poniedziałek, 5 maja 2014

Rozdział XIX

I nowy rozdział. Dzięki za komentarze, proszę o jeszcze więcej, bo są super.
W czwartek możecie spodziewać się shota ;) Jako że mój blog kończy rok 8 maja, postanowiłam sprawić Wam mały prezent w postaci shota. No, to do napisania!
________________________
Nigdy bym nie przypuszczał, że ja i Tom będziemy dobrze się dogadywać. Wiele mu zawdzięczałem, podobnie jak Vic, więc nie mogliśmy mówić o jakichkolwiek dalszych kłótniach. Lubiliśmy ze sobą rozmawiać, poznawać się, bo przez te wszystkie lata tego nie zrobiliśmy. Obaj byliśmy uparci i nie chcieliśmy się do siebie zbliżyć. Teraz zaczęliśmy to nadrabiać. Oczywiście, nie traktowałem go jak ojca, bo nie potrafiłem tego zrobić, ale próbowałem widzieć w nim członka mojej rodziny. Chyba mi się to udawało, bo dobrze czułem się w jego towarzystwie, nawet jeśli doskonale pamiętałem o wszystkich przykrych rzeczach, które wydarzył się w przeszłości.
Mama była bardzo zdziwiona, że tak nagle zaczęliśmy się dogadywać, ale nie zadawała pytań. Nie, żebym chciała jej słuchać. Nadal traktowała mnie jak śmiecia, więc nie miałem zamiaru udawać, że dobrze się z tym czuję i wcale mnie to nie dotyka. Tom próbował z nią rozmawiać i trochę uspokoić, ale ona uparcie trzymała się swojego i wciąż widziała we mnie gorszego człowieka. Będę musiał przyjąć do wiadomości to, że oprócz ojca straciłem też matkę, ale kto wie, może jeszcze wszystko się ułoży.
Oprócz tego, do wyjaśnienia pozostało jeszcze wiele kwestii. Mam tu na myśli sprawę samochodu oraz znajomości Laury i Bonnie z Erwinem. Nie miałem pojęcia, gdzie będę mógł znaleźć chłopaka, ale z dziewczynami mogę porozmawiać w szkole. Od randki minęło sporo czasu, mieliśmy już grudzień, więc to odpowiedni moment, aby wziąć sprawy w swoje ręce.
Długo zastanawiałem się, czy zabrać ze sobą Vica. Mógł mi pomóc, ale z drugiej strony trochę się wahałem, czy nie podejdzie do tego zbyt gwałtownie. W końcu jednak stwierdziłem, że sprawa jak najbardziej go dotyczy i powinienem wziąć go ze sobą.
Wyszedłem z moich zajęć dziennikarskich i od razu ruszyłem do stołówki, gdzie rozpoczął się lunch. To tam powinien siedzieć Vic, bo klawa, w której wcześniej miał lekcje, znajdowała się obok kafeterii. Cóż, długo sobie nie poje, bo zaraz go ukradnę i rozpoczniemy nasze śledztwo. Vic chyba przyzwyczaił się do tego wszystkiego i sam chciał mi pomagać, byłem mu za to wdzięczny.
Gdy spokojnym krokiem szedłem do stołówki, ktoś naginał szkolny regulamin i postanowił pobiegać po korytarzu, co skończyło się tym, że na mnie wpadł. Nie przewróciłem się, jedynie trochę zachwiałem, to wszystko. Spojrzałem na chłopaka, który na mnie wpadł i uniosłem brew w górę. Był to jeden z najmłodszych uczniów w szkole, więc nic dziwnego, że od razu mnie przeprosił i pobiegł dalej. Nie rozumiałem tego, ale postanowiłem się tym nie przejmować i poszedłem dalej. W końcu znalazłem się w stołówce i szybko przeskanowałem pomieszczenie wzrokiem, który zatrzymałem na meksykańskim stoliku. Siedziała tam cała banda. Bingo.
- Fuentes! - krzyknąłem, przez co spojrzała na mnie połowa osób w stołówce, włącznie z głównym zainteresowanym. Robiłem mu obciach, ale to nic. Było zabawnie.
