Ogłoszenia parafialne.
1. Jesteście zajebiści.
2. Wyjeżdżam w poniedziałek, nie mam kompa, wracam w niedzielę, nie będzie rozdziałów przez tydzień, soł, daję Wam dzisiaj.
3. Bardzo, bardzo dużo przekleństw. Cholernie dużo. I mały smut.
4. Komentować, i te pe, bo to fajne c:
___________________
Przez kolejny następny dzień, gdy tylko spotykałem spojrzenie Vica, wymienialiśmy się dosyć jednoznacznymi uśmiechami. Niestety, nie mogłem do niego podejść i chociaż chwilę z nim porozmawiać, bo albo on zajmował się swoimi i hotelowymi sprawami, albo to mnie odciągali rodzice, którzy zaczęli wymyślać sobie jakieś spacery po mieście, żeby jakoś spędzić nasz wolny czas. Szczerze mówiąc, wolałem spędzić go z Victorem, na terenie hotelu. Wiedziałem jednak, że dzisiaj miał napięty grafik (ach, te ukradkiem wysyłane smsy, gdy ojciec nie widzi), ale znalazłbym sposób, żeby jakoś się z nim spotkać. Przecież miałem łeb na karku, co nie? Kto wymyślił ten idealny plan rozwalenia związku Vica? Kto umiejętnie wykręcił się z głupoty swojej własnej siostry? Ja, to wszystko wymyśliłem ja, Kellin Quinn Bostwick. I byłem z tego powodu cholernie dumny. Teraz jednak nie mogłem wymyślić żadnej wymówki, żeby nie iść z rodzicami i Kailey do miasta, bo byli nieugięci. Cóż, jeden raz moglem im ulec i udawać porządnego syna. Ale tylko raz. Całą drogę korespondowałem z Victorem, który właśnie zajmował się dzieciakami. Dał im jakieś zadanie do wykonania, które zabierało sporo czasu, przez co miał chwilę dla siebie. Przez jego smsy mogłem wywnioskować, że naprawdę mnie lubił, co nieco mnie przerażało. Nie chciałem, żeby się do mnie przywiązał, a potem miał jakiekolwiek nadzieje. Polubi mnie bardziej niż przyjaciela i co wtedy będzie? Złamię jego serce, mimo że wcale tego nie chciałem. Lubiłem go, oczywiście, ale moim celem nadal było ściągnięcie z niego spodni. Po prostu Vic stał się moim, można było powiedzieć, przyjacielem, z którym tylko raz całowałem się na plaży, nic wielkiego. Swoją drogą, naprawdę dobrze całował. Chętnie to jeszcze kiedyś powtórzę i mam nadzieję, że szybko to nastąpi. Z smsowego transu wyrwał mnie krzyk Kailey, która osiągnęła mnie na bok. Zmarszczyłem brwi i oderwałem wzrok od telefonu, po czym przeniosłem go na swoją siostrę.
1. Jesteście zajebiści.
2. Wyjeżdżam w poniedziałek, nie mam kompa, wracam w niedzielę, nie będzie rozdziałów przez tydzień, soł, daję Wam dzisiaj.
3. Bardzo, bardzo dużo przekleństw. Cholernie dużo. I mały smut.
4. Komentować, i te pe, bo to fajne c:
___________________
Przez kolejny następny dzień, gdy tylko spotykałem spojrzenie Vica, wymienialiśmy się dosyć jednoznacznymi uśmiechami. Niestety, nie mogłem do niego podejść i chociaż chwilę z nim porozmawiać, bo albo on zajmował się swoimi i hotelowymi sprawami, albo to mnie odciągali rodzice, którzy zaczęli wymyślać sobie jakieś spacery po mieście, żeby jakoś spędzić nasz wolny czas. Szczerze mówiąc, wolałem spędzić go z Victorem, na terenie hotelu. Wiedziałem jednak, że dzisiaj miał napięty grafik (ach, te ukradkiem wysyłane smsy, gdy ojciec nie widzi), ale znalazłbym sposób, żeby jakoś się z nim spotkać. Przecież miałem łeb na karku, co nie? Kto wymyślił ten idealny plan rozwalenia związku Vica? Kto umiejętnie wykręcił się z głupoty swojej własnej siostry? Ja, to wszystko wymyśliłem ja, Kellin Quinn Bostwick. I byłem z tego powodu cholernie dumny. Teraz jednak nie mogłem wymyślić żadnej wymówki, żeby nie iść z rodzicami i Kailey do miasta, bo byli nieugięci. Cóż, jeden raz moglem im ulec i udawać porządnego syna. Ale tylko raz. Całą drogę korespondowałem z Victorem, który właśnie zajmował się dzieciakami. Dał im jakieś zadanie do wykonania, które zabierało sporo czasu, przez co miał chwilę dla siebie. Przez jego smsy mogłem wywnioskować, że naprawdę mnie lubił, co nieco mnie przerażało. Nie chciałem, żeby się do mnie przywiązał, a potem miał jakiekolwiek nadzieje. Polubi mnie bardziej niż przyjaciela i co wtedy będzie? Złamię jego serce, mimo że wcale tego nie chciałem. Lubiłem go, oczywiście, ale moim celem nadal było ściągnięcie z niego spodni. Po prostu Vic stał się moim, można było powiedzieć, przyjacielem, z którym tylko raz całowałem się na plaży, nic wielkiego. Swoją drogą, naprawdę dobrze całował. Chętnie to jeszcze kiedyś powtórzę i mam nadzieję, że szybko to nastąpi. Z smsowego transu wyrwał mnie krzyk Kailey, która osiągnęła mnie na bok. Zmarszczyłem brwi i oderwałem wzrok od telefonu, po czym przeniosłem go na swoją siostrę.
- Prawie wlazłeś w słup, debilu.
- Licz się ze słowami - warknąłem.- Chyba o czymś rozmawialiśmy pewnej nocy, prawda? Nadal masz zamiar stawiać na swoim?
- Z kim tak zawzięcie piszesz? - Kailey zignorowała moje poprzednie słowa i próbowała dostrzec cokolwiek w moim telefonie, ale uniemożliwiłem jej to, chowając go do kieszeni. Nie będzie czytać moich smsów, tym bardziej tych z Victorem, bo pisaliśmy na... Różne tematy.
