KONIEC!
Koniec, moi mili, koniec tego fica. Idę na urlop, nie będzie zbyt długi, ale na pewno dłuższy niż ostatni. Później zacznę kolejnego Kellica, takiego seksiastego, na podstawie sylwestrowego shota ;)
Dziękuję za to, że byliście. Dziękuję za wszystkie komentarze i mam nadzieję, że będzie ich jeszcze więcej. Mam nadzieję, że wszystko Wam się podobało.
To do zobaczenia c:
P.S. Nie będzie sequela do tego ff :>
_________________________
Chodziłem po swoim pokoju, sprawdzając, czy na pewno spakowałem do walizek wszystko, co było mi najbardziej potrzebne. Na lotnisku chyba nie powinni mieć problemu z moimi dwoma walizkami. Nie były aż tak ciężkie, wziąłem tylko najbardziej potrzebne rzeczy.
Koniec, moi mili, koniec tego fica. Idę na urlop, nie będzie zbyt długi, ale na pewno dłuższy niż ostatni. Później zacznę kolejnego Kellica, takiego seksiastego, na podstawie sylwestrowego shota ;)
Dziękuję za to, że byliście. Dziękuję za wszystkie komentarze i mam nadzieję, że będzie ich jeszcze więcej. Mam nadzieję, że wszystko Wam się podobało.
To do zobaczenia c:
P.S. Nie będzie sequela do tego ff :>
_________________________
Chodziłem po swoim pokoju, sprawdzając, czy na pewno spakowałem do walizek wszystko, co było mi najbardziej potrzebne. Na lotnisku chyba nie powinni mieć problemu z moimi dwoma walizkami. Nie były aż tak ciężkie, wziąłem tylko najbardziej potrzebne rzeczy.
Gdy zapinałem zamek, usłyszałem pukanie do drzwi, które i tak były otwarte, bo niedługo wychodziłem z mieszkania. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem uśmiechniętą mamę, która opierała się o framugę i skrzyżowała ręce na piersiach.
- Jesteś pewny? - zapytała, a ja wyprostowałem się i pokiwałem głową.
- Czekałem na to rok, mamo, nie wytrzymam już dłużej.
- Co ta miłość robi z człowiekiem - zachichotała, a ja przewróciłem teatralnie oczami i uśmiechnąłem się do siebie.
Po zeszłorocznym obozie, gdy znalazłem się w domu, stwierdziłem, że byłem największym kretynem na świecie. Szukałem szczęścia, znalazłem je, a potem od tak odrzuciłem. Wiedziałem, że nie ma odwrotu, że Vic wrócił do Kalifornii i był jakieś tysiąc trzysta kilometrów ode mnie, ale to nie zmniejszyło mojego uczucia do niego. Na początku próbowałem zgrywać obojętnego, trwać przy statusie "przyjaciel", ale nie byłem dobrym aktorem i przez wygadałem mu się przez Skype'a, że nie mogę bez niego żyć i po prostu się rozryczałem. Od tego czasu, a był to wrzesień, planowaliśmy nasze kolejne spotkanie, ale byliśmy w kropce. On zaczął studia, ja nadal byłem w liceum, więc żaden z nas nie mógł od tak porzucić szkoły. W dni wolne ciągle coś nam wypadało, on nie mógł przylecieć do mnie, a ja do niego, więc byliśmy skazani na jeszcze dłuższe czekanie.
W końcu skończyłem liceum i wysłałem podanie na uniwersytet w San Diego, ten sam, gdzie uczęszczał Vic i gdy otrzymałem wiadomość z pozytywnym rezultatem, od razu kupiłem bilet lotniczy do Kalifornii. Prawdopodobnie Vic cieszył się bardziej niż ja. Przez prawie rok związku na odległość w końcu mogłem go dotknąć, pocałować, po postu czuć. Może i nie miałem zbyt wielu pieniędzy, aby zacząć żyć na własną rękę, bo miałem tylko osiemnaście lat, ale Vic miał mieszkanie, ja znajdę jakąś pracę i jakoś sobie poradzę. Najgorsze było zostawienie mojej mamy samej w Oregonie. Rozmawiałem z nią o tym, ale powiedziała mi, że najważniejsze jest dla niej moje szczęście i jeśli dzięki Kalifornii będę szczęśliwy, ona spokojnie sobie poradzi. Obiecałem jej, że będę ją odwiedzać, zapraszałem do San Diego, jakoś to będzie.