Zacząłem manewrować pomiędzy stolikami, aż w końcu dotarłem do mojego celu i nachyliłem się nad Victorem, którego namiętnie pocałowałem, co spotkało się z kilkoma gwizdami i krzykami na sali, które po chwili i tak ucichły, bo przecież to nie było nic nowego. Wszyscy już widzieli, jak się całujemy.
- Widzicie, chłopcy, mam to prawie ciągle w domu - usłyszałem teatralne westchnienie Mike'a, przez co uśmiechnąłem się, odrywając usta od Vica.- Niesmaczne.
- Ty jesteś niesmaczny - powiedziałem, wpychając się pomiędzy Vica i Tony'ego.- Muszę porwać na chwilę Vica, to chyba nie problem?
- No nie wiem, stary - Jaime pokręcił głową.- Może właśnie go potrzebujemy?
- Na pewno mniej niż ja - stwierdziłem i chwyciłem ręce Vica, patrząc na niego oczami szczeniaczka.- Pójdziesz ze mną? To ważne.
Vic westchnął ciężko i skinął głową. Wiedziałem, że się zgodzi. Nie potrafił mi się oprzeć, byłem jego słabością.
Obaj wstaliśmy od stołu i gdy tylko stanęliśmy na podłodze, bez ostrzeżenia wskoczyłem Vicowi na plecy. Dobrze, że w porę mnie chwycił, bo inaczej bym upadł i potłukł się. Chłopak poprawił mnie sobie na plecach, po czym ruszył w stronę drzwi. Po drodze patrzyłem z góry na te wszystkie dziewczyny, które skrycie, ale jakże widocznie podkochiwały się w kapitanie drużyny piłkarskiej mającym je głęboko gdzieś, bo wolał nosić na plecach mnie, a nie jakieś puste lalunie. Wysłałem kilku buziaki i uśmiechnąłem się do nich wrednie, na co te reagowały prychnięciem i odwróceniem od nas wzroku.
- Nie musisz tego robić, wszyscy wiedzą, że jestem twój, a ty mój - usłyszałem głos Vica i mogłem przysiąc, że w moim brzuchu oszalało stado motylków.
Był mój, sam to przyznał. Teraz mogłem być pewny, że go nie stracę i na sto procent coś do mnie czuje. Do tego powiedział, że ja jestem jego. Czy mogło być lepiej? Czułem się cudownie i miałem nadzieję, że nic tego nie spieprzy.
- Doskonale wiesz, że lubię się droczyć - mruknąłem, muskając ustami jego ucho, po czym lekko je przygryzłem.- Tak czy siak, idź do mojej redakcji, musisz coś ze mną załatwić.
- Muszę? - zapytał, kierując się w stronę schodów, po których zaczął następnie wchodzić.
- Tak. To dotyczy twojego samochodu.
- O, w takim razie muszę.
Nic bezinteresownie, no tak.
Gdy znaleźliśmy się na odpowiednim piętrze, Vic skręcił w boczny korytarz i stanął przed drzwiami korytarz i stanął przed drzwiami do mojej redakcji. Zeskoczyłem z jego pleców i sięgnąłem do kieszeni po kluczyk, który następnie wsunąłem do zamka. Drzwi otwierały się tylko od wewnątrz, z zewnątrz trzeba było użyć klucza. Nacisnąłem klamkę i zajrzałem do środka. Cudownie, dwie osoby, których potrzebowałem, siedziały przy stole i o czymś rozmawiały, nie wiedząc, że na nie patrzę.
- Nie plotkować, zapierdalać! - krzyknąłem nagle, przez co dziewczyny podskoczył na swoich krzesłach, bo nie spodziewały się mojego wrzasku.- Tak naprawdę to nie, zaraz sobie poplotkujemy. Razem z gościem specjalnym.
Wpuściłem Vica do środka, przez co Laura i Bonnie nieco się zdziwiły. Uśmiechnąłem się pod nosem i zamknąłem za sobą drzwi. Chwyciłem Vica za rękę i poprowadziłem go do mojego fotela (widzicie tylko ja miałem fotel, inni jedynie krzesła, jestem najważniejszy), na którym go posadziłem, po czym wdrapałem się na jego kolana. Patrzyłem na zdziwione twarze dziewczyn, które oczekiwały jakichkolwiek wyjaśnień. Zaraz je im dam. Chciałem wprowadzić element niepokoju, aby zaczęły zastanawiać się nas tym, co może się zaraz wydarzyć. Ludzie w takich momentach wymyślają w swoich głowach naprawdę ciekawe sytuacje.
