Ach, no i. Smut. Bo obiecałam.
__________________________
Zadomowiłem się u Vica już na dobre. Nie rozpakowywałem się za bardzo, bo wiedziałem, że za nieco ponad tydzień będę musiał opuścić to miejsce, ale gdzieniegdzie leżały moje klamoty. Mike nie miał nic przeciwko, żebym mieszkał razem z nimi. Był naprawdę w porządku. Czasem tylko spraszał do siebie jakieś dziewczyny, ale to nie był wielki problem, bo wtedy wychodziłem razem z Victorem na spacer lub żeby coś zjeść we dwoje. Nie dostawałem żadnego znaku od mojej rodziny, jeśli mogę tak nazywać tych ludzi, którzy się mnie wyrzekli. Czasami widziałem ich z daleka, w restauracji, na basenie czy nad morzem, ale nie miałem zamiaru się im przypominać, więc korzystałem z wakacji samotnie. No i z Victorem. Ten człowiek był w stanie zrobić dla mnie dosłownie wszystko. Zachowywał się, jakbyśmy znali się już dłuższy czas. Nie zasługiwałem na to wszystko. Raz nawet, gdy odkrył, że w cieście, które sobie nałożyłem na talerz, były kawałki migdałów, na które byłem uczulony, pobiegł do kuchni i poprosił cukiernika, żeby następnym razem nie dodawał migdałów. Naprawdę na to nie zasługiwałem. Po trzech dniach od wielkiej awantury nic nie uległo większym zmianom. Aż do po południa, gdy byliśmy sami w pokoju i postanowiliśmy to wykorzystać.
Siedziałem na Vicu i poruszałem się w górę i w dół. Moje dłonie spoczywały na jego klatce piersiowej, którą drapałem przy każdym mocniejszym pchnięciu. Mimo że wszystko kontrolowałem, Vic i tak postanowił mi trochę pomóc i chwyciwszy moje biodra, zaczął poruszać swoimi w górę, aby jeszcze bardziej się we mnie wepchnąć. Gdy zaczął trącać moją prostatę, a ja wydałem z siebie głośny krzyk, w pokoju rozległo się pukanie do drzwi. Spojrzeliśmy na siebie, a Vic machnął ręką, dając mi znać, że mogę poruszać się dalej. Po kilku moich ruchasz znowu ktoś zaczął dobijać się do drzwi.
- Victor, abri la puerta!
Vic przeklął siarczyście pod nosem i ściągnął mnie z siebie, a ja tylko patrzyłem, jak szybko schodzi z łóżka i sięga po swoje ubrania.
- Weź swoje rzeczy i do łazienki, okej? - spojrzał na mnie, a mi przypomniało się, gdy sam mówiłem tak do chłopaków, których pieprzyłem. Zszedłem z łóżka, a pukanie do drzwi stało się coraz bardziej donośne. Szybko chwyciłem swoje rzeczy i wszedłem do łazienki.
- Ya voy! - usłyszałem krzyk Vica i dźwięk otwieranych drzwi.- Papa?
Wiedziałem, że rozmowa będzie odbywać się po hiszpańsku, więc nie miałem co podsłuchiwać. Powoli się ubrałem, słuchając ożywionej latynoskiej rozmowy po drugiej stronie drzwi. Była to bardzo głośna konwersacja, nieraz przechodziła w krzyk, przez co czasem podskakiwałem w miejscu. Nie miałem pojęcia, o czym rozmawiali, ale mogłem wywnioskować, że to nie była najmilsza rozmowa. Po chwili drzwi otworzyły się, a ja spojrzałem na niskiego mężczyznę z czarnymi włosami, przeplatanymi siwymi kosmykami. Miał czarno-siwe wąsy, brązowe oczy oraz twarz ozdobioną kilkoma zmarszczkami. Był elegancki, trzeba to przyznać. Za nim stał Vic, z gniewem i strachem wymalowanym na twarzy. Obaj na mnie patrzyli, a ja mogłem się tylko domyślać, co zaraz zajdzie. Trochę się bałem, więc zacząłem szukać jakiejś rady w oczach Vica, ale ten tylko zacisnął usta w cienką linię. Jego ojciec podszedł do mnie i wyciągnął dłoń w moją stronę. Ścisnąłem ją z nieco zdezorientowanym wyrazem twarzy i zmarszczyłem brwi.
- Victor Fuentes Senior, zarządca hotelu, ojciec Vica - przedstawił się oficjalnie.
Senior? Vic nigdy mi nie mówił, że jest Victorem Juniorem.
- Kellin Quinn Bostwick - odparłem, bo przecież wypadało, prawda?
- Czy rodzina Bostwick nie wynajmuje apartamentu na dziewiątym piętrze?
- Tato... - Vic próbował wtrącić się do rozmowy, ale jego ojciec uciszył go ruchem dłoni. Czekał na moją odpowiedź. Niestety, byłem w centrum zainteresowania.
- Tak - powiedziałem jedynie, nie chcąc wnikać w szczegóły.
- Więc dlaczego rezydujesz w pokoju dla personelu, w pokoju mich synów, a nie w wynajętym przez twoją rodzinę apartamencie?
- Tato, już ci mówiłem...
- SILENCIO VICTOR, POR FAVOR!
Vic zamknął usta i opuścił nieco głowę, jak małe dziecko, które dostało reprymendę od rodzica. Pan Fuentes rozmawiał ze mną, a ja nie mogłem wydusić z siebie ani jednego słowa. Rozumiałem, że zarządzał tym hotelem, ale nie chciałem mu mówić, dlaczego spałem tutaj z jego synem (dosłownie), a nie ze swoją rodziną w innym skrzydle hotelu. Patrzył na mnie cierpliwie, oczekując mojej odpowiedzi.
- Ja...- zacząłem niepewnie.- Miałem sprzeczkę z rodzicami, dosyć poważną, mój ojciec, tak jakby... Wyrzucił mnie z apartamentu... A Vic mnie do siebie wziął i pozwolił mi tu nocować - wyjaśniłem pokrótce i miałem nadzieję, że taka odpowiedź go usatysfakcjonuje, bo nie chciałem mówić więcej.
- Słyszałem od twojego, wcześniej wymienionego, ojca, że mój syn - spojrzał na Vica, który uniósł głowę - wtargnął do apartamentu i napadł na niego, łamiąc mu przy tym nos i raniąc twarz. Czy to prawda?
Spojrzałem asekuracyjnie na Vica. Mogłem skłamać, ale jeśli Vic wcześniej powiedział, że to była prawda, to nie miało większego sensu. Dlatego czekałem na jakiś sygnał, co mam powiedzieć. On jedynie skinął głową i dla mnie wszystko było już jasne.
- Tak - wyszeptałem, a pan Fuentes skinął ze zrozumieniem głową, po czym odwrócił się w stronę swojego syna.- Będę mówił po angielsku, żeby twój przyjaciel mnie zrozumiał. Zawiodłem się na tobie. Tyle razy ci mówiłem, żebyś nie wtrącał się w nie swoje sprawy, ale ty oczywiście wiesz lepiej.
- Jestem już dorosły, więc...
- A ja nadal jestem twoim ojcem i, jakby nie patrzeć, przełożonym. Nie będę tolerował takiego zachowania wśród personelu, a tym bardziej u mojego najstarszego syna. Myślałem, że to Michael jest tym nierozgarniętym z braci.
Vic ponownie spuścił wzrok i zaczął bawić się swoimi palcami. Denerwował się, widziałem to po nim. Ja też byłem zestresowany. Cholernie.
- Dlatego, Victorze, z przykrością muszę cię poinformować, że twoja przygoda w tym hotelu dobiegła końca.
- Chyba nie wrócisz do Meksyku (chodzi o stolicę państwa, nie myślcie, że się pomyliłam, czy coś - przyp. aut.), prawda? - zapytałem zdenerwowany.
