środa, 27 sierpnia 2014

Czternaście

Nowy rozdział! Liczę na bardzo dużo komentarzy. Dużo, dużo, dużo (minimalnie 17. wiem, jestem złą kobietą, hihi).
Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą - to ff będzie mieć 16 rozdziałów + epilog. Pewnie, później zacznę kolejne, bo mam pomysł, ale nie wiem kiedy. Szkoła średnia ssie, co nie...
____________________
    Gdy jechałem na komisariat, nadal przetwarzałem słowa policjanta. Złapali Vica. Wątpiłem w to, że uda mu się z tego wyjść, bo chodziło tu o narkotyki. Chyba. Mężczyzna nie powiedział mi, dlaczego trzymają go w areszcie, ale to chyba logiczne, że o to chodzi. Nie mogłem wpaść na nic innego, narkotyki wydawały mi się najpewniejszą odpowiedzią. Musiałem tam pojechać. Oczywiście miałem wybór, ale sumienie mówiło mi, że powinienem się tam pojawić. Policjant zadzwonił do mnie, bo pewnie byłem wpisany jako osoba do skontaktowania w razie jakiegokolwiek wypadku. Przecież rodzice nie przylecą z San Diego, żeby wyciągnąć swojego syna z aresztu. Wszystko znów spadło na moje ramiona, ale bałem się, że tym razem już nic mu nie pomoże. Wpadł za swoją własną głupotę.
    Zaparkowałem pod komisariatem i spojrzałem ze smutkiem na budynek. Byłem cholernie zmęczony, fizycznie i psychicznie. Był środek nocy, a ja jeździłem po mieście, żeby spróbować uratować dupę mojego byłego chłopaka... Chyba można powiedzieć, że Vic jest moim byłym. Nie powiedziałem mu wprost, że zerwałem, ale bez problemu powinien to wywnioskować, nawet jeśli był pijany i naćpany. Jeśli pozwolą mi się z nim spotkać, powiem mu to jeszcze raz. Nie obchodziło mnie to, w jakim był stanie. Cierpiałem już za długo, więc niech teraz on zobaczy, jak to jest ciągle obrywać.
    Wyszedłem z samochodu i spokojnym krokiem udałem się do budynku. Nie mogłem iść szybciej przez moje urazy, a i zmęczenie dawało mi się we znaki. Z głośnym westchnieniem pchnąłem drzwi wejściowe i wszedłem do środka. Od razu udałem się do biurka, za którym siedział mężczyzna ubrany w białą koszulę i krawat. Na piersi miał przypiętą odznakę i już wiedziałem, że rozmawiam z policjantem. Miałem nadzieję, że jakoś się dogadamy, bo naprawdę chciałem pojechać do Jenny i wszystko przespać.
- Dobry wieczór – odezwałem się niepewnie, gdy policjant spojrzał na moje rany na twarzy.- Przyjechałem w sprawie Victora Fuentesa.
    Mężczyzna oderwał wzrok od mojej twarzy i zaczął przeglądać jakieś pliczki kartek leżących na biurku. W końcu znalazł odpowiednią i chrząknął.
- Victor Fuentes, zatrzymany za posiadanie heroiny dwudziestego stycznia bieżącego roku. Pan jest? - Ponownie na mnie spojrzał, a ja wyciągnąłem dowód z wewnętrznej kieszeni kurtki i podałem go policjantowi.
- Jestem by... Chłopakiem Victora – odparłem.
- A, to do pana dzwoniliśmy.- Skinął głową, oddając mi dowód.- Cóż, raczej nic go nie wyciągnie z aresztu. Heroinę posiadał, zrobiliśmy badania i wykazały, że i również zażywał. Oprócz niego złapaliśmy kilka innych osób, wygląda mi to na jakiś kartel, ale będziemy to jeszcze badać... Prawdopodobnie jutro rano nasze jednostki przyjadą do pańskiego mieszkania, aby je przeszukać i upewnić się, czy są tam przechowywane środki odurzające. Wyraża pan na to zgodę?
- Tak, chyba nie mam innego wyjścia...
- Racja, nie ma pan, bo inaczej pana też byśmy przyskrzynili. - Mężczyzna uśmiechnął się do mnie zabawnie, a ja uniosłem brew w górę. To wcale nie było śmieszne.- Jutro zostanie pan przesłuchany i rozpoczniemy sprawę. A teraz... Rozumiem, że chciałby pan się zobaczyć z pana partnerem, tak?
    Na początku chciałem powiedzieć „nie”, bo nie mogłem na niego patrzeć. Po chwili zastanowienia jednak stwierdziłem, że naprawdę się o niego martwię i strasznie mi go szkoda. Niech cierpi, zasługuje na to, ale musiałem się upewnić, czy na pewno wszystko z nim w porządku. Wpadł w nałóg, czy takimi ludźmi nie powinno się zajmować? Byłem cholernie miękki i o wiele za szybko ulegałem.