- Nie twój interes - mruknąłem.
- To ten Vic, prawda?
- Kailey, już dość spraw mi tu spieprzyłaś, więc proszę cię, nie interesuj się już moim życiem, dobrze? Cieszę się, że się dogadaliśmy - dodałem, zanim mogła mi odpowiedzieć.
Kailey przewróciła jedynie oczami i zbliżyła się bardziej do rodziców, którzy szli parę metrów przede mną. Ponownie wyciągnąłem telefon z kieszeni i mimowolnie uśmiechnąłem się, gdy zobaczyłem wiadomość od Vica. Cholera co ten chłopak ze mną robił? Trochę się dziwiłem, że nawet na trzeźwo był taki chętny. Doskonale pamiętał wczorajsze wydarzenia, więc bez problemu musiał przechodzić kaca, tym bardziej, że był w stanie pracować z dziećmi na następny dzień. Człowiek ideał, czyż nie?
Vic: Masz dzisiaj wolny wieczór? Mogę wykręcić się z dzisiejszych występów, to nie problem.
Uśmiechnąłem się do siebie i poczułem eksplozję motylków w brzuchu. Nigdy czegoś takiego nie czułem, a przecież dostałem tylko jednego, głupiego smsa. Zerwie się z pracy, żeby ze mną wyjść. Wymyśli jakąś wymówkę, żeby się ze mną spotkać. Nie narzekałem. Sam pomagał mi w osiągnięciu mojego celu.
Kellin: Zawsze jestem wolny ;)
Vic: Czy ta buźka na końcu ma jakieś drugie dno? ;)
Kellin: A Twoja?
Vic: Może ;)
Zaśmiałem się cicho. O tak, szło mi idealnie. Jeśli dzisiaj go nie zaliczę, na pewno zrobię to jeszcze w tym tygodniu. A ja zastanawiałem się, czy dam radę okręcić go wokół palca w trzy tygodnie! Zabawny byłem. Pisałem z nim non-stop, nie zwracając uwagi na drogę, gdy Vic w końcu napisał, że musi kończyć, bo praca wzywa. Oderwałem wtedy wzrok od wyświetlacza i żołądek podskoczył mi do gardła. Byłem zupełnie sam. No, niezupełnie, bo otaczało mnie wiele ludzi, którzy obijali się o mnie i przepraszali po hiszpańsku. Nigdzie nie widziałem rodziców i Kailey. Najwyraźniej musiałem tak długo wgapiać się w wiadomości od Vica, że ich zgubiłem. Super. Byłem sam w meksykańskim mieście, nie znając języka. W takich momentach żałowałem, że nie skupiałem się na lekcjach w liceum. Westchnąłem głośno i postanowiłem zadzwonić do któregoś z rodziców. Najpierw wybrałem numer mamy. Nie odbierała. Przewróciłem teatralnie oczami i podszedłem do jakiejś pustej ławki, na której usiadłem i wybrałem numer taty. Odebrał po drugim sygnale.
- GDZIE TY DO CHOLERY JESTEŚ?!- usłyszałem jego donośny głos. Nie przejąłem się jego krzykiem. Czy ja czymkolwiek się przejmowałem. Tylko tym, żeby mój sekret nie wyszedł na jaw. Założę się, że byłby wtedy jeszcze głośniejszy.
- Na ławce, siedzę sobie - odpowiedziałem beztrosko.
- Kellin, nie denerwuj mnie...
- A gdzie WY jesteście? Zostawiliście mnie na środku zatłoczonej ulicy, a ja jestem przecież jeszcze dzieckiem. Co z was za rodzice? - wiedziałem, że przeginałem, ale dźwięk głęboko oddychającego i próbującego się uspokoić ojca był bezcenny.
- Daj mi do cholery ten telefon, chłopak nie może się w tobą dogadać - usłyszałem głos mamy.- Kellin, słonko, gdzie jesteś?
- Tylko nie słonko, proszę cię... - mruknąłem.
- My jesteśmy w kawiarni, przy głównej ulicy, trochę zawędrowaliśmy, ale musisz mi powiedzieć, gdzie jesteś i czy jest sens, żebyś tu przychodził.
- Jestem na jakiejś... Promenadzie? Pełno ludzi, ławki, widzę palmy.
- Tu wszędzie są palmy.
- Widzę morze? Widzę plażę? Pełno Meksykanów? Sklepiki? Mogę wrócić do hotelu?
- No nie wiem, skarbie, boję się o ciebie...
- Mamo, to chyba lepsze, niż gdybym miał iść do ścisłego centrum i zgubić się jeszcze bardziej, prawda? A do hotelu jest przecież blisko.
- Chyba masz rację... Idź, idź. Tylko że nie masz karty do apartamentu.
- To nic, posiedzę na plaży albo w ogrodzie.
- W porządku. Zadzwoń, gdy będziesz już na miejscu.
- Zadzwonię. Albo napiszę.
Gdy rozmowa się skończyła, uśmiechnąłem się szelmowsko pod nosem i rozsiadłem się wygodniej na ławce. Nie, żeby mi się śpieszyło. Wiedziałem, że Vic był zajęty, więc powrót do hotelu w tym momencie nie miał większego sensu, bo bez niego zanudziłbym się na śmierć. Dlatego też postanowiłem wykorzystać chwilę swojego wolnego czasu i rozejrzeć się po promenadzie. Może uda mi się znaleźć jakiegoś fajnego chłopaka, którego potem zaciągnę do łóżka. Przecież nie mogłem skupić się tylko na Vicu, prawda? Miałem swoje potrzeby, a nie wiedziałem, kiedy uda mi się go zaliczyć. Dlatego też wstałem z ławki i powoli ruszyłem promenadą w stronę hotelu, obserwując mijających mnie facetów. Cóż, było tu kilka niezłych towarów, znalazłbym coś dla siebie. Po chwili obok mnie zaczął iść jakiś nieznajomy. Atrakcyjny nieznajomy. Był mniej więcej mojego wzrostu, miał krótkie, ale rozwichrzone blond włosy, czyli artystyczny nieład na głowie, który sprawiał, że był jeszcze bardziej uroczy. Nie wyglądał na Meksykanina, był za blady, a na dodatek... Meksykanin blondyn? Nie bądźmy śmieszni. Mogłem zauważyć opaskę na jego nadgarstku, co oznaczało, że mieszkał w jednym z hoteli. Opaska była identyczna jak moja. Och. Lepiej nie mogłem trafić. Chłopak zerknął na mnie i uśmiechnął się kącikiem ust, co sprawiło, że wyglądał w tym momencie jeszcze atrakcyjniej. Cholera, ale miałem szczęście!
