Okej, wracam po trzech tygodniach.
O tym ff: sporo seksów, troszkę wulgaryzmów, jego "mamą" jest sylwestrowy shot, który możecie znaleźć w zakładce Rozdziały. Niektóre rzeczy stamtąd mogą pojawić się tutaj, bo muszę wszystko wyjaśnić i wprowadzić pewne informacje, ale mam nadzieję, że nie stanowi to jakiegoś wielkiego problemu.
Ach, no i chcę powiedzieć, że nie znam się stuprocentowo na cukrzycy, więc jak coś zrobiłam źle, bo internety kłamią, to mnie prostować!
Okej, czekam na odzew.
Kocham Was.
Ha.
____________________________
- Kelliś, Kelliś wstawaj, Keeeeeeeelliiiiiiś!
O tym ff: sporo seksów, troszkę wulgaryzmów, jego "mamą" jest sylwestrowy shot, który możecie znaleźć w zakładce Rozdziały. Niektóre rzeczy stamtąd mogą pojawić się tutaj, bo muszę wszystko wyjaśnić i wprowadzić pewne informacje, ale mam nadzieję, że nie stanowi to jakiegoś wielkiego problemu.
Ach, no i chcę powiedzieć, że nie znam się stuprocentowo na cukrzycy, więc jak coś zrobiłam źle, bo internety kłamią, to mnie prostować!
Okej, czekam na odzew.
Kocham Was.
Ha.
____________________________
- Kelliś, Kelliś wstawaj, Keeeeeeeelliiiiiiś!
Nie lubiłem takich pobudek, a mimo to prawie codziennie byłem budzony w ten brutalny sposób. Gdybym miał własny pokój, pewnie nie dochodziłoby do takich sytuacji, ale co miałem zrobić, gdy musiałem spać na kanapie w salonie połączonym z kuchnią, bo mieliśmy za mały dom, aby pozwolić sobie na osobne pokoje dla każdego członka rodziny? Jedna sypialnia dla mamy i ojczyma, druga dla starszych z sióstr, a trzecia dla młodszych. Nikogo nie obchodziło to, że byłem najstarszy z rodzeństwa. Spałem na kanapie, bo nie miałem innego wyjścia. Lepsze to niż most.
Jakkolwiek mocno kochałbym swoje siostry, a miałem ich sześć, nigdy nie pochwalałem gwałtownych i bolesnych pobudek. Natomiast pięcioletnie bliźniaczki, Sarah i Amelie, bardzo lubiły ten sposób budzenia mnie, więc nie dość, że zaczęły krzyczeć, to jeszcze na mnie wskoczyły i zaczęły się po mnie turlać. Dlaczego nikt nie zesłał mi brata? Dlaczego musiałem być otoczony przez same baby i ojczyma, którego nie lubiłem, zresztą z wzajemnością?
- Podnoś dupę, ćwoku - usłyszałem głos piętnastoletniej Kailey, najstarszej z sióstr, jeszcze z pierwszego małżeństwa mamy.
Ojciec zostawił nas, gdy miałem sześć lat. Mama musiała poradzić sobie z trójką dzieci (oprócz mnie i Kailey była jeszcze czternastoletnia Kim). Gdy miałem osiem lat, wzięła ślub z Tomem, moim aktualnym ojczymem i spłodzili czwórkę kolejnych dzieci, oczywiście córek. Bliźniaczki, mimo że najmłodsze, były chyba najnormalniejsze z nich wszystkich, jeśli w ogóle mogłem wypowiedzieć się w ten sposób o moim rodzeństwie. Może i było to dość niegrzeczne, ale one nie traktowały mnie lepiej.
- Zejdź ze mnie, księżniczko - mruknąłem do Amelie, która siedziała na moim brzuchu.
Dziewczynka usiadła obok swojej siostry i obie zaczęły wpatrywać się we mnie swoimi wielkimi niebieskimi oczami. Były identyczne i rozróżniałem je tylko przez to, że Sarah miała miała pieprzyk na skroni.
- Wstał - zachichotała Amelie, a Sarah szepnęła jej coś na ucho.- Masz rację.
Uniosłem brew i spojrzałem na nie podejrzliwie, wychodząc spod kołdry. Małe, a już plotkary.
Wstałem z kanapy, rozciągnąłem się i podrapałem w tył głowy.
- Cześć skarbie - uśmiechnęła się do mnie mama i pocałowała mnie w policzek, po czym poszła do kuchni, gdzie przygotowywała lunch do szkoły dla młodszych dziewczynek i dla mnie.- Złóż kanapę i idź do łazienki, Tom zaraz powinien wyjść.
- Ja byłam w kolejce! - krzyknęła Amber, dziewięciolatka, najstarsza z córek z drugiego małżeństwa.
- Przykro mi, kochanie, ale Kellin ma do zrobienia w łazience o wiele więcej niż ty.
Zacząłem składać kanapę, aby siostry przestały marudzić, że nie mają gdzie siedzieć i zarazem nie skupiać się na gadanych przez nie głupotach.
- No tak - zachichotała Kim.- Musi zrobić się na bóstwo dla swojego chłopaka.
- Nie mam chłopaka - warknąłem do niej i kątem oka zauważyłem, jak mama mocniej ścisnęła trzymany w dłoni nóż.
Wiedziałem, że mnie kochała i chciała, abym był szczęśliwy, ale trudno zaakceptowała fakt, że jestem gejem. Ojczym nie lubił mnie chyba właśnie przez mój homoseksualizm, a starsze siostry żartowały sobie z tego na każdym kroku. Tak, normalna rodzina. Świetna.
- Zakończmy ten temat - mruknęła mama, a ja złożyłem kanapę do końca.
- Właśnie, bo mi cukier podskoczy - syknąłem.
- Nawet tak nie mów! - mama podniosła głos, a ja machnąłem ręką i podszedłem do komody, gdzie znajdowały się moje ubrania.
