Pierwszy rozdział sequelu! Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Spokojnie, akcja powoli będzie się rozkręcać. Proszę o komentarze i opinie :) Bez komentarzy nie ma rozdziałów, przykro mi. Dla autora jest to dosyć ważna kwestia :)
Od razu mówię, że w tym tygodniu nie dodam drugiego rozdziału. Będzie bardzo napięty. Ale w poniedziałek za tydzień już tak!
Miłej lektury :)
_________________
Jak opisać życie studenta na Harvardzie jednym przymiotnikiem?
Od razu mówię, że w tym tygodniu nie dodam drugiego rozdziału. Będzie bardzo napięty. Ale w poniedziałek za tydzień już tak!
Miłej lektury :)
_________________
Jak opisać życie studenta na Harvardzie jednym przymiotnikiem?
Ciężkie.
Gdyby kilka lat temu ktoś powiedział
mi, że będę studiować na jednej z najlepszych uczelni świata,
wyśmiałbym go. Odpowiedziałbym mu, że ma o mnie bardzo wygórowane
zdanie i powinien przestać żartować. Śmieszna sprawa, bo właśnie
jestem na drugim roku i mimo że były momenty, kiedy chciałem
rzucić to w cholerę, nie poddałem się i ciągnę to dalej.
Ostatni rok przyniósł ze sobą wiele
wzlotów i upadków na różnych płaszczyznach. Czasem ryczałem, bo
nie potrafiłem odnaleźć się w tym szybkim, studenckim życiu, aby
następnie tryskać energią i biegać z wykładu na wykład z
uśmiechem na twarzy. Kiedyś rozmawiałem nawet z dziekanem, bo
chciałem zrezygnować, ale mężczyzna wyjaśnił mi, że nie
powinienem od razu się poddawać. To dopiero początek mojej
przygody, kto wie, co wydarzy się później? Dlatego zostałem. Nie
chciałem być słaby.
Na szczęście w moim związku z
Victorem było więcej wzlotów aniżeli upadków. Oczywiście,
czasem się sprzeczaliśmy, jak każda para, ale nie zamieniłbym
naszych relacji na żadne inne. Mój ojciec kupił nam małe
mieszkanie niedaleko kampusu. Sypialnia, salon połączony z kuchnią,
łazienka, to wszystko w zupełności tam wystarczyło i nie
potrzebowaliśmy niczego więcej. Sąsiedzi czasem się skarżyli, że
za głośno uprawiamy seks. To chyba jedyna wada tego lokalu (nie,
żebyśmy się tym przejmowali).
Vic nie składał podań na żadne
studia, nawet w kolejnym roku. Zaczął chodzić na jakieś kursy
sportowe, zainteresował się rehabilitacją i rzeczami tego typu.
Teraz pracuje w klubie sportowym, gdzie zajmuje się małymi
dzieciakami, które chcą rozpocząć swoją przygodę ze sportem już
od najmłodszych lat (albo po prostu rodzice nie chcą, aby maluchy
siedziały cały dzień przed komputerami i konsolami). Prowadzi
zajęcia z piłki nożnej i wbrew pozorom, wcale nie wyparł jej
baseball czy futbol amerykański. Dzieciaki chętnie przychodzą
pograć sobie w piłkę, a Vic cieszy się, że może im chociaż
trochę przybliżyć ten sport. Czasami chodzi też na rehabilitacje
do szpitala, ale nie może pełnoprawnie pomagać innym, bo nie
ukończył studiów na takim kierunku. Można powiedzieć, że jest
prawą ręką głównego rehabilitanta i otrzymuje małą sumkę
pieniędzy za oferowaną pomoc.
