wtorek, 6 sierpnia 2013

Rozdział 2

-Widzisz, a ty się tak denerwowałeś - powiedział mój ojciec, gdy następnego dnia zeszliśmy na śniadanie do obszernej restauracji. Usiedliśmy przy czteroosobowym stoliku przy oknie, za którym mieliśmy widok na Morze Karaibskie o pięknym, turkusowym kolorze. Cancun było jak raj na ziemi. Wczoraj nie zdążyłem rozejrzeć się po okolicy, ale dzisiaj postanowiłem to nadrobić, żeby odkryć wszystkie atuty tego miejsca. Nawet te palmy nie będą takie uciążliwe, tak myślę. Chciałbym też poszukać chłopaka z wczoraj, który przyniósł mi walizki. Jak on miał? A, Victor. Vic. Doskonale wiedziałem, że to będzie idealny cel na te trzy tygodnie. W mojej głowie cały czas pojawiała się jego postać, a ja nie chciałem jej z niej wyrzucać. Zastanawiałem się, ile miał lat (wyglądał na starszego ode mnie, ale kto by się tym przejmował, na pewno nie ja), na jakim stanowisku pracował w hotelu i czy pieprzenie obsługi było moralne. Śmiech na sali. Słowo "moralność" nie występuje w moim słowniku.
Wzruszyłem ramionami, odbierając od kelnera menu śniadaniowe. Wzrokiem błądziłem po dużym pomieszczeniu, w którym się znajdowaliśmy. Miałem nadzieję, że Vic nagle gdzieś się pojawi, ale nic na to nie wskazywało. Dlatego postanowiłem wybrać coś do jedzenia, bo, szczerze mówiąc, zacząłem robić się głodny, a mój brzuch domagał się pożywienia. Gdy kelner podszedł do nas, aby odebrać zamówienia, odłożyłem kartę i ponownie zacząłem rozglądać się po sali. Zauważyła to Kailey, która lekko mnie szturchnęła i przylepiła do twarzy jej uśmiech, który znaczyć mógł tylko jedno. Coś podejrzewała i nie odpuści, dopóki się nie dowie, o co chodzi. Zawsze trudno ją było wtedy zbyć, dlatego muszę odpowiadać na jej pytania tak, żeby szybciej się odczepiła. To było prawdopodobnie jedyne wyjście z tej sytuacji.
- Czego znowu chcesz? - mruknąłem, patrząc na nią z ukosa, bo nie chciałem stracić w oczu ludzi w restauracji. Co jeśli pojawi się tu nagle Vic, a ja go przegapię?
- Kogo tak wypatrujesz? - zapytała ściszonym głosem, żeby rodzice nie zwrócili na nas uwagi.
- Przyzwyczajam się do nowego miejsca. Czy to od razu musi znaczyć, że kogoś wypatruję?
Kailey uśmiechnęła się tylko pod nosem. W jej głowie pewnie układały się nowe scenariusze, dlaczego mój wzrok błądził po restauracji, ale czy mnie to obchodziło? Nie, jeśli nie piśnie ani słowa rodzicom o mojej orientacji seksualnej.
Do stolika podszedł kelner, który podał nam śniadanie i odszedł do kolejnego stolika. Podkładanie wszystkiego pod nos, to mi pasowało. Ojciec w końcu za to zapłacił, zawiódłbym się, gdyby było inaczej. Na chwilę postanowiłem przestać rozglądać się po sali i skupiłem się na swoich zapiekanych w serze kiełbaskach z papryką. Wyglądały przepysznie, smakowały równie dobrze. Jedliśmy w ciszy, którą przerwała jakaś głośna, hiszpańska rozmowa. To był TEN głos. Uniosłem głowę i spojrzałem w stronę kłótni, która wywiązała się pomiędzy dwoma pracownikami hotelu. Lepiej trafić nie mogłem. Uśmiechnąłem się pod nosem i oparłem łokieć o stół, a następnie ułożyłem głowę na swojej dłoni i wpatrywałem się w niskiego szatyna, który prowadził ożywioną konwersację z... Recepcjonistą? Dopiero teraz zauważyłem, że byli do siebie nieco podobni, a kłócili się zupełnie jakby byli rodzeństwem.
- Zaraz zwrócę im uwagę - syknął mój ojciec, po czym wsadził do ust kawałek jajka sadzonego i zaczął je przeżuwać, nie spuszczając wzroku z dwóch mężczyzn.
- Już nie musisz - stwierdziła mama, wskazując na całe zajście. Vic i Mike zostali chwyceni za tyły szyj przez mężczyznę, który był od niech o wiele starszy, po czym wyrzucił ich z sali i krzyknął coś po hiszpańsku pod ich adresem. Kailey zachichotała.
