niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział 1

Nowy. Cieszycie się, co nie?
Nie chciało mi się czytać jeszcze raz i sprawdzać błędów, bo jestem trochę zmęczona, tak więc zrobię to kiedy indziej. Na razie endżoj.
Dzięki Kosiarce za szablona!
______________
- Kellin, Kailey, wróciliśmy!
Kurwa. Kurwa. Kurwa. Kurwa! Nie w tym momencie! Spojrzałem na chłopaka, który leżał pode mną, a następnie przeniosłem wzrok na drugiego, który wpychał leżącemu penisa do ust, a nachylał się nade mną, aby mnie pocałować. I moi rodzice musieli wrócić akurat w tym momencie, gdy pieprzyłem się z jakimiś dwoma kolesiami, których imion nie znałem? Moje szczęście... Odepchnąłem od siebie jednego, po czym szybko wyszedłem z drugiego i zszedłem z łóżka. Wzrokiem zacząłem szukać swoich bokserek. Dlaczego ten pokój był taki duży?! W końcu chwyciłem swoją bieliznę i szybko ją założyłem, po czym spojrzałem na chłopaków.
- Bierzcie łachy i do łazienki, ruchy! - syknąłem do nich, otwierając drzwi do łazienki, która była połączona z moim pokojem. Ci szybko do niej weszli, uprzednio zabierając swoje ubrania. Zdążyłem jeszcze założyć na siebie swoje rurki, gdy po krótkiej chwili w drzwiach pokoju stanęli moi rodzice. Zlustrowali mnie wzrokiem i zmarszczyli brwi. Nadal stałem bez koszulki, z nieładem na głowie i wzwodem w spodniach. Byle nie zadawali zbyt wielu pytań, bo nie bardzo chciało mi się tłumaczyć i wymyślać jakieś zabawne historyjki, żeby dali mi spokój. To nie było tak, że lubiłem kłamać. Po prostu moi starsi nie byliby zadowoleni z faktu, że ich syn jest gejem i właśnie był w trakcie trójkąta z jakimiś kolesiami, których widział pierwszy raz w życiu. Nie ucieszyłby ich też fakt, że przeleciałem połowę chłopaków z mojego liceum, nie zawsze na trzeźwo, ale statystyki mówią same za siebie. Prawdopodobnie spałem z większą ilością osób niż mój ojciec. Trzeba było zaznaczyć, że ja mam lat siedemnaście, a on czterdzieści dziewięć. Czy byłem z siebie dumny? Tak. Wypracowałem sobie reputację, którą utrzymuję i nikt nie może mi jej zepsuć. W szkole jestem otoczony przez wianuszek przyjaciół. Tak, można powiedzieć, że jesteśmy taką elitą, której dowodzę. Ludzie nie wiedzą, że jestem gejem- ależ by mi to zniszczyło opinię! Faceci, z którymi spałem doskonale wiedzieli, że mają trzymać język za zębami, albo źle to się dla nich skończy. Cóż, byłem wpływową osobą, zawsze dostawałem to, czego chciałem. Rozpieszczony bachor, jak to niektórzy mnie nazywali.
- Dlaczego jesteś taki... - seksowny? - nieogarnięty? - blisko. 
Podrapałem się po swojej klatce piersiowej, na której widniał tatuaż ("Nie wiem skarbie, czy to dobry pomysł, to na całe życie..." "Mamo, karta kredytowa na stół."), który matka sceptycznie zafundowała mi na szesnaste urodziny. Wzrokiem zacząłem szukać swojej koszulki, która gdzieś musiała przecież leżeć. W końcu znalazłem ją i założyłem. Dalej, teraz musisz coś wymyślić.
- Uciąłem sobie drzemkę - wzruszyłem ramionami, przeczesując swoje ciemne włosy palcami.
Wzrok mojego ojca wylądował na wypukłości w moich spodniach, a następnie na mojej niewinnej twarzy. No czy podejrzewalibyście takiego anioła o coś złego? W życiu! Byłem najgrzeczniejszym chłopakiem w tym mieście, przynajmniej według moich rodziców. Ach, gdyby wiedzieli, co ich synek wyrabia w szkole i na imprezach... Już nie byliby tacy dumni. Spojrzałem na ojca z uśmiechem i naciągnąłem koszulkę bardziej w dół. Nie ma czego oglądać, a już tym bardziej moi rodzice nie musieli tego robić.
- To nasze męskie problemy, tato. 
- Jak już się ogarniesz, zejdź na dół do jadalni, będziemy musieli wam coś powiedzieć - odezwała się moja matka i po tych słowach, oboje opuścili mój pokój. 
Zamknąłem za nimi drzwi i odetchnąłem głośno. Przynajmniej tamci dobrze zachowywali się w łazience. Poszedłem tam i przewróciłem teatralnie oczami, gdy zobaczyłem, co się tam odbywa. Najwyraźniej chłopcy postanowili dokończyć to, co im przerwano. Czy oni naprawdę myśleli, że robienie sobie lodów w mojej łazience, gdy rozmawiałem z rodzicami było w porządku? Nie, wcale nie było. Ale skoro już tu byli, a ja byłem boleśnie twardy, to dlaczego by tego nie wykorzystać? Rodzice nie muszą o tym wiedzieć. Rozpiąłem rozporek, opuściłem spodnie w dół wraz z bokserkami i chwyciłem za włosy jednego z chłopaków, dając mu jasno do zrozumienia, czego od niego oczekuję.

