piątek, 14 listopada 2014

7.

Rozdział jest długi, dłuuuuugi, więc mam nadzieję, że w zamian zostawicie bardzo dużo komentarzy. Dziękuję Wam, naprawdę!
____________________________
    Kellin oczywiście wrócił do pokoju, bo przecież nie mógł się na mnie obrazić i szlajać się po Moskwie przez całą noc. Nie przetrwałby ani jednej ciemnej godziny w tym mieście, podczas gdy wręcz emanował słodyczą i homoseksualizmem. Rosjanie tego nie lubią. Zresztą gdy pojawił się w hotelowych drzwiach, miał nieco rozczochrane włosy i lekkie zadrapanie na policzku. Mogłem się tego spodziewać. Zostawiłem go na dosłownie dwie godziny, a on już się skaleczył i wyglądał jakby przebiegł maraton. Był pełnoletni, ale na pewno nie dorosły.
    Spojrzałem na niego wzrokiem „A nie mówiłem?”, a następnie wróciłem do mojego poprzedniego zajęcia. Szukałem biletów lotniczych. Nie zwracałem uwagi na miejsce, tylko na cenę. Skoro mieliśmy latać po całym świecie bez określonego celu, to wolałem wybrać te tańsze bilety i po prostu zobaczyć więcej miejsc. Wydało mi się to dość logiczne.
    Kellin zamknął za sobą drzwi, po czym poszedł do łazienki. Nie odezwał się do mnie ani słowem, ale to tylko kwestia czasu, aż znów zacznie paplać. Jeśli nie otworzy do nikogo buzi, wszystko zacznie się w nim kotłować i nie wytrzyma dłużej w ciszy. Znałem już takich ludzi, a Kellin niewiele się od nich różnił.
    Moją uwagę przykuły bilety lotnicze do Polski. Zagryzłem dolną wargę. To była dobra okazja. W sumie to nie widziałem niczego innego, co przykułoby moją uwagę, więc postanowiłem kupić te bilety. Kellin będzie musiał się do tego dostosować. Nie miał nic do gadania, to ja byłem „kierownikiem wycieczki” i to ja płaciłem za transport. Nie chciałem też dłużej siedzieć w Rosji, więc zdecydowałem się na ekspresowe kupno biletów.
    Gdy zapłaciłem za transakcję, Kellin wyszedł z łazienki i usiadł na swoim łóżku tyłem do mnie. To było trochę niegrzeczne, ale najwyraźniej to jeden z tych młodzieńczych buntów, który kiedyś mu minie. Może powinienem zachowywać się jak rodzic, ale nie chciałem tego robić. Przecież nie byłem jego ojcem. Gdzieś w środku czułem potrzebę opieki nad tym chłopakiem, ale nie mogłem zastępować mu rodzica. To było nie na miejscu, tym bardziej, że nie znałem jego matki i ojca.
- Kupiłem bilety do Warszawy – oznajmiłem, patrząc na zgarbione plecy bruneta, który nadal nie miał zamiaru się do mnie odwrócić.- Wylatujemy pojutrze rano. Spakuj się, niczego nie zapomnij. Widzę, że Rosja cię nie lubi i vice versa.
    Kellin pociągnął nosem i ściągnął z siebie koszulkę, którą rzucił na podłogę, a następnie położył się na boku twarzą do ściany. Musiałem dać mu trochę czasu, a dopiero później pytać. Wszyscy wiemy, jak skończył się mój ostatni wywiad z tym chłopakiem.
- Możesz być na mnie obrażony, ale ja jestem po prostu szczery – dodałem, zamykając laptopa.- I martwię się o ciebie. Chcę, żebyś znalazł we mnie przyjaciela. Bardzo cię lubię, Kells. Uwierz mi, tutaj nie ma miejsca na fochy. Po prostu się o ciebie troszczę. Dobranoc.
    Zgasiłem lampkę stojącą na etażerce i opatuliłem się kocem. Uśmiechnąłem się pod nosem. Kellin był tak śmiesznym człowiekiem, że nie mieściło mi się to w głowie. Nawet gdy udawał obrażonego, nie potrafiłem nie wstrzymywać śmiechu. Ciekawe, czy w ciągu kilku najbliższych dni również będzie mi do śmiechu.

    Następnego dnia nie usłyszałem Kellina ani razu. W pewnym sensie uznałem to za swojego rodzaju błogosławieństwo, ale po pewnym czasie zaczęło mi brakować jego pogodnego śmiechu i wyrzucania z ust tysiąca słów na sekundę. Musiał poważnie się obrazić. Gdy przebywaliśmy w jednym pomieszczeniu, czułem na sobie jego wzrok, ale nie chciałem dawać po sobie poznać, że tak naprawdę mi go brakuje, więc zgrywałem obojętnego. To była kwestia przyzwyczajenia, ale i też pewnej więzi, jaką stworzyliśmy. Nie miałem co zaprzeczać, lubiłem go, mimo że tak bardzo się różniliśmy. Nasze charaktery to gra kontrastów, a jednak chciałem się do niego zbliżyć i przebywać w jego towarzystwie. Miałem wrażenie, że Kellin również tego chciał, ale aktualnie był zbyt dumny, aby to przyznać. To było dosyć dziwne uczucie. Zacząłem poważnie kontemplować nasze relacje, a to prowadziło do dziwnych teorii i wniosków, które szybko wymazywałem z pamięci. To było coś, czego nigdy wcześniej nie doznałem i dlatego tak często nad tym myślałem. Przytłaczało mnie to, nie powiem, lecz nie mogłem dać po sobie poznać, że coś mnie trapi. Kellin nie mógł odczytać moich myśli i cieszyłem się, że nie miał takiego daru.
    W dniu wylotu sprawiał wrażenie pogodniejszego i energiczniejszego. Żwawo wyszedł z pokoju i raz nawet się do mnie uśmiechnął. Nie biegał po całym hotelu, nie przynosił wstydu w taksówce, a na lotnisku trzymał się blisko mnie i nie szukał żadnych zwierząt. Co prawda nadal się do mnie nie odzywał, ale jego zachowanie zwiastowało poprawę sytuacji. Brakowało mi tego uśmiechu na jego twarzy.
    Gdy wygodnie rozsiedliśmy się w samolocie, Kellin oparł głowę o moje ramię i cicho westchnął. Na początku zapewne poczułbym się niekomfortowo, tym bardziej, że chłopak był gejem, ale nie czułem niczego złego. Wręcz przeciwnie – moje odczucia były wręcz pozytywne, a ja nie chciałem, aby Kellin znów stał się obojętny. Ludzie przywiązują się do siebie, gdy długo przebywają w swoim towarzystwie. Mogą się znienawidzić lub bardzo do siebie zbliżyć. Nas dotyczyło to drugie.
- Nie lecimy nad Ukrainą, prawda? - wyszeptał, a ja pokręciłem głową.
- Nie. Nad Białorusią.
- W porządku. To lećmy.

