Dziękuję za wszystkie komentarze! Jak zwykle proszę o więcej, bo są super i wiem wtedy, że nadal chcecie czytać. Nie chcę pisać dla pustej sali c:
No to endżoj.
_____________________________
Kellin nie żartował, gdy wspominał o zdobyciu pieniędzy. Co zdziwiło mnie najbardziej, nie zdobył ich w żaden nielegalny sposób. Okazał się sprytnym i inteligentnym chłopakiem, a na dodatek artystą. Nigdy bym się nie spodziewał, że zastanę go w takiej sytuacji jak pewnego wieczora w Dżakarcie.
Poszliśmy do pewnej restauracji, bo Kellin koniecznie chciał spróbować indonezyjskich dań, których nie serwowano w naszym hotelu. Był strasznym uparciuchem, a na dodatek patrzył na mnie tymi swoimi dużymi oczami, więc nie potrafiłem odmówić i zabrałem go do przytulnej knajpki gdzieś w centrum miasta. Zjedliśmy przepyszny posiłek, a ja przed zapłaceniem za jedzenie poszedłem skorzystać z toalety. Moje zdziwienie było cholernie wielkie, gdy zobaczyłem, że na niewielkiej scenie usytuowanej w rogu lokalu, na krzesełku siedzi Kellin, a obok niego usadowił się mężczyzna z gitarą. Brunet ustawił jakieś małe pudełeczko pod swoimi nogami i śpiewał z zamkniętymi oczami do melodii granej przez Indonezyjczyka. Nie miałem pojęcia, że potrafił tak dobrze śpiewać. Wcześniej nucił jakieś piosenki, ale zawsze żartował i nie umiałem usłyszeć jego talentu. Ludzie w restauracji z przyjemnością go słuchali, wrzucali monety i banknoty do pudełeczka, a ja z uśmiechem patrzyłem, jak chłopak z wieloma emocjami wykonuje kolejne partie utworu. Śpiewał przez dwadzieścia minut, po czym zeskoczył z krzesełka, wziął pudełeczko i z uśmiechem na twarzy do mnie podszedł.
- Mówiłem, że zdobędę pieniądze – oznajmił dumnie.- Do tego właściciele dali mi trochę za rozrywkę dla klientów. Super, co nie?
- Nie wiedziałem, że tak dobrze śpiewasz.
- Wielu rzeczy o mnie nie wiesz, Victorze.
Kellin nie pozwolił mi kupić biletu za całkowicie tylko moje pieniądze. Dołożył co nieco od siebie. Był dumny, że zdołał zdobyć sporą sumkę. Zresztą to samo mogłem powiedzieć o sobie. Dobrze, że się usamodzielniał. Chciałem mu pomóc w życiu, bo jeszcze nic o nim nie wiedział. Miał tylko osiemnaście lat, dopiero skończył liceum! Jak mógł spotkać się z przeciwnościami świata, gdy nie opuszczał nawet swojego rodzinnego stanu? Musiał stawić czoła wyzwaniom, a ja chętnie podam mu pomocną dłoń, gdy będzie taka potrzeba.
Postanowiliśmy pozostać w Azji, lecz przenieśliśmy się nieco na północ, a mianowicie do Japonii. Cudowny kraj, zawsze chciałem go zwiedzić i kto by pomyślał, że za kilkanaście minut wyląduję na lotnisku w Tokio i zobaczę tę wspaniałą kulturę. Zawsze gdy myślałem o kolejnej wycieczce, w głowie dopowiadałem słowa: „A to wszystko dzięki Kellinowi”. Taka była prawda.
Po wylądowaniu w Japonii znaleźliśmy przytulny i niedrogi hotel blisko centrum stolicy. Był o wiele mnie ekstrawagancki niż ten w Tajlandii, bo nie chcieliśmy wydawać zbyt wielu pieniędzy. Bilety lotnicze nie należały do najtańszych, mimo że łapaliśmy okazję i szukaliśmy najlepszych cen. Do tego zakwaterowanie, jedzenie i inne drobiazgi również wymagały wydania pieniędzy.
Nasz hotel był utrzymany w typowym japońskim stylu. Lekkie ściany i meble gwarantowały mniejsze niebezpieczeństwo w razie ewentualnego trzęsienia ziemi (nie, żebym jakoś specjalnie go wyczekiwał). Królowały tu beże i brązy, pokój był ciepły i przytulny i gdyby nie ciągnęło mnie do zwiedzania miasta, na pewno ciągle bym tutaj siedział. Kellin z błyszczącymi oczami patrzył na urządzenie pomieszczenia. Chyba nadal nie dowierzał, że poleciał do Japonii i będzie miał okazję zobaczyć obcą kulturę.
- Idziemy na miasto? - zapytałem, stawiając walizkę obok mojego łóżka.
- A zjemy sushi? - Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, na którego widok zaśmiałem się cicho.
- Pewnie. Chodź.
Opuściliśmy pokój, a następnie hotel i stanęliśmy na ulicy pełnej ludzi. Tokio to ogromna metropolia, więc najbezpieczniej będzie trzymać się razem i kupić jakiś plan miasta, tak na wszelki wypadek. Jeszcze tego mi brakowało, żebym zgubił się w obcym miejscu. Nie chodzi o mnie, tylko o Kellina. Skoro potrafił zgubić się na lotnisku, bo zainteresowały go małpy, nie chciałem nawet myśleć o tym, co wydarzyłoby się w Tokio.