Po dziesięciu minutach schodziłem już po marmurowych schodach w mojej rodzinnej willi w najbogatszej dzielnicy Detroit. Tak, willi. Moja rodzina jest obrzydliwie bogata, a nazwisko Bostwick kojarzone z luksusem i pieniędzmi. Mój ojciec to właściciel świetnie prosperującej firmy kosmetycznej, oferującej produkty dla równie nadzianych osób jak my. Moja matka jest tam konsultantką, czy coś. Nie, żebym się tym interesował. Mało obchodziło mnie to, czym się zajmowali. Najważniejsze, że były z tego zyski, a ja z nich korzystałem. Rodziców praktycznie w ogóle nie było w domu, ciągle tylko praca i praca, a gdy już wracali, pokazywali się w najmniej spodziewanych momentach, o których już zdążyliście się dzisiaj przekonać. 
Tamtych dwóch kolesi wyrzuciłem przez okno. Dosłownie. Przecież nie dałbym im wyjść przez frontowe drzwi, prawda? Nie obchodziło mnie, czy coś im się stało, gdy zeskakiwali z parapetu z pierwszego piętra. Nie martwiłem się o ludzi. To nie było na moją głowę. Wszedłem do obszernej jadalni, gdzie przy stole siedzieli już moi rodzice i siostra, Kailey, która jako jedyna wiedziała o tym, że jestem gejem i od czasu do czasu lubiłem sprowadzić do domu jakichś mężczyzn do pieprzenia. Chyba kochała mnie na tyle mocno, że nie pisnęła ani słowa naszym homofobicznym rodzicom. Huh, gdyby się dowiedzieli, nie mieszkałbym już w takim ładnym domu i nie dostałbym niczego w spadku, to bardziej niż pewne.
Usiadłem obok Kailey, która spojrzała na mnie zażenowanym wzrokiem. Doskonale wiedziałem, że nie lubiła tych odgłosów z mojego pokoju, ale co miałem poradzić? Tylko się do niej uśmiechnąłem, po czym przeniosłem wzrok na swoich rodziców.
- Jako że kończy się szkoła... - zaczął mój ojciec, a ja uśmiechnąłem się dumnie. Kończyłem liceum. Byłem w ostatniej klasie, został mi ostatni tydzień do wyrwania się z tej wylęgarni debili. Trochę dziwiłem się, że nauczyciele przepuszczali mnie z klasy do klasy, bo moje wyniki w nauce były dość marne, ale podejrzewam, że rodzice dogadali się z dyrektorem po swojemu, z kopertą w dłoni. Z Kailey nie mieli tyle problemów. Moja młodsza siostrzyczka, której został jeszcze rok nauki, do wszystkiego zawsze się przykładała, była wzorową uczennicą. Jednak coś za coś, nie miała tak dobrej opinii w szkole jak ja. Coś za coś. Ja nie narzekałem. Lubiłem być TYM Kellinem, który mógł mieć wszystko i wszystkich. -  Kellin, przestań się tak uśmiechać. Ledwo ją skończyłeś - mruknął ojciec, na co naburmuszyłem się i spuściłem wzrok.- Wracając do tematu, jako że skończyła się szkoła, a ja z mamą mamy trochę urlopu, postanowiliśmy go wykorzystać i polecieć gdzieś na wakacje, żeby wypocząć i nieco się opalić - zaśmiał się z własnego żartu, a matka mu zawtórowała. Boże, jak śmiesznie. Wszyscy w mojej rodzinie byli cholernie bladzi, bez wyjątków. Nie wiem, czy nadmierne wystawianie się na słońce jest dobrym pomysłem. - Wylatujemy na trzy tygodnie do Cancún, w Meksyku! Wspaniale, prawda? 
Oparłem łokieć na stole i podparłem swój podbródek dłonią. Patrzyłem na rodziców znudzonym wzrokiem. Super, kolejna podróż. Oni naprawdę nie mieli co robić z pieniędzmi. Na przerwę świąteczną zabrali nas do Los Angeles, a w zeszłoroczne w wakacje polecieliśmy do Włoch. Co rok to inna wycieczka. Oczywiście, fajnie było podróżować po świecie, podobało mi się to. Najlepiej było, gdy poznawałem tam jakichś chłopaków i kończyło się jak kończyło. Zawsze byłem po tym wszystkim zadowolony.
- Kiedy jedziemy na te wakacje? - mruknąłem znudzony.
- Zaraz po zakończeniu szkoły. Już teraz radzę się wam pakować.

