sobota, 21 grudnia 2013

10.

Nowy rozdział. Trudno mi się go pisało, bo byłam w bardzo złej sytuacji, ale jakoś dałam radę.
Liczę na komentarze i tak dalej.
Kocham Was, okeeeeej.
I gdybym nie zdążyła dodać rozdziału do świąt... Chcę życzyć Wam tego, co tylko sobie wymarzycie. Motywacji, wytrwałości, braku stresu. Osiągnijcie wszystko, co sobie zaplanowaliście. Wesołych świąt!
____________________
Pewnie zastanawialiście się, co zrobiłem i co odpowiedziałem Vicowi. Cóż, nie spodziewałem się tego, że zaproponuje mi seks, tym bardziej, że jeszcze niedawno za sobą nie przepadaliśmy. To był pierwszy powód, przez który szybko pokręciłem głową i od niego uciekłem.
Tak uciekłem, bo byłem głupim tchórzem i zabrakło mi języka w gębie. Nigdy nie rozmawiałem o seksie w tak bezpośredni sposób. Plus,  to był Vic, do cholery jasnej, z nim jeszcze trudniej rozmawiało sie o takich sprawach.
Drugim powodem było moje nieprzygotowanie. Nie byłem gotowy. W tym momencie brzmiałem jak głupia nastolatka, która rozważała pójście do łóżka ze swoim chłopakiem, ale nie mogę nic na to poradzić. Byłem małym, wrażliwym i emocjonalnie niestabilnym idiotą. Nie chciałem uprawiać mojego pierwszego seksu na jakimś głupim obozie, bez żadnych uczuć. W sensie... Chciałbym zrobić to z Victorem, ale wszystko działo się za szybko. Kurwa mać, musiałem być facetem. a teraz zachowywałem się tylko i wyłącznie jak jakaś pieprznięta dziewucha.
Gdy zamknąłem się w domku, Vic próbował dostać się do środka, to było do przewidzenia. Słyszałem go przez drzwi, w które donośnie pukał. Siedziałem owinięty w koc i pusto patrzyłem na drzwi, za którymi stał Vic. Zasunąłem zasłony w oknach, aby chłopak nie mógł  mnie zobaczyć. Czułem się bezpiecznie w swoim kokonie.
- Kellin, wyjdź do cholery - krzyknął.- Przepraszam, wiem, że jeszcze nigdy tego nie robiłeś i możesz nie być gotowy. Nie musimy tego robić, jeśli nie chcesz. W sumie to... Ja bym chciał, ale jeśli ty nie chcesz, to nie, w porządku...
Rozumiałem to, że się tłumaczył, ale najpierw mógł pomyśleć, a dopiero później mówić. Postanowiłem go zignorować i poczekać, aż reszta wróci z wycieczki. Musiałem porozmawiać o tym z Mattym, który na pewno mnie wysłucha, zrozumie, pouczy i poradzi.Od tego był.
- Słyszysz mnie? Tak, chciałbym uprawiać z tobą seks, ale nie musimy tego robić.
Pogrążał się, mimo że chciał dobrze. To było trochę zabawne, te jego starania, słaba składnia i próby tłumaczeń, ale nie chciałem dać mu tej satysfakcji. Gdybym wyszedł od razu i rzucił się mu na szyję, on odebrałby to jako zwycięstwo i kto wie, może wciąż próbowałby zaciągnąć mnie do łóżka. Nie miałem pojęcia, dlaczego tak mu zależało, ale będzie musiał jeszcze trochę poczekać.
- Nie mam już siły. Przepraszam. Chciałbym, ale ty nie chcesz, rozumiem. Inna sprawa, gdybyś nie był prawiczkiem, w porządku. Też czekałem na swój pierwszy raz, ale go zjebali. Nie chce zepsuć twojego. Przepraszam.
Później było już cicho. Zszedłem z łóżka i podszedłem do okna, gdzie nieco odchyliłem zasłonę, aby zajrzeć na zewnątrz. Vic siedział pod drzwiami, opierał się o nie plecami. Miał lekko pochyloną głowę i zamknięte oczy. Złożyłem usta w dzióbek, po czym zapukałem w drzwi, aby się odsunął, bo miałem zamiar wyjść. Gdy teren był czysty, otworzyłem drzwi i znalazłem się na dworze. Usiadłem obok Vica i dałem mu trochę koca, aby też zarzucił go na plecy. Cóż, było lato i trochę za gorąco na koc, ale kto się tym przejmował? Czułem ciepło bijące nie tylko od materiału, ale też od Vica, który uśmiechnął się do mnie lekko i objął mnie ramieniem w pasie.
- Wiem, że za szybko. Przepraszam.
- W porządku, Vic, przestać się tym zamartwiać - powiedziałem.- Mogę cię o coś zapytać?
- Pewnie.
- To co mówiłeś o swoim pierwszym razie... Naprawdę był taki zły? - zapytałem niepewnie, nie chcąc wciskać nosa w nie swoje sprawy, bo miałem świadomość, że niektóre rzeczy ludzie chcą zatrzymać tylko dla siebie.
- Może nie był beznadziejny, ale... Taki sobie - wzruszyłem ramionami.- Chciałem, żeby był naprawdę super, ale wyszło jak wyszło.
- Powiedz mi o tym. Jeśli chcesz, oczywiście.
- Cóż, miałem szesnaście lat, sylwester. Miałem chłopaka, starszego o cztery lata. Bałem się trochę, że ktoś zacznie mieć problem z tym, że on był już dorosły, a ja nie, ale nie uprawialiśmy seksu, więc nie mógł być o nic sądzony. Tak czy siak, była impreza, alkohol, te sprawy. Zachowywałem trzeźwość, bo nie chciałem być sponiewierany, ale on nie trzymał się tej zasady. Jako że był dorosłym, niezaspokojonym seksualnie facetem i miał pod ręką swojego chłopaka, postanowił to wykorzystać. Co dziwne, do niczego mnie nie zmuszał, po prostu nalegał. Siła perswazji. I co, miałem mu odmówić? - westchnął na koniec.
- Mogłeś - stwierdziłem.- Mogłeś uciec, tak jak ja.
Vic uśmiechnął się lekko i spojrzał na mnie z błyskiem w oku, po czym zabrał dłoń z moich pleców i chwycił nią moją rękę. Po chwili splótł nasze palce.
- Pewnie gdybym mu odmówił, on nie bawiłby się w naleganie i tak dalej i po prostu przeleciałby mnie w jakimś kącie. To by było gorsze - powiedział.
- Rozumiem, że on był pijany, ale ty chciałeś tego seksu. Więc co było w tym takiego złego?
- Bo nie było tam uczucia. Żadnego. Po prostu mnie zaliczył. Byłem trochę jak ty, chciałem poczekać do swoich osiemnastych urodzin. Zresztą, zerwaliśmy jakiś tydzień po tym wszystkim...
- Byłeś wtedy na dole, tak?
- Tak, Kells, tak - zaśmiał się pogodnie, a ja uśmiechnąłem się na ten dźwięk i widok.- Później już ani razu. Nie pasuje mi to. Wolę raczej dominować.
- Ja nie nadaję się na górę... Jestem typowym dołem, co?
- Mam być szczery?
- Tak.
- Jesteś typowym dołem.
Uśmiechnąłem się lekko i musnąłem ustami kącik jego ust, po czym oparłem głowę o jego ramię, które oplotłem swoim. Mogłem tak trwać i trwać, ale wszystko co dobre kiedyś się kończy. Do obozu wróciła wycieczka, więc Vic jeszcze szybko pocałował mnie w usta, po czym truchtem pobiegł do swojego domku. Ja wszedłem do swojego i położyłem się na łóżku, czekając na Matty'ego, aby wszystko mu powiedzieć.