Po prostu ruszyliśmy przed siebie. Szukaliśmy jakiegoś małego sklepu, w którym moglibyśmy kupić przewodnik po mieście. Nagle Kellin chwycił mnie za ramię i wskazał na niewielki market, do którego następnie weszliśmy. Było tu wszystko czego potrzebowaliśmy. Zdobyliśmy plan Tokio i spis miejsc wartych zobaczenia. Dzisiaj chcieliśmy skupić się na centrum i atrakcjach umiejscowionych w tej części miasta. Nie chciałem zbytnio oddalać się od hotelu, a i nie miałem ochoty na jeżdżenie samochodem.
Najpierw postanowiliśmy zobaczyć nowszą część miasta. Miałem tu na myśli te wielkie drapacze chmur, światełka przy ruchliwych ulicach i tłum na chodnikach. Widziałem mieszankę przeróżnych tradycji, to było coś niesamowitego. Przez te same pasy na jezdni przechodzili biznesmeni, dziewczynki w dziwnych przebraniach i gejsze! To jak zmieszanie różnych światów, których nie da się do końca odkryć.
Kellin patrzył świecącymi oczyma na kolorowe wystawy sklepowe, a przy niektórych zatrzymywał się, aby oprzeć czoło o szybę i popatrzeć na barwne ekspozycje, które czasami bywały naprawdę dziwne, lecz w Japonii nikt nie uważał ich za ekscesy. Teraz wpatrywał się w różne nakrycia głowy, które wyglądały raczej na dziecięce (chociaż tutaj też nie mogłem być pewny- w końcu to Japonia). Nie zdziwiłem się, że chciał tam wejść. Przecież lubił wszystko co kolorowe i infantylne, aby mówiło o jego charakterze. Chwycił mnie za palec wskazujący i wręcz wciągnął do sklepu. To była zupełnie nie moja bajka, ale jeśli chciał sobie coś kupić, niech kupuje. Wątpiłem, że będzie miał jeszcze taką okazję.
Dosłownie pokicał do sklepowych półek, a ja dałem mu wolną rękę. Wykorzystałem ten czas, aby popatrzeć na wszystkie różności, ale nic nie przypadło mi do gustu. To wszystko było za cukierkowe, puchate, takie dziewczęce. No bo powiedzmy sobie szczerze, kto do cholery jasnej kupuje sobie puchate uszy kota...
- Vic, patrz co mam!
No tak. Kellin kupuje puchate uszy kota i dumnie się nimi obnosi. Spojrzałem na niego z rozbawieniem na jego roześmianą twarz. Z jego ciemnych włosów wystawała para białych kocich uszu. Gdy położył dłonie na policzki, zauważyłem, że kupił sobie jeszcze kocie rękawiczki do kompletu. To wyglądało komicznie, ale przecież nie zabronię mu noszenia tych rzeczy. Jeśli czuł się w nich dobrze, droga wolna. Taki już był i tego nie zmienię.
- Zapłaciłeś już? - zapytałem, a on pokiwał głową w odpowiedzi.- To chodźmy na sushi.
Kellin pisnął, przez co skrzywiłem się nieco, bo jego głos stał się nienaturalnie wysoki, po czym obaj wyszliśmy ze sklepu. Na ulicy nikt nie uważał Kellina za kogoś dziwnego, bo miał na sobie kocie uszy i łapy. Podobała mi się tolerancja i obojętność w tym miejscu.
Nie szliśmy długo. Od razu znaleźliśmy restaurację, do której weszliśmy. Na środku znajdował się duży bar, na którym poruszała się ciemna taśma. Kucharze stawiali na niej talerze zamawiane przez klientów, aby dotarło do nich ich zamówienie. Usiedliśmy na dwóch stołkach przy barze. Nie mieliśmy pojęcia o sushi, więc gdy zapytano nas o nasz wybór, poprosiliśmy o specjalność lokalu. Kucharze robili jedzenie na naszych oczach i wyglądało to naprawdę imponująco. Już nie mogłem się doczekać, aż spróbuję tych pyszności. Jadłem już sushi, ale tylko w Stanach. W Japonii to całkiem coś innego.
Po chwili ściągnęliśmy nasze talerze z taśmy. Chwyciłem pałeczki, a kątem oka zobaczyłem, jak Kellin odkłada swoje kocie rękawiczki na bok, aby mieć wolne palce. Złapał pałeczki i spojrzał na nie niepewnie.
- Nie umiesz jeść pałeczkami? - zaśmiałem się, przez co brunet oblał się rumieńcem.
- Nigdy się nie nauczyłem. Lubię sushi, ale zawsze jadłem sztućcami, bo wypadało mi spomiędzy palców. Czujesz mój ból?
- Tak, bo kiedyś też nie umiałem. Spójrz, pomogę ci.
Ustawiłem pałeczki w jego dłoni w odpowiedni sposób. Poinstruowałem go, jak powinien nimi poruszać, aby chwycić rybę, aby nie spadła w dół. Po kilku minutach załapał i zdołał zjeść kawałek sushi bez pobrudzenia się. Gdy on walczył ze swoim talerzem, ja zająłem się swoim. Jedzenie było przepyszne i gdybym tylko mógł, chciałbym tu zamieszkać. Zamówiłem jeszcze jedną porcję, a Kellin oświadczył, że idzie do toalety. Jego głos był nieco nerwowy, sam nie wiedziałem dlaczego. Nie chciałem pytać, bo pewnie by mi nie powiedział. Może coś mu zaszkodziło? Nie miałem pojęcia. Odprowadziłem go wzrokiem, skupiając się na jego szczupłych nogach, które stawiały niepewne kroki, aż w końcu zniknęły za drzwiami łazienki. Zamrugałem kilka razy i oderwałem spojrzenie dopiero wtedy, gdy do toalety wszedł jakiś Japończyk. Kellin nie wrócił do czasu przybycia mojej porcji sushi. Z łazienki wyszedł rozmawiając cicho z nieznajomym dla mnie Azjatą, co nieco mnie zdziwiło. Chłopak nie wyglądał na tak energicznego jak zwykle i nawet uszy we włosach w żaden sposób nie rozświetlały jego osoby. Miał je nawet nieco przekrzywione, więc smukłymi palcami poprawił je sobie na głowie. Japończyk poklepał go po policzku, po czym wyszedł z lokalu. Zmrużyłem oczy, zastanawiając się nad tą sytuacją, ale jak zawsze postanowiłem za bardzo na niego nie naciskać. Zwykłe pytanie powinno wystarczyć.