- Wszystko wziąłeś? - zapytała, a ja jeszcze raz rozejrzałem się po pokoju i pokiwałem głową.- Chodź, odwiozę cię.
Złapałem swój plecak, który założyłem, chwyciłem rączki walizek i wyszedłem z pokoju. W holu wsunąłem buty na stopy, sprawdziłem, czy w salonie nie zostało nic mojego, po czym oboje wyszliśmy z mieszkania. Skierowaliśmy się do windy, która stała na naszym piętrze i weszliśmy do niej, aby pojechać w dół. Następnie wyszliśmy z bloku i podeszliśmy do samochodu, który stał na ulicy. Walizki znalazły się w bagażniku, a my wsiedliśmy do samochodu. Dzisiaj kierowcą była mama. Stwierdziła, że przed lotem powinienem się zrelaksować.
Z centrum na lotnisko było dość daleko, więc zanim tam dotarliśmy, minęło z czterdzieści minut. Weszliśmy do budynku i przystanęliśmy przy wolnych ławeczkach. Wtedy spojrzałem na mamę i zobaczyłem, że płakała.
- Hej, mamo... - zacząłem, a ona mocno przytuliła mnie do siebie i zaczęła gładzić moje plecy. Była ode mnie dużo niższa, więc gdy ja ją objąłem, trzymałem jej ramiona.
- Nie mogę uwierzyć, jesteś już dorosły i wylatujesz na studia, będziesz mieszkał ze swoim chłopakiem i jakoś ułożysz sobie życie - wydukała, a ja uśmiechnąłem się lekko i pocałowałem czubek jej głowy.
Kobieta spojrzała na mnie i uśmiechnęła się przez łzy. Była kochana. Jej wsparcie bardzo wiele dla mnie znaczyło. Była cudownym rodzicem, zastępowała jednocześnie tatę, co było nie lada wyzwaniem.
- Poradzisz sobie w życiu, synku, jesteś mądrym chłopakiem i dasz radę. Pamiętaj tylko o tabletkach, bo przecież czasem zapominasz.
Pokiwałem głową. Gdy bywało źle, nadal miałem krótkie ataki, więc nie mogłem odstawić leków. Podczas gdy moje stany lękowe i paniczne występowały nadal, konieczność okaleczania się zniknęła. Zgubienie mojej żyletki uznałem za znak i postanowiłem nie kupować kolejnej. Czasem w przedramiona strzelałem sobie gumkami. Mama i przyjaciele o tym wiedzieli, więc nikogo nie dziwił fakt, że na moim nadgarstku zawsze znajdowały się trzy gumki recepturki. Reasumując, było lepiej, a będzie jeszcze lepiej, gdy znajdę się w San Diego.
- Trzymaj się, kochanie. Uważaj na siebie. Kocham cię.
- Też cię kocham, mamo. Vic się mną zaopiekuje.
Nasze pożegnanie trwało jeszcze chwilę, po czym mama pojechała do domu, a ja zostałem sam. Wow, więc to tak wygląda dorosłe życie?
Przebrnąłem przez odprawę, później udałem się do hali odlotów, aż po półtorej godziny znalazłem się na pokładzie samolotu. Denerwowałem się, bo po roku w końcu zobaczę Vica. Nie miałem pojęcia, jak się zachowa albo co ja miałem zrobić, gdy w końcu się zobaczymy. Byliśmy parą tylko na odległość, a teraz nadszedł czas, aby się do siebie zbliżyć.
