czwartek, 31 lipca 2014

Osiem

Jutro jadę nad morze (Sarbinowo, niech ktoś też pojedzie ;__; ), więc dodaję ostatni rozdział przez wyjazdem. Wracam 8 sierpnia, powinnam dodać rozdział dzień po powrocie, ewentualnie dwa.
Jeśli czytasz, skomentuj. To naprawdę popędza autora.
_________________________
Vic
    Chyba nie mogłem być szczęśliwszy.
    Miałem pracę, zarabiałem spore pieniądze za trochę wysiłku i strachu oraz biegania po osiedlu. Wczułem się w ten biznes. Wiedziałem, jak co działa, jak powinno być, a jak nie i z każdym dniem stawałem się coraz bardziej kompetentny do wykonywania tego „zawodu”. Jeremy był ze mnie zadowolony. Widziałem też uśmiechnięte twarze reszty ekipy, które cieszyły się, że do nich dołączyłem. Można by rzec, że znalazłem idealną pracę, jeśli wykluczyć możliwość trafienia za kratki i popadnięcia w nałóg. Na to pierwsze się nie zanosiło, bo specjalnie się nie wychylałem, a to drugie zupełnie mnie nie interesowało. Czasem paliłem trawę, ale nigdy nie sięgnę po cokolwiek mocniejszego. Miałem trochę oleju w głowie i znałem umiar. Sama marihuana przysporzyła mi już trochę kłopotów.
    Chodziło o Kellina. Martwiłem się o niego. Z każdym dniem stawał się coraz bardziej zmęczony, a ja bałem się, że miałem na to wpływ. Nie chciałem tak na niego działać. Wiedziałem, że popełniłem cholernie dużo błędów, przez które cierpiał, ale to nie było moją intencją. Jest dla mnie jak porcelanowa laleczka – bezcenny, nie do skrzywdzenia, bo wystarczyła tylko jedna rysa, aby pozostała na nim na zawsze. Nie mogłem do tego dopuścić. Nie byłem sobą, gdy go uderzyłem. Coś zaćmiło mi umysł, wyłączyło go, a gdy Kellin zniknął mi z oczu, dopiero zacząłem dochodzić do siebie. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Liczyło się jednak, że chłopak mi wybaczył i wiele się między nami nie zmieniło. Kochaliśmy się i właśnie tak powinno być. Powinniśmy żyć w szczęśliwym związku, bez kłótni, krzyków, przemocy. Z czasem będzie idealnie, zamieszkamy w jakimś raju i już nic nam nie przeszkodzi w drodze do euforii.
- Hej, Vic, chwytaj paczkę i leć.- Z rozmyślań wyrwał mnie Oliver, który stanął przede mną z foliową torebką w dłoni.- Przestań się do siebie uśmiechać, wyglądasz dość dziwnie.
- Przepraszam, już lecę – zaśmiałem się, chwyciłem torebkę, którą następnie schowałem do kieszeni kurtki zimowej, po czym wyszedłem z mieszkania aka naszej bazy.
    Szybko zszedłem po schodach i udałem się w stronę tylnych drzwi, przez które zawsze wychodziłem, gdy byłem umówiony z klientem. Nie ryzykowaliśmy. Blok był dosyć widoczny, a nie wiedzieliśmy, czy policja wpadła na nasz trop, czy też nie. Mimo że nie podejrzewaliśmy potencjalnych odwiedzin złożonych przez komisarzy, woleliśmy dmuchać na zimne. Nikt nie wie, co może się zdarzyć, a ja nie chciałem trafić do pudła. Miałem za dużo do stracenia.