Gdy wyszedłem z samolotu, uderzyło we mnie gorące, meksykańskie powietrze. Jeśli taka garówa ma być przez całe trzy tygodnie, to ja chyba spasuję i będę siedział w klimatyzowanym pokoju. Ewentualnie basenie. Spojrzałem na swoich rodziców i Kailey, która zawsze uwielbiała takie klimaty, więc uśmiech nie schodził jej z twarzy. Mi lepiej funkcjonowało się w chłodniejszych miejscach na świecie, więc nie pogardziłbym na przykład Australią, gdzie o tej porze roku było chłodniej niż zazwyczaj. Będę musiał zaproponować to kiedyś ojcu. Tam jeszcze nie byliśmy.
Zeszliśmy po schodach w dół i po chwili moje Tomsy dotknęły meksykańskiej ziemi, na której spędzę kolejne trzy tygodnie. Poprawiłem plecak na plecach i wszyscy przeszliśmy tunelem, który prowadził do budynku lotniska. Szczerze mówiąc, byłem zmęczony tą całą podróżą. Nigdy dobrze nie znosiłem nadziemnych wypraw i prawie zawsze kończyły się one... W mało przyjemny sposób. Lepiej o tym nie mówić. Weszliśmy do budynku i wyciągnęliśmy paszporty, aby obsługa zrobiła to, co należało do jej obowiązków. Takiej wizy jeszcze nie miałem.
Teraz pozostało nam jeszcze odebrać bagaże, dlatego znaleźliśmy odpowiednią taśmę bagażową i zaczęliśmy wypatrywać swoich walizek. Wziąłem dwie, ale to i tak za mało. W samolotach stosują to głupie ograniczenie. Walizek nie może być za dużo i nie mogą być za ciężkie. Idioci, jak niby mam przetrwać tak długi czas bez swoich rzeczy? I tak musiałem z wielu zrezygnować. Zamiast siedmiu par butów wziąłem pięć. Czy wy rozumiecie moje poświęcenie? Zresztą, przecież nie będę nosił tych samych ubrań przez trzy tygodnie. Może i nie będzie tu moich znajomych, którzy mogliby mnie oceniać, ale wolę dmuchać na zimne i nadal wyglądać zajebiście. Poprawiłem włosy i wypatrywałem swoich dwóch czarnych walizek z srebrnymi elementami. Robili mi je na zamówienie, nie ma bata, żeby ktoś miał identyczne. Problem w tym, że nadal nie było ich na taśmie. Zacząłem się denerwować. Kailey już miała swój bagaż, podobnie jak moi rodzice. Wlepiałem wzrok w taśmę jeszcze przez dobre pięć minut, aż w końcu poczułem delikatną dłoń na moim ramieniu. Spojrzałem na mamę, która patrzyła na mnie pytającym wzrokiem. 
- Kellin, skarbie, nadal nie masz swoich walizek?
- Jak widać... - mruknąłem, przenosząc wzrok na taśmę. Nadal miałem nadzieję, że lada chwila pojawią się na niech moje torby i pójdziemy do autobusu, który odwiezie nas do hotelu. Jeśli się nie pośpieszymy, nie zdążymy na autobus. Zresztą, jebać to! Chcę swój bagaż. Mam tam najważniejsze rzeczy i tak po prostu mam sobie bez niego pójść? Marne szanse.