Siedziałem na łóżku, palce wplotłem w swoje włosy i myślałem nad tym, co się wydarzyło. Vic został zwolniony przez własnego ojca, co wiązało się z tym, że nie miał prawa mieszkać w skrzydle dla personelu. I teraz jestem ja. Teraz też nie mam gdzie mieszkać. Nie miałem zamiaru wrócić do apartamentu i udawać, że jestem heteroseksualny. Miałem nadzieję, że Vic ma w Cancun jakieś lokum, w którym mógłby mnie przetrzymać przez ten tydzień. Potrzebowałem dachu nad głową, tylko tyle.
- Nie mam czego tam szukać do rozpoczęcia roku akademickiego - mruknął, pakując swoje rzeczy do torby. Podszedł do szafy, z której wyciągnął kilka ostatnich przedmiotów i rzucił je na samą górę torby. Zapiął ją, po czym westchnął głośno i spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach. Wiedziałem, że zależało mu na tej pracy, dlatego było mi go żal.
- I co teraz? - wyszeptałem, a on usiadł obok mnie i mocno do siebie przytulił.
- Nie zostawię cię samego - odpowiedział cicho.- Nie zostawię cię z nimi. Jeśli chcesz, możesz nadal tu mieszkać, Mike na pewno...
- Nie chcę mieszkać z Mike'em, chcę mieszkać z tobą... Weź mnie ze sobą, Vic, proszę cię... - załamał mi się głos i schowałem twarz w jego klatkę piersiową. On zaczął gładzić moje włosy i westchnął głośno.
- Więc muszę zadzwonić do mamy, czy zgodzi się na dwóch nowych lokatorów - powiedział, a ja uśmiechnąłem się z ulgą. Nie zostanę sam, nadal z nim będę i to się liczyło. Vic wyciągnął telefon z kieszeni i po chwili przyłożył go do ucha.- Hola mama... Tengu una pregunta pocita... Si... No, no... Mama, puedo?... Tu sabes, si... Gracias... Y tengo, umm... Novio... Y el puede vivir con nosotros por una semana?... Solo por la semana, mama... Te pido, mama... Si?... Claro mama, claro que si!... Te prometo, mama! Te quiero. Hasta luego!
Vic z uśmiechem odłożył telefon na bok i spojrzał na mnie wesoło. Uniosłem głowę i czekałem na relację z jego rozmowy, jako że zrozumiałem tylko "hola mama", "gracias" i "hasta luego".
- Zgodziła się - powiedział szczęśliwy i lekko musnął moje usta.- Tylko że...
- No, gdzie jest haczyk?
- Powiedziałem jej, że jesteś moim chłopakiem, żeby szybciej się zgodziła.
Staliśmy przed małym domkiem przy plaży w nieturystycznej części Cancun. Był otoczony palmami, zielonymi krzewami i kolorowymi kwiatami. Sprawiał wrażenie przytulnego. Trzymałem jedną ze swoich walizek, drugą miał Vic, którą swoją torbę powiesił na ramieniu. Trzymaliśmy się za ręce- na wszelki wypadek, gdyby jego mama czatowała w oknie i nas wypatrywała. Ja spojrzałem na niego, a on na mnie. Uśmiechnęliśmy się do siebie pokrzepiająco.
- To co... Idziemy zmierzyć się z mamą Fuentes, co? - odezwał się, a ja mocniej ścisnąłem jego dłoń.- Nie martw się. Jest o wiele przyjemniejsza niż papa. Łatwiej się z nią dogadać, niż z nim. Pamiętaj, udawaj, że jesteśmy parą, bo inaczej nas wyrzuci.
- Dlaczego miałaby nas wyrzucić?
- Woli, gdy do domu przyprowadzam potencjalnych nowych członków rodziny, niż przyjaciół, z którymi wie, że się nie zwiążę.
- Vic, czy ty...
- HOLA HIJO!
Spojrzeliśmy na wejście do domku, w którym stała niska i uśmiechnięta kobieta, o krótkich jasnych włosach, z fartuchem zawiązanym w talii i szmatką w dłoni. Wyglądała jak typowa, zadbana i wesoła gospodyni domowa, tylko że daleko było jej do Meksykanki. Wolałem w to jednak nie wnikać. Podbiegła do nas i wyściskała najpierw Vica, przez co prawie się udusił, a następnie mnie, jakbyśmy znali się od wielu lat. Rzeczywiście, była bardzo przyjazną osobą i łatwo będzie się z nią dogadać.
- Entrad, entrad... - zaczęła mówić, poganiając nas szmatką, ale Vic jej przerwał.
- Ingles mama, por favor, Kellin es estadounidense.
- Oooo - kobieta uśmiechnęła się szeroko.- Amerykanin, no proszę, hijo, gusta ci się pozmieniały... Vivian Fuentes, miło mi cię poznać, Kellin, tak?
- Tak, Kellin, Kellin Bostwick - skinąłem głową.
Vivian zaprowadziła nas do środka. Z zewnątrz dom wyglądał niepozornie, ale gdy weszło się do środka, można było odczuć jego prawdziwy rozmiar. Nie był tak duży jak mój, w Detroit, ale wystarczający i zarazem przytulny, czego nie można było powiedzieć o moim. Z tego miejsca aż biło rodzinne ciepło.
- Będziecie spać w tym samym pokoju, czy może...
- W ty samym, zmieścimy się przecież na moim łóżku - powiedział Vic, a Vivian pokiwała głową. Weszliśmy schodami na piętro, ciągnąc za nami nasz bagaż. Po chwili stanęliśmy przed drewnianymi drzwiami, które otworzył Vic. Weszliśmy do środka i uśmiechnąłem się lekko. Pokój nastolatka. Na biurku bałagan, łóżko niepościelone, na ścianach plakaty zespołów i drużyn piłkarskich.
- Niczego nie ruszałaś, bardzo dobrze - Vic uśmiechnął się do mamy i pocałował ją w policzek.
- Wiedziałam, że pewnie byś się wściekł, gdybym zaczęła sprzątać. Ale pozwól mi chociaż zmienić pościel, proszę cię.
Vic skinął głową, a Vivian podeszła do łóżka i wzięła z niego poduszkę, kołdrę i prześcieradło.
- Rozpakujcie się i za piętnaście minut chcę was widzieć w kuchni na kolacji - powiedziała, idąc w stronę drzwi.- Adiós, chicos.
Po chwili zniknęła z pola naszego widzenia, a Vic zamknął za nią drzwi. Ja natomiast zacząłem rozglądać się po pokoju.
- Nie byłem tu od czasu, gdy wyjechałem na studia - powiedział, podchodząc do mnie od tyłu i obejmując mnie w pasie.- Miło znów tutaj być.
- Nie odwiedzałeś swojej rodziny od tego czasu? - zapytałem, chwytając jego dłonie spoczywające na moim brzuchu.- To przecież kupa czasu, zaczynasz ostatni rok.
- To raczej oni przyjeżdżali do mnie - odparł.- Do Cancun wróciłem dopiero w te wakacje, do pracy, którą straciłem. Ale to nieważne. Ważne jest to, że jesteś bezpieczny i twój zidiociały ojciec nic ci nie zrobi. To się liczy.
- Tylko przez ten tydzień... - mruknąłem i wtedy to we mnie uderzyło. Będę z Victorem jeszcze tylko tydzień, a potem będę musiał polecieć do domu. Vic zostanie w Meksyku, a ja będę musiał użerać się z moją homofobiczną rodziną. Nie chcę, żeby ten czas szybko zleciał. W ogóle nie chcę, żeby ten tydzień minął.- Twój ojciec mieszka tutaj, czy w hotelu? - zapytałem, gdy wyrwałem się ze swoich rozmyślań, wychodząc z objęć Vica i obracając się do niego.
- Mieszka tutaj, mama nie wytrzymałaby sama, jest zbyt towarzyską osobą. Przychodzi wieczorem. Zawsze jest pod telefonem.