    Zima w Massachusetts mogła nazywać się prawdziwą zimą. Nie byłem przyzwyczajony do takich temperatur, mimo że mieszkam tu półtora roku. Wolałem ciepłe klimaty, dlatego San Diego było dla nie idealne, ale nie mogłem zostawić Kellina samego. Postanowiłem przyjąć wszystko na klatę i znieść minusowe temperatury oraz śnieżyce, które potrafiły urwać głowę. Zapiąłem kurtkę pod samą szyję i zacząłem brnąć przez grudniowy śnieg. W całym mieście dało się odczuć świąteczną atmosferę. Lampki, elfy, czerwone tłuściochy, płaczące dzieci. Wszystko wszędzie wyglądało tak samo, co niszczyło prawdziwego ducha świąt. W zeszłym roku pojechaliśmy do San Diego na kilka dni, a tegorocznego Bożego Narodzenia nawet nie zaczęliśmy planować. Kellin miał urwanie głowy na studiach, bo musiał zaliczyć pełno egzaminów i rzadko kiedy odpoczywał. Ciągle siedział nad książkami, pisał kolejne prace, czasem słyszałem, jak płacze w łazience, bo nie może z wszystkim wyrobić. Czekałem na moment, gdy cała ta bieganina po prostu się skończy i w końcu zwolnimy.
- Przepraszam, czy wrzuci pan datek dla dzieci chorych na białaczkę? - Odwróciłem głowę w stronę dziewczęcego głosu.
    Jakaś nastolatka stanęła obok mnie i wyciągnęła w moją stronę rękę ze złotą puszką. Wsunąłem dłoń w kieszenie i omal nie wyciągnąłem torebki z towarem. Bardziej interesowała mnie druga kieszeń, gdzie miałem kilka drobniaków. Byłoby słabo, gdybym się pomylił.
- Pewnie.- Uśmiechnąłem się, wrzuciłem do puszki pięciodolarówkę i poszedłem dalej.
    Przyspieszyłem. Było mi zimno, a ja jak najszybciej chciałem dotrzeć na umówione miejsce. Jak już wcześniej wspominałem, nie znosiłem zbyt dobrze chłodu, więc musiałem się ogrzać, aby nie złapać żadnej grypy czy innego paskudztwa. Skręciłem w jedną z bocznych uliczek, gdzie stacjonowało dosyć szemrane towarzystwo. Przy palących się śmietnikach ogrzewali się bezdomni, ktoś kogoś okradał lub bił, nic nowego. Nie pasowałem tutaj, ale zawartość mojej kieszeni mówiła coś innego.
    Nagle wziąłem zakręt i znalazłem się w ślepym zaułku, który robił raczej za śmietnik. Był zakończony ceglanym murem, pod którym ustawiono kontenery na odpadki. Zamknięto je, aby do środka nie dostawał się śnieg. Przy pojemnikach stał wysoki mężczyzna w czarnym płaszczu. To właśnie był mój klient. Podszedłem do niego, na co uśmiechnął się półgębkiem i wyciągnął swoją dłoń w moją stronę.
- Ach, Victor – wyszeptał, gdy wyjąłem z kieszeni torebkę i mu ją wręczyłem. W zamian dał mi pliczek banknotów, które szybko schowałem.- Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Lubię na ciebie patrzeć. Do zobaczenia.
    Z tymi słowami zostawił mnie samego w ślepym zaułku. Patrzyłem na jego oddalającą się postać i przełknąłem ślinę. Nie spotkałem się jeszcze z czymś takim i nie wiedziałem, co miałem o tym myśleć. Jeszcze nigdy wcześniej nie spotkałem się z czymś takim. Cały chłód jakby zniknął, zastąpiło go uczucie stresu, które nasiliło się, gdy zobaczyłem dwóch funkcjonariuszy przechodzących przez ulicę i zmierzających w stronę uliczki. Teraz zrobiło mi się gorąco.
- Kurwa – syknąłem, po czym odwróciłem się w stronę śmietnika, na który szybko się wdrapałem, aby dosięgnąć muru, który nie należał do najniższych.