Nie chcieliśmy opierać się jedynie
na moim ojcu, chociaż gdyby nie on byłoby nam trudno utrzymać to
mieszkanie w takim stanie. Cieć, znaczy się gospodarz bloku, często
na nas narzekał, ale dopóki ojciec płacił czynsz i rachunki,
dopóty ten stary dziad nie wyrzuci nas z tego mieszkania. Mimo to
próbowaliśmy sami zarabiać pieniądze. Vic z czasem zarabiał ich
coraz więcej, chociaż nie były to kosmiczne sumy. Jego rodzice
postanowili mu nie pomagać, co najwyżej przysyłali meksykańskie
jedzenie z San Diego. Ja też chciałem zarabiać, ale w mojej
sytuacji było to nadzwyczaj trudne. Miałem kilka prac, głównie w
wakacje, lecz skupiałem się bardziej na studiach niż moim
dochodzie. Aktualnie chodzę na praktyki do bostońskiego dziennika,
„Boston Herald”, które oczywiście są darmowe, a ja muszę je
zaliczyć. Może i pani redaktor naczelna nie należała do
najmilszych osób, ale na szczęście moją przewodniczką po świecie
została cudowna dziewczyna, Jenna, którą od razu polubiłem.
Szybko zostaliśmy przyjaciółmi i nasze spotkania nie ograniczały
się jedynie do tych przy kawie w redakcji.
Właśnie, co do przyjaciół. Na
studiach poznałem naprawdę cudownych ludzi. Z większością miałem
dobry kontakt, lecz zaprzyjaźniłem się z trójką, Justinem,
Gabe'em i Jackiem. Nie studiowaliśmy na tych samych wydziałach, oni
poszli w kierunku bardziej technicznym, ale to nie przeszkadzało nam
w utrzymaniu dobrych relacji.
Ludzie tutaj są bardzo dojrzali,
akceptujący i tolerancyjni. Nikt nie ma problemu z tym, że jestem
gejem, a gdy im o tym powiedziałem, zaczęli wypytywać, czy mam
chłopaka, co było bardzo miłe. Od liceum nie zmieniło się to, że
większość ludzi już mnie znała, bo postarałem się o pozytywny
rozgłos. Nigdy nie byłem szarą myszką i właśnie dlatego cały
mój rok mnie zna. Oczywiście, znalazły się też osoby, które
miały ze mną problem, na przykład taki, że obnoszę się ze swoją
seksualnością, ale miałem je gdzieś. Jeśli nauka w tej szkole
mnie nie złamie, to nie ma takiej rzeczy, która by to zrobiła.
Muszę też wspomnieć o wspaniałym
budynku Harvardu. Na przykład sala Annenberga, w której właśnie
siedziałem i z kabanosem drobiowym w ustach zawzięcie wypisywałem
kolejne słowa na kartce papieru, która zapełniała się moim
pismem. Obok mnie siedział Justin, który skupił się bardziej na
jedzeniu aniżeli pisaniu pracy. Postanowiłem odwalić trochę
roboty na jutrzejsze wykłady. Czekałem na Vica, który miał mnie
odebrać w drodze z pracy, a że cholernie mi się nudziło, zabrałem
się do pisania.
- Będziesz jadł tego kabanosa? -
Usłyszałem głos Justina i uniosłem głowę znad kartki.
Dłonią, w której nie trzymałem
długopisu, chwyciłem kabanosa i zjadłem go do końca, co spotkało
się z rozczarowaniem w oczach przyjaciela. Nie będę oddawał moich
kabanosów. Na roku kolegowałem się z dziewczyną z Polski, która
często przynosiła na kampus polskie jedzenie, które było
przepyszne, nawet jeśli nie mogłem jeść wszystkiego, bo pewnie
trafiłbym na diabetologię.
- Nienawidzę cię – mruknął
Justin, zajmując się swoim makaronem w pudełku.- Kiedy przyjeżdża
Vic?
- Pewnie za jakieś pięć minut? -
odparłem, czując wibracje telefonu w kieszeni. Wyciągnąłem
komórkę i odczytałem wiadomość.- Błąd. Już przyjechał.
Chcesz się z nami zabrać? - zapytałem, chowając wszystkie rzeczy
do torby i wstając z krzesła.
- Nie, poradzę sobie. Do zobaczenia
jutro.
Pokiwałem głową i założyłem
torbę na ramię, po czym machnąłem dłonią do chłopaka i udałem
się do wyjścia z budynku. Pchnąłem drzwi, aby się otworzyły, a
w moją twarz od razu uderzyło przyjemne powietrze. Szybko
przyzwyczaiłem się do klimatu panującego na wschodnim wybrzeżu,
mimo że był całkiem inny niż ten kalifornijski. Trochę chłodu
mi nie zaszkodzi, wręcz przeciwnie.