    Nie lecieliśmy długo, ponieważ tylko dwie godziny, co w porównaniu z naszymi niektórymi podróżami było niczym. Kellin chciał jak najszybciej wylecieć z Rosji. Gdy trzymał moje ramię czułem, jaki jest spięty i rozluźnia się dopiero podczas kołowania w Polsce. Musiało spotkać go coś przykrego podczas jego samotnego spaceru. Obrałem taką samą taktykę jak zwykle – nie naciskać. I tak mi powie.
    Chłopak wyjrzał przez okno i uśmiechnął się lekko. Szczerze mówiąc to mi też zrobiło się lepiej, gdy wylądowaliśmy w innym kraju. Najwyraźniej niektóre miejsca negatywnie wpływają na człowieka, nawet jeśli nie dały mu powodu, aby ich nie lubić. Miałem nadzieję, że w Polsce nic złego się nie wydarzy, Kellin nie będzie zaczepiany przez podejrzanych mężczyzn i spędzimy trochę czasu razem. Nadal musieliśmy się poznawać, aby jakoś ze sobą wytrzymać.
    Wstaliśmy z miejsc i przeszliśmy taką samą procedurę jak na każdym lotnisku. Odebraliśmy nasze bagaże, załatwiliśmy wszystkie sprawy i po prostu stanęliśmy przed lotniskiem, myśląc nad kolejnym krokiem. Nie miałem żadnego planu, Kellin również. Spojrzeliśmy na siebie tym samym wzrokiem, pytając się wzajemnie, co mamy ze sobą zrobić.
- Może zróbmy tak jak zwykle – odezwał się, przez co kilku Polaków spojrzało na nas kątem oka. Najwyraźniej zawsze patrzyli w ten sposób na obcokrajowców.- Taksówka, hotel, a potem miasto.
- Nie nudzi ci się to? - zaśmiałem się, kierując się w stronę taksówek stojących na poboczu.
- Jest całkiem fajnie. W każdym kraju jest coś innego, nie wiesz, na co trafisz.
    Mój wzrok na chwilę spoczął na jego zadrapanym policzku. Kellin nadal nie wyjawił mi pochodzenia tej rany, ale niech nie myśli, że o to nie zapytam. Zależało mi na jego bezpieczeństwie, więc musiałem wiedzieć, przed czym ewentualnie powinienem go chronić.
    Wsiedliśmy do taksówki, której właściciel dobrze mówił po angielsku, więc nie mieliśmy problemu z dogadaniem się. Podczas podróży patrzyłem przez okno i obserwowałem poruszające się krajobrazy Warszawy. Chyba podobała mi się bardziej niż Moskwa, ale ocenę pozostawię po zwiedzeniu miasta. Kellin oparł głowę o szybę i przymknął oczy. Nie wiedziałem, co go tak zmęczyło, ale jeśli chciał się przespać, dałem mu wolną rękę.
    Po dwudziestu minutach taksówkarz zatrzymał się przed jakimś hotelem. Zapłaciłem mu i szturchnąłem Kellina, aby się obudził. Powoli otworzył oczy i ziewnął ostentacyjnie, co przyniosło ze sobą reakcję łańcuchową, więc również ziewnąłem, mimo że nie byłem zmęczony. Wyszliśmy z samochodu i udaliśmy się do hotelu. Nie mieliśmy problemu z zakwaterowaniem się. Obsługa bez problemu mnie rozumiała, co pozytywnie mnie zaskoczyło. Pokój również był przyjemny, a na dodatek dostaliśmy plan miasta. Zjedliśmy szybki obiad (coś co nazywało się „pierogami”, całkiem dobre i dla nas zupełnie nowe) i postanowiliśmy wyjść na miasto. Kellin znów jakoś przygasł, ale może był zmęczony, więc nie naciskałem. Szliśmy w ciszy i krążyliśmy po mieście bez użycia słów. Chłopak ani razu się nie zgubił, więc uznałem to za spory sukces. W pewnym momencie jednak zacząłem się o niego martwić. Podjąłem próbę rozmowy, jakiegoś wyjaśnienia, gdyż takie zachowanie bruneta w ogóle mi się nie podobało, a wręcz trapiło.
- Co się dzieje? - zapytałem, gdy siedzieliśmy na murku przy Zamku Królewskim, gdzie niestety znajdowało się również wiele wycieczek, więc nie mieliśmy całkowitego spokoju.
- Nic – odparł, wpatrując się w tłum zgromadzony pod Kolumną Zygmunta.
- Posłuchaj – zacząłem, chwytając jego twarz w dłonie i zmuszając go do spojrzenia na mnie.- Jeśli chodzi o mnie, to chcę coś wyjaśnić. Możliwe, że cię zraniłem, zdaję sobie sprawę, ale szczerość bardzo często rani. Czasem trzeba trochę pocierpieć, ale później wszystko szybko przechodzi. Gdybym cokolwiek przed tobą skrywał, a potem wydałoby się, że cię okłamywałem, trudno by ci przyszło wybaczenie. Mam rację?
    Kellin zamrugał kilka razy i ściągnął moje dłonie z twarzy, po czym splótł nasze palce. Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Chciałem tylko coś wyjaśnić, a nie okazywać sobie jakieś uczucia. To nie powodowało, że czułem się pewniej. Wręcz przeciwnie – zacząłem zadawać sobie jeszcze więcej pytań, a odpowiedzi wydawały mi się absurdalne.
