poniedziałek, 14 lipca 2014

Cztery

Cześć.
Pamiętajcie o komentarzach. Dużo komentarzy to rozdział. Może tym razem 16 = rozdział.
Endżoj.   
__________________________________
      Wizyty mojego ojca nigdy nie kojarzyły się z niczym złym – wręcz przeciwnie. Były to przyjemne pogadanki, podczas których tata i Vic rozmawiali o sporcie, a ja robiłem im kawę (jak prawdziwa gosposia, nie ma co). Mój ojciec należał do osób życzliwych i pogodnych, nic więc dziwnego, że chętnie nas odwiedzał i Vic nie obawiał się swojego potencjalnego teścia.
    Dzisiejszy dzień był dla nas swojego rodzaju odmianą. Siedzieliśmy jak na szpilkach. Nie wiedzieliśmy, co chciał nam powiedzieć, dlatego nasze obawy zwiększały się z każdą minutą przybliżającą nas do spotkania. Może niepotrzebnie się denerwowaliśmy? Może po prostu źle zinterpretowaliśmy jego ton przez telefon... Komórka przecież zniekształca głos.
    Chyba tylko się łudziłem. To mogło oznaczać tylko coś złego.
    Spojrzałem na Vica, który bez przerwy siedział pod ścianą i patrzył w jeden punkt na podłodze. Denerwował się bardziej niż ja i tym razem nie potrafił przybrać maski obojętności. Sprawa mogła dotyczyć naszego związku, który aktualnie przechodzi pewne załamanie, więc nie możemy pozwolić na osłabienie naszych relacji. Nie mieliśmy sił, aby znów je naprawiać.
    Szybko zrobiłem jakąś sałatkę, aby nie przyjmować ojca z pustymi rękoma, bo głupio bym się wtedy czuł. Zrobiłem porządek w salonie, uprzątnąłem niepotrzebne rzeczy ze stolika, aby móc postawić na nim talerze, sztućce i jedzenie, po czym zabrałem się za szykowanie kubków na herbatę. Nie było wątpliwości, że to ja odgrywałem w tym domu rolę gosposi, a Vic w pewnym sensie głowy rodziny. Można powiedzieć, że byliśmy małą rodziną, ale dopiero w jej początkowym stadium. Z czasem wszystko się rozwinie i umocni, ale może to tylko moje małe marzenia.
    W pewnym momencie rzuciłem szmatę na blat kuchenny i podszedłem do Vica, zaciskając usta w cienką linię. Stanąłem nad nim, chwyciłem jego ręce i próbowałem podnieść go z podłogi. Był dla mnie za ciężki, albo ja za słaby, więc sam dźwignął się na nogi, co nie sprawiło mu wielkiej przyjemności. Pewnie, niech zostawi mnie z tym wszystkim samego. Właśnie tak się wspieraliśmy, cholera jasna... Miałem dość takiego zachowania.
- Wkurwiasz mnie – oznajmiłem, zadzierając głowę, aby móc na niego spojrzeć.- Wstrzyknij w siebie jakąś energię. Nie chcę, żebyś wyglądał jak trup, gdy tata przyjdzie. Nienawidzę, gdy jesteś w złym humorze. Wiem, że ostatnio jest ciężko, ale hej... - Zagryzłem dolną wargę i oparłem głowę na jego klatce piersiowej, obejmując go rękoma w pasie.- Kocham cię.
    Poczułem, jak chłopak całuje czubek mojej głowy, na co mimowolnie się uśmiechnąłem i przymknąłem oczy. Właśnie takich momentów potrzebowaliśmy. Kilka miłych słów i gestów, przytulania i całusów. Nie było perfekcyjnie, ale w jego ramionach chociaż na chwilę mogłem zapomnieć o przeciwnościach świata.
    Z naszego spokojnego momentu wyrwał nas dzwonek do drzwi. Powoli otworzyłem oczy i schowałem twarz w koszulce szatyna, który szybko pocałował mnie w czoło, po czym pogładził włosy i wypuścił mnie ze swoich objęć, aby pójść otworzyć drzwi. Zagryzłem wewnętrzną część policzka i powoli poszedłem na korytarz, gdzie oparłem się bokiem o ścianę i patrzyłem, jak mój chłopak otwiera drzwi. Po chwili przez próg przeszedł mój ojciec. Uścisnął dłonie z Victorem, a mnie, zupełnie jakbym był jego małym synkiem, pocałował w czoło, przez co nieco się skrzywiłem i wytarłem twarz dłonią. Rozumiem, że nie miał mnie przy sobie tyle lat, ale byłem już dorosły i chciałem, aby traktowano mnie jak poważną, pełnoletnią osobę.