- Czy naprawdę jest to takie oczywiste, że jestem gejem i przyciągam do siebie odpowiednich facetów? - zapytałem z nonszalanckim uśmiechem, patrząc na nieznajomego.
- Być może - zaśmiał się tamten. Cholera, miał naprawdę zajebisty śmiech.- Dlaczego by tego nie wykorzystać?
- Zawsze jesteś taki pewny siebie, co?
- Najczęściej.
- Myślę, że się dogadamy.
- O MÓJ BOŻE, KELLIN, T-TAK, TAK, TAK, TAK!
Poruszałem się szybko w jego wnętrzu, czując, że wystarczy jeszcze tylko kilka pchnięć, abym skończył. To samo tyczyło się jego, Roya z Chicago, jak zdążyłem się dowiedzieć. Wróciliśmy do hotelu razem, szybko napisałem smsa do mamy, że bezpiecznie dotarłem, po czym niemal od razu udaliśmy się do jego pokoju, który był pusty. Nie wiedziałem, ile miał lat (wyglądał na może rok, dwa lata starszego ode mnie), nie wiedziałem, czy przyleciał tu sam czy z kimś, ale dobrze mi się go pieprzyło. Próbował współpracować razem ze mną, ale był już na krańcu wytrzymałości i doszedł na mój i swój brzuch. Jako że ja jeszcze nie skończyłem, szybko z niego wyszedłem i pociągnąłem go bliżej do siebie, po czym usiadłem na krańcu łóżka, a jego poprowadziłem na podłogę, na kolana. O wiele przyjemniej dochodziło się komuś w usta, uwierzcie mi. Roy chwycił moje przyrodzenie i objął je wargami, zaczynając powoli ruszać głową. Proszę cię! Miał mnie dokończyć, nie mógł tak po prostu wolno poruszać się w górę, w dół, w górę, w dół... Nienawidzę monotonności. Chwyciłem jego jasne włosy i sam zacząłem nadawać mu tempo, nie zwracając uwagi na to, czy sprawiało mu to ból. Zadławił się może dwa razy, co i tak było niezłym wynikiem jak na taką szybkość, aż w końcu doszedłem w jego usta. Uśmiechnąłem się pod nosem, wydając z siebie ostatni jęk, po czym spojrzałem na chłopaka, który ociągał się nieco z połknięciem. Trafiłem na delikatnego typa?
- Połknij - zażądałem, chwytając swoje bokserki, któe leżały na ziemi, po czym założyłem je na siebie. Przecież nie będę paradował przed nim nago, gdy nie chce mnie słuchać.
Roy pokręcił przecząco głową. Uniosłem brwi w górę, po czym podszedłem do niego i mocno chwyciłem go za włosy, podnosząc go z klęczek. Patrzyłem w jego zielone oczy, w których malowało się lekkie przerażenie.
- Powiedziałem, że masz połknąć. Nigdy do cholery nie połykałeś?
Roy znów pokręcił głową, a ja puściłem jego włosy i zacząłem szukać jakichś chusteczek, żeby się wyczyścić. Chłopak stał cały czas w tym samym miejscy, gdy wycierałem ze swojego brzucha białą substancję. Dobra, zaczął mnie irytować, ale nie odpuszczę mu tak łatwo. Tak naprawdę nie obchodziło mnie to, czy połknie, czy nie. Po prostu lubiłem torturować ludzi. Gdy już byłem czysty, ubrałem się i spojrzałem z zażenowaniem na Roya.
- Połknij to do kurwy nędzy, albo zaraz tak mocno cię zerżnę, że nie będziesz mógł chodzić przez tydzień, a uwierz mi, słyszałem, że to nie jest przyjemne uczucie - warknąłem.
Roy chyba się przestraszył i szybko połknął zawartość swoich ust, na co skrzywił się nieco. Uśmiechnąłem się wrednie, podszedłem do niego i poklepałem go po policzku.
- Grzeczny chłopiec. Miło było, ale bywało lepiej. Adiós, czy jak to mówią w tych stronach.
I z tymi słowami opuściłem jego pokój, nie mając zamiaru tam wracać. Zaliczyłem, doszedłem, było w porządku. Miewałem o wiele lepsze seksy od tego, ale najważniejsze było to, że przynajmniej się zaspokoiłem i nie musiałem czekać do momentu, aż Vic mi się odda. Właśnie, Vic. Zrobiło mi się trochę niezręcznie, gdy o nim pomyślałem. Znaczy się, całowałem się z nim, lubił mnie, a ja tak po prostu przeleciałem jakiegoś obcego kolesia. Byle tylko się o tym nie dowiedział, bo pewnie by się na mnie obraził. Zresztą, skąd mogłem to wiedzieć? Nie znałem go aż tak dobrze. Vic wyglądał na takiego, co szybko przywiązywał się do ludzi i jeśli... Nie, nie chciałem o tym myśleć. Poszedłem w stronę windy, żeby dostać się na dziewiąte piętro, do apartamentu. Musiałem chwilę odsapnąć, dlatego miałem nadzieję, że rodzice z Kailey już wrócili. Winda przyjechała minutę po moim wezwaniu. Wszedłem do środka, nacisnąłem odpowiedni guzik i pojechałem w górę. Gdy byłem już na miejscu, żwawym krokiem podszedłem pod odpowiednie drzwi i mocno w nie zapukałem. Otworzyła mi Kailey, która bez słowa wpuściła mnie do środka.
- Gdzie rodzice? - zapytałem sucho.
- W salonie - mruknęła.- Wyglądasz, jakbyś właśnie uprawiał seks.
- Zawsze byłaś bardzo spostrzegawcza, siostrzyczko - uśmiechnąłem się do niej fałszywie i przeczesałem włosy palcami.
Wszedłem do salonu, gdzie przed telewizorem siedzieli moi rodzice. Stanąłem przed ekranem, żeby zwrócili na mnie uwagę (drastycznie, wiem).