W tym domu temat cukru był bardzo delikatny i mama, pielęgniarka z wieloletnim stażem, nie lubiła, gdy się z tego żartowało, głównie dla mojego dobra. Od przedszkola chorowałem na cukrzycę typu 1 i byłem już tyle razy w szpitalu z tego powodu, że mama została moją osobistą pielęgniarką. Nie lubiła mnie tam trzymać, a ja nienawidziłem tam siedzieć.
Wyciągnąłem z szuflady czarną koszulkę i czarne rurki, po czym poszedłem do łazienki, z której właśnie wyszedł Tom. Spojrzał na mnie z wyższością, a ja odpowiedziałem mu piorunującym spojrzeniem.
- Witaj, chłopcze - odezwał się niskim basem. Mój wysoki tenor brzmiał przy nim komicznie.
Skinąłem jedynie głową, po czym wszedłem do łazienki i zamknąłem za sobą drzwi. Przejrzałem się w lustrze i westchnąłem ciężko. Byłem zupełnie zwyczajny i... Może miałem za mało testosteronu. Nie miałem ostrych rysów twarzy, wystających kości policzkowych, zarostu. Nie byłem prawie osiemnastoletnim mężczyzną, byłem siedemnastoletnim chłopakiem.
Otworzyłem moją własną szafkę, gdzie trzymałem kosmetyki i leki, po czym chwyciłem jedną ze strzykawek i w moim małym kalendarzyku sprawdziłem, gdzie dzisiaj musiałem wstrzyknąć sobie kolejną dawkę insuliny. To było męczące i perspektywa robienia tego do końca życia wcale mnie nie cieszyła.
- Prawa strona brzuch, sialalalala - podśpiewywałem sobie pod nosem, jak zawsze przy tej procedurze.
Gdyby mama nie była pielęgniarką, pewnie pogubiłbym się w tym wszystkim, spieprzył coś i do piachu. To wiązałoby się z wydatkami na pogrzeb, jeśli już o tym mówimy. I tu pojawia się kolejny problem. Mieliśmy kłopoty finansowe, bo Tom nie zarabiał jakichś wielkich ilości gotówki, a w rodzinach wielodzietnych wydatków jest o wiele więcej.
Oporządziłem się, ubrałem, ułożyłem swoje ciemne włosy, które idealnie okalały moją twarz i wyszedłem z łazienki.
- No nareszcie - westchnęła Amber i weszła do łazienki, głośno zatrzaskując za sobą drzwi.
- Głupia małolata - mruknąłem i poszedłem do kuchni.
- Proszę, skarbie, zjedz - powiedziała z uśmiechem mama, wręczając mi spory kubeczek z jogurtem naturalnym i płatkami owsianymi.
To było moje śniadanie, jako że mama nie chciała dawać mi czegoś bardziej skomplikowanego, a ja nie lubiłem się obżerać. Prowadziłem te głupie tabelki z zawartością kalorii i cukrów w potrawach, które mogłem spożywać i czasem po prostu dostawałem na głowę, gdy widziałem, jak inni jedzą jakieś pyszności, a ja nie mogłem.
- Dasz mi trochę? - usłyszałem głos jednej z bliźniaczek i spojrzałem na dół. Sarah. Nabrałem jogurt oraz płatki na łyżkę, po czym schyliłem się nieco, aby mała mogła zjeść.
- Nie wyjadaj Kellinowi śniadania, Amelie - odezwał się Tom, który siedział na kanapie i pił kawę.
- To była Sarah - odparłem i sam zabrałem się za jedzenie.
- Amber, Wendy, Sarah i Amelie do samochodu. Skarbie, kończ pić kawę, spóźnisz się - powiedziała mama, a wymienione dziewczyny zaczęły zbierać się do szkoły.
Ja, Kailey i Kim szliśmy do szkoły piechotą, bo nasze liceum nie znajdowało się daleko i nie potrzebowaliśmy podwózki. Gdy mama, Tom i najmłodsze siostry wyszli z domu, ja dokończyłem swój jogurt i wyrzuciłem kubeczek to kosza. Do szkoły pozostało jeszcze pół godziny, dojdziemy tam w piętnaście minut, więc trzeba było już wyjść.
- I co, nie przejadłeś się? - Kailey uniosła brew w górę, a ja spojrzałem na nią niewzruszony i chwyciłem swoją torbę, która leżała przy komodzie.
Miałem w niej różne pierdoły, głównie leki i rzeczy związane z gazetką szkolną, której byłem redaktorem naczelnym. Znałem się na tym i wiedziałem, co miałem robić na tym stanowisku, więc nic dziwnego, że utrzymywałem się na tej pozycji odkąd skończyłem piętnaście lat. Nie chciałem zostawiać materiałów w szkole, nawet jeśli zamykałem szafkę. Był dopiero wrzesień, a ja zdążyłem już zebrać kilka informacji na temat różnych ludzi.
- Miej się na baczności, młoda, albo poświęcę twojej osobie jedną z rubryczek w gazetce, a uwierz mi, nie chcesz się w niej znaleźć - uśmiechnąłem się do niej fałszywie, po czym przewiesiłem torbę na ramieniu i zacząłem iść w stronę drzwi. Nie obchodziło mnie to, czy za mną idą. Nawet jeśli wyszlibyśmy razem, nie szedłbym z nimi.
Zamknąłem za sobą drzwi i wyciągnąłem z torby telefon oraz słuchawki. Z muzyką droga do szkoły mija znacznie przyjemniej.
Po dziesięciu minutach zobaczyłem duży budynek w odcieniach brązu, w którym znajdowało się moje liceum. Przed nim był parking, gdzie uczniowie posiadający samochody zostawiali swoje pojazdy. Nas nie było stać na drugi samochód, więc zawsze chodziłem piechotą. Czasami ktoś mnie podwoził, ale zdarzało się to raczej rzadko.
Gdy wszedłem do szkoły, wyciągnąłem słuchawki z uszu i udałem się do swojej szafki, która znajdowała się w innym korytarzu.
- Hej Quinn - usłyszałem głos dziewczyny, z którą chodziłem na historię.