- Chcecie sobie jeszcze poplotkować? - zapytałem nagle, a dziewczyny spojrzały na siebie w tym samym momencie.- Lubię plotki. Dalej, podzielcie się.
- Kurwa, Quinn, powiedz w końcu, co cię gryzie - mruknęła nakręcając kosmyk swoich jasnych włosów na palec wskazujący.
- Chcę się dowiedzieć, skąd znacie Erwina - powiedziałem po prostu.
- Jakiego? - zapytała blondynka.
Odchyliłem głowę do tyłu, aby mój spojrzeć na Vica, który dotychczas pozostawał cicho.
- Jak on ma na nazwisko?
- Keaton.
- No. Słyszałyście - odwróciłem się z powrotem do dziewczyn.
- Nasze mamy się znają - Laura wzruszyła ramionami.- A z Bonnie poznałam go ja, nic wielkiego.
Zmrużyłem oczy i zagryzłem dolną wargę, po czym chwyciłem dłonie Vica spoczywające na moim brzuchu i splotłem nasze palce. Zacząłem zastanawiać się nad kolejnym pytaniem, które mógłbym im zadać, ale wyprzedził mnie Vic.
- Nie wiecie może, czy ma samochód?
- Nic ostatnio o tym nie wspominał - odparła Laura.- Co to za pytanie?
- Takie z ciekawości. Myślałem, że mógłby coś polecić.
- Przecież masz z nim kontakt. Podobno byliście kiedyś razem.
Mocniej zacisnąłem palce na dłoniach Vica, wyraźnie pokazując przy tym moją zazdrość. Chłopak doskonale wiedział o tym, jakie miałem podejście do Erwina, nawet jeśli się z nim przespałem. Nie lubiłem chłopaków, którzy kręcili się wokół mojego Vica, który sam przyznał, że jest mój. To mówiło samo za siebie, miałem prawo być zazdrosny.
- To nie znaczy, że utrzymujemy jakiekolwiek kontakty - syknął jadowicie, piorunując Laurę wzrokiem.
Bonnie patrzyła na niego błyszczącymi oczami, aby następnie przenieść wzrok na stoicką Laurę.
- Na imprezie ci obciągnął.
- To nic nie znaczyło.
- Też mi się tak wydawało, skoro później Kellin się z nim przespał. Może obaj nie jesteście siebie warci.
- Jeszcze jedno słowo - wycedziłem.
- I co? - spojrzała na mnie pytająco, zagryzając przy tym wargę.
- Wylecisz z redakcji.
- Laura, nie warto, odpuść - mruknęła Bonnie.
- Właśnie, Laura, nie warto - uśmiechnąłem się fałszywie.- Słuchaj swojej przyjaciółki. Jest na lepszej drodze do awansu niż ty.
Laura prychnęła, a ja wstałem z kolan Vica i pociągnąłem go za sobą. Puściłem jego dłonie, po czym stanąłem przed Laurą i chwyciłem jej podbródek, aby na mnie spojrzała. Jej wzrok przebiegł po całej mojej twarzy, zatrzymując się na chwilę na ustach, a później oczach.
- Wiem, co robi się z ludźmi, gdy coś knują - warknąłem.- Pamiętasz, co stało się z Rillą, prawda?
Laura szybko zamrugała oczami. Rilla została brutalnie wykopana przeze mnie z redakcji w zeszłym roku za to, ze rozpuszczała nieprawdziwe plotki na mój temat. Dodatkowo się o małe uprzykrzenie jej życia, przez co zmieniła szkołę i nikt więcej o niej nie słyszał. Nie warto ze mą zadzierać, bo potrafię być bardzo niemiły.
- Więc żyj sobie spokoje i jak to powiedziała Bonnie, nie warto - uśmiechnąłem się do niej sztucznie, po czym poklepałem ją po policzku, chwyciłem Vica za rękę i obaj wyszliśmy z redakcji.
- Co to było? - zapytał, gdy znaleźliśmy się na korytarzu.
- Quinn, Vic. To był Quinn za redakcyjnymi drzwiami.

