środa, 4 grudnia 2013

6.

Nowy rozdział! Nie wiem, kiedy dodam następny, módlcie się, żeby udało mi się w weekend lub w poniedziałek rano. 
Komentarze. Komentujcie pls, bo w nocy mam wtedy większego powera. W ogóle to chcę wiedzieć, ile osób czyta tego shita przeprowadźmy jakieś statystyki, czy coś.
Tak czy siak, endżoj! Kocham Was bardzo mocno, pierdoły.
____________________________
Przedpołudnie minęło na przygotowaniach do chrztu. Tylko nasza grupka wraz z Austinem została w obozie, reszta robiła coś innego, co mało nas obchodziło. Musieliśmy pozbierać szyszki i pokrzywy, zrobić pochodnie, poukładać stoliki i załatwić wiele innych spraw. Ja, Matty i Gabe poszliśmy do lasu, gdzie do koszyków zbieraliśmy rozłożyste szyszki. Postanowiliśmy wykorzystać je jako drogę do Hadesu - w końcu w piekle się cierpi, czyż nie? Justin i Jack poszli zbierać pokrzywy, które miały na celu trochę postraszyć dzieci. Oczywiście, pewnie nieco im się oberwie, ale nie chcieliśmy ranić ich aż za bardzo, bo trzeba pamiętać, że to tylko zabawa. Nie możemy spaczyć ich psychik i totalnie zniechęcić do uczestnictwa w obozie.
Gdy schylałem się po kolejne szyszki, poczułem uderzenie w głowę, na co syknąłem głośno i wyprostowałem się, rozmasowując miejsce, w które dostałem szyszką.
- To wcale nie jest śmieszne! - powiedziałem, słysząc śmiech Gabe'a i Matty'ego. Odwróciłem się w ich stronę i uniosłem brew w górę. Naprawdę, czasem byli gorsi niż maluchy.
- Wyluzuj się - Gabe wzruszył ramionami.
- Jak mam się wyluzować, gdy mam ta świadomość, że niedługo na kilka godzin będę musiał zostać kobietą? Nie mogli wziąć Jenny albo Taylor? - mruknąłem, gdy wrzucałem szyszki do koszyka.
- Przecież opiekunowie się w to nie bawią, wszystko zależy od nas, czy to zorganizujemy - odparł Matty.- Austin jedynie nas nadzorował, żebyśmy nie przeholowali. Głowa do góry. Pamiętasz, jak w zeszłym roku upokorzony był Alan?
Alan był od nas starszy, w zeszłym roku wyjechał na swój ostatni obóz, bo na tegoroczny już się nie kwalifikował. Organizował chrzest wraz z kilkoma swoimi przyjaciółmi, którzy trochę się zapomnieli i przed tłumem ściągnęli z niego spodnie, bo tematyka chrztu brzmiała "w wodzie" i ludzie nagle zachcieli kąpać się w jeziorze na waleta. Oczywiście nikt się nie rozebrał, bo wszystko było zaplanowane przeciwko Alanowi. To było dość przykre, biorąc pod uwagę, że wszyscy nie tylko widzieli nagiego Alana, który nie miał się czym pochwalić, ale również nie dali mu żyć do końca obozu, a chłopak wyjechał tydzień przed zakończeniem wycieczki. 
Może Matty miał rację. Chyba nie upokorzę się jak Alan, nawet jeśli będę ubrany w togę z prześcieradła i odegram rolę greckiej bogini.
Gdy nasze koszyki były pełne szyszek, wróciliśmy do obozu, gdzie na placu krzątało się kilka osób. Byli tu Justin i Jack z pokrzywami, których "bukiety" trzymali przez rękawiczki, aby się nie poparzyć. Obok nich stał Oliver, czyli nasz Hades. W sumie to było jego piekło, więc to on decydował, jak ma wyglądać.
- Okej, robimy tak - odezwał się, gdy nas zobaczył.- Ścieżka z szyszek. Gdzieniegdzie można poukładać te mniejsze z pokrzyw, coby nie było tak prosto. Tymi dłuższymi trochę ich poszczujemy.
To było dość okrutne, bo pamiętam, kiedy to mnie szczuli pokrzywami i z bólu nie mogłem spać przez całą noc. Mimo to, nie kłóciłem się z nimi. To nie ja przechodziłem chrzest, miałem to za sobą. 
Wysypaliśmy szyszki na ziemię, po czym szybko nadaliśmy im kształt drogi. W niektórych miejscach powtykaliśmy pokrzywy. Cóż, kolana dzieciaków nie będą w najlepszym stanie i nadal uważałem, że to było okrutne, ale nie ja decydowałem.