- Umm... - Zmarszczyłem brwi i delikatnie wyciągnąłem swoje ręce z jego.- Chodzi mi o to, że przepraszam, jeśli zrobiło ci się przykro. Nie chciałem tego. Po prostu wziąłem za ciebie pewną odpowiedzialność, martwię się o ciebie, bo cię lubię i nie chcę, żeby coś ci się stało. Co ci się stało w policzek?
- Jakaś banda Rusków nie lubiła mojego ostentacyjnego pedalstwa – odparł sucho.- Nie, żebym coś robił, ale nie jestem aż tak męski jak oni, więc im się nie spodobałem. Uciekłem, jeden mnie tylko udrapnął, nic specjalnego.
    Pokiwałem głową i uśmiechnąłem się do niego, po czym wyciągnąłem rękę w jego stronę. Musieliśmy się pogodzić w oficjalny sposób, a taki wydał mi się najodpowiedniejszy. Niestety, Kellin miał inne odczucie, więc zupełnie olał moją dłoń i rzucił mi się na szyję. Zacisnął ramiona na moim karku i schował twarz w mojej szyi. Uniosłem brwi i niepewnie chwyciłem jego drobną talię. Wcale mi nie pomagał takim zachowaniem! Chciałem zachować pewien dystans, a on skutecznie mi to uniemożliwiał.
- Przepraszam, że strzelam fochy – wyszeptał, a jego oddech delikatnie muskał moją skórę, przez co lekko drżałem.- Jestem tylko głupim nastolatkiem, to taki bunt, wiesz...
    Odsunąłem go od siebie i spojrzałem na niego z rozbawieniem.
- Przyznajesz to?
- Ale co? - zapytał, marszcząc przy tym oczy.
- Że jesteś głupim nastolatkiem.
- Tak. - Pokiwał głową, przez co nieźle mnie zdziwił. Nigdy bym się nie spodziewał, że Kellin przyzna, iż jest głupi.- Ale tylko przez wiek. Ogólnie to jestem zajebisty.
- Oczywiście, że jesteś. - Mrugnąłem do niego i dopiero po chwili dotarło do mnie, co zrobiłem.
    Nie powinienem był do niego mrugać. To oznaczałoby, że jestem nim w jakiś sposób zainteresowany i nie chodziło tutaj o przyjaźń, lecz o coś więcej. Nie chciałem niczego więcej. Przecież nie jestem gejem. Ja nawet nie jestem biseksualny, do cholery jasnej. Więc jak wytłumaczyć ten lekki uśmiech, gdy patrzyłem na rozświetloną twarz chłopaka? A na dodatek jego śmiech jakoś dziwnie na mnie wpływał, jakbym słuchał jakiejś pięknej melodii, która nigdy nie powinna się kończyć. Kogo ja próbowałem oszukać, coś mnie do niego ciągnęło, ale bałem się tego nowego uczucia. Całkiem inaczej było z dziewczynami. Kellin to chłopak, na dodatek dziesięć lat młodszy. Chyba miałem być prawo zagubiony, prawda?
- Hej, Vic.- Kellin pstryknął mi palcami przed twarzą, przez co wyrwałem się z mojego amoku myśli.- Odleciałeś.
- Och... Tak, przepraszam – mruknąłem, a brunet przechylił głowę i uśmiechnął się uroczo. Uroczo?!
- O czym myślałeś?
- O tobie – palnąłem i strzeliłem mentalnego „face palma”.
- Słodko.- Kellin wysłał mi buziaka, po czym zmierzył wzrokiem grupkę jakichś starszych pań, które niepochlebnie na nas patrzyły i plotkowały między sobą po polsku. Chyba nigdy nie znajdziemy się w stuprocentowo tolerancyjnym kraju. Tu nie chodziło o mnie, tylko o Kellina. Ja nie byłem homoseksualny. On był. Ja co najwyżej mogłem być heteroseksualny i dodatkowo podobał mi się Kellin. To chyba było możliwe. Taka opcja wydała mi się najlogiczniejsza. Słyszałem już o takich przypadkach, że nie trzeba kwalifikować się do żadnej orientacji seksualnej, tylko podobał się nam jeden, wybrany człowiek i to on nas pociąga, obojętnie jakiej jest płci. Może to działało na tej podstawie.
- Chodźmy stąd – oznajmiłem nagle, chwytając przedramię chłopaka, aby ściągnąć go z murka.- Idziemy na spacer nad Wisłą. Musimy zobaczyć trochę przyrody.
- W środku miasta? - zachichotał, a ja z rozbawieniem przewróciłem oczami.
- Trzeba szukać najmniejszych detali.
    Udaliśmy się nad Wisłę, gdzie spacerowało wiele osób. Były tu pary, skupiska przyjaciół pijących alkohol (niekoniecznie legalnie), pojedyncze osoby ze zwierzętami i całe rodziny. Kellin co jakiś czas obijał się o mnie ramieniem. Wywiązała się pomiędzy nami zabawna przepychanka, aż w pewnym momencie chłopak oparł głowę o moje ramię i oplótł je swoim, a po chwili poczułem, jak wsuwa swoją dłoń w moją, aby następnie zacisnąć na niej swoje smukłe palce. Przełknąłem głośno ślinę, ale nie zabrałem ręki. Musiałem przyzwyczaić się do nowych odczuć. Stawiałem kroki powoli, aby się nie zapędzić, bo to wszystko było dla mnie totalną nowością. Wiedziałem jednak, że Kellin będzie idealnym przewodnikiem na tej ścieżce, która dla mnie jak na razie jest jeszcze nieodkryta.