Po lekcjach byłem umówiony z psychologiem w jego gabinecie. Cieszyłem się, że Rowell był normalnym terapeutą, z którym mogłem normalnie porozmawiać, bo inaczej pewnie dawno wykłócałbym się, że te sesje nie są mi potrzebne. Cóż, nadal uważałem, że nie musiałem na nie chodzić, ale czasem miło było wygadać się komuś, kto nie zna mnie od tej prywatnej strony. Nie mógł mnie oceniać, nie miał do tego podstaw. I nie robił tego. Zawsze wysłuchiwał mnie do końca, potem zadawał pytania, które w żaden sposób mnie nie raniły i jakoś to szło. Było o wiele lepiej niż na początku i w zeszłym roku. Chyba robiłem progres, bo chciałem, aby jak najwięcej rzeczy się ułożyło. Kto by tego nie chciał?
Zapukałem do drzwi, czekając na odpowiedź, że mogę wejść do środka. Gdy usłyszałem głos mężczyzny, nacisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi. Psycholog siedział na swoim stałym miejscu za biurkiem i gestem dłoni zachęcił mnie do spoczęcia na fotelu. Zamknąłem za sobą drzwi i usiadłem po turecku. Zawsze tak siedziałem i Rowell nie widział w tym nic złego, więc pozwalał mi tak siedzieć. Chciał, żebym czuł się swobodnie.
- Co u ciebie słychać? - zapytał, szukając w stercie papierów mojej teczki, w której trzymał swoje zapiski z naszych sesji.
- W porządku - wzruszyłem ramionami.
Mężczyzna znalazł teczkę i ją otworzył, po czym wyciągnął z niej jedną kartkę.
- Jak sytuacja z mamą? - zapytał, nie odrywając wzroku od kartki, na której zapisał dzisiejszą datę.
- Nadal trudna, bo ciągle nie jestem hetero - mruknąłem, a Rowell skinął głową.- Ale za to bardzo dobrze dogaduję się z ojczymem, bo ciągle mnie kryje i to jest fajne.
- Cieszę się - Rowell uśmiechnął się do mnie szczerze.- A jak z Victorem?
Poczułem, że się rumienię, więc naciągnąłem rękawy bluzy na dłonie, którymi zakryłem pół twarzy, aby było widać tylko moje jasne oczy. Po dzisiejszych słowach Vica nie potrafiłem się nie rumienić i nie czuć tej cudownej eksplozji w brzuchu. Rowell zauważył moje zachowanie, więc nic dziwnego, że od razu się zainteresował.
- Hmm?
- Vic dzisiaj powiedział, że jest mój, a ja jestem jego i... To chyba znaczy, że coś do mnie czuje, prawda? - uśmiechnąłem się nieśmiało.
- Ech, Kellin, powtarzam ci to od samego początku - Rowell pokręcił głową z rozbawieniem.- Ale nadal nie poprosił cię o to, żebyś był jego chłopakiem?
Rozchyliłem nieco usta i ciężko westchnąłem, kręcąc przy tym głową. Tak, tylko tego brakowało, aby było idealnie. Chciałem oficjalnie nazwać Vica moim chłopakiem, ale chyba jeszcze sobie poczekam, bo nie miałem pojęcia, kiedy się za siebie weźmie i w końcu poprosi mnie o prawdziwy związek.
- Przecież ja go nie poproszę... - mruknąłem.- To chyba on nosi tu spodnie, to on powinien poprosić.
- Poczekaj jeszcze. Daj mu przyzwyczaić się do tej myśli, że jesteś mu bliski. Zobaczysz, niedługo cię poprosi.
- To by było super... - westchnąłem, wsuwając dłonie do kieszeni bluzy.
Zmarszczyłem brwi, gdy poczułem, jak moje opuszki palców muskają szorstką fakturę papierowej kulki. Spojrzałem na Rowella, który pisał coś na kartce. Wykorzystałem okazję. Wyciągnąłem papierek z kieszeni i rozwinąłem kulkę. Mimo że kartka była wygnieciona, doskonale widziałem napisane na niej słowa. Na dodatek, na samym końcu, na cienki kawałek taśmy klejącej przyklejony był cukierek. Zamrugałem kilka razy oczami i szybko czytałem tekst. Przeczytałem go kilka razy i nadal nie dowierzałem. Nie miałem pojęcia, ile siedziałem w takiej pozycji, ale z tego stanu wyrwał mnie głos psychologa.
- Kellin? Wszystko w porządku?
Spojrzałem na niego szeroko otwartymi oczami. Miałem mu powiedzieć? Cholernie się bałem, bo to nigdy nie wychodziło poza mnie i Vica. Miałem powiedzieć psychologowi o karteczkach i groźbach? O tym wszystkim, co mi się przytrafiło od początku roku? Może zrobi mi się lepiej. Tylko o tym mu nie powiedziałem i kto wie, być może zrobi mi się lżej.