Wszedłem na parking i zacząłem
szukać znajomego mercedesa. Uśmiechnąłem się i żwawym krokiem
podszedłem do stojącego przy nim chłopaka, który skrzyżował
ramiona na torsie i lustrował ludzi wzrokiem. Zarzuciłem mu ręce
na szyję i mocno go pocałowałem. Poczułem, jak kładzie dłonie
na moje biodra, a po kilku sekundach się ode mnie oderwał.
- Cześć – uśmiechnąłem się do
niego, ale po chwili zmarszczyłem brwi, bo jego wyraz twarzy
wskazywał na to, że się nie cieszy.- Coś się stało?
Vic wzruszył ramionami i otworzył
drzwi samochodu, dając przy tym znać, że mam wsiąść do środka,
co oczywiście zrobiłem. Szatyn usiadł za kierownicą i przekręcił
kluczyk w stacyjce. Przez chwilę się nie odzywał. Po prostu
wyjechał z parkingu i zaczął jechać znaną nam już drogą
prowadzącą do bloku, w którym mieszkaliśmy.
- Powiesz mi do cholery jasnej co się
stało? - zapytałem w końcu, a on oblizał wargi.
- Sprawy w pracy się trochę...
Spieprzyły.
- W jaki sposób się „spieprzyły”?
- Wygląda to tak – zaczął, a ja
zmarszczyłem brwi.- Rodzice w klubie zaczęli się skarżyć.
- Na ciebie?
- Nie, ogólnie. - Pokręcił głową.-
Trochę im nie pasowało, że kazano im płacić za ich dzieci, a gdy
inne dzieciaki przychodzą po prostu w coś pograć, nie muszą dać
ani grosza.
- To rzeczywiście nie fair –
stwierdziłem, kiedy szatyn wjechał na podziemny parking, gdzie
zawsze zostawialiśmy nasz samochód.
- Pewnie. Chciałbym, żeby każde
dziecko przychodziło za darmo, ale to wiązałoby się z cięciami i
ewentualnym fiaskiem firmy.
Zmarszczyłem brwi i przekrzywiłem
głowę. Nadal nie wiedziałem, co spowodowało, że Vic był w złym
humorze. Widziałem to po nim. Wydawało mi się, że to nie był
jedyny powód, przez który się zdenerwował. Musiało w tym być
jakieś drugie dno.
- Wszyscy pracownicy zostali wezwani na
dywanik do dyrektora – powiedział, parkując na naszym miejscu, po
czym obaj wyszliśmy z samochodu.
Chwyciłem swoją torbę i zawiesiłem
ją na ramieniu, po czym podszedłem do Vica i złapałem go za rękę,
aby spleść nasze palce. Lubiłem takie delikatne gesty i miałem
wrażenie, że to właśnie dzięki nim nasz związek był taki
udany.
- I co na tym dywaniku? - zapytałem,
gdy wchodziliśmy do części mieszkalnej budynku. Weszliśmy po
schodach do recepcji, gdzie siedział znajomy nam strażnik, z którym
się przywitaliśmy, po czym stanęliśmy przed windą.- Chyba nic
poważnego się nie stało, co?
- To była tylko cisza przed burzą, a
przynajmniej tak stwierdziliśmy z Jasonem. - Jason to przyjaciel
Vica, z którym pracował w klubie sportowym.- Dyrektor powiedział
nam, że zacznie zastanawiać się nad rozwiązaniem konfliktu.
Rodzice są nieustępliwi i prawdopodobnie skończy się tym, że
wszystko będzie darmowe – wyjaśnił, podczas gdy na parterze
pojawiła się winda, do której weszliśmy.- Tylko wszyscy boimy
się, że przez to rozpoczną się masowe zwolnienia, bo pieniądze
kiedyś się skończą, a firma chce się utrzymać.
Westchnąłem ciężko i oparłem się
o ściankę windy, która powoli poruszała się w górę. Jeśli Vic
straci pracę, wiele rzeczy się popsuje. Nie utrzymamy się z samej
rehabilitacji, a prędzej czy później mój ojciec w końcu
przestanie być taki miły i wszystko spadnie na nasze barki.
