niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 6

Ok, daję Wam ostatni przed wyjazdem, endżoj.
Trochę fluff, ale wiecie, jaki słodki? <3
___________________
Vic zaprowadził mnie do części hotelu, w której nigdy nie byłem. Obejmował mnie ramieniem, a ja drżałem w jego objęciach, mimo że na dworze panowały upały. To po prostu było dla mnie za wiele. Mój ojciec nigdy wcześniej nie podniósł na mnie ręki, więc miałem prawo przeżyć mały szok, gdy najpierw mnie spoliczkował, a potem uderzał mną o ścianę. Pewnie gdybym nie uciekł z apartamentu, zrobiłby ze mną jeszcze gorsze rzeczy, chyba że zatrzymałaby go moja matka, jedyna osoba, która zdawała się mną przejmować. Zresztą, oni wszyscy byli tacy sami. Byłem zdany jedynie na siebie. A Kailey... Szkoda mi na nią słów. Myślałem, że chociaż ona mnie wesprze. Sama mi przecież mówiła, że mogę na nią liczyć, a przyczyniła się do mojego cierpienia. Zawiodłem się na niej, zawiodłem się na wszystkich. Najwyraźniej mogłem polegać tylko na Vicu, który trzymał mnie mocno, żebym nie upadł, bo widział, że byłem słaby. Weszliśmy do skrzydła hotelu, gdzie było tylko jedno piętro. Był tu niewielki hol z kanapami i fotelami (no i małymi palmami), od którego odchodził długi korytarz. Po jego obu stronach znajdowały się drzwi do pokoi, 20 po każdej stronie. 
- Skrzydło dla personelu, zamknięte dla gości - wyjaśnił Vic, widząc moje spojrzenie krążące po tym miejscu.- Zabieram cię do mojego pokoju, tam będzie wygodniej - dodał i razem podeszliśmy do drzwi prawie na samym końcu korytarza. 
Vic wyciągnął kartę z kieszeni swoich spodni i otworzył nią drzwi, po czym wpuścił mnie pierwszego do środka. Pokój młodego człowieka: kilka ubrań na podłodze, pustych butelek po przeróżnych napojach, niepościelone łóżka, na stole aparat, portfel i pełno kabli... Artystyczny nieład, ale mi to nie przeszkadzało.
- Przepraszam za bajzel, ale no, tak wyszło, tym bardziej, że mieszkam z bratem, więc on też trochę się do tego przyczynił - powiedział, ścieląc swoje łóżko i przy okazji zbierając kilka rzeczy z podłogi. W pewnym momencie skrzywił się i wystawił język na zewnątrz.- Co za pojeb, mówiłem mu, że ma sprzątać po zapraszaniu do siebie panienek... - mruknął do siebie, myśląc, że go nie usłyszę. 
Zachichotałem cicho i otarłem łzy z oczu.
- To nic, jestem do tego przyzwyczajony u siebie - powiedziałem cicho, a Vic ruchem ręki zaprosił mnie na swoje łóżka, na którym ten już siedział po turecku, bez butów, bo to była najwygodniejsza pozycja.
- Ściągaj buty i powiedz mi wszystko. Dosłownie wszystko. Wtedy będę mógł ci pomóc. 
Ściągnąłem swoje tomsy i usiadłem naprzeciwko Vica, również po turecku. Wziąłem głęboki oddech i zacząłem myśleć, od czego mógłbym zacząć. Nie mogę mu powiedzieć o Royu, bo wtedy mógłby poczuć się urażony, dlatego też postanowiłem zacząć od momentu w apartamencie. To chyba był najlepszy pomysł.
- Zapytałem rodziców, czy mogę wyjść wieczorem, a oni zaczęli się na mnie denerwować, że spędzam z nimi mało czasu, że to rodzinne wakacje, że mam się do nich dostosowywać...
- Kellin, jeśli chcesz spędzać czas ze swoją rodziną, wystarczy powiedzieć, nie musimy spotykać się codziennie.
- Ale właśnie o to chodzi, że nie chcę z nimi nigdzie wychodzić, chcę spotykać się z tobą, bo... Bo cię lubię, okej? Lubię spędzać z tobą czas, bo przy tobie dobrze się czuję, a przy nich... Tak nie powinno być. Są dla mnie jak obcy ludzie... 