- Kellin?
- Mogę zacząć od początku? - zapytałem cicho, a Rowell skinął głową.- No więc... Wiem, że nie wszyscy mnie lubią, bo potrafię być niemiły i tak dalej. Niektórzy siedzą cicho, żeby mi nie podpadać, ale inni postanawiają trochę się ze mną podroczyć. Oczywiście są tchórzami, nie potrafią powiedzieć mi prosto w twarz tego, co im się nie podoba, więc zostawiają po sobie krótkie liściki, anonimy. Było to nieszkodliwe, zawsze to ignorowałem. Bywało śmiesznie, poprawiali mi humor, ale nagle to wszystko stało się poważne i naprawdę groźne. Zacząłem dostawać anonimy z groźbami, potem nagle z torby zniknęły moje leki, przez co trafiłem do szpitala, na treningu Vica dostałem prosto w głowę z rozpędzonej piłki, na imprezie dali mi alkohol i słodycze, a potem na mojej randce z Victorem kradną mu samochód, przez co musimy wracać do domu piechotą. Oczywiście nie dotarliśmy, doszliśmy do pierdolonej Tijuany, a tam...
Zamknąłem się, bo nie byłem pewny, czy powinienem mówić o tym wszystkim psychologowi. Będzie w to wkręcona policja, jeśli powiem o napaści i możliwym gwałcie. Przełknąłem ślinę i znów spojrzałem na list.
- Chcesz mówić dalej? - zapytał cicho Rowell.
- Ktoś chciał mnie porwać, wspominali nawet o gwałcie - westchnąłem.- A teraz... Niech sam pan zobaczy.
Wręczyłem mu list. Mężczyzna zaczął czytać i z każdym słowem coraz bardziej marszczył brwi. Pewnie nie spotykał się z tym na co dzień, ale kto wie, kto przychodzi do jego gabinetu. Czekałem, aż w końcu coś powie. Rowell oparł swój podbródek na pięści i jeszcze przez kilka chwil analizował anonima.
- To nie w porządku. Życzenie śmierci jest nie na miejscu, Kellin, nikt nie powinien życzyć drugiej osobie śmierci - powiedział w końcu, a ja pokiwałem głową.- Nie wiem, dlaczego ktoś ci pisze, że masz się zabić, ale to nie jest w porządku. Na dodatek ten cukierek... Ta osoba doskonale wie, że masz cukrzycę i wydaje mi się, że to może być ona, jeśli połączymy to ze zniknięciem twoich leków z torby.
- Po tak małym cukierku i tak nic by mi się nie stało - wzruszyłem ramionami.
- Tu nie o to chodzi - Rowell pokręcił głową.- Chodzi o aluzję. Po jednym cukierku nic ci się nie stanie, ale po ich garści i zabraniu leków? Ktoś chyba chce, żebyś dalej mu zawodził. Powiedz mi, Kellin, nie masz myśli samobójczych, prawda?
- Nie, przecież nie jest aż tak źle - odparłem szczerze.
- Bardzo dobrze. Nie bierz sobie do serca tych pogróżek. Żyj własnym życiem, bądź szczęśliwy i idź do przodu. Bądź odważny, a nie taki jak ten anonim, tchórzliwy, bojący się pokazać.
- Nie biorę sobie tego do serca. Po prostu zacząłem się trochę bać. Skoro teraz życzą mi śmierci, to skąd mogę wiedzieć, że zaraz nikt nie wyskoczy zza rogu i nie zarąbie mnie siekierą?
- Nie zarąbie. Będzie się bał. Wydaje mi się, że trzeba to komuś...
- Nie! - powiedziałem szybko, a Rowell uniósł brew w górę.- Nie chcę, żeby ktoś się dowiedział. Vic wie i mi pomaga, bo jego też to dotyczy. Jest pan drugą osobą, której powiedziałem i błagam pana, niech pan nie mówi o tym dyrektorowi czy policji. Niech to pozostanie między nami, proszę...
Mężczyzna westchnął ciężko i skinął głową. Cieszyłem się, że mnie zrozumiał i nikomu nie powie. Nie potrzebowałem rozgłosu i większej ilości zainteresowanych. Jeśli sprawa zrobi się poważna, wtedy czemu nie, można powiedzieć komuś z zewnątrz, aby nam pomógł. Teraz jednak nie było takiej potrzeby, nawet jeśli ktoś mi mówił, żebym się zabił.
- W porządku - powiedział Rowell.- Ale pamiętaj, jeśli zrobi się niebezpiecznie, możesz mi powiedzieć.
- W porządku. Dziękuję - uśmiechnąłem się do niego, a mężczyzna odwzajemnił uśmiech.
Wydaje mi się, że będę mówił mu jeszcze o wielu rzeczach, ale nie chciałem zapeszać. Oddychaj, Kellin, i nie daj się pokonać.