Zaczęliśmy się rozpakowywać, a raczej Vic to robił, bo ja wiedziałem, że w moim przypadku to by było bez sensu. Po piętnastu minutach zeszliśmy po schodach do kuchni, gdzie krzątała się Vivian.
- No, nareszcie, siadać przy stole, zaraz dam wam quesadillas, siadać, siadać! - powiedziała, a my usiedliśmy obok siebie przy nakrytym już stole. Vivian położyła na nim dwa dzbanki, z sokiem pomarańczowym i wodą, a po chwili również półmisek z quesadillas i miseczki z salsą. Każdy nałożył trochę na mały talerz, nalał czegoś do picia do szklanki i w ciszy zaczęliśmy jeść. Przez kilka minut było słychać jedynie przeżuwanie i połykanie jedzenia, aż w końcu wszystko ucichło. Koniec jedzenia. Vivian siedziała naprzeciwko nas i wpatrywała się to we mnie, to w Vica. Chyba nadszedł czas na rozmowę.
- Jak się poznaliście? - zapytała, a Vic chwycił moją rękę pod stołem i lekko ją ścisnął, dając mi przy tym znać, że on coś wymyśli.
- Poznaliśmy się, gdy Kellin był na wycieczce w Meksyku, jeszcze podczas roku akademickiego - zaczął, a ja uniosłem nieco brwi w górę. Był niezłym kłamcą.- Zaprzyjaźniliśmy się, ale Kellin musiał wracać do Stanów. Dwa tygodnie temu przyleciał do Cancun na wakacje i od tego czasu jesteśmy razem.
Dobra historia, będę musiał ją zapamiętać.
- Więc dlaczego nie spędza wakacji z familią w hotelu, tylko z tobą w twoim rodzinnym domu?
- Jego rodzina jest dosyć specyficzna, pokłócili się, wyrzucili go z apartamentu, więc go przygarnąłem. No i później już wiesz, co się stało.
- Tak, wiem - Vivian pokiwała głową.- Victorze, naprawdę nie możesz łamać nosów gościom hotelowym, tym bardziej, gdy jesteś pracownikiem...
- Miałem powód... - mruknął mocniej ściskając moją dłoń.
- Komu złamałeś ten nos?
- Mojemu ojcu - odezwałem się w końcu, a piwne oczy Vivian spoczęły na mnie.
- Dlaczego? Victorze, to nie jest dobry start poznawania rodziny swojego chłopaka!
- Zasłużył na to... - warknął Vic, a ja zacząłem kciukiem gładzić jego dłoń, żeby się uspokoił.
- Nikt nie zasługuje na to, żeby łamać mu nos! - ton głosu Vivian stał się donośniejszy i już na pewno nie tak przyjazny jak wcześniej.
- To nie moja wina, że nie akceptuje swojego syna, bo jest gejem i wyzywa go od najgorszych! Ty nie wiesz co się tam działo, mama. Kellin pewnie stałby się kaleką, gdyby nadal z nim mieszkał.
Vivian ponownie spojrzała na mnie, a ja westchnąłem i po prostu pokiwałem głową.
- Mój ojciec jest po prostu...- zacząłem niepewnie i cicho.- Jest homofobem, nie oszukujmy się. I gdy dowiedział się, że jestem gejem, puściły mu nerwy i tak jakby... Wyrzekł się mnie.
Vivian westchnęła głośno i jej wyraz twarzy złagodniał. Wstała z krzesła, podeszła do mnie od tyłu i mocno mnie przytuliła, oplatając swoje ręce wokół mojej szyi. Pochyliła się nade mną i pocałowała czubek mojej głowy.
- Przykro mi, chico, tak bardzo mi przykro - powiedziała cicho.- Pamiętaj, idź przez życie z podniesioną głową. Bądź sobą, nikogo nie udawaj.
Wypuściła mnie ze swoich objęć, po czym położyła dłoń na ramieniu swojego syna.
- Wiesz co, Victorze, jednak dobrze zrobiłeś, że złamałeś mu ten nos.
Vivian była cholernie miłą osobą. Dała nam czystą pościel i ręczniki, na noc przygotowała nam jakieś meksykańskie ciasteczka i oczywiście ze śmiechem powiedziała, że nie będzie tolerować głośnego seksu pod tym dachem. O cichym nic nie mówiła. Siedzieliśmy na kanapie, oglądając meksykańską telewizję. Nic z tego nie rozumiałem, dlatego położyłem głowę na udach Vica i gapiłem się w telewizor jak głupi. Vivian poszła do sypialni, twierdząc, że zrobiło się już późno i tam poczeka na swojego męża. Zostawiła nas samych, co zupełnie nam odpowiadało.
- Mógłbyś mi chociaż tłumaczyć... - mruknąłem.
- Mogłeś nauczyć się hiszpańskiego.
- Viiiiiiiiiiiiiiic - jęknąłem, podniosłem się i usiadłem mu na kolanach, zasłaniając mu przy tym telewizor. Vic z niezadowoleniem mruknął coś pod nosem.
- Masz jakiś interes? - zapytał, unosząc brew w górę i uśmiechając się szelmowsko.
- Może i mam - wyszeptałem i nachyliłem się nad nim, żeby złożyć na jego ustach długi pocałunek. Vic zaczął poruszać swoimi wargami, dłonie ułożył na mojej talii. Błądziły po moim ciele, a ja wydałem z siebie cichy jęk. Vic zagryzł moją dolną wargę i spojrzał mi w oczy. Wiedziałem, co oznaczało to spojrzenie. Dokończenie tego, co przerwał nam jego ojciec jeszcze w hotelowym pokoju. Wyrwałem wargę z jego zębów, co było złym pomysłem, bo zaczęła mnie boleć.
- Tutaj? - wyszeptałem.
- Czemu nie. Kells, ściągaj koszu...
- Nic w tym salonie nie będzie ściągane - rozległ się znany już mi głos. Obaj spojrzeliśmy w stronę wejścia do salony, w którym stał ojciec Vica.
- Papaaaaaa - Vic jęknął i odchylił głowę do tyłu.- Zawsze nam przerywasz!
- O wybacz mi, że wróciłem do domu! - pan Fuentes przewrócił teatralnie oczami.- Nie siedźcie długi. A jak już chcecie coś ze sobą robić, to do pokoju, a nie tutaj.
Po godzinach pan Fuentes wydawał się o wiele przyjemniejszy. W ogóle nie dało się odczuć, że dzisiaj wyrzucił swojego syna z pracy i właśnie zobaczył, jak całował się i proponował seks synowi jego klienta. Ta rodzina chyba nie skończy mnie zaskakiwać.
- Chodź - powiedziałem, schodząc z kolan Vica i chwytając go za rękę. Wstał z kanapy i razem poszliśmy do jego sypialni, gdzie niemal od razu się do siebie, jakby to odpowiednio nazwać, przyssaliśmy.