- Tak – powiedziałem krótko, a policjant sięgnął po telefon leżący na biurku i wybrał jakiś numer.
- Przyślijcie mi tu Lawsona, bo wizytacja – rzekł szybko i odłożył słuchawkę.
    Chwilę później drzwi w rogu pomieszczenia otworzyły się i wyszedł przez nie rudy policjant, który zmierzył mnie wzrokiem i odebrał od swojego kolegi jakąś małą karteczkę. Spojrzał na nią krótko, po czym ruchem ręki dał mi znać, że mam za nim iść. Prowadził mnie do bocznego korytarza, na którego końcu znajdowały się ciężkie, żelazne drzwi z szybą na poziomie twarzy. Lawson wyciągnął klucz z kieszeni i otworzył zamek, po czym nacisnął klamkę i wpuścił mnie do środka. Znaleźliśmy się w krótkim korytarzu, lecz zamiast ścian (oprócz tej na końcu) znajdowały się tu kraty zamocowane od podłogi do samego sufitu. Zauważyłem też, że było tu sześć wejść do poszczególnych cel. A więc w którejś z nich siedzi Vic. Albo był nieprzytomny, albo nie wiedział co się z nim dzieje.
    Policjant ruszył ponownie. Mijałem cele, w których siedzieli mężczyźni kojarzeni przeze mnie z tej nieszczęsnej imprezy. Niektórzy patrzyli na mnie jakby z zaciekawieniem, bo skądś mnie znali, a inni zupełnie mnie ignorowali, bo czekali na swój wyrok. Lawson zatrzymał się przy jednej z końcowych cel, a ja spojrzałem przez kraty i sapnąłem cicho.
    Wyobrażałem sobie Vica w różnych miejscach, ale nigdy nie potrafiłem zobaczyć go w zimnej i szarej celi.
    Szatyn siedział na drewnianej pryczy, oparty o ciemną ścianę i wpatrzony przed siebie, przez co jego wzrok spoczął na mnie. Miał przekrwione i podkrążone oczy, rozcięty policzek i pogniecioną koszulkę. Wyglądał prawdopodobnie żałośniej niż ja po tym, jak mnie skatował. Na początku może i było mi go żal, ale teraz cieszyłem się, że oberwał. W końcu poczuł, że to on zasługuje na karę, a nie ja.
    Zdziwił się, że mnie tu zobaczył. Myślał, że zostanie z tym sam, a ja nawet nie przekroczę progu komisariatu. Potrafiłem być nieprzewidywalny i miałem jeszcze trochę serca, aby go użyć. Powinien dziękować Bogu, że w ogóle się tu zjawiłem.
    Lawson otworzył celę i zachęcił mnie do wejścia do środka. Zrobiłem to niechętnie, bo czułem się tutaj naprawdę niekomfortowo. To tylko areszt, to jak czuje się w prawdziwym więzieniu? Usiadłem na małym taborecie stojącym przy pryczy, a Lawson zamknął wejście do celi. Głupio by było, gdyby Vic im uciekł.
    Chłopak patrzył na mnie ze smutkiem. Widziałem, że chciał się podnieść i mnie przytulić, ale wiedział, że mu na to nie pozwolę. Dlatego też po prostu siedział i się we mnie wpatrywał. Byłoby o wiele prościej, gdyby tak na mnie nie patrzył i nie pokazywał swojej skruchy. Przecież nie miałem mu wybaczać. To nie po to tutaj przyszedłem.
- W co ty się wpakowałeś? - szepnąłem, opierając podbródek na dłoniach i patrząc na niego z zawodem. Tak, zawiodłem się na nim.- Zjebałeś sobie życie, Vic.
    Szatyn pociągnął nosem i pokiwał głową. Cóż, dobrze, że chociaż przyznawał się do błędu. Gorzej by było, gdyby uznał, że jest niewinny i powinni go wypuścić. Doskonale wiedział, że wszystko spierniczył i już nie uda mu się tego naprawić.
- Nie wyciągnę cię z tego, bo się nie da – mówiłem dalej.- Sam sobie na to zapracowałeś. I zasłużyłeś na to. Nawet nie próbuj się tłumaczyć, że nie chciałeś i tak dalej. Doskonale wiedziałeś, że prędzej czy później wpadniesz w tę pułapkę, którą samą na siebie zastawiłeś.
- Wiem, Kells – szepnął, a ja prychnąłem głośno.
- Nie mów na mnie Kells. Nie przyszedłem tutaj, żeby cię pocieszać i próbować wyciągnąć. Nie będę wpłacać żadnej kaucji. Twoi rodzice nie kiwną nawet palcem, żebyś stąd wyszedł. Trafisz do jeszcze gorszego miejsca, obiecuję ci to.