Wycieczka trochę zmęczyła wszystkich obozowiczów, więc prawie każdy położył się spać. Przespali nie tylko całą noc, ale też wieczór, więc nie miałem okazji porozmawiać z Mattym. Dałem mu odpocząć, bo doskonale wiedziałem, jak bardzo można się zmęczyć chodząc cały czas po lesie. Mogłem porozmawiać z nim na śniadaniu, ale na nie nie poszedłem, bo nie miałem apetytu. Po posiłku trzeba było udać się na plac, aby spotkać się z opiekunami. Usiadłem na trawie obok chłopaków i cały obóz czekał na to, aż pojawi się Dave i jego banda. Zacząłem dźgać Matty'ego palcem w kolano, aż ten w końcu na mnie spojrzał i uniósł brew w górę.
- Ty jesteś na mnie obrażony, że ze mną nie rozmawiasz, czy jestem głupi i nie wiem, jaki jest powód? - zapytałem.
- Nie jestem obrażony - ściszył głos.- Po prostu... Coś mi się nie podoba.
- Niby co?
- To, że ciągle jesteś z Fuentesem. Przedwczoraj obaj odłączyliście się od grupy, wczoraj zostaliście sami w obozie. Aż dziwne, że dzisiaj jeszcze się do siebie nie przyssaliście. Już mu wybaczyłeś? Ośmieszył cię przed całym obozem, a ty od tak znów nie widzisz świata poza nim.
Przewróciłem teatralnie oczami i wzruszyłem ramionami. Matty miał trochę racji, może i za szybko wybaczyłem Vicowi, ale nie potrafiłem się na niego gniewać, gdy działał na mnie swoim urokiem, któremu nie umiałem się oprzeć.
- Ludzie zaczynają gadać - mówił dalej cicho, aby nikt nie zwrócił na nas uwagi.- Myślisz, że nikt nie zauważył, że gdy Vic znika, ciebie też nie ma? Że nagle często ze sobą rozmawiacie? Jeśli chcecie utrzymać to w tajemnicy, radzę wam rozplanować sobie te wasze spotkania, ale to zależy tylko i wyłącznie od was.
- Dlaczego tak ci zależy, aby nikt nas nie przyłapał? - szepnąłem.
- On mnie nie obchodzi. To o ciebie się martwię, bo jesteś moim przyjacielem i nie chcę, żeby coś ci się stało.
Westchnąłem ciężko i pokiwałem głową. Matty prawie zawsze miał rację, teraz znów się nie mylił, ale byłem zbyt uparty, aby mu ją przyznać. Musiałem porozmawiać o tym z Victorem, bo to on był głównym sprawcą tego zamieszania.
Siedzieliśmy tak może jeszcze przez pięć minut, po czym na placu pojawili się Dave, Danny i Taylor.
- Witajcie młodzieży! - uśmiechnął się Dave, a wszystkie spojrzenia spoczęły na nim.- Nie będę przedłużać, przejdę od razu do sedna sprawy. Będziecie podzieleni w maksymalnie pięcioosobowe grupy. Każda grupa dostanie swój teren w lesie, na którym musicie zbudować swój szałas, bazę, cokolwiek. Tym zajmie się dzisiaj młodzież. Maluchy idą do pana Carlile i pani McDougall po swoje wytyczne. Są przy jeziorze - powiedział, a najmłodsi wstali z trawy i poszli na plażę. Dave ponownie zwrócił się do nas.- Musicie zbudować stabilne bazy, ponieważ skorzystacie z nich jutro podczas zabawy. Ale o tym jutro. Teraz dobierzcie się w grupy, po czym wybierzcie kapitana, który zgłosi się do pani Jardine i pana Worsnopa po plan dla waszej drużyny.
Z góry wiedziałem, że będę w grupie z moimi przyjaciółmi. Dlatego też stanęliśmy w grupce i zaczęliśmy się zastanawiać, kogo wybrać na kapitana. Matty był chyba najbardziej ogarniętym człowiekiem w naszej drużynie, więc wybór padł na niego. Poszedł po plan, a my z cierpliwością na niego czekaliśmy. Po chwili wrócił do nas z kartką papieru w dłoni.
- No więc, tu jest plan, jak dotrzeć na nasze miejsce, jakie materiały można wziąć i takie tam - wzruszył ramionami.- Chodźmy.
Gdy chcieliśmy ruszyć w głąb lasu, moje ramię złapała silna dłoń i pociągnęła mnie nieco do tyłu. Doskonale wiedziałem, kto to był. Odwróciłem się i spojrzałem groźnym wzrokiem na Vica.
- Chcesz być z nami w drużynie? - zapytał.
Czyli teraz chciał przekabacić mnie na swoją stronę? Matty miał rację, ludzie zaczynali plotkować, a ja nie mogłem narazić się na większe pośmiewisko. Dlatego też postanowiłem odrzucić tę propozycję. Nie chciałem zaniedbywać przyjaciół, którzy byli wszystkim co miałem. Mogłem poważnie mu się narazić, ale raz kozie śmierć, tak?
- Jestem w grupie z moimi przyjaciółmi - odparłem, a Vic uniósł brew.- Więc nie będę z wami.
- Przecież możesz im powiedzieć, że jednak zdecydowałeś się dołączyć do nas.
- Nie, nie rozumiesz - pokręciłem głową.- To moi przyjaciele, nie chcę ich zaniedbywać. Plus, ostatnio spędzamy ze sobą sporo czasu. Matty mówi, że ludzie zaczynają plotkować. Chcesz zepsuć swoją reputację?
Vic zacisnął usta w cienką linię i krótko skinął głową. Najwyraźniej zaczął patrzeć na to wszystko z odpowiedniego punktu widzenia. Nie myślał o tym, że ktoś może odkryć jego orientację seksualną? Może aż tak bardzo mu na tym nie zależało. Nie wiedziałem, co siedziało w jego głowie. Chyba nikt tego nie wiedział, oczywiście oprócz niego. A może on sam nie miał pojęcia, czego chciał?
- Masz rację - mruknął.- W porządku, rozumiem. Więc skoro nie dzisiaj, to może wyjdziesz ze mną wieczorem? - zapytał z nadzieją w głosie, a mi zrobiło się go trochę żal.
- Mam dyżur w kiblu - westchnąłem.
- Więc pójdę z tobą - uśmiechnął się, a gdy zobaczył, że chciałem zaprotestować, ponownie się odezwał:- Cicho. Posprzątamy razem. Do zobaczenia.
Mrugnął do mnie, a ja podrapałem się w tył głowy i szybko wszedłem do lasu, aby dogonić chłopaków. Byłoby słabo, gdybym się zgubił.

