Gdy jest mało komentarzy, jestem smutna i nie chce mi się pisać :( Wiecie, co robić. 15 komentarzy = nowy rozdział.
:)
____________________
- Wrócisz jak zwykle? - zapytał Vic,
a ja poprawiłem krawat przed lustrem i skinąłem głową.- W takim
razie kupię po drodze to chińskie żarcie, bo pewnie jak będziesz
wracał, to zamkną budkę.
- W porządku – odparłem, zaciskając
krawat i poprawiając kołnierzyk koszuli.
W soboty chodziłem na praktyki do
redakcji bostońskiego dziennika. Redaktor naczelna wymagała, aby
nawet praktykanci ubierali się elegancko, aby nie przynieść firmie
wstydu. Nie, żebyśmy codziennie mieli jakąś kontrolę czy ocenę
krytyka. Pani Eckert, bardzo złośliwa i apodyktyczna kobieta,
lubiła mieć władzę nad swoimi pracownikami i wystarczyło podpaść
jej chociaż jeden raz, aby móc się denerwować o swoje miejsce
pracy w firmie. Próbowałem być przykładnym pracownikiem, nawet
jeśli wszystko robiłem za darmo. Nawet jeśli chciałbym pracować
za najmniejsze pieniądze, nie znalazłbym takiej oferty. Firmy nie
chcą płacić studentom za wykonaną pracę na praktykach. Musiałem
przyzwyczaić się do zapierdalania za nic.
- Chodź, odwiozę cię – powiedział
szatyn, a ja chwyciłem swoją torbę i obaj wyszliśmy z mieszkania.
Vic w soboty pracował w godzinach
przedpołudniowych, podobnych, w których ja przesiadywałem w
firmie. Co tydzień nasze rozegranie wyglądało tak samo: Vic mnie
odwoził, potem jechał do siebie, wracał do domu, a mnie przywoziła
Jenna. Mogłem przyjechać autobusem albo metrem, ale po co, skoro
miałem swoich własnych kierowców i woziłem tyłek w ciepłych
samochodach? Nie miałem pieniędzy na kupno własnego auta i nie
zanosi się na to, abym owe pieniądze zdobył. Na razie musiałem
korzystać z dobrego serca innych, a oni nie mieli nic przeciwko, na
szczęście.
W recepcji spotkaliśmy się z
nieprzychylnym spojrzeniem gospodarza domu, który nadal nie otrzymał
pieniędzy za czynsz. Nie rozmawiał z nami na ten temat i czekał,
aż sami go podejmiemy. Mój ojciec nie odezwał się w sprawie
rachunków, ale nie chciałem go popędzać, bo to mogłoby jedynie
go zdenerwować i skomplikować sprawę. Po prostu czekaliśmy. Nic
innego nam nie pozostało.
Weszliśmy na parking i wsiedliśmy do
samochodu. Vic ruszył z miejsca, a ja spojrzałem przez okno. Jesień
w Massachusetts nie była tak ciepła jak ta w San Diego, ale na
pewno odznaczała się milszym klimatem. W Kalifornii lato panowało
nawet w październiku, podczas gdy w Bostonie drzewa przybierały
odcienie złota, niebo stawało się zachmurzone, a wiatr był w
stanie urwać głowę przechodniom. Mimo chłodu i wichur, lubiłem
tę porę roku. Była dla mnie czymś nowym, a ja lubiłem nowości.
- Denerwujesz się sprawą z cieciem,
co? - zagadnął Vic, a ja przeniosłem wzrok na jego skupioną na
drodze twarz.
- Też się denerwujesz, nie mów, że
nie – westchnąłem, opierając głowę o zagłówek.
- Pewnie, ale po tobie widać to aż za
dobrze.
Wzruszyłem ramionami. Może i Vic
doskonale widział, że byłem zestresowany, ale przynajmniej
próbowałem to zamaskować. On idealnie to robił. Ja nie potrafiłem
przybierać takiej maski. Mogłem mówić, że coś mnie nie obchodzi
i mam to gdzieś, ale w głębi duszy za bardzo się przejmowałem i
chciałem wszystko naprawiać. Kwestia dojrzałości, tak mi się
wydaje. W liceum nie chowałem swoich emocji. Teraz nie chciałem
wybuchnąć z byle powodu. To jedna ze zmian, które mnie dotknęły.
