piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 14

Dramy part 2. Przepraszam za marnego smuta. Nie zabijać mnie.
__________________________
Vic wrócił po godzinie, a nie trzydziestu minutach, jak mi powiedział. W międzyczasie do domu przyszła Vivian z zakupami, które pomogłem jej rozpakować, mimo jej głośnych protestów ("Nadal jesteś słaby, chico, powinieneś leżeć!"). Jednak musiałem coś robić, bo niecierpliwie czekałem na Vica. Nie wiedziałem dokąd i do kogo pojechał, ale ufałem mu na tyle, że nie podejrzewałem go o najgorsze. Po Vivian do domu przyszedł Mike, który przyprowadził ze sobą Carmen. Była miłą dziewczyną, może trochę za dużo gadała, ale była przyjazna. Całą trójką siedzieliśmy na kanapie i oglądaliśmy jakieś meksykańskie telenowele (każdy wie, co się tam dzieje, więc nawet nie potrzebowałem tłumacza, żeby wszystko wywnioskować). Gdy serial się skończył, usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi, a następnie ich trzaśnięcie. W salonie pojawił się Vic, do którego promiennie się uśmiechnąłem. 
- Hej skarbie - powiedziałem i odchyliłem głowę, żeby mógł mnie pocałować, ale on przeszedł obok mnie obojętnie i usiadł na fotelu stojącym na uboczu. Zmarszczyłem brwi, po czym wstałem z kanapy, powoli do niego podszedłem i usiadłem na jego kolanach. - Co się stało? - zapytałem cicho, pochylając się nad nim. Nie chciałem, żeby Mike i Carmen zwrócili na nas uwagę. Vica widocznie coś gryzło, a ja chciałem się dowiedzieć, co to było. On jedynie pokręcił głową i odwrócił ją ode mnie.- Nie zgrywaj takiego. Widzę, że coś jest nie tak.
- Kellin... 
- Hej, zapomniałem wam o czymś powiedzieć! - zawołał nagle Mike, a my spojrzeliśmy na niego znudzonym wzrokiem.- Jutro urządzamy ognisko na plaży, no i oczywiście jesteście zaproszeni, gołąbeczki.
Vic przewrócił teatralnie oczami. 
- Kto będzie? - mruknął.
- Kilka znajomych Carmen, nie znacie ich. Plus kilka naszych znajomych, Vic. Z liceum, którzy jeszcze zostali w Cancun.
Vic uniósł brwi w górę i szybko pokręcił głową. 
- Nie, nie, nie, z liceum? Nie idę. Nie ma mowy.
- Jaime'ego tam nie będzie, hermano.
- Nie chodzi o to! Będą inni. Nie chcę iść. 
Ściągnął mnie ze swoich kolan i szybkim krokiem wyszedł z pokoju. Słychać było, jak wchodzi po schodach, a następnie głośno trzaska drzwiami. Wszyscy spojrzeliśmy na siebie ze zdziwieniem. 
- Co w niego wstąpiło? - zapytała Carmen. 
- Nie mam pojęcia... Myślałem, że czasy licealne już mu przeszły. Coś się stało, chaval? - Mike spojrzał na mnie, a ja wzruszyłem ramionami.
- Nie chciał mi powiedzieć - odparłem.- Pójdę do niego.
Oboje skinęli głową, a ja ruszyłem do sypialni. Wszedłem po schodach i zapukałem w drzwi. Odpowiedział mi głośny krzyk "Wynocha!", a ja zmarszczyłem brwi.
- Vic, to ja, Kelin - powiedziałem.
- Idź sobie... - usłyszałem jego mruknięcie.
- Powiedz mi, co się z tobą dzieje. Odkąd wróciłeś, zachowujesz się jak naburmuszona nastolatka.
- Powiedziałem, że masz sobie iść.
- Jesteś gorszy niż ja - prychnąłem i już chciałem odchodzić od drzwi, ale jeszcze sobie o czymś przypomniałem.- Jutro idziesz na to pierdolone ognisko. Ze mną. Sam sobie nie poradzę.
Z tymi słowami odszedłem od drzwi i zszedłem na parter. Mike i Carmen patrzyli na mnie z zaciekawieniem, oczekując jakiejkolwiek wiadomości z mojej strony.
- Krzyczy, że mam sobie iść. Nie dogadasz się - wzruszyłem ramionami.- Mike, może ty spróbujesz z nim pogadać? W końcu jesteście braćmi.
Chłopak skinął głową i poszedł na piętro, a ja usiadłem obok Carmen na kanapie. Westchnąłem głośno i przetarłem twarz dłonią.
- Jesteś ze Stanów, tak? Skąd dokładnie? Jak tam jest? Byłeś w Nowym Jorku? A w Los Angeles? Znasz jakieś sławy? - dziewczyna zalała mnie deszczem pytań.
- Tak. Michigan. Zupełnie przeciętnie. Tak. Tak. Kiedyś poznałem Angelinę Jolie, bo zamawiała kosmetyki u mojego ojca - odpowiedziałem monotonnym głosem.
- Angelina Jolie? O mój Boże - Carmen otworzyła usta ze zdziwienia.- A Brad Pitt?
- Nie, on nie kupował kosmetyków.
- Jej, chciałabym żyć tak jak ty...
Oj, nie chciałabyś. Niech lepiej wypluje te słowa, bo po jednym dniu z mojego życia pożałowałaby, że w ogóle je wypowiedziała. Może to wszystko brzmiało fajnie, ale odkąd jestem z Victorem, zdałem sobie sprawę, że to życie, które prowadziłem, było zupełnie bezwartościowe. Nie chciałem do niego wracać, mimo że musiałem. To mnie dołowało najbardziej. Wyjeżdżałem pojutrze, a Vic zachowuje się, jakby był obrażony na cały świat i nie chce ze mną rozmawiać. Jak mam się cieszyć z tych ostatnich dni w tym miejscu, gdy on zachowuje si.ę jak skończony palant? Po chwili do salonu wszedł Mike.
- Cóż...- zaczął, drapiąc się w tył głowy.- Nie powiedział mi, dlaczego zachowuje się tak jak się zachowuje, ale pójdzie na ognisko.