Najlogiczniejszym rozwiązaniem byłoby, gdybym sam znalazł jakąś
dobrze płatną pracę, ale kto zatrudni niedoświadczonego studenta
z poważną cukrzycą, który w każdej chwili może upaść na
podłogę? Musiałem być dobrej myśli, że Vic zachowa pracę i
nikt nie będzie musiał się przejmować przytłaczającymi
wydatkami.
- Nie zwolnią cię – westchnąłem,
gdy drzwi windy rozsunęły się na piątym piętrze.- Wykonujesz
zbyt dobrą pracę. Dlaczego mieliby zwalniać doświadczonego
pracownika?
- Problem w tym, że doświadczenia
raczej brak – odparł sucho, wychodząc z windy, a ja poszedłem za
nim, bo mnie za sobą pociągnął.- Żadnych studiów, college'u,
jakiejś szkoły...
- Nie wmówisz mi chyba, że nie masz
doświadczenia – przerwałem mu ostro, puszczając jego rękę, aby
znaleźć klucze w torbie.- Przez całe życie grasz w piłkę, znasz
się na zdrowiu i ciele, wiesz, co jak działa. Masz doświadczenie.
- Oprócz kilku kursów na papierze,
nie mam niczego.
Przewróciłem teatralnie oczami i
wyciągnąłem klucze z torby, aby następnie wsunąć jeden z nich
do zamka. Przekręciłem go i otworzyłem drzwi, wpuszczając Vica do
środka. Po chwili sam przekroczyłem próg i zamknąłem drzwi. Vic
poszedł do salonu, a ja rzuciłem torbę na podłogę i podreptałem
za nim. Chłopak siedział na kanapie z pochyloną głową i twarzą
ukrytą w dłoniach. Westchnąłem cicho i usiadłem obok niego,
oplatając jego ramię swoim.
- Jeśli będziesz nastawiał się na
to w tak pesymistyczny sposób, na pewno wszystko się zepsuje i
poczujesz się jeszcze gorzej - stwierdziłem, a Vic opuścił
dłonie i spojrzał na mnie kątem oka.
- To raczej realizm.
- Raczej nie.
- Raczej tak.
- Gówno prawda, Victorze –
warknąłem, a chłopak uniósł brew.- Teraz masz się zachować
tak, jakby wszystko było w porządku. Bo jest w porządku. Przestań
pisać najgorsze scenariusze. Wkurwiasz mnie, gdy to robisz.
Vic pokiwał głową, a ja
uśmiechnąłem się lekko i pocałowałem go w policzek. Chciałem,
żeby czuł się dobrze, nawet jeśli wiązało się to z ostrym
tonem i niemiłymi słowami. Dla niego zrobiłbym prawie wszystko.
Kocham go najmocniej na świecie.
- Mam trochę polskiego żarcia od
koleżanki, podgrzać ci? - zaproponowałem, wstając z kanapy i idąc
do holu, aby zabrać stamtąd torbę.- Chcesz mięso z kaszą
zawijane w kapustę? Nie pamiętam, jak to się nazywa, chyba jak
jakiś ptak, co trochę mnie zdziwiło, gdy Ala mi o tym mówiła, no
ale trudno. Chcesz? - zapytałem, ponownie pojawiając się w
salonie, aby przejść z niego do kuchni.
- Pewnie, możesz odgrzać. - Vic
skinął głową, a ja uśmiechnąłem się promiennie.
Wyciągnąłem pudełko z jedzeniem z
torby, po czym z jednej z szafek wyciągnąłem duży talerz.
Przełożyłem jedzenie na naczynie, które następnie wstawiłem do
mikrofalówki i nastawiłem na podgrzewanie. Jako młodzi ludzie
raczej nie jedliśmy zbyt ekskluzywnie, ale nie umieraliśmy z głodu,
więc nie narzekaliśmy. W międzyczasie wyciągnąłem sztućce z
szuflady, a po całym mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi.
- Otworzę! - zawołał Vic.
Wychyliłem głowę z części
kuchennej, aby mieć wgląd na to, co działo się na korytarzu.