Vic
Nie powinienem się tak czuć. Nie powinienem myśleć o nim nocą, nie powinienem myśleć o nim za dnia. Nie w ten sposób. Ten chłopak działał na mnie w bardzo nieodpowiedni sposób, jaki niektórzy uznaliby za pozytywny, ale według mnie miał negatywne skutki. Nie chciałem zbliżać się do Kellina, nie chciałem czegokolwiek do niego poczuć. Teraz jednak, z każdym kolejnym dniem, moje serce było coraz bardziej niezgodne z moim mózgiem - zmieniasz się, Fuentes, idioto. To miał być tylko niewinny zakład, wygrany w tydzień, a ja chyba zmuszałem swoje kamienne serce do wydobycia z głębi jakiegoś uczucia. Czułem się dziwnie, żeby nie powiedzieć, że źle. To było miłe uczucie, te motylki w brzuchu i łomotanie serce, ale dziwne, więc w sumie nie wiedziałem, jak mam się poczuć. Chciałem przebywać z Kellinem cały czas. Chciałem go całować, dotykać, przytulać. Przez te wszystkie lata nie doceniałem tego, jakim był wartościowym człowiekiem. A może to tylko złudzenie, a ja byłem głupi? To chwilowe. Zaraz zniknie.
Wróciłem do swojej grupy i w czwórkę ruszyliśmy w głąb lasu. Tradycyjnie, to ja zostałem wybrany na kapitana drużyny i to ja miałem plan. Pusto patrzyłem na drogę, co oczywiście każdy z tutaj obecnych musiał zauważyć. Znaliśmy się o wiele za dobrze, potrafiliśmy stwierdzić, że coś jest nie tak już po kilku chwilach. Tak jest, gdy ma się jedną, niezmienną paczkę od podstawówki i przez całe liceum. Po szkole też będziemy chodzić wszędzie w takim składzie. Czasem mamy siebie dość, to zupełnie normalne i zrozumiałe, ale naprawdę, dla tych kolesi zrobiłbym wszystko. To moja mała rodzina.
- Znowu coś z Quinnem? - zapytał Jaime, gdy dotarliśmy na polanę, gdzie miała powstać nasza baza.
Usiadłem na trawie i pokiwałem głową. Mieliśmy czas do obiadokolacji, więc mogliśmy zabrać się za budowanie dopiero później. teraz najwyraźniej nadszedł czas na rozmowy. Każdy z chłopaków usiadł na trawie i poczułem się jak w jakimś pieprzonym kółku różańcowym.
- Ten zakład to nie był dobry pomysł - wyszeptałem, wplatając palce w swoje włosy i pochylając głowę.- To był bardzo, bardzo zły pomysł.
- Kto by pomyślał, że niezwyciężony Victor Fuentes ulegnie takiej cipie, jaką jest Kellin Quinn - zadrwił Tony.
- Nie nazywaj go tak - spiorunowałem go wzrokiem, prostując się, a Tony uniósł brew w górę.
- Bronisz go?
- Odpuść - odezwał się Mike, patrząc na Tony'ego, podczas gdy ten wzruszył jedynie ramionami. Następnie zwrócił się do mnie.- Cóż, nie podejrzewałem, że jednak się w nim zakochasz...
- Nie zakochałem się w nim - przerwałem mu ostro.- Jedynie... Zauroczyłem.
- To bliskie zakochaniu. A może to tylko coś złudnego. Kto wie.
- Nie wiem, czy to coś złudnego, skoro mu do cholery jasnej obciągnąłem i zaproponowałem seks, ale się nie zgodził.
- Kurwa, Vic - jęknął mój brat, który skrzywił się na wzmiankę o seksie.- Oszczędziłbyś. Sam przyznałeś, że to nie jest złudne, więc?
- Więc przegrałeś zakład - stwierdził Tony.
- Niczego nie przegrałem! - warknąłem.- Obóz się nie skończył, tak? Mam jeszcze trochę czasu. Nie mam zamiaru się do niego przywiązać, a laczek jest prosty do zawinięcia go sobie wokół palca. Spokojnie, nie wyjdę na idiotę.
Jaime poruszył brwiami, po czym wstał z trawy i zaczął zbierać grube gałęzie leżące wokół polany. Cóż, to było chyba dobre posunięcie, bo musieliśmy zabrać się za budowę jakiejś fortecy. Dodatkowo chciałem zakończyć temat Kellina. Już sam nie wiedziałem, czego chciałem, więc najrozsądniej będzie zacząć bawić się w małego architekta i budowniczego.