Na pewno znalazłoby się jeszcze kilka, ale nie ujawniały się tak
chętnie jak tamta. Czas i dojrzałość, to one mną rządziły.
- Pewnie roznosi cię to od środka –
stwierdziłem, na co Vic wzruszył ramionami.
- Czuję się dobrze, jeśli o to ci
chodzi. Martwię się, ale nie na zapas.
- Śmiesznie – parsknąłem
śmiechem.- Jakiś czas temu to ja ci mówiłem, żebyś się nie
martwił, a teraz jest odwrotnie.
- Uzupełniamy się, Kells.
Uśmiechnąłem się lekko i pokiwałem
głową. Miał rację. Byliśmy ze sobą szczerzy i nawet jeśli
rzucaliśmy w siebie najgorszymi epitetami, każdy z nas wiedział,
że pierwszy kocha drugiego, a drugi pierwszego. Gdy krzyczeliśmy na
siebie, że się nienawidzimy, oznaczało to po prostu, że jeden z
nas musi spędzić noc na kanapie, a drugi w tym czasie przygotuje mu
śniadanie i wszystko wróci do normy. Taki był nasz związek. Nie
zamieniłbym go na żaden inny.
Vic podjechał pod wieżowiec, w
którym znajdowała się redakcja gazety. Westchnąłem cicho i
spojrzałem na chłopaka, który ściągnął usta i patrzył na mnie
z wyczekiwaniem. Oczywiście, czekał na buziaka. Uśmiechnąłem się
pod nosem, aby następnie się do niego zbliżyć i czule go
pocałować. Kiedyś pani Eckert przyłapała nas w takiej pozycji i
nie była zadowolona, że wymienialiśmy się śliną na terenie jej
redakcji, więc szybko się od niego oderwałem i musnąłem jeszcze
jego policzek.
- Nie zapomnij o chińszczyźnie. Do
zobaczenia – pożegnałem się, po czym wysiadłem z samochodu. Po
drodze machałem jeszcze do chłopaka, aż ten w końcu odjechał i
zniknął z mojego pola widzenia.
Przeszedłem przez ruchome drzwi i od
razu spotkałem się z kilkunastoma wymieszanymi ze sobą głosami.
Ludzi w recepcji było pełno, bo rozpoczynał się dzień w pracy i
każdy musiał dotrzeć do swojego biura, gdzie tworzył coś dla
gazety. Moje miejsce znajdowało się w dziale ogólnym. Tak,
istniało takie miejsce. Naszym zadaniem było układanie artykułów
w jedną kupę, aby wszystko ze sobą współgrało, ewentualnie
dopisywanie małych kolumienek, aby strona wyglądała ładniej i
była zapełniona. Lepsze to niż nic, przecież to tylko praktyki.
Całą robotę i tak odwalali ludzie, którzy siedzieli w tym
biznesie już ładne parę lat i wiedzieli co napisać, aby czytelnik
spojrzał na ich nagłówek. Ja patrzyłem, rozmawiałem z Jenną,
która coś pisała, czasem ją wyręczałem. I przede wszystkim
robiłem kawę.
Poszedłem w stronę wind i szybko
prześlizgnąłem się przez zasuwające się drzwi. W środku było
kilka osób, ale żadna z mojego działu, więc nie mogłem się do
nikogo odezwać. Cierpliwie patrzyłem na zmieniające się na małym
ekranie cyferki wskazujące piętra wieżowca. Chciałem wyjść z
tego małego, dusznego pomieszczenia, gdzie na dodatek patrzyli na
mnie obcy ludzie, którzy nie byli do mnie pozytywnie nastawieni, bo
miałem dłuższe włosy od nich.
Z czasem w windzie robiło się coraz
luźniej, a po kilku chwilach w końcu mogłem wyjść na znajomy
korytarz. Minąłem kilka drzwi, które mnie nie interesowały, bo
moim celem były te na końcu holu. Zwyczajne jasne drzwi z szarą
klamką, którą nacisnąłem.