- Po pierwsze, też się cieszę, że was widzę i że przeżyłem tę rozłąkę - zacząłem.- Po drugie, mam pytanie. Bardzo, bardzo ważne pytanie i chciałbym usłyszeć pozytywną odpowiedź.
Oboje spojrzeli na mnie pytająco, czekając.
- Mogę wyjść dzisiaj wieczorem?
- Znowu? - mój ojciec zmarszczył brwi.- Gdzie ty tak chodzisz, do cholery jasnej?
- Kellin, skarbie, chcieliśmy iść na pokazy tańca z ogniem, dzisiaj wieczorem, na plaży, całą rodziną, a ty znów chcesz wyjść gdzieś bez nas? - mama zapytała ze smutkiem w głosie, który w ogóle nie zrobił na mnie wrażenia.
- Jakie znowu, halo, jakie znowu? Przecież poszedłem z wami na spacer, to nie moja wina, że mnie zgubiliście!
- Kellin, dzisiaj spędzasz czas z rodziną, obojętnie jakie masz plany. To rodzinne wakacje, a ty masz się do tego dostosować, czy tego chcesz, czy nie - syknął mój ojciec, a matka zamknęła tylko oczy i wyszeptała coś w stylu "zaczyna się".
- Nie będę się kurwa dostosowywał, bo jestem prawie dorosły i jeśli będę sobie chciał wyjść ze znajomymi na jebany spacer, to sobie pójdę na ten jebany spacer, bo kurwa mogę!- wybuchłem, zaciskając dłonie w pięści i rzucając ojcu piorunujące spojrzenie. Ten wstał z kanapy i spojrzał na mnie z góry. Był ode mnie o wiele wyższy, więc, niestety, to robiło wrażenie.
- Nie masz prawa mówić w ten sposób do swoich rodziców, zrozumiano?! - krzyknął, a ja odskoczyłem nieco do tyłu, prawie wpadając na telewizor.- Nie masz do tego prawa! Jesteś młodym gówniarzem, który pozwala sobie na zbyt wiele, do jasnej cholery! Umykałeś przed konsekwencjami, dawaliśmy ci za dużo luzu, ale teraz, chłopcze, przegiąłeś pałę. Jesteś bezczelnym szczeniakiem, nie mającym szacunku do starszych, a nawet do swojej własnej siostry! Dajemy ci wszystko, czego tylko chcesz, a ty tak się nam odwdzięczasz?!
- Od kogoś musiałem się tego nauczyć, prawda?! Podobno rodzice są przykładem dla swoich dzieci! - odkrzyknąłem i w tym samym momencie poczułem jego silną dłoń na moim policzku, za który szybko się złapałem. Cholera, bolało jak skurwysyn.
- Tato... - wtrąciła się cicho Kailey. Jeszcze je tu brakowało...
- Kailey, nie wtrącaj się, spierdalaj, proszę cię - syknąłem do niej przez zaciśnięte zęby.
- Nie, Kellin, nie! - krzyknęła na mnie, a ja uniosłem brwi w górę, nadal trzymając się za piekący mnie policzek. Na pewno był teraz czerwony jak burak, świetnie. - Mam dość tego, jak mnie traktujesz. Po prostu mam dość. Dla ciebie jestem zwykłym śmieciem, każdy jest dla ciebie śmieciem. Nie zauważasz niczego poza czubkiem własnego nosa, ranisz wszystkich dookoła, nawet swoich najbliższych. A ja muszę ci do cholery ulegać. Wiesz co, nie muszę. I wiesz, co teraz powiem naszym rodzicom? Doskonale to wiesz.
Rozchyliłem nieco wargi i pokręciłem szybko głową, podchodząc do Kailey i chwytając ją za ręce. Nie mogła. Po prostu nie mogła. Nie w tym momencie.
- Nie, nie, nie, Kailey, wcale nie chcesz tego zrobić, naprawdę, Kailey, proszę cię...
- Kailey? - moje błagania przerwał donośny głos ojca.- Co chcesz nam powiedzieć?
- Wasz syn jest gejem, do jasnej cholery, a do tego zwykłą kurwą, bo spał z większą ilością facetów, niż możecie to sobie wyobrazić!
Coś się we mnie złamało. Patrzyłem to na Kailey, która jakby nie dowierzała, że właśnie wyjawiła mój największy sekret, to na matkę, zaczynającą cicho łkać i zakrywającą usta drobną dłonią, aż w końcu mój wzrok spoczął na ojcu, który podszedł do mnie i chwytając mnie za szyję, przygwoździł mnie do ściany. Trudno było mi oddychać, moje nogi nie dotykały podłogi, zacząłem się krztusić. Słyszałem rozpaczliwe krzyki mojej matki, próbującej odciągnąć ode mnie ojca, ale na marne. Była za słaba.
- Mój... syn... nie... jest... jebanym... pedałem! - warczał, obijając mnie o ścianę pomiędzy wypowiadanymi słowami.- Mój syn nie jest pierdoloną kurwą, zrozumiałeś?! Nie jesteś kurwa nienormalny! Nie możesz taki być! - jeszcze raz uderzył mną o ścianę, po czym rzucił na podłogę, a ja łapczywie zacząłem czerpać powietrze, rozmasowując bolące miejsce na szyi. Podbiegła do mnie mama, która chciała się mną zająć, ale odtrąciłem jej ręce. Obolały wstałem z podłogi i spojrzałem z nienawiścią na swojego wściekłego ojca.
- Może nadszedł czas, żebyś zaczął akceptować swojego własnego syna - wychrypiałem.- Pierdolony homofobie. - Dodałem przez zaciśnięte zęby i wybiegłem z apartamentu.