- Hej Quinn! - usłyszałem głos Tony'ego, do którego się odwróciłem i zobaczyłem chłopaka niosącego średnich rozmiarów miskę oraz łyżkę. Przystanął przy mnie, a ja zajrzałem do naczynia. 
Papka. Papka, która wyglądała okropnie. Miała trudny do określenia kolor oraz jakieś podejrzanie wyglądające, zanurzone w niej kawałki niezidentyfikowanego czegoś.
- Co wymieszaliście? - zapytałem niepewnie, krzywiąc się na widok brei.
- Zrobiliśmy budyń czekoladowy i galaretkę brzoskwiniową, do tego kilka proszków z zupek błyskawicznych, kawałki parówki, olej, jogurt waniliowy, musztarda, majonez i sos czosnkowy. Teraz ty masz za zadanie to spróbować i powiedzieć, czy mamy dodać coś jeszcze.
- Nie ma mowy!
- Siedem lat temu zjadłeś całą miskę, teraz wystarczy łyżeczka.
- Siedem lat temu wyglądało lepiej niż to - powiedziałem z przekąsem.
- Dalej, Quinn, albo zawołam Olivera i Matta - syknął, a ja westchnąłem ciężko.
Zdziwiło mnie, że nie zagroził mi Victorem, ale wywnioskowałem, że Oliver był po prostu trochę brutalniejszy i to dlatego. Chwyciłem łyżkę i nabrałem ociupinkę, dosłownie pakę tego zmiksowanego czegoś, po czym oplotłem łyżkę wargami i zmarszczyłem brwi. Połknąłem papkę, po czym wsadziłem łyżkę do miski i wzruszyłem ramionami.
- Dodajcie do tego sos boloński albo cukier puder, nie jest najgorsze, do zjedzenia - stwierdziłem, a Tony otworzył szeroko oczy.
- Jesteś niesamowity - zaśmiał się pod nosem, po czym odwrócił się ode mnie i poszedł w stronę stołówki, krzycząc "Jaime, mieszaj spaghetti z cukrem pudrem!"
Oblizałem usta i uśmiechnąłem się pod nosem. Nie było najgorsze, choć siedem lat temu papka była o wiele lepsza. Czy ja naprawdę myślałem o jakości papki chrzcielnej? Powinna być najgorsza na świecie, ale nadal byłem przekonania, że tych dzieciaków nie należało tak męczyć.
Po chwili pojawili się Matt i Mike, którzy wystrugali z kijów pochodnie. Wyglądały one tak, że jedna końcówka była ostra, aby móc wbić ją w ziemię, a drugą owinięto jakimś materiałem. Na pewno poleją go benzyną, podpalą i pochodnie gotowe. Powbijali kije w ziemię wzdłuż ścieżki z szyszek. Wtedy postanowiłem pójść do domku, aby zacząć zajmować się tą głupią togą, którą będę musiał na siebie założyć.
- Hej Kell - usłyszałem znajomy głos dobiegający z domku, obok którego przechodziłem. Przewróciłem oczami i spojrzałem na Vica, którego głowa wystawała zza drzwi domku.- Masz już swój strój?
- Nie, własnie idę go zrobić.
- Chodź do mnie, zrobimy go razem.
- Nie, poradzę sobie.
- Właź do środka.
- Nie.
- Wkurwiasz mnie swoją upartością. Sam tego chciałeś.
Vic wyszedł z domku bez koszulki, przez co czułem się bardzo niekomfortowo, bo miał idealne ciało, od którego nie mogłem oderwać wzroku. Podszedł do mnie, chwycił mnie w pasie i podniósł do góry. Nie przewiesił mnie przez ramię, po prostu tak mnie niósł. Nasze klatki piersiowe się stykały, mogłem czuć jego oddech na swojej skórze. Weszliśmy do domku, gdzie Vic postawił mnie na podłodze i zanim zdążyłem uciec, zamknął drzwi na klucz, który następnie włożył do kieszeni swoich spodni.
- Nie wyjdziesz. Zrobimy ci sukienkę.
- To się nazywa toga.
- Toga-dupoga, wygląda jak sukienka - wzruszył ramionami i podszedł do szafy, z której wyciągnął dwa prześcieradła. Był o wiele za dużo, więc trzeba było odpowiednio je udrapować, a może i w niektórych miejscach przyciąć. - Ściągaj koszulkę i spodnie.
To było raczej polecenie, aniżeli prośba. Podczas gdy ze ściągnięciem koszulki nie miałem większych problemów, spodni nie pozbywałem się tak chętnie. Ba, nie rozpiąłem nawet rozporka. Vic zmrużył oczy i zlustrował mnie wzrokiem.