Znalazłem się w niewielkim
gabinecie, do którego przez duże okno wpadało światło słoneczne.
Stały tu trzy biurka ustawione przy ścianach, a na środku
znajdował się okrągły stół otoczony kilkoma krzesłami. Jenna
przyniosła tu też kilka kwiatów w doniczkach, aby było
przytulniej i zachodziła efektywniejsza fotosynteza, skoro mieliśmy
takie duże okno.
Siedząca przy jednym z biurek niska
blondynka uniosła głowę i obdarzyła mnie ciepłym uśmiechem.
Jenna to istny promyczek. Uwielbiałem jej podejście do życia i
chyba nie znałem pozytywniejszej osoby od niej. Była ode mnie
starsza o pięć lat, czasem żartowała, że jestem za młody, żeby
znać się na życiu, ale ja nie potrafiłem się na nią gniewać.
Za bardzo ją polubiłem.
- Tym razem się nie spóźniłeś –
powiedziała beztrosko, a ja sięgnąłem po jedno z krzeseł i
dostawiłem je do biurka, przy którym siedziała dziewczyna.
- Raz mi się zdarzyło, wielkie mi
halo.
- Bo całowałeś się z Vikiem –
zaśmiała się, a ja oblizałem wargę i skinąłem głową.
Jenna wiedziała o moim związku. Tak
naprawdę powiedziałem jej wszystko co tylko mogłem, a ona od razu
wypytywała o kolejne informacje, aby mieć pełen obraz naszej
miłości. Bardzo podobało jej się nasze podejście do związku i
zawzięcie nam kibicowała. Dzięki temu lubiłem ją jeszcze
bardziej, nawet jeśli czasami próbowała wcisnąć swój nos w
sprawy, które nie powinny jej interesować.
- Dzisiaj też się całowaliśmy, ale
krótko. - Wzruszyłem ramionami.
- A seks?
- Jenna. - Spiorunowałem ją wzrokiem,
ale po chwili się zaśmiałem.- Dzisiaj nie. Wczoraj też nie.
Ostatnio jakoś w ogóle nie.
- Kiedy ostatnio?
- Tydzień temu?
Jenna otworzyła usta i spojrzała na
mnie z niedowierzaniem. Pewnie, to było dziwne, ale chyba nie aż
tak, co? Zdarzały się okresy, kiedy długo nie uprawialiśmy ze
sobą seksu, ale nie wpływało to jakoś na nasz związek.
Potrafiliśmy wytrzymać. Od czasów liceum nauczyliśmy się
kontrolować nasze podniecenie i wybrzuszenia w spodniach. Czasami
kochaliśmy się codziennie po dwa razy, a innym razem mieliśmy
tygodniową przerwę. To nie było nic wielkiego. Pewnie dzisiaj do
tego wrócimy, a jak nie dzisiaj to jutro, bo obaj mamy wolne.
- Dawno – zauważyła, a ja machnąłem
ręką.
- To zupełnie normalne – odparłem.-
Nic specjalnego. Nasz związek nie opiera się na seksie. Jest nam
dobrze nawet wtedy, gdy trzymamy się za ręce.
- Zazdroszczę wam – westchnęła.- A
tobie najbardziej. Mieć takiego chłopaka jak Vic...
Zaśmiałem się dźwięcznie i
pokręciłem z rozbawieniem głową. Wiedziała, jak wygląda Vic,
przecież kiedyś go poznała i mogłem się tego spodziewać, że
pod jakimś aspektem jej się spodoba. Komu się nie podobał?
Przypomniały mi się czasy liceum, gdy przez właśnie tego chłopaka
musieliśmy poradzić sobie z wieloma problemami, ale teraz bardziej
się z tego śmiałem, niż byłem wściekły i zdenerwowany. Niech
atrakcyjność Vica diabli wezmą!
- A jak na studiach? - zapytała,
pisząc coś na komputerze, bo zapewne pracowała nad jakimś
artykułem, a ja jej przerwałem.
- Jakoś leci – odparłem szczerze.-
Nie jest strasznie, ale mogłoby być lepiej.