Lot trwał nieco ponad cztery godziny. Wylądowałem późnym popołudniem. Vic obiecał mnie odebrać, więc gdy znalazłem się na lotnisku, zacząłem się denerwować, bo on gdzieś tu był, kilkadziesiąt metrów ode mnie. Musiałem jedynie odebrać bagaż, wyjść przez odpowiednie brami i w końcu go spotkam.
Zabrałem swoje walizki z taśmy i udałem się do wyjścia. Szło to dosyć opornie, bo dużo ludzi chciało się stąd wydostać. W końcu znalazłem się w głównym budynku lotniska i odszedłem nieco na bok, aby nie znaleźć się wśród lawiny ludzi. Nigdzie nie widziałem Vica, przez co zacząłem się denerwować. Może o mnie zapomniał? Może zmienił zdanie? Może...
Poczułem, jak czyjeś dłonie od tyłu chwytają mnie w pasie, a następnie czyjeś usta lekko musnęły moje ucho i drażniły je swoim oddechem.
- Cześć aniołku - usłyszałem jego głos, po czym odwróciłem się gwałtownie i mocno się w niego wtuliłem.
Moje ręce zacisnęły się na jego szyi, jego natomiast mocno trzymały mnie w pasie. Wdychałem jego utęskniony przeze mnie zapach, wplotłem palce w jego miękkie włosy, aż w końcu spojrzałem w jego czekoladowe oczy i wpiłem się w jego usta, za którymi tęskniłem chyba najbardziej. Trwaliśmy w tym pocałunku przez dobre pięć minut, aż w końcu jakaś pani zaczęła na nas krzyczeć, że tu są dzieci i mamy przestać je gorszyć. Wtedy uśmiechnąłem się szeroko i oparłem swoje czoło o jego.
- Tak bardzo tęskniłem, Chryste, Vic - wyszeptałem i jeszcze raz delikatnie go pocałowałem.- Kocham cię, tak bardzo cię kocham.
- Też cię kocham, skarbie - mruknął z uśmiechem.- I chyba tęskniłem bardziej niż ty...
- Nie sądzę - pokazałem mu język, po czym zdjąłem ramiona z jego karku i wyprostowałem się, aby na niego spojrzeć.
Przez kamerkę nie mogłem zobaczyć go w całości i tak dokładnie jak teraz. Tak naprawdę w ogóle się nie zmienił. Był wesołym i przystojnym dziewiętnastolatkiem.
- Ty weź jedną, ja wezmę drugą - powiedział, chwytając jedną z moich walizek.
Gdy ja wziąłem drugą, Vic złapał mnie za rękę i splótł nasze palce, po czym wyszliśmy z budynku. Podeszliśmy do jego samochodu, wrzuciliśmy walizki do bagażnika, a następnie sami wsiedliśmy do środka. Vic przez całą podróż chciał trzymać moją dłoń, ale w końcu skarciłem go, że powinien skupić się na drodze, a nie na mnie.
- Po prostu tak długo cię przy sobie nie miałem - westchnął, patrząc na mnie, gdy stanął na czerwonym świetle.
- Teraz będziesz miał mnie tak dużo, że będziesz miał mnie dość - zaśmiałem się, a on pokręcił głową.
- Wątpię. Chyba nigdy do końca się tobą nie nacieszę.
Po dwudziestu minutach Vic zaparkował samochód pod blokiem, w którym mieszkał. Był to pięciopiętrowy zadbany budynek, który znajdował się w spokojnej okolicy. Weszliśmy do środka, pojechaliśmy windą na ostatnie piętro i Vic zaprowadził mnie do swojego mieszkania. Nie było duże, salon połączony z kuchnią, łazienka, dwa pokoje. Studentom zupełnie wystarczyło. Wyglądało też na takie. Tutaj coś leżało, tam coś spadło, ale nikomu nie chciało się tego podnieść, a jeszcze indziej walały się jakieś puszki i butelki po alkoholu. Nie przeszkadzało mi to. Najważniejsze było to, że w końcu z nim zamieszkam.