- Dlaczego się śmiejesz? - zapytałem ją, gdy wyrwałem się z transu. Nie mogłem oderwać wzroku od Vica. Był w nim jakiegoś rodzaju magnes, który przyciągał moje spojrzenie, a ja nie potrafiłem się oprzeć. Mógłbym patrzeć na niego godzinami i wcale by mi się to nie znudziło.
- Ten facet, co ich wyrzucił, nieźle im pojechał. Gdybyś trochę bardziej skupiał się na hiszpańskim w szkole, to byś wszystko zrozumiał.
Mruknąłem tylko coś w stylu "nie zależy mi" i dokończyłem swoje śniadanie, podobnie jak reszta mojej rodziny. Po skończonym posiłku wstaliśmy od stołu i udaliśmy się ku wyjściu. Miałem małą nadzieję, że zobaczę gdzieś Vica, kłócącego się czy nie, byle go ujrzeć. Niestety, to nie nastąpiło i droga do apartamentu upłynęła bez jakichkolwiek wydarzeń.
Dzisiaj postanowiliśmy pójść na tyły hotelu, zobaczyć basen i inne atrakcje, które nam zaoferowali. Tak naprawdę chciałem po prostu usiąść przy wodzie i trochę poleżeć na słońcu (uprzednio oczywiście nasmarowując się olejkiem, bo skończyłbym czerwony jak homar), dlatego z góry powiedziałem mojej rodzinie, że nie piszę się na żadne spacery. Wiedzieli, że nie ma co ze mną walczyć, bo ich argumenty zostaną przeze mnie wyśmiane, dlatego też wzruszyli ramionami i zaczęli przygotowywać się do wyjścia. Wszedłem do swojego pokoju i przebrałem się w kąpielówki, na które ponownie założyłem ubranie i wyszedłem z sypialni. W kieszeni spodni miałem tylko telefon z słuchawkami, nic więcej do szczęścia nie było mi potrzebne. Moje jasne oczy zakryte były okularami przeciwsłonecznymi, na ramieniu przewieszony miałem ręcznik. Gdy stanąłem w salonie, moja rodzina również była gotowa, dlatego bez słowa wyszliśmy z apartamentu i udaliśmy się na tyły hotelu.
A tyły robiły wrażenie. Na środku wielkiego placu znajdował się asymetryczny basen z intensywnie niebieską wodą. Wokół niego poustawiane były parasole i leżaki, na których relaksowali się hotelowi goście. Gdzieniegdzie posadzone były palmy (moje nowe znienawidzone drzewa), zielone krzaki, żywopłoty. Wystarczyło przejść obok basenu, aby od razu znaleźć się na piaszczystej plaży, z której schodziło się do krystalicznie czystego Morza Karaibskiego. Raj, coraz bardziej mi się tu podobało. Podeszliśmy do wolnych leżaków, na których położyliśmy swoje ręczniki. Ściągnąłem z siebie buty, koszulkę i spodnie, poprawiłem okulary na nosie i sięgnąłem po olejek, żeby chociaż trochę ochronić się przed promieniami słonecznymi. Naniosłem go na nogi, ręce, klatkę piersiową i nieco na twarz, oczywiście umiejętnie omijając moje idealnie ułożone włosy. Jak dobrze, że wziąłem ze sobą lakier. Pleców na razie nie smarowałem, gdyż stwierdziłem, że nie będę leżeć na brzuchu. W końcu rozłożyłem się na leżaku, włożyłem słuchawki do uszu i rozkoszowałem się ciepłem, spokojem i padającym na mnie słońcem. Obok mnie rozłożyła się Kailey, obok niej mama, a ojciec postanowił zamoczyć się w basenie. Nie mam pojęcia, ile czasu minęło, gdy tak leżałem. Z mojego stanu wyrwało mnie lekkie szturchanie. Wyciągnąłem słuchawki z uszu i spojrzałem zza okularów na moją matkę, która zrobiła sobie sukienkę z dużej chusty.
- Idziemy na spacer, idziesz z nami? - zapytała.
