piątek, 10 października 2014

2.

Tak jak mówiłam, rozdziały będą pojawiać się w piątki w godzinach popołudniowych/wieczornych. Liczę na komentarze, jak zwykle zresztą, więc mnie nie zawiedźcie c: Pamiętajcie, że one również mnie napędzają, bo wtedy wiem, że ktoś jest tym zainteresowany.
No to do napisania.
________________________
    Jak opisać Kellina jednym słowem?
    Gaduła.
    Przysięgam, jemu chyba nigdy nie zamykała się buzia. Ciągle o czymś opowiadał, coś komentował, zachwycał się najmniejszymi drobiazgami i wydawało mi się, że nie znał granic i był w stanie osiągnąć wszystko. Pomoc staruszce, która nie potrafiła poradzić sobie z torbą, nie stanowiła dla niego większego problemu. Od razu do niej doskoczył i wziął od niej bagaż, aby schować go w schowku. Zagadywał stewardessy i w czyście przyjacielski sposób prowadził z nimi długie konwersacje, bo po prostu nie potrafił się przymknąć. Może i był bardzo otwarty i wesoły, co zaliczało się raczej do pozytywnych cech, ale z czasem miałem dość jego wiecznego nadawania o wszystkim i o niczym. Byłem zmęczony, chciałem się zdrzemnąć, bo zapewne po wylądowaniu w Tajlandii przeżyję szok stref czasowych, więc musiałem funkcjonować jak człowiek i przespać podróż. Kellin najwyraźniej trzymał w sobie niezliczone pokłady energii, bo ciągle gadał i ciągle gdzieś chodził, nie zważając na słowa pasażerów i stewardess, że powinien usiąść i zająć się czymś innym. Zaczął mnie irytować swoim zachowaniem. Nie mogłem zrobić nic z jego charakterem, ale niech zamknie buzię chociaż do końca podróży.
- Vic. - Dźgnął mnie palcem, a ja zacisnąłem zęby i powoli otworzyłem oczy.- Vic, mogę sobie wziąć ciasteczko?
- Jakie ciasteczko? - mruknąłem, wyprostowując się na fotelu i mrużąc oczy.
- W twoim plecaku są ciasteczka i tak sobie pomyślałem, że mógłbym sobie jedno wziąć. Nie chcę wyjadać ci wszystkich, tylko jedno, ewentualnie dwa, bo wyglądają naprawdę apetycznie. Bardzo lubię ciasteczka maślane, byle nie były z cytrusami i orzechami, bo jestem uczulony.
- Weź sobie to ciasteczko i się nim zapchaj – powiedziałem, nie chcąc, aby rozwinął swoją myśl o ciasteczkach i swoich alergiach.- Dasz mi się przespać?
- Pewnie, że tak. - Uśmiechnął się, otwierając pudełko z ciasteczkami, z którego wyciągnął jedno i objął je ustami.- Nie chcę ci przeszkadzać. Jestem grzeczny. Bezproblemowy. Śpij sobie, Vic. Dobranoc! Nie śnij o rozbijaniu samolotów i spadaniu!
    Przetarłem twarz dłonią i zamknąłem oczy. To będzie naprawdę bardzo długa podróż, tym bardziej, że zamiast słów Kellina, słyszałem jego chrupanie, bo najwyraźniej pozwolił sobie wziąć więcej niż jedno ciasteczko.
    Gdy otworzyłem oczy, zatkały mi się uszy, co oznaczało, że schodziliśmy do lądowania. Przeciągnąłem się i spojrzałem przez okno. Niebo ozdabiało wschodzące słońce, które wyglądało imponująco z tego miejsca. Uśmiechnąłem się do siebie. Może ta Tajlandia nie była takim złym pomysłem. Zobaczę trochę świata, pozwiedzam, poznam nowy kraj, ludzi i kulturę. Może nauczę się podstaw tajskiego? Jedynym problemem może być bilet powrotny, ale wtedy poszukam już czegoś bezpośrednio do Kalifornii.