Vic nie wychodził z pokoju do końca dnia. Gdy zrobiło się dosyć późno, przebrałem się w bokserki i koszulkę do spania, po czym położyłem się obok niego na łóżku. Długo na niego patrzyłem. Wiedziałem, że on zdawał sobie z tego sprawę, ale nie dawał żadnego znaku, że istniałem. Czy mnie to bolało? Cholernie.
- Viiiiic - jęknąłem, zaczynając gładzić jego policzek palcami, które on szybko odtrącił.- Vic, kochanie, co ci jest? Możesz mi powiedzieć, przecież wiesz.
Vic poruszył się na łóżku i spojrzał mi w oczy, ale nadal nic nie mówił.
- Powiedz mi... - mruknąłem zalotnie do jego ucha, po czym lekko je przygryzłem i zacząłem ssać. Po chwili przeniosłem usta na jego żuchwę i szyję.- Powiedz...
- Nic się nie dzieje, Kellin - mruknął, odwracając się do mnie plecami i przykrywając kołdrą.
Przewróciłem teatralnie oczami i położyłem się na plecach, patrząc w ciemny sufit.
- Pieprz mnie - powiedziałem nagle.
- Co? - zapytał Vic, odwracając się w moją stronę.
- Pieprz mnie. Nie masz ochoty na seks?
Vic westchnął głośno i pokręcił głową.
- Nie dzisiaj.
Co wstąpiło w tego człowieka?

