprawy w pracy się trochę... Spieprzyły.
- W jaki sposób się „spieprzyły”?
- Wygląda to tak – zaczął, a ja zmarszczyłem brwi.- Rodzice w klubie zaczęli się skarżyć.
- Na ciebie?
- Nie, ogólnie. - Pokręcił głową.- Trochę im nie pasowało, że kazano im płacić za ich dzieci, a gdy inne dzieciaki przychodzą po prostu w coś pograć, nie muszą dać ani grosza.
- To rzeczywiście nie fair – stwierdziłem, kiedy szatyn wjechał na podziemny parking, gdzie zawsze zostawialiśmy nasz samochód.
- Pewnie. Chciałbym, żeby każde dziecko przychodziło za darmo, ale to wiązałoby się z cięciami i ewentualnym fiaskiem firmy.
Zmarszczyłem brwi i przekrzywiłem głowę. Nadal nie wiedziałem, co spowodowało, że Vic był w złym humorze. Widziałem to po nim. Wydawało mi się, że to nie był jedyny powód, przez który się zdenerwował. Musiało w tym być jakieś drugie dno.
- Wszyscy pracownicy zostali wezwani na dywanik do dyrektora – powiedział, parkując na naszym miejscu, po czym obaj wyszliśmy z samochodu.
Chwyciłem swoją torbę i zawiesiłem ją na ramieniu, po czym podszedłem do Vica i złapałem go za rękę, aby spleść nasze palce. Lubiłem takie delikatne gesty i miałem wrażenie, że to właśnie dzięki nim nasz związek był taki udany.
- I co na tym dywaniku? - zapytałem, gdy wchodziliśmy do części mieszkalnej budynku. Weszliśmy po schodach do recepcji, gdzie siedział znajomy nam strażnik, z którym się przywitaliśmy, po czym stanęliśmy przed windą.- Chyba nic poważnego się nie stało, co?
- To była tylko cisza przed burzą, a przynajmniej tak stwierdziliśmy z Jasonem. - Jason to przyjaciel Vica, z którym pracował w klubie sportowym.- Dyrektor powiedział nam, że zacznie zastanawiać się nad rozwiązaniem konfliktu. Rodzice są nieustępliwi i prawdopodobnie skończy się tym, że wszystko będzie darmowe – wyjaśnił, podczas gdy na parterze pojawiła się winda, do której weszliśmy.- Tylko wszyscy boimy się, że przez to rozpoczną się masowe zwolnienia, bo pieniądze kiedyś się skończą, a firma chce się utrzymać.
Westchnąłem ciężko i oparłem się o ściankę windy, która powoli poruszała się w górę. Jeśli Vic straci pracę, wiele rzeczy się popsuje. Nie utrzymamy się z samej rehabilitacji, a prędzej czy później mój ojciec w końcu przestanie być taki miły i wszystko spadnie na nasze barki. Najlogiczniejszym rozwiązaniem byłoby, gdybym sam znalazł jakąś dobrze płatną pracę, ale kto zatrudni niedoświadczonego studenta z poważną cukrzycą, który w każdej chwili może upaść na podłogę? Musiałem być dobrej myśli, że Vic zachowa pracę i nikt nie będzie musiał się przejmować przytłaczającymi wydatkami.
- Nie zwolnią cię – westchnąłem, gdy drzwi windy rozsunęły się na piątym piętrze.- Wykonujesz zbyt dobrą pracę. Dlaczego mieliby zwalniać doświadczonego pracownika?
- Problem w tym, że doświadczenia raczej brak – odparł sucho, wychodząc z windy, a ja poszedłem za nim, bo mnie za sobą pociągnął.- Żadnych studiów, college'u, jakiejś szkoły...
- Nie wmówisz mi chyba, że nie masz doświadczenia – przerwałem mu ostro, puszczając jego rękę, aby znaleźć klucze w torbie.- Przez całe życie grasz w piłkę, znasz się na zdrowiu i ciele, wiesz, co jak działa. Masz doświadczenie.
- Oprócz kilku kursów na papierze, nie mam niczego.
Przewróciłem teatralnie oczami i wyciągnąłem klucze z torby, aby następnie wsunąć jeden z nich do zamka. Przekręciłem go i otworzyłem drzwi, wpuszczając Vica do środka. Po chwili sam przekroczyłem próg i zamknąłem drzwi. Vic poszedł do salonu, a ja rzuciłem torbę na podłogę i podreptałem za nim. Chłopak siedział na kanapie z pochyloną głową i twarzą ukrytą w dłoniach. Westchnąłem cicho i usiadłem obok niego, oplatając jego ramię swoim.
- Jeśli będziesz nastawiał się na to w tak pesymistyczny sposób, na pewno wszystko się zepsuje i poczujesz się jeszcze gorzej - stwierdziłem, a Vic opuścił dłonie i spojrzał na mnie kątem oka.
- To raczej realizm.
- Raczej nie.
- Raczej tak.
- Gówno prawda, Victorze – warknąłem, a chłopak uniósł brew.- Teraz masz się zachować tak, jakby wszystko było w porządku. Bo jest w porządku. Przestań pisać najgorsze scenariusze. Wkurwiasz mnie, gdy to robisz.
Vic pokiwał głową, a ja uśmiechnąłem się lekko i pocałowałem go w policzek. Chciałem, żeby czuł się dobrze, nawet jeśli wiązało się to z ostrym tonem i niemiłymi słowami. Dla niego zrobiłbym prawie wszystko. Kocham go najmocniej na świecie.
- Mam trochę polskiego żarcia od koleżanki, podgrzać ci? - zaproponowałem, wstając z kanapy i idąc do holu, aby zabrać stamtąd torbę.- Chcesz mięso z kaszą zawijane w kapustę? Nie pamiętam, jak to się nazywa, chyba jak jakiś ptak, co trochę mnie zdziwiło, gdy Ala mi o tym mówiła, no ale trudno. Chcesz? - zapytałem, ponownie pojawiając się w salonie, aby przejść z niego do kuchni.
- Pewnie, możesz odgrzać. - Vic skinął głową, a ja uśmiechnąłem się promiennie.