17 komentarzy:

  1. Czyżbym komentowała pierwsza? *O* Ogólnie to baaardzo mi się podoba jakim Ty sposobem piszesz! Kocham czytać to co piszesz i nie mogę się doczekać kolejnych i kolejnych rozdziałów! Pozdrawiam ciepło :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebisty rozdział :* Czekam na nowy <3 ILY

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zawsze świetnie :* życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. twój styl pisania >>>
    U GO GURL KELLIN

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny rozdział ;D twoje opowiadania są wspaniałe, uwielbiam je.
    przepraszam za tak krótki komentarz, ale brak mi słów żeby opisać moje uczucia kiedy to czytam. mam nadzieję że to mówi samo za siebie.

    OdpowiedzUsuń
  6. "Nie potrafil mi sie oprzec, bylem jego slaboscia." Jezu,moj brzuch. Co ty ze mna wyprawiasz?<3

    OdpowiedzUsuń
  7. O WOW.*w*
    To jest świetne.
    Trochę późno wzięłam się za pisanie tego komentarza ale Tobie to nie przeszkadza, prawda ? c:
    Kocham w twoich opowieściach to, że mogę się przy nich śmiać, bać, cieszyć, smucić a nawet płakać.
    I kocham Ciebie za to wszystko, że piszesz, że nie zapominasz o nas a w małej części jesteśmy twoim malutkim (takim.bardzo.małym.ale. uciążliwym) obowiązkiem.
    Dzięki temu wszystkiemu dałam rade przejść najgorsze chwile mojego życia, bo wiedziałam, że to poprawi mi humor.
    Te twoje teksty: "(widzicie tylko ja miałem fotel, inni jedynie krzesła, jestem najważniejszy)" i wiele innych doprowadzają do krwotoku łez i cholernego bólu brzucha nawet jak dobrze pójdzie.
    _______________________
    Dział 2 mojego komentarza.

    Jeju, jak ja zazdroszcze Quinn'owi, że tak normalnie wejdzie sobie na plecy Vica i on go nosi.
    Ja też tak chce!
    Ale zazdro chłopakowi kondycji.
    Zawsze wiedziałam, że Laura to suka ale nie pomyślałam, że aż tak.
    Chciałabym poznać prawdziwego Quinna z redakcji.
    Pociąga mnie. (XD)
    Kellin dobrze zrobił, że wygadał się psychologowi,
    Zobaczymy co z tego będzie,
    Mogłaś jeszcze napisać dokładnie co było w tym liściku, bo ciekowość mnie zżera do tera.
    Wiem, że życzyli mu śmierci i wgl.
    Ale i tak jestem ciekawa.
    Ciekawe jak zareaguje Vic gdy się dowie, że psycholog wszystko wie.
    No chyba, że Kellin mu o niczym nie powie.
    Dalej dodawaj następny rozdział, bo mam orgasm przez to wszystko.<3

    OdpowiedzUsuń
  8. awww "jestem twój, a ty mój" :3
    kochane.
    Kellin pokazał różki w redakcji, wow, Vic go z tej strony nie znał XD
    mam nadzieję, że te pogróżki o śmierci to tylko pogróżki.
    no nic, czekam na shota aww :3
    /@blush244