- Cześć Kellin!
- Dobry!
- Hej!
A na każde powitanie odpowiadałem uśmiechem i machnięciem dłoni. Ludzie w szkole mnie lubili. Nie wiedziałem, czy to przez moją osobowość, czy może po prostu nie chcieli trafić do złej część naszej gazetki. Prawie nikt nie przejmował się tym, że jestem gejem, nikt mi nie dokuczał, ani się ze mnie nie śmiali, chociaż od czasu do czasu spotykałem się z różnymi obelgami. Było to jednak bardzo rzadkie i osoby, które gadały o mnie głupoty, szybko milknęły, bo często trafiały do "złej rubryki".
Otworzyłem szafkę i wyciągnąłem z niej potrzebne książki. Nie spieszyło mi się na algebrę, ale musiałem zaliczyć ten przedmiot. Miałem problemy z naukami ścisłymi, ale musiałem zaliczyć semestry, co słabo mi szło. Byłem humanistą, wolałem języki i historię oraz dziennikarstwo. W przyszłym semestrze zero matematyki, przysięgam.
Gdy chciałem już zamykać szafkę, moją uwagę przykuła mała, złożona na pół karteczka. Nie miałem pojęcia, co to było, więc chwyciłem ją i rozwinąłem. Westchnąłem cicho i przewróciłem oczami, gdy zobaczyłem, że to po prostu kolejny liścik od kogoś niezadowolonego tym, co napisałem w gazetce. Ludzie nie potrafili przyjąć obiektywnej krytyki, co było trochę przykre, ale co miałem zrobić? Ja tylko wykonywałem swoją pracę.
- Masz za ładną buźkę na redaktora naczelnego, może ci ją obić? - usłyszałem za sobą głos czytający to, co znajdowało się na karteczce.
- Trochę śmiesznie, co? - zaśmiałem się i zgniatając karteczkę, odwróciłem się do właściciela głosu.
Był to mój najlepszy przyjaciel Adam, który pracował razem ze mną w redakcji. Znamy się od podstawówki. Zajmował się komunikatami i tym podobnymi sprawami. Dzięki niemu samorząd mógł informować o swoich poczynaniach również i w gazetce. Gdybym miał więcej czasu, pewnie wplątałbym się w samorząd szkolny, aby coś pozmieniać, byłem raczej społecznym typem człowieka. Niestety, miałem za dużo pracy w redakcji, więc to musiało mi wystarczyć.
- Uważaj, bo naprawdę nie będziesz już miał takiej ładnej twarzyczki - uśmiechnął się Adam, a ja wziąłem ostatnie kilka książek i zamknąłem szafkę.
- Nie mów tak, bo zacznę podejrzewać się o gejostwo.
- O nie, król gejozy może być tylko jeden i ty doskonale wiesz, kto nim jest.
Zaśmiałem się i machnąłem ręką, po czym obaj poszliśmy korytarzem w kierunku naszych sal. Adam nie chodził ze mną na algebrę, spotykaliśmy się dopiero na dziennikarstwie na trzeciej godzinie lekcyjnej.
- Przenieśliśmy nasze spotkanie redakcji do sali 210, bo w naszym gabinecie naprawiają ten sufit, który ostatnio zaczął się kruszyć - odezwał się Adam, a ja zadarłem głowę, aby na niego spojrzeć.
Był wysoki, ba, miał prawie dwa metry, a ja z moim żałosnym metrem siedemdziesiąt wyglądałem przy nim jak krasnoludek. Prawie wszyscy chłopacy byli ode mnie wyżsi i tężsi oraz lepiej zbudowani, a ja przyzwyczaiłem się do tego, że miałem lekką niedowagę i byłem szczupły. Kilka razy słyszałem od dziewczyn, że chciałyby mieć takie nogi jak ja, co wydało mi się po prostu komiczne, ale przecież im nie bronię.
- Ta sala jest beznadziejna. Nie mogliście zająć innej?
- Ta była wolna.
- Podczas lunchu wszystkie są wolne, do cholery - przewróciłem teatralnie oczami.- Dobra, poradzimy sobie. Do zobaczenia.
Adam machnął do mnie dłonią, a ja podszedłem do drzwi, za którymi znajdowała się klasa od algebry. Nienawidziłem tego przedmiotu, nauczyciel nienawidził mnie i vice versa. Na algebrę chodziło chyba najwięcej kujonów z tej szkoły, więc nic dziwnego, że to oni skupiali na sobie uwagę nauczyciela. Ja siedziałem z tyłu, jadłem sobie melona, którego mama pokroiła w łódeczki i wrzuciła do małego pudełka, abym mógł wziąć je do szkoły, oraz pisałem kolejny artykuł, który ukaże się w najnowszym wydaniu gazetki. Notatki wezmę od tych, którym zależało na tym przedmiocie. Mnie on nie obchodził.
W końcu zadzwonił dzwonek, a ja zebrałem swoje rzeczy i jako pierwszy wyszedłem z klasy, co nikogo nie zdziwiło. Poszedłem na moją ukochaną rozszerzoną historię, która nie ograniczała się tylko do Stanów Zjednoczonych, ale do całego świata. Lubiłem posłuchać o innych realiach w dawnych czasach, bo nasz kraj jest stosunkowo młody, więc wolałem wyedukować się bardziej.
Na tych lekcjach nie pisałem artykułów, chociaż zdarzało mi się zjeść melona, jeśli nie dokończyłem go na algebrze. Moje notatki z tych zajęć były chyba najobszerniejsze z całej klasy, więc nic dziwnego, że każdy chciał je ode mnie pożyczyć, a ja, będąc małym chamem, śmiałem się im w twarz i odmawiałem. Jeśli aż tak zależy im na przedmiocie, niech sami zrobią coś w tym kierunku.