- Nie. - Odparłem krótko, na co ta skinęła tylko głową i cała trójka poszła w stronę hotelowego ogrodu. Teraz będę miał jeszcze więcej spokoju. Postanowiłem na razie skończyć z muzyką, dlatego odłożyłem telefon ze słuchawkami na bok i przymknąłem oczy. Z jednej strony dobiegał mnie szum morza, z drugiej rozmowy ludzi, które, aż dziwne, wcale mi nie przeszkadzały. Słońce przyjemnie grzało, ale nagle jakby... Zgasło? Nie, słońce przecież nie może od tak zgasnąć. Zrobiło mi się nieco chłodniej (jeśli to w ogóle było możliwe w Meksyku) i gdy otworzyłem oczy, zdałem sobie sprawę, że pada na mnie cień. Przed moim leżakiem tyłem stał mężczyzna... O kurwa. Podniosłem się i chrząknąłem głośno, żeby zwrócił na mnie uwagę. Szatyn odwrócił się i gdy zobaczył, kto na niego chrząka, uśmiechnął się, poprawiając okulary przeciwsłoneczne na nosie. Dopiero teraz zauważyłem, że wokół niego stoi mała grupka dzieci, wśród których najstarsze mogło mieć z dziewięć lat.
- Hej Kellin! - Vic przywitał się wesoło. - Jak ci się podoba w naszym hotelu?
- Jest w porządku - mruknąłem, przenosząc wzrok z dzieci na jego twarz.- Te wszystkie małe to... Twoje? - głupszego pytania nie mogłeś wymyślić?
Vic zareagował na to wszystkim śmiechem i pokręcił głową, biorąc na ręce jedną z mniejszych dziewczynek. Był promyczkiem w tym miejscu, to było pewne. Radość od niego emanowała, a on nią zarażał. Szkoda tylko, że nie mnie.
- Nie, niestety nie... - powiedział. Niestety nie? - Znaczy się, na razie są pod moją opieką, tak więc teoretycznie na najbliższą godzinę są moje... No ale nie są moje.- Skwitował z uśmiechem. Czy był moment, w którym on by się nie uśmiechał? Znaczy się... Miał niesamowity uśmiech, ale czy on nie przesadzał z tą wesołością?
- Czyli są twoje, ale nie są. To naprawdę zrozumiałe. - Pokiwałem głową, a jeden z kącików moich ust lekko drgnął w górę.- Jesteś nianią?
Znowu ten dźwięczny śmiech. Mimo że nie lubiłem tego dźwięku, jego śmiechu mógłbym słuchać godzinami. Co ten facet ze mną robił?
- Żadna niania. Po prostu jestem animatorem - powiedział. O. Czyli na pewno zapewni mi jakąś rozrywkę... Miałem w głowie za dużo zbereźnych myśli.
- Dziecięcym czy dorosłych też zabawiasz? - zapytałem, a pytanie to miało również drugie dno, którego on zdawał się na szczęście nie zauważyć.
- To zależy. Dzisiaj zajmuję się dzieciakami, jutro wieczorem dorosłymi, jak mówię, różnie z tym bywa. Dzisiejszy wieczór na szczęście mam wolny.
Czy to był znak? Postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce, żeby jeszcze szybciej dobrać się do jego spodni. Nie mogłem zwlekać, nie chciałem przepuścić takiej okazji. Vic był idealny. Jedyny problem w tym, że prawdopodobnie nie był gejem. Wskazywała na to jego wypowiedź, że niestety to nie jego dzieci. Ale może tak powiedział, bo lubił maluchy, ale był gejem? Dojdę do tego. Mam nadzieję, że jeszcze dzisiaj, gdy wcielę swój plan w życie.
- Skoro masz wolny wieczór, to może oprowadziłbyś mnie po hotelu? - zapytałem.- Jest cholernie duży, a chciałbym zobaczyć, jakie miejsca warto odwiedzić. Jakie bary...
- Bary? - Vic uniósł brew w górę.- Ile ty masz lat, żeby już myśleć o barach?
Nie powiem mu, że siedemnaście, bo wyglądał na starszego ode mnie, więc od razu mnie spławi. Nie mogę powiedzieć też, że mam dwadzieścia jeden lat, bo na tyle chyba nie wyglądam. Natomiast wyglądałem na...
- Dziewiętnaście - powiedziałem.- Ale rodzice nie muszą wiedzieć, że czasem lubię wypić coś mocniejszego, prawda? Tak więc nie muszą wiedzieć, że oprowadziłbyś mnie o barze.
- Racja to racja - Vic uśmiechnął się do mnie.- Czekaj na mnie po kolacji tutaj, przy fontannie. Około... Dwudziestej?
- Pewnie - uśmiechnąłem się do niego promiennie (wow, potrafiłem tak?). Etap pierwszy zaliczony. Teraz może być już tylko lepiej i osiągnę swój cel szybciej niż myślałem.
- Super! To do zobaczenia. Idziemy młodzi, idziemy! - krzyknął do dzieci i zaczął iść z nimi w stronę ogrodu. Patrzyłem na niego zza okularów dopóki nie zniknął wśród zieleni, po czym uśmiechnąłem się do siebie dumnie i położyłem na leżaku, żeby kontynuować swoje kąpanie się w słońcu. Czy mogło być lepiej? Było wspaniale.