    Ułożyłem dłonie na ostatniej cegle i podciągnąłem się w górę, po czym przerzuciłem nogę na drugą stronę. Byłem sam sobie wdzięczny, że dbałem o formę i nie miałem problemu z takimi akrobacjami. Nawet nie patrzyłem na policjantów, bo nie chciałem podnosić poziomu własnej adrenaliny. Może nawet w ogóle na mnie nie patrzyli. Po chwili siedziałem już na murku i spojrzałem w dół. Było dosyć wysoko i nie miałem na co spaść, więc musiałem mieć nadzieję, że śniegowe zaspy zamortyzują upadek.
- Żyje się tylko raz – mruknąłem i skoczyłem w dół.
    Nie czułem nic oprócz wszechogarniającego zimna. Nic mnie nie bolało, nie uderzyłem mocno, więc to się liczyło. Szybko dźwignąłem się na nogi i pobiegłem przed siebie. Nie mogłem wrócić do naszej bazy, bo to byłoby zbyt niebezpieczne i ściągnęłoby na nas niepotrzebne kłopoty. Powrót do mieszkania też wykluczyłem, gdyż ktoś by się tam pojawił i zrobił niepotrzebną rewizję, a ja nie chciałem martwić Kellina. Dlatego też postanowiłem pójść do centrum miasta, pochodzić tam trochę, a potem wrócić do domu.
    Usiadłem na jednej z ławek oddalonej od ludzi. Nie chciałem irytować ich dymem, który zaraz będzie tlił się z mojego skręta. Wyciągnąłem jointa i zapalniczkę z kieszeni i szybko zapaliłem końcówkę. Nie mogłem od tak palić sobie marihuany, bo nie jest legalna w tym stanie, chyba że wykorzystywałbym ją w celach medycznych. Nic dziwnego, że dogadałem się z Jeremym, aby załatwił mi lewe zaświadczenie o tym, że mogę palić. To znacznie ułatwiało życie.
- Nigdy bym się nie spodziewał, że jednak tak szybko się spotkamy – powiedział głos obok mnie.
- Nie utrzymuję bliższych kontaktów z klientami, przykro mi – odparłem, patrząc na mężczyznę, któremu jakąś godzinę temu sprzedałem działkę.
- To może być nasz mały sekret. Ty, ja, jakiś przyjemny pokoik w hotelu... - Uśmiechnął się szelmowsko, a ja uniosłem brew, bo nie robił na mnie żadnego wrażenia.- Będziesz krzyczał moje imię, Victorze.
- Słuchaj, Alex, ja się nie bawię w takie coś – powiedziałem ostro, zaciągając się dymem, który następnie wypuściłem.- Nie znaczy nie. Uszanuj to.
- Tracisz niepowtarzalną okazję, Vic.
- Mam chłopaka.
    Alex uniósł brwi. Wyraźnie się tego nie spodziewał i miałem nadzieję, że to oddali go od jego „genialnego” pomysłu. Nie miałem siły na takie gierki. Gdybym był singlem, to kto wie, pewnie, mógłbym się zabawić. Jednak kochałem Kellina całym sercem i nigdy bym go nie zdradził. Był dla mnie o wiele zbyt ważny.
- Nie wiedziałem – mruknął Alex.
- To już wiesz – burknąłem, zajmując się bardziej swoim skrętem, aniżeli siedzącym obok mnie mężczyzną.- Mogę ci jeszcze jakoś pomóc?
- Nie.
    Alex obdarzył mnie nieco chłodnym spojrzeniem, po czym wstał z ławki i poszedł we własną stronę. Nie miałem zamiaru dłużej w to brnąć. Gdy wkrótce znów pójdę do pracy, powiem Jeremy'emu, że nie chcę już z nim handlować i wtedy dostanę innych klientów. Dalsze spotkania z Alexem przyniosłyby więcej strat aniżeli korzyści. Nie mogłem ulegać pokusom.