- Syf jest tutaj prawie zawsze, ale to nic - wzruszył ramionami.- Mike'a nie ma, poszedł na zakupy z Michelle.
- Czekaj, wrócili do siebie? - zapytałem zdziwiony.
- Tak, po pół roku. Nie mówiłem ci, bo w sumie to zapomniałem, ale to raczej nie była specjalnie ważna informacja - wzruszył ramionami.- Chodź, pokażę ci naszą sypialnię.
Gdy powiedział naszą sypialnię, w moim brzuchu zaroiło się od motylków, a ja zacząłem się rumienić. Sypialnia jak sypialnia, podwójne łóżko, szafa, biurko, gitara, trochę bałaganu. Postawiłem walizki na boku, aby nie przeszkadzały, po czym położyłem się na pościelonym łóżku.
- Miękkie - uśmiechnąłem się.- Lubię miękkie łóżka.
- Lubię łóżka, w których jesteś ty - Vic położył się obok mnie i objął mnie jednym ramieniem.
Wtuliłem się w niego i w końcu po roku poczułem się bezpiecznie, tak jak dawniej.
- Wszystko w porządku, Kell? - odezwał się po chwili, a ja spojrzałem na niego pytająco.- W sensie, czy nadal masz takie problemy z lękiem i samookaleczaniem? Wiem, że już o tym rozmawialiśmy, ale wolę usłyszeć to prosto od siebie tutaj, a nie przez kamerkę.
- Cóż, jest tak, jak ci opowiadałem. Nadal biorę leki. Musisz mi o nich przypominać, bo czasem zapominam - Vic skinął głową.- Ale już się nie okaleczam. Co najwyżej strzelam sobie gumkami w ręce - pokazałem mu nadgarstek, gdzie znajdowały się recepturki.- Na obozie zgubiłem żyletkę. Może to był jakiś znak, żebym przestał, bo będzie lepiej.
Wtedy Vic zagryzł dolną wargę i wstał z łóżka. Usiadłem na materacu i ze zmarszczonymi brwiami patrzyłem na to, co robi. Podszedł do biurka, na którym leżało sporo papierów i notesów, pewnie notatki z zeszłego roku akademickiego. Otworzył szufladę i wyciągnął z niej chusteczkę. Wyglądało na to, że coś było nią owinięte. Chłopak usiadł obok mnie i wręczył mi chusteczkę. Chwyciłem ją niepewnie i rozwinąłem. Gdy zobaczyłem, że w środku znajdowała się zakrwawiona żyletka, chciałem go zapytać, czy należała do niego, ale w końcu coś mi się przypomniało. To nie była jego żyletka. Ona należała do mnie. To jej szukałem.
- To ty ciągle ją miałeś? - wyszeptałem, przenosząc wzrok na chłopaka, który pokiwał głową.
- Wtedy, gdy cię opatrzyłem, zupełnie nieświadomie ją ze sobą wziąłem. Byłbym głupi, gdyby wrócił i ci ją oddał, więc postanowiłem ją zachować. Nie czyściłem jej, po prostu owinąłem w chusteczkę. Czekałem na moment, aż będę mógł ci ją dać i powiedzieć, że nie upadłeś i dałeś sobie radę bez niej. I widzisz, dałeś radę. Może i nie do końca podoba mi się to twoje strzelanie z recepturek, - spojrzał sceptycznie na mój nadgarstek - ale lepsze to niż żyletka. Więc widzisz, Kells, jesteś silny. Potrafisz być silny.
Owinąłem kawałek metalu w chusteczkę i odłożyłem ją na bok, po czym wdrapałem się na kolana Vica i po prostu się w niego wtuliłem. Wszystko cudownie się układało. Miałem wspaniałego chłopaka, niedługo zaczynałem studia, miałem gdzie mieszkać, wierzyłem w siebie. I nie upadłem, nawet jeśli zanosiło się na to, że omsknie mi się noga i zlecę z krawędzi, na której tańczyłem. Ktoś pociągnął mnie do tyłu, na pewny grunt. To był Vic.