- Gdzie idziesz? Kellin, nie możesz tak po prostu sobie wychodzić z apartamentu, co jeśli coś ci się stanie? Chociaż powiedz gdzie idziesz!
- Mamoo, jestem dorosły, umiem zadbać o siebie!
- Masz siedemnaście lat, dorosły będziesz dopiero za dziesięć miesięcy!
- Idę na spacer, zwiedzić hotel, nawdychać się świeżego powietrza. Mogę już iść?
- Wróć cały, dobrze?
- TAK MAMO!
Myślałem, że już nigdy się stąd nie wyrwę. Dlaczego tak nagle zaczęła się o mnie martwić, nie mam pojęcia, ale przynajmniej byłem już na korytarzu i nikt mnie nie zatrzymywał. Poszedłem w stronę windy, na którą czekałem może z minutę, po czym nacisnąłem odpowiedni guzik i zjechałem w dół. Na trzecim piętrze dołączyły do mnie jakieś dwie rozchichotane nastolatki, która prawie cały czas na mnie zerkały, aby później wymienić swoje spostrzeżenia w języku, którego nie znałem. To był jakiś słowiański język, ale nie mam pojęcia który. Czym one się w ogóle różniły? W końcu dotarliśmy na parter i żwawym krokiem wyszedłem z windy, aby następnie skierować się w stronę fontanny na tyłach hotelu. Stał tam już Vic, ubrany w białą koszulę z krótkim rękawem, czarne rurki i Vansy. Odetchnąłem głośno, gdy go zobaczyłem. Oj tak, zdecydowanie dobrze wybrałem. Podszedłem do niego, na co ten uśmiechnął się lekko.
- Hej - odezwał się jako pierwszy.- I jak kolacja?
- Wyśmienita - powiedziałem szczerze.- Naprawdę, te paluszki krabowe... Palce lizać.
- Super, powiem Tony'emu, że znowu się spisał. - Wywnioskowałem, że Tony musiał być kucharzem, więc nie pytałem o niego.- To co, zaprowadzę cię najpierw do ogrodu, dobra? Tam jest przyjemny, mały barek, kolorowe drinki to ich specjalność. Jeśli chcesz czegoś mocniejszego, zawsze możesz iść do lokalu w środku hotelu, ale tam zaprowadzę cię później. Na razie chodźmy do ogrodu.
Obaj ruszyliśmy w stronę bujnej zieleni, która po chwili przeplatana była kolorowymi kwiatami i małymi stawami. Już nawet te palmy przestały mnie irytować. Szliśmy w ciszy, którą postanowiłem przerwać. Jeśli chciałem dostać się do jego spodni, musiałem działać.
- Więc Vic... - zacząłem, poprawiając włosy.- Co cię skłoniło do tego, żeby zostać animatorem w hotelu jak ten? Musisz być dobry w tym, co robisz, to prestiżowy hotel.
Vic zaśmiał się dźwięcznie, po czym pokręcił głową.
- To nie jest tak, że chciałem być animatorem. Jako że mam przerwę na studiach - oho, trafiłem na studenta - postanowiłem jakoś wykorzystać ten wolny czas, bo nie lubię siedzieć za długo w jednym miejscu. Dlatego papa załatwił mi tu przyjemną posadę, bo razem z mamą stwierdzili, że świetnie dogaduję się z dziećmi i po prostu umiem do nich dotrzeć. Podobno potrafię zaciekawić swoją osobą innych, więc stwierdzili, że będę świetnym animatorem. Mój brat już nie miał tyle szczęścia. - Skwitował ze śmiechem.
- Brat? To ten, z którym kłóciłeś się w restauracji?
- Ach, widziałeś to - Vic skrzywił się nieco, drapiąc się w tył głowy.- Tak, to mój młodszy brat. A wyprowadził nas mój papa. Przepraszam za zamieszanie, naprawdę.
- Papa, czyli twój ojciec, tak? - zapytałem.
Vic skinął głową, zrywając po drodze jeden z kwiatów z krzewu.
- Papa Fuentes prowadzi ten interes - powiedział.- Znaczy się, nie całą sieć hotelową, bo przecież The Ritz-Carlton to ogromna firma. Nie, zarządza tym hotelem, jest jakby... Dyrektorem tego hotelu. Pracuje dla The Ritz-Carlton. Patrz, to ten bar, o którym ci mówiłem!
Spojrzałem na niewielką, oświetloną altankę, w której w środku był bar, a za nim na półkach poukładane soki, alkohole, kolorowe drinki. Wokół niego stały stołki barowe. Niektóre z nich był zajęte. Będę musiał tu kiedyś wstąpić i zostać na dłużej (jak reklama McDonalda, co nie XD - przyp. aut.). Na razie chciałem spędzić jak najwięcej czasu z Victorem.
- Hola Vic! - z zadumy wyrwał mnie wesoły głos jednego z barmanów.
- Hola Paco! - odkrzyknął mu Vic z uśmiechem, po czym spojrzał na mnie.- Zostajemy tu, czy idziemy dalej? Mogę pokazać ci na razie ogród, a może kiedy indziej pójdziemy w inne miejsce.
Pokiwałem głową i poszliśmy dalej, otoczeni przez zieleń i kolorowe kwiaty. W końcu usiedliśmy na jednej z ławek, z której mieliśmy widok na piękne morze i zachodzące słońce.
- Wspomniałeś, że studiujesz - powiedziałem, na co Vic skinął głową, nie odrywając wzroku od migoczącej wody.- Co studiujesz i gdzie?
- Socjologię na Narodowym Uniwersytecie Meksykańskim. To w stolicy. Do Cancun przyjeżdżam na wakacje. Mam w Meksyku małe, przyjemne mieszkanie, jest w porządku. Chciałem studiować w Stanach, ale oczywiście miałem problem z wyjazdem z kraju, więc spasowałem, bo nie chciałem się z tym męczyć... - wzruszył ramionami.- Ty jesteś ze Stanów, prawda?
- Tak. Z Michigan, tak więc doznałem nieco dużego szoku. Przez klimat. - zaśmiałem się cicho, na co Vic mi zawtórował. Czas zadać ważne pytanie, jedno z ważniejszych.- Ile masz lat?
- Dwadzieścia cztery. Po wakacjach idę na ostatni rok studiów.
Siedem lat to nie tak dużo, prawda? Nie, dla mnie nie stanowiło to większego problemu. Nie chciałem jednak, żeby wydało się, że jestem od niego sporo młodszy. Wtedy na pewno nie uda mi się dostać tego, czego chciałem. Na razie miałem dziewiętnaście lat. Wszystko na legalnie.
- W tym Meksyku, u siebie... Mieszkasz sam, czy z kimś?
- Nie wytrzymałbym sam - zaśmiał się pogodnie.- Mieszkam ze swoją dziewczyną.
___________________
Kochacie mnie B)