- Co... powiesz na... Wspólny prysznic? - wymruczał pomiędzy pocałunkami, a ja pokiwałem głową. Szybko przemknęliśmy do łazienki, żeby nie zachowywać się zbyt głośno i nie zwrócić na siebie uwagi. Gdy znaleźliśmy się w łazience, Vic szybko zamknął drzwi na klucz i ściągnął z siebie koszulkę, która wylądowała na podłodze. Po chwili moja podzieliła jej los. Wpiłem się w jego wargi i zacząłem majstrować przy jego rozporku. Rozpiąłem zamek i zsunąłem z niego spodnie. On odrzucił je na bok i sam ściągnął ze mnie moje rurki. Równie szybko pozbyliśmy się swoich bokserek. Weszliśmy do obszernej kabiny prysznicowej i Vic odkręcił kurki. Strumień ciepłej, przyjemnej wody oblał nasze nagie ciała. Chwyciłem jego przyrodzenie i zacząłem w szybkim tempie poruszać po nim dłonią. Vic zamruczał z przyjemności i lekko musnął moje usta, po czym chwycił moje ramię, które popchnął nieco w dół, żebym zszedł na kolana, dając mi przy tym do zrozumienia, co mam zrobić. Gdy byłem już na klęczkach, jeszcze kilka razy poruszyłem po nim dłonią, po czym polizałem do od nasady po samą końcówkę, którą następnie zacząłem ssać. Jego najwyraźniej to nie wystarczyło i chwycił moje mokre już włosy, po czym nakierował moją głowę w dół. Zrobił to trochę za mocno i szybko, i o wiele za daleko, przez co trochę się zakrztusiłem, ale zacząłem poruszać głową w odpowiadającym mu rytmie. Łazienkę wypełniły jęki Vica i jego siarczyste przekleństwa, czasem po angielsku, czasem po hiszpańsku. W końcu mnie od siebie odciągnął, bo nie chciał skończyć za szybko. Wyprostowałem się, a on wpił się w moje usta, dłońmi błądząc po moim ciele. Jego wargi zjechały niżej, na moją żuchwę i szyję, która była moim czułym punktem, dlatego przeciągle jęknąłem. Vic chwycił moją męskość i poruszył kilka razy nadgarstkiem, po czym ją puścił i kolanem rozszerzył nieco moje nogi. Palcem zaczął okrążać moje wejście, aż w końcu wsunął go we mnie i wolno nim poruszał. Nie miał przy sobie lubrykanta, musiał zadowolić się jedynie wodą. Chwyciłem go jedną ręką, wokół szyi, gdy wsunął we mnie kolejny palec, a po chwili jeszcze kolejny. Zginał je, zdecydowanie nimi poruszał, żeby jak najlepiej mnie przygotować. Mój oddech stał się szybki i przerywany. W końcu wyciągnął ze mnie palce i lekko pocałował.
- Wskakuj na mnie - mruknął, a ja dosłownie na niego skoczyłem.
Nogami oplotłem go w pasie, rękoma szyję, a on przygwoździł mnie do ściany. Jedną ręką trzymał moje uda, drugą nakierował swojego penisa, żeby móc we mnie wejść. Przy jednym ruchu bioder był już we mnie, a ja przeciągle jęknąłem, zamykając oczy i opierając tył głowy o zimną kafelkową ścianę prysznica. Vic chwycił moje drugie biodro i dał mi nieco ochłonąć, po czym zaczął powoli poruszać się w moim wnętrzu. Na początku, jak zwykle, bolało, ale po jakimś czasie ból musiał ustąpić przyjemności. Vic podkręcił tempo i natarczywie wpił się w moje usta. Nie mogłem przeciągnąć pocałunku, gdyż moje usta opuszczały głośne jęki i krzyki. Moje dłonie przeniosły się na silne ramiona chłopaka, które chwyciłem. Po chwili Vic szybko ze mnie wyszedł i uśmiechnął się słodko.
- Eeeeej! - jęknąłem niby to obrażony.
- Odwróć się, skarbie, pochyl i dłonie na ścianie.
Oo, czyli bawił się w takie coś. Zrobiłem, co kazał i wypiąłem się w jego stronę, a on szybkim ruchem we mnie wszedł. Odchyliłem głowę do tyłu i przymknąłem oczy. Chciałem cokolwiek chwycić, ale nie miałem jak. Vic szybko się we mnie wpychał i chwycił moje włosy, które ciągnął przy każdym pchnięciu.
- Boże... Kurwa, K-Kells - wydyszał.- Jesteś t-taki ci-ciasny.
Odpowiedziałem mu głośnym jękiem i zaskomlałem, gdy znów pociągnął mnie za włosy. Tym razem zrobił to mocniej, żebym się wyprostował i oparł się plecami o jego klatkę piersiową. On nie przestawał się poruszać, a ja poczułem, że trąca ten jeden czuły punkt wewnątrz mnie.
- V-Vic! - krzyknąłem i odwróciłem głowę, żeby móc go pocałować. Nasze wargi spotkały się w krótkim pocałunku, który przerwał Vic, głośno jęczący moje imię. Objął mnie ramieniem w talii i byłem mu wdzięczny, że to zrobił, bo miałem wrażenie, że moje nogi zaraz odmówią mi posłuszeństwa.
- V-Vic, zaraz... Zaraz... - wysapałem.
- Wiem, Kells, huh, wiem.
Chwycił moje przyrodzenie i szybko poruszał po nim dłonią, aż w końcu doszedłem na swój brzuch i trochę na ściankę prysznica. Nie musieliśmy się jednak martwić o bałagan, bo woda szybko go zmyła. Wyszedł ze mnie zanim doszedł, odwrócił mnie w swoją stronę i znów popchnął w dół. Oho, niech się tylko tak nie przyzwyczaja... Nakierował swojego penisa do moim ust, a ja szybko zacząłem poruszać głową, patrząc na niego z doły niewinnymi, niebieskimi oczami. Chwyciłem dłonią część, której nie obejmowały moje wargi i nadałem jej to samo tempo, w którym pracowała moja głowa. W końcu Vic jęknął głośno i wystrzelił w moje usta. Trochę spermy spłynęło po mojej brodzie, ale szybko ją otarłem i połknąłem resztę z moim ust. Podniosłem się z klęczek i niemal od razu Vic ujął moją twarz w swoje dłonie i długo mnie pocałował.
- Naprawdę cię lubię - wyszeptał, opierając swoje czoło o moje.- Bardziej niż tylko przyjaciela.
Uśmiechnąłem się na jego słowa.
- Niekomfortowo rozmawia mi się na takie tematy, gdy stoimy nadzy pod prysznicem, a ja właśnie zrobiłem ci laskę i połknąłem - odparłem ze śmiechem, a Vic mi zawtórował.
- Więc skończmy ten prysznic i przenieśmy się do pokoju.
Wzięliśmy ten właściwy prysznic, z łazienki wyszliśmy tylko w ręcznikach i szybko udaliśmy się do pokoju Vica, gdzie przebraliśmy się w nasze nocne zestawy. Weszliśmy do łóżka, przykryliśmy się kołdrą i leżeliśmy w siebie wtuleni.
- Wiesz Kells, tak sobie myślałem... - zaczął niepewnie.- Że po co udawać, że jesteśmy parą, skoro naprawdę możemy nią być?
Spojrzałem na niego, a w mojej głowie kłębiło się tysiące myśli. Ja i związek? Nie nadawałem się do tego. Tylko że to był Vic. Vic był idealny. Jeśli nie on miałby być moim pierwszym chłopakiem, to kto?
- Kellin? - jego głos wyrwał mnie z moich rozmyślać, a ja uśmiechnąłem się do niego i pokiwałem głową.
- Tak - powiedziałem tylko, a po chwili dodałem:- Mam chłopaka studenta-starucha, wow.
Vic zaśmiał się pogodnie i dał mi pstryczka w nos.
- Uważaj sobie, młody - odparł z uśmiechem.- Masz szczęście, ze jesteś taki idealny.
A wcale nie byłem.
____________________
Gdzieniegdzie w hiszpańskich tekstach powinny być akcenty i tak dalej, ale jestem leniem i nie chciało mi się kopiować z tablicy znaków.
- Victor, abri la puerta!
Vic przeklął siarczyście pod nosem i ściągnął mnie z siebie, a ja tylko patrzyłem, jak szybko schodzi z łóżka i sięga po swoje ubrania.
- Weź swoje rzeczy i do łazienki, okej? - spojrzał na mnie, a mi przypomniało się, gdy sam mówiłem tak do chłopaków, których pieprzyłem. Zszedłem z łóżka, a pukanie do drzwi stało się coraz bardziej donośne. Szybko chwyciłem swoje rzeczy i wszedłem do łazienki.
- Ya voy! - usłyszałem krzyk Vica i dźwięk otwieranych drzwi.- Papa?