    Warszawa przyniosła ze sobą wiele niespodziewanych zwrotów akcji. Nie mogłem powiedzieć, że mi się nie podobały, ale na pewno nie było to coś, czego się spodziewałem. Kellin stał się bardzo uczuciowy. Nadal był głośnym i roześmianym nastolatkiem, ale siedziało w nim coś takiego, co wypuszczało z niego nieco energii, którą przekładał na spokojne uczucia. Gdy trzymał mnie za rękę, delikatnie rysował figury geometryczne na mojej skórze, przez co było mi przyjemnie i nie chciałem, aby przestawał to robić. Każda dziewczyna, z którą byłem, miała w sobie coś irytującego, coś czego chciałbym się pozbyć, więc otwarcie im o tym mówiłem. Jeśli któraś bawiła się moimi włosami, delikatnie jej oznajmiałem, że tego nie lubię, a ona strzelała focha z przytupem i przestawała to robić. Kellin mógł tak robić. Nie przeszkadzało mi to. Jego dotyk był delikatny, prawie w ogóle niewyczuwalny, a jednak przyprawiał mnie o lekkie dreszcze. To było coś, czego nigdy wcześniej nie czułem. Coś pozytywnego, nowego, ciekawego.
    Nie chcieliśmy opuszczać Polski. Ten kraj miał w sobie coś pięknego. Może i graffiti na murach i dziurawe drogi nie zachęcały do dłuższego przebywania w jednym miejscu, ale ja nie miałem nic przeciwko. Widziałem już gorsze rzeczy w Stanach. Po naradzie z Kellinem postanowiliśmy pojechać do innego miasta, tym razem pociągiem. Udamy się bardziej na zachód, żeby później dostać się do Niemiec. Zapoznaliśmy się z mapą Polski i odszukaliśmy dużego miasta na zachodzie kraju. I wtedy trafiliśmy na Poznań.
    Podróż była dosyć męcząca, bo pociąg nie należał do tych pierwszej klasy, ale jakoś to przeboleliśmy. Siedzieliśmy z przedziale z dwiema starszymi paniami i jakąś młodą dziewczyną. Nikt nie zwracał na siebie uwagi, co bardzo mi odpowiadało. Problem pojawił się wtedy, gdy w przedziale pojawił się mężczyzna w marynarce i śmiesznej czapce. To musiał być konduktor. Nie rozumiałem, co mówił, ale kobiety sięgały po bilety, więc również postanowiłem to zrobić. Sięgnąłem do kieszeni swojej bluzy i zmarszczyłem brwi, gdy nie wyczułem w niej żadnego papierka. Spojrzałem na znudzonego Kellina, który uniósł brew w górę.
- Masz nasze bilety? - zapytałem, a chłopak wsunął dłonie do swoich kieszeni, kręcąc przy tym głową.
- Nie mów, że zgubiłeś – mruknął.- Boże, Vic, jak mogłeś zgubić nasze bilety?
- Nie zgubiłem ich... Poczekaj...
    Wstałem z fotela i odetchnąłem z ulgą. Siedziałem na nich. Wszyscy ludzie w przedziale patrzyli na mnie z rozbawieniem, ale nie było to pogardliwe spojrzenie. Szczerze mówiąc, sam zacząłem się z siebie śmiać. Wyciągnąłem rękę w stronę konduktora, a on uśmiechnął się do mnie i wziął bilety. Po chwili oddał mi je, a ja usiadłem na miejscu.
- Jesteś ciotą – zaśmiał się Kellin, a ja spiorunowałem go wzrokiem.- Starość nie radość, skarbie. Zaczynasz mieć problemy z pamięcią.
- Zobaczymy, czy będziesz się tak śmiać, gdy ty będziesz przed trzydziestką – odparłem, na co on pokręcił głową.
- Przyjmę to na klatę. I nie będę robić z siebie głupka w pociągu w obcym kraju.
- Jestem głupkiem, huh?
- Słodkim głupkiem.- Mrugnął do mnie, a ja pokręciłem z rozbawieniem głową. Miałem nadzieję, że starsze panie nie rozumiały naszej rozmowy. Kątem oka zauważyłem, jak młoda dziewczyna uśmiecha się pod nosem. Przynajmniej ona nas rozumiała i cieszyłem się, że przyjęła to w odpowiedni sposób.
    Podróż była męcząca, ale w końcu pociąg zatrzymał się na końcowej stacji i mogliśmy wysiąść. Przepchaliśmy się przez tłum i w końcu znaleźliśmy się w budynku głównym dworca.
- Vic. - Kellin chwycił mnie za bluzę i lekko pociągnął mój rękaw, przez co zwrócił na siebie moją uwagę.- Tam jest Starbucks. Kupisz mi kawę?
- Pewnie. Chodź.