- Kocham cię - szepnąłem.
- Ja kocham cię mocniej.
- Wcale nie, to ja kocham cię mocniej.
- Nie, ja.
- Nie, bo ja!
- Ja kocham cię tak mocno, że...
- Kellin, mordeczko! - w pokoju rozległ się śmiech Mike'a, który pojawił się w drzwiach sypialni razem z Michelle, a ja uśmiechnąłem się do nich pogodnie.
Musiałem przyzwyczaić się do nowego życia, ale w ogóle się tego nie bałem, bo wiedziałem, z kim je przeżyję i że to będzie dobre życie. Bez upadków.
JEZUUUU ASDFGHJKL!!!!!
OdpowiedzUsuńmordeczko XDDDDDDDD jezuniu to było taki słodziutkie zakończenie sjkdfhjgbksde rzygrzygrzyg XD <333333333333
OdpowiedzUsuńaww,jaki cudny happy end ;--;
OdpowiedzUsuńojeeeju, jakie słodziutkie. szczerze? spodziewałam się jakiegoś nagłego zwrotu akcji, od początku czytania byłam pewna, że coś się stanie, a tu niic. XD
OdpowiedzUsuńale cudowne, takie urocze i wgl, asdlkslkjsad, nareszcie będą razem, aww.
wracaj szybko!
fUCK DŻOGURT JAKIE KOCHUSIANE DSL;JF'fFDS;ALDFA'DG'
OdpowiedzUsuńMasz mi szybko wrocic!! Rozkazuje xddd zakonczenie slodziutkie po prostu zygam tecza <333333 awww nareszcie beda raxem *.* mozesz wpasc do mnie na 14 imnotafraidtodiebvb.blogspot.com :3 ale to tylko jesli chcesz :p i szybciutko wracaj :))
OdpowiedzUsuńAAAAAAAAAAAAAAAAAAA... wiedziałam że będą razem. Takie suodkie ;'))) Ryj mi sie cieszy XDD Ten komentarz powinien być dłuższy, ale nie mam pomysłu co tu napisać...soł powiem tylko, że jest mega supcio i cieszę sie bardzo z takiego obrotu sprawy XDD Bardzo przyjemnie czytało mi sie to ff....no z resztą jak każde które napisałaś . Odpoczywaj, odpoczywaj, bo Ci sie należy i wracaj szybko z nowym ff . Osobiście dziękuję za wszystkie rozdziały, które mogłam przeczytać i wgl. Ps. Odwołuje to co mówiłam, nie jesteś zła XDD No, nic. KC <3 /@Huranicee
OdpowiedzUsuńi happy end! *.*
OdpowiedzUsuńjak pięknie... takie cudowne zakończenie.
chcesz żeby komentować, ale tego nie da się komentować bo to jest zbyt dobre, aby to opisać.
jak ty to robisz, że masz takie świetne pomysły?
to takie piękne :')
OdpowiedzUsuńMike rozwalił mnie na koniec xD
Nie umiem pisać długich komentarzy, ale asdfghjklakdhsgajagdhskalaj po prostu, KOCHAMY CIĘ DŻOGURT, AWWWWW
OdpowiedzUsuńto jest zajebiste, że wplatasz teksty piosenek awwww ;w; cudowny ff
OdpowiedzUsuńskończyło się tak, że nie ma żadnego niedosytu, idealnie ♥
/_cycky
przesłodki c:
OdpowiedzUsuńdziękuje Ci, za wszystkie genialne opowiadania,dziękuje, dziękuję! życzę dalej takich genialnych pomysłów, pozdrawiam! Aga. c:
łzy mi ciekną ciurkiem,misia z majkelem,vic z kellinem,jezu perfecto !