Po historii miałem dziennikarstwo, moje drugie ukochane zajęcia. Prowadziła je pani Yvonne Moss, która była zarazem opiekunką gazetki, ale nie ingerowała w to, co w niej zamieszczaliśmy. Może to i lepiej, bo gdyby wiedziała o niektórych artykułach, już dawno wyrzuciłaby mnie z redakcji.
Nieco się spóźniłem, bo musiałem przejść całą szkołę, aby dotrzeć do klasy. Gdy wszedłem do środka, spojrzenia wszystkich uczniów spoczęły na mnie, a ja uśmiechnąłem się przepraszająco do nauczycielki. Lubiłem ją, pozwalała nam tworzyć artykuły na lekcji i z góry miałem zapewnioną dobrą ocenę z tego przedmiotu.
- Kellin, mogę cię na chwilę poprosić? - zwróciła się do mnie, a ja skinąłem głową i podszedłem do jej biurka.- Wasza gazetka jest świetna, z tego co wiem od uczniów i niech taka pozostanie. Dlatego też, żeby wszyscy byli jeszcze bardziej usatysfakcjonowani, zwiększcie nakład i może termin wydawania? W zeszłym roku wydawaliście raz na miesiąc, teraz popyt jest większy. Pomyśl o tym.
- Raz na dwa tygodnie? - zaproponowałem, a pani Moss skinęła głową.
- Byłoby cudownie, naprawdę. Dofinansujemy to. Oprócz czasu podczas przerwy i zajęć pozalekcyjnych, mogę zaproponować wam część lekcji, abyście tworzyli, bo wiem, że wasza grupa świetnie sobie ze wszystkim radzi i mogę wam zaufać.
- Nie ma problemu, pani Moss. Nie ma problemu.
Więcej gazetek, więcej plotek, więcej pracy. I to lubiłem.
Kolejną lekcją był angielski, który też lubiłem i to nie tylko z powodu moich humanistycznych zapędów.
Każdy miał chyba taką osobę, która mu się podobała, ale raczej nie liczył na nic poważniejszego, prawda? Na angielskim właśnie była taka osoba. I mimo że byliśmy ze sobą blisko, ba, bardzo, bardzo blisko, on i tak nie dawał mi szans na coś poważniejszego, bo to był tylko seks i nic więcej.
Vic Fuentes aka mój ideał, z którym zawarłem pewien układ. Jako że on był z tych "wyższych sfer" i wiedział, co dzieje się wśród popularnych dzieciaków, a ja potrzebowałem takich plotek, które były najciekawsze, postanowiłem wykorzystać go do swoich niecnych planów. On czerpał z tego ogromne korzyści, ba, chyba nawet większe niż ja, chociaż nie narzekałem, bo uwielbiałem te momenty, gdy zostawaliśmy sami, on zdzierał ze mnie ubrania, a potem przywiązywał do łóżka i pieprzył tak mocno, że następnego dnia miałem problemy z chodzeniem. Taki był nasz układ. Ja daję dupy, a on daje informacje.
Nikt o tym nie wiedział (chyba) i nie musiał wiedzieć. Ludzie zdawali sobie sprawę, że byliśmy blisko, ale nikt nas ze sobą nie swatał. Wiedzieli, że Vic jest gejem i lubi ulżyć sobie z różnymi osobami, więc nie dziwił ich fakt, że kręci się również wokół mnie. To śmieszne, ludzie byli niedoinformowani, bo chłopak uprawiał seks tylko ze mną, ponieważ całkowicie mu wystarczyłem. Czasem spotykaliśmy się bez powodu, od tak, żeby po prostu sobie ulżyć. Lubiliśmy to, mieliśmy swoje fetysze i łóżkowe upodobania. Byliśmy gówniarzami, którzy w przyszłym roku kończyli dopiero osiemnaście lat, korzystaliśmy z życia i z siebie.
Jakkolwiek Vic nie byłby bezpośredni w sypialni, w miejscach publicznych dosyć ostrożnie podchodził do naszego "związku". Jego homoseksualizm szerzył się jedynie w małych, zamkniętych grupach albo wtedy, gdy to ja go prowokowałem. Podczas gdy ja byłem chodzącym przykładem geja, on się nie wychylał i nie obnosił się z tym. Dbał o swoją pozycję w szkole, nawet jeśli wszyscy wiedzieli o jego orientacji, co i tak nic nie zmieniało.
Gdy wszedłem do klasy, moje spojrzenie od razu padło na ostatnią ławkę, gdzie zawsze siedzieliśmy razem. Był tam, opalony, z kolczykiem w nosie, lekko falowanymi, brązowymi włosami do ramion, które na końcówkach delikatnie się skręcały. Gdyby wstał, byłby nieco wyższy ode mnie (zrobiłam Vica wyższego w tym ff, bo mnie irytowało to, że był ciągle niższy i jednocześnie dominujący, pls forgive me XD - przyp. aut.), oczywiście mocniej zbudowany i silniejszy. Uwielbiałem być jego szmatą... Ups, oj.
Usiadłem obok niego, a on podniósł wzrok znad swojego zeszytu i uśmiechnął się nonszalancko. Założyłem nogę na nogę i podparłem się na łokciu, nie odrywając od niego wzroku. Mogłem patrzeć na niego godzinami, przysięgam.
- Nawet nie wiesz, jak sprośne myśli mam o tobie właśnie w tym momencie - wyszeptał, nachylając się nade mną i muskając moje ucho.
- Po ostatnim nadal boli mnie szyja, więc zapomnij - mrugnąłem do niego, gdy się wyprostował.
- Lubisz to.
Uśmiechnąłem się i wyciągnąłem z torby zeszyt i długopis. Oczywiście, że to lubiłem. Uwielbiałem. Kochałem. Wolny i delikatny seks był nudny. Po co się ograniczać, gdy można krzyczeć i błagać o więcej? Lubiłem krzyczeć i błagać o więcej, a on mi to dawał.