Nie kłamałem. Lubiłem Vica (chociaż nadal chciałem go przelecieć) i o wiele bardziej wolałem spędzać czas z nim, niż z moimi rodzicami. Po tym wszystkim co się wydarzyło, niech nie myślą, że będę chciał przebywać w ich towarzystwie. Nawet jeśliby mi zapłacili, nie zrobiłbym tego. Widzicie, poświęciłbym się, odmówiłbym pieniędzy, więc coś było na rzeczy.
- Też cię lubię, Kellin, bardzo lubię. Ale nadal nie wiem, co stało się dalej.
- No tak - skinąłem głową i poczułem, jak palce Vica splatają się z moimi, dając mi przy tym odrobinę komfortu i znak, że on tu jest, słucha mnie i w każdej chwili mogę liczyć na jego wsparcie.- Co prawda trochę im pyskowałem, przyznam się, ale broniłem się, co miałem zrobić... Mój ojciec wtedy wybuchł, nakrzyczał na mnie i podniósł na mnie rękę -  wyszeptałem, wolną dłonią dotykając swojego nadal piekącego i czerwonego policzka.- Nigdy wcześniej tego nie robił, po prostu... Od tak mnie uderzył.
- Jeśli to wszystko, Kell... 
- Nie, to nie wszystko - pokręciłem przecząco głową. Teraz przyszedł czas na najgorsze. Na coś, co przeżyłem najbardziej.- Potem w to wszystko wkręciła się moja siostra, zdenerwowała się na mnie i... I... 
Vic spojrzał na mnie pytająco, mocniej ściskając moją dłoń. 
- I powiedziała im, że jestem gejem. 
Vic rozchylił nieco wargi i przybliżył się do mnie, po czym przytulił mnie do siebie. Przymknąłem oczy i znów pozwoliłem popłynąć łzom. Zacząłem się trząść, dłonie zacisnąłem na koszulce Vica, którą zmoczyłem swoimi łzami.
- Jak zareagowali? - wyszeptał Vic, nie wypuszczając mnie z objęć. 
- M-mama tylko pła-kała, ale oj-ojciec... On-on mn-mnie chwycił i, i... I t-tak po pro-stu zaczął m-mną obi-obijać o, o, o ś-cianę i t-trzymał m-mnie za szy-ję, a ja, ja n-nie mogłem oddy-oddych-ać-ać i zaczął m-mnie wyzy-wać, że, że ja nie-nie jes-tem pee-ped... Że jego syn n-nie może być, być... Ped... Pedałem i kurwą i że... Je-go sy-syn n-nie jest nie-nienorma-alny i rzu-ucił mnie na po-podłogę i... I wtedy nazwałem g-go pierdolony homo-fobem i, i... Uciekłem. 
Wtedy wybuchłem jeszcze większym płaczem, a Vic wzmocnił swój uścisk. Słyszałem jego głośne westchnięcie. Zaczął lekko kołysać mnie w przód i w tył, żeby mnie uspokoić. Następnie wyprostował nogi, abym mógł na nich usiąść, co szybko zrobiłem. Schowałem głowę w jego klatce piersiowej, obejmując go w pasie. On jedną ręką gładził moje włosy, drugą obejmował moje plecy, nadal lekko mnie kołysząc. Czułem się bezpiecznie w jego ramionach i to właśnie jego teraz potrzebowałem. To było zupełnie nie w moim stylu. Nie przyzwyczajałem się do ludzi. Używałem ich tylko do własnych, niecnych celów, żeby potem zostawić ich samych. Ale Vic... Vic był inny. Czułem, że mogłem mu zaufać i nie chciałem pozostawić go samego i zranionego. już i tak sprawiłem, że poczuł ból. Nie chciałem, żeby to się powtórzyło. Siedzieliśmy w ciszy, która wcale nie była niekomfortowa. Musiałem się uspokoić. Wdychałem delikatny zapach wody kolońskiej Vica i łzy w końcu przestały cisnąć mi się do oczu. Uniosłem głową, aby móc na niego spojrzeć, a on zrobił to samo. 
- Dziękuję - wyszeptałem.- Potrzebowałem tego.
- Oj Kellin, moja terapia jeszcze się nie skończyła - Vic uśmiechnął się do mnie ciepło.- Studiuję socjologię, trochę wiem o społeczeństwie, zachowaniach ludzkich i stosunkach międzyludzkich, na dodatek miałem kilka zajęć z psychologii, więc pozwól, że teraz zamienię się w pana profesora i coś ci powiem. Po pierwsze, nie wstydź się tego, że jesteś gejem. 