    W Starbucksie mieliśmy pewne problemy z porozumieniem się z ekspedientką, która myślała, że jesteśmy Polakami i tylko udajemy Amerykanów, ale w końcu odebraliśmy zamówienie i opuściliśmy dworzec. Nie wiedziałem co robić dalej, więc po prostu poszliśmy dalej, w kierunku wysokich budynków. Wywnioskowałem, że to zapewne ścisłe centrum miasta. Nie myliłem się. Wyszliśmy na długą ulicę, przy której znajdował się duży, piaskowy zamek. Kellin zbierał ulotki od młodych ludzi dorabiających na wakacje i pewnie by się zapędził, gdybym nie chwycił go za jego plecak, by wskazać mu jedną z bram kamienic. Po prostu zauważyłem motel. Nie widziałem sensu w zatrzymywaniu się w jakimś ekskluzywnym miejscu, więc pokój w takim miejscu powinien wystarczyć. Po zakwaterowaniu wyszliśmy na miasto. Szliśmy ulicą, która okazała się całkiem długa i roiło się tu od ludzi. Nie mieliśmy żadnego planu miasta, więc krążyliśmy wąskimi uliczkami „na czuja”. W końcu dotarliśmy na Stary Rynek i Kellin od razu podbiegł do jednej z okazałych fontann, aby spojrzeć, co jest w środku.
- Vic! - krzyknął, zwracając przez to na siebie uwagę.- Daj mi pieniążka, chcę go tu wrzucić.
    Wyciągnąłem portfel z kieszeni i znalazłem jakieś drobniaki, które wręczyłem chłopakowi. Kellin z uśmiechem wrzucił monety do wody i zachichotał cicho, gdy usłyszał plusk. Najmniejsze drobiazgi sprawiały mu niewyobrażalną radość, co cieszyło i mnie.
- Pomyślałeś życzenie? - zapytałem, siadając na fontannie.
- Tak, ale ci nie powiem, bo wtedy się nie spełni. Więc nawet nie próbuj tego ze mnie wyciągnąć!
- W porządku! - zaśmiałem się, unosząc ręce do góry w geście obronnym.- Chodźmy dalej. Zjemy coś.
    Kellin chwycił się za brzuch, który zaburczał w momencie wypowiedzenia przeze mnie zdania o jedzeniu. Wypiliśmy tylko kawę, więc nic dziwnego, że zgłodnieliśmy. Obeszliśmy rynek dookoła, szukając jakiejś restauracji, aż w końcu Kellin chwycił mnie za rękę i wciągnął do lokalu, który mu się spodobał. Po prostu nie potrafiłem się zdecydować! Widziałem tyle cudownych restauracji, że chciałem zatrzymać się w każdej, ale mogłem wybrać tylko jedną. Nic więc dziwnego, że to Kellin przejął inicjatywę.
    Gdy siedzieliśmy już przy stoliku i czekaliśmy na zamówienie, chłopak szukał czegoś w swoim telefonie. Przesuwał palcem po ekranie, analizując tekst strony internetowej, ale nie miałem pojęcia, co go tak zainteresowało. Zagryzł dolną wargę, a ja zacząłem mieć sprośne myśli, które w ogóle nie powinny się pojawić w mojej głowie. Najwyraźniej już niczego nie kontrolowałem.
- Czego tak szukasz? - zapytałem w końcu, na co brunet cicho westchnął, lecz nie oderwał wzroku od telefonu.
- Jakiejś rozrywki – odparł.- Nie wiem, przedstawienia, festiwalu, koncertu...
- Co ci po przedstawieniu, skoro i tak niczego nie zrozumiesz?
- Oj.- Machnął ręką, po czym zmarszczył brwi i uśmiechnął się pod nosem.- Pójdziemy na koncert. Nie wiem, co to za zespół, ale pójdziemy na ten koncert.
- Pokaż mi.
    Chłopak wręczył mi telefon, a ja przeczytałem opis koncertu. Nie byłem pewny, czy pójście na koncert metalcore'owy był dobrym pomysłem, tym bardziej, że jakoś musieliśmy jeszcze dotrzeć do tego klubu, a nie mieliśmy pojęcia jak. Ale może właśnie o to w tym chodziło. Zgodziłem się na podróż po całym świecie, więc mogę zgodzić się na darcie ryja w klubie. Już nic nie jest mi straszne, więc postanowiłem spróbować wszystkiego, czego nie próbowałem w Stanach.
- Nigdy bym nie pomyślał, że słuchasz takiej muzyki – stwierdziłem, oddając mu telefon.
- Och, Vic, widać, że wielu rzeczy o mnie nie wiesz. - Uśmiechnął się uroczo, a ja spojrzałem na niego z rozbawieniem.- Czyli pójdziemy?
    Pokiwałem głową, przez co brunet klasnął w dłonie i automatycznie się rozpromienił. To sprawiało mu radość, a w moim interesie nie leżało zabieranie mu jej, bo miałem takie widzimisię. Ludzie powinni poznawać innych i próbować przyzwyczajać się do ich zwyczajów, bo kto wie, czy przy tym nie odkryje się czegoś nowego i ciekawego zarazem. Może po tym koncercie zacznę słuchać takiej muzyki? Kto wie, jak to na mnie wpłynie, ale na pewno będzie ciekawym doświadczeniem, które dopiszę do listy „Rzeczy, których nigdy bym nie zrobił, ale zrobiłem”.
- Włączę GPS i jakoś tam dojdziemy. Zostaw to mnie. Jakoś przeżyjemy w tym pięknym mieście.
    Nieco się obawiałem naszego „przeżycia”, gdy miałem opierać się tylko i wyłącznie na Kellinie, ale od razu przypomniałem sobie swoje postanowienie. Nowe rzeczy, Vic, nowe doświadczenia, nowe próby. Więc dałem mu działać.