10 komentarzy:

  1. Z dziewczyną. Z DZIEWCZYNĄ. Ech.... ale oczywiście wiem, co się będzie działo potem, więc nie ma się co martwić XD Dawaj szybko kolejny rozdział *_*

    OdpowiedzUsuń
  2. DŻOGURT, DŻOGURT JA CIĘ UWIELBIAM.
    aa tą dziewczynę mu wybaczymy :3
    już czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  3. HOW COULD YOU, NIE WYBACZĘ CI TEJ DZIEWCZYNY NIGDY
    CHYBA, ŻE SIE JEJ POZBĘDZIESZ, WTEDY OK.
    CZEKAM NA KOLEJNY:'3 ~MISIA

    OdpowiedzUsuń
  4. 'Papa Fuentes' CZEMU MNIE TO ŚMIESZY? XD

    OdpowiedzUsuń
  5. zajebiste, dawaj więcej xD

    OdpowiedzUsuń
  6. najlepsze zakończenie XD
    to się Kellin zdziwił.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ej, dlaczego ja dopiero dzisiaj się skapnęłam, że jest nowy rozdział? XD Za mało spamowałaś. A co do Kellica, to cudo ;3 Kellin będzie musiał się b. starać :D Ofc kocham Cię <3 Btw Tony kucharz haha aj kent. // @blush244

    OdpowiedzUsuń
  8. DŻOGURCIE, TONY AKA KUCHARKA, SERIOOOOOOOOOO? XD
    w każdym razie no... nie wiem co napisać, zbyt zajebiste, żeby to opisać słowami. ;>
    nie wiem czemu, ale kellin w wersji nieco zboczonego chama jest genialny.

    @Lumos_My_Life

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham Kellina. Kocham Victora. Kocham wszystkich. Ciebie też kocham, bo piszesz cudownie. Miłość wszędzie. ALE CZEMU MA DZIEWCZYNĘ?!

    OdpowiedzUsuń