OdpowiedzUsuńdżogurt,nadaję ci miano ff writera no.1.
Dżoguurciku, jakie cudowne zakończenie! *____* takie piękne, że chyba się popłaczę z radości, w końcu wszyscy są razem i będą żyli długo i szczęśliwie, jak uroczo XD miłego urlopu, wracaj szybko ;) @sanixi
OdpowiedzUsuńOjeeeeeeeeeeeeeeeejku jejku jejku! Cudowne takie adgfhjkx zakończenie KC DŻOGURCIKU idź na urlopa a potem zaskocz nas jeszcze lepszym ff XD (choć nie wiem, czy możliwe jest jeszcze lepsze XD)
OdpowiedzUsuńWiesz ja poprawić mi wieczór <33 Uwielbiam Cię za to :D Miłego uropu :3
OdpowiedzUsuń~Black
Wczoraj zapomniałam skomentować.
OdpowiedzUsuńUroczy ten epilog, dziękuję bardzo za happy end :))
Szkoda że to już koniec, ale coś się mi wydaje, że szykuje się kolejny genialny Kellic :D
//@blush244
AWSERDFTGVGHBJKLSDYHOKL ziękujję za uwagę.\\
OdpowiedzUsuńpIĘKNE ZAKOŃCZENIE
OdpowiedzUsuńdżogurt mą królową kelliców
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDrogi Dżogurciku!
OdpowiedzUsuńMoja miłość do każdego z Twoich Kelliców jest tak głęboka i tak ciężko dobrać odpowiednie słowa, żeby ją opisać, więc wymyśliłam sobie, że napiszę bardzo krótki list XD
To fanfiction przypadło mi do gustu, już od początku. Sam pomysł z wykorzystaniem band membersów - mistrzostwo. Kellin znów był tylko złamanym, nieradzącym sobie z rzeczywistością chłopakiem, a Vic jego wybawcą. Mimo tego, że go bardzo zranił i oszukiwał, to przez ten cały czas prawdziwie go kochał. AWWWWWWWWWWWH
Końcówka 20-stego rozdziału, kiedy Vic wyznaje Kellsowi miłość w autokarze wycisnęła ze mnie kilka łez, ale w momencie, kiedy Kellin odpowiedział ''nie'' prawie pływałam we własnym łóżku. Coś na temat epilogu, hm. Od samego początku przeczuwałam, że pozwolisz im być razem, że dasz im to szczęście. Bardzo dużo płaczę tej nocy, więc płakałam też przy samiusieńkiej końcówce. Prawdziwa miłość zawsze zwycięży, prawda?
Kocham kawałki z pralką i fryzjerem otwartym o 2 w nocy.
Na koniec chciałam tylko powiedzieć, że wszyscy jesteśmy Ci wdzięczni za to, że tak nam umilasz złe dni. Rozśmieszasz i doprowadzasz do łez, ale w tym dobrym sensie. Dziękujemy za to, że mimo trudności i często problemów osobistych, Ty dzielnie kontynuowałaś pisanie. Dziękujemy, dziękujemy, dziękujemy. Jesteś wspaniała, Dżogurciku.
Ps. Ten Kellic to dowód na to, że nie musi być dużo dodupnych seksów, a jest perf.
Dziękuję za uwagę. Najwierniejsza fanka Tori.
" I nie upadłem, nawet jeśli zanosiło się na to, że omsknie mi się noga i zlecę z krawędzi, na której tańczyłem." WOW talent dżogurt wow talent tak bardzo. ale ogólnie to kxiegdkaidh jaram sie, ze jest dobrze, nie wiem co napisac, wiec ok, koncze <5
OdpowiedzUsuńJak zwykle doprowadzasz mnie do łez, piękne zakończenie. Jesteś niesamowita/@zarysowana
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Award. Więcej szczegółów na moim blogu http://pozwol-byc-wolnym.blogspot.com/
Jeśli nie bawisz się w takie rzeczy po prostu zignoruj ten komentarz.