Prawie cały angielski spędziłem rysując z Victorem różne sprośne rzeczy na kartce, aż w końcu zadzwonił dzwonek i zmusił nas do zakończenia zabawy i lekcji. Nadszedł czas na godzinny lunch, co oznaczało, że najpierw musiałem iść do łazienki, żeby wstrzyknąć sobie kolejną dawkę insuliny. Potem szedłem na spotkanie redakcji, a na końcu siadałem w stołówce i jadłem to, co przygotowała mi mama. Nie mogłem jesć tego, co serwowali w szkole, bo dokładnie nie wiedziałem, co to w ogóle jest i z czego się składa.
Gdy w łazience zrobiłem to, co miałem zrobić, wszedłem na drugie piętro i udałem się do sali 210. Była tam już cała ekipa, czyli Laura, moja zastępczyni i skończona blond suka, której nienawidziłem, oraz inni dziennikarze, czyli Adam oraz dwie dziewczyny, Bonnie, cicha i spokojna szatynka i dużych zielonych oczach i Felice, moja przyjaciółka, wesoły rudzielec.
- Mówiłem, że ta sala jest do bazi, Jezusie - mruknąłem, podchodząc do stołu, gdzie położyłem torbę i wyciągnąłem z niej to, co przygotowałem w domu i na algebrze.- Prawie skończyłem to gówno, dokończę dzisiaj na biologii. Znajdę coś jeszcze i myślę, że w piątek można dać to do druku, żeby w poniedziałek rozdać ludziom.
Wszyscy skinęli głowami, a ja zwróciłem się do Felice, która zajmowała się oprawą graficzną i sklejaniem wszystkiego w całość.
- Dam ci to na francuskim i złożysz to w kupę, okej, Fel?
- Jasna sprawa. Adam i Laura już wszystko mi dali.
- A Bonnie? - spojrzałem na dziewczynę, która niepewnie na mnie zerknęła.
Wydawało mi się, że miała do mnie respekt. Sposób, w jakim na mnie patrzyła, wskazywał na to, że trochę się mnie bała, ale też podziwiała. A może po prostu sobie wlewałem.
- Muszę skończyć - szepnęła.- A jak skończę, pewnie jutro, to dam Fel.
- No to cudownie. Węszcie, moi drodzy, węszcie, a będziecie nagrodzeni.
W stołówce zajmowałem stolik na środku pomieszczenia. Siedziałem tam razem z Adamem i Felice. Tworzyliśmy paczkę dobrych przyjaciół. Lubiliśmy się, zajmowaliśmy się tym samym i wszyscy uwielbialiśmy plotkować. Fel traktowała mnie jak najlepszą przyjaciółkę. Tak, przyjaciółkę, bo stwierdziła, że skoro jestem gejem, to dogadam się z nią lepiej niż Adam. Gdy chciała poplotkować o tyłkach facetów, zwracała się do mnie, a gdy znaleźliśmy wspólny temat, rozmawialiśmy w trójkę.
Oboje jedli stołówkowe jedzenie. Ja natomiast delektowałem się makaronem z białym serem i nie dość, że miałem pewność, że nie trafię do szpitala, to do tego moje danie wyglądało lepiej niż to szkolne, dziękuję mojej mamie.
- Kell, starszy Fuentes znowu się na ciebie gapi - odezwała się Fel, a ja uniosłem wzrok i spojrzałem na stolik, który zajmowali Meksykanie, czyli Vic, jego brat Mike oraz ich przyjaciele, Tony i Jaime.
Lubiłem ich, można było pogadać z nimi na wiele różnych tematów. Niektórzy uważali ich za postrach dzieciaków, co było po prostu śmieszne. Oni sami się z tego śmiali, bo przeprowadzali jedynie kocenie nowych uczniów i tyle.
Nawinąłem makaron na widelec, rozchyliłem usta i oplotłem wargami sztuciec. Powoli ściągnąłem z niego nitki, aby następnie je połknąć i zadziornie oblizać usta. Następnie jeszcze raz wziąłem widelec do ust i wylizałem go do czysta, nie odrywając wzroku od Vica, który zagryzł dolną wargę i patrzył na mnie z pożądaniem. Wiedział, co potrafiłem zrobić swoim językiem, nie tylko na widelcu.
Taki był nasz "związek' i żadnego z nas nie dziwiły kolejne ekscesy drugiego. A uwierzcie mi, bywało różnie, zawsze z naciskiem na przyjemność.
- Jesteś okropni, ale uroczy zarazem - zaśmiała się Fel, a ja poruszyłem brwiami.
- On to lubi, Fel. On to kocha.
A ty kochasz jego, Quinn, dodałem w myślach.
Gdy chciałem już zamykać szafkę, moją uwagę przykuła mała, złożona na pół karteczka. Nie miałem pojęcia, co to było, więc chwyciłem ją i rozwinąłem. Westchnąłem cicho i przewróciłem oczami, gdy zobaczyłem, że to po prostu kolejny liścik od kogoś niezadowolonego tym, co napisałem w gazetce. Ludzie nie potrafili przyjąć obiektywnej krytyki, co było trochę przykre, ale co miałem zrobić? Ja tylko wykonywałem swoją pracę.
- Masz za ładną buźkę na redaktora naczelnego, może ci ją obić? - usłyszałem za sobą głos czytający to, co znajdowało się na karteczce.
- Trochę śmiesznie, co? - zaśmiałem się i zgniatając karteczkę, odwróciłem się do właściciela głosu.
Był to mój najlepszy przyjaciel Adam, który pracował razem ze mną w redakcji. Znamy się od podstawówki. Zajmował się komunikatami i tym podobnymi sprawami. Dzięki niemu samorząd mógł informować o swoich poczynaniach również i w gazetce. Gdybym miał więcej czasu, pewnie wplątałbym się w samorząd szkolny, aby coś pozmieniać, byłem raczej społecznym typem człowieka. Niestety, miałem za dużo pracy w redakcji, więc to musiało mi wystarczyć.
- Uważaj, bo naprawdę nie będziesz już miał takiej ładnej twarzyczki - uśmiechnął się Adam, a ja wziąłem ostatnie kilka książek i zamknąłem szafkę.