I wtedy wybuchłem. Zacząłem płakać, jak małe dziecko. Nie pamiętam, kiedy ostatnio płakałem, ale to się nie liczyło. To było dziwne uczucie, ale nie dałem rady dalej tego w sobie trzymać. Łzy ciekły po moim policzkach, gdy zacząłem przemierzać hotel w poszukiwaniu jednej osoby. Vic. Potrzebowałem Vica. Zobaczyłem do, gdy wyszedłem na zewnątrz. Stał przy basenie, rozmawiając ze swoimi znajomymi z pracy. Będę musiał przerwać im tę miłą pogawędkę. Podbiegłem do niego i nawet nie ocierając łez z twarzy, po prostu się do niego przytuliłem. Potrzebowałem bliskości Vica. Ten na początku nie wiedział, o co chodzi, ale dał znak znajomym, żeby zostawili nas samych i odwzajemnił uścisk, jedną ręką trzymając mnie w pasie, a drugą gładząc moje ciemne włosy. Nie hamowałem płaczu. Nie miałem zamiaru. Ryczałem jak pały dzieciak, jak nastolatka po zerwaniu z chłopakiem.
- Cii, o cokolwiek chodzi, będzie dobrze, nie płacz, proszę cię - wyszeptał, na co pokręciłem przecząco głową, kładąc ją na jego ramię.
- N-nie, V-Vic, nie b-będzie do-dobrze - wydukałem.- T-teraz ni-nic nie-nie będzie t-tak, jak, jak po-winno. W-wszyst-tko się zawa-zawaliło.
- Będzie dobrze, obiecuję, na pewno. Teraz chodź ze mną, zrobi ci się lepiej i powiesz mi, co się stało, dobrze? Chodź, będzie dobrze. Obiecuję.
________________
Miłego czekania ;)
- Licz się ze słowami - warknąłem.- Chyba o czymś rozmawialiśmy pewnej nocy, prawda? Nadal masz zamiar stawiać na swoim?
- Z kim tak zawzięcie piszesz? - Kailey zignorowała moje poprzednie słowa i próbowała dostrzec cokolwiek w moim telefonie, ale uniemożliwiłem jej to, chowając go do kieszeni. Nie będzie czytać moich smsów, tym bardziej tych z Victorem, bo pisaliśmy na... Różne tematy.
- Nie twój interes - mruknąłem.
- To ten Vic, prawda?
- Kailey, już dość spraw mi tu spieprzyłaś, więc proszę cię, nie interesuj się już moim życiem, dobrze? Cieszę się, że się dogadaliśmy - dodałem, zanim mogła mi odpowiedzieć.
Kailey przewróciła jedynie oczami i zbliżyła się bardziej do rodziców, którzy szli parę metrów przede mną. Ponownie wyciągnąłem telefon z kieszeni i mimowolnie uśmiechnąłem się, gdy zobaczyłem wiadomość od Vica. Cholera co ten chłopak ze mną robił? Trochę się dziwiłem, że nawet na trzeźwo był taki chętny. Doskonale pamiętał wczorajsze wydarzenia, więc bez problemu musiał przechodzić kaca, tym bardziej, że był w stanie pracować z dziećmi na następny dzień. Człowiek ideał, czyż nie?
Vic: Masz dzisiaj wolny wieczór? Mogę wykręcić się z dzisiejszych występów, to nie problem.
Uśmiechnąłem się do siebie i poczułem eksplozję motylków w brzuchu. Nigdy czegoś takiego nie czułem, a przecież dostałem tylko jednego, głupiego smsa. Zerwie się z pracy, żeby ze mną wyjść. Wymyśli jakąś wymówkę, żeby się ze mną spotkać. Nie narzekałem. Sam pomagał mi w osiągnięciu mojego celu.
Kellin: Zawsze jestem wolny ;)
Vic: Czy ta buźka na końcu ma jakieś drugie dno? ;)
Kellin: A Twoja?
Vic: Może ;)
Zaśmiałem się cicho. O tak, szło mi idealnie. Jeśli dzisiaj go nie zaliczę, na pewno zrobię to jeszcze w tym tygodniu. A ja zastanawiałem się, czy dam radę okręcić go wokół palca w trzy tygodnie! Zabawny byłem. Pisałem z nim non-stop, nie zwracając uwagi na drogę, gdy Vic w końcu napisał, że musi kończyć, bo praca wzywa. Oderwałem wtedy wzrok od wyświetlacza i żołądek podskoczył mi do gardła. Byłem zupełnie sam. No, niezupełnie, bo otaczało mnie wiele ludzi, którzy obijali się o mnie i przepraszali po hiszpańsku. Nigdzie nie widziałem rodziców i Kailey. Najwyraźniej musiałem tak długo wgapiać się w wiadomości od Vica, że ich zgubiłem. Super. Byłem sam w meksykańskim mieście, nie znając języka. W takich momentach żałowałem, że nie skupiałem się na lekcjach w liceum. Westchnąłem głośno i postanowiłem zadzwonić do któregoś z rodziców. Najpierw wybrałem numer mamy. Nie odbierała. Przewróciłem teatralnie oczami i podszedłem do jakiejś pustej ławki, na której usiadłem i wybrałem numer taty. Odebrał po drugim sygnale.
- GDZIE TY DO CHOLERY JESTEŚ?!- usłyszałem jego donośny głos. Nie przejąłem się jego krzykiem. Czy ja czymkolwiek się przejmowałem. Tylko tym, żeby mój sekret nie wyszedł na jaw. Założę się, że byłby wtedy jeszcze głośniejszy.
- Na ławce, siedzę sobie - odpowiedziałem beztrosko.
- Kellin, nie denerwuj mnie...
- A gdzie WY jesteście? Zostawiliście mnie na środku zatłoczonej ulicy, a ja jestem przecież jeszcze dzieckiem. Co z was za rodzice? - wiedziałem, że przeginałem, ale dźwięk głęboko oddychającego i próbującego się uspokoić ojca był bezcenny.
- Daj mi do cholery ten telefon, chłopak nie może się w tobą dogadać - usłyszałem głos mamy.- Kellin, słonko, gdzie jesteś?
- Tylko nie słonko, proszę cię... - mruknąłem.
- My jesteśmy w kawiarni, przy głównej ulicy, trochę zawędrowaliśmy, ale musisz mi powiedzieć, gdzie jesteś i czy jest sens, żebyś tu przychodził.
- Jestem na jakiejś... Promenadzie? Pełno ludzi, ławki, widzę palmy.
- Tu wszędzie są palmy.
- Widzę morze? Widzę plażę? Pełno Meksykanów? Sklepiki? Mogę wrócić do hotelu?
- No nie wiem, skarbie, boję się o ciebie...
- Mamo, to chyba lepsze, niż gdybym miał iść do ścisłego centrum i zgubić się jeszcze bardziej, prawda? A do hotelu jest przecież blisko.