    Odwróciłem głowę i zobaczyłem śpiącego Kellina, który oddychał przez otwarte usta, a jego ciemne włosy przykryły mu czoło i oczy. No tak, miałem jeszcze jego na głowie. Przecież nie zostawię osiemnastolatka samego w Tajlandii. Gdyby coś mu się stało, miałbym go na sumieniu, nawet jeśli go nie znałem. Najwyraźniej byliśmy dla siebie skazani, ale kto wie, może przyda mi się  jakieś towarzystwo. Byle tylko tyle nie gadał, bo od natłoku informacji wystrzeliwanych z jego ust jak z karabinu maszynowego pęknie mi głowa.
    Powoli się obniżaliśmy, a ja zacząłem żuć dolną wargę, bo znów bolała mnie głowa. Czekałem tylko na lekkie szarpnięcie, które oznaczało, że wylądowaliśmy. Kellin nadal spał jak zabity. Trochę mu się dziwiłem, jak mógł spać w takich warunkach, ale przynajmniej było cicho. Gdy w samolocie rozległ się głos stewardessy, że lądujemy za pięć minut, chłopak poruszył się i otworzył jedno oko. Jego jasna tęczówka zabłyszczała, a on odkaszlnął cicho, czyszcząc przy tym gardło. Poprawił się na fotelu i przetarł oczy, przez co wyglądał jak małe dziecko. Rozejrzał się wokół i uśmiechnął się na mój widok, przeczesując włosy palcami.
- Cześć, Vic – odezwał się jako pierwszy, a ja skinąłem głową w odpowiedzi.- Lądujemy? - Znów ruch głową.- Jeju, mój pierwszy raz za granicą.
    Mimo lekkiej irytacji, uśmiechnąłem się pod nosem, prawie niewidocznie. Kellin był bardzo śmieszny, ale przez to pozytywny i niósł ze sobą jakieś światełko, które pragnął przekazywać innym. Może i jego wieczne gadanie było denerwujące, ale swoją roześmianą twarzą rozjaśniał całe pomieszczenie i zarażał radością inne osoby. Mnie też, nawet jeśli nie do końca to okazywałem.
    Kellin siedział jak na szpilkach. Chciał już wylądować i zobaczyć obcy kraj. Z jego słów wywnioskowałem, że nigdy nie wyjechał ze Stanów, ale korciło go do zobaczenia reszty świata. Był jak małe dziecko, chciał wszystko odkryć i poznać odpowiedzi na nurtujące go pytania. Gdy koła samolotu dotknęły powierzchni ziemi, zakrył usta dłonią i spojrzał na mnie z entuzjazmem. Cieszyłem się razem z nim, naprawdę, ale byliśmy dwiema różnymi osobami i nie okazywaliśmy swojej radości w ten sam sposób.
- Vic, przeżyłem lądowanie w Tajlandii – powiedział pogodnie, a ja uśmiechnąłem się do niego i pokiwałem głową.- Dziękuję, że mnie ze sobą zabrałeś, mimo że nie musiałeś...
- Cała przyjemność po mojej stronie. A teraz podnieś tyłek i wychodzimy.
    Kellin wstał z miejsca i zaczął iść przez pokład samolotu, aby dotrzeć do wyjścia. Założyłem swój plecak na ramiona i poszedłem za nim. Załoga samolotu pożegnała się z nami, a my wyszliśmy na tajskie powietrze, które nawet we wczesnych godzinach porannych odznaczało się duchotą i wilgotnością zarazem.
- Jestem w Tajlandii! - zaśmiał się i żwawo zaczął schodzić po schodach, a ja z rozbawieniem patrzyłem na jego entuzjazm. Był jeszcze młody, niech się bawi.- Gdyby moja mama się o tym dowiedziała, to by mnie zabiła – dodał, gdy znalazłem się obok niego na płycie lotniska.