- Zawsze mogłoby być lepiej.
Racja. Miała rację. Mimo że mogłoby
być lepiej, nie narzekałem na swoje życie. Miałem cudownego
chłopaka, studiowałem na jednej z najlepszych uczelni świata,
zdobyłem praktyki, miałem gdzie mieszkać i co jeść... Przecież
po świecie chodzą ludzie, którzy mieli o wiele gorsze życie ode
mnie. A jednak mogłoby być lepiej.
- Daj mi coś do roboty, nie chcę tak
siedzieć i patrzeć – powiedziałem żywo, a Jenna parsknęła
śmiechem.- Jestem tutaj, żeby się czegoś nauczyć.
- Tutaj już niczego się nie nauczysz.
Możesz się ewentualnie cofnąć, jeśli naczelną nadal będzie
Eckert.
I znowu miała rację. Jakby tego było
mało, drzwi gabinetu otworzyły się i stanął w nich nikt inny jak
pani Eckert.
Była to wysoka i smukła kobieta o
surowej twarzy. Jej wąskie, zielone oczy mrużyły się jeszcze
bardziej, gdy skanowała pomieszczenie, przez co prawie w ogóle nie
widać było jej tęczówek. Swoje siwe włosy zawsze splatała w
długi warkocz, który przewieszała sobie przez ramię. Do tego
zawsze miała na sobie garsonkę, codziennie innego koloru.
Nie mieliśmy pojęcia, dlaczego się
tu zjawiła, ale na pewno nie przynosiło to ze sobą dobrych
wiadomości. Gdzie Eckert tam ból – tak mawiano w redakcji i sam
się dziwiłem, że to powiedzonko jeszcze nie dotarło do jej uszu.
- Dzień dobry, pani redaktor. - Jako
pierwsza odezwała się Jenna, którą przez to podziwiałem, bo ja
sam, z własnej woli, w życiu bym się nie odezwał.- Jak dzień?
- Wystarczy – przerwała jej ostro,
zupełnie ignorując grzeczność dziewczyny.- Wybrałam się na
krótki patrol po gabinetach, gdzie stacjonują praktykanci. - Jej
przenikliwe spojrzenie spoczęło na mojej twarzy, a ja przełknąłem
ślinę.- Pewnie niedługo będę robić czystki, ale na razie nie
musi się pan martwić, panie Quinn. Pańska notka w ostatnim numerze
zebrała sporo pochwał, więc nie widzę sensu, aby pana wyrzucać.
- Dziękuję – odpowiedziałem
spokojnie, bojąc się wypowiedzieć jakiekolwiek inne słowo, bo
pewnie wykorzystałaby je przeciwko mnie.- Staram się.
- I bardzo dobrze – mruknęła.-
Gdyby się pan nie starał, już dawno by tu pana nie było i pańskie
studia na Harvardzie bez praktyk zakończyłyby się fiaskiem.
Mhm, pewnie, oczywiście, tylko dzięki
niej jeszcze jestem na Harvardzie. To dzięki jej cudownym praktykom
nadal mogę studiować. Chwalmy panią Eckert, zbawczynię świata
Kellina.
- Miłej pracy życzę. Panno
McDougall, ten artykulik proszę za godzinkę. - Z tymi słowami
wyszła z gabinetu, zatrzaskując za sobą drzwi, przez co jedna z
doniczek niebezpiecznie zadrżała na stojącym najbliżej wyjścia
biurku.
- Godzinę – prychnęła Jenna.- Za
godzinę to ja będę mieć dopiero połowę...
- Daj, pomogę ci – zaproponowałem,
przesuwając krzesło tak, aby mieć wgląd na ekran laptopa.
- Wow, naprawdę?
- Pewnie. Przecież jestem jej
ulubionym praktykantem – zaśmiałem się.
- Nie powiedziała tego.
- Niedługo powie.