- Chyba masz rację... Idź, idź. Tylko że nie masz karty do apartamentu.
- To nic, posiedzę na plaży albo w ogrodzie.
- W porządku. Zadzwoń, gdy będziesz już na miejscu.
- Zadzwonię. Albo napiszę.
Gdy rozmowa się skończyła, uśmiechnąłem się szelmowsko pod nosem i rozsiadłem się wygodniej na ławce. Nie, żeby mi się śpieszyło. Wiedziałem, że Vic był zajęty, więc powrót do hotelu w tym momencie nie miał większego sensu, bo bez niego zanudziłbym się na śmierć. Dlatego też postanowiłem wykorzystać chwilę swojego wolnego czasu i rozejrzeć się po promenadzie. Może uda mi się znaleźć jakiegoś fajnego chłopaka, którego potem zaciągnę do łóżka. Przecież nie mogłem skupić się tylko na Vicu, prawda? Miałem swoje potrzeby, a nie wiedziałem, kiedy uda mi się go zaliczyć. Dlatego też wstałem z ławki i powoli ruszyłem promenadą w stronę hotelu, obserwując mijających mnie facetów. Cóż, było tu kilka niezłych towarów, znalazłbym coś dla siebie. Po chwili obok mnie zaczął iść jakiś nieznajomy. Atrakcyjny nieznajomy. Był mniej więcej mojego wzrostu, miał krótkie, ale rozwichrzone blond włosy, czyli artystyczny nieład na głowie, który sprawiał, że był jeszcze bardziej uroczy. Nie wyglądał na Meksykanina, był za blady, a na dodatek... Meksykanin blondyn? Nie bądźmy śmieszni. Mogłem zauważyć opaskę na jego nadgarstku, co oznaczało, że mieszkał w jednym z hoteli. Opaska była identyczna jak moja. Och. Lepiej nie mogłem trafić. Chłopak zerknął na mnie i uśmiechnął się kącikiem ust, co sprawiło, że wyglądał w tym momencie jeszcze atrakcyjniej. Cholera, ale miałem szczęście!
- Czy naprawdę jest to takie oczywiste, że jestem gejem i przyciągam do siebie odpowiednich facetów? - zapytałem z nonszalanckim uśmiechem, patrząc na nieznajomego.
- Być może - zaśmiał się tamten. Cholera, miał naprawdę zajebisty śmiech.- Dlaczego by tego nie wykorzystać?
- Zawsze jesteś taki pewny siebie, co?
- Najczęściej.
- Myślę, że się dogadamy.
- O MÓJ BOŻE, KELLIN, T-TAK, TAK, TAK, TAK!
Poruszałem się szybko w jego wnętrzu, czując, że wystarczy jeszcze tylko kilka pchnięć, abym skończył. To samo tyczyło się jego, Roya z Chicago, jak zdążyłem się dowiedzieć. Wróciliśmy do hotelu razem, szybko napisałem smsa do mamy, że bezpiecznie dotarłem, po czym niemal od razu udaliśmy się do jego pokoju, który był pusty. Nie wiedziałem, ile miał lat (wyglądał na może rok, dwa lata starszego ode mnie), nie wiedziałem, czy przyleciał tu sam czy z kimś, ale dobrze mi się go pieprzyło. Próbował współpracować razem ze mną, ale był już na krańcu wytrzymałości i doszedł na mój i swój brzuch. Jako że ja jeszcze nie skończyłem, szybko z niego wyszedłem i pociągnąłem go bliżej do siebie, po czym usiadłem na krańcu łóżka, a jego poprowadziłem na podłogę, na kolana. O wiele przyjemniej dochodziło się komuś w usta, uwierzcie mi. Roy chwycił moje przyrodzenie i objął je wargami, zaczynając powoli ruszać głową. Proszę cię! Miał mnie dokończyć, nie mógł tak po prostu wolno poruszać się w górę, w dół, w górę, w dół... Nienawidzę monotonności. Chwyciłem jego jasne włosy i sam zacząłem nadawać mu tempo, nie zwracając uwagi na to, czy sprawiało mu to ból. Zadławił się może dwa razy, co i tak było niezłym wynikiem jak na taką szybkość, aż w końcu doszedłem w jego usta. Uśmiechnąłem się pod nosem, wydając z siebie ostatni jęk, po czym spojrzałem na chłopaka, który ociągał się nieco z połknięciem. Trafiłem na delikatnego typa?
- Połknij - zażądałem, chwytając swoje bokserki, któe leżały na ziemi, po czym założyłem je na siebie. Przecież nie będę paradował przed nim nago, gdy nie chce mnie słuchać.
Roy pokręcił przecząco głową. Uniosłem brwi w górę, po czym podszedłem do niego i mocno chwyciłem go za włosy, podnosząc go z klęczek. Patrzyłem w jego zielone oczy, w których malowało się lekkie przerażenie.
- Powiedziałem, że masz połknąć. Nigdy do cholery nie połykałeś?
Roy znów pokręcił głową, a ja puściłem jego włosy i zacząłem szukać jakichś chusteczek, żeby się wyczyścić. Chłopak stał cały czas w tym samym miejscy, gdy wycierałem ze swojego brzucha białą substancję. Dobra, zaczął mnie irytować, ale nie odpuszczę mu tak łatwo. Tak naprawdę nie obchodziło mnie to, czy połknie, czy nie. Po prostu lubiłem torturować ludzi. Gdy już byłem czysty, ubrałem się i spojrzałem z zażenowaniem na Roya.
- Połknij to do kurwy nędzy, albo zaraz tak mocno cię zerżnę, że nie będziesz mógł chodzić przez tydzień, a uwierz mi, słyszałem, że to nie jest przyjemne uczucie - warknąłem.
Roy chyba się przestraszył i szybko połknął zawartość swoich ust, na co skrzywił się nieco. Uśmiechnąłem się wrednie, podszedłem do niego i poklepałem go po policzku.
- Grzeczny chłopiec. Miło było, ale bywało lepiej. Adiós, czy jak to mówią w tych stronach.