Wyciągnąłem pudełko z jedzeniem z torby, po czym z jednej z szafek wyciągnąłem duży talerz. Przełożyłem jedzenie na naczynie, które następnie wstawiłem do mikrofalówki i nastawiłem na podgrzewanie. Jako młodzi ludzie raczej nie jedliśmy zbyt ekskluzywnie, ale nie umieraliśmy z głodu, więc nie narzekaliśmy. W międzyczasie wyciągnąłem sztućce z szuflady, a po całym mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi.
- Otworzę! - zawołał Vic.
Wychyliłem głowę z części kuchennej, aby mieć wgląd na to, co działo się na korytarzu. Chłopak otworzył drzwi, a ja uniosłem brwi, gdy zobaczyłem gospodarza domu. Nie był tu mile widziany ze względu na jego wieczne narzekanie na nasze osoby. W naszym progu pojawiał się tylko wtedy, gdy stało się coś poważnego albo coś przeskrobaliśmy. O ile mi wiadomo, ostatnimi czasy nie robiliśmy niczego złego. Więc o co może chodzić?
- Bardzo proszę, pismo od spółdzielni, panie Fuentes – odezwał się mężczyzna, a Vic odebrał od niego jakąś kartkę.- Spóźniacie się z zapłaceniem czynszu i rachunku za prąd.
- Jak, to niemożliwe – wtrąciłem się, podchodząc do mężczyzn i zabierając Vicowi kartkę.- Przecież powinno być zapłacone już jakiś tydzień temu.
- Widzi pan, jednak nie jest. - Cieć uśmiechnął się jadowicie.- Żegnam panów. Miejmy nadzieję, że już się nie zobaczymy.
Z tymi słowami chwycił klamkę i zatrzasnął za sobą drzwi. Co za typek. Może i nas nie lubił i chciał się nas pozbyć, ale fałszerstwo dokumentów raczej nie było moralne. Chyba, że to nie fałszerstwo tylko szczera prawda. Mój ojciec nigdy nie spóźniał się na płacenie rachunków, więc dlaczego teraz miałoby być inaczej? Warto jednak wyjaśnić sprawę.
- Twój ojciec nie zapłacił?! - krzyknął zdenerwowany Vic, a ja spiorunowałem go wzrokiem.
- Dlaczego masz do mnie pretensje? - prychnąłem, wyciągając telefon z kieszeni spodni.- Nie miałem pojęcia, że nie zapłacił. Nie dzwonił do mnie, o niczym nie wiem. Byłoby super, gdybyś na mnie nie krzyczał.
- Dobra, racja. Przepraszam – westchnął i pocałował mnie w policzek, a ja wybrałem numer taty i od razu włączyłem tryb głośnomówiący. Czekaliśmy dosyć długo, co było dziwne, bo ojciec zawsze szybko odbierał telefon. W końcu jednak usłyszeliśmy jego głos w głośniku.
- Tak? - zapytał szybko, a ja zmarszczyłem brwi.
- Umm, wszystko w porządku?
- To ty dzwonisz, to nie ja powinienem zapytać, czy wszystko w porządku?
- Niby tak, ale brzmisz trochę, jakbyś gdzieś się śpieszył, czy coś...
- Fakt, trochę się śpieszę – przytaknął już nieco spokojniej.- No ale mów, o co chodzi.
- Był u nas cieć i przyniósł jakiś papier ze spółdzielni, że mamy niezapłacone rachunki – zacząłem.- Nie wiem, czy to jakiś błąd lub nieporozumienie, czy co, ale postanowiłem zadzwonić.
- Racja, jeszcze nie zapłaciłem, bo mam sporo na głowie.
Spojrzałem na Vica, który patrzył na telefon z uniesionymi brwiami. Zdziwił się, to jasne, bo mój ojciec zawsze wywiązywał się z wszelkich płatności i nigdy nie można było na niego narzekać.
- Więc kiedy możemy się spodziewać, że zapłacisz? - zapytałem grzecznie, dając mu do zrozumienia, że wypadałoby przelać pieniądze jak najszybciej.
- Zapłacę kiedy zapłacę, nie musisz mnie poganiać – odparł sucho.- Bądźcie wdzięczni, że w ogóle wam pomagam i mnie nie poganiajcie. Do usłyszenia.
Mężczyzna rozłączył się bez żadnych zbędnych słów. Zamrugałem kilka razy oczami i schowałem telefon do kieszeni. Mój ojciec nigdy się tak nie zachowywał, więc nie miałem pojęcia, jak na to zareagować. Vic najwyraźniej też był w kropce. Usiedliśmy na kanapie, szatyn oparł się wygodnie o miękkie poduszki, a ja wtuliłem się w jego klatkę piersiową.
- Czyli raczej bez pieniędzy? - odezwał się, a ja wzruszyłem ramionami.
- Nie wiem, o co może mu chodzić, ale zapłaci. Przecież nie chce, żeby nas stąd wywalili, bo wtedy pojawiłoby się jeszcze więcej problemów.
- Nadal się denerwuję – westchnął, sięgając po pilota, aby włączyć telewizję.
- Też się denerwuję. Na razie musimy czekać. Kurwa, gołąbki. - Poderwałem się z kanapy i pobiegłem do kuchni.
- Nazwali jedzenie jak ptaki? -Usłyszałem głos Vica, ale go zignorowałem.
Nasza przedpotopowa mikrofalówka nie dawała żadnego sygnału, że jedzenie jest już gotowe, więc trzeba przy niej stać, aby wyciągnąć ciepły posiłek ze środka. Tym razem się nie udało. Otworzyłem drzwiczki mikrofalówki, przez co uderzył we mnie gęsty dym i nieprzyjemny zapach spalenizny. Zacząłem kaszleć i łapać oddech, ale w kuchni było to niemożliwe, więc pobiegłem w głąb salonu. Vic odwrócił się na kanapie, która stała tyłem do części kuchennej i otworzył usta. Jakby jeszcze tego było mało, nagle w domu rozległo się pstryknięcie i telewizor sam się wyłączył, podobnie jak włączone w kuchni światło. Albo dostawca prądu się zdenerwował i wyłączył nam jego dopływ, albo strzeliły nam korki i trzeba będzie zadzwonić po elektryka. Cudownie.
- Powiem ci tak – zaczął Vic, a ja spojrzałem na niego załzawionymi od dymu oczami.- Nie chcę za wiele wymagać od twojego ojca, ale lepiej, żeby się pośpieszył, skarbie.