- Wydaje mi się, że jesteś jeszcze chudszy niż w zeszłym roku - stwierdził.- A spodnie? 
- Nie chce i nie będę ich ściągać.
- Dlaczego? Przecież nie każę rozbierać ci się do naga.
- Nie ściągnę spodni - wycedziłem,
Vic odpuścił, chwycił jedno z prześcieradeł i podszedł do mnie. Przewiesił materiał przez moje ramię, później na chwilę odszedł po jakiś pas, agrafki i nożyczki, po czym zabrał się za robienie mojej togi. Nigdy bym nie powiedział, że był z niego taki krawiec. Od czasu do czasu mu pomagałem, aż w końcu mniej więcej miałem na sobie togę na styl grecki. Wyglądałem co prawda idiotycznie, ale pocieszałem się, że Vic będzie ubrany podobnie, więc to nie koniec świata. Zabraliśmy się za togę dla Vica, która spięta była tylko na jednym ramieniu, a nie na dwóch, jak w moim przypadku.
- To niżej - powiedziałem, poprawiając marszczenie materiału.- To powinno być tutaj, a tutaj pójdzie pas. Miej trochę wyczucia.
- Widać, że jesteś gejem - uśmiechnął się, a ja spiorunowałem go wzrokiem, sięgając po pas (którym był srebrny grubszy sznurek), którym oplotłem jego biodra. Zawiązałem  go na supeł, żeby trzymał udrapowany materiał, po czym odszedłem nieco do tyłu, aby podziwiać swoje dzieło.
- Źle - stwierdziłem, podchodząc do chłopaka.- To wyżej, pas mocniej.
- Gejdar, gejdar działa, pi, pi, pi.
- Zamknij się, nadal jestem na ciebie obrażony za wczoraj - mruknąłem, poprawiając sznur i materiał.
- Proszę cię, Kells. Przepraszam za to. To nie było nic nadzwyczajnego. 
Spojrzałem w jego brązowe oczy i skinąłem głową. Przeprosił mnie. Wiedziałem, że reagowałem na to zbyt emocjonalnie, ale przeprosił mnie i to się liczyło. Nie mogłem nadal strzelać fochów jak głupia nastolatka.
- Teraz jest dobrze - oznajmiłem, na co Vic uśmiechnął się do mnie i lekko musnął moje usta, a ja, jak zwykle od razu się zarumieniłem.- Która godzina?
- W pół do piątej - odparł Vic, spoglądając na wyświetlacz telefonu, który wcześniej leżał na małym stoliku.
- Myślisz, że możemy już iść?
- Spokojnie, mamy jeszcze trochę czasu. Daj mi się nacieszyć moją żoną.
- Mało śmieszne.
- Daj mi się pocałować - chwycił palcami mój podbródek i spokojnie pocałował mnie w usta. 
To był spokojny pocałunek, zdystansowany, żaden z nas nie chciał zdominować drugiego. To było niemożliwe, co ten chłopak ze mną robił, ale postanowiłem nie zaprzątać sobie tym głowy. Ułożyłem dłoń na jego odkrytym ramieniu i wbiłem w nie paznokcie, ale nie za mocno, aby nie sprawić mu bólu.
- Ej, możecie już wy... No proszę was.
Szybko się od siebie oderwaliśmy i zobaczyliśmy Mike'a, który patrzył na nas z rozbawieniem w oczach. Postanowiłem uniknąć jego spojrzenia i wbiłem wzrok w jeden punkt w podłodze. Drzwi otwierały się od zewnątrz? A może Vic tylko udał, że zamykał je na klucz? Mike nie wyglądał na zdziwionego, co było podejrzane, bo przecież właśnie wszedł do pokoju, gdzie jego brat całował się ze swoją byłą ofiarą.
- Umówcie się gdzieś kiedyś, teraz musimy już iść, dalej - powiedział niewzruszony. 
Też miał na sobie coś w rodzaju togi, ale nie miałem pojęcia, kogo odgrywał. Pewnie zajmował się podkładem muzycznym, jak zwykle zresztą. Bębenki to był jego świat.
Wyszliśmy z domku i udaliśmy się na plac, gdzie stali organizatorzy chrztu i opiekunowie. Dave patrzył z podziwem na to, co przygotowaliśmy. podobało mu się, oczywiście, że mu się podobało.
- Jestem pod wrażeniem - pokiwał głową z uznaniem.- Wow, Sykes, król poziemi.
Twarz Olivera była wysmarowana węglem, on sam ubrał się na czarno. Miał na sobie nawet jakąś ciemną płachtę. Wczuł się, nie ma co. Obok niego stał Matt, który miał odgrywać Cerbera, ale szczerze wątpiłem w to, że przebierze się za psa. Miałem rację. Również ubrał się na czarno, pod oczami miał dwie czarne, poziome kreski. 