Kellin usiadł na swoim miejscu i założył swoje kocie łapki, na które spojrzał z uśmiechem. Znowu zaczął promienieć i to właśnie takiego Kellina lubiłem. Po prostu gdy nie widziałem uśmiechu na jego uroczej twarzy, czułem się głupio. Jakbym przebywał w towarzystwie innego człowieka.
- Wszystko w porządku? - zapytałem, chwytając sushi pałeczkami, aby następnie umieścić je w swoich ustach.
- Co? A, tak – odparł lakonicznie, widocznie unikając tego tematu.
Widzicie? Mówiłem, że nie będzie chciał mi o niczym powiedzieć.
Gdy skończyliśmy jeść, zapłaciłem za posiłek i wyszliśmy z restauracji. Kellin nalegał, żebyśmy poszli do starszej dzielnicy Tokio, aby zobaczyć świątynie. Oczywiście zgodziłem się, bo sam chciałem trochę pozwiedzać. Tym razem musieliśmy trochę iść, aby wydostać się z samego centrum i zajęło nam to sporo czasu. Nie narzekaliśmy jednak, bo mieliśmy okazję zobaczyć miasto i jego kontrasty. To cudowne, raz jesteś otoczony betonem i szkłem, aby kilkaset metrów dalej wejść do pięknego ogrodu ze świątyniami. Kellin nie mógł przestać cię uśmiechać na widok ślicznych kwiatów i zieleni, a ja sam otworzyłem usta, gdy zobaczyłem architekturę tej części miasta. Będę miał co opowiadać kolegom z pracy.
Po kilku dłuższych chwilach zachwycania się pięknem tego miejsca, stwierdziłem, że nie powinienem był zatracać się w nim aż tak, bowiem Kellin zniknął. Może i wypadałoby się już do tego przyzwyczaić, że ten chłopak to dziecko i trzeba go prowadzić na smyczy, ale nadal tego nie zrobiłem. Kupię jakiś sznurek, obwiążę go w pasie i będę za sobą ciągnąć jak psa. To chyba jedyny sposób, aby się ode mnie nie oddalał.
- Ja pierdolę – mruknąłem, odrywając wzrok od świątyni, po czym wyminąłem grupkę starszych turystów i rozpocząłem poszukiwania.
Kompleks zabytków był ogromny i nie wiedziałem gdzie szukać. Przecież mógł być wszędzie! Ten człowiek to zagadka. Chyba potrafił się teleportować, bo raz przebywał w jednym miejscu, aby po chwili znaleźć się w drugim w rekordowym tempie. Miał jakiś motorek w tyłku i nieograniczone pokłady energii.
Lawirowałem pomiędzy turystami i budowlami, ale nigdzie nie widziałem tej małej kulki szczęścia. Raz po raz krzyczałem jego imię, ale wtedy ochrona groźnie na mnie patrzyła i po kilku próbach przestałem hałasować. Jeśli zgubię Kellina w Tokio, będą gryzły mnie ogromne wyrzuty sumienia. Nie mogłem go zgubić. To było pieprzone Tokio.
W pewnym momencie pomyślałem, że z czasem na pewno się odnajdzie. Przecież nie zachce mu się samemu krążyć po tej metropolii, prawda? Dlatego też postanowiłem pooglądać zabytki, a może po drodze spotkam gdzieś tę małą piłeczkę.
Moją uwagę przykuła grupa gejszy, która równym krokiem szła w jedną z bocznych alejek. Stwierdziłem, że może warto by było tam zajrzeć, bo tam jeszcze nie spacerowałem. Z zaciekawieniem poszedłem za nimi i uniosłem wysoko brwi, gdy zobaczyłem, co się tu działo. Przecisnąłem się przez tłum widzów, bo nie należałem do najwyższych osób i chciałem coś zobaczyć. Ustawiliśmy się na planie koła i z uśmiechem patrzyliśmy na to, co działo się na wolnej przestrzeni.
Gejsze to postacie pełne gracji i piękna, które to pokazywały nie tylko przez swój wygląd, ale również kulturę i tradycję. Jednym ze znaków rozpoznawczych był ich taniec. Właśnie miałem okazję go zobaczyć. Był wspaniały – lekki, ale przejmujący i ciekawy. Każda gejsza poruszała się w ten sam sposób, lecz żadna nie była identyczna. Niektóre miały parasolki, niektóre wielkie wachlarze, a razem stanowiły spójną całość. Ludzie patrzyli na nie jak zaczarowani, a czar prysł, gdy muzyka ucichła, a kobiety spoczęły. Turyści zaczęli bić brawo, a jedna osoba robiła to najenergiczniej.
Tak, zgadliście. To był Kellin.