12 komentarzy:

  1. Wow, troszkę się naczekałam ale było warto!
    Rozdział supi, czekam z niecierpliwością na następny. Weny życzę

    OdpowiedzUsuń
  2. O NIE KOSIARKA SIE ZAŁAPAŁA NA SEKŁEL HAHAHAHAHAHAH
    JEST PERF, A KELLIN TO CIOTA /tori

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeeeej, tak supcio, że będę miała co czytać przez wakacje..
    Co do rozdziału, to jestem jak najbardziej na TAK!
    Coś czuję, że będzie mega ciekawie ;3
    Idk, ale trochę dziwny ten ojciec Kellsa ;-;
    Już nie mogę doczekać sie kolejnego..
    btw. udanego koncertu om&m!! <3
    /@Huranicee

    OdpowiedzUsuń
  4. weny zycze! warto bylo czekac i ciesze sie, ze bede miala co czytac :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jaki cudowny prezencik dzisiaj na urodzinki dostalam (tak 1 lipca^^)
    bede miala co czytac przynajmniej <3
    perfekcyjny rozdzial
    warto bylo czekac troche dluzej ♥
    czekam na nastepny i szybko dodawaj nowy :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakie świetnee! Czekam na następny, i cieszę się, bo będę miała co czytać we wakacje. Nie mogę się doczekać aż będzie next, i czuję, że będzie ciekawie ^^
    ~ Bulletproof.

    OdpowiedzUsuń
  7. naprawdę fajny rozdział, oby akcja się dalej rozkręcała :D
    życzę dużo weny! :D
    i jeszcze raz dobrej zabawy na koncercie :)
    @horalik_swag xx

    OdpowiedzUsuń
  8. Nareszcie doczekałem się nowego rozdziału. Ten jest super, a dalsze też zapowiadają się świetnie. :*
    Belz

    OdpowiedzUsuń
  9. jeejku nie moge się doczekać *w* pisz ! <33 ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeej! Jak milutko<3 doczekalam sie. Och, moja imienniczka kumpluje sie z Kellsem. Juz kocham ten klimat

    OdpowiedzUsuń
  11. pierwszy rozdział i już mini-dramy? robi się ciekawie.
    nie mogę się doczekać następnych rozdziałów.

    OdpowiedzUsuń
  12. zapomniałam skomentować, wybacz mi :c nie spodziewałam się, że zacznie sie sypać już na początku. czyzby ojciec Kelluchy miał kłopoty? no, kabanosy i jarząbki.. znaczy gołąbki :> już mi sie podoba, kocham kocham kocham <333333333333

    OdpowiedzUsuń