- Pójdę do obsługi, nic nie zapowiada się na to, żeby te walizki wyjechały - odezwał się ojciec i odszedł an bok, zaczepiając jakąś kobietę z obsługi.
- Kurwa, kurwa, kurwa! - warknąłem i poczułem mocne klapnięcie w tył głowy.
- Język, Kellin! - no tak, chyba nie powinienem przeklinać przy matce.- Rozumiem, że jesteś zdenerwowany, ale to nie zmienia faktu, że powinieneś się zachowywać. Zaraz wszystko się wyjaśni, uspokój się, do cholery jasnej.
Jak miałem się uspokoić, gdy moje walizki przepadły i zostałem tylko z plecakiem, do którego i tak nie mogłem wiele wsadzić? Byłem załamany. Najwyraźniej materialiści tak mają. Postanowiłem nie odpowiadać na słowa mojej matki, więc po prostu stałem w miejscu, nadal wpatrując się w taśmę bagażową. Nie było już na niej żadnych walizek i nie zapowiadało się na to, że wyjadą jakieś kolejne. Zbierało mi się na płacz, ale Kellin Quinn Bostwick nigdy nie płakał. Nawet przez cebulę, a bardzo ją lubię, więc coś jest na rzeczy. Po chwili wrócił do nas ojciec. Nie wyglądał na zdenerwowanego, więc najwyraźniej dowiedział się czegoś ważnego.
- Obsługa będzie szukać walizek i jeśli je znajdzie, dostarczy nam je do hotelu, wszystko załatwiłem - oznajmił. Że niby co? Chce mieć swoje torby teraz, chcę mieć je przy sobie! Skąd mogę wiedzieć, gdzie teraz są? Może poleciały do jakiejś, nie wiem, Tajlandii czy Indonezji?
- Tatooooo - jęknąłem.
- Zrobiłem wszystko co w mojej mocy. A teraz chodźmy do autobusu.
Rodzice i Kailey żwawo poszli w stronę wyjścia z lotniska. Ja natomiast szedłem naburmuszony za nimi i specjalnie mi się nie śpieszyło. Miałem małą nadzieję, że zaraz ktoś mnie zawoła i odda mi moje walizki. Szkoda, że to się nie stało. Chyba będę musiał pogodzić się z tym, że torby dotrą do mnie z opóźnieniem, jeśli w ogóle dojdą.
Wyszliśmy z budynku i udaliśmy się na parking autobusowy, aby znaleźć autokar, który zabierze nas do hotelu. Ojciec szybko odnalazł odpowiedni pojazd, na którym wypisane były nazwy hoteli, do których zabiera turystów. Szybko zakolegował się z kierowcą i pilotem, po czym cała nasza czwórka weszła do środka i zajęła miejsca. Patrzyłem przez okno w stronę lotniska, chcąc, żeby mój bagaż w jakiś magiczny sposób nagle się przy mnie znalazł. Moje nadzieje zniknęły, gdy autobus ruszył. Siedziałem razem z Kailey, która lekko uderzyła mnie w ramię, zmuszając mnie, abym na nią spojrzał. Westchnąłem głośno i oderwałem wzrok od widoku za oknem. Palmy, palmy, wszędzie palmy, do jasnej cholery.
- Czy ty aby trochę nie przesadzasz? - zapytała.
- Nie? - prychnąłem.- Chcę swoje torby, to wszystko.
- Jesteś takim jebanym materialistą. Przecież się znajdą. Nie możesz wytrzymać choćby dnia bez swojego lakieru do włosów?
- Jeb się.