- Wcale się nie...
- Wiem, Kells, wiem. Ale widzę, jak bardzo zraniła się reakcja twojego ojca, nie tylko fizycznie, - pocałował mój czerwony policzek - ale i mentalnie. Zraniona osoba wmawia sobie wtedy, że rzeczywiście jest taka beznadziejna, że to właśnie ona popełniła błąd, gdy tak naprawdę to tylko puste słowa. Nie wstydź się tego, że jesteś gejem i nie obwiniaj się za to. Taki się urodziłeś, jak mi powiedziałeś, wolisz chłopaków od zawsze. I dobrze. To część ciebie, której nie możesz tak po prostu zmienić, bo twojemu bezdusznemu ojcu się to nie podobało. Kellin, jesteś cudowny właśnie taki, jaki jesteś. Niski, ale nadal wyższy ode mnie, za co skrycie trochę cię nienawidzę, - zaśmiał się, a ja cicho mu zawtórowałem - blady, z czarnymi włosami, z tym seksownym tatuażem na klatce piersiowej. Jesteś cudowny, bo jesteś pewny siebie, masz wspaniały uśmiech, lubisz próbować nowych rzeczy, a gdy się denerwujesz, zaczynasz gadać i gadać i nie można cię uciszyć. Jesteś cudowny, bo jesteś homoseksualny. Byłbyś cudowny, gdybyś był heteroseksualny. Byłbyś cudowny, gdybyś był nawet panseksualistą. Jesteś jedyny w swoim rodzaju i to właśnie sprawia, że jesteś cudowny. Pamiętaj o tym.
Uśmiechnąłem się do niego. To były najpiękniejsze słowa, jakie kiedykolwiek ktokolwiek do mnie powiedział. Zawsze słyszałem tylko "Bostwick, jesteś chujem, potrafisz tylko ranić", wierzyłem im, a ci ludzie zauważali tylko maskę, pod którą krył się wrażliwy chłopak. Vic go zauważył, pozwolił mu wyjść na zewnątrz i pokazać światu swoje oblicze. Dlaczego inni nie mogą być tacy jak Vic? Dlaczego musiałem polecieć aż do Meksyku, żeby znaleźć tak idealną osobę? Ale znalazłem i to się liczyło. 
- Pamiętaj Kells, nigdy nie zadowolisz wszystkich ludzi na świecie - mówił dalej.- Nikt nie jest w stanie całkowicie usatysfakcjonować społeczeństwa, które i tak znajdzie sposób, aby cię załamać. Ale ty nie możesz tego zrobić. Musisz dumnie unieść głowę i powiedzieć sobie "hej, jestem silny, nie pokonacie mnie", rozepchać łokciami wyzywający cię tłum i żyć własnym, kolorowym życiem, które na pewno gdzieś na ciebie czeka. Może w twoim rodzinnym Michigan, może gdzieś w Meksyku, a może gdzieś na końcu świata, gdzie jeszcze nie dotarłeś? Musisz szukać światełek na tym świecie, a jest i wiele, tylko są dobrze ukryte, żeby człowiek musiał się trochę namęczyć. Ale znajdziesz swoje światełko. Obiecuję ci, znajdziesz swoje światełko. Każdy w końcu je znajdzie. Tylko nie możesz się poddać i przejmować osobami pokroju twojego ojca. W życiu spotkasz jeszcze wielu takich ludzi, ale pamiętaj o swoim celu. Musisz znaleźć światełko. Swoje własne światełko. 
- Już znalazłem -  wyszeptałem i czule pocałowałem go w usta. 
Poczułem, jak uśmiecha się podczas pocałunku, aż w końcu zaczął poruszać wargami, które idealnie komponowały się z moimi. Ta chwila mogła trwać i trwać, ale kiedyś trzeba było się od siebie oderwać, aby zaczerpnąć nieco powietrza. 
- Znalazłeś? - zapytał mnie z lekkim uśmiechem. 
- Tak. Ciebie - skinąłem głową i lekko dźgnąłem go w klatkę piersiową.- Nikt nigdy nie powiedział mi tak pięknych rzeczy, wiesz? Zawsze byłem tylko... Tym złym Kellinem, który nie widzi niczego, poza czubkiem własnego nosa. Wiesz, to prawda, jestem trochę arogancki - trochę?- i mam wybujałe ego, ale... ludzie nie chcą się do mnie zbliżyć i ze mną zostać, żeby poznać moją drugą stronę. Dziękuję, że ty postanowiłeś zostać.- Dodałem i znów pocałowałem go w usta. Nasz pocałunek nieco się rozkręcał, gdy nagle drzwi otworzyły się szeroko i do pokoju wszedł Mike. Oderwaliśmy się od siebie i obaj spojrzeliśmy na wysokiego chłopaka, który patrzył to na mnie, to na swojego brata.   