Ranek przebiegł bez większych kłótni. Vic wydawał się jakiś weselszy. No, może nie tryskał radością, ale odzywał się do ludzi. Tylko  stosunku do mnie zachowywał pewien dystans. Niechętnie mnie całował jeśli w ogóle udawało mi się go do tego namówić. Tłumaczyłem sobie to tym, że może stresował się dzisiejszym ogniskiem. Może on tak reagował na stres? Nie wiem. Tak czy siak, było mi trochę smutno. Nie zamierzałem jeść i moje śniadanie składało się z kawy i jabłka. Nawet Vic nie zmuszał mnie do jedzenia, co wydawało mi się dość dziwne. Wieczór nadszedł szybko i w czwórkę poszliśmy na plażę. Mike i Carmen zaprowadzili nas do zakątka, gdzie po południu urządzili miejsce na ognisko. Wszystko odbywało się nieco na uboczu, żeby nie niepokoić innych. Na środku zrobiony został krąg z kamieni. Wewnątrz poukładano chrust i drewno. Wokół ogniska stały drewniane siedzenia, a za nimi znajdował się stół z kiełbaskami, piankami, chlebem i różnymi sosami. Leżały tu też kije, na które można było nabijać jedzenie oraz plastikowe sztućce i talerze. Na miejsce powoli zaczęli zbierać się ludzie. Nic nie chciał rzucać się w oczy, dlatego usiadł na skraju jednej z drewnianych ławeczek i czekał, aż to wszystko minie. Mnie natomiast porwał ze sobą Mike, który zaczął poznawać mnie z różnymi ludźmi. Większość wydawała się sympatyczna. Gdy już wszyscy przybyli na miejsce, usiedliśmy na ławeczkach. Przycupnąłem obok Vica i chwyciłem go za rękę, żeby trochę go uspokoić. Ku mojemu zdziwieniu, nie odtrącił mnie.
- Uwaga młodzieży! - krzyknął Mike, żeby wszyscy zwrócili na niego uwagę.- Umówmy się! Mówimy po angielsku, żeby nasz nuevo amigo Kellin wszystko zrozumiał! Mogę na was liczyć?
Każdy krzyknął "tak!", a ja uśmiechnąłem się lekko. Ludzie zaczęli brać kiełbaski, które nabijali na długie patyki i zaczęli smażyć. Jakiś chłopak przyniósł ze sobą gitarę i zaczął grać. Dziewczyny siedzące obok niego postanowiły zaśpiewać i przy ognisku zrobiło się dosyć wesoło i głośno. Ta ekipa lubiła się bawić.
- Hej Vic, może ty nam coś zagrasz? - chłopak zapytał Vica, a ten spojrzał na niego chłodno.- W liceum grałeś, nadal bawisz się w te serenady dla swoich miłości życia?
Chłopak zaśmiał się, a inni mu zawtórowali. Tylko Vicowi nie było do śmiechu, no i mi, bo nie bardzo wiedziałem, o co chodzi.
- Vic, zagraj coś! Jedną z tych twoich piosenek, które napisałeś... Nie wiem, jak one szły... Zapomniałem, nikt nie wie, bo bałeś się je nam zaprezentować na muzyce i uciekłeś z klasy.
Znów wszyscy zaczęli się śmiać, a Vic podniósł się z miejsca i odszedł od ogniska gdzieś wzdłuż plaży. Wstałem z siedzenia i poszedłem do niego. Chwyciłem jego dłoń i odwróciłem w swoją stronę. Oczekiwałem wyjaśnień. Czegokolwiek.
- Nie przejmuj się nimi, to... - zacząłem, ale on uciął mnie swoimi ustami na moich. Och, lubię takie nagłe zwroty akcji. Oddałem pocałunek i zacisnąłem dłonie na jego koszulce. Położyliśmy się na piasku, nadal się od siebie nie odrywając. . Pocałunek był ostry i łapczywy, ledwo starczyło mi powietrza, żeby ciągnąć to dalej. Dłoń Vica powędrowała w okolice mojego krocza, któe następnie ścisnęła, a ja musiałem się od niego oderwać, żeby jęknąć.
- V-Vic! - krzyknąłem, gdy rozpiął mój rozporek i wsunął dłoń do moich bokserek, łapiąc przy tym moją moją męskość i mocno ja ściskając. Zsunął ze mnie moje spodnie, żeby mieć większy dostęp, po czym poruszał dłonią po moim członku, zmuszając mnie do jęków.
- T-tutaj? - sapnąłem, a on pokiwał tylko głową.
Po chwili sam ściągnął z siebie spodnie i chwycił swojego penisa. Zaczął szybko poruszać po nim dłonią, żeby stwardniał.
- Nie wziąłem lubrykanta - powiedział.- Jeśli nie ma boleć, wiesz co robić.
Nie chciałem, żeby mnie bolało, więc nachyliłem się nad nim i zacząłem ssać jego końcówkę, żeby następnie zniżyć się dalej i wziąć go całego do buzi. Prawie całego, bo więcej nie dałem rady. Pokryłem go śliną, tylko i wyłącznie dla własnego dobra. Vic odepchnął mnie od siebie, a ja położyłem się na miękkim piasku. Dłonią rozszerzył moje nogi, nakierował swoje przyrodzenie na moje wejście i jednym zdecydowanym pchnięciem we mnie wszedł. Krzyknąłem bardziej z bólu niż przyjemności, bo w ogóle mnie nie przygotował. Nie dał mi czasu, abym się przyzwyczaił. Ułożył dłonie na moich biodrach i szybko się we mnie poruszał. Po jakimś czasie ból zaczął ustępować przyjemności. Vic jęknął głośno i nachylił się nade mną, żeby mocno mnie pocałować. Nie trwało to długo, bo przerwał go mój jęk.