Po pracy Jenna odwiozła mnie pod sam
blok. Podziękowałem jej i wszedłem do budynku. Byłem cholernie
głodny, ale na szczęście w mieszkaniu czekał na mnie kubełek
chińszczyzny i mój zjawiskowy chłopak. Szybko przemknąłem obok
recepcjonisty, nawet na niego nie spoglądając, po czym szybko
zacząłem naciskać guzik przywołujący windę, jakby to miało
sprawić, że dźwig będzie poruszał się szybciej. W końcu jednak
przyjechał, wysiadło z niego kilka osób, które szybko wyminąłem
i wszedłem do środka. Nacisnąłem odpowiedni przycisk i czekałem.
Miałem dość wind jak na dzisiejszy dzień.
Gdy stanąłem przed naszymi drzwiami,
w torbie znalazłem klucze i wsunąłem jeden z nich do zamka.
Nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka, po czym rzuciłem torbę
na podłogę i ściągnąłem z siebie marynarkę, którą powiesiłem
na stojaku.
- Cześć skarbie! - krzyknąłem, ale
nie otrzymałem żadnej odpowiedzi.
Zmarszczyłem brwi i wszedłem do
salonu. Nie dochodziły z niego żadne dźwięki – telewizor był
wyłączony, a Vic jak dotychczas nie wypowiedział ani jednego
słowa. Zacząłem myśleć, że może jednak wróciłem jako
pierwszy, ale gdy znalazłem się w salonie, zobaczyłem siedzącego
na kanapie szatyna, który pochylał się i ukrywał twarz w
dłoniach. Był zgarbiony, nie reagował na żadne dźwięki, nawet
na moje dobrze słyszalne kroki. Od razu do niego podszedłem i
usiadłem na kanapie. Chwyciłem jego ręce i ściągnąłem z jego
twarzy. Nie miał czerwonych oczu, nie płakał. Jego wyraz twarzy
wskazywał jednak na to, że był czymś zdenerwowany i
niewyobrażalnie smutny. Nie mogłem tego tak zostawić. Martwiłem
się o niego.
- Co się stało? - zapytałem, a Vic
wzruszył ramionami i pusto wpatrywał się w wyłączony telewizor.-
Nie olewaj mnie. Martwię się.
Chłopak nadal pozostawał cicho.
Mogłem się tego spodziewać. Nie lubił dzielić się swoimi
problemami, bo nie chciał mnie nimi obciążać. Nie chciał, abym
się martwił, bo doskonale wiedział, że zacznę myśleć nad
rozwiązaniami kłopotu, nawet jeśli nie powinienem tego robić.
- Powiedz mi do kurwy nędzy co się
stało – syknąłem, chwytając jego twarz w dłonie i obracając
ją w moją stronę.- Powiedz mi albo się wkurwię i wyjdę i nie
zobaczysz mnie do końca miesiąca.
- Wylali mnie – powiedział sucho, a
ja opuściłem dłoń, która bezwiednie opadła na moje udo.
Obawiałem się właśnie takiej
odpowiedzi. Vic stracił pracę. To oznaczało, że mój ojciec się
zdenerwuje, bo pomyśli, że olewamy sprawę i opieramy się jedynie
na jego pieniądzach. Odetnie nam dopływ gotówki i zostaniemy z
niczym. Vic jak najszybciej musi znaleźć nową pracę, bo z kilku
godzin w szpitalu nie zdołamy się utrzymać. Prawdopodobnie i ja
będę musiał zabrać się za zarabianie pieniędzy, a nie miałem
pojęcia, w jaki sposób musiałbym połączyć to ze studiami.
- Oprócz mnie wyrzucili też trzy inne
osoby, bo nie miały skończonych studiów – mówił dalej, a ja
zmarszczyłem brwi.- Ponadto obcięli pensje pracownikom, którzy
zostali. Jestem w czarnej dupie, Kells. Nigdzie mnie nie przyjmą.
- Uch, jeszcze nie próbowałeś –
stwierdziłem.- To idioci, a największymi debilami okazali się
rodzice, którzy nagle zaczęli mieć jakiś z dupy wzięty problem.
- Ich problem nie był z dupy wzięty.
Faktycznie mieli trochę racji.
- Ale dotknęło to ciebie! A ty nie
mogłeś nic z tym zrobić!
- Mogłem iść na studia i nie miałbym
żadnego pieprzonego problemu – mruknął.