- Victorze, mówiłeś, że skończyłeś kręcić z chłopakami w liceum! - powiedział z niedowierzaniem, podchodząc do łóżka, po czym na nim usiadł. Jego spojrzenie było wlepione we mnie, co było trochę niezręczne i niekomfortowe.- Kojarzę cię. Czy ty nie jesteś tej nadzianej rodziny, która zajęła apartament na dziewiątym piętrze?
- Umm, tak, tak jakby należę do tej rodziny - mruknąłem.
- Koleś, słyszałem o was, podobno macie marmurowe schody w domu!
- Tak, mamy.
- Ale czad, koleś! - Mike otworzył usta z zachwytu.- Słyszysz Vic, mają schody z marmuru w domu! W akademiku możemy tylko o tym pomarzyć...
- Mike, mógłbyś... - zaczął Vic, ale młodszy z braci przerwał mu ruchem dłoni.
- Wiem bracie, co mi powiesz. Teraz będziesz chciał spędzić czas z tym o to ładnym chłopcem, to przecież wiadome. Nie będę przeszkadzał. Przyszedłem się tylko przebrać, bo wychodzę z Carmen... Na kawę.
- Tak, kawę, na pewno skończy się tylko na kawie - zaśmiał się Vic.
- Też w to nie wierzę - Mike zaniósł się śmiechem i wstał z łóżka, po czym podszedł do szafy i wyciągnął jakieś ubrania i zniknął w łazience połączonej z pokojem.
- Przepraszam za niego, widać, kto tu jest młodszym bratem - powiedział Vic, wzdychając przy tym.
- Wiesz, gdybyś mi tego nie powiedział, to pomyślałbym, że to ty jesteś młodszy. Jesteś taki malutki - zaśmiałem się i szybko dałem mu buziaka w usta, żeby przypadkiem się na mnie nie obraził.
Tylko mruknął coś pod nosem, po czym położył dłonie na moich udach, które lekko zaczął głaskać. To było przyjemne uczucie, było mi bardzo miło. Po chwili z łazienki wyszedł Mike, który spojrzał na nas i cicho zachichotał.
- Będziesz spał u Carmen, prawda? - zapytał Vic.
- Bracie, żebym tylko tam spał! - zaśmiał się, po czym chwycił swój portfel ze stolika i wyszedł z pokoju. Vic przewrócił teatralnie oczami i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Wracasz do nich? - zapytał w końcu, na co zareagowałem mocniejszym wtuleniem się w jego klatkę piersiową.
- Nie chcę - wyszeptałem.- Co jeśli znów mnie uderzy, albo zrobi coś jeszcze gorszego? Teraz się go boję, Vic, po prostu się go boję.
- Myślę, że mógłbyś tu ze mną spać - stwierdził, a mi szybciej zabiło serce.- Ale nie chcę, żeby się o ciebie martwili.
- W to wątpię.
- Kells, na pewno będą się o ciebie martwić. Przynajmniej twoja mama. Założę się, że dzwoniła do ciebie przynajmniej dziesięć razy. Sam sprawdź.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni i westchnąłem na widok piętnastu nieodebranych połączeń i dziesięciu nieodczytanych wiadomości. Spojrzałem na Vica sceptycznie i trochę jakbym pytał go, co powinienem zrobić. Był głosikiem w mojej głowie. Był moim światełkiem.
- Musisz dać jakiś znak życia - stwierdził.- Plus, musiałbyś pojawić się na kolacji, na pewno jesteś głodny, a ja nie pozwolę ci umrzeć, o nie.
- Oni będą na kolacji, nie chcę ich spotkać...
- Pójdę z tobą, jeśli chcesz. Nie będziesz musiał z nimi siedzieć. Usiądziemy gdzieś na boku, spokojnie coś zjesz i wrócimy tutaj, do pokoju. Może tak być?
- Może - pokiwałem głową i wybrałem numer mamy.