- Viiiiiiiic! B-Boże, huh, t-tak!
Usta Vica przeniosły się na moją szyję, którą zaczął kąsać. Może trochę za mocno to robił, bo zaczęła mnie piec, a ja syknąłem z bólu.
- M-mocniej - jęknąłem.
- Mocniej? - Vic uśmiechnął się pod nosem.- Dostaniesz mocniej...
Jego biodra przybrały niesamowicie szybkie i ostre tempo, a ja zaskomlałem głośno. Moje plecy wygięły się w łuk. Położyłem dłonie na piasku i zacząłem zaciskać na nim palce. Chyba już nigdy nie poproszę o "mocniej". Na pewno nie w najbliższym czasie.
- Tak, tak, tak, tak, t-tutaj właśnie tutaj, kurwa mać! - krzyknąłem.
Vic chwycił mojego penisa i poruszył kilka razy nadgarstkiem, nadal trącając we mnie ten czuły punkt. Po chwili mnie puścił i doszedł wewnątrz mnie, głośno przy tym jęcząc. Wyszedł ze mnie, a ja oparłem się na łokciach i spojrzałem na niego ze zdziwieniem.
- A ja? - zapytałem. Vic pochylił się nad moim penisem i za jednym razem objął go całego ustami. Szybko zaczął poruszać głową, a ja wiedziałem, że długo nie wytrzymam. Krzyknąłem krótko i skończyłem w jego ustach. Ten połknął wszystko, wylizał do czysta (Boże, jak to brzmi...- przyp. aut.) i zabrał się za zakładanie swoich spodni. Ja również swoje naciągnąłem i spojrzałem na niego pytająco. Nie wiedziałem, co tak nagle naszło go na szybki seks na plaży. Człowiekowi nie zmienia się humor aż tak szybko, prawda? Usiadł obok mnie na piasku i razem patrzyliśmy na skąpane w czerwieni i różu słońce, które zachodziło za spokojne morze.
- Vic... - zacząłem niepewnie i spojrzałem na niego.- Co się dzieje?
- Muszę cię o coś zapytać - powiedział stanowczo, ignorując moje poprzednie pytanie.- Tylko powiedz mi prawdę i tylko prawdę, dobrze?
- A powiesz mi potem, dlaczego tak dziwnie się zachowujesz?
- To się z tym łączy.
- Dobra - skinąłem głową.- Pytaj.
Vic wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie poważnie. Ten wzrok oznaczał, że nie będzie tolerował kłamstw i chce usłyszeć to, co będzie go satysfakcjonowało.
- Spotkałem się dzisiaj z Clarą, bo koniecznie chciała mi coś powiedzieć - zaczął, a ja zmarszczyłem brwi, nie wiedząc dokąd dąży.- Rozmawialiśmy o tym telefonie, który dostała z informacją, że niby ją zdradzam. Clara powiedziała mi, że wie, kto do niej zadzwonił. Powiedziała, że to byłeś ty.
Rozchyliłem nieco wargi i uniosłem brwi. Cholera, jak mam się teraz niby zachować? Nie chciałem kłamać, ale musiałem uratować własną skórę. Byłem strasznie zdezorientowany i po prostu nie wiedziałem, co miałem robić.
- S-skąd może wiedzieć, że to niby ja, skoro nigdy tak naprawdę mnie nie słyszała? - zapytałem cicho, podciągając kolana pod brodę, na których oparłem podbródek. Objąłem je ramionami i zamknąłem oczy.
- Mówiła, że gdy rano wyszedłeś na plażę, spotkała cię i rozmawialiście.
- To bardziej ona gadała.
- Kellin, spójrz na mnie - powiedział stanowczo, a ja zacisnąłem usta w cienką linię i zmusiłem się do spojrzenia na chłopaka.- To ty zadzwoniłeś do Clary?
Oczekiwał ode mnie prawdy, a ja nie chciałem mu jej dać. To było takie trudne, wybrać między ratowaniem własnej skóry czy może skazaniem się na nieznane. No bo skąd mogłem wiedzieć, jak Vic zareaguje na wiadomość, że to byłem ja? Mówił mi, że mnie kocha. Czy to wiążę się z tym, że mi wybaczy? Czy może wykrzyczy mi w twarz, że zachowałem się jak palant i nie będzie chciał mnie znać? Denerwowałem się, bo nie chciałem znajdować się na straconej pozycji. Vic mnie zmienił. Nie chciałem go okłamywać, bo źle bym się z tym czuł. Zresztą, teraz też źle się czułem. Fizycznie i psychicznie.
- Kelin?
- Tak - powiedziałem.- Tak, to byłem ja, Ale pomyśl, Vic... - zacząłem, ale on wstał z piasku i powoli zaczął iść w stronę ogniska.
- Nie chcę cię słuchać.
- Gdybym tego nie zrobił, nie bylibyśmy razem, Vic, proszę...