    Cała nasza trójka weszła do salonu, gdzie tata i Vic usiedli na kanapie, a ja przeszedłem do części kuchennej.
- Herbata? - zapytałem, wstawiając wodę w czajniku elektrycznym.
- Poproszę – odparł tata, a ja wyciągnąłem torebkę zwykłej herbaty oraz zielonej dla Vica. Zacząłem przygotowywać napoje, gdy ojciec mówił dalej.- Po pierwsze, bardzo mi się nie podoba wasze podejście do kwestii finansowej. Doskonale wiecie, że płacę, więc dlaczego mnie popędzacie i mówicie, że muszę zapłacić? Wiem, że to muszę to zrobić. Cóż, w sumie to tak naprawdę nie muszę – dodał sucho, a ja zmarszczyłem brwi i odwróciłem głowę w jego stronę.
- To ma coś oznaczać? - zapytałem.
- Rób herbatę, synu, podobno dobrze się przy niej rozmawia.
    Westchnąłem ciężko, po czym zalałem herbatę wrzątkiem i zamieszałem w nich łyżeczką. Chwyciłem kubki i wszedłem do salonu, aby następnie położyć je na stoliku. Usiadłem obok Vica, a tak naprawdę się w niego wtuliłem, bo odczułem nagłą potrzebę jego bliskości. Oparłem się o niego plecami, a on objął mnie ramieniem. Tacie nie przeszkadzały nasze czułości. Miałem wrażenie, że nawet się z tego cieszył, bo wiedział wtedy, że jestem szczęśliwy.
- Słyszałeś o naszych problemach z cieciem – powiedziałem spokojnie.- Tym bardziej, że podniósł nam czynsz. Stwierdziliśmy, że powinieneś wiedzieć.
- Powinienem. - Mężczyzna skinął głową, sięgając po swoją herbatę i powoli zamaczając w niej wargi.- Ale nie chodzi o jedną rozmowę. To zaczęło się powtarzać. Wygląda to tak, jakbyście perfidnie wyciągali ode mnie pieniądze.
- Dobrze wiesz, że tak nie jest!
- Wiem, że macie problemy finansowe, ale jesteście już dorośli. Powinniście zachowywać się jak dorośli i żyć jak dorośli.
- Przecież się staramy! To tylko kwestia pieniędzy...
- Dobra – wtrącił się ostro Vic, a ja odwróciłem głowę, aby na niego spojrzeć.- Twój ojciec ma rację, musimy żyć jak dorośli, ale to nie zmienia faktu, że sobie nie poradzimy. Ty nie pracujesz, potrzebujesz pieniędzy na studia, mnie wylali...
- Straciłeś pracę? - przerwał mu tata, a on westchnął ciężko i skinął głową.- Teraz widzę, że jednak nie jesteście przystosowani do dorosłego życia.
- Tato, tysiące ludzi dziennie traci pracę – jęknąłem, nie chcąc się kłócić.
- Ale w tym momencie żaden z was nie ma pracy!
- To się zmieni, tak? Zmieni się. Nie rób z tego problemu.
- Problem to wy dopiero będziecie mieć, gdy powiem wam najnowsze nowiny – oznajmił mężczyzna, a ja zmrużyłem oczy.
    Bacznie obserwowałem, jak ojciec wypija kilka łyków herbaty, po czym odetchnął głęboko i odłożył kubek na stolik. Vic, który objął mnie w pasie, oparł swoją głowę o moją i również z zaciekawieniem wpatrywał się w mężczyznę. Obaj się denerwowaliśmy. Cholera, o co mogło chodzić? Jak zwykle myślałem o najgorszym.
- Dostałem propozycję od firmy, w której pracowałem – zaczął, a ja skinąłem głową.- Wyższa pensja, lepsze warunki pracy, wszystko na plus. Był w tym jednak pewien haczyk, ale stwierdziłem, że nie robi mi to większej różnicy, więc przyjąłem propozycję. I to wy w tym momencie macie problem, a nie ja.
- Co to za haczyk? - zapytał Vic, a ja chwyciłem jego dłonie na moim brzuchu i splotłem nasze palce.
- Przenoszę się do Londynu.
    Zacząłem kaszleć, przez co Vic mnie puścił zaczął klepać moje plecy, jakby to miało w czymś pomóc. Wezbrałem powietrze w płuca i głęboko odetchnąłem, po czym zacząłem wachlować się dłonią, bo nagle zrobiło mi się gorąco. To był chyba jakiś żart.