Stał po drugiej stronie koła. Jego dłonie w kocich rękawiczkach mocno się o siebie obijały, a on pokazywał przy tym szereg swoich białych zębów. Uwielbiał muzykę, więc w ogóle się nie dziwiłem, że tak go poniosło. Teraz jednak musiałem wyrwać go z tego pięknego snu i przemówić mu do rozsądku.
Poczekałem, aż gapie rozejdą się i zrobią mi trochę miejsca. Gdy już mogłem się poruszyć, podszedłem do bruneta, który uśmiechnął się niewinnie i pomachał do mnie kocią łapką. Jak on to robił? W jaki sposób stał się tak otwartym człowiekiem? Może odziedziczył to po którymś z rodziców.
- Jeszcze raz mi uciekniesz, to obwiążę cię jakimś sznurkiem i będę prowadzić jak na smyczy – powiedziałem, gdy stanąłem obok niego.- Będziesz jak małe dziecko. Albo pies.
Chłopak położył dłonie na policzkach, zakrywając przy tym połowę swojej twarzy w ten sposób, że było widać tylko jego duże, jasne oczy. Próbował wziąć mnie na litość? Może po prostu był naturalnie uroczy. Tak, zdecydowanie był naturalnie uroczy. Zaraz, co?...
- Kup picie, Vic – powiedział nagle, ściągając dłonie z twarzy.
- Słucham? - zapytałem, zupełnie nie rozumiejąc. Miałem wrażenie, że na chwilę zerknął za moje ramię, ale jak mówiłem, to prawdopodobnie tylko wrażenie.
- Kup mi picie. Chce mi się pić.
- Nie możemy iść razem?
- Nie. Chcę jeszcze popatrzeć na gejsze. Kup mi picie, proooooooszę.
- W porządku. Za chwilę wrócę. Nigdzie stąd nie odchodź.
Kellin pokiwał energicznie głową, a ja wyszedłem z alejki w poszukiwaniu sklepu. Zacząłem się zastanawiać nad jego zachowaniem. To było naprawdę dziwne. Czy zauważył coś podejrzanego za moimi plecami? Na pewno tam spojrzał, jeśli już miałem wszystko dogłębnie analizować. Może miał z tym do czynienia ten Japończyk z restauracji. Tylko skąd mieliby się znać? Przecież Kellin nigdy nie był za granicą, a już na pewno nie w dalekiej Japonii. Jeśli sam mi nie powie, na pewno się nie domyślę. Nie byłem detektywem, nie potrafiłem analizować takich rzeczy.
Znalazłem sklep, jakoś dogadałem się z kasjerką i kupiłem wodę oraz sok. Powinien być zadowolony. Postanowiłem wrócić do kompleksu świątyń, na tę samą alejkę, gdzie zostawiłem Kellina. Miałem nadzieję, że nadal tam siedział. Przecież zostawiłem go na jakieś dwadzieścia minut, powinien tam być, chociaż z nim to nigdy nie wiadomo.
Uśmiechnąłem się lekko, gdy zobaczyłem, że siedzi na krawężniku i wpatruje się w gejsze, ale wyglądał nieco inaczej. Miał wypieki na twarzy, pogniecioną koszulkę i rozczochrane włosy. Kocie uszy nieco się przechyliły, a on dopiero przygładzał włosy i poprawiał je na czubku głowy. Następnie założył rękawiczki na dłonie i poruszył kilka razy palcami. Może z nimi tańczył?
Podszedłem do niego i wręczyłem mu dwie butelki z napojami, na co podziękował mi uśmiechem. Jak zwykle nie pytałem, co się stało. I tak mi nie powie.
Poszliśmy do pewnej restauracji, bo Kellin koniecznie chciał spróbować indonezyjskich dań, których nie serwowano w naszym hotelu. Był strasznym uparciuchem, a na dodatek patrzył na mnie tymi swoimi dużymi oczami, więc nie potrafiłem odmówić i zabrałem go do przytulnej knajpki gdzieś w centrum miasta. Zjedliśmy przepyszny posiłek, a ja przed zapłaceniem za jedzenie poszedłem skorzystać z toalety. Moje zdziwienie było cholernie wielkie, gdy zobaczyłem, że na niewielkiej scenie usytuowanej w rogu lokalu, na krzesełku siedzi Kellin, a obok niego usadowił się mężczyzna z gitarą. Brunet ustawił jakieś małe pudełeczko pod swoimi nogami i śpiewał z zamkniętymi oczami do melodii granej przez Indonezyjczyka. Nie miałem pojęcia, że potrafił tak dobrze śpiewać. Wcześniej nucił jakieś piosenki, ale zawsze żartował i nie umiałem usłyszeć jego talentu. Ludzie w restauracji z przyjemnością go słuchali, wrzucali monety i banknoty do pudełeczka, a ja z uśmiechem patrzyłem, jak chłopak z wieloma emocjami wykonuje kolejne partie utworu. Śpiewał przez dwadzieścia minut, po czym zeskoczył z krzesełka, wziął pudełeczko i z uśmiechem na twarzy do mnie podszedł.
- Mówiłem, że zdobędę pieniądze – oznajmił dumnie.- Do tego właściciele dali mi trochę za rozrywkę dla klientów. Super, co nie?
- Nie wiedziałem, że tak dobrze śpiewasz.
- Wielu rzeczy o mnie nie wiesz, Victorze.