- Nie odzywaj się tak do mnie - odparła Kailey, po czym ściszyła nieco głos.- Bo inaczej rodzice dowiedzą się co nieco o twoich innych preferencjach seksualnych.
Westchnąłem głośno i ponownie przeniosłem wzrok na te głupie palmy. Nie chciałem się z nią kłócić. Miała jeden, bardzo dobry argument, a ja nie chciałem, aby to się wydało. Nie teraz.
Po kilku przystankach przy innych hotelach, w końcu dotarliśmy do naszego. Wyszedłem z autokaru i spojrzałem na miejsce, gdzie spędzę kolejne trzy tygodnie. Cóż, przynajmniej robiło wrażenie. Hotel, Ritz-Carlton, był definicją luksusu i wygody. Ale skoro mojego ojca na to stać, to czemu nie? Budynek był kilkupiętrowy, w kolorze piasku, przy samej plaży. Od frontu wyglądał wspaniale. Ciekawił mnie widok od tyłu. Jeszcze dzisiaj go odkryję, jeśli starczy mi czasu. Spojrzałem na zegarek na nadgarstku. Dwudziesta.
Rodzice i Kailey wzięli swoje walizki (na co zareagowałem głośnym prychnięciem i poprawieniem plecaka na plecach), po czym ruszyliśmy w stronę głównego wejścia do hotelu. Recepcja również robiła wrażenie. Była utrzymana w piaskowych kolorach, posadzka wykonana była z marmuru, a z sufitu zwisał kryształowy żyrandol. Na środku stały sofy i fotele. Gdzieniegdzie znajdowały się również małe palmy doniczkowe. Już mam dość tych drzew.
Podeszliśmy do recepcji, gdzie stał wysoki mężczyzna, wyglądający może na dwudziestoparolatka. Nie mógł być starszy.
- Hola, me llamo Mike, cómo puedo ayudar ustedes?
- Możemy przerzucić się na angielski? - mruknąłem. Miałem hiszpański w szkole, ale czy umiałem się porozumiewać w tym języku? Z wielkimi trudnościami. Moi rodzice zawtórowali mi, na co mężczyzna, który przedstawił się jako Mike, szybko przestawił się na język angielski.
- Oczywiście - uśmiechnął się przyjaźnie.- W czym mogę państwu pomóc?
- Rezerwacja na nazwisko Bostwick - powiedział ojciec, dając recepcjoniście wszystkie potrzebne dokumenty. Ten pokiwał głową z uznaniem i wydał mu kartę do pokoju.
- Bagażowy zaraz zaprowadzi państwa do pańskiego apartamentu. O, o wilku mowa!
Podszedł do nas wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, który pchał przed sobą złoty wózek. Uśmiechnął się do nas przyjaźnie i zaczął układać walizki. Spojrzał na mnie pytająco, na co zacisnąłem zęby i mruknąłem tylko "nie ma więcej".
- Zapraszam ze mną - powiedział i ruszył w stronę windy. Jechaliśmy w ciszy. Najwyraźniej wszyscy byliśmy wymęczeni podróżą, a bagażowy nie miał zamiaru nas zagadywać, za co byłem mu wdzięczny. Stanęliśmy na dziewiątym piętrze. Bagażowy zaprowadził nas przed odpowiednie drzwi, które otworzył własną kartą. Jedyne słowo, które cisnęło mi się na usta to proste "wow". Ojciec chyba naprawdę nie miał co robić z pieniędzmi. Byliśmy w trzypokojowym apartamencie, z własną jadalnią i salonem, wielkim tarasem, na którym było jacuzzi i leżaki. Mieliśmy do dyspozycji dwie łazienki, które były ogromne. To mi pasowało.