    Sam w siebie nie wierzyłem, że potrafiłem wypowiedzieć takie słowa do człowieka, którego kochałem. Nadal go kocham, ale to uczucie słabło z każdą minutą i powoli zanikało. Po prostu trudno było odzwyczaić się od tej miłości, która przecież była zawsze i nawet nie musieliśmy jej szukać. Teraz znowu zaczęła się chować, a ja ją od siebie odganiałem. Nie chciałem już tego czuć. Nie chciałem czuć niczego.
- Jesteś dla mnie nikim – warknąłem.- Na początku chciałem dać ci szansę, próbowałem wszystko naprawić, ale teraz, wiesz, pieprzę to. Mam to w dupie, co się z tobą stanie. Zasługujesz na to. Za wszystkie kłamstwa, za to, że mnie biłeś i za swoje pierdolone ćpuństwo. Ja mogę być przyjemny, Victorze, ale do czasu.
- W porządku... - szepnął.
- Nie mam siły. Chciałem z tobą zerwać, gdy uderzyłeś mnie po raz pierwszy, ale nadal cię kochałem. I wiesz co? - Wstałem z taboretu i skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.- Teraz mam to w dupie. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Nie kocham cię już, Vic. Nie potrafię cię kochać, gdy stałeś się takim tyranem.
    Vic spojrzał na mnie przez szkliste oczy i przełknął zbierające się tam łzy. O nie, tym razem się nie złamię. Miałem dosyć oczu szczeniaczka i tej okazywanej skruchy. Mógł żałować, ale ja nie żałowałem już niczego.
- To koniec. Powinienem zerwać kilka miesięcy temu, ale byłem głupi. To koniec naszego związku. Mam dość.
    Gdy wypowiedziałem te słowa, poczułem się, jakbym puścił jakiś ciężar i nie musiałem już więcej się z nim męczyć. Poczułem się lekki, wolny i pewny siebie. Dotarło do mnie, że nie będę musiał się już bać. Vic nie będzie w stanie do mnie wrócić, bo trafi za kratki na wiele długich lat, a ja jakoś ułożę swoje życie i będę szedł do przodu.
- Ja przepraszam... - powiedział prawie niedosłyszalnie, a ja pokręciłem głową i zacząłem iść w stronę wyjścia.- Nie zostawiaj mnie.
- Za późno – odparłem chłodno, dając znak policjantowi, że może mnie wypuścić.- To koniec, Vic. Miłego gnicia w pace.
    Kątem oka zauważyłem, jak Vic ociera mokre od łez policzki, ale nie chciałem na to patrzeć, bo odzywała się wtedy moja wrażliwa strona, która pragnęłaby mu pomóc. Musiałem być silny i niezależny, koniec pomiatania mną jak przedmiotem. Szybko wyszedłem z celi, a Lawson zamknął wejście i obaj ruszyliśmy do żelaznych drzwi na początku korytarza.
- To było smutne – odezwał się mężczyzna, a ja spojrzałem na niego zaskoczonym wzrokiem.- Dzieją się tutaj naprawdę smutne rzeczy, ale to była jedna z najsmutniejszych.
- Kiedyś musiała nastąpić – westchnąłem, gdy Lawson otworzył przede mną drzwi i ponownie znaleźliśmy się w głównym pomieszczeniu komisariatu.
    Policjant poklepał mnie po plecach i wrócił do pokoju, z którego wcześniej wyszedł. Komisarz siedzący za biurkiem oderwał wzrok od swojej pracy papierkowej i spojrzał na mnie smutno. Nie potrzebowałem współczucia. Może i byłem nieco przygnębiony, bo teraz będę musiał nauczyć się żyć bez Vica, ale nie chciałem, aby inni mi współczuli. To sprawia, że człowiek staje się jeszcze słabszy, bo zatraca się w swoim cierpieniu. Ja chciałem iść do przodu i nie patrzeć w tył, aby nie zauważyć złych wspomnień, o których powinienem jak najszybciej zapomnieć.
- Chce pan jeszcze coś wiedzieć? - zapytał, a ja pokręciłem głową.- W porządku. A więc o dziewiątej rano pojawią się u pana nasi funkcjonariusze. Życzę spokojnej nocy.
    Ta noc na pewno nie będzie spokojna, bo w jaki sposób? Pragnąłem się zrelaksować, ale podejrzewałem, że tej nocy nie zmrużę oka, nawet jeśli będę umierał ze zmęczenia. Już teraz słaniałem się na nogach, a w jakiś sposób musiałem dotrzeć do Jenny. Tak, do Jenny. To do niej postanowiłem pojechać, bo potrzebowałem jakiegoś towarzystwa, które mnie zrozumie i powie, że wszystko się ułoży. Jenna należała do takich ludzi.