- Uciekłeś z domu? - zapytałem.
- Nie mogę ci powiedzieć – odpowiedział ze smutkiem, lecz po chwili ten wyraz twarzy przerodził się w uśmiech.- Ale może kiedy indziej ci powiem. Jak lepiej się poznamy. Dalej, Vic, trzeba znaleźć twoją walizkę! - zawołał, chwytając mnie za ramię i ciągnąc w stronę wejścia do budynku.
    To lotnisko należało do tych ogromnych, na których łatwo można się zgubić, więc lepiej nie zbaczać z drogi, jeśli chce się zaoszczędzić na czasie. Tak jak przypuszczałem, spotkaliśmy się z tłumem Azjatów, którzy szli w swoją stronę. Kręcili się tutaj także turyści, widocznie zagubieni i szukający tej właściwej drogi. Odwróciłem się w prawo, gdzie przed chwilą stał Kellin, ale teraz zniknął? Gdzie on do cholery polazł?
- Kellin?! - krzyknąłem, lecz ludzie jedynie na mnie spojrzeli i niczego innego nie uczynili.- Kellin, gdzie jesteś?!
    Ruszyłem przez tłok i zacząłem szukać burzy ciemnych włosów, które kontrastowały się z bladą cerą chłopaka. Na pewno będzie się wyróżniał w tłumie, biorąc pod uwagę, że ludzie tutaj należeli do bardzo opalonych osób. Poszedłem w stronę małego wewnętrznego ogródka, gdzie było mniej tej całej hałastry. I wtedy go zobaczyłem. Stał przy barierce, na którą napierał brzuchem i prawie się przez nią przechylał. Zaraz tam do cholery jasnej wpadnie i pojawi się kolejny problem.
- Kellin! - krzyknąłem, a chłopak odwrócił się w moją stronę i zszedł z barierki.- Dlaczego się ode mnie odłączyłeś? Mogłeś się zgubić, tu jest pełno ludzi i może stać ci się krzywda.
- Oj, Vic, nie udawaj mojego ojca – odparł nonszalancko, po czym ponownie odwrócił się w stronę barierki.- Patrz, tam są małpy! Tak sobie biegają po lotnisku, czy to nie dziwne? Chcę taką małpę, Vic.
    Chciałem go zatrzymać, ale on zrzucił plecak z ramion i zaczął wchodzić na barierkę. Przerzucił jedną nogę na drugą stronę, aby następnie zrobić to samo z drugą. Naprawdę zachowywał się jak dzieciak, lecz to było już po prostu niebezpieczne i głupie.
- Kellin, do cholery jasnej! - wrzasnąłem, a na całą szopkę zaczęli zwracać uwagę pojedynczy ludzie.- Wychodź stamtąd!
    Brunet chwycił jedną z małp (to były makaki) za ogon i próbował wziąć ją na ręce, ale ona wyrwała mu się i uciekła za jakiś krzak. To jeszcze nic. Chłopak zauważył malutką małpkę, na której widok zaświeciły mu się oczy i mogłem przysiąc, że od razu się w niej zakochał.
- Kellin! Kellin, ty mały gnoju!
    Już chciałem przejść przez barierkę i go stamtąd wyciągnąć, ale uprzedził mnie rosły mężczyzna, ochrona lotniska. Strażnik przeszedł przez ogrodzenie, chwycił roześmianego Kellina w pasie i przewiesił go sobie przez ramię. Następnie zaczął iść w stronę wyjścia, więc zabrałem plecak chłopaka i podreptałem za nimi. Ochroniarz rzucił Kellinem o ziemię i zamknął nam lotnisko przed nosem. Najwyraźniej dzisiaj nie uda nam się tam wejść.