    Spaliłem skręta do końca, niedopałek zgniotłem butem i przykryłem śniegiem, aby nie rzucał się w oczy. Tym razem nie przesadziłem z trawą. Wszystko wokół mnie znajdowało się na swoim miejscu, wszystkie dźwięki dochodziły do moich uszu, było w porządku. Postanowiłem ruszyć w stronę domu, gdyż mimo wczesnej pory zaczynało robić się ciemno (głupia zima). Mój wstręt do śniegu powrócił i teraz nie marzyłem o niczym innym jak tylko o ciepłej herbacie i Kellinie w moich objęciach. Był moim żywym kaloryferem, mógłbym przysiąc, że nigdy nie czuł chłodu i zawsze było mu ciepło.
    Śnieg osiadał na moich brązowych oczach, a ja musiałem zmrużyć oczy, aby skupić się na drodze. Postanowiłem spalić jeszcze jednego skręta. Miałem nadzieję, że to nieco mnie rozgrzeje, bo coraz gęstszy śnieg mógł zwiastować śnieżycę i jeszcze niższą temperaturę. Byłem zdziwiony, że mój skręt nadal się palił i zdążyłem go wypalić. Do bloku wszedłem w idealnym momencie. Sekundę po zamknięciu drzwi rozpętała się śnieżyca, a do pomieszczenia wleciało tylko kilka śnieżynek. Odetchnąłem głośno, gdy patrzyłem na pogodę za szybą, po czym strzepałem śnieg z kurtki i udałem się w stronę windy. Moje nogi były odrętwiałe, więc nic dziwnego, że moje tempo nie było zniewalające. Nagle jakby spod ziemi wyrósł przede mną nikt inny jak nasz kochany cieć. Nienawidziłem jego wykrzywionej twarzy, nie kojarzyła mi się z niczym dobrym.
- Tak? - Spojrzałem na niego ze znudzeniem.
- Pieniądze za czynsz – warknął.- Przelew do ju...
- Proszę.- Wręczyłem mu do ręki pliczek pieniędzy, który zarobiłem w ciemnej uliczce. Powinno starczyć, nie martwiłem się o nadwyżkę.- I proszę rzadziej nachodzić mnie i mojego chłopaka.
    Mężczyzna skrzywił się nieco, wpatrując się w moje oczy, po czym pociągnął nosem i zostawił mnie samego. Najwyraźniej chciał, abym nie dawał mu żadnych pieniędzy, bo wtedy miałby pretekst do wykopania nas z mieszkania. Nie mogłem dać mu tej satysfakcji.
    Zachichotałem pod nosem i wszedłem do windy stojącej na parterze. Chyba powinienem wcześniej przeliczyć te pieniądze, bo miałem wrażenie, że dałem mu wielokrotność wartości czynszu, ale może załatwi to sprawę na parę miesięcy. Zresztą, nie mogę się tym przejmować. Wprowadziłem się w o wiele za dobry nastrój.
    Wyszedłem z windy, cicho podgwizdując pod nosem, po czym wyciągnąłem klucze z kieszeni spodni i podszedłem do odpowiednich drzwi. Wsunąłem klucz do zamka, przekręciłem go i wszedłem do środka. Od razu ściągnąłem buty, aby nie nabrudzić, po czym zacząłem rozbierać się z grubych warstw, które na sobie miałem. W mieszkaniu było cicho. Zmarszczyłem brwi i powiesiłem kurtkę na wieszaku, po czym po cichu zacząłem iść w głąb korytarza, który prowadził do salonu. Światła były zgaszone, żadnej żywej duszy. Spodziewałem się czekającego tu na mnie Kellina, ale spotkałem się z głuchą ciszą. Zagryzłem dolną wargę i poszedłem dalej. Tym razem postanowiłem sprawdzić sypialnię. Po drodze przechodziłem obok łazienki, przy której gwałtownie się zatrzymałem. Zza drzwi dobiegał płacz. Na początku był to niewinny szloch, który z każdą chwilą przeradzał się w niekontrolowaną rozpacz. Cholera, to chyba nie przeze mnie, prawda? Miałem zbyt dobry humor, aby spieprzył go jakiś humorek Kellina.
    Położyłem dłoń na klamce, którą następnie nacisnąłem i westchnąłem cicho, gdy zobaczyłem, co działo się w środku.