    OdpowiedzUsuń
  9. jejuu.. " jestem twój, a ty mój "
    zakochałam się :(

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie umiem napisac nic sensownego.Awwww <3. "Jestem twój a ty mój" jej to było słodkie.I w ogóle cały rozdzial jak zwykle idealny.Az brak słów zeby to opisac.Nie wiem jak Ty to robisz ale pisz dalej! Jestes swietna w tym co robisz.
    I nareszcie zaczyna się im wszystko układac.Tylko te cholerne anonimy.Nie wiem kto to ale jak sie dowiem to bedzie zle..
    Jak mozna zyczyc Kellsowi smierci :cc
    Cudowny rozdział, moj nieogarniety komentarz, czekam na next.Kocham Twoje opowiadanie. *-*
    ~ Bulletproof.

    OdpowiedzUsuń
  11. "Wszyscy wiedzą, że jestem twój, a ty mój."
    ahshdkdlallshdhsk to było takie słodkie, że I can't
    jestem bardzo ciekawa, co dokładnie pisało na tej karteczce. ugh, z chęcią skrzywdzłabym tego, frajera który to wysyła

    OdpowiedzUsuń
  12. Uwielbiam twoje opowiadania bo każde jest inne i chociaż nie lubie czytać ff po polsku to ty piszesz najlepiej. c: to opowiadanie jest całkiem inne. Zwykle kellicowe ff mają miejsca podczas tras koncertowych lub w szkołach, ale nigdy nie są TAKIE. no po prostu w twoich jest wszystko. Są perfekcyjne i zupełnie inne co sprawia że są jeszcze lepsze. Obyś miała jak najwięcej weny i inspiracji. W każdym razie najważniejszą rzeczą jest to, żebyś to ty chciała pisać i żeby ci się to nie znudziło! :3 xoxo

    OdpowiedzUsuń
  13. KELLS JEST VIKTURA :3 ASDGFCSDSADKJDAFSBVHFEWVHNJDBSKJDABSJBAJDSAD
    O BORZE CO BĘDZIE W NASTĘPNYM GIMMIE
    DŻOGURT, WYMIATASZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!! \m/

    OdpowiedzUsuń
  14. Jejejjejejj czy Vic wreszcie kocha Kellina? (Wiem, że od początku kocha. Wszyscy wiedzą, ale ciii.) Rozdział na 3x tak. Przechodzisz dalej. Dziękuję. Dobranoc. ;p

    OdpowiedzUsuń
  15. Boskie, boskie, boskie, boskie, boskie, boskie, boskie, boskie, boskie, boskie, boskie, boskie, boskie, boskie, boskie

    OdpowiedzUsuń
  16. DŻO PEDALE WRÓCIŁAM.
    ZABIJASZ MNIE, ZABIJASZ NIE WIEM JAK TO UJĄĆ
    dżizys, dżizys.
    umieram.
    motylki w brzuchu, zagrywam wargę, oh ah
    włączyłam sobie playliste ''ff'' i umierałam.
    jezus
    Ta zgoda kellsa z Tomem i jej
    ja od początku wiedziałam, że Vic z nim nie tylko terefere ale też awww
    czaisz?
    bo on go kocha.
    Jeżeli do końca tego ff Vic nie wyzna Kellsowi miłości, to Cię pozwę za usiłowanie zabójstwa.
    Zrobię to.
    Bo on go kocha.
    ps KTO BYŁ W TYCH PIERDOLONYCH KRZAKACH?1/1!?!?!?!??!?!//!//1?!?!
    - Toriśka.
    kckckckck

    OdpowiedzUsuń
  17. Omg, filsy tak bardzo ;----;
    Kurde, myślałam, ze Tom to skończony skurwiel, a tu prosze...
    wszystko idzie w jak najlepszym kierunku...
    no ale znając życie, niedługo będzie jakaś drama ;-;

    Kellin zachowujacy sie jak jakieś dziecko >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
    boszeee, czekałam na to aż Kells powie głośno, że kocha Vica ;-----;
    tak sie chwile przy tym na czytaniu zatrzymałam, żeby odetchnąć...
    no i już myślałam, że Vic też to mu powie....
    (a teraz tu moja reakcja) COOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO ;------;
    No, niech Vic mu wyzna tą miłość, plssss
    Ogólnie rozdział GENIALNY
    /@Huranicee

    OdpowiedzUsuń