Chłopak otworzył drzwi, a ja uniosłem brwi, gdy zobaczyłem
gospodarza domu. Nie był tu mile widziany ze względu na jego
wieczne narzekanie na nasze osoby. W naszym progu pojawiał się
tylko wtedy, gdy stało się coś poważnego albo coś
przeskrobaliśmy. O ile mi wiadomo, ostatnimi czasy nie robiliśmy
niczego złego. Więc o co może chodzić?
- Bardzo proszę, pismo od spółdzielni,
panie Fuentes – odezwał się mężczyzna, a Vic odebrał od niego
jakąś kartkę.- Spóźniacie się z zapłaceniem czynszu i rachunku
za prąd.
- Jak, to niemożliwe – wtrąciłem
się, podchodząc do mężczyzn i zabierając Vicowi kartkę.-
Przecież powinno być zapłacone już jakiś tydzień temu.
- Widzi pan, jednak nie jest. - Cieć
uśmiechnął się jadowicie.- Żegnam panów. Miejmy nadzieję, że
już się nie zobaczymy.
Z tymi słowami chwycił klamkę i
zatrzasnął za sobą drzwi. Co za typek. Może i nas nie lubił i
chciał się nas pozbyć, ale fałszerstwo dokumentów raczej nie
było moralne. Chyba, że to nie fałszerstwo tylko szczera prawda.
Mój ojciec nigdy nie spóźniał się na płacenie rachunków, więc
dlaczego teraz miałoby być inaczej? Warto jednak wyjaśnić sprawę.
- Twój ojciec nie zapłacił?! -
krzyknął zdenerwowany Vic, a ja spiorunowałem go wzrokiem.
- Dlaczego masz do mnie pretensje? -
prychnąłem, wyciągając telefon z kieszeni spodni.- Nie miałem
pojęcia, że nie zapłacił. Nie dzwonił do mnie, o niczym nie
wiem. Byłoby super, gdybyś na mnie nie krzyczał.
- Dobra, racja. Przepraszam –
westchnął i pocałował mnie w policzek, a ja wybrałem numer taty
i od razu włączyłem tryb głośnomówiący. Czekaliśmy dosyć
długo, co było dziwne, bo ojciec zawsze szybko odbierał telefon. W
końcu jednak usłyszeliśmy jego głos w głośniku.
- Tak? - zapytał szybko, a ja
zmarszczyłem brwi.
- Umm, wszystko w porządku?
- To ty dzwonisz, to nie ja powinienem
zapytać, czy wszystko w porządku?
- Niby tak, ale brzmisz trochę, jakbyś
gdzieś się śpieszył, czy coś...
- Fakt, trochę się śpieszę –
przytaknął już nieco spokojniej.- No ale mów, o co chodzi.
- Był u nas cieć i przyniósł jakiś
papier ze spółdzielni, że mamy niezapłacone rachunki –
zacząłem.- Nie wiem, czy to jakiś błąd lub nieporozumienie, czy
co, ale postanowiłem zadzwonić.
- Racja, jeszcze nie zapłaciłem, bo
mam sporo na głowie.
Spojrzałem na Vica, który patrzył
na telefon z uniesionymi brwiami. Zdziwił się, to jasne, bo mój
ojciec zawsze wywiązywał się z wszelkich płatności i nigdy nie
można było na niego narzekać.
- Więc kiedy możemy się spodziewać,
że zapłacisz? - zapytałem grzecznie, dając mu do zrozumienia, że
wypadałoby przelać pieniądze jak najszybciej.
- Zapłacę kiedy zapłacę, nie musisz
mnie poganiać – odparł sucho.- Bądźcie wdzięczni, że w ogóle
wam pomagam i mnie nie poganiajcie. Do usłyszenia.
Mężczyzna rozłączył się bez
żadnych zbędnych słów. Zamrugałem kilka razy oczami i schowałem
telefon do kieszeni. Mój ojciec nigdy się tak nie zachowywał, więc
nie miałem pojęcia, jak na to zareagować. Vic najwyraźniej też
był w kropce. Usiedliśmy na kanapie, szatyn oparł się wygodnie o
miękkie poduszki, a ja wtuliłem się w jego klatkę piersiową.
- Czyli raczej bez pieniędzy? -
odezwał się, a ja wzruszyłem ramionami.