Kellin
    Miałem wrażenie, że moje całe życie zawodowe się wali, jeśli można było powiedzieć tak o studiach, które w jakiś sposób mnie do tego życia przygotowywały. Byłem też cholernie na siebie wściekły, bo spędziłem tyle czasu nad książkami i papierami, że nie widziałem na oczy, które stały się przekrwione i podkrążone. Byłem wściekły, smutny i rozczarowany, bo nie dość, że bolała mnie głowa, to na dodatek spieprzyłem najważniejszy test pierwszego semestru, który waży na zaliczeniu całego roku. Podczas pisania pracy miałem wrażenie, że moja głowa opadnie na stół i już się nie podniesie. Mimo to jakoś dotrwałem do końca, a gdy po jakimś czasie pojawiły się wyniki, miałem ochotę walnąć głową w mur. Tylko trzy osoby nie zdały. Wśród nich byłem ja.
    Poprawka była 2 stycznia, czyli zaraz po przerwie świąteczno-noworocznej, a ja nie miałem pojęcia, czy dam radę w ogóle do niej podejść. Straciłem motywację i nie potrafiłem się skupić, ale musiałem chociaż spróbować.
    Na razie jednak postanowiłem się wyryczeć, bo nie potrafiłem zareagować inaczej. Wszystko mnie przytłaczało. Moje myśli były rozbiegane i mimo że chciałem zebrać je w kupę, nie umiałem. Wymykały się spomiędzy moich palców, grając mi na nosie. Mogłem być silniejszy od nich i w końcu je poskromić, ale człowiek ma to do siebie, że jest po prostu słaby i jego własny umysł z łatwością potrafi go pokonać.
    Siedziałem pod umywalką, włosy przylepiły mi się do czoła, raz po raz dławiłem się własnymi łzami i nie potrafiłem złapać oddechu. Może i przesadzałem, ale moje emocje skumulowały się w jednym miejscu, w tym samym czasie i po prostu wybuchnąłem. Musiałem odpocząć i zrobię to po osuszeniu łez. Jak na razie się na to nie zanosiło.
    Sięgnąłem po kolejną chusteczkę i nawet nie zauważyłem, jak drzwi łazienki otwierają się, a do środka ktoś wchodzi. Dopiero gdy wydmuchiwałem nos, podniosłem zamazane spojrzenie, które padło na rozczarowanego Vica. Nie chciałem, aby widział mnie w takim stanie. Nie mógł uważać, że byłem słaby...
- Co znów się stało? - zapytał, a ja odrzuciłem chusteczkę na bok i pociągnąłem nosem.- Jeśli płaczesz bez powodu, to...
- Oblałem test – wyszeptałem, ocierając łzy z oczu dłonią.- Mam poprawkę po świętach. Jeśli to spieprzę, prawdopodobnie wywalą mnie ze studiów.
- Skoro masz poprawkę, to dlaczego płaczesz? Przecież masz jeszcze szansę.
- Raczej nikłe, skoro na poprawkach dają trzy razy trudniejsze rzeczy, a ja mam cholernie mało czasu, aby się przygotować.
- Trzeba było wcześniej o tym myśleć.
    Uniosłem brwi i kaszlnąłem. Jak mógł tak mówić? Nie widział, że naprawdę to przeżywałem i potrzebowałem wsparcia? Nie przechodził tego co ja i nie mógł wiedzieć, jak to jest. Powinien okazać chociaż trochę empatii, przytulić mnie do siebie, pocałować w czoło, aby pokazać, że mogę na niego liczyć. Chciałem, żeby było tak jak dawniej, ale najwyraźniej nie doczekam tego momentu.
- Starałem się – szepnąłem.
- Nie wyszło.
- Jak możesz tak mówić? - Spojrzałem na niego z kolejnymi łzami w oczach.- Jak możesz być tak nieczułym draniem?
- Co? - zapytał ostro, podchodząc do mnie, przez co cofnąłem się na podłodze, wciskając plecy w umywalkę.- Ja jestem nieczułym draniem?!