Zaangażowaliśmy w zabawę kilku innych chłopaków, aby robili sztuczny tłum - to miało być jak agora, wszyscy wszystko wiedzieli, wszyscy podziwiali. Wzrok Dave'a w końcu padł na nas.
- Chłopcy powiedzieli mi, że odgrywacie boskie małżeństwo - uśmiechnął się, a ja pochyliłem głowę.
- Boskie na pewno - Vic mrugnął okiem. 
Dwa metry od końca szyszkowej ścieżki stał dwa przystrojone kocami krzesła. Wow, miałem nawet swój własny tron. Stały tam też stoliki i kilka innych siedzisk.
- Wspaniale, młodzieży, wspaniale. Wydaje mi się, że można już zacząć. Nie wychylajcie się za bardzo, obserwujcie to, co dzieje się na pomoście z dystansu, żeby nie zepsuć niespodzianki - powiedział Dave, a mu pokiwaliśmy głowami.
Dzieciaki siedziały w domku na uboczu, aby nie widziały niczego nawet przez okno. Matty, który tez miał na sobie coś w stylu togi, poszedł do domku, aby poprowadzić dzieci do poszczególnych zadań. Odgrywał Hermesa, posłańca i przewodnika. Dopiero po chwili zauważyłem skrzydełka, które przyczepił sobie do trampków. Widzieliśmy, jak prowadził maluchy na pomost. Przerażenie wymalowane na ich twarzach było bezcenne, ale rozumiałem ten strach, bo czułem się tak samo. To tylko zabawa, nic więcej. Dzieci ustawiły się w rzędzie na pomoście. Czekał na łódkę, którą przypłynie Posejdon, czyli Jack. Musiały krzyknąć kilka razy "Posejdonie, Posejdonie przybądź!", aby łódka w końcu wyłoniła się z wodnych zarośli. Uśmiechnąłem się na widok Jacka z długą, białą brodą. Nie miałem pojęcia, skąd ją wytrzasnął, ale wyglądał rewelacyjnie. W łodzi siedział też Gabe, który wiosłował. Łódka dobiła do pomostu, a Jack, znaczy się, Posejdon wyszedł na drewniane deski. Byliśmy trochę za daleko, aby usłyszeć co mówił, ale później po kolei popychał każdego chłopca, aby wpadł do wody. Wiedziałem, że przy tym nadawał im jakieś wcześniej wymyślony przydomek od chrztu, zawsze tak było (ja zostałem "Śnieżką", przez moje ciemne włosy i bladą cerę, zupełnie jak królewna). Następnie dzieciaki wybiegły z wody i ponownie musiały wrócić do domku. Do chrztu będą wychodzić parami, aby nie było tłoku i wszystko płynnie się odbywało. Teraz trzeba było przybrać pozycję. Usiadłem na jednym z krzeseł, a to samo obok mnie zrobił Vic. Mrugnął do mnie, a ja odwróciłem wzrok. Nieco z boku siedział Mike, tak jak przewidziałem, ze swoimi bębenkami, w które rytmicznie uderzał dłońmi. Po bokach ustawili się zaangażowani obozowicze, a z tyłu siedziała reszta, aby móc obserwować całe przedsięwzięcie. Po kilku minutach nadszedł Matty, ech, Hermes, z dwójką przestraszonych chłopców. Mieli na sobie tylko kąpielówki, tak jak poinstruowaliśmy ich na wczorajszej obiadokolacji (tam usłyszeli wszystkie wskazówki itp.). Najpierw zajął się nimi Hades.
- Aby przejść dalej, musicie wiele wycierpieć - powiedział Hades, a ja powstrzymywałem się, aby nie wybuchnąć śmiechem.- Oto droga ku Olimpowi, ale strzeżcie się, bo możecie w ogóle tak nie dotrzeć.
Po obu stronach ścieżki stali Ben i Jordan, z pokrzywami w rękach. Dzieciaki musiały przejść po szyszkach na czworakach, co było bolesne. Obaj chłopcy przebyli tę drogę, czasem dostając pokrzywą, ale na szczęście lekko. Na końcu uśmiechnęli się do siebie i podeszli do nas. Okej, zacząłem się denerwować, bo niby wiedziałem, co miałem powiedzieć, ale słabo radziłem sobie ze stresem i wystąpieniami przed taką publicznością.