Kellin
Nikt z nas nie wiedział, do jakiej zabawy budowaliśmy te bazy, ale nasza na pewno przetrwa każdą grę. Oprócz grubych gałęzi, wielkich kamieni i jakichś desek, Justin wytrzasnął skądś glinę, którą oczywiście wykorzystaliśmy. Cała budowla sprawiała wrażenie stabilnej, więc każdy z nas był dumny i zadowolony z wspólnej pracy. Po skończonej robocie wróciliśmy do obozu, gdzie przed obiadokolacją postanowiliśmy trochę się ogarnąć, bo byliśmy ubłoceni i mokrzy od potu. Zresztą, chciałem wyglądać lepiej, gdy dojdzie do mojego spotkania z Victorem, dzisiaj po jedzeniu, w kiblu, jakkolwiek to brzmiało. Ten chłopak działał na mnie w dziwny sposób. Był jedyny w swoim rodzaju, inny, ale wspaniały. Ba, myślałem nawet o jego propozycji, którą miał dla mnie wczoraj. To chyba było szalone z mojej strony, ale w pewnym momencie pomyślałem o tym, żeby odpowiedzieć mu twierdząco, dzisiaj w łazience. Doszedłem jednak do wniosku, że nie potrafiłbym się przemóc przez swoją niewinność i może trochę strach. Może kiedyś. Nie teraz.