- To na pewno gdzieś tutaj, daj mi tylko chwilkę.
    Nie miałem pojęcia, ile już szliśmy, ale ta ulica ciągnęła się i ciągnęła, a my nie widzieliśmy naszego celu. Oznakowanie wyraźnie mówiło, że znajdowaliśmy się na dobrej drodze, ale najwyraźniej wyszliśmy z drugiej strony i teraz musieliśmy iść przed siebie, szukając klubu, gdzie za godzinę miał zacząć się koncert. Oczywiście mogliśmy zapytać kogoś o pomoc, ale skąd mielibyśmy pewność, że trafimy na przechodnia dobrze operującego językiem angielskim? Dlatego też skupiliśmy się na GPS, który chyba nie był zbytnio przystosowany do terenów nieznajdujących się w Stanach.
- Strzałeczka posuwa się do przodu. Cel coraz bliżej. Jestem całkiem niezłym przewodnikiem, nie sądzisz? - Wyszczerzył się do mnie, a ja uniosłem brew, piorunując go wzrokiem, bo zacząłem mieć już lekką zadyszkę.- Oho... Zrobiliśmy kółko.
    Rzeczywiście. Stanęliśmy pod klubem, który okazał się znajdować na początku ulicy przy dużym placu. Moja irytacja była wyjątkowo wysoka, gdyż ruszaliśmy z ulicy leżącej równolegle do placu i zrobiliśmy ogromne koło, podczas gdy mogliśmy po prostu przejść obok wielkiej fontanny i od razu znaleźć się pod klubem. Już nigdy nie zaufam GPS, a Kellin już nigdy ponownie nie zostanie przewodnikiem, bo jego orientacja w terenie była raczej marna.
- To cud, że jeszcze cię nie udusiłem – mruknąłem, a chłopak wysłał mi buziaka, chichocząc przy tym pod nosem.
    Pod klubem stało kilka osób. Najwyraźniej zaczęli już wpuszczać do środka, a na zewnątrz pozostała ostatnia grupka, która chciała jeszcze spalić ostatniego papierosa. Zeszliśmy po schodkach w dół, gdzie zatrzymał nas ochroniarz. Kupiliśmy bilety (okazało się, że mężczyzna dobrze rozmawiał po angielsku, więc nie mieliśmy z tym większych problemów) i weszliśmy w głąb sali. Ludzie kłębili się przy scenie, gdzie rozstawiono instrumenty i wyczekiwali występu. Nie pchaliśmy się zbytnio do przodu. Zajęliśmy jeden ze stolików na tyłach. Na szczęście klub nie należał do tych największych, więc nawet stąd mieliśmy bardzo dobry widok na scenę.
- Picie? - zapytał, a ja skinąłem głową.
    Kellin poszedł do baru, a ja zacząłem rozglądać się po lokalu. Było tu trochę duszno, ale nic dziwnego, skoro naraz znajdowało się tu tyle ludzi. Światła zaczęły migotać, fani zespołu krzyknęli w jednym momencie, a ja usłyszałem pierwsze uderzenia w perkusję. Wtedy spojrzałem na scenę. Perkusista mocno uderzał w talerze i bębny, rozpoczynając koncert. Ludzie wiwatowali, wołali kolejnych członków zespołu, którzy pojawiali się na scenie w odstępie około minuty. W tym czasie do stolika wrócił Kellin, który kupił cztery piwa i ledwo je tu doniósł.
- Sprzedali ci? - krzyknąłem, aby przebić się przez chropowaty głos wokalisty.
- Nie muszę mieć dwudziestu jeden lat! Coś cudownego! Jezu, Vic, jak się napiję, to idę w mosha, najwyżej mnie połamią.
    Nie chciałem pytać, co to jest ten „mosh”, ale skoro go połamią, nie mogło to oznaczać nic dobrego. Kellin wypił piwo w ciągu trzech minut, chyba rzeczywiście bardzo mu się śpieszyło, aby wziąć udział w koncercie. W końcu pokazał mi kciuki w górę i zniknął w tłumie. Od razu wiedziałem, że takie występy nie były dla mnie, ale jeśli jemu było dobrze, to niech szaleje. Wokalista miał cholernie mocny głos, krzyczał i warczał do mikrofonu. Tłum śpiewał razem z nim, krzyczał, skandował imiona poszczególnych muzyków. Niektórzy nosili innych na rękach, rzucali się wzajemnie, ale na szczęście nikomu nic się nie stało. Patrzyłem na to nieco sceptycznie, bo wszystko wyglądało jak mała walka, a fakt, że gdzieś w środku był drobny Kellin, powodował u mnie uczucie zdenerwowania. Jeśli złamie nogę będę mieć wyrzuty sumienia.
    W pewnym momencie widownia rozdzieliła się na dwie strony, pozostawiając środek sali pusty. Wokalista policzył do trzech i na jeden ludzie zaczęli biec w swoją stronę, aby się ze sobą zderzyć.
- Matko Boska – szepnąłem, kładąc dłoń na czole i od razu wypijając połowę piwa, bo od razu pomyślałem sobie o zmaltretowanym Kellinie. Jakoś sobie poradzi, Vic, przecież lubi takie koncerty i na pewno był już na wielu.
    Nie miałem pojęcia, ile tak siedziałem, ale zdążyłem wypić dwa i pół piwa, aż w końcu na krzesło obok mnie opadł zdyszany Kellin. Miał rozczochrane włosy, które przykleiły mu się do mokrego czoła, szeroki uśmiech przyklejony do twarzy i głęboko łapał powietrze, starając się ustabilizować oddech. Zmęczył się, więc teraz pewnie nigdzie już nie pójdzie, przez co stałem się nieco spokojniejszy. Chłopak chwycił piwo i wypił je, aby ugasić pragnienie. Wtedy zauważyłem dosyć długą szramę na jego policzku.