    Kellin jęknął przeciągle, a ja spojrzałem w dół. Cóż, nie miał szczęścia co do upadania i znowu będzie kuśtykał. Nie dorósł do swojego wieku, bo jaki osiemnastolatek biega za małpami i chce się z nimi bawić? Osobiście nie znałem takiego przypadku, a i ja nie zachowywałem się w ten sposób po skończeniu liceum.
    Chłopak dźwignął się na nogi i założył plecak. Uśmiechnął się do mnie niepewnie, chcąc rozładować napięcie. Mój wyraz twarzy wskazywał na moje zirytowanie. Jeśli mam się nim „opiekować”, to niech nie daje mi powodów, przez które nie powinienem tego robić. Wziąłem go pod swoje skrzydła bezinteresownie, więc niech mi nie podpada. Byłem uległym i przyjaznym człowiekiem do czasu, aż się zdenerwuję.
- Co masz mi do powiedzenia? - odezwałem się, krzyżując ręce na torsie.
- Że przepraszam – mruknął, a uśmiech zszedł z jego delikatnej twarzy.- To było głupie, ale zwierzęta są takie cudowne, a u nas w Michigan nie ma takich zajebistych małp...
- Nie jestem twoim opiekunem, ale coś mi mówi, że muszę się tobą zajmować, więc bądź posłuszny, w porządku?
- Zawsze jestem posłuszny – zaśmiał się i do mnie mrugnął, przez co zmarszczyłem czoło. A to co miało do cholery znaczyć?- No prawie zawsze. Ale tak to jestem grzeczny. Naprawdę. Już niczego złego nie zrobię. A jak zrobię, to możesz mnie tu zostawić całkiem samego i już się mną nie przejmować.
- Byłem bliski zostawienia cię w tym ogródku – odparłem, przez co Kellin zachichotał cicho.- Ale miałbym cię na sumieniu, nawet jeśli się nie znamy.
- Musimy się poznać, Vic! Ale najpierw weź swój bagaż.
- Chyba nie wpuszczą nas do budynku – stwierdziłem sceptycznie, spoglądając na wejście na lotnisko, przy którym stał ochroniarz i bacznie nas obserwował.- Jutro przyjdziemy.
- Jesteś pewny?
- Tak. Chodź, musimy znaleźć jakiś nocleg.
    Ruszyliśmy w stronę wyjazdu z lotniska. Nie wzięliśmy żadnej taksówki, bo wywnioskowałem, że i tak nie potrafiłbym podać kierowcy żadnego adresu. Musieliśmy dotrzeć do centrum i tam znaleźć jakiś hotel. Problem w tym, że nie miałem pojęcia, jak daleko znajdowało się lotnisko od serca miasta.
- Vic – odezwał się Kellin, któremu chyba też nie podobała się wizja spaceru przez nie wiadomo jak długi czas.- Weźmy taksówkę.
- A umiesz porozumieć się po tajsku? - zapytałem, na co ten pokręcił przecząco głową.
- Przecież po angielsku też się dogadamy. Halo, halo taxi! - krzyknął, gdy zobaczył na drodze jakąś pustą taksówkę, która zwolniła i zatrzymała się przy chodniku.
    Nic dziwnego, że kierowca zwrócił na nas uwagę, skoro Kellin zaczął wymachiwać rękoma i skakać na krawężniku. Miał szczęście, że z niego nie spadł i nic sobie nie zrobił. Chłopak od razu otworzył drzwi i wsadził głowę do środka pojazdu. Zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie miał ADHD. To było bardzo możliwe, jakby tak na niego spojrzeć i przeanalizować jego styl bycia.
- Angielski? Francuski? Hiszpański? Włoski? Niemiecki? - zaczął mówić z prędkością światła, a taksówkarz jedynie patrzył na niego z dziwnym wyrazem twarzy. Postanowiłem wkroczyć do akcji i sam się z nim dogadać.
- Czy mówi pan po angielsku? - zapytałem powoli, uwzględniając wszystkie formy gramatyczne, aby mnie zrozumiał i odpowiedział w miarę swoim możliwości.