    Bałem się. Patrzyłem na niego przerażonym wzrokiem, gdy się do mnie przybliżał, aż w końcu chwycił mnie za włosy i podniósł z podłogi. Syknąłem, gdy poczułem ból, który tak bardzo różnił się od tego podczas seksu, gdy Vic wplatał palce w moje włosy i ciągnął je z rozkoszy. Teraz był to ból prawie nie do zniesienia, a mój strach wcale nie pomagał mi go zignorować. Po chwili zostałem przyciśnięty do kafelkowej ściany. Vic puścił moje włosy i chwycił mnie za koszulkę, aby następnie mnie podnieść i obić mnie o kafelki. Zamknąłem oczy, aby na niego nie patrzeć, ale to nie zatrzymało łez, które spływały po moich policzkach. Próbowałem złapać oddech, lecz było to bardzo trudne i robiło mi się coraz słabiej.
- Nie jestem nieczułym draniem! - krzyknął, a ja zaszlochałem.- Jestem kurwa twoim chłopakiem! Licz się ze słowami. Kocham cię, nie jestem nieczułym draniem.
- J-jeśli m-mnie ko-kochasz, to mnie-e pu-puść – wydukałem, coraz łapczywiej wdychając powietrze, jakby zaraz ktoś miałby mi odciąć do niego dostęp.
    Powoli otworzyłem oczy i zobaczyłem, jak Vic otwiera usta i puszcza moją koszulkę, przez co opadłem na podłogę i zacząłem głęboko oddychać. Spojrzałem na niego kątem oka, po czym szybko podniosłem się z ziemi i wybiegłem z łazienki. Jak poparzony wpadłem do sypialni, zamknąłem drzwi na klucz i podbiegłem do łóżka, na którym leżał mój laptop. Szybko go włączyłem i wpisałem odpowiednią stronę w wyszukiwarce. Odetchnąłem z ulgą, gdy zobaczyłem, że jest jeszcze możliwość kupienia biletu lotniczego do San Diego na tę noc. Odbiorę go na lotnisku w odpowiednim punkcie. Kupiłem go, po czym podszedłem do szafy, z której wyciągnąłem walizkę i zacząłem pakować do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Nie mogłem tu zostać. Nie teraz, nie po tym, co się wydarzyło. Musiałem przemyśleć wiele spraw, poradzić się kogoś. Potrzebowałem mojej rodziny, nawet jeśli wiele przeszliśmy i mamy sporo za uszami.
    Nagle usłyszałem, jak Vic wali w drzwi pięścią, co jeszcze bardziej przyspieszyło moje ruchy. Musiałem stąd jak najszybciej wyjść.
- Kellin, otwórz drzwi! - krzyknął, a ja schowałem jeszcze laptopa i zamknąłem walizkę.- Kellin, proszę cię...
    Jego głos był łagodniejszy, ale to nie zmieniało mojej decyzji. Święta spędzam z moją rodziną w San Diego, z daleka od krzyków, przemocy i strachu. Chwyciłem rączkę walizki i powoli podszedłem do drzwi. Bałem się je otworzyć. Mimo to przekręciłem klucz i nacisnąłem klamkę, wolno odchylając drzwi. Wyjrzałem przez nie i zobaczyłem Vica, który chciał się odezwać, ale odepchnąłem go na bok i wyminąłem, ciągnąc za sobą walizkę.
- Kellin! - krzyknął, gdy zakładałem buty i kurtkę.- Kellin, do cholery jasnej, co ty robisz?
    Nie odpowiadałem mu. Nie chciałem dawać mu złudnych nadziei, ale też całkowicie ich przekreślać. Ubrałem się w błyskawicznym tempie i w takowym otworzyłem drzwi wejściowe.
- Kellin, nie zostawiaj mnie – powiedział beznadziejnie, a ja zacisnąłem usta w cienką linię i wyszedłem z mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi.
    Nie poszedł za mną, bo wiedział, że go nie posłucham i nie zostanę z nim w mieszkaniu. Zamiast tego usłyszałem szloch po drugiej stronie drzwi, który sprawił, że łzy same naszły mi do oczu. Mimo to postanowiłem tam nie wracać. Wrócę w styczniu. Obaj powinniśmy przemyśleć wiele spraw. Dlaczego wszystko stało się tak skomplikowane?