- Witamy na Olimpie! - zawołał Vic, a raczej Zeus.- Ja, wszechpotężny Zeus i moja piękna, ale jakże surowa żona Hera - no kurwa nie - witamy was w naszych mało skromnych progach! Aby jednak zasmakować prawdziwego życia w siedzibie bogów, musicie przejść przez wiele różnych zadań. Jako że bogini Hera należy do mało przyjemnych i wiele wymagających osób, przedstawi wam pierwsze zadanie.
Okej, jesteś kobietą, nie musisz zmieniać głosu, po prostu im powiedz, że mają powiedzieć rotę i już. Mimo to, nie potrafiłem. Nie lubiłem takich wystąpień.
- Jako że Zeus jest panem i władca to on przedstawi wam zadania, ja nie jestem tego godny... a. - mruknąłem, wykręcając się z tego wszystkiego. 
Nie mogłem nagle stać się kimś innym, kto nie ma ataków paniki i nie boi się tłumów. Vic zmarszczył brwi, ale skinął głową.
- Trudno korzystać z dóbr tego miejsca nie znając podstawowych słów naszej przysięgi - powiedział.- Mam wrażenie, że dobrze je znacie, ale niech wszyscy je usłyszą, właśnie teraz.
- Wśród wyimaginowanych przyjaciół żyłem, wyobcowany przez społeczeństwo byłem, aż w końcu do zacnego grona trafiłem. Przysięgam na brodę pana Grohla, na buty pana Worsnopa i warkoczyki pani McDougall, że na tym nie skończy się moja droga, entuzjastycznie do życia podchodzić będę, a nasz obóz wysławiać w Ameryce, potędze.
Wykute na pamięć, ale było. Co roku trzeba było wymyślać nową rotę, żeby przypadkiem nie zdarzyło się coś takiego, że starsze roczniki pomagają młodszym. Rotę wymyślił Vic, bo lubił tworzenie różnych pierdół związanych z rymowankami i innymi takimi rzeczami.
- Pierwsze zadanie zaliczone - oznajmił Vic, wiedząc, że ja nie jestem w stanie wypowiedzieć swojej kwestii.- Co ma do zaproponowania Dionizos, nasz dobry przyjaciel i bóg zabawy oraz wina?
- Na pewno nie wino! - zaśmiał się Tony, który odgrywał Dionizosa.- Ale mam dla was coś innego. Czym jest przyjęcie bez jedzenia? Nasza bogini Hera dodała wisienkę na torcie, mimo że wisienka ta nie była nawet owocem - spojrzał na mnie, a ja lekko wzruszyłem ramionami.- Zapraszam. Ambrozja to to nie jest, ale na pewno wam zasmakuje. Który pierwszy? - Tony nabrał papkę na łyżkę i podsunął pierwszemu chłopcu, który niepewnie otworzył usta i zjadł maź. Skrzywił się, ale zjadł. Drugi również to zrobił, ale widziałem u niego odruch wymiotny. Niech nie przesadzają, nie było tak źle.
- Dobra robota - powiedział Vic.- Jesteście coraz bliżej zdobycia Olimpu. Kolejne zadanie przedstawi wam bogini mądrości, Atena.
Trochę śmiałem się z Jacka Barakata, że zgodził się na bycie Ateną, ale ten człowiek miał niesamowity dystans do siebie i po prostu dobrze się bawił. Skądś wytrzasnął nawet hełm na głowę.
- Witajcie moi mali przybysze! Jako że nazywają mnie najmądrzejszą na całym Olimpie, mam dla was parę łamigłówek. Są to pytania dotyczące naszej wspaniałej siedziby. Jesteście gotowi? - zapytał, a chłopcy pokiwali zgodnie głową.- Cudownie. Pytania będą trzy. Możecie pomylić się tylko raz. Jeśli popełnicie jeden błąd lub żadnego, tu kończy się wasz chrzest. Jeśli popełnicie więcej błędów, będziecie musieli wykonać jeszcze jedno zadanie. Uwaga, pytanie pierwsze! Podaj datę urodzin naszej pięknej bogini Hery.
Nie mogli tego wiedzieć, przecież nigdy nie rozmawialiśmy. W życiu nie zgadną dwudziestego czwartego kwietnia. Specjalnie zadawano im takie pytania, aby przystąpili do ostatniego zadania. Podparłem podbródek na dłoni i uniosłem brew w górę. Po chwili pochylił się nade mną Vic.
- Kiedy masz urodziny? - wyszeptał.
- Dwudziestego czwartego kwietnia - odparłem równie cicho, prawie niedosłyszalnie.- A ty?
- Dziesiąty luty. Zapamiętaj moje, ja zapamiętam twoje.
- Stoi.
Dzieciaki oczywiście nie znały odpowiedzi i stwierdziły, że urodziłem się we wrześniu. Jack zadał kolejne pytanie.