    Ku mojej uciesze mężczyzna skinął głową, a Kellin niemal od razu usiadł na tylnym fotelu. Ja zająłem miejsce obok kierowcy, aby poprowadzić z nim sensowną rozmowę i jakoś dotrzeć do byle jakiego hotelu w centrum miasta. Skoro tutaj byliśmy, to warto było zobaczyć wszystkie ładne aspekty Bangkoku. Mieli tutaj cudowne świątynie i inne zabytki, a taka okazja nie zdarza się codziennie.
- Czy może nas pan zabrać do centrum? I najlepiej od razu pod jakiś hotel? - Starałem się mówić wyraźnie, żeby nie było żadnych nieporozumień.
- Żeby miał basen i saunę! - wtrącił się Kellin, a ja uciszyłem go ruchem dłoni.
- Byle to był dobry hotel – dodałem, a kierowca pokiwał głową i ruszył.
    Przez cały czas spoglądałem przez okno, patrząc na ulicę Bangkoku. Z każdym kilometrem pojawiało się coraz więcej drapaczy chmur, które sprawiały, że miasto wyglądało na nowoczesne, lecz na poziomie ziemi panował bałagan i rozgardiasz. W miastach Stanów Zjednoczonych też zauważyłem tendencję wielowarstwowości społeczeństwa. Najwyraźniej nigdy nie unikniemy tego zjawiska.
    Kellin przycisnął nos do szyby i z błyskiem w oku oglądał obce miasto. Z tego co mówił, dowiedziałem się, że nigdy nie opuszczał terytorium Stanów, więc nic dziwnego, że z takim zaciekawieniem patrzył na nowe miejsce. Gdy po raz pierwszy poleciałem do Meksyku, aby odwiedzić rodzinę, zachowywałem się tak samo. Byłem ciekawy różnic kulturowych i nieodkrytych miejsc. Uśmiechnąłem się na ten widok. Cieszyłem się, że wziąłem go ze sobą, nawet jeśli to oznaczało kolejne obowiązki i prawdopodobne problemy.
    Kierowca zatrzymał się przy wysokim wieżowcu praktycznie w samym centrum miasta. Kręciło się tu nie tylko wielu Tajów, ale również turystów różne narodowości. Jeśli się tu nie zgubimy, będziemy mistrzami.
- Ten hotel dobry – powiedział mężczyzna, po czym zapukał w licznik wskazujący cenę. Cholera.
- Mam tylko amerykańskie dolary.- Spojrzałem na niego niepewnie, a on wzruszył ramionami i wyciągnął dłoń w moją stronę. Najwyraźniej nie obchodziła go waluta.
    Wyciągnąłem portfel z plecaka i wręczyłem mu piętnaście dolarów. Nie miałem pojęcia, jaki był aktualny przelicznik pieniędzy, ale taksówkarz najwyraźniej zadowolił się taką kwotą, więc postanowiłem w to nie ingerować.
    Wyszliśmy z samochodu i stanęliśmy pod ogromnym wieżowcem. Wyglądał na ekskluzywny hotel, więc miałem nadzieję, że dam radę go opłacić. Wątpiłem, że Kellin posiadał wiele pieniędzy, także to ja będę musiał opłacić większość rzeczy.
- Myślisz, że jest tam basen? - zapytał Kellin.- Byłoby super. I sauna. I jacuzzi. Jezu, Vic, chodźmy sprawdzić!
    Chwycił moje ramię i zaczął ciągnąć mnie w stronę wejścia do budynku. Lobby robiło wrażenie. Fontanny, wodospady naścienne, bujna zieleń. Już widziałem niebotyczną cenę wynajęcia pokoju...
- Może są tam rybki! - zawołał chłopak, podbiegając do jednej z fontann, na co zareagowałem rozbawionym spojrzeniem, po czym udałem się do recepcji, aby zapytać o wolny pokój.