21 komentarzy:

  1. Kellina mi szkoda .__. ale jest perf. /Antena

    OdpowiedzUsuń
  2. Dżo, ryczę.
    Tak bardzo szkoda mi Kellina. Victor może go teraz w dupę pocałować.
    A w sumie tak myślę czy nie lepiej by było dla nich (a szczególnie dla Kellina) gdyby się rozstali. Wiem, że to do dupy pomysł bo wtedy nie byłoby Kellica, ale tak cholernie mi jest szkoda Kellina.
    Dżo, osiem dni przerwy? ;_____; Jak ja wytrzymam ;____;
    No ale, miłego odpoczynki i dużo, dużo weny C:

    OdpowiedzUsuń
  3. Alex. Alex...



    ALEX




    Gaskarth? XDDDDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  4. GEJDRAMA. GEJDRAMA.
    Rasuś lubi
    💜

    OdpowiedzUsuń
  5. GASKARTH MOJA MIŁOŚĆ NAJWIĘKSZA NA ŚWIECIE! <333333333333333333333333333333333333333
    co ten Wiktorzak odpierdala, he? he?!
    przerwa chyba narobi więcej szkód niż cokolwiek naprawi. czyżby Alex miał pocieszać Vica? aaaaaaaaaaaj karamba!
    czekam na kolejny i wypoczywaj tam sobie :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Płakam bo Kellin ;----;
    Ich związek robi sie chory...
    Gdzie ten Viktur, co gnał do Kellina- jak rycerz na białym koniu do swej księżniczki?
    Niech rzuci w pizdu tą pracę, bo ma na niego zły wpływ.
    Wgl kto wie...może jeszcze z Alex'em będzie miał jakieś bliższe spotkanie (oby nie). ;//
    Ogólnie rozdział jest perf już nie mogę doczekać sie kolejnego.
    Ps. Życzę udanego wyjazdu <3
    / Lindeczka

    OdpowiedzUsuń
  7. A miało być tak pięknie, miało nie wiać w oczy nam i ociekać szczęściem, miało być sto lat, sto lat... Akurat słuchałam tej piosenki podczas czytania i idealnie się wpasowała. Dżo zrób coś bo ja nie wytrzymam dłużej tego stresu xd powinni zamknąć vica we więzieniu. Może by dostał pare razy w dupe od napakowanych murzynów i by się nauczył, że nie można bić biednego kellinka.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak mi Vic zdradzi Kellsa z Alexem to nie wiem jak się po tym pozbieram ;-; Z jednej strony cieszę się, że Kellin wyjechał, bo to może będzie nauczką, dla Vica, a z drugiej boję się, że wszystko spieprzy się jeszcze bardziej.
    Jak zwykle tyle emocji mam po rozdziale, że szok.

    Udanej podróży, Buddha ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Pisałam mega długi koment i mi go jak zwykle nie publiknęło
    Więc, zamiast pisać go jeszcze raz, to zdradzę, że chętnie bym sobie poczytała o seksach Alexa z Viciem hihihih
    kc kc kc

    OdpowiedzUsuń
  10. Oh..WHY?
    Czemu mam wrażenie, że to nie koniec problemów, a raczej wręcz przeciwnie...

    Miłego wypoczynku :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Vic chuj, tyle mam do powiedzenia :|

    OdpowiedzUsuń
  12. Płakam.
    Dlaczego Viktur to taki mały skurwysyn ?
    Biedny Kellin :( tak mi go szkoda
    Ta cała akcja źle wpływa na moją psychikę, nie rób tak więcej :(:)
    Całe szczęście, że Kells wyjeżdża do San Diego, dobrze im zrobi taka przerwa.
    Oby tylko Vic nie szukał przygód w czasie świątecznym :((((

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten rozdział jest świetny. Tyle się dzieje. Te emocje te pościgi te wybuchy XD
    Czekam na następny rozdział <3

    Miłego wypoczynku ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetny rodział, tylko dlaczego Vic wszystko pieprzy? Swoje życiem, związek z Kellinem... Tak nie może być noo! Victor ogarnij się wreszcie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I oczywiście miłych wakacji i nowych pomysłów C:

      Usuń
  15. A mi jak zwykle szkoda i Vica i Kellina ;(( Vic nie potrzebnie palił tego drugiego skręta ;p ;// noi naprawde jest kiepsko... ;(( weny życze i niech się poprawi *-* ;//

    OdpowiedzUsuń
  16. Czytałam, skomentowałam, napędziłam autora, czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  17. O Boże..dlaczego mi to robisz?! Aż mnie wszystko boli w środku.Udanych wakacji!Wracaj szybko z nowymi pomysłami. Czekam na Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  18. BOŻE VICTOR TY CHUJU KURWA MAĆ JA PIERDOLE SJFIDSHFKDUHGKUDSKUDSKUDSK ;___________;
    Szkoda mi Kellina. ;_;

    Pls. Alex? Gaskarth?? XDDD PŁAKŁAM

    OdpowiedzUsuń