- Gdzie kurwa? - wydukałem, gdy już się uspokoiłem.
- Do Londynu. Nie kurwuj.
    Odwróciłem się do Vica i spojrzałem na niego z niedowierzaniem, aby skomentował to w jakiś sposób, w jakikolwiek. To się nie mieściło w głowie. Szatyn pozostał niewzruszony, ale widziałem, jak zaczęła mu pulsować żyłka skroni. Po prostu nie chciał wybuchnąć przy moim ojcu. Pilnował się.
- Wyjeżdżam w przyszłym tygodniu – mówił dalej tata.- Zapłacę wasz czynsz i najnowsze rachunki, a potem, przykro mi...
- Chcesz mi powiedzieć, że zostawiasz nas na lodzie?! - krzyknąłem, wstając z kanapy.- Jak mamy sobie poradzić bez twojej pomocy?! Nie mamy pieniędzy!
- Chciałbym wam pomagać, ale nie mogę – odparł spokojnie.- Zresztą, już wystarczająco wam dałem, nie sądzisz, synu? Musicie się usamodzielnić.
- Usamodzielnić – prychnąłem.- Jesteśmy samodzielni, ale bez pieniędzy!
- Czas, abyście zaczęli je zarabiać – warknął tata.
- Vic bez studiów, a ja na nich?!
- Trzeba było myśleć wcześniej! Teraz widzę, że zależy wam na pieniądzach i cieszę się, że pomogę wam się usamodzielnić. Jesteście dorośli.
    Zrobiło mi się gorąco. Cudownie, zestresowałem się, a to w moim przypadku wcale nie było oznaką czegoś dobrego. Spiorunowałem ojca wzrokiem, po czym podszedłem do szafki z szufladami, gdzie z jednej wyciągnąłem moje małe pudełko z strzykawkami. Stres nie był dobry. O wiele za często trafiałem do szpitala po stresujących chwilach, więc musiałem zadbać, aby nie powtarzało się to za często.
- Jedź sobie do Londynu – mruknąłem, wyciągając jedną strzykawkę, po czym ruszyłem w stronę łazienki. Odwróciłem się jeszcze w stronę ojca i wrednie poruszyłem brwiami.- Przywieź pamiątki, chyba że na to też szkoda ci pieniędzy.
    Pokazałem mu jeszcze środkowy palec, po czym wyszedłem na korytarz i otworzyłem drzwi prowadzące do łazienki. Zamknąłem się w środku i przetarłem twarz dłonią, po czym zabrałem się za sprawy insulinowe. Musiałem odetchnąć, pobyć w ciszy, wszystko przemyśleć. Trochę przesadziłem, zdawałem sobie z tego sprawę. Powinienem być wdzięczny ojcu za to, że przez tak długi czas opłacał nam mieszkanie i moje studia. Byłem, ale tego nie pokazałem, bo spadło na mnie o wiele za dużo informacji. Jak miałem być szczęśliwy, gdy nagle się dowiedziałem, że zostaliśmy praktycznie bez grosza? W dzisiejszych czasach wszystko kręci się wokół pieniędzy... A my ich nie mieliśmy.
    Gdy po kilku dłuższych chwilach w końcu się uspokoiłem, wyszedłem z łazienki i wróciłem do salonu. Zastałem tam samotnie siedzącego Vica, który ze spokojem pił swoją zieloną herbatę. Potrafił być spokojny, gdy tylko chciał i właśnie tego mu zazdrościłem.
- Wyszedł – oznajmił, gdy mnie zauważył.- Myślał, że nie podejdziesz do tego w ten sposób. Chyba nie wyrosłeś ze swoich wybuchów z czasów liceum, co?
    Westchnąłem ciężko i pokiwałem głową, po czym wtuliłem się w chłopaka na kanapie, uważając, aby nie wylać jego herbaty.
- Po prostu... - zacząłem cicho.- Zostaliśmy z niczym.
- Hej, wcale nie. Mamy mieszkanie, samochód, mamy co jeść, nie jest źle.
- Na razie nie. Ale potem to odczujemy. Wywalą nas z mieszkania, mnie ze studiów, będziemy mieć wypadek samochodowy i umrzemy. Ja nie chcę umrzeć, Vic.
- Uspokój się, nikt nie umrze.- Szatyn przewrócił oczami.- Poradzimy sobie. Kochasz mnie? - zapytał, a ja spojrzałem mu w oczy i pokiwałem głową.- Widzisz, ja też cię kocham. I sobie poradzimy.
    Słodko mnie pocałował, a ja uśmiechnąłem się lekko i oddałem pocałunek. Z takim mężczyzną u boku mogło być tylko dobrze. Jakoś damy radę. Nie mieliśmy innego wyjścia.