Kellin nie pozwolił mi kupić biletu za całkowicie tylko moje pieniądze. Dołożył co nieco od siebie. Był dumny, że zdołał zdobyć sporą sumkę. Zresztą to samo mogłem powiedzieć o sobie. Dobrze, że się usamodzielniał. Chciałem mu pomóc w życiu, bo jeszcze nic o nim nie wiedział. Miał tylko osiemnaście lat, dopiero skończył liceum! Jak mógł spotkać się z przeciwnościami świata, gdy nie opuszczał nawet swojego rodzinnego stanu? Musiał stawić czoła wyzwaniom, a ja chętnie podam mu pomocną dłoń, gdy będzie taka potrzeba.
Postanowiliśmy pozostać w Azji, lecz przenieśliśmy się nieco na północ, a mianowicie do Japonii. Cudowny kraj, zawsze chciałem go zwiedzić i kto by pomyślał, że za kilkanaście minut wyląduję na lotnisku w Tokio i zobaczę tę wspaniałą kulturę. Zawsze gdy myślałem o kolejnej wycieczce, w głowie dopowiadałem słowa: „A to wszystko dzięki Kellinowi”. Taka była prawda.
Po wylądowaniu w Japonii znaleźliśmy przytulny i niedrogi hotel blisko centrum stolicy. Był o wiele mnie ekstrawagancki niż ten w Tajlandii, bo nie chcieliśmy wydawać zbyt wielu pieniędzy. Bilety lotnicze nie należały do najtańszych, mimo że łapaliśmy okazję i szukaliśmy najlepszych cen. Do tego zakwaterowanie, jedzenie i inne drobiazgi również wymagały wydania pieniędzy.
Nasz hotel był utrzymany w typowym japońskim stylu. Lekkie ściany i meble gwarantowały mniejsze niebezpieczeństwo w razie ewentualnego trzęsienia ziemi (nie, żebym jakoś specjalnie go wyczekiwał). Królowały tu beże i brązy, pokój był ciepły i przytulny i gdyby nie ciągnęło mnie do zwiedzania miasta, na pewno ciągle bym tutaj siedział. Kellin z błyszczącymi oczami patrzył na urządzenie pomieszczenia. Chyba nadal nie dowierzał, że poleciał do Japonii i będzie miał okazję zobaczyć obcą kulturę.
- Idziemy na miasto? - zapytałem, stawiając walizkę obok mojego łóżka.
- A zjemy sushi? - Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, na którego widok zaśmiałem się cicho.
- Pewnie. Chodź.
Opuściliśmy pokój, a następnie hotel i stanęliśmy na ulicy pełnej ludzi. Tokio to ogromna metropolia, więc najbezpieczniej będzie trzymać się razem i kupić jakiś plan miasta, tak na wszelki wypadek. Jeszcze tego mi brakowało, żebym zgubił się w obcym miejscu. Nie chodzi o mnie, tylko o Kellina. Skoro potrafił zgubić się na lotnisku, bo zainteresowały go małpy, nie chciałem nawet myśleć o tym, co wydarzyłoby się w Tokio.
Po prostu ruszyliśmy przed siebie. Szukaliśmy jakiegoś małego sklepu, w którym moglibyśmy kupić przewodnik po mieście. Nagle Kellin chwycił mnie za ramię i wskazał na niewielki market, do którego następnie weszliśmy. Było tu wszystko czego potrzebowaliśmy. Zdobyliśmy plan Tokio i spis miejsc wartych zobaczenia. Dzisiaj chcieliśmy skupić się na centrum i atrakcjach umiejscowionych w tej części miasta. Nie chciałem zbytnio oddalać się od hotelu, a i nie miałem ochoty na jeżdżenie samochodem.
Najpierw postanowiliśmy zobaczyć nowszą część miasta. Miałem tu na myśli te wielkie drapacze chmur, światełka przy ruchliwych ulicach i tłum na chodnikach. Widziałem mieszankę przeróżnych tradycji, to było coś niesamowitego. Przez te same pasy na jezdni przechodzili biznesmeni, dziewczynki w dziwnych przebraniach i gejsze! To jak zmieszanie różnych światów, których nie da się do końca odkryć.
Kellin patrzył świecącymi oczyma na kolorowe wystawy sklepowe, a przy niektórych zatrzymywał się, aby oprzeć czoło o szybę i popatrzeć na barwne ekspozycje, które czasami bywały naprawdę dziwne, lecz w Japonii nikt nie uważał ich za ekscesy. Teraz wpatrywał się w różne nakrycia głowy, które wyglądały raczej na dziecięce (chociaż tutaj też nie mogłem być pewny- w końcu to Japonia). Nie zdziwiłem się, że chciał tam wejść. Przecież lubił wszystko co kolorowe i infantylne, aby mówiło o jego charakterze. Chwycił mnie za palec wskazujący i wręcz wciągnął do sklepu. To była zupełnie nie moja bajka, ale jeśli chciał sobie coś kupić, niech kupuje. Wątpiłem, że będzie miał jeszcze taką okazję.
Dosłownie pokicał do sklepowych półek, a ja dałem mu wolną rękę. Wykorzystałem ten czas, aby popatrzeć na wszystkie różności, ale nic nie przypadło mi do gustu. To wszystko było za cukierkowe, puchate, takie dziewczęce. No bo powiedzmy sobie szczerze, kto do cholery jasnej kupuje sobie puchate uszy kota...
- Vic, patrz co mam!
No tak. Kellin kupuje puchate uszy kota i dumnie się nimi obnosi. Spojrzałem na niego z rozbawieniem na jego roześmianą twarz. Z jego ciemnych włosów wystawała para białych kocich uszu. Gdy położył dłonie na policzki, zauważyłem, że kupił sobie jeszcze kocie rękawiczki do kompletu. To wyglądało komicznie, ale przecież nie zabronię mu noszenia tych rzeczy. Jeśli czuł się w nich dobrze, droga wolna. Taki już był i tego nie zmienię.