I z tymi słowami opuściłem jego pokój, nie mając zamiaru tam wracać. Zaliczyłem, doszedłem, było w porządku. Miewałem o wiele lepsze seksy od tego, ale najważniejsze było to, że przynajmniej się zaspokoiłem i nie musiałem czekać do momentu, aż Vic mi się odda. Właśnie, Vic. Zrobiło mi się trochę niezręcznie, gdy o nim pomyślałem. Znaczy się, całowałem się z nim, lubił mnie, a ja tak po prostu przeleciałem jakiegoś obcego kolesia. Byle tylko się o tym nie dowiedział, bo pewnie by się na mnie obraził. Zresztą, skąd mogłem to wiedzieć? Nie znałem go aż tak dobrze. Vic wyglądał na takiego, co szybko przywiązywał się do ludzi i jeśli... Nie, nie chciałem o tym myśleć. Poszedłem w stronę windy, żeby dostać się na dziewiąte piętro, do apartamentu. Musiałem chwilę odsapnąć, dlatego miałem nadzieję, że rodzice z Kailey już wrócili. Winda przyjechała minutę po moim wezwaniu. Wszedłem do środka, nacisnąłem odpowiedni guzik i pojechałem w górę. Gdy byłem już na miejscu, żwawym krokiem podszedłem pod odpowiednie drzwi i mocno w nie zapukałem. Otworzyła mi Kailey, która bez słowa wpuściła mnie do środka.
- Gdzie rodzice? - zapytałem sucho.
- W salonie - mruknęła.- Wyglądasz, jakbyś właśnie uprawiał seks.
- Zawsze byłaś bardzo spostrzegawcza, siostrzyczko - uśmiechnąłem się do niej fałszywie i przeczesałem włosy palcami.
Wszedłem do salonu, gdzie przed telewizorem siedzieli moi rodzice. Stanąłem przed ekranem, żeby zwrócili na mnie uwagę (drastycznie, wiem).
- Po pierwsze, też się cieszę, że was widzę i że przeżyłem tę rozłąkę - zacząłem.- Po drugie, mam pytanie. Bardzo, bardzo ważne pytanie i chciałbym usłyszeć pozytywną odpowiedź.
Oboje spojrzeli na mnie pytająco, czekając.
- Mogę wyjść dzisiaj wieczorem?
- Znowu? - mój ojciec zmarszczył brwi.- Gdzie ty tak chodzisz, do cholery jasnej?
- Kellin, skarbie, chcieliśmy iść na pokazy tańca z ogniem, dzisiaj wieczorem, na plaży, całą rodziną, a ty znów chcesz wyjść gdzieś bez nas? - mama zapytała ze smutkiem w głosie, który w ogóle nie zrobił na mnie wrażenia.
- Jakie znowu, halo, jakie znowu? Przecież poszedłem z wami na spacer, to nie moja wina, że mnie zgubiliście!
- Kellin, dzisiaj spędzasz czas z rodziną, obojętnie jakie masz plany. To rodzinne wakacje, a ty masz się do tego dostosować, czy tego chcesz, czy nie - syknął mój ojciec, a matka zamknęła tylko oczy i wyszeptała coś w stylu "zaczyna się".
- Nie będę się kurwa dostosowywał, bo jestem prawie dorosły i jeśli będę sobie chciał wyjść ze znajomymi na jebany spacer, to sobie pójdę na ten jebany spacer, bo kurwa mogę!- wybuchłem, zaciskając dłonie w pięści i rzucając ojcu piorunujące spojrzenie. Ten wstał z kanapy i spojrzał na mnie z góry. Był ode mnie o wiele wyższy, więc, niestety, to robiło wrażenie.
- Nie masz prawa mówić w ten sposób do swoich rodziców, zrozumiano?! - krzyknął, a ja odskoczyłem nieco do tyłu, prawie wpadając na telewizor.- Nie masz do tego prawa! Jesteś młodym gówniarzem, który pozwala sobie na zbyt wiele, do jasnej cholery! Umykałeś przed konsekwencjami, dawaliśmy ci za dużo luzu, ale teraz, chłopcze, przegiąłeś pałę. Jesteś bezczelnym szczeniakiem, nie mającym szacunku do starszych, a nawet do swojej własnej siostry! Dajemy ci wszystko, czego tylko chcesz, a ty tak się nam odwdzięczasz?!
- Od kogoś musiałem się tego nauczyć, prawda?! Podobno rodzice są przykładem dla swoich dzieci! - odkrzyknąłem i w tym samym momencie poczułem jego silną dłoń na moim policzku, za który szybko się złapałem. Cholera, bolało jak skurwysyn.
- Tato... - wtrąciła się cicho Kailey. Jeszcze je tu brakowało...
- Kailey, nie wtrącaj się, spierdalaj, proszę cię - syknąłem do niej przez zaciśnięte zęby.
- Nie, Kellin, nie! - krzyknęła na mnie, a ja uniosłem brwi w górę, nadal trzymając się za piekący mnie policzek. Na pewno był teraz czerwony jak burak, świetnie. - Mam dość tego, jak mnie traktujesz. Po prostu mam dość. Dla ciebie jestem zwykłym śmieciem, każdy jest dla ciebie śmieciem. Nie zauważasz niczego poza czubkiem własnego nosa, ranisz wszystkich dookoła, nawet swoich najbliższych. A ja muszę ci do cholery ulegać. Wiesz co, nie muszę. I wiesz, co teraz powiem naszym rodzicom? Doskonale to wiesz.
Rozchyliłem nieco wargi i pokręciłem szybko głową, podchodząc do Kailey i chwytając ją za ręce. Nie mogła. Po prostu nie mogła. Nie w tym momencie.
- Nie, nie, nie, Kailey, wcale nie chcesz tego zrobić, naprawdę, Kailey, proszę cię...
- Kailey? - moje błagania przerwał donośny głos ojca.- Co chcesz nam powiedzieć?
- Wasz syn jest gejem, do jasnej cholery, a do tego zwykłą kurwą, bo spał z większą ilością facetów, niż możecie to sobie wyobrazić!
Coś się we mnie złamało. Patrzyłem to na Kailey, która jakby nie dowierzała, że właśnie wyjawiła mój największy sekret, to na matkę, zaczynającą cicho łkać i zakrywającą usta drobną dłonią, aż w końcu mój wzrok spoczął na ojcu, który podszedł do mnie i chwytając mnie za szyję, przygwoździł mnie do ściany. Trudno było mi oddychać, moje nogi nie dotykały podłogi, zacząłem się krztusić. Słyszałem rozpaczliwe krzyki mojej matki, próbującej odciągnąć ode mnie ojca, ale na marne. Była za słaba.