- Myślisz, że przyjęliby mnie jako sprzątacza? - zapytałem, przeglądając oferty pracy na jednej z wielu stron internetowych, które miałem otwarte w przeglądarce.
- Chyba powinieneś cenić się wyżej – odpowiedział Vic, który robił to samo co ja, tylko na swoim laptopie.- Na przykład mógłbyś pracować w jakieś kawiarni czy restauracji.
- To naprawdę wielka różnica...
- Hej, chyba lepiej zostać kelnerem niż sprzątać kible w jakiejś zaszczurzonej firmie.
    Wzruszyłem ramionami i zacząłem szukać dalej. Wbrew pozorom ofert było naprawdę sporo i miałem w czym wybierać, ale w każdej coś mnie odrzucało i nie chciałem składać tam aplikacji. Vic miał ten sam problem co ja, ale on przynajmniej zadzwonił już do kilku firm. Niestety, każda go odrzucała i nawet nie zapraszała na rozmowę kwalifikacyjną. Nie chciałem pracować byle gdzie, ale najwyraźniej skończy się na tym, że złożę podanie do Starbucksa i będę żyć z robienia kawy innym ludziom, których na nią stać.
- Dobra, dzwonię do tej restauracji, nie mam już siły na nic innego... - westchnąłem, a Vic uśmiechnął się pokrzepiająco.
    Sięgnąłem po telefon i wybrałem numer restauracji, gdzie poszukiwano kelnera. Miałem nadzieję, że jakoś sobie poradzę, bo przecież to nie była żadna filozofia, prawda? Po prostu trzeba być miłym i roznosić jedzenie ludziom.
    Nerwowo przyłożyłem telefon do ucha i zagryzłem dolną wargę, czekając, aż ktoś odbierze. Po chwili usłyszałem męski głos.
- Restauracja „Aroma”, w czym mogę pomóc?
- Umm, dobry wieczór... - zacząłem spokojnie, zerkając na Vica, który uniósł brew.- Dzwonię w sprawie pracy... Widziałem, że poszukują państwo kogoś na stanowisko kelnera.
- Racja. Zanim zaproszę pana na rozmowę kwalifikacyjną, chciałbym zamienić z panem kilka słów przez telefon, jeśli to nie problem.
- Oczywiście, że nie – odparłem, pokazując Vicowi podniesiony kciuk, aby się nie denerwował.
- Ile ma pan lat? Jakimi językami pan włada? Pańskie doświadczenie? Wykształcenie? Stan cywilny?
    Zmarszczyłem brwi i chrząknąłem. To naprawdę było konieczne?
- Mam 19 lat, w przyszłym roku skończę 20 – zacząłem, po czym próbowałem sobie przypomnieć, o co zapytał następnie.- Naturalnie, mówię po angielsku, znam też francuski. Wcześniej nie pracowałem na takim stanowisku, aktualnie studiuję i mam praktyki w redakcji dziennika...
- Gdzie pan studiuje? - przerwał mi mężczyzna.