    Powitał mnie niski Azjata, który uśmiechnął się do mnie promiennie i przywitał po angielsku. Załatwiłem nocleg w pokoju dwuosobowym na jedną noc, bo cena rzeczywiście należała do tych wysokich, więc może jutro znajdziemy coś przystępniejszego. Wziąłem kartę do pokoju i odwróciłem się, aby zawołać Kellina. Parsknąłem śmiechem, gdy zobaczyłem pochylającego się nad fontanną chłopaka, który próbował dosięgnąć na samo dno zbiornika. Najwyraźniej zauważył tam coś interesującego. Podszedłem do niego i zerknąłem, co sprawiło, że zaciekawił się wodą. Okazało się, że zauważył sporą muszlę, którą koniecznie chciał wyłowić. Jeszcze trochę i wpadnie do środka i znowu nas wyrzucą.
- Nie kradnij muszli z fontanny – odezwałem się, przez co brunet wyprostował plecy i strzepał mokrą rękę.- Znajdziesz jeszcze sporo innych ładniejszych. Chodź do pokoju.
    Ruszyliśmy w stronę wind. Dostałem informację, że nasz pokój znajduje się na dwudziestym piętrze, więc raczej będziemy mieć ładny widok na miasto, jeśli wyższe budynki niczego nam nie zasłonią. Weszliśmy do windy, a Kellin nacisnął odpowiedni przycisk. Jego palec spotkał się z guzikiem chyba z piętnaście razy, aż w końcu uderzyłem go w dłoń, bo jeszcze brakowałoby, żeby coś zepsuł. Pojechaliśmy w górę. Nie tkwiliśmy tutaj długo, bo pół minuty wychodziliśmy już na korytarz i zaczęliśmy szukać naszego pokoju. Kellin zauważył złote cyfry na drzwiach i podreptał w tamtą stronę. Wsunąłem kartę w otwór, a zamek ustąpił.
    Pokój był duży i komfortowy. Dwa łóżka, balkon z widokiem na miasto, plazma na ścianie, lodówka z barkiem, spora łazienka. Kellin patrzył na to miejsce z niemałym zaskoczeniem. Chyba nie był przyzwyczajony do takich klimatów.
- Ten pokój jest większy niż cały mój dom w Muskegon – wyszeptał, podchodząc do jednego z łóżek i siadając na miękkim materacu.- Ile mam ci oddać pieniędzy?
    Zrobiło mi się go szkoda, bo skoro jego dom był mniejszy od tego pokoju, to wątpiłem, że będzie go stać na oddanie mi pieniędzy, a nawet jeśli zdoła to zrobić, to już niewiele mu ich zostanie. Byłem miękki i nie potrafiłem patrzeć na tą delikatną, zagubioną twarz bez lekkiego ukłucia w sercu. Miałem pieniądze, więc postanowiłem jakoś je wykorzystać i wydaje mi się, że wspomaganie mniej zamożnych, ale dobrych ludzi jest odpowiednim sposobem.
- Nie musisz mi oddawać – odparłem szczerze, a chłopak uniósł brwi.
- Serio?
- Serio.
- Wow, jesteś super. - Obdarzył mnie szczerym uśmiechem i już chciał coś powiedzieć, ale uniemożliwił mu to dźwięk telefonu w jego kieszeni.
    Wyciągnął komórkę i cień przerażenia zagościł na jego twarzy, gdy zobaczył numer na wyświetlaczu. Ściągnął plecak z ramion i wstał z łóżka, przyciskając przy tym telefon do ucha. Usłyszałem tylko jakieś wyzwiska wykrzykiwane przez mężczyznę. Kellin wyszedł na balkon i zamknął za sobą drzwi. Obserwowałem go przez szybę. Patrzyłem jak działa mimika jego twarzy. Widziałem smutek, ból i przerażenie. Prawie nic nie mówił. Po prostu słuchał i przyjmował do wiadomości słowa swojego rozmówcy. Do pokoju wrócił po dwóch minutach. Schował telefon do kieszeni i uśmiechnął się do mnie serdecznie.