- Co ci się stało? - wrzasnąłem przez basy, a Kellin wzruszył ramionami.
- Jedna dziewczyna miała pieszczochy na nadgarstkach i przez przypadek uderzyła mnie nimi w twarz. Nic wielkiego, w ogóle mnie nie boli. Było zajebiście, Vic. Powinieneś trochę się zabawić.
- Za stary jestem na takie coś...
- Sam się postarzasz! Jesteś przed trzydziestką, to wcale nie jest starość. Powinieneś się dopiero rozkręcać.
- Prawdopodobnie jestem tu najstarszą osobą.
- No i co? - Oparł dłonie na stole i nachylił się nade mną.- Pierdol to. Wstydzisz się czegoś? Miej to w dupie. Masz dwadzieścia osiem lat, a nie dziewięćdziesiąt. Jesteś młody, masz możliwości, aby się bawić, a ty jesteś spiętym informatykiem, który niedługo zapuści wąsa i będzie nabijał kolejny level w lolu. Roztyjesz się i będziesz sam do końca życia.
- Nie gram w lola.
- No i chuj! - krzyknął, chwytając moją twarz, którą następnie poklepał dłońmi.- Idź się bawić, a nie siedzisz i pijesz piwo. Masz nogi, to zapierdalaj.
    Następnie wszedł na stół, zrobił z dłoni prowizoryczny megafon i głośno krzyknął, po czym zaczął skakać na blacie. Może i miał rację. Znów zapomniałem o luzie i próbowaniu nowych rzeczy. Zmieniałem się jak w kalejdoskopie – raz chciałem doświadczać nieznanego, a raz po prostu siedzieć przy stole i patrzeć na wszystko z dystansu. Taki byłem i nie potrafiłem się zmienić.
    A jednak postanowiłem coś z tym zrobić. Dopiłem piwo do końca i wdrapałem się na stół, na co Kellin zaśmiał się głośno i chwycił moje ramię. Teraz musiałem bawić się tak jak on. Problem w tym, że nawet w jego wieku nie bawiłem się w ten sposób. Raz kozie śmierć?
    Moje ciało jakby samo zaczęło poruszać się w rytm ciężkiej muzyki, a raczej moja głowa. Włosy nadawały temu całkiem niezły efekt i mogłem poczuć się jak prawdziwy fan tego zespołu. Było całkiem w porządku, ale po piętnastu sekundach zaczęła boleć mnie szyja, więc przestałem. Na szczęście skończyła się piosenka, więc mogłem odpocząć.
- Wow, Vic, jesteś taki szalony. - Kellin zarzucił ręce na mój kark, stając niebezpiecznie blisko mnie.- W końcu rzuciłeś się w wir zabawy. Słabo, bo słabo, ale zawsze. Biję brawo.
    Jego twarz dzieliło od mojej kilka centymetrów. Przełknąłem ślinę i odwróciłem głowę, aby spojrzeć na scenę. Wokalista patrzył prosto na nas i uśmiechał się pod nosem. No nie.
- Stawiam kolejkę drinków całej publiczności, jeśli ta para na stole będzie całować się z języczkiem przez trzydzieści sekund! - krzyknął do mikrofonu i teraz już wszyscy na nas patrzyli.
    Ponownie spojrzałem na Kellina. Chłopak uśmiechnął się grzesznie, ale przy tym dosyć uroczo, tak jak to miał w zwyczaju. Właśnie zostałem pozbawiony prawa do głosu. Jak tak można?
- Masz ochotę na drinka, Vic? - szepnął, a jego oddech muskał moje wargi, do których przybliżał się coraz bardziej.- Bo ja mam. Tym bardziej, że jest darmowy.
- K-Kellin, ja nie jestem pewien...
- Zamknij się.
    I po tych słowach po prostu zaczął mnie całować. Na początku po prostu nie wiedziałem co się dzieje, tłum zaczął wiwatować, a ja po prostu stałem jak taka ciota i dałem mu się całować. Po chwili jednak stwierdziłem, że nie wypada wyglądać aż tak niezręcznie, więc postarałem się jakoś nadążyć nad tempem Kellina. Chwyciłem go w pasie i przyciągnąłem do siebie, zaczynając oddawać jego pocałunki. Czułem, jak się uśmiecha. Jego usta różniły się od tych kobiecych, ale nie były specjalnie ostrzejsze. Może to kwestia jego delikatności.
    Nagle delikatność zniknęła, bo chłopak rozchylił swoje usta. Zapomniałem o języku. Spokojnie, Vic. Rób to tak, jak robiłeś z dziewczynami. Przecież całowałeś się w ten sposób z kobietami. Dlaczego Kellin miałby być inny?
    Może dlatego, bo był pierdolonym, dziesięć lat młodszym facetem, a na dodatek moim pierwszym mężczyzną, którego całowałem?
    Trudno, musiałem wczuć się w rolę i po prostu zaczęliśmy bawić się językami. Nie mogłem powiedzieć, że mi się to nie podobało, co odczuwałem przyjemność, ale to po prostu było inne. Będę musiał to przemyśleć. Wyczuwam kolejne kilka godzin leżenia w łóżku i myślenia nad głupimi rzeczami, takimi jak ten pocałunek.
    Nagle ludzie zaczęli klaskać, a Kellin odsunął się ode mnie i poprowadził swój kciuk przez mój policzek, przez co złapałem jego dłoń i spojrzałem na niego nieco zdziwionym wzrokiem. Chłopak uśmiechnął się lekko, a ja nie potrafiłem się oprzeć, jak tylko odwzajemnić ten uśmiech. Może nie powinienem się tym zamartwiać, bo przecież nie było tak źle. Było nawet lepiej niż kiedykolwiek i uświadomił mi to ten delikatny uśmiech drobnej, porcelanowej laleczki, którą właśnie trzymałem w objęciach.