Wiedziałem, że rozmowa będzie odbywać się po hiszpańsku, więc nie miałem co podsłuchiwać. Powoli się ubrałem, słuchając ożywionej latynoskiej rozmowy po drugiej stronie drzwi. Była to bardzo głośna konwersacja, nieraz przechodziła w krzyk, przez co czasem podskakiwałem w miejscu. Nie miałem pojęcia, o czym rozmawiali, ale mogłem wywnioskować, że to nie była najmilsza rozmowa. Po chwili drzwi otworzyły się, a ja spojrzałem na niskiego mężczyznę z czarnymi włosami, przeplatanymi siwymi kosmykami. Miał czarno-siwe wąsy, brązowe oczy oraz twarz ozdobioną kilkoma zmarszczkami. Był elegancki, trzeba to przyznać. Za nim stał Vic, z gniewem i strachem wymalowanym na twarzy. Obaj na mnie patrzyli, a ja mogłem się tylko domyślać, co zaraz zajdzie. Trochę się bałem, więc zacząłem szukać jakiejś rady w oczach Vica, ale ten tylko zacisnął usta w cienką linię. Jego ojciec podszedł do mnie i wyciągnął dłoń w moją stronę. Ścisnąłem ją z nieco zdezorientowanym wyrazem twarzy i zmarszczyłem brwi.
- Victor Fuentes Senior, zarządca hotelu, ojciec Vica - przedstawił się oficjalnie.
Senior? Vic nigdy mi nie mówił, że jest Victorem Juniorem.
- Kellin Quinn Bostwick - odparłem, bo przecież wypadało, prawda?
- Czy rodzina Bostwick nie wynajmuje apartamentu na dziewiątym piętrze?
- Tato... - Vic próbował wtrącić się do rozmowy, ale jego ojciec uciszył go ruchem dłoni. Czekał na moją odpowiedź. Niestety, byłem w centrum zainteresowania.
- Tak - powiedziałem jedynie, nie chcąc wnikać w szczegóły.
- Więc dlaczego rezydujesz w pokoju dla personelu, w pokoju mich synów, a nie w wynajętym przez twoją rodzinę apartamencie?
- Tato, już ci mówiłem...
- SILENCIO VICTOR, POR FAVOR!
Vic zamknął usta i opuścił nieco głowę, jak małe dziecko, które dostało reprymendę od rodzica. Pan Fuentes rozmawiał ze mną, a ja nie mogłem wydusić z siebie ani jednego słowa. Rozumiałem, że zarządzał tym hotelem, ale nie chciałem mu mówić, dlaczego spałem tutaj z jego synem (dosłownie), a nie ze swoją rodziną w innym skrzydle hotelu. Patrzył na mnie cierpliwie, oczekując mojej odpowiedzi.
- Ja...- zacząłem niepewnie.- Miałem sprzeczkę z rodzicami, dosyć poważną, mój ojciec, tak jakby... Wyrzucił mnie z apartamentu... A Vic mnie do siebie wziął i pozwolił mi tu nocować - wyjaśniłem pokrótce i miałem nadzieję, że taka odpowiedź go usatysfakcjonuje, bo nie chciałem mówić więcej.
- Słyszałem od twojego, wcześniej wymienionego, ojca, że mój syn - spojrzał na Vica, który uniósł głowę - wtargnął do apartamentu i napadł na niego, łamiąc mu przy tym nos i raniąc twarz. Czy to prawda?
Spojrzałem asekuracyjnie na Vica. Mogłem skłamać, ale jeśli Vic wcześniej powiedział, że to była prawda, to nie miało większego sensu. Dlatego czekałem na jakiś sygnał, co mam powiedzieć. On jedynie skinął głową i dla mnie wszystko było już jasne.
- Tak - wyszeptałem, a pan Fuentes skinął ze zrozumieniem głową, po czym odwrócił się w stronę swojego syna.- Będę mówił po angielsku, żeby twój przyjaciel mnie zrozumiał. Zawiodłem się na tobie. Tyle razy ci mówiłem, żebyś nie wtrącał się w nie swoje sprawy, ale ty oczywiście wiesz lepiej.
- Jestem już dorosły, więc...
- A ja nadal jestem twoim ojcem i, jakby nie patrzeć, przełożonym. Nie będę tolerował takiego zachowania wśród personelu, a tym bardziej u mojego najstarszego syna. Myślałem, że to Michael jest tym nierozgarniętym z braci.
Vic ponownie spuścił wzrok i zaczął bawić się swoimi palcami. Denerwował się, widziałem to po nim. Ja też byłem zestresowany. Cholernie.
- Dlatego, Victorze, z przykrością muszę cię poinformować, że twoja przygoda w tym hotelu dobiegła końca.
- Chyba nie wrócisz do Meksyku (chodzi o stolicę państwa, nie myślcie, że się pomyliłam, czy coś - przyp. aut.), prawda? - zapytałem zdenerwowany.
Siedziałem na łóżku, palce wplotłem w swoje włosy i myślałem nad tym, co się wydarzyło. Vic został zwolniony przez własnego ojca, co wiązało się z tym, że nie miał prawa mieszkać w skrzydle dla personelu. I teraz jestem ja. Teraz też nie mam gdzie mieszkać. Nie miałem zamiaru wrócić do apartamentu i udawać, że jestem heteroseksualny. Miałem nadzieję, że Vic ma w Cancun jakieś lokum, w którym mógłby mnie przetrzymać przez ten tydzień. Potrzebowałem dachu nad głową, tylko tyle.
- Nie mam czego tam szukać do rozpoczęcia roku akademickiego - mruknął, pakując swoje rzeczy do torby. Podszedł do szafy, z której wyciągnął kilka ostatnich przedmiotów i rzucił je na samą górę torby. Zapiął ją, po czym westchnął głośno i spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach. Wiedziałem, że zależało mu na tej pracy, dlatego było mi go żal.
- I co teraz? - wyszeptałem, a on usiadł obok mnie i mocno do siebie przytulił.
- Nie zostawię cię samego - odpowiedział cicho.- Nie zostawię cię z nimi. Jeśli chcesz, możesz nadal tu mieszkać, Mike na pewno...
- Nie chcę mieszkać z Mike'em, chcę mieszkać z tobą... Weź mnie ze sobą, Vic, proszę cię... - załamał mi się głos i schowałem twarz w jego klatkę piersiową. On zaczął gładzić moje włosy i westchnął głośno.
- Więc muszę zadzwonić do mamy, czy zgodzi się na dwóch nowych lokatorów - powiedział, a ja uśmiechnąłem się z ulgą. Nie zostanę sam, nadal z nim będę i to się liczyło. Vic wyciągnął telefon z kieszeni i po chwili przyłożył go do ucha.- Hola mama... Tengu una pregunta pocita... Si... No, no... Mama, puedo?... Tu sabes, si... Gracias... Y tengo, umm... Novio... Y el puede vivir con nosotros por una semana?... Solo por la semana, mama... Te pido, mama... Si?... Claro mama, claro que si!... Te prometo, mama! Te quiero. Hasta luego!
Vic z uśmiechem odłożył telefon na bok i spojrzał na mnie wesoło. Uniosłem głowę i czekałem na relację z jego rozmowy, jako że zrozumiałem tylko "hola mama", "gracias" i "hasta luego".
- Zgodziła się - powiedział szczęśliwy i lekko musnął moje usta.- Tylko że...
- No, gdzie jest haczyk?
- Powiedziałem jej, że jesteś moim chłopakiem, żeby szybciej się zgodziła.
Staliśmy przed małym domkiem przy plaży w nieturystycznej części Cancun. Był otoczony palmami, zielonymi krzewami i kolorowymi kwiatami. Sprawiał wrażenie przytulnego. Trzymałem jedną ze swoich walizek, drugą miał Vic, którą swoją torbę powiesił na ramieniu. Trzymaliśmy się za ręce- na wszelki wypadek, gdyby jego mama czatowała w oknie i nas wypatrywała. Ja spojrzałem na niego, a on na mnie. Uśmiechnęliśmy się do siebie pokrzepiająco.