- Dziennikarstwo na Harvardzie.
- Gratuluję – powiedział, a ja mimowolnie się do siebie uśmiechnąłem.- A jak z pańskim stanem cywilnym? Nie planuje pan dzieci? Wie pan, ostatnio coraz więcej ojców bierze urlopy, a matki pracują...
- Niech się pan nie martwi – zaśmiałem się krótko.- To mi nie grozi.
- W jakim sensie?
    Złożyłem usta w dzióbek, po czym odsunąłem telefon od ucha i zakryłem głośnik dłonią.
- Vic. - Pstryknąłem palcami, aby szatyn zwrócił na mnie uwagę, co następnie zrobił i spojrzał na mnie pytająco.- Powinienem mu powiedzieć, że jestem gejem, czy nie?
- A pyta o to?
- Pyta, dlaczego nie będę mieć dzieci.
- Możemy zaadoptować.
    Uśmiechnąłem się pogodnie i pocałowałem go w policzek. Jego słowa rozpaliły we mnie jakąś nową, większą nadzieję, że chłopak traktuje nasz związek naprawdę poważnie. Skoro wspomina o adopcji dzieci, coś było na rzeczy.
- Powiedz mu. Raz się żyje – dodał po chwili, a ja pokiwałem głową. Przyłożyłem telefon do ucha.
- Bo nie miałbym z kim ich spłodzić – powiedziałem pogodnie, a mężczyzna się roześmiał.- Jestem gejem.
    Po drugiej stronie na chwilę zapanowała cisza. Mężczyzna chrząknął, a ja zagryzłem policzek od wewnątrz. Miałem nadzieję, że moja orientacja seksualna od razu mnie nie skreśli.
- W porządku – odezwał się w końcu, a ja otworzyłem szerzej oczy.- Rozumiem, skoro jest pan studentem i ma pan praktyki, pańskie godziny pracy będą raczej ograniczone, ale dam panu szansę. Co pan powie na rozmowę kwalifikacyjną jutro o szesnastej?
- Tak, tak, jak najbardziej mi pasuje – ucieszyłem się.- Dziękuję panu!
- Nie ma sprawy. Do zobaczenia jutro.
    Rozłączyłem się i odłożyłem telefon na bok, po czym spojrzałem na Vica, który intensywnie się we mnie wpatrywał. Uśmiechnąłem się do niego i ściągnąłem laptop z jego kolan, na które następnie wszedłem i usiadłem na chłopaku okrakiem.
- Wnioskuję, że twój homoseksualizm mu nie przeszkadzał? - mruknął, kładąc swoje dłonie na moich biodrach.
- Nie – wyszeptałem, całując jego szyję.- Tobie też nie przeszkadza, co?
- Wręcz przeciwnie – zaśmiał się, odchylając głowę do tyłu, abym miał większe pole do popisu.- Pokaż swój homoseksualizm, skarbie.
- Z przyjemnością – odparłem i zabrałem się za rozpinanie jego rozporka. Kto by pomyślał, że umówienie się na rozmowę kwalifikacyjną może być tak motywujące do działania...