- Pytanie drugie. Jaki kolor włosów miała Afrodyta w zeszłym roku?
W Afrodytę wcielił się Alec, co było przekomiczne. Na zeszłorocznym obozie miał różowe włosy, które, według mnie, idealnie współgrały z jego osobowością. Chłopcy nie mogli tego wiedzieć, bo w zeszłym roku jeszcze ich nie było, dlatego strzelili, że niebieskie. Pudło. Nie było sensu zadawać trzeciego pytania, skoro na dwa poprzednie odpowiedzieli błędnie, dlatego musieli wykonać jeszcze zadanie.
- Ostatnie zadanie wykonacie u bogini piękna i miłości, cudownej Afrodyty! - oznajmił Vic, a dzieci spojrzały na uśmiechniętego promiennie Alexa, który raczej nie był definicją piękna, ale liczyło się jego podejście do zabawy, które było świetne.
- Piękno jest bardzo ważne, a prowadzi do niego higiena i dbanie o siebie - powiedział.- Dlatego wykorzystajcie dwa wiadra przed sobą i zaprezentujcie wszystkim, jak dbacie o swoją higienę osobistą!
Trzeba było zaznaczyć, że w wiadrach nie było wody, tylko błoto. Chłopcy nabrali trochę szlamu w dłonie i zaczeli odgryważ scenkę z porannej toalety. Gdy byli pokryci błotem, w końcu przestali się "czyścić", a ja wraz z Victorem wstaliśmy ze swoich tronów.
- Wspaniale wykonaliśmy swoje zadania - uśmiechnął się Vic.- Możecie zostać na Olimpie, zostaliście oficjalnymi członkami naszej społeczności. Możecie usiąść na boku. Hermesie, przyprowadź kolejnych śmiałków!
Chrzest każdej pary przebiegał podobnie. Gdy w końcu wszyscy byli ochrzczeni, poszli wziąć prysznic, a my zabraliśmy się za sprzątanie. Nie zrobiłem dużo, po prostu od razu poszedłem do domku, aby usiąść w kącie i trochę się uspokoić. Źle znosiłem takie rzeczy. Może i nie wyglądałem na spiętego, ale wewnątrz prowadziłem walkę z samym sobą, aby nagle nie usiąść na ziemi i po prostu nie zacząć panikować. Ataki paniki pojawiały się raczej rzadko, ale gdy już były, trzeba włożyć wiele wysiłku w uspokojenie mnie. 
Ściągnąłem z siebie prześcieradło, usiadłem w ciemnym kącie i zacząłem głęboko oddychać. Nie było źle. Gdyby Vic zmusił mnie do mówienia, na pewno już dawno bym wymiotował i dusił się własnymi łzami.
- Raz, dwa, trzy, cztery..- zacząłem cicho liczyć, aby się uspokoić. 
Tak kazał robić mi lekarz, a jeśli po kilku takich liczeniach nic nie pomagało, ktoś musiał do mnie podejść i spróbować mnie uspokoić. Nie wiedziałem, czy tym razem to pomagało. Drzwi domku otworzyły się i poznałem po sylwetce, że należała do Vica. Szatyn podszedł do kąta, w którym siedziałem, po czym ukucnął przy mnie i położył dłonie na moich kolanach. Drgnąłem.
- Co się stało? - zapytał cicho.
- Muszę się tylko trochę... Uspokoić. Odsapnąć. To wszystko.
- Dlaczego?
- Tak reaguję na zmieszanie i tłum, to wszystko.
Vic zmarszczył brwi. Jego kciuk powoli zaczął gładzić moje kolano, co chyba mnie uspokajało. Mój oddech stał się miarowy i spokojny.
- Nie wiedziałem, że miewasz takie ataki - odezwał się po chwili.
- Czasami. Rzadko. Naprawdę rzadko - odparłem.- Od śmierci taty. Rzadko.
Wyraz twarzy Vica świadczył o tym, że nie wiedział, że nie miałem ojca. W sumie nie miał prawa tego wiedzieć, bo nikt mu nigdy nie powiedział. Wiedzieli o tym Matty, Justin, Jack i Gabe oraz opiekunowie, którzy nic nie mówili reszcie obozowiczów.
- Kell, przykro mi...
- Nie, przestań - pokręciłem głową.- Już za dużo nasłuchałem się takich "przykro mi" albo "wszystko będzie dobrze". To nic nie zmienia. Ale mam prośbę - spojrzałem na niego powaznie, ale zarazem smutno.- Nie mów nikomu, dobrze?
- Nie powiem, oczywiście, że nie powiem - szepnął, po czym usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem, a ja oparłem się o niego, po prostu się w niego wtulając.