- Nie mów tak, bo zacznę podejrzewać się o gejostwo.
- O nie, król gejozy może być tylko jeden i ty doskonale wiesz, kto nim jest.
Zaśmiałem się i machnąłem ręką, po czym obaj poszliśmy korytarzem w kierunku naszych sal. Adam nie chodził ze mną na algebrę, spotykaliśmy się dopiero na dziennikarstwie na trzeciej godzinie lekcyjnej.
- Przenieśliśmy nasze spotkanie redakcji do sali 210, bo w naszym gabinecie naprawiają ten sufit, który ostatnio zaczął się kruszyć - odezwał się Adam, a ja zadarłem głowę, aby na niego spojrzeć.
Był wysoki, ba, miał prawie dwa metry, a ja z moim żałosnym metrem siedemdziesiąt wyglądałem przy nim jak krasnoludek. Prawie wszyscy chłopacy byli ode mnie wyżsi i tężsi oraz lepiej zbudowani, a ja przyzwyczaiłem się do tego, że miałem lekką niedowagę i byłem szczupły. Kilka razy słyszałem od dziewczyn, że chciałyby mieć takie nogi jak ja, co wydało mi się po prostu komiczne, ale przecież im nie bronię.
- Ta sala jest beznadziejna. Nie mogliście zająć innej?
- Ta była wolna.
- Podczas lunchu wszystkie są wolne, do cholery - przewróciłem teatralnie oczami.- Dobra, poradzimy sobie. Do zobaczenia.
Adam machnął do mnie dłonią, a ja podszedłem do drzwi, za którymi znajdowała się klasa od algebry. Nienawidziłem tego przedmiotu, nauczyciel nienawidził mnie i vice versa. Na algebrę chodziło chyba najwięcej kujonów z tej szkoły, więc nic dziwnego, że to oni skupiali na sobie uwagę nauczyciela. Ja siedziałem z tyłu, jadłem sobie melona, którego mama pokroiła w łódeczki i wrzuciła do małego pudełka, abym mógł wziąć je do szkoły, oraz pisałem kolejny artykuł, który ukaże się w najnowszym wydaniu gazetki. Notatki wezmę od tych, którym zależało na tym przedmiocie. Mnie on nie obchodził.
W końcu zadzwonił dzwonek, a ja zebrałem swoje rzeczy i jako pierwszy wyszedłem z klasy, co nikogo nie zdziwiło. Poszedłem na moją ukochaną rozszerzoną historię, która nie ograniczała się tylko do Stanów Zjednoczonych, ale do całego świata. Lubiłem posłuchać o innych realiach w dawnych czasach, bo nasz kraj jest stosunkowo młody, więc wolałem wyedukować się bardziej.
Na tych lekcjach nie pisałem artykułów, chociaż zdarzało mi się zjeść melona, jeśli nie dokończyłem go na algebrze. Moje notatki z tych zajęć były chyba najobszerniejsze z całej klasy, więc nic dziwnego, że każdy chciał je ode mnie pożyczyć, a ja, będąc małym chamem, śmiałem się im w twarz i odmawiałem. Jeśli aż tak zależy im na przedmiocie, niech sami zrobią coś w tym kierunku.
Po historii miałem dziennikarstwo, moje drugie ukochane zajęcia. Prowadziła je pani Yvonne Moss, która była zarazem opiekunką gazetki, ale nie ingerowała w to, co w niej zamieszczaliśmy. Może to i lepiej, bo gdyby wiedziała o niektórych artykułach, już dawno wyrzuciłaby mnie z redakcji.
Nieco się spóźniłem, bo musiałem przejść całą szkołę, aby dotrzeć do klasy. Gdy wszedłem do środka, spojrzenia wszystkich uczniów spoczęły na mnie, a ja uśmiechnąłem się przepraszająco do nauczycielki. Lubiłem ją, pozwalała nam tworzyć artykuły na lekcji i z góry miałem zapewnioną dobrą ocenę z tego przedmiotu.
- Kellin, mogę cię na chwilę poprosić? - zwróciła się do mnie, a ja skinąłem głową i podszedłem do jej biurka.- Wasza gazetka jest świetna, z tego co wiem od uczniów i niech taka pozostanie. Dlatego też, żeby wszyscy byli jeszcze bardziej usatysfakcjonowani, zwiększcie nakład i może termin wydawania? W zeszłym roku wydawaliście raz na miesiąc, teraz popyt jest większy. Pomyśl o tym.
- Raz na dwa tygodnie? - zaproponowałem, a pani Moss skinęła głową.
- Byłoby cudownie, naprawdę. Dofinansujemy to. Oprócz czasu podczas przerwy i zajęć pozalekcyjnych, mogę zaproponować wam część lekcji, abyście tworzyli, bo wiem, że wasza grupa świetnie sobie ze wszystkim radzi i mogę wam zaufać.
- Nie ma problemu, pani Moss. Nie ma problemu.
Więcej gazetek, więcej plotek, więcej pracy. I to lubiłem.
Kolejną lekcją był angielski, który też lubiłem i to nie tylko z powodu moich humanistycznych zapędów.
Każdy miał chyba taką osobę, która mu się podobała, ale raczej nie liczył na nic poważniejszego, prawda? Na angielskim właśnie była taka osoba. I mimo że byliśmy ze sobą blisko, ba, bardzo, bardzo blisko, on i tak nie dawał mi szans na coś poważniejszego, bo to był tylko seks i nic więcej.
Vic Fuentes aka mój ideał, z którym zawarłem pewien układ. Jako że on był z tych "wyższych sfer" i wiedział, co dzieje się wśród popularnych dzieciaków, a ja potrzebowałem takich plotek, które były najciekawsze, postanowiłem wykorzystać go do swoich niecnych planów. On czerpał z tego ogromne korzyści, ba, chyba nawet większe niż ja, chociaż nie narzekałem, bo uwielbiałem te momenty, gdy zostawaliśmy sami, on zdzierał ze mnie ubrania, a potem przywiązywał do łóżka i pieprzył tak mocno, że następnego dnia miałem problemy z chodzeniem. Taki był nasz układ. Ja daję dupy, a on daje informacje.