Mężczyzna ściągnął walizki z wózka, po czym chrząknął cicho, żebyśmy zwrócili na niego uwagę, gdyż zaczęliśmy rozglądać się po apartamencie i nie mogliśmy przestać.
- Mam nadzieję, że nasz apartament się państwu podoba - uśmiechnął się do nas.- Miłego pobytu.
Z tymi słowami zamknął za sobą drzwi i zostaliśmy sami.
- BIORĘ SYPIALNIĘ Z WIDOKIEM NA MORZE! - krzyknęła Kailey i chwytając swoją walizkę, pobiegła do jednego z pokoi. Przewróciłem teatralnie oczyma i poszedłem do drugiego pokoju. Wiedziałem, że największy zajmą rodzice. Było tam największe łóżko i największa łazienka. Nie będę takim złym synem. Wszedłem do pokoju i uśmiechnąłem się pod nosem. Będzie mi się tu dobrze spało. I pieprzyło jakichś przypadkowych chłopców.
Gdy moja rodzina rozpakowywała walizki, ja rozsiadłem się na kanapie, przed trzydziestodwucalowym telewizorem. Nie mieli tu tylko meksykańskich programów, za co byłem im wdzięczny, bo inaczej spędziłbym trzy tygodnie bez telewizji. Nagle rozległo się pukanie do drzwi, na co oderwałem wzrok od ekranu i wstałem z kanapy. Podszedłem do drzwi i otworzyłem je szeroko, spotykając przy tym parę czekoladowych oczu, w których mógłbym się utopić. Moje spojrzenie powędrowało dalej. Mężczyzna miał lekko falowane, brązowe włosy, które sięgały mu do ramion. Był szczupły, ale mogłem zauważyć jego umięśnione ramiona. Był nieco niższy ode mnie, ale to kwestia kilku centymetrów. Reasumując, niezły materiał do pieprzenia. Na jego piersi zauważyłem jeszcze plakietkę z jego imieniem. Uśmiechnąłem się lekko. Victor chyba do niego pasuje.
- Pan... - Victor wyciągnął małą karteczkę z kieszeni i przeczytał to, co było na niej przeczytane.- Kellin Bostwick?
Skinąłem głowa, nie odrywając od niego wzroku. A było na co patrzeć.
- Dobrze trafiłem - uśmiechnął się i spojrzał nieco w dół. Dopiero wtedy zauważyłem, że stały przy nim moje dwie walizki. - Należą do pana?
- Tak i... Kellin. Żaden pan, tylko Kellin - uśmiechnąłem się. Victor chwycił walizki za rączki i wniósł je do środka, po czym spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Dobrze. Tak więc Kellin - zaczął, wychodząc z apartamentu.- Życzę ci miłego pobytu w naszym hotelu.
- Dziękuję, Victorze.
- Vic. Żaden Victor. Vic - powtórzył moja gadkę, uśmiechnął się jeszcze raz i zniknął z mojego pola widzenia. Chyba mam już swój cel na te trzy tygodnie.
___________________
HAHAHAHAHAHA CZUJECIE MIKE'A JAKO RECEPCJONISTĘ? XDDDDDD