- Gówno prawda. Coraz więcej ludzi z
wykształceniem nie może znaleźć pracy. To po prostu ładnie
wygląda na papierze, a pracodawca i tak woli zatrudnić praktykanta,
który zrobi za darmo to, co miałby wykonać pracownik etatowy.
- Nie znajdę pracy, Kellin –
warknął, piorunując mnie wzrokiem.- Jestem małą, szarą
jednostką, na którą nikt nie zwróci uwagi!
- Jeśli uważasz się za taką osobę,
to ci kurwa winszuję! - krzyknąłem, wstając z kanapy.
Nienawidziłem takiego podejścia.- Nawet nie spróbowałeś poszukać
pracy, a już skreślasz swoje szanse. Z takim podejściem to cię
nawet za kasę nie wezmą.
- Chcę zauważyć, że to ja
zapierdalałem za dwóch, a nie ty, żeby chociaż trochę na nas
zarobić!
- Tak, teraz wyzwij mnie od lenia i
nieroba, bo nie mam jak pracować – prychnąłem.- Oszczędź
sobie. Tu nie chodzi o to, że straciłeś pracę. Chodzi o to, że
nie masz motywacji, aby znaleźć następną.
- Bo wiem, jak to się skończy.
- Nie wiesz, jak to się skończy! -
krzyknąłem wyraźnie zirytowany.- Nie wiesz, bo nie próbowałeś!
- To może sam spróbuj! - wrzasnął,
podchodząc do mnie i stając ze mną twarzą w twarz. Od razu
poczułem się mały i zacząłem się trochę bać.- Sam zacznij
pracować, biegaj w tę i we w tę i poczuj, że to co zarobiłeś i
tak na nic ci nie wystarcza! Zacznij kurwa robić!
Otworzyłem usta i spojrzałem na
niego z wyrzutem. Nie miałem zamiaru tolerować takiej postawy wobec
mnie. Poczułem się cholernie urażony i zrobiło mi się przykro,
bo Vic twierdził, że nic nie robię, podczas gdy ja sam często po
prostu nie wyrabiałem. Zabolały mnie jego słowa, bo wypłynęły
akurat z jego ust. To on to powiedział. Nie ktoś obcy. Mój
chłopak, którego kochałem najmocniej na świecie.
- Dobra, możesz już skończyć –
warknąłem.
- Nie, kurwa, naucz się pracować, to
pogadamy jak równy z równym.
- Nie nazywaj mnie gorszym. Nie jestem
gorszy tylko dlatego, bo jestem na studiach, a ty nie.
- Tak, teraz wytknij mi mój brak
wykształcenia.
- Niczego ci nie wytykam!
- Pewnie.
- Wiesz co, nie mam już kurwa siły.
Nie pokazuj mi się na oczy.
Wyminąłem go i poszedłem do
sypialni, po czym zatrzasnąłem za sobą drzwi i od razu je
zakluczyłem. Następnie oparłem się o nie i osunąłem na podłogę.
To było pewne. Jeden z nas śpi dziś na kanapie.
Rastiel piszczał, krzyczał, fangirlował i gryzł kolano jak czytał. Agsgfhajdjxj. KochamKocham, Rasu.
OdpowiedzUsuńweny życzę! kocham
OdpowiedzUsuńKellin ciota XD ale ff spoko, oby dalej c;
OdpowiedzUsuńjeju, nie, nie kłóćcie się, ugh. mam wrażenie, że odpowiedzialność ich zaczyna przerastać. dorosłe życie i ten cały bullshit. ale mam nadzieję, że jakoś staną na nogi.
OdpowiedzUsuńW sumie każdy ma trochę racji...
OdpowiedzUsuńCóż, nikt nie mówił, że będzie łatwo. Oby to tylko się na ich związku negatywnie nie odbiło.