- To co... Idziemy zmierzyć się z mamą Fuentes, co? - odezwał się, a ja mocniej ścisnąłem jego dłoń.- Nie martw się. Jest o wiele przyjemniejsza niż papa. Łatwiej się z nią dogadać, niż z nim. Pamiętaj, udawaj, że jesteśmy parą, bo inaczej nas wyrzuci.
- Dlaczego miałaby nas wyrzucić?
- Woli, gdy do domu przyprowadzam potencjalnych nowych członków rodziny, niż przyjaciół, z którymi wie, że się nie zwiążę.
- Vic, czy ty...
- HOLA HIJO!
Spojrzeliśmy na wejście do domku, w którym stała niska i uśmiechnięta kobieta, o krótkich jasnych włosach, z fartuchem zawiązanym w talii i szmatką w dłoni. Wyglądała jak typowa, zadbana i wesoła gospodyni domowa, tylko że daleko było jej do Meksykanki. Wolałem w to jednak nie wnikać. Podbiegła do nas i wyściskała najpierw Vica, przez co prawie się udusił, a następnie mnie, jakbyśmy znali się od wielu lat. Rzeczywiście, była bardzo przyjazną osobą i łatwo będzie się z nią dogadać.
- Entrad, entrad... - zaczęła mówić, poganiając nas szmatką, ale Vic jej przerwał.
- Ingles mama, por favor, Kellin es estadounidense.
- Oooo - kobieta uśmiechnęła się szeroko.- Amerykanin, no proszę, hijo, gusta ci się pozmieniały... Vivian Fuentes, miło mi cię poznać, Kellin, tak?
- Tak, Kellin, Kellin Bostwick - skinąłem głową.
Vivian zaprowadziła nas do środka. Z zewnątrz dom wyglądał niepozornie, ale gdy weszło się do środka, można było odczuć jego prawdziwy rozmiar. Nie był tak duży jak mój, w Detroit, ale wystarczający i zarazem przytulny, czego nie można było powiedzieć o moim. Z tego miejsca aż biło rodzinne ciepło.
- Będziecie spać w tym samym pokoju, czy może...
- W ty samym, zmieścimy się przecież na moim łóżku - powiedział Vic, a Vivian pokiwała głową. Weszliśmy schodami na piętro, ciągnąc za nami nasz bagaż. Po chwili stanęliśmy przed drewnianymi drzwiami, które otworzył Vic. Weszliśmy do środka i uśmiechnąłem się lekko. Pokój nastolatka. Na biurku bałagan, łóżko niepościelone, na ścianach plakaty zespołów i drużyn piłkarskich.
- Niczego nie ruszałaś, bardzo dobrze - Vic uśmiechnął się do mamy i pocałował ją w policzek.
- Wiedziałam, że pewnie byś się wściekł, gdybym zaczęła sprzątać. Ale pozwól mi chociaż zmienić pościel, proszę cię.
Vic skinął głową, a Vivian podeszła do łóżka i wzięła z niego poduszkę, kołdrę i prześcieradło.
- Rozpakujcie się i za piętnaście minut chcę was widzieć w kuchni na kolacji - powiedziała, idąc w stronę drzwi.- Adiós, chicos.
Po chwili zniknęła z pola naszego widzenia, a Vic zamknął za nią drzwi. Ja natomiast zacząłem rozglądać się po pokoju.
- Nie byłem tu od czasu, gdy wyjechałem na studia - powiedział, podchodząc do mnie od tyłu i obejmując mnie w pasie.- Miło znów tutaj być.
- Nie odwiedzałeś swojej rodziny od tego czasu? - zapytałem, chwytając jego dłonie spoczywające na moim brzuchu.- To przecież kupa czasu, zaczynasz ostatni rok.
- To raczej oni przyjeżdżali do mnie - odparł.- Do Cancun wróciłem dopiero w te wakacje, do pracy, którą straciłem. Ale to nieważne. Ważne jest to, że jesteś bezpieczny i twój zidiociały ojciec nic ci nie zrobi. To się liczy.
- Tylko przez ten tydzień... - mruknąłem i wtedy to we mnie uderzyło. Będę z Victorem jeszcze tylko tydzień, a potem będę musiał polecieć do domu. Vic zostanie w Meksyku, a ja będę musiał użerać się z moją homofobiczną rodziną. Nie chcę, żeby ten czas szybko zleciał. W ogóle nie chcę, żeby ten tydzień minął.- Twój ojciec mieszka tutaj, czy w hotelu? - zapytałem, gdy wyrwałem się ze swoich rozmyślań, wychodząc z objęć Vica i obracając się do niego.
- Mieszka tutaj, mama nie wytrzymałaby sama, jest zbyt towarzyską osobą. Przychodzi wieczorem. Zawsze jest pod telefonem.
Zaczęliśmy się rozpakowywać, a raczej Vic to robił, bo ja wiedziałem, że w moim przypadku to by było bez sensu. Po piętnastu minutach zeszliśmy po schodach do kuchni, gdzie krzątała się Vivian.
- No, nareszcie, siadać przy stole, zaraz dam wam quesadillas, siadać, siadać! - powiedziała, a my usiedliśmy obok siebie przy nakrytym już stole. Vivian położyła na nim dwa dzbanki, z sokiem pomarańczowym i wodą, a po chwili również półmisek z quesadillas i miseczki z salsą. Każdy nałożył trochę na mały talerz, nalał czegoś do picia do szklanki i w ciszy zaczęliśmy jeść. Przez kilka minut było słychać jedynie przeżuwanie i połykanie jedzenia, aż w końcu wszystko ucichło. Koniec jedzenia. Vivian siedziała naprzeciwko nas i wpatrywała się to we mnie, to w Vica. Chyba nadszedł czas na rozmowę.
- Jak się poznaliście? - zapytała, a Vic chwycił moją rękę pod stołem i lekko ją ścisnął, dając mi przy tym znać, że on coś wymyśli.
- Poznaliśmy się, gdy Kellin był na wycieczce w Meksyku, jeszcze podczas roku akademickiego - zaczął, a ja uniosłem nieco brwi w górę. Był niezłym kłamcą.- Zaprzyjaźniliśmy się, ale Kellin musiał wracać do Stanów. Dwa tygodnie temu przyleciał do Cancun na wakacje i od tego czasu jesteśmy razem.
Dobra historia, będę musiał ją zapamiętać.
- Więc dlaczego nie spędza wakacji z familią w hotelu, tylko z tobą w twoim rodzinnym domu?
- Jego rodzina jest dosyć specyficzna, pokłócili się, wyrzucili go z apartamentu, więc go przygarnąłem. No i później już wiesz, co się stało.
- Tak, wiem - Vivian pokiwała głową.- Victorze, naprawdę nie możesz łamać nosów gościom hotelowym, tym bardziej, gdy jesteś pracownikiem...
- Miałem powód... - mruknął mocniej ściskając moją dłoń.
- Komu złamałeś ten nos?
- Mojemu ojcu - odezwałem się w końcu, a piwne oczy Vivian spoczęły na mnie.
- Dlaczego? Victorze, to nie jest dobry start poznawania rodziny swojego chłopaka!
- Zasłużył na to... - warknął Vic, a ja zacząłem kciukiem gładzić jego dłoń, żeby się uspokoił.
- Nikt nie zasługuje na to, żeby łamać mu nos! - ton głosu Vivian stał się donośniejszy i już na pewno nie tak przyjazny jak wcześniej.
- To nie moja wina, że nie akceptuje swojego syna, bo jest gejem i wyzywa go od najgorszych! Ty nie wiesz co się tam działo, mama. Kellin pewnie stałby się kaleką, gdyby nadal z nim mieszkał.
Vivian ponownie spojrzała na mnie, a ja westchnąłem i po prostu pokiwałem głową.
- Mój ojciec jest po prostu...- zacząłem niepewnie i cicho.- Jest homofobem, nie oszukujmy się. I gdy dowiedział się, że jestem gejem, puściły mu nerwy i tak jakby... Wyrzekł się mnie.