Nikt o tym nie wiedział (chyba) i nie musiał wiedzieć. Ludzie zdawali sobie sprawę, że byliśmy blisko, ale nikt nas ze sobą nie swatał. Wiedzieli, że Vic jest gejem i lubi ulżyć sobie z różnymi osobami, więc nie dziwił ich fakt, że kręci się również wokół mnie. To śmieszne, ludzie byli niedoinformowani, bo chłopak uprawiał seks tylko ze mną, ponieważ całkowicie mu wystarczyłem. Czasem spotykaliśmy się bez powodu, od tak, żeby po prostu sobie ulżyć. Lubiliśmy to, mieliśmy swoje fetysze i łóżkowe upodobania. Byliśmy gówniarzami, którzy w przyszłym roku kończyli dopiero osiemnaście lat, korzystaliśmy z życia i z siebie.
Jakkolwiek Vic nie byłby bezpośredni w sypialni, w miejscach publicznych dosyć ostrożnie podchodził do naszego "związku". Jego homoseksualizm szerzył się jedynie w małych, zamkniętych grupach albo wtedy, gdy to ja go prowokowałem. Podczas gdy ja byłem chodzącym przykładem geja, on się nie wychylał i nie obnosił się z tym. Dbał o swoją pozycję w szkole, nawet jeśli wszyscy wiedzieli o jego orientacji, co i tak nic nie zmieniało.
Gdy wszedłem do klasy, moje spojrzenie od razu padło na ostatnią ławkę, gdzie zawsze siedzieliśmy razem. Był tam, opalony, z kolczykiem w nosie, lekko falowanymi, brązowymi włosami do ramion, które na końcówkach delikatnie się skręcały. Gdyby wstał, byłby nieco wyższy ode mnie (zrobiłam Vica wyższego w tym ff, bo mnie irytowało to, że był ciągle niższy i jednocześnie dominujący, pls forgive me XD - przyp. aut.), oczywiście mocniej zbudowany i silniejszy. Uwielbiałem być jego szmatą... Ups, oj.
Usiadłem obok niego, a on podniósł wzrok znad swojego zeszytu i uśmiechnął się nonszalancko. Założyłem nogę na nogę i podparłem się na łokciu, nie odrywając od niego wzroku. Mogłem patrzeć na niego godzinami, przysięgam.
- Nawet nie wiesz, jak sprośne myśli mam o tobie właśnie w tym momencie - wyszeptał, nachylając się nade mną i muskając moje ucho.
- Po ostatnim nadal boli mnie szyja, więc zapomnij - mrugnąłem do niego, gdy się wyprostował.
- Lubisz to.
Uśmiechnąłem się i wyciągnąłem z torby zeszyt i długopis. Oczywiście, że to lubiłem. Uwielbiałem. Kochałem. Wolny i delikatny seks był nudny. Po co się ograniczać, gdy można krzyczeć i błagać o więcej? Lubiłem krzyczeć i błagać o więcej, a on mi to dawał.
Prawie cały angielski spędziłem rysując z Victorem różne sprośne rzeczy na kartce, aż w końcu zadzwonił dzwonek i zmusił nas do zakończenia zabawy i lekcji. Nadszedł czas na godzinny lunch, co oznaczało, że najpierw musiałem iść do łazienki, żeby wstrzyknąć sobie kolejną dawkę insuliny. Potem szedłem na spotkanie redakcji, a na końcu siadałem w stołówce i jadłem to, co przygotowała mi mama. Nie mogłem jesć tego, co serwowali w szkole, bo dokładnie nie wiedziałem, co to w ogóle jest i z czego się składa.
Gdy w łazience zrobiłem to, co miałem zrobić, wszedłem na drugie piętro i udałem się do sali 210. Była tam już cała ekipa, czyli Laura, moja zastępczyni i skończona blond suka, której nienawidziłem, oraz inni dziennikarze, czyli Adam oraz dwie dziewczyny, Bonnie, cicha i spokojna szatynka i dużych zielonych oczach i Felice, moja przyjaciółka, wesoły rudzielec.
- Mówiłem, że ta sala jest do bazi, Jezusie - mruknąłem, podchodząc do stołu, gdzie położyłem torbę i wyciągnąłem z niej to, co przygotowałem w domu i na algebrze.- Prawie skończyłem to gówno, dokończę dzisiaj na biologii. Znajdę coś jeszcze i myślę, że w piątek można dać to do druku, żeby w poniedziałek rozdać ludziom.
Wszyscy skinęli głowami, a ja zwróciłem się do Felice, która zajmowała się oprawą graficzną i sklejaniem wszystkiego w całość.
- Dam ci to na francuskim i złożysz to w kupę, okej, Fel?
- Jasna sprawa. Adam i Laura już wszystko mi dali.
- A Bonnie? - spojrzałem na dziewczynę, która niepewnie na mnie zerknęła.
Wydawało mi się, że miała do mnie respekt. Sposób, w jakim na mnie patrzyła, wskazywał na to, że trochę się mnie bała, ale też podziwiała. A może po prostu sobie wlewałem.
- Muszę skończyć - szepnęła.- A jak skończę, pewnie jutro, to dam Fel.
- No to cudownie. Węszcie, moi drodzy, węszcie, a będziecie nagrodzeni.
W stołówce zajmowałem stolik na środku pomieszczenia. Siedziałem tam razem z Adamem i Felice. Tworzyliśmy paczkę dobrych przyjaciół. Lubiliśmy się, zajmowaliśmy się tym samym i wszyscy uwielbialiśmy plotkować. Fel traktowała mnie jak najlepszą przyjaciółkę. Tak, przyjaciółkę, bo stwierdziła, że skoro jestem gejem, to dogadam się z nią lepiej niż Adam. Gdy chciała poplotkować o tyłkach facetów, zwracała się do mnie, a gdy znaleźliśmy wspólny temat, rozmawialiśmy w trójkę.