- Nie wiem, o co może mu chodzić, ale
zapłaci. Przecież nie chce, żeby nas stąd wywalili, bo wtedy
pojawiłoby się jeszcze więcej problemów.
- Nadal się denerwuję – westchnął,
sięgając po pilota, aby włączyć telewizję.
- Też się denerwuję. Na razie musimy
czekać. Kurwa, gołąbki. - Poderwałem się z kanapy i pobiegłem
do kuchni.
- Nazwali jedzenie jak ptaki?
-Usłyszałem głos Vica, ale go zignorowałem.
Nasza przedpotopowa mikrofalówka nie
dawała żadnego sygnału, że jedzenie jest już gotowe, więc
trzeba przy niej stać, aby wyciągnąć ciepły posiłek ze środka.
Tym razem się nie udało. Otworzyłem drzwiczki mikrofalówki, przez
co uderzył we mnie gęsty dym i nieprzyjemny zapach spalenizny.
Zacząłem kaszleć i łapać oddech, ale w kuchni było to
niemożliwe, więc pobiegłem w głąb salonu. Vic odwrócił się na
kanapie, która stała tyłem do części kuchennej i otworzył usta.
Jakby jeszcze tego było mało, nagle w domu rozległo się
pstryknięcie i telewizor sam się wyłączył, podobnie jak włączone
w kuchni światło. Albo dostawca prądu się zdenerwował i wyłączył
nam jego dopływ, albo strzeliły nam korki i trzeba będzie
zadzwonić po elektryka. Cudownie.
- Powiem ci tak – zaczął Vic, a ja
spojrzałem na niego załzawionymi od dymu oczami.- Nie chcę za
wiele wymagać od twojego ojca, ale lepiej, żeby się pośpieszył,
skarbie.
Wow, troszkę się naczekałam ale było warto!
OdpowiedzUsuńRozdział supi, czekam z niecierpliwością na następny. Weny życzę
O NIE KOSIARKA SIE ZAŁAPAŁA NA SEKŁEL HAHAHAHAHAHAH
OdpowiedzUsuńJEST PERF, A KELLIN TO CIOTA /tori
Jeeeej, tak supcio, że będę miała co czytać przez wakacje..
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, to jestem jak najbardziej na TAK!
Coś czuję, że będzie mega ciekawie ;3
Idk, ale trochę dziwny ten ojciec Kellsa ;-;
Już nie mogę doczekać sie kolejnego..
btw. udanego koncertu om&m!! <3
/@Huranicee
weny zycze! warto bylo czekac i ciesze sie, ze bede miala co czytac :)
OdpowiedzUsuńJaki cudowny prezencik dzisiaj na urodzinki dostalam (tak 1 lipca^^)
OdpowiedzUsuńbede miala co czytac przynajmniej <3
perfekcyjny rozdzial
warto bylo czekac troche dluzej ♥
czekam na nastepny i szybko dodawaj nowy :*
Jakie świetnee! Czekam na następny, i cieszę się, bo będę miała co czytać we wakacje. Nie mogę się doczekać aż będzie next, i czuję, że będzie ciekawie ^^
OdpowiedzUsuń~ Bulletproof.
naprawdę fajny rozdział, oby akcja się dalej rozkręcała :D
OdpowiedzUsuńżyczę dużo weny! :D
i jeszcze raz dobrej zabawy na koncercie :)
@horalik_swag xx
Nareszcie doczekałem się nowego rozdziału. Ten jest super, a dalsze też zapowiadają się świetnie. :*
OdpowiedzUsuńBelz
jeejku nie moge się doczekać *w* pisz ! <33 ;*
OdpowiedzUsuńJeej! Jak milutko<3 doczekalam sie. Och, moja imienniczka kumpluje sie z Kellsem. Juz kocham ten klimat
OdpowiedzUsuńpierwszy rozdział i już mini-dramy? robi się ciekawie.
OdpowiedzUsuńnie mogę się doczekać następnych rozdziałów.
zapomniałam skomentować, wybacz mi :c nie spodziewałam się, że zacznie sie sypać już na początku. czyzby ojciec Kelluchy miał kłopoty? no, kabanosy i jarząbki.. znaczy gołąbki :> już mi sie podoba, kocham kocham kocham <333333333333
OdpowiedzUsuń