26 komentarzy:

  1. idealne małżeństwo! Vic jest dla Kellina taki adsjslshslan tylko go całuje i całuje. ale to dobrze, niech się całują. a ta ostatnia scena jeszcze więcej agskslagslsslsv bo on się o niego martwi
    taki cudowny Kellic, taki zajebisty Dzogurt, taki chaos w komentarzu

    OdpowiedzUsuń
  2. vytwgdauhnjfegsiudclhjnfuVISHVJCKMRBFYDCUHIJKRTGB PRZEZ CAŁY CZAS ROBIŁAM "AW" I "AW" I "AW" I O MÓJ BOŻE JEZU DROGI BOJĘ SIĘ ŻE VIC ZRANI KELLINA ALE MYŚLE ŻE BĘDĄ RAZEM NA ZAWSZE ALE JA FDSJFHGUDJFHG OMG NIE MAM SŁÓW. /@WYRUCHAMCIE

    OdpowiedzUsuń
  3. MAJK W PRZEŚCIERADLE, MISIA LUBI
    w sumie nie zdziwiło mnie to że Jack i Alex odegrali najbardziej gejowskie aka damskie role XD Viktur taki opiekuńczy wow koniec był uroczy.. i ile tak można to określić...

    OdpowiedzUsuń
  4. Awwww pięknie, zajebiście, z wyczuciem.
    Perfecto.
    Co ten Vic taki opiekuńczy nagle, co? Czyżby 'przemiana' była jednak prawdziwa? oO
    Nie wiem, ale cud miód i malina, czekam na rozwój wydarzeń :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Dżogurt, kocham Twojego Kellica, jest najlepsiejszy.
    Nie umiem napisać długiego komentarza, no ale wiedz, że strasznie mi się podoba.

    pozdrawiam, gwiazek

    OdpowiedzUsuń
  6. DŻOGURT;-; kocham ten rozdział, taki pozytywny tu tego i potem Kells z Viciem*-* ♥ @olixpop

    OdpowiedzUsuń
  7. Takie cudowne kochające się małżeństwo *.* Biedne dzieciaki ;__; Nie mam weny na długi komentarz, ale wiedz, że zajebisty rozdział :D /MrsMetalowa

    OdpowiedzUsuń
  8. Alex nie jest definicją piękna? Czy ja się przeslyszalam?

    Ale oczywiście rozdział genialny xDD
    Lałam czytając to xDD
    Olson.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobra pierwszy raz komentuje chociaż czytam to od pierwszego Kellica.
    Haha jak mogłaś, Alex jest najlepszą definicją piękna przecież xdd
    Rozdział zajebisty tak jak wszystkie z resztą.

    Tak poza tym to nie wiem czy ci Kosiara mówiła, ale miałam się z wami spotkać na koncercie BVB i z nią się spotkałam po koncercie a ty mi gdzieś uciekłaś a tak chciałam poznać osobę która ryje mi psychikę Kellicami. WGL to widziałaś tego technicznego co wyglądał jak Victur? xd Jeśli ci to trochę pomoże to jestem Breath z Sleeping with Sirens Poland. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że widziałam, mam z nim nawet zdjęcie! :D
      Po koncercie zostałam dosłownie na chwilkę, żeby zrobić sobie zdjęcia z chłopakami z Heaven's Basement, a potem już się zmyłam, bo jechałam z mamą i już chciała wracać.
      No i dziękuję za pierwszy komentarz i zachęcam do częstszego komentowania c:

      Usuń
  10. Ojeej jakie to było słodkie na końcu *.* zajebisty ten rozdział, kocham tego kellica o.o ; 3

    OdpowiedzUsuń
  11. Awwww jakie słodkie zakończenie, może naprawdę Vic coś do niego poczuje.. :3
    I łatwo było mi sobie wyobrazić Olivera pomalowanego na czarno :D Hades do niego pasuje XD
    Rozdział mega lajk olłejs, będę się modlić, żebyś dodała w weekend lub poniedziałek :)
    //@blush244