Po obiadokolacji ubrałem luźniejszą koszulkę i poszedłem do magazynku, aby wziąć stamtąd wiadro oraz detergenty. Moje serce chciało wyrwać się z mojej piersi, bo doskonale wiedziało, że zaraz zobaczę się z Victorem. Wszedłem do łazienki, z której wygoniłem ostatnie myjące się dzieciaki. Miały swój czas, nie wykorzystały go, teraz wchodzę tu ja. I Vic, jeśli przyjdzie.
Najpierw zabrałem się za umywalki, które zacząłem przecierać gąbką. Przy trzeciej poczułem, jak ktoś obejmuje mnie w pasie i całuje w szyję. Uśmiechnąłem się lekko i odłożyłem gąbkę, po czym odwróciłem się w stronę Vica i szybko pocałowałem go w usta. Chłopak chciał przeciągnąć pocałunek, więc chwycił moją twarz i mocniej naparł swoimi wargami na moje. Takie powitania to ja rozumiem. W końcu musieliśmy się od siebie oderwać, kwestia powietrza i takich tam.
- Hej - szepnąłem.
- Hej. Gustowne rękawiczki - powiedział, a ja spojrzałem na swoje dłonie, na które nałożyłem gumowe rękawice. Nie miałem zamiaru myć łązienki bez nich, to chyba logiczne.
- Dziękuję - zaśmiałem się, po czym ściągnąłem rękawice z dłoni i położyłem je obok gąbki. Mała przerwa chyba mi nie zaszkodzi, prawda? - Jak tam budowanie bazy?
- Jakoś poszło - wzruszył ramionami.- A u was?
- Jest najlepsza! Na pewno o wiele lepsza niż wasza.
- Jeśli tak sądzisz - uśmiechnął się lekko, a ja zmarszczyłem brwi, bo zauważyłem, ze coś nie gra. Nie droczył się ze mną. To było dziwne.
- Co się stało? - zapytałem.
- Nic, dlaczego?
- Coś cię trapi, widzę to. Powiedz mi, przecież wiesz, że możesz.
Vic westchnął cicho i wzruszył ramionami. Będzie to w sobie dusił i pewnie mi nie powie. Nie lubił mówić o swoich uczuciach, bo może bał się do nich przyznać. To było zrozumiałe, ale nie zmieniało faktu, że chciałem wszystko wiedzieć.
- Po prostu o nas myślałem. Ale niech to pozostanie w mojej głowie, dobrze?
- W porządku - przewróciłem oczami.- Jeśli cię to interesuje, ja też o nas myślałem.
- I co wymyśliłeś?
- Myślałem o tym, co stało się wczoraj. Wiesz, to o seksie...
Miałem wrażenie, że oczy Vica zaświeciły się blaskiem nadziei. Szkoda, że będę musiał go zgasić, ale przynajmniej o tym myślałem, prawda? Rozważałem to. To powinien być dla niego znak, że nie traktuję go jak byle kogo. Stał się dla mnie ważny.
- Na razie nie chcę - powiedziałem, a Vic przechylił nieco głowę.- Na razie. Gdybyś chciał zapytać o to teraz, też bym się nie zgodził. Wiesz, to leży raczej w mojej psychice...
- Rozumiem, jeśli będziesz gotowy, to po prostu daj mi znać - uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło. Później powiedział coś, czego się nie spodziewałem.- Lubię cię, Kell. Bardzo cię lubię.
Chwyciłem go w pasie i położyłem głowę na jego ramieniu. Lubi mnie, a to oznaczało, że ta szopka może jednak miała jakąś przyszłość. Wspaniałe uczucie. Jakby przebiegło po tobie tysiąc koni, ale ty lubisz konie, więc nic się nie stało.
- Też cię lubię. O wiele za bardzo, aniżeli powinienem.