O dziewiętnastej poszliśmy do restauracji. Na kolację zawsze był szwedzki stół, od wyboru do koloru. Jako że nie byłem za bardzo głodny, nie miałem zamiaru się obżerać. Weszliśmy do pomieszczenia trzymając się za ręce. Oczywiście, spotkało się to z kilkoma spojrzeniami zdegustowania, ale większość ludzi nie zwracała na to uwagi. Tak naprawdę trzymałem Vica za rękę, żeby czuć, że nadal przy mnie był. Bałem się, że nagle wpadnę na swojego ojca, który rzuci mnie na jakiś stolik lub wyrzuci przez okno. Podeszliśmy do miejsca, gdzie poustawiane były przeróżne dania. Musiałem na chwilę puścić rękę Vica, żeby wziąć czysty talerz i coś na niego nałożyć. A miałem ogromny wybór.
- To na co masz ochotę? - zapytał, idąc obok mnie. Na ciebie, cholera jasna.
- Na coś lekkiego... Może jakaś sałatka, czy coś w tym rodzaju.
- Kellin, patrz, taco. Weź sobie taco. Taco jest PYSZNE.
Był Meksykaninem, czego mogłem się spodziewać? Nałożyłem na talerz dwa małe taco, bo wyglądały naprawdę zachęcająco, po czym Vic zaprowadził mnie do jednego z pustych stolików, nieco na uboczu, żebyśmy mieli spokój. Spojrzałem na taco i oblizałem usta.
- Ty nic nie jesz? - zapytałem, chwytając jedno taco i biorąc jeden kęs. Gdy go przełknąłem, uśmiechnąłem się szeroko.- Cholera, lepsze niż w Taco Bell!
- Bo to oryginalne, meksykańskie - zaśmiał się, po czym pokręcił głową.- Nie, nie mogę. To dla gości, nie mogę im wyżerać kolacji. Gdy jestem głodny, idę sobie do kuchni i coś biorę. Znaczy się, to nie jest do końca legalne, papa cholernie się wkurza, gdy robimy to z Mike'em, ale i tak to robimy. Tony, kucharz, jest naszym dobrym przyjacielem, więc nas żywi.
Pokiwałem ze zrozumieniem głową i zająłem się swoim taco. Jadłem w spokoju, raz po raz odzywaliśmy się do siebie, żeby o czymś pogawędzić. gdy talerz był już pusty, a ja najedzony, spojrzałem na Vica, który rozglądał się po sali. W sumie to jego wzrok utkwił w jednym miejscu, a mianowicie na jednym stoliku. Żołądek podskoczył mi do gardła.
- Jak myślisz, powinienem tam teraz podejść i tak po prostu wziąć ten talerz i rozwalić mu na twarzy... - mruknął, patrząc na mojego ojca, który był zajęty swoją kolacją.
- Nic, nie, proszę cię...
- Przecież żartuję. Mógłbym stracić przez to robotę, a tego nie chcę - wzruszył ramionami.- Potrzebujesz jeszcze czegoś, czy wracamy do pokoju?
- Nie mam swoich rzeczy - powiedziałem, wstajac od stołu.
- Mam po nie iść, gdy twoja rodzinka już wróci do apartamentu?
- Ale obiecasz mi, że nie rzucisz się na mojego ojca z pięściami?
Spojrzałem w jego czekoladowe oczy. Zawahał się przez chwilę, aż w końcu westchnął i zrezygnowany skinął głową.
- Niech będzie. Wracamy do pokoju.