    OdpowiedzUsuń
  12. omg, to bylo takie...inne. Vic nie był taki zły, tylko taki zrozumiały czy jak tam sie to nazywa, moim zdaniem to on się zaczyna przejmowac Kellsem XD
    Dziś miałam suprajsa jak zobaczylam rozdział, lubie takie niespodzianki XDD
    pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  13. Miałam dodać komentarz odrazu po przeczytaniu, ale internety w telefonie mi na to znów nie pozwoliły ;-; Mniejsza z tym. Wracając do rozdziału jest cudowy od samego początku do końca. Myślałam, że będoo jakieś dramy czy coś...a tu proszę, jestem mile zaskoczona. Ogólnie to na końcu rozpłynęłam sie ze szczęścia...Victur taki opiekuńczy....sjsksksjsjksshskhasaj. Mogłabym to czytać i czytać i nigdy by mi sie to nie znudziło, z resztą jak wszystkie twoje Kellice. Czekam na następny rozdział...może w końcu jakieś seksy? XDD KC <3 /@Huranicee

    OdpowiedzUsuń
  14. Tabardzo perf xd Dars nie umie komentowac e bardzo mi sie lodobalo. Trzymam kciuki coby s weeken byl nowy rozdzial.
    Alr nie zlamiesz serca Kellsowi, nke?

    KC DZOGURT XD

    OdpowiedzUsuń
  15. UHuhuhuh nie mam słów, rozdział doskonały <3 vic, kellin, mike ooooooo <33333

    OdpowiedzUsuń
  16. Cudowny Vic w końcówce. Ktoś tu się nam zakochuje w Kellsie. ;D I swoją drogą pięknee, po prostu piękne, że nie zmuszał go do gadania i zrobił to za niego gdy Kellin mu tak pięknie zasugerował, że nie ma na to ochoty.
    No trzeba przyznać, że ten chrzest to im się udał, a sprawa z zapamiętywaniem urodzin - yaaaaaaaaaaaay.
    Ej, dawaj ten 8 rozdział. (wiem, wiem, jeszcze 7, ale w 8... no, 8 chcę)

    @Lynn_PL

    OdpowiedzUsuń
  17. aż mi się serce łamie jak pomyślę, że będzie drama ( bo bedzie prawda? ;_; )
    ten Kellic jest asdfghjklkjhgfds perfekcyjny, srsly.
    czekam w ciul niecierpliwie na nastepny rozdział.
    @NoOtherHope która zawsze ma opóźniony zapłon i czyta rozdziały z opóźnieniem ;_;

    OdpowiedzUsuń
  18. Victur taki uroczy. Ale to i tak tylko zaklad ale czuje, że sam się zakocha XD koooooocham cię Dżogurt <3

    OdpowiedzUsuń
  19. NIE SKOMENTOWAŁAM OSTATNIEGO ROZDZIAŁU, O ZGROZO
    Plasam, Dżogurt :C

    W każdym razie, wyczuwam nadchodzącą dramę, jak Kells dowie się prawdy. A Vic, taki uroczy. Mam tylko nadzieję, że nie udaje, a powoli zakochuje się w Ziemniaczku. I czekam na kolejny rozdział, Dżogurt, pisz szybko, bo mnie filsy zeżrą :c

    Całusy, duuużo weny
    @Vileneify

    OdpowiedzUsuń
  20. Dzisiaj mam urodziny - może nowy rozdział w prezencie ^o^

    OdpowiedzUsuń
  21. Jak piszesz bloga to masz tam statystyki. ..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, no świetnie, tylko że statystyki bloga nie pokazują liczby stałych czytelników, bo równie dobrze ktoś może sobie wejść i powiedzieć "A jebie mnie to, po co tu wszedłem?" i tak nabił mi statystykę, więc takie komentarze nie są potrzebne i wskazane, dziękuję.

      Usuń
    2. dobrze, więc straciłaś czytelnika.Narka :)

      Usuń
  22. No jak przychodzi co do czego to jesteś wredna.A czasem zboczona.Wytrzymam bez twojego opowiadania znam lepsze, cześć i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beka
      z Was ludzie, o matko XD To się nazywa szczerość, a ludzie nie umiejący
      jej przyjąć co najmniej śmieszni i nie poradzą sobie w życiu, tak więc
      czas na jeszcze jedną chwilę szczerości, coby Was przygotować do
      dorosłego życia: nic mi po czytelnikach, którzy nie potrafią docenić
      cudzej pracy i sami ośmieszają się w tym miejscu. Równie dobrze mogłabym
      niczego nie pisać, to nie jest mój zasrany obowiązek, tylko raczej
      hobby. Tak więc powiem ładnie, żegnam z uśmiechem, a raczej ze śmiechem,
      bo aktualnie nie potrafię przestać się śmiać.

      Usuń