18 komentarzy:

  1. O CHUJ CO. ŻE WHAT. ALE. OMFG. O NIE.

    OdpowiedzUsuń
  2. TAK TAK TAK TAK! VIC SIĘ ZAKOCHUJE! TAAAAAAAAK!
    "JESTEŚ TYPOWYM DOŁEM" POMOCY XDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  3. Śliczne ;-; tylko tyle mogę powiedzieć ;-;
    A segzy będą tak czy tak, w to nie wątpię ;)
    Olson.

    OdpowiedzUsuń
  4. Omg, nie spodziewałam sie dzisiaj rozdziału...tak, szybko. Jest cudowny i taki kochany. Vic-chujas sie zmienia i to jest takie jgsjsjjsalk . Już nie mogę sie doczekać co będzie później... A teraz czas na życzenia : DROGI DŻOGURCIKU, ŻYCZĘ CI ABY TE ŚWIĘTA MINĘŁY W SPOKOJNEJ CIEPŁEJ RODZINNEJ ATMOSFERZE. ABY UŚMIECH NA TWEJ TWARZY NIGDY NIE ZNIKAŁ. ŻYCZĘ CI DUŻO WENY NA KOLEJNE ROZDZIAŁY I FF..DUŻO WYMARZONYCH PREZENTÓW POD CHOINKĄ, NO I OCZYWIŚCIE MNÓSTWO MIŁOŚCI. KC BARDZOO. WESOŁYCH ŚWIĄT!. <3 /@Huranicee