20 komentarzy:

  1. Jej jestem pierwsza :3 robi sie ciekawie więc pisz kobieto :** KC <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale super najlepszy

    OdpowiedzUsuń
  3. Supcio. c: Naprawdę, jestem pod wrażeniem jak dobrze budujesz napięcie! Czekam na następny. :3

    OdpowiedzUsuń
  4. naprawdę rozdział przecudny:)) chce seksy :(
    kellin i praca :))
    no to cóż, weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  5. myślałam że ojciec kellin'a jest milszy i bardziej wyrozumiały ale jak widać, pomyliłam się. cieszę się że chociaż może w końcu im się ułoży. jeśli chodzi o seksy to chyba już im się poprawiło.
    rozdział naprawdę świetny. czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Potrzebujemy seksu!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojciec Kellsa to skurwiel życia, dopiero teraz im mówi co i jak ja pierdole
    czuje, że zatrudnią Kellsa i beda go tam jebać w dupe hm
    zakończenie perf
    /Tori

    OdpowiedzUsuń
  8. Urwanie w takim momencie. Na chwilę umarłam, ale póżniej zobaczyłam, że to ostatnie zdania rozdziału. Kellin jest odważny i to zbyt bardzo jeśli chodzi o jego zachowanie w stosunku do ojca. Jak ja bym coś takiego zrobiła to nie mogłabym już chyba żyć. A Vic stoicki spokój i "będzie dobrze". Pisz dalej i życzę weny. :*
    Be

    OdpowiedzUsuń
  9. Zacieszam do monitora, znowu :D
    Ich ojciec gdyby chciał, to mógłby im i na odległość pomagać...Ale cóż. Życie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakie optymistyczne zakończenie! Taka miła odmiana ;pp
    To jest perf Dżo. ;_; pisz jak najwięcej by Whiskas miał co czytać ~ Whiskas

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeju przeczytałam już jak dodalas ale skończył się Internet i dopiero teraz komentuje a więc rozdział super trzyma w napięciu, jezu co ten ojciec kellsa ;-; szalony. Ogólnie słodki ten rozdział :((( mam dziwne przeczucie, że ten z kawiarni też jest gejem XDDDD z serii wyobraźnia Kingi lel ;-; Ale no super jest i czekam na więcej jak wiesz! Ściskam, całuję, kocham Cię
    ~kingusia

    OdpowiedzUsuń
  12. Czekam na nastepny ;3

    OdpowiedzUsuń
  13. Omg zakończenie *____*
    Ojciec mógł im wcześniej powiedzieć -,^
    Kells kelnereczka XDD
    Ciekawe kim będzie Vic *_*
    /@pinkupinku947

    OdpowiedzUsuń
  14. Super. I jeszcze to zakonczenie asdfghjk ^^ czekam na c.d ;*

    OdpowiedzUsuń
  15. Nareszcie jakoś sie układa! *-*

    OdpowiedzUsuń
  16. Jej, w końcu wszystko się układa ^^
    Czekam na następny, bo piszesz świetnie.
    Pisz next, kocham bardzo i weny <3
    ~Bulletproof.

    OdpowiedzUsuń
  17. W końcu zaczyna się układać, yay! <3
    Jest cudownie dżo. Serio. Pisz dalej.
    Nie mogę się doczekać następnego :D
    @horalik_swag xo

    OdpowiedzUsuń
  18. Uwielbiam styl twojego pisania. Wydaj jakas Kellicową sagę,zebysmy mialy co czytac na najblizsze lata. Bardzo mnie wciagnelo, zreszta jak kazde twoje mistrzu<3

    OdpowiedzUsuń
  19. nareszcie się układa, to dobrze! słodki rozdział, ale też trzymał w napięciu:) idealny ♥

    OdpowiedzUsuń
  20. KC <3 •_•

    OdpowiedzUsuń