Oboje jedli stołówkowe jedzenie. Ja natomiast delektowałem się makaronem z białym serem i nie dość, że miałem pewność, że nie trafię do szpitala, to do tego moje danie wyglądało lepiej niż to szkolne, dziękuję mojej mamie.
- Kell, starszy Fuentes znowu się na ciebie gapi - odezwała się Fel, a ja uniosłem wzrok i spojrzałem na stolik, który zajmowali Meksykanie, czyli Vic, jego brat Mike oraz ich przyjaciele, Tony i Jaime.
Lubiłem ich, można było pogadać z nimi na wiele różnych tematów. Niektórzy uważali ich za postrach dzieciaków, co było po prostu śmieszne. Oni sami się z tego śmiali, bo przeprowadzali jedynie kocenie nowych uczniów i tyle.
Nawinąłem makaron na widelec, rozchyliłem usta i oplotłem wargami sztuciec. Powoli ściągnąłem z niego nitki, aby następnie je połknąć i zadziornie oblizać usta. Następnie jeszcze raz wziąłem widelec do ust i wylizałem go do czysta, nie odrywając wzroku od Vica, który zagryzł dolną wargę i patrzył na mnie z pożądaniem. Wiedział, co potrafiłem zrobić swoim językiem, nie tylko na widelcu.
Taki był nasz "związek' i żadnego z nas nie dziwiły kolejne ekscesy drugiego. A uwierzcie mi, bywało różnie, zawsze z naciskiem na przyjemność.
- Jesteś okropni, ale uroczy zarazem - zaśmiała się Fel, a ja poruszyłem brwiami.
- On to lubi, Fel. On to kocha.
A ty kochasz jego, Quinn, dodałem w myślach.
omfG DŻO ASDFJSDKASDFL;SDFA;F;SD
OdpowiedzUsuńZAPOWIADA SIĘ GENIALNIE, KOCHAM CIE XD
@negative_hero
jejku strasznie ciekawie się zaczyna i nie wiadomo co będzie dalej ;;
OdpowiedzUsuńjeśli to jest powiązane z sylwestrowym shotem to będzie pikantnie XDD
czekam z niecierpliwością na drugi rozdział.
DŻO PLS WIDELEC MNIE ROZWALIŁ XDXDXD Czuję się weirdo jak czytam o "lubianym Kellinie" w Twoim ficku sorry not sorry xD Już czekam na resztę *_* \PierogNanski
OdpowiedzUsuńKontynuuj.
OdpowiedzUsuńomg ;o
OdpowiedzUsuń"Ja daję dupy, a on daje informacje." i w tym właśnie momencie sie poplułam XD no nie mogę no XD
już sie nie mogę doczekać następnego
matuchnooo
hahahahaha
Czytam to pod wpływem alkoholów i mi sie bardzo podoba, no dobra jak bym była trzeźwa też by mi sie pewnie podobało... Trochę takie inne sie wydaje, ale jest supcio. Wgl jestem mile zaskoczona że tak szybko, myślałam że dodasz gdzieś w marcu...a tu taka niespodzianka XDD Końcówka jest najlepsza. Ok.ok czekam na następny. KC<3 /@Huranicee
OdpowiedzUsuńJest perf. Zapowiada się bardzo ciekawie, a szczególnie ostatnie zdanie jest intrygujące.
OdpowiedzUsuńSuper że dodałaś jednak wcześniej :)
//@blush244
Zapowiada się genialnie *.* Dzięki za powrót :***
OdpowiedzUsuńwoah, zapowiada sie zajebiscie. No i strasznie podoba mi sie to, ze nagielas troche fakt tego wzrostu i to, ze Kellin po raz pierwszy nie jest nekany w szkole. Przynajmniej na chsile dzisiejsza. Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńTrafiłam na Twojego bloga kilka dni temu i w jeden dzień przeczytałam wszystko co tylko na nim masz! Naprawdę świetnie piszesz i również podoba mi się, że tutaj Kellin nie jest aż taką ciotą jak zawsze. XD
OdpowiedzUsuńomfg mistrzostwo świata!!!
OdpowiedzUsuńkckckckckckckckckckckc
omg omg DŻOGURT NOWE FF
OdpowiedzUsuńomg
omg
kocham
już po shocie wiedziałam, że bedzie superowy hah
lol, fajna tematyka, podoba mi się, jak zwykle 11/10 <3
ps. o borze, czy tylko ja nie mogłam znieść tych 3 tygodni urlopu? XD
ej gdzie się podział mój komentarz, dodałam go wczoraj, cmonnn!!!
OdpowiedzUsuńzapowiada sie super, czekam na kolejne, masz dar pisania Dżo:3
@callmeamyxo
Jeju :3 Dżo pisz wiecej szybciej i wgl i wgl <3 kocham Cie twoje Kellice sa najlelsze :* kiedy nastepny ? :>
OdpowiedzUsuńojeju, jaki cuudny rozdział XD
OdpowiedzUsuńoh god, sześć sióstr, biedny Kells D:
tak mi nie pasuje wizja znanego i lubianego Kellina, no pls, Vic zawsze taki był XDD ale to dobrze, że tak zrobiłaś, jakaś nowość i wgl, ju noł.
jest suuper, fajnie że tak szybciutko wróciłaś i to z takim perf rozdzialikiem, awh.
pisz pisz i dodawaj szybciuuuutko!
tak na to czekałam akjcxnaldvklvdskhbdj jest zupełnie inny niż tamte omg zapowiada sie zajebiście <3
OdpowiedzUsuńMatkobosko, coś cudownego! Ta końcówka i ten widelec asdfghjklsjd! *____* Nie spodziewałam się, że zaczniesz nowy ff tak szybko, a tu proszę :3 W każdym razie, podoba mi się lubiany Kells, jest tak inaczej, ale bardzo fajnie :) Dużo weny życzę i czekam na kolejny! ~ sanixi
OdpowiedzUsuń