- Zapłaciłeś już? - zapytałem, a on pokiwał głową w odpowiedzi.- To chodźmy na sushi.
Kellin pisnął, przez co skrzywiłem się nieco, bo jego głos stał się nienaturalnie wysoki, po czym obaj wyszliśmy ze sklepu. Na ulicy nikt nie uważał Kellina za kogoś dziwnego, bo miał na sobie kocie uszy i łapy. Podobała mi się tolerancja i obojętność w tym miejscu.
Nie szliśmy długo. Od razu znaleźliśmy restaurację, do której weszliśmy. Na środku znajdował się duży bar, na którym poruszała się ciemna taśma. Kucharze stawiali na niej talerze zamawiane przez klientów, aby dotarło do nich ich zamówienie. Usiedliśmy na dwóch stołkach przy barze. Nie mieliśmy pojęcia o sushi, więc gdy zapytano nas o nasz wybór, poprosiliśmy o specjalność lokalu. Kucharze robili jedzenie na naszych oczach i wyglądało to naprawdę imponująco. Już nie mogłem się doczekać, aż spróbuję tych pyszności. Jadłem już sushi, ale tylko w Stanach. W Japonii to całkiem coś innego.
Po chwili ściągnęliśmy nasze talerze z taśmy. Chwyciłem pałeczki, a kątem oka zobaczyłem, jak Kellin odkłada swoje kocie rękawiczki na bok, aby mieć wolne palce. Złapał pałeczki i spojrzał na nie niepewnie.
- Nie umiesz jeść pałeczkami? - zaśmiałem się, przez co brunet oblał się rumieńcem.
- Nigdy się nie nauczyłem. Lubię sushi, ale zawsze jadłem sztućcami, bo wypadało mi spomiędzy palców. Czujesz mój ból?
- Tak, bo kiedyś też nie umiałem. Spójrz, pomogę ci.
Ustawiłem pałeczki w jego dłoni w odpowiedni sposób. Poinstruowałem go, jak powinien nimi poruszać, aby chwycić rybę, aby nie spadła w dół. Po kilku minutach załapał i zdołał zjeść kawałek sushi bez pobrudzenia się. Gdy on walczył ze swoim talerzem, ja zająłem się swoim. Jedzenie było przepyszne i gdybym tylko mógł, chciałbym tu zamieszkać. Zamówiłem jeszcze jedną porcję, a Kellin oświadczył, że idzie do toalety. Jego głos był nieco nerwowy, sam nie wiedziałem dlaczego. Nie chciałem pytać, bo pewnie by mi nie powiedział. Może coś mu zaszkodziło? Nie miałem pojęcia. Odprowadziłem go wzrokiem, skupiając się na jego szczupłych nogach, które stawiały niepewne kroki, aż w końcu zniknęły za drzwiami łazienki. Zamrugałem kilka razy i oderwałem spojrzenie dopiero wtedy, gdy do toalety wszedł jakiś Japończyk. Kellin nie wrócił do czasu przybycia mojej porcji sushi. Z łazienki wyszedł rozmawiając cicho z nieznajomym dla mnie Azjatą, co nieco mnie zdziwiło. Chłopak nie wyglądał na tak energicznego jak zwykle i nawet uszy we włosach w żaden sposób nie rozświetlały jego osoby. Miał je nawet nieco przekrzywione, więc smukłymi palcami poprawił je sobie na głowie. Japończyk poklepał go po policzku, po czym wyszedł z lokalu. Zmrużyłem oczy, zastanawiając się nad tą sytuacją, ale jak zawsze postanowiłem za bardzo na niego nie naciskać. Zwykłe pytanie powinno wystarczyć.
Kellin usiadł na swoim miejscu i założył swoje kocie łapki, na które spojrzał z uśmiechem. Znowu zaczął promienieć i to właśnie takiego Kellina lubiłem. Po prostu gdy nie widziałem uśmiechu na jego uroczej twarzy, czułem się głupio. Jakbym przebywał w towarzystwie innego człowieka.
- Wszystko w porządku? - zapytałem, chwytając sushi pałeczkami, aby następnie umieścić je w swoich ustach.
- Co? A, tak – odparł lakonicznie, widocznie unikając tego tematu.
Widzicie? Mówiłem, że nie będzie chciał mi o niczym powiedzieć.
Gdy skończyliśmy jeść, zapłaciłem za posiłek i wyszliśmy z restauracji. Kellin nalegał, żebyśmy poszli do starszej dzielnicy Tokio, aby zobaczyć świątynie. Oczywiście zgodziłem się, bo sam chciałem trochę pozwiedzać. Tym razem musieliśmy trochę iść, aby wydostać się z samego centrum i zajęło nam to sporo czasu. Nie narzekaliśmy jednak, bo mieliśmy okazję zobaczyć miasto i jego kontrasty. To cudowne, raz jesteś otoczony betonem i szkłem, aby kilkaset metrów dalej wejść do pięknego ogrodu ze świątyniami. Kellin nie mógł przestać cię uśmiechać na widok ślicznych kwiatów i zieleni, a ja sam otworzyłem usta, gdy zobaczyłem architekturę tej części miasta. Będę miał co opowiadać kolegom z pracy.
Po kilku dłuższych chwilach zachwycania się pięknem tego miejsca, stwierdziłem, że nie powinienem był zatracać się w nim aż tak, bowiem Kellin zniknął. Może i wypadałoby się już do tego przyzwyczaić, że ten chłopak to dziecko i trzeba go prowadzić na smyczy, ale nadal tego nie zrobiłem. Kupię jakiś sznurek, obwiążę go w pasie i będę za sobą ciągnąć jak psa. To chyba jedyny sposób, aby się ode mnie nie oddalał.