Kiedy byliśmy już pewni, że moja rodzina była po kolacji, Vic zaczął zbierać się do wyjścia. Byłem trochę zdenerwowany, no bo jak zareaguje mój ojciec, gdy nagle w drzwiach apartamentu, który wynajął, pojawi się jakiś obcy facet mówiący, że chce wziąć kilka rzeczy dla jego syna? Nie zaufałby mu, miałem co do tego stuprocentową pewność.
- Vic... - zacząłem, a on uniósł głowę, odrywając przy tym wzrok od wiązania sznurówek w sowich vansach.- Może poszedłbym z tobą...
- Myślisz, że sobie nie poradzę? - zażartował, zawiązując drugiego buta, po czym wyprostował się i podszedł do mnie.
- Nie. Po prostu wątpię, że mój ojciec tak po prostu pozwoli ci wejść do apartamentu i wziąć moje rzeczy.
- Dobra, chodź. Ale zrobimy to szybko, dobrze?
Pokiwałem głową i razem wyszliśmy z pokoju. Udaliśmy się w stronę głównej części hotelu, a gdy byliśmy już w środku, przywołaliśmy windę, która zabrała nas na dziewiąte piętro. Gdy dotarliśmy na miejsce, podeszliśmy pod odpowiednie drzwi. Nie chciałem pukać. Po prostu bałem się, co mnie spotka tam w środku. Chwyciłem rękę Vica, gdy ten zdecydowanie zapukał. Po chwili otworzyła nam moja mama, która niemal od razy, gdy mnie zobaczyła, mocno mnie do siebie przytuliła. Nadal nie puściłem ręki Vica.
- Kellin, już tak nie uciekaj, proszę się, tak się martwiłam...
Wyrwałem się z jej objęć i zbliżyłem się bardziej do Vica, zacieśniając splot naszych palców. Zauważyła to mama, która rozchyliła nieco wargi i przełknęła ślinę.
- Kellin, czy...
- Po prostu chcę wziąć swój plecak i parę rzeczy. Nie jestem w stanie tu spać, przykro mi.
Kobieta wolno pokiwała głową, wpuszczając nas do środka, a jej wzrok nie schodził z naszych dłoni. Szybko przemknęliśmy do mojej sypialni i dopiero ta puściłem Vica, bo musiałem zapakować do plecaka kilka potrzebnych rzeczy. Wziąłem trochę ubrań, kosmetyki i wszystko, co miałem w swoim podręcznym plecaku, razem z laptopem. Założyłem go na plecy, znów chwyciłem Vica za rękę i obaj wyszliśmy z pokoju. I wtedy spotkałem się ze spojrzeniem mojego ojca.
- I teraz myślisz, że możesz sprowadzać tu swoich spedalonych koleżków, tak? - warknął, a ja poczułem, jak Vic mocniej ściska moją rękę, aby chociaż trochę się uspokoić. Już chciałem coś powiedzieć, ale on mnie wyprzedził.
- Nie sądzę, że pański syn życzy sobie, żeby mówił pan do niego w ten sposób - powiedział grzecznym tonem.- Wie pan, płakał przez dobre dwie godziny, zranił go pan.
- Skoro jest pedałem, niech płacze, tylko w tym jest dobry. W dostawaniu w dupę i w płaczu.
- W tym momencie zakończę tę bezsensowną konwersację - Vic wzruszył ramionami, a ja czułem, jak do oczu napływają mi łzy, jednak, powstrzymałem się.- Dobranoc pani. Bo panu niczego dobrego życzyć nie będę.
I z tymi słowami opuściliśmy apartament i udaliśmy się do pokoju Vica. Otarłem zbierające się łzy w moich oczach, ale nie rozpłakałem się i z tego się cieszyłem. Gdy byliśmy już w pokoju i leżeliśmy wtuleni w siebie na łóżku, dopiero wtedy Vic postanowił się do mnie odezwać.
- Twój ojciec rzeczywiście jest beznadziejny.
- Olejmy to, proszę cie. Nie chcę o nim myśleć, jest dla mnie nikim - westchnąłem, poprawiając głowę na jego klatce piersiowej, na której zacząłem kreślić palcem różne wzorki.
- Jesteś zmęczony? - zapytał cicho.
- Trochę.
- To w piżamę i do spania - powiedział, całując mnie w czoło i zaczynając się podnosić. Zmusiło mnie to do siadu na łóżku, z którego Vic już zszedł. Wyciągnął z szafki dresy, a ja z plecaka bokserki i luźną koszulkę, czyli mój zwyczajny zestaw do spania. Vic pozwolił mi wejść do łazienki pierwszemu, gdzie szybko się odświeżyłem i przebrałem. Gdy wyszedłem, Vic zrobił to samo. Po chwili stanął przede mną, w samych dresach, bez koszulki. Moje oczy wędrowały po jego nagiej klatce piersiowej i mimowolnie zagryzłem dolną wargę. Cholera, miał naprawdę świetne ciało. Miał dobrze zarysowane mięśnie, wystawały mu obojczyki. Nie był przesadnie napakowany, był idealny. A do tego ta opalenizna... Cholera. Gapiłem się chyba trochę za długo, bo z transu wyrwał mnie śmiech Vica.
- Chodź, będziesz mógł mnie dotknąć - powiedział ze śmiechem, wchodząc na łóżko. Położyłem się obok niego, a raczej po prostu się w niego wtuliłem, a palcami wodziłem po jego torsie. Mógłbym to robić godzinami, żeby czuć każdy jego mięsień, żeby odkryć każdy centymetr jego skóry.
- Idź spać, Kells, pewnie jesteś zmęczony - powiedział z troską w głosie.- Za dużo wrażeń, jak na jeden dzień, co?
Pokiwałem głową i ziewnąłem (i w tym momencie wszyscy ziewacie XD - przyp. aut.).
- Dobranoc Vic.
- Dobranoc Kells - wyszeptał, całując czubek mojej głowy.- Dobranoc.
_______________
Słowa, które mówi tu Vic, są kierowane do każdego z Was, kto kiedykolwiek miał chwilę załamania. Jesteście cudowni tacy, jacy jesteście. Kocham Was.