    Wyszedłem z komisariatu i wzdrygnąłem się przez lodowate powietrze. Może i lubiłem chłód, którego brakowało mi w San Diego, ale tęskniłem za ciepłymi porami roku. Szybko (w miarę) przemknąłem do samochodu i wsiadłem do niego. Odpaliłem silnik i ruszyłem w stronę osiedla, gdzie mieszkała Jenna. Będę miał problem z dostaniem się do środka, ale musiałem coś wymyślić, bo w tej chwili nie zniosę samotności. Wyciągnąłem telefon wolną ręką i wybrałem numer dziewczyny, po czym włączyłem tryb głośnomówiący. Jenna nie spała, bo za bardzo się denerwowała. Odebrała po trzech sekundach.
- Wszystko w porządku? - zapytała od razu.
- Będę u ciebie za dziesięć minut. Otworzysz mi bramę?
- Pewnie, będę na ciebie czekać na dworze.
- Dziękuję.
    Schowałem telefon i skupiłem się na drodze, bo moje powieki zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa. Jeszcze tego mi brakowało, abym spowodował jakiś wypadek, nawet jeśli nie było tutaj sporego ruchu ze względu na porę doby. Już za dużo nieszczęścia spotkało mnie tej nocy. Wjechałem w ulicę prowadzącą na osiedle i uśmiechnąłem się lekko, gdy zobaczyłem Jennę przy otwartej bramie w spodniach od piżamy, kozakach i kurtce. Wyglądała przekomicznie, ale bardzo się dla mnie poświęcała i jestem jej dozgonnie wdzięczny.
    Wjechałem na teren osiedla i zaparkowałem samochód na wolnym miejscu, podczas gdy Jenna zamykała bramę, aby nie zostać zbesztaną przez ciecia. Wyszedłem z auta i wsunąłem dłonie do kieszeni kurtki. Jenna chwyciła mnie pod ramię i zaczęła prowadzić do bloku. Szliśmy w ciszy, po schodach w górę, do mieszkania. Na korytarzu, gdy ściągaliśmy z siebie kurtki, również nie wypowiedzieliśmy ani jednego słowa. Dziewczyna zaprowadziła mnie do salonu, posadziła na kanapie, po czym usiadła naprzeciwko mnie i uporczywie zaczęła się we mnie wpatrywać.
- Zerwałem z nim w celi – mruknąłem, a Jenna zmrużyła oczy.- Siedział na tej pryczy i wyglądał gorzej niż siedem nieszczęść, a ja wygarnąłem mu wszystko w twarz i zerwałem. Potem po prostu stamtąd wyszedłem. Nie potrafiłem na niego patrzeć, Jen... Nie po tym wszystkim, co mi zrobił...
    Jenna przybliżyła się do mnie i mocno do siebie przytuliła, a ja położyłem głowę na jej ramieniu. Dobrze było mieć tak wspaniałą przyjaciółkę.
- I jak zareagował? - zapytała szeptem.
- Gdy go wyzywałem, przyznawał mi rację. Przeprosił mnie i chciał, żebym z nim został, poryczał się nawet. A ja nie potrafiłem zostać. Powinienem odejść już dawno, gdy po raz pierwszy mnie uderzył.
- Powinieneś... Ale najważniejsze jest to, że wyrwałeś się z tego związku. Nie służył ci od długiego czasu, wiesz?
- Wiem.- Skinąłem głową i przetarłem dłonią zmęczoną twarz.
- Swoją drogą, dlaczego go zamknęli?
- Za posiadanie heroiny. Ogólnie to handlował narkotykami, nie mówiłem ci o tym, nie? - Zdziwiona Jenna pokręciła przecząco głową.- No więc właśnie. Jutro przychodzą do mieszkania i robią rewizję. Vic na pewno trafi za kratki. Fakt, że mój chłopak siedzi w więzieniu, naprawdę by mnie dobijał. Zresztą... Ja tego nie czuję. Już niczego nie czuję.
    Jenna uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco, a ja zmusiłem się na lekki uśmiech. To było jak nowy start i wiedziałem, że miałem wokół siebie osoby, które pomogą mi rozpocząć zupełnie nowy etap w życiu.
- Prześpij się tutaj – powiedziała spokojnie, wstając z kanapy.- Nie mogę zaproponować ci niczego innego, bo moje łóżko jest zajęte nie tylko przeze mnie...
- Co? - Prawie krzyknąłem, a dziewczyna uciszyła mnie ruchem dłoni.- Jezu, spieprzyłem ci randkę...
- Nie. Nie, Kell, on śpi i o niczym nie wie, więc niczym się nie martw. Ach, i nastaw sobie budzik, bo ja nie mam zamiaru budzić cię na twoje przesłuchanie.
    Po tych słowach wysłała mi buziaka i poszła do swojej sypialni, a ja zostałem sam ze swoimi myślami. Zbyt samotny...