Vivian westchnęła głośno i jej wyraz twarzy złagodniał. Wstała z krzesła, podeszła do mnie od tyłu i mocno mnie przytuliła, oplatając swoje ręce wokół mojej szyi. Pochyliła się nade mną i pocałowała czubek mojej głowy.
- Przykro mi, chico, tak bardzo mi przykro - powiedziała cicho.- Pamiętaj, idź przez życie z podniesioną głową. Bądź sobą, nikogo nie udawaj.
Wypuściła mnie ze swoich objęć, po czym położyła dłoń na ramieniu swojego syna.
- Wiesz co, Victorze, jednak dobrze zrobiłeś, że złamałeś mu ten nos.
Vivian była cholernie miłą osobą. Dała nam czystą pościel i ręczniki, na noc przygotowała nam jakieś meksykańskie ciasteczka i oczywiście ze śmiechem powiedziała, że nie będzie tolerować głośnego seksu pod tym dachem. O cichym nic nie mówiła. Siedzieliśmy na kanapie, oglądając meksykańską telewizję. Nic z tego nie rozumiałem, dlatego położyłem głowę na udach Vica i gapiłem się w telewizor jak głupi. Vivian poszła do sypialni, twierdząc, że zrobiło się już późno i tam poczeka na swojego męża. Zostawiła nas samych, co zupełnie nam odpowiadało.
- Mógłbyś mi chociaż tłumaczyć... - mruknąłem.
- Mogłeś nauczyć się hiszpańskiego.
- Viiiiiiiiiiiiiiic - jęknąłem, podniosłem się i usiadłem mu na kolanach, zasłaniając mu przy tym telewizor. Vic z niezadowoleniem mruknął coś pod nosem.
- Masz jakiś interes? - zapytał, unosząc brew w górę i uśmiechając się szelmowsko.
- Może i mam - wyszeptałem i nachyliłem się nad nim, żeby złożyć na jego ustach długi pocałunek. Vic zaczął poruszać swoimi wargami, dłonie ułożył na mojej talii. Błądziły po moim ciele, a ja wydałem z siebie cichy jęk. Vic zagryzł moją dolną wargę i spojrzał mi w oczy. Wiedziałem, co oznaczało to spojrzenie. Dokończenie tego, co przerwał nam jego ojciec jeszcze w hotelowym pokoju. Wyrwałem wargę z jego zębów, co było złym pomysłem, bo zaczęła mnie boleć.
- Tutaj? - wyszeptałem.
- Czemu nie. Kells, ściągaj koszu...
- Nic w tym salonie nie będzie ściągane - rozległ się znany już mi głos. Obaj spojrzeliśmy w stronę wejścia do salony, w którym stał ojciec Vica.
- Papaaaaaa - Vic jęknął i odchylił głowę do tyłu.- Zawsze nam przerywasz!
- O wybacz mi, że wróciłem do domu! - pan Fuentes przewrócił teatralnie oczami.- Nie siedźcie długi. A jak już chcecie coś ze sobą robić, to do pokoju, a nie tutaj.
Po godzinach pan Fuentes wydawał się o wiele przyjemniejszy. W ogóle nie dało się odczuć, że dzisiaj wyrzucił swojego syna z pracy i właśnie zobaczył, jak całował się i proponował seks synowi jego klienta. Ta rodzina chyba nie skończy mnie zaskakiwać.
- Chodź - powiedziałem, schodząc z kolan Vica i chwytając go za rękę. Wstał z kanapy i razem poszliśmy do jego sypialni, gdzie niemal od razu się do siebie, jakby to odpowiednio nazwać, przyssaliśmy.
- Co... powiesz na... Wspólny prysznic? - wymruczał pomiędzy pocałunkami, a ja pokiwałem głową. Szybko przemknęliśmy do łazienki, żeby nie zachowywać się zbyt głośno i nie zwrócić na siebie uwagi. Gdy znaleźliśmy się w łazience, Vic szybko zamknął drzwi na klucz i ściągnął z siebie koszulkę, która wylądowała na podłodze. Po chwili moja podzieliła jej los. Wpiłem się w jego wargi i zacząłem majstrować przy jego rozporku. Rozpiąłem zamek i zsunąłem z niego spodnie. On odrzucił je na bok i sam ściągnął ze mnie moje rurki. Równie szybko pozbyliśmy się swoich bokserek. Weszliśmy do obszernej kabiny prysznicowej i Vic odkręcił kurki. Strumień ciepłej, przyjemnej wody oblał nasze nagie ciała. Chwyciłem jego przyrodzenie i zacząłem w szybkim tempie poruszać po nim dłonią. Vic zamruczał z przyjemności i lekko musnął moje usta, po czym chwycił moje ramię, które popchnął nieco w dół, żebym zszedł na kolana, dając mi przy tym do zrozumienia, co mam zrobić. Gdy byłem już na klęczkach, jeszcze kilka razy poruszyłem po nim dłonią, po czym polizałem do od nasady po samą końcówkę, którą następnie zacząłem ssać. Jego najwyraźniej to nie wystarczyło i chwycił moje mokre już włosy, po czym nakierował moją głowę w dół. Zrobił to trochę za mocno i szybko, i o wiele za daleko, przez co trochę się zakrztusiłem, ale zacząłem poruszać głową w odpowiadającym mu rytmie. Łazienkę wypełniły jęki Vica i jego siarczyste przekleństwa, czasem po angielsku, czasem po hiszpańsku. W końcu mnie od siebie odciągnął, bo nie chciał skończyć za szybko. Wyprostowałem się, a on wpił się w moje usta, dłońmi błądząc po moim ciele. Jego wargi zjechały niżej, na moją żuchwę i szyję, która była moim czułym punktem, dlatego przeciągle jęknąłem. Vic chwycił moją męskość i poruszył kilka razy nadgarstkiem, po czym ją puścił i kolanem rozszerzył nieco moje nogi. Palcem zaczął okrążać moje wejście, aż w końcu wsunął go we mnie i wolno nim poruszał. Nie miał przy sobie lubrykanta, musiał zadowolić się jedynie wodą. Chwyciłem go jedną ręką, wokół szyi, gdy wsunął we mnie kolejny palec, a po chwili jeszcze kolejny. Zginał je, zdecydowanie nimi poruszał, żeby jak najlepiej mnie przygotować. Mój oddech stał się szybki i przerywany. W końcu wyciągnął ze mnie palce i lekko pocałował.
- Wskakuj na mnie - mruknął, a ja dosłownie na niego skoczyłem.
Nogami oplotłem go w pasie, rękoma szyję, a on przygwoździł mnie do ściany. Jedną ręką trzymał moje uda, drugą nakierował swojego penisa, żeby móc we mnie wejść. Przy jednym ruchu bioder był już we mnie, a ja przeciągle jęknąłem, zamykając oczy i opierając tył głowy o zimną kafelkową ścianę prysznica. Vic chwycił moje drugie biodro i dał mi nieco ochłonąć, po czym zaczął powoli poruszać się w moim wnętrzu. Na początku, jak zwykle, bolało, ale po jakimś czasie ból musiał ustąpić przyjemności. Vic podkręcił tempo i natarczywie wpił się w moje usta. Nie mogłem przeciągnąć pocałunku, gdyż moje usta opuszczały głośne jęki i krzyki. Moje dłonie przeniosły się na silne ramiona chłopaka, które chwyciłem. Po chwili Vic szybko ze mnie wyszedł i uśmiechnął się słodko.
- Eeeeej! - jęknąłem niby to obrażony.
- Odwróć się, skarbie, pochyl i dłonie na ścianie.
Oo, czyli bawił się w takie coś. Zrobiłem, co kazał i wypiąłem się w jego stronę, a on szybkim ruchem we mnie wszedł. Odchyliłem głowę do tyłu i przymknąłem oczy. Chciałem cokolwiek chwycić, ale nie miałem jak. Vic szybko się we mnie wpychał i chwycił moje włosy, które ciągnął przy każdym pchnięciu.