17 komentarzy:

  1. Bosze Dżogurt ryczę, ok ;_____;
    Jesteś najcudowniejsza na świecie....w pisaniu ff i podnoszenia ludzi na duchu. Dobrze, że Cię mamy <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Dżogurt jesteś mistrzem.
    Uwielbiam Cię.

    @l0stinmistake

    OdpowiedzUsuń
  3. omg, Dżogurt, AJ LOF JU ;_____;
    tak sobie troszkę (wcale nie troszkę) płaczę nad Kellinem i tą sytuacją z ojcem ale płaczę też nad tym fluffem i jezu, kELLIN JEZU MASZ BYĆ Z VICTOREM ALBO WPIERDOL (czy coś, whateva). dziękuję, pozdrawiam c:
    ten Vic-pan profesor i te słowa... wow, fantastyczne. mogę tylko powiedzieć, że czekam na następny i jeszcze raz aj lof ju ;__;
    @develynnx

    OdpowiedzUsuń
  4. Płakam ;_;
    I ziewłam XD
    Pisz dalej, czekam ;-;

    OdpowiedzUsuń
  5. Zajebisty Dżogurt jest zajebisty XDD ♥♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  6. awwww jaki romantyczny Vic xD
    @horyzontalnie

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeju... Dobra, zmieniam zdanie: to ten rozdzial jest najlepszy, a nie poprzedni :3 i strasznie dziekuje Ci za to co napisałas na koncu, strasznie... Bo ostatnio... Szkoda gadać. W każdym razie ja też Cię kocham, ale Ty wiesz :) <3

    OdpowiedzUsuń
  8. DŻOGURT MISTRZU...
    tylko tyle moge powiedzieć...
    słowa Vica...
    ryczing...
    omg...
    kocham cię...