- Coś się stało? - zapytałem, a chłopak pokręcił głową.
- Nie. Nie przejmuj się tym. To co, idziemy pozwiedzać Bangkok?
    Odpuściłem i już o nic więcej nie pytałem. Najwyraźniej trafiłem na kogoś więcej niż tylko szalonego nastolatka z Michigan...

16 komentarzy:

  1. cały tydzień czekałam na to cudeńko! <33333333333
    czyżby Kells rozmawiał ze swoim ojcem?
    nieźle sie zapowiada, kocham to bardzo.
    czekam na kolejnyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyy

    OdpowiedzUsuń
  2. Już się nie mogę doczekać kolejnego <3
    Czuje, że to opowiadanie będzie genialne c:
    Czekam na następny piątek c:
    xoxo
    Lacko of Sleep

    OdpowiedzUsuń
  3. fANGIRLING
    Kelliś jest słodki, awgh haha
    supi supi, czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawa jestem jakie tajemnice ma Kellin...
    Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  5. "Chcę taką małpę, Vic." XD Kellin taki suodki ♥♥♥ boniu jakie to pięknee ♥ ledwo wytrzymałam ten tydzień a teraz znowu to samo... ;c ale opłacało się ♥ zajebiste ;* CZEEEKAAM ♥ WEENY !!! ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Aww
    Cudny rozdizł!
    Pisz więcej, czekaaamy!
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  7. ,,Kellin! Kellin, ty mały gnoju!'' XDDDDDDDDDDDDDDD
    Przecież to jest zajebiste!
    Kells- uroczy, Vic- cudowny...
    Czego chcieć więcej? (kolejnego rozdziału. Tak)
    A teraz pytanie.....z kim Kellin rozmawiał przez telefon?
    Już nie mogę się doczekać kolejnego!
    Jest świetnie! ♥
    /Lindeczka

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja chcę już kolejny piątek i kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  9. ,Kellin! Kellin, ty mały gnoju!'' XDDDDD
    Śmieje się jak głupia no nie
    Kells taki uroczy i słodki awww
    Vic taki wyrozumiały, cudowny i w ogóle
    Kocham ten rozdział,
    Dżo postaraj się następny dodać szybciej ;-:
    Tak myślę sobie, że Kellin chyba rozmawiał z ojcem
    Biedny,
    Weny

    OdpowiedzUsuń
  10. AWWWWWWWWWWWWW!!! Jaki ten Kellinek uroczy i optymistyczny mimo wszystko. I Vic taki cudowny i zupełnie kontrastujący z poprzednim Viciem. To z tą małpą było świetne. XD Czekam co na to co będzie dalej. :*
    Be

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak bardzo nie mogłam się doczekać, aż w końcu przeczytam nowy rozdział <3
    Uroczo, zabawnie - czego chcieć więcej. No i Kellin ewidentnie nie jest chętny do wgłębiania się w swoje sprawy osobiste... Tym bardziej odkrywanie tajemnicy będzie ciekawe :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Takie zajebiste<3
    Już tylko czekam, aż oni się w sobie zakochają i będzie świetnie jak to zawsze w twoim kellicu ;)
    Jak zawsze weny i czekam na więcej no i tyle czasu już komentuję twoje shoty, że nawet wymyślę sobie jakiś podpis, niech będzie lucy// lucy

    OdpowiedzUsuń
  13. kellin taki uroczy, awh.
    i victor taki fajny.
    awh awh
    jest supcio
    /@horalik_swag

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie myślałam,że tak to się potoczy jesteś ekstra :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Och Kellin jaki slodki^^ Piszesz genialnie.

    OdpowiedzUsuń