- Boże... Kurwa, K-Kells - wydyszał.- Jesteś t-taki ci-ciasny.
Odpowiedziałem mu głośnym jękiem i zaskomlałem, gdy znów pociągnął mnie za włosy. Tym razem zrobił to mocniej, żebym się wyprostował i oparł się plecami o jego klatkę piersiową. On nie przestawał się poruszać, a ja poczułem, że trąca ten jeden czuły punkt wewnątrz mnie.
- V-Vic! - krzyknąłem i odwróciłem głowę, żeby móc go pocałować. Nasze wargi spotkały się w krótkim pocałunku, który przerwał Vic, głośno jęczący moje imię. Objął mnie ramieniem w talii i byłem mu wdzięczny, że to zrobił, bo miałem wrażenie, że moje nogi zaraz odmówią mi posłuszeństwa.
- V-Vic, zaraz... Zaraz... - wysapałem.
- Wiem, Kells, huh, wiem.
Chwycił moje przyrodzenie i szybko poruszał po nim dłonią, aż w końcu doszedłem na swój brzuch i trochę na ściankę prysznica. Nie musieliśmy się jednak martwić o bałagan, bo woda szybko go zmyła. Wyszedł ze mnie zanim doszedł, odwrócił mnie w swoją stronę i znów popchnął w dół. Oho, niech się tylko tak nie przyzwyczaja... Nakierował swojego penisa do moim ust, a ja szybko zacząłem poruszać głową, patrząc na niego z doły niewinnymi, niebieskimi oczami. Chwyciłem dłonią część, której nie obejmowały moje wargi i nadałem jej to samo tempo, w którym pracowała moja głowa. W końcu Vic jęknął głośno i wystrzelił w moje usta. Trochę spermy spłynęło po mojej brodzie, ale szybko ją otarłem i połknąłem resztę z moim ust. Podniosłem się z klęczek i niemal od razu Vic ujął moją twarz w swoje dłonie i długo mnie pocałował.
- Naprawdę cię lubię - wyszeptał, opierając swoje czoło o moje.- Bardziej niż tylko przyjaciela.
Uśmiechnąłem się na jego słowa.
- Niekomfortowo rozmawia mi się na takie tematy, gdy stoimy nadzy pod prysznicem, a ja właśnie zrobiłem ci laskę i połknąłem - odparłem ze śmiechem, a Vic mi zawtórował.
- Więc skończmy ten prysznic i przenieśmy się do pokoju.
Wzięliśmy ten właściwy prysznic, z łazienki wyszliśmy tylko w ręcznikach i szybko udaliśmy się do pokoju Vica, gdzie przebraliśmy się w nasze nocne zestawy. Weszliśmy do łóżka, przykryliśmy się kołdrą i leżeliśmy w siebie wtuleni.
- Wiesz Kells, tak sobie myślałem... - zaczął niepewnie.- Że po co udawać, że jesteśmy parą, skoro naprawdę możemy nią być?
Spojrzałem na niego, a w mojej głowie kłębiło się tysiące myśli. Ja i związek? Nie nadawałem się do tego. Tylko że to był Vic. Vic był idealny. Jeśli nie on miałby być moim pierwszym chłopakiem, to kto?
- Kellin? - jego głos wyrwał mnie z moich rozmyślać, a ja uśmiechnąłem się do niego i pokiwałem głową.
- Tak - powiedziałem tylko, a po chwili dodałem:- Mam chłopaka studenta-starucha, wow.
Vic zaśmiał się pogodnie i dał mi pstryczka w nos.
- Uważaj sobie, młody - odparł z uśmiechem.- Masz szczęście, ze jesteś taki idealny.
A wcale nie byłem.
____________________
Gdzieniegdzie w hiszpańskich tekstach powinny być akcenty i tak dalej, ale jestem leniem i nie chciało mi się kopiować z tablicy znaków.
HELP DŻOGURT. CZEMU WYWALIŁAŚ VIKTURA Z PRACY, JAK ON TERAZ PRZEŻYJE BEZ KASY XD
OdpowiedzUsuńSEKS SEKS BYŁ SEKS, MISIA LUBI PLS XD
NAPISAŁAŚ JUŻ NASTĘPNY OR NOT? ~MISIA
Nie napisałam, nie mam pojęcia, co będzie dalej XD
UsuńI znowu Vic mówi do Kellina, że jest ciasny XDDDDDDD
OdpowiedzUsuńWłaśnie, znowu ciasny Kellin XD smialam się z tego tak samo jak za pierwszym razem XD a tak serio, to rozdział jest jak zawsze zajebisty i chce szybko kolejny *_* no i kocham Cię, Dżogurt :D <3
OdpowiedzUsuńJuż dawno zauważyłam, że Kellin przestał myśleć o Viku jak o kimś kto ma mu tylko posłużyć jako ktoś z ma się jedynie przespać i tyle. W sumie muszę przyznać, że nawet zmienił się. Przestał myśleć jedynie o sobie itd. Ale coś tak czuję, że w jaki sposób zakłócisz tą idyllę i nie będzie to jedynie powrót Kellina do USA ;)
OdpowiedzUsuńhehehehs nie będę się powtarzać z przedmówczyniami, bo chciałam napisać coś podobnego, ale napiszę coś, czego nie było.
OdpowiedzUsuńawwwwwwwww kells i victurr parą, jak suodgo ;_;
Jest mega :3 Seksy były cudowne, zresztą jak każde twoje seksy XD Co do zwolnienia Vic'a to byłam pewna XD Ale jakoś się im ułoży chyba, nie? Czekam na shota, a potem na następny rozdział. KC <3 //@blush244
OdpowiedzUsuńHuh, odcinek świetny i ogólnie uwielbiam to, że dodajesz odcinki tak często. W sumie nie czytam Kelliców, ale te Twoje jakoś wciągają. No i tyle razy w tym poprzednim pisałaś żeby ci dać znać, że ktoś czyta, że daję znać: czytam! I nie żałuję, bo non stop zaskakujesz. Niektóre rozdziały książek nie mają takich intrygujących zakończeń jak te twoje. Więc pisz, pisz jak najwięcej, jak najdłużej i jak najczęściej (wiem, wymagania to ci rzucam niezłe).
OdpowiedzUsuńA tak ze spraw czysto organizacyjnych: znalazłam taki błąd logiczny, nie czepiam się, ale myślę, że może ci się po prostu przydać na przyszłość, żeby móc lepiej pisać. Tam jest, że mama Vica "położyła dzbanki". Z jasnych względów dzbanka nie da się położyć, chyba, że chce się mieć cały sok na obrusie. Powinno być, że postawiła :) i takie pytanie? Nie myślałaś o tym, żeby dać wstawkę "Vic przestawił się na język hiszpański, wiec niczego nie rozumiałem"? Bo szczerze mówiąc jak zaczynasz pisać po hiszpańsku to nie tylko Vic nie rozumie, ale też wszyscy inni. Jak są to jakieś podstawowe zwroty to okej, je każdy załapie, ale jak już rozmawiał z mamą przez telefon.. Cóż, szukałam wzrokiem tylko momentu, w którym Vic zacznie tłumaczyć, bo i tak nic nie załapałam.
No ale to tylko takie uwagi, w sumie twoja sprawa co z nimi zrobisz :)
Lynn
Z tymi dzbankami to racja, mój błąd, ale co do hiszpańskiego - Kellin nie rozumie po hiszpańsku, a jako że to opowiadanie głównie z jego punktu widzenia, nie chcę nagle tłumaczyć, co powiedział Vic. Czytelnik może wczuć się trochę w postać Kellina, o to mi chodzi.
UsuńAle dziękuję za opinie, które zawsze przyjmuję i zapamiętuję :D
Halo halo, to, że Vic stracił pracę znaczy że może jechać z Kellinem do Detroit :D. Vic ma super mamuśkę, czemu Kells ma rodziców - idiotów? Smut.
OdpowiedzUsuń