A rozdział perf, jak zawsze *-*
Kellin to ciota ;-; niech viktur do szkoły idzie, biedny :( ~k
OdpowiedzUsuńCo się dzieje z victorem, musi się chłopak wziąść za siebie Ps podzielam innych Kellin to ciota XDDD -chemica
OdpowiedzUsuńtak, Kellin to ciota XDXD ale przykro mi sie zrobilo, przez zakonczenie tego rozdzialu.. :< tak czy inaczej, podobal mi sie:)
OdpowiedzUsuńno nic, weny zycze
Mam nadzieję ,że w następnym rozdziale się pogodzą a Vic znajdzie jakąś pracę , ''patrzyli na mnie obcy ludzie, którzy nie byli do mnie pozytywnie nastawieni, bo miałem dłuższe włosy od nich'' a ten fragment mnie rozwalił hahahahahahahaha.
OdpowiedzUsuńEkhem.. Tak więc Dżo.. W KOŃCU nadrobiłam wszystko ♥ Nie komentowałam wcześniej, no bo nie lubię tak po czasie : c Cały czas wiedziałam, że Bonnie ma coś za uszami, no ale że siostry?! To mnie mega zaskoczyło. Piszczałam jak oni byli na randce, jak Viktur wyznał miłość i tak dalej. Ogólnie asdfghjkl, ale to dobrze wiesz! Ogólnie całe One Hundred Sleepless Night takie perfekcyjne ♥! (plus to tytuł mojej ulubionej piosenki ptv soł feelsy jeszcze większe) Mam nadzieję, że sequel też będzie taki......... DOBRA NOO wiem, że będzie!
OdpowiedzUsuńOk a teraz tak co do rozdziału: tak się wystraszyłam jak ta redaktor przyszła ;;; Jenna ma piękne imię haha ♥ plus już dramy, no wiesz co ;;; Vic musi znaleźć jakąś superową pracę, MUSI. I boję się, że ich wyrzucą z mieszkania ;; Co z tym ojcem ;; znaczy wielbię go i w ogóle ale co mu się teraz stało? ;-; Biedny Viktur, nie dość, że go wywalili to jeszcze musi spać na kanapie, a Kellen dalej głodny, bo nie zjadł chińszczyzny ;;;
Dobra, wystarczy bo zaśniesz XD
Najlepiej jak zawsze, Dżogurciku :3 Dziękuję!
/@pinkupinku947
btw mam nadzieję do zobaczenia na Jaro!
Ja nie wiem co myslec.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony Vik ma racje,bo on zapierdala do pracy i zarabia hajs
Ale Kells sie uczy chodzi na praktyki i jeszcze ma pracowac ? bez przesady niech Viktur sie wezmie za siebie do cholery, bo nie poznaje czlowieka
PS. Nie bede gorsza tez powiem, ze Kellin to ciota ^^
12. O matko! Oni się kłócą. ;_; Mam nadzieję, że chociaż wygodna ta kanapa. Czekam na dalsze rozdziały. :)
OdpowiedzUsuńB
13. :)
OdpowiedzUsuń14. :3
OdpowiedzUsuń15. <3 pozdrawiam ^^
OdpowiedzUsuńKochaam. Pisz szybko :** KC ! KC ! KC !
OdpowiedzUsuńTeż dopiero teraz jestem nabieżąco ^^ jejka takie masz ZAJEBISTE to wszystko że..... Noi oczywiście czekam na więcej ❤ :) ❤ życze weny ;**
OdpowiedzUsuńBiedny Kells. Nienawidze czegos takiego..
OdpowiedzUsuńI TO JEST TEN MOMENT KIEDY NIE WIEM PO CZYJEJ STRONIE STANĄĆ.....
OdpowiedzUsuńJEZU JUŻ DRAMA....
EJ ALE KC ZA JENNKĘ AWWW
I ZAWSZE JAKAŚ KURWA SIE ZNAJDZIE PRZY KELLINIE WTF
Dżogurciku najsłodszy! ;-;
OdpowiedzUsuńOpowiadanie się wyrabia, a ja niecierpliwie czekam na seksy c:
Musiał się kłócić, no musiał.. Mogłaś go nakarmić najpierw! XD nie lubię, jak się kłócą :( ciekawe, co Fuentes teraz wymyśli. Uwielbiam czytać Twoje ff, więc czekam na kolejny :) /@lirectioner
OdpowiedzUsuńjak to kellin nie ma hajsu na samochód, przecież dostał mini coopera na święta :/ XD
OdpowiedzUsuń