21 komentarzy:

  1. Kocham! Jezu jaki wspaniały. Nareszcie Kells

    OdpowiedzUsuń
  2. I BARDZO DOBRZE NIECH CIERPI GNÓJ
    Rozumiem, jakby jeszcze bił go pod wpływem narkotyków, jeszcze dałoby się to jakoś odkręcić, vic poszedłby na odwyk i byłby hepi end. No ale przecież on był kompletnie trzeźwy jak go katował. No halo coś tu nie halo. Chociaż po Dżogurcie można się wszystkiego spodziewać XD Pls nie rób słit zakończenia bo się zerzygam. Rozdział zarąbisty, jak zwykle zresztą. W ogóle koniec niedługo. Łe matko. Jak to szybko zleciało. Wenywenywenyweny życzę dużo weny i weny i jeszcze więcej weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. TAKIEGO KELLSA SIĘ NIE SPODZIEWAŁAM. nareszcie, uwolnił się od tego burdelu. Vic na to zasłużył, ale chyba nie zdawał sobie sprawy, że do tego dojdzie tak szybko. policjant miał racje że to przykre i smutne ale gdyby był w skórze Kellina, miałby świadomość jak źle mu było z facetem-tyranem. jeszcze dwa rozdziały, no praktycznie 3... weny dużo, bardzo bardzo bardzo dużo. kc motzno Dżo <3

    OdpowiedzUsuń
  4. OTWIERAM SZAMPANA BO KELLS JUŻ NIE JEST CIPKOM!
    Kocham Cię. Rastiel.