17 komentarzy:

  1. PIERWSZA
    O KURWOŚCI TEGO PIĘKNEGO ŚWIATA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    KELLIC!!!!!!!!!!!!!!!!!!!11

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "[...]aby się bawić, a ty jesteś spiętym informatykiem, który niedługo zapuści wąsa i będzie nabijał kolejny level w lolu. Roztyjesz się i będziesz sam do końca życia.
      - Nie gram w lola.
      - No i chuj! Masz nogi, to zapierdalaj." TEN CYTAT ROZPIERDOLIŁ MNIE DO CNA!
      PLS CZEKAŁAM NA TO TAK DŁUGO.
      JEZU NIE MAM SŁÓW, TO JEST TAKIE PERF
      KC DŻO, KC KELLIC, KC TO OPOWIADANIE <3333333333

      Usuń
  2. Ooo, do Polski przylecieli <33333
    Wez Dzo, ja dalej czekam na wyjasnienia Kellina co do tego faceta z poprzednich rozdzialow :c
    Zreszta...
    CALOWALI SIE <333333333333
    Dzo, ja juz czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Adsfghjhsdjvald to było zajebiste. Polsza- kraj miłości xD
    Wiedziałam, że się pocałują w tym rozdziale- w polsce haha

    OdpowiedzUsuń
  4. OMFG !!! Kuźwa odleciałam do było takie cudowne, zajebiste, słodkie, piękne ♥... Poprostu kurwa KAWAII !!! *o* ♥
    KC Dżo.. KC poprostu... Nie mam słów... Kurwa cudowne ! Nie mam słów... ♥♥♥ awww *w* ale rozdział i tak za krótki >„< ♥
    Chcę więcej Dżo ! WIĘCEJ !!!! ♥♥♥
    Nie mam słów na to CUDEŃKO...
    Czekam z jak największą niecierpliwością !!! Awww !!! ♥♥♥
    Weeeny kutwa, weeny ♥ !!!

    OdpowiedzUsuń
  5. o mój boże!!!!! nie, po prostu nic dodać nic ująć idealne <3 tyle się w Polsce dzieje jej c: xxx

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja naprawdę chciałabym napisać coś konstruktywnego, ale..
    o matko
    ksfjdl
    to jest zajebiste <3
    idealne.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nareszcie KELLIC ^^
    Ten Vic ze swoimi tekstami mnie rozwala XD
    No i dzięki, dzięki, dzięki Dżo, pocałowali się i to było takie aaa zajebiste
    Wgl zajebisty rozdział!!! no i weny //lucy

    OdpowiedzUsuń
  8. JESEN Z NAJLEPSZYCH!
    O matko bosko, co to sie działo!
    Takie rzeczy tylko w Polszy!
    Przecież to było piękne, idk co napisać więcej bo brak mi słów.
    ZAJEBIŚCIE!
    Uhhh....kocham, kocham, KOCHAM.
    Potrzebuję kolejnego rozdziału, ugggh ;---;
    Weny Dżoooo, KC <3
    /Lindeczka

    OdpowiedzUsuń
  9. HA, WIEDZIAŁAM ŻE BĘDĄ W POLSZY!

    I JEZU, DŻO KOCHAM CIĘ ZA TEN ROZDZIAŁ WIESZ?
    JEZU DKSFGYGFYISYFS
    ROZPIERDOLIŁAŚ MI FILSY, SZCZERZĘ SIĘ DO EKRANU
    JEZUS MARIA DSIGFYGIGSIGIYFYSGIYYS
    KOCHAM CIĘ PO PROSTU.

    I DEBILÓW DO POZNANIA WYSŁAŁAŚ XDDDD
    CZEKAM NA NASTĘPNY!!! X
    /@horalik_swag

    OdpowiedzUsuń
  10. Pierwszy pocałunek :D tak trzymaj Dżo ;* czekam na kolejnego kellica ( ˘ ³˘)♥

    OdpowiedzUsuń
  11. To było takie sgvshbdsvjvdxbuesvjfhjyfthjfdhsfvhysaadthjfr!!! Jebać Paryż! Poznań od dziś miastem miłości!!! Wiedziałam, że to zrobisz napiszesz o Warzawie, o Poznaniu, o Koncercie. Perf. Szkoda, że nie byli obok tęczy w warszawie. Jak sobie to wszystko wyobrażałam to miałam taką bekę, że mejkap mi popłynął. I ten tekst z informatykiem! Dalej tewierdze, że to jest jak The World Tour. XD I ten ich koncertowy pocałunek <3 I spacer nad Wisłą. Zazdro. Po prostu KC Ciebie i twoje ff. Buziaki. :* Czekam na to co dalej będzie w piątek i dalszej przyszłości. ヽ(≧ω≦)ノ
    Be

    OdpowiedzUsuń
  12. Omfg, jaki cudowny rozdział! Czytałam go i uśmiechałam się do siebie jak głupia :"") i miałam zawał, kiedy czytałam jak weszli na stół i się całowali, assdffghjkl!!! *____* poza tym, czy tylko mi się ten koncert kojarzył z omam? :D
    W każdym razie nie mogę doczekać się piątku i kolejnego rozdziału, masz talent, tylko pozazdrościć!
    Dużo weny, KC DŻO ❤ ~sani

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie wymysle nic lepszego niż ludzie wyzej, wiec się tylko do nich podpisze
    Rozdział był cudowny i w ogóle polsza taka supi miłość i romantycznosc przede wszystkim czekam na next bardzo niecierpliwie <3 /M.

    OdpowiedzUsuń
  14. omg, takie super ze az zaczęła mi krewka leciec z nosa, jejuu :"")
    polska taka super jeju <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Slodko bylo. Podoba mi sie jak w tym fanficu przedstawiasz Kellina

    OdpowiedzUsuń
  16. Czytam ten rozdział trzeci raz i jest boski <3 jedyne, co by mnie mogło bardziej uszczęśliwić to jakby się pocałowali w moim mieście Warszawa :P ;-)

    OdpowiedzUsuń