- Może to i lepiej.
- Vic, proszę cię - załkałem, po czym dogoniłem go i chwyciłem za rękę, żeby się zatrzymał i odwrócił w moją stronę.- Zależy mi na tobie...
- Zależy? - Vic uniósł brew w górę.- I dlatego spieprzyłeś mój roczny związek?
- Wtedy nie byliśmy jeszcze parą, ale teraz to co innego. Gdybym tego nie zrobił, nadal męczyłbyś się z Clarą, gdy ta naprawdę wolałeś mężczyzn.
- Pieprzysz głupoty - warknął.- W ogóle mogłeś nie wpierdalać się w nie swoje sprawy. czy ktoś cię prosił o to, żebyś do niej dzwonił i nagadał jej o mnie jakichś bzdur? Nikt cię kurwa nie prosił! Nikt ci nie kazał wpieprzać się do mojego życia! - krzyknął, a ja opuściłem głowę jak zranione dziecko, w którym rzeczywiście byłem. Pozwoliłem łzom płynąć z moich oczu i nawet nie próbowałem ich ukryć. Z jego ust, które opuszczały niegdyś piękne słowa, płynęły teraz zdania nienawiści, a na dodatek był kierowane do mnie. Czy czułem się zraniony? Tak, ale wiedziałem, że mogłem sam się za to winić. To była moja wina. Sam sobie wszystko spieprzyłem.
- A ja się tobą zająłem - wyszeptał Vic. Jego głos się załamał i mogłem stwierdzić, że też zaczął płakać.- Dałem ci dach nad głową. Zależało mi na tobie. Nigdy bym nie pomyślał, że mogłeś zrobić mi takie świństwo.
- Gdybym nie zrobił, nigdy byś się nie dowiedział, czy ci na mnie zależało, czy nie...
- Zraniłeś mnie, Kelin, cholernie mocno.
- To po kiego chuja właśnie przeleciałeś mnie na tym jebanym piasku, gdy o wszystkim wiedziałeś? - zebrałem się w sobie i krzyknąłem.
- Bo musiałem się wyżyć, przez ten telefon i przez tych idiotów z liceum! - wrzasnął, aż odskoczyłem nieco do tyłu.
- Czyli teraz jestem zabawką do odreagowywania? Super! I gdzie podziały się te pierdolone "kocham cię, Kells", "dziękuję, że jesteś, skarbie", "coś wymyślimy, żebyśmy mogli być razem"? Gówno to wszystko znaczyło! - wykrzyczałem przez łzy.- Gdybyś mnie kochał, powiedziałbyś mi, że nic się nie stało. Że dobrze, że to zrobiłem, bo dzięki temu mogliśmy być razem. Ale nie. Najwyraźniej wolisz ją ode mnie - mój krzyk zamienił się w szept.
Vic zacisnął usta w cienką linię. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie potrafił się na nic zmusić. Powoli odwrócił się do mnie plecami i zaczął iść w drugą stronę, z dala od ogniska i domu. A ja rozbeczałem się jak dziecko. Z wodospadami łez wypływającymi z moich oczu, pobiegłem w stronę domu, mijając przy tym grupę przy ognisku, która zaczęła za mną wołać, bo chyba słyszeli naszą kłótnię. Wbiegłem do domy, następnie na piętro i do sypialni. Zacząłem wrzucać do torby wszystkie swoje rzeczy, które znajdowały się poza nią. Wszedłem jeszcze do łazienki, żeby zobaczyć, czy są tam jakieś moje rzeczy, a gdy upewniłem się, że wszystko miałem, chwyciłem swoje walizki i pokracznie zacząłem schodzić z nimi po schodach. Szybkim krokiem wyszedłem z domu i zacząłem iść do turystycznej części Cancun. Mogłem wziąć taksówkę, oczywiście, ale czy miałem przy sobie meksykańską walutę? Mogłem tylko pomarzyć. Robiło się ciemno, aż w końcu zapadł zmrok i drogę oświetlały jedynie uliczne lampy. Nie wiedziałem jak długo szedłem, ale zaczynało mi się robić słabo. W końcu zobaczyłem hotel i przełknąłem głośno ślinę. Musiałem zmierzyć się ze swoim własnym strachem. Musiałem zmierzyć się ze swoim ojcem. Wszedłem do hotelu i od razu podszedłem do windy, którą przywołałem. gdy przyjechała, wsiadłem do niej i nacisnąłem guzik z dziewiątką. Pojechałem w górę. Gdy zobaczyłem znajome drzwi od apartamentu, westchnąłem głośno i mocno w nie zapukałem. Otworzył mi ojciec, który uniósł brwi w górę, gdy zobaczył moją zapłakaną twarz.
- Miałeś wrócić dopiero jutro - stwierdził, robiąc mi miejsce w drzwiach, abym mógł wejść do środka.
- Zmiana planów - wyszeptałem. Z salonu wychyliła się mama, która, gdy mnie zobaczyła, podbiegła do mnie i mocno mnie do siebie przytuliła.
- Kellin, mój synek, tak się martwiłam, cały czas się martwiłam...
- Dlaczego przyszedłeś wcześniej? - zagrzmiał ojciec, a ja spojrzałem na niego podpuchniętymi oczami i otarłem łzy z policzków.
- Bo chcę jak najszybciej wrócić do domu.