- Ja pierdolę – mruknąłem, odrywając wzrok od świątyni, po czym wyminąłem grupkę starszych turystów i rozpocząłem poszukiwania.
Kompleks zabytków był ogromny i nie wiedziałem gdzie szukać. Przecież mógł być wszędzie! Ten człowiek to zagadka. Chyba potrafił się teleportować, bo raz przebywał w jednym miejscu, aby po chwili znaleźć się w drugim w rekordowym tempie. Miał jakiś motorek w tyłku i nieograniczone pokłady energii.
Lawirowałem pomiędzy turystami i budowlami, ale nigdzie nie widziałem tej małej kulki szczęścia. Raz po raz krzyczałem jego imię, ale wtedy ochrona groźnie na mnie patrzyła i po kilku próbach przestałem hałasować. Jeśli zgubię Kellina w Tokio, będą gryzły mnie ogromne wyrzuty sumienia. Nie mogłem go zgubić. To było pieprzone Tokio.
W pewnym momencie pomyślałem, że z czasem na pewno się odnajdzie. Przecież nie zachce mu się samemu krążyć po tej metropolii, prawda? Dlatego też postanowiłem pooglądać zabytki, a może po drodze spotkam gdzieś tę małą piłeczkę.
Moją uwagę przykuła grupa gejszy, która równym krokiem szła w jedną z bocznych alejek. Stwierdziłem, że może warto by było tam zajrzeć, bo tam jeszcze nie spacerowałem. Z zaciekawieniem poszedłem za nimi i uniosłem wysoko brwi, gdy zobaczyłem, co się tu działo. Przecisnąłem się przez tłum widzów, bo nie należałem do najwyższych osób i chciałem coś zobaczyć. Ustawiliśmy się na planie koła i z uśmiechem patrzyliśmy na to, co działo się na wolnej przestrzeni.
Gejsze to postacie pełne gracji i piękna, które to pokazywały nie tylko przez swój wygląd, ale również kulturę i tradycję. Jednym ze znaków rozpoznawczych był ich taniec. Właśnie miałem okazję go zobaczyć. Był wspaniały – lekki, ale przejmujący i ciekawy. Każda gejsza poruszała się w ten sam sposób, lecz żadna nie była identyczna. Niektóre miały parasolki, niektóre wielkie wachlarze, a razem stanowiły spójną całość. Ludzie patrzyli na nie jak zaczarowani, a czar prysł, gdy muzyka ucichła, a kobiety spoczęły. Turyści zaczęli bić brawo, a jedna osoba robiła to najenergiczniej.
Tak, zgadliście. To był Kellin.
Stał po drugiej stronie koła. Jego dłonie w kocich rękawiczkach mocno się o siebie obijały, a on pokazywał przy tym szereg swoich białych zębów. Uwielbiał muzykę, więc w ogóle się nie dziwiłem, że tak go poniosło. Teraz jednak musiałem wyrwać go z tego pięknego snu i przemówić mu do rozsądku.
Poczekałem, aż gapie rozejdą się i zrobią mi trochę miejsca. Gdy już mogłem się poruszyć, podszedłem do bruneta, który uśmiechnął się niewinnie i pomachał do mnie kocią łapką. Jak on to robił? W jaki sposób stał się tak otwartym człowiekiem? Może odziedziczył to po którymś z rodziców.
- Jeszcze raz mi uciekniesz, to obwiążę cię jakimś sznurkiem i będę prowadzić jak na smyczy – powiedziałem, gdy stanąłem obok niego.- Będziesz jak małe dziecko. Albo pies.
Chłopak położył dłonie na policzkach, zakrywając przy tym połowę swojej twarzy w ten sposób, że było widać tylko jego duże, jasne oczy. Próbował wziąć mnie na litość? Może po prostu był naturalnie uroczy. Tak, zdecydowanie był naturalnie uroczy. Zaraz, co?...
- Kup picie, Vic – powiedział nagle, ściągając dłonie z twarzy.
- Słucham? - zapytałem, zupełnie nie rozumiejąc. Miałem wrażenie, że na chwilę zerknął za moje ramię, ale jak mówiłem, to prawdopodobnie tylko wrażenie.
- Kup mi picie. Chce mi się pić.
- Nie możemy iść razem?
- Nie. Chcę jeszcze popatrzeć na gejsze. Kup mi picie, proooooooszę.
- W porządku. Za chwilę wrócę. Nigdzie stąd nie odchodź.
Kellin pokiwał energicznie głową, a ja wyszedłem z alejki w poszukiwaniu sklepu. Zacząłem się zastanawiać nad jego zachowaniem. To było naprawdę dziwne. Czy zauważył coś podejrzanego za moimi plecami? Na pewno tam spojrzał, jeśli już miałem wszystko dogłębnie analizować. Może miał z tym do czynienia ten Japończyk z restauracji. Tylko skąd mieliby się znać? Przecież Kellin nigdy nie był za granicą, a już na pewno nie w dalekiej Japonii. Jeśli sam mi nie powie, na pewno się nie domyślę. Nie byłem detektywem, nie potrafiłem analizować takich rzeczy.
Znalazłem sklep, jakoś dogadałem się z kasjerką i kupiłem wodę oraz sok. Powinien być zadowolony. Postanowiłem wrócić do kompleksu świątyń, na tę samą alejkę, gdzie zostawiłem Kellina. Miałem nadzieję, że nadal tam siedział. Przecież zostawiłem go na jakieś dwadzieścia minut, powinien tam być, chociaż z nim to nigdy nie wiadomo.