    OdpowiedzUsuń
  5. "JESTEŚ TYPOWYM DOŁEM" WYGRAŁO ROZDZIAŁ XD
    WGL VIC SIĘ ZAKOCHUJE! SDFGHJKL I BĘDZIE TRAKI DOBRY DLA KELLSA I GO NIE WYCHUJA ( DOŁOWNIE I W PRZENOŚNI XD )
    KELLS NIECH BĘDZIE TWARDY (HAHAHAHA) I NIECH SIĘ NIE ZGODZI NA SEGZY. TRZEBA BYĆ ASERTYWNYM! A ŻE KELLIN JEST TAKI TROCHE NIĘMIAŁY I TAKA NIEWYDYMKA (LOL ) TO BARDZO DOBRZE, BOŻE JAK JA KOCHAM KELLSA TU XD I VICA TEŻ ZACZYNAM POWOLI LUBIĆ CO NIE ZMIENIA FAKTU, ZE DLA MNIE DALEJ JEST CHUJEM
    DARSĄ KOCHA <3
    @Mars_Weirdo

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne, świetne <3
    'Tez cię lubię. O wiele za bardzo, aniżeli powinienem". Awwwww omg *o*
    pls dodawaj szybko 11 :c duuzo weny życzę i wesołych świat :3

    OdpowiedzUsuń
  7. OMG OMG NSNSIENDUDNJDJDUDN
    MATTY >>>> OGOLNIE WSZYSCY SUPER ALE DLACZEGO ZROBILAS Z TONY'EGO TAKIEGO CHUJKA WHYYYY ;___;
    no ale trudno. Swietny rozdzialm jak zawsze.
    i tobie tez wszystkiego najlepszego c:

    OdpowiedzUsuń
  8. ahhahahahah omg kocham ten rozdzial <3
    Vic nie nalega na niego az tag bardzo, chyba się zmienia XD
    Tobie tez wesołych swiat i duuuuuuzo weny, zebys nam napisala jeszcze miljon kellicow XD

    OdpowiedzUsuń
  9. UMRZYŁAM BO FILSY ,_,

    OdpowiedzUsuń
  10. och, Dżogurt, Dżogurt, czo Ty robisz z moimi feelsami.
    Wesołych świąt, tak w ogóle!
    Nocul

    OdpowiedzUsuń
  11. AWW, uroczo :3 Nie mam pomysłu na dłuższy komentarz XD //@blush244

    OdpowiedzUsuń
  12. Awwww ;3 powiedz, że Vic sie zakochaaa.. już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału..

    OdpowiedzUsuń
  13. Aah fajnie ze się wkoncu zmienia : ) mam nadzieje ze bd oki, wesołych świat Dzogurt ; )

    OdpowiedzUsuń
  14. Ten rozdział jest cudny, naprawdę, bardzo mi się podoba. Victor się zakochuje, to jest chyba najlepsze co może być. A teraz do rzeczy: chce już ten seks nooooo!

    OdpowiedzUsuń
  15. HAhah nie mogę normalnie noe mam słów hhaha lov lov lov kochammmm kellin taki aww i vic taki awww aww hahha wesołych życzę ^^ ; D

    OdpowiedzUsuń
  16. Dżo, wiesz, że jak wpisuję Kellic w google to Twój blog jest na 3. pozycji? XD ACH TEN FEJM. XD

    OdpowiedzUsuń
  17. Nareszcie nadrobiłam tego kellica. Kurcze, podoba mi się. Zresztą wszystkie Twoje opowiadania mi się podobają XD Tak fajnie to opisujesz, wyobrażam sobie te obozy, takie jak widziałam w amerykańskich filmach. Nie wiem czemu, ale kojarzy mi się z disney'owską produkcją - "Camp rock" XDDDD
    Vic taki wredny dla Kellsa, a teraz zaczyna się zakochiwać OMG!!!!

    OdpowiedzUsuń