13 komentarzy:

  1. Boże popłakałam się :( Oby wszystko się ułożyło... Czekam na kolejny rozdział
    @k_ola_k

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja pierdziele, jestem głupia i też się poplakalam XD
    Kurcze, fajnie by było gdyby w tym ostatnim rozdziale się zeszli i taki hepi endzik :")
    Czekam na ten ostatni rozdział z utęsknieniem <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże popłakałam sie.To chyba największy smut jaki napisałaś:(.Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału./Super hiroł

    OdpowiedzUsuń
  4. Dżogurt jak możesz mi to robić, ja teraz ryczę :(( To był tak wielki smut..Vic zachowywał się jak nie on :( Dodasz dzisiaj 15? :3 // @blush244

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko boska! O nie o nie o nie! ja rycze lol....DLACZEGO??!! Aaaaa!?

    OdpowiedzUsuń
  6. O KURWA ALE SIĘ POROBIŁO.
    NO NIEŹLE, A SWOJĄ DROGĄ TO VIC JEST CHUJEM.
    @l0stinmistake

    OdpowiedzUsuń
  7. omg omg taka akcja, tak czułam, że tak będzie, to nie mogło się dobrze skończyć :< agwjkasfguadg czekam na następny :'3

    OdpowiedzUsuń
  8. JA PIERDOLE CO ZA EMOŁSZYNS. SIE WSZYSTKO POPSUŁO :'( BIEDNY KELLEN, BIEDNY VIKTUR. ~MISIA

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja napiszę inaczej niż wszyscy - KELLIN SOBIE ZASŁUŻYŁ, JEŁOP!
    Ale i tak mam nadzieję, że się ułoży ;-;

    OdpowiedzUsuń
  10. Skoro jeden odcinek do konca.. Wyjedzie i albo ich pogodzisz, albo nie. Vic moze nie zdazyc przeprosic.. Lepiej napisz ciag dalszy tego opowiadania. Wczoraj skonczylam czytac jedno i tez sie zakonczylo rozstaniem, moje nerwy tego nie zniosa xd Musisz koniecznie napisac ciag dalszy.
    A ta Clara to niech spieprza, skoro go nie kochala to nie ma czego tu szukac. Vic juz nie jest tym samym Victorem, nie ma czego tutaj szukac. Niech wraca do tej europy czy gdzie ona tam byla.

    Lynn

    OdpowiedzUsuń
  11. Myślałam, że tylko ja taki dziwak, że się poryczałam x.x Już się nie mogę doczekać 15 i kontynuacji *.* /MrsMetalowa

    OdpowiedzUsuń
  12. tez sie poryczalam. kurwa. co ten fanfik ze mna robi..

    OdpowiedzUsuń