    OdpowiedzUsuń
  9. TO JEST PO PROSTU GENIALNE. CUDOWNE. BOSKIE. PIĘKNE. WSPANIAŁE I NAJLEPSZE. TAK BARDZO DZIĘKUJĘ ZA TE SŁOWA I ZA TO ŻE NAPISAŁAŚ DLA NAS TEN ROZDZIAŁ. NAWET NIE WIESZ JAK SKAKAŁAM Z RADOŚCI,GDY ZOBACZYŁAM,ŻE JEST 6. ROZDZIAŁ! KOOOOOOOCHAM CIĘ DŻOGURT <3 // @blush244

    OdpowiedzUsuń
  10. Boże, popłakałam się ;-;
    Jakoś strasznie wzrusza mnie to, gdy Vic pociesza Kellina, wspiera go. Tak jak w tamtym ff przy rozmowie z Katelynne.
    Dżogurt, kocham Cię za to, że tak świetnie piszesz Kellici. I, że umiesz ponieść na duchu c:
    @absinapi

    OdpowiedzUsuń
  11. ALE JA CIEBIE UWIELBIAM, WRACAJ JAK NAJSZYBCIEJ

    OdpowiedzUsuń
  12. gdybyś wiedział Vic, gdybyś wiedział...
    ..............
    ;-; nie mogę (szloch, szloch) Nienawidzę tego ojca-homofoba.!!! :((

    OdpowiedzUsuń
  13. A my kochamy Ciebie!Jesteś najlepsza!Chce już nowy rozdziała jak naszybciej PROSZĘ<3

    OdpowiedzUsuń
  14. JA NIE MOGĘ JESTEŚ ASHDFKVCHDVKCAH BORZE O BORZE JAK PIĘKNIE PISZESZ JEZU I TO CO VIC POWIEDZIAŁ OMG MOJE FEELSY
    zakładamy religię dżogurta

    OdpowiedzUsuń
  15. Jesteś miszczu Dżoguś <333333333333
    I to co Vic... fjstskbigkvxkgdykvydjhkvb *______* takie to to było
    I tak! Zakładamy religię dżogurta!!!!!! \^-^/

    OdpowiedzUsuń
  16. boże. jest godzina 2;30 a ja ryczę z powodu twojego dopisku na końcu notki. Jesteś cudowna, genialny rozdział i w ogóle. Chcę skończyć to opowiadanie dzisiaj, ale jutro mam sprawdzian na zerówce. DD: Dobranoc.

    OdpowiedzUsuń
  17. Masz szczęśliwe życie? Nudzi Cię to? Oto poradnik, który powie Ci, jak to zmienić!
    Jak być Kellinem?
    》Zakochaj się w tępym chuju, który złamie Ci serce.
    》Puszczaj się z każdym (atrakcyjnym) kto się nawinie.
    》Traktuj wszystkich jak śmieci (choć masz dobre serduszko).
    》Poznaj kogoś, kto może uleczyć twoje serduszko.
    》Znowu się puść, a potem miej wyrzuty sumienia.
    》Doprowadź do tego, że wyda się sekret, który zniszczy Ci życie.
    》Idź do tego kogoś, kto może uzdrowić twoje złamane serduszko.
    Congratulations! Jesteś jak Kellin!
    (Teraz będzie już tylko lepiej!)

    Słodziutki ten rozdział. Ale nie umiem się wystarczająco wzruszyć tym dopiskiem i słowami Vica, bo już to wszystko wiem i to robię ;D. Ale ogólnie cud miód i orzeszki. Czytam dalej, o tak!

    OdpowiedzUsuń