Uśmiechnąłem się lekko, gdy zobaczyłem, że siedzi na krawężniku i wpatruje się w gejsze, ale wyglądał nieco inaczej. Miał wypieki na twarzy, pogniecioną koszulkę i rozczochrane włosy. Kocie uszy nieco się przechyliły, a on dopiero przygładzał włosy i poprawiał je na czubku głowy. Następnie założył rękawiczki na dłonie i poruszył kilka razy palcami. Może z nimi tańczył?
Podszedłem do niego i wręczyłem mu dwie butelki z napojami, na co podziękował mi uśmiechem. Jak zwykle nie pytałem, co się stało. I tak mi nie powie.
pierwsza XDDDDDD
OdpowiedzUsuńomg czy Kells cos z tym gościem.. za pieniądze? :oooooo
Viktur ratuj go pls
kc motzno Dżo, twoje rozdziały nigdy nie zawodzą i warto czekać ten tydzień <3
Ooo podejrzanie się zrobiło ;o...
OdpowiedzUsuńDżo dla Twoich rozdziałów warto czekać ♡ pięknie piszesz ^^ powinnaś to wszystko wydrukować i wydać książkę xd ^^ nie no serio nie mogę się doczekać ;c Koocham Cię ♥ czekam ! Weny ! ♡
Omg, Kellin w kocich uszkach, awwwwwwh *---*
OdpowiedzUsuńWyobrazilam to sobie and I can't hsjkajaswjjs ;-;
ale idk, dziwnie sie jakoś zachowuje, nie mogę się doczekać, żeby dowiedzieć sie o co chodzi z tym kolesiem...
Rozdział jest mega świetny, na chwilę przeniosłam się myślami na kontynent azjatycki, ahh *-*
Dużooo, dużo weny! c;
KC ♥
/Lindeczka
Omfg kells co ty wyprawiasz? :0
OdpowiedzUsuńNiestety victur nie radze ci mieszkać w japoni bo by cie tam prędzej czy później ubili xD
Serio, japończycy boją się obcokrajowców. Mój kuzyn mieszkał w japonii i nie było za fajnie. Znaczy niby znalazł tam dziewczyne ale i tak...
Super ekstra rozdział. Kellin w uszkach i z tymi łapkami taki kawaii. (´ω`★)
Ooo, słodko ^.^
OdpowiedzUsuńTaki Kell
Rozdział jak rozdział. Twój rozdział. Genialny, urzekający. W sumie gdybyś zamiast ff pisała przewodniki turystyczne to je też czytalabym z wypiekami ;)
Weny, weny i jeszcze raz powodzenia :D
Kocham
/Skittles
Super czekam na next!! , w realu Quinn to nazwisko czy drugie imię? ?
OdpowiedzUsuńdrugie imię :)
UsuńHhaha Quinn daje dupy CUDNIE ;d kc twoje imaginy <3
OdpowiedzUsuńCzy Kellin z tym gosciem w toalecie ten tego..... no wiecie o co chodzi
OdpowiedzUsuńZe za kase?
A te gejsze pozniej
Niech Vic serio kupi sznurek
Kc dzo weny mala
Rozdział świetny. Zastanawiam się, jak z pewnością każdy, o co chodzi z tym facetem... Nie pozostaje nic innego, jak czekanie na nowy rozdział. Mam nadzieję, że Kellin wreszcie otworzy się przed Victorem.
OdpowiedzUsuńWeny Xo
Jak mi się podoba, że z każdym rozdziałem poznajemy zarówno inne kultury, jak i naszych bohaterów, którzy można powiedzieć coraz bardziej się zaprzyjaźniają. A Kellin od początku był intrygującą postacią, jednak teraz jest jakąś zagadką :D Mam nadzieję, że niedługo prawda wyjdzie na jaw (jak to brzmi o_o)
OdpowiedzUsuńjeju co się dzieje Kellin :o rozdział super jak zawsze <3
OdpowiedzUsuńkjut kjut kjut kjut kawaii kjut. Kells w kocich uszkach. Ale ale... Czyżby on się prostytuował?! o.O Czemu Vic nie idzie w zaparte i nie pyta? Jak zawsze piękne jest co piszesz, ale to jest istne apogeum cudowności!! Czekam do piątku z utęsknieniem. :)
OdpowiedzUsuńBe
"Prostytuował" XDD rozwaliłaś mnie xp
UsuńEj no... czo kellin robi z tymi facetami :o
OdpowiedzUsuńMam pewne ppdejzenia, ale o tym pewnoe musla wszyscy xd
Jiz nie moge doczekac sie nexta :)
Kells uroczy, nareszcie zaczyna się Vicowi podobać ^^
OdpowiedzUsuńAle co on nic nie chce mówić Vicowi? No chyba w końcu zacznie
Weny i czekam na nast. rozdział ;) //lucy
Strasznie mi się podoba. Czekam na next ^^
OdpowiedzUsuń(Nie umiem pisać komentarzy)
Świetne
OdpowiedzUsuńjuż nie mogę się doczekać nowego rozdziału, chcę wiedzieć czy kellin i ten Japończyk mają coś ze sobą wspólnego
Z rozdziału na rozdział jest coraz przyjemniej. Z wielką radością czytam twoje opowiadania. Boże a Kellin taki słodki.
OdpowiedzUsuńPięknie pięknie piszesz ;) zazdro :o cieszę się gdy Czytam twoje opowiadania ;* czekam na następny <3 KC
OdpowiedzUsuń