14 komentarzy:

  1. dżogurcik! to będzie w chuj zajebiste! kocham cię!
    i na końcu przeczytałam ''zniknął z mojego pola pieprzenia'' XDDD o boże, co to ze mną robi XD

    OdpowiedzUsuń
  2. o jezusie............
    to będzie pięknę ;-;
    czuje tego Mike'a, czuję wszystko ;-;
    Olson.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapowiada się ciekawie :D Gdy przeczytałam,że jadą do Meksyku, od razu wyobraziłam sobie, co tam się będzie działo XD PS. Nie wyobrażam sobie Mike'a jako recepcjonistę XDD // @blush244

    OdpowiedzUsuń
  4. Dżogurt powraca, Angelika się raduje! Chcemy resztę, jak najszybciej!

    OdpowiedzUsuń
  5. DŻOGURT SZALEJE, Z FANFICA NA FANFIC CORAZ LEPSZE, CZEKAM NA NOWE

    @l0stinmistake

    OdpowiedzUsuń
  6. nie mogłam doczekać się tego fanfica :D
    nareszcie jest!
    zapowiada się bardzo ciekawie XD
    podoba mi się jak wykreowałaś postać Kellina, bo z takim mi się kojarzy XD
    czekam na więcej! życzę weny, bo świetnie Ci idzie :)
    @absinapi

    OdpowiedzUsuń
  7. OMG SERIO. DŻOGURT WIESZ JAK BARDZO CIE KOCHAM ;-; NIE WIEM CZEMU ZROBIŁAŚ Z KELLINA TAKIEGO... NO TAKIEGO ZŁEGO OKROPNEGO CZŁOWIEKA, MI SIĘ WŁAŚNIE WYDAJE, ŻE JEST ZUPEŁNIE INNY, ALE OK TO TWOJA WIZJA, CZEKAM NA KOLEJNY ;_;
    MIKE RECEPCJONISTA, MRRR, UNIFORM XD
    ~MISIA

    OdpowiedzUsuń
  8. JEEEEEEEEEEEEEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEEJJEEJEJJEJEEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEEJJEEJEJJEJEEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEEJJEEJEJJEJEEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEEJJEEJEJJEJEEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEJEEJJEEJEJJEJE - CZYLI JAK SIEDZIAŁAM GDY ZOBACZYŁAM, ŻE MÓJ KOCHANY DŻOGURT DODAŁ NOWY ROZDZIAŁ <3 I PO TYM POZDZIALE POWIEM TYLKO: KURWA JA CHCĘ WIECEJ :D
    wierna fanka harakiri. :3
    P.S. ja wiem, że to nie w temacie i wgl, ale czy wiesz kiedy Kosiarka ma zamiar dodać 6 rozdział the Deal? :C

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kosiarka mówi, że nie wie, bo ma to na laptopie siostry, a siostra jest zła i w ogóle i nie chce jej go dać. Ale w sierpniu jeszcze będzie xD

      Usuń
    2. przepraszam, że tak o to męczę, ale się chyba uzależniłam XDD

      Usuń
  9. Stwierdzam uzależnienie ♡
    To jest takie zajebiste *-*
    Boże Dżogurt kocham Cieeeeeeeeeeeeeeeeee ♡♥♡♥♡♥♡
    Mike recepcionista xD
    @McKaganStradlin

    OdpowiedzUsuń
  10. Wyczowam niezly zgon <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Wyjebane w kosmooooooooooooooooooooooooooooos :D

    OdpowiedzUsuń
  12. po pierwsze: MIKE RECEPCJONISTKA WUT WUT WUT. XD
    po drugie: kurwa... zmieniam płeć dla kellin'a, ok?
    po trzecie: to takie w chuj zajebiste dfgbzdfngnznhsfgrn #fangirling
    po czwarte: jebane palmy. XD
    wow wow najlepsze ff jakie czytałam dżogurt wow uszanowanko wow wow

    @Lumos_My_Life

    OdpowiedzUsuń