- Mój... syn... nie... jest... jebanym... pedałem! - warczał, obijając mnie o ścianę pomiędzy wypowiadanymi słowami.- Mój syn nie jest pierdoloną kurwą, zrozumiałeś?! Nie jesteś kurwa nienormalny! Nie możesz taki być! - jeszcze raz uderzył mną o ścianę, po czym rzucił na podłogę, a ja łapczywie zacząłem czerpać powietrze, rozmasowując bolące miejsce na szyi. Podbiegła do mnie mama, która chciała się mną zająć, ale odtrąciłem jej ręce. Obolały wstałem z podłogi i spojrzałem z nienawiścią na swojego wściekłego ojca.
- Może nadszedł czas, żebyś zaczął akceptować swojego własnego syna - wychrypiałem.- Pierdolony homofobie. - Dodałem przez zaciśnięte zęby i wybiegłem z apartamentu.
I wtedy wybuchłem. Zacząłem płakać, jak małe dziecko. Nie pamiętam, kiedy ostatnio płakałem, ale to się nie liczyło. To było dziwne uczucie, ale nie dałem rady dalej tego w sobie trzymać. Łzy ciekły po moim policzkach, gdy zacząłem przemierzać hotel w poszukiwaniu jednej osoby. Vic. Potrzebowałem Vica. Zobaczyłem do, gdy wyszedłem na zewnątrz. Stał przy basenie, rozmawiając ze swoimi znajomymi z pracy. Będę musiał przerwać im tę miłą pogawędkę. Podbiegłem do niego i nawet nie ocierając łez z twarzy, po prostu się do niego przytuliłem. Potrzebowałem bliskości Vica. Ten na początku nie wiedział, o co chodzi, ale dał znak znajomym, żeby zostawili nas samych i odwzajemnił uścisk, jedną ręką trzymając mnie w pasie, a drugą gładząc moje ciemne włosy. Nie hamowałem płaczu. Nie miałem zamiaru. Ryczałem jak pały dzieciak, jak nastolatka po zerwaniu z chłopakiem.
- Cii, o cokolwiek chodzi, będzie dobrze, nie płacz, proszę cię - wyszeptał, na co pokręciłem przecząco głową, kładąc ją na jego ramię.
- N-nie, V-Vic, nie b-będzie do-dobrze - wydukałem.- T-teraz ni-nic nie-nie będzie t-tak, jak, jak po-winno. W-wszyst-tko się zawa-zawaliło.
- Będzie dobrze, obiecuję, na pewno. Teraz chodź ze mną, zrobi ci się lepiej i powiesz mi, co się stało, dobrze? Chodź, będzie dobrze. Obiecuję.
________________
Miłego czekania ;)
gdzie są kellicowe seksy ja chcę kellicowe seksy
OdpowiedzUsuńczy w tym momencie serio pasują Ci kellicowe seksy
UsuńSo many feels ;____;
OdpowiedzUsuńKellin taka sucz i były seksy i płaczący Kellin assdfdhsjkghks więcej. I serio nie wiem co jeszcze napisać, bo umieram, bo tak dużo feelsów po prostu i can't ;_______;
BYŁY SEKSY, KŁAMAŁAŚ, ZE NIE BĘDZIE, ALE TO DOBRZE, ZE BYŁY KC.
OdpowiedzUsuńBIEDNY KELLIN :C ZROBIŁO MI SIE GO SZKODA, CO Z TEGO ŻE JEST WREDNĄ SUKĄ :C
ZGINIEMY BEZ CIEBIE, WRACAJ JAK NAJSZYBCIEJ :C
~MISIA
1. jesteśmy zajebiści :3
OdpowiedzUsuń2. ughh.. no dobra, wytrzymamy, mołego wyjazdu c:
3. TOO MANY FEELS IN MY HEAD. ;________;
4. Komentuję, jak co rozdział :D
i wgl... płaczący Kellin i pocieszający go Vic + Kellicowe seksy = moje sziperskie serducho wybuchło ;___;
/ Harakiri
co ja pierdole... XDDDDD
Usuń* KELLINOWE seksy
przepraszam, rzuca mi się na mózg ;__;
nie ma to jak przeczytać, skomentować, a po 20 minutach (podczas których czytało się jeszcze raz i jeszcze raz...) zorientować się, że się źle napisało w komentarzu ;___;
Usuńonly me. ;___;
płaczę.
OdpowiedzUsuńBiedny Kellin :c ten jego stary to serio jakiś homofob , nienawidze takich ludzi...a ta jego siostra ....szkoda słów... szkoda że tak mało tu było Vic'a... ale zrób jeszcze jeden rozdział przed wyjazdem plisss ... i tak pewnie nie zrobisz ale dobra tam ;"c to marzenie twoich wszystkich fanów tylko ;"""""'"'"'C
OdpowiedzUsuńmiłego czekania?........ MIŁEGO CZEKANIA!?!!!!!!!!!!! nie wytrzymie zaraz......!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńPomocy. Moje serce. To jest takie piękne. Chyba Twój najlepszy rozdzial. :'3
OdpowiedzUsuńBoże to jest piękne, jak Kellin się do niego przytulił *_* Kocham te rozdziały, jesteś najlepsza! <3 I naprawdę zdechnę tu przez ten tydzień ;_; Będę dni odliczać :) Miłego wyjazdu! c: // @blush244
OdpowiedzUsuńMoje feelsy, Dżogurt. xD Moje feelsy xDDDDDDDD.
OdpowiedzUsuń;_____; Dżogurt ;_____; boże
OdpowiedzUsuńRyczing ;-;
Biedny Kellin
Z jednej strony KELLIN TY KURWO, DO VICA A NIE SIĘ SZLAJASZ Z JAKIMIŚ DUPAMI, ale z drugiej BIEDNY KELLIŚ, CZEMU MA OJCA HOMOFOBA, VICUŚ POCIESZ GO BO SIĘ ZAŁAMIE :((.
OdpowiedzUsuńTakże no.
Wciąż zajebiście.