    OdpowiedzUsuń
  5. Smutne to wszystko... Ale to jedyne dobre wyjście z tej sytuacji. Lepiej późno niż wcale.

    Nie wierzę, że tak niedużo zostało do końca.. :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku Kells mężnieje ?
    Nieee, raczej nie XD
    Ale na szczęście uwolnił się od tego całego gówna jakim jest Vic. (Niestety)
    Kocham go, ale no do cholery niech się ogarnie chłopak.
    Całe szczęście, że jest Jenna, która pomaga Kellinowi.
    Czekam na reakce faceta Jenny jak zobaczy Kellsa na kanapie XDD
    nie mogę uwierzyć w to, że jeszcze tylko 2 rozdziały do końca.;-;
    Będzie płacz ;-;
    Weny, Dżo

    OdpowiedzUsuń
  7. NO NARESZCIE.
    Juz myslam, ze nie wyrwie sie od Vica, alr i tak mam przeczucie, ze beda razem ;-;
    Oki Dzo, weny. Juz czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nareszcie jakas konkretna akcja, czekam na efektowne zakonczenie :) a co do nastepnego ff to moze tym razem jakas fantastyka, smoki, magowie te sprawy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pomysł fajny, ale nie moje klimaty do tworzenia. bo ja sama lubię czytać i oglądać takie rzeczy, ale pisać to już niekoniecznie :)

      Usuń
  9. Aaaa RYCZE ;__; Dżo... Łeeee smut jeden ze smutniejszych smutów do tej pory ( oczywiście nie aż taki smut jak w tym ze śmiercią... Tam to ryczałam calą noc jak jakiś niedorozwinięty bachor XD ) no ale to całe zerwanie też smutne :'/ ..... CZEKAAAM !!! ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Trochę mi smutno, że się rozstali, ale równocześnie się z tego cieszę. Kellin już dawno powinien z nim zerwać. Ale lepiej późno, niż wcale.
    I jejku, już tylko 2 rozdziały zostały :(
    Kc Dżo.
    /@horalik_swag

    OdpowiedzUsuń
  11. PLOT TWIST KELLS I JENNA SĄ BI I SIĘ W SOBIE ZAKOCHUJĄ

    OdpowiedzUsuń
  12. boze co co co.
    noe moge uwiezycz w to co przeczytalam. w sunie dobrze mu, ze trafi za kratki. ale tak cholernie mi go szkoda tak samo jak kellsa..
    bede chodzila ponjra caly dzien.
    wyny zycze, watpie ze bedzie hepi end, ale fajnie byłoby, gdyby byl ugh :(

    OdpowiedzUsuń
  13. KELLIN NIE! TY NADAL GO KOCHASZ

    OdpowiedzUsuń
  14. Dżogurt kurwa ;-; Miało być tak pięknie.

    OdpowiedzUsuń
  15. O matko,jaki Vic. Zjebał.

    OdpowiedzUsuń
  16. Czuję że będę ryczec na zakończenie tego ;-; ale fajnie by było gdyby w epilogu się zeszli ^^

    OdpowiedzUsuń
  17. Jakaś wrażliwa część mnie współczuje Victorowi, ale pozostała twierdzi, że mu się należało. Szkoda tylko kellsa i że tak się okrutnie rozstali... Ale i tak kiedyś będą razem, bo to przecież nasze OTP

    OdpowiedzUsuń
  18. Dżo...
    JA JUZ CHCE NASTEPNY. I CIESZE SIE ZE VICTOR W KONCU BWDZIE MIAL NAUCZKE.
    //Martha

    OdpowiedzUsuń
  19. Wiesz co Dżo? Przez ciebie zaraz się poryczę... Dlaczego to się tak kończy? No dlaczego? Tyle wspomnień, tyle pięknych chwil chłopaków razem, a na koniec zerwanie? Zrób coś z tym, niech to się dobrze skończy :'(

    OdpowiedzUsuń
  20. Kocham Cię Dżogurciku ♡ Dobrze tak chujowi

    OdpowiedzUsuń