Ta dam! Wróciłam i daję Wam nowy rozdział.
Rozdział 20 nr 2, czyli wersja szczęśliwa.
Komentarze? Komentarze! :D
Aha, no i... Gejporn.
____________________________
Moja radość po zdobyciu wizy była dosłownie nie do opisania. Cieszyłem się jak małe dziecko, bo w końcu mogłem zobaczyć się z Kellinem i zabrać go z Detroit. Moja rodzina cieszyła się razem ze mną, bo doskonale wiedziała, że zależało mi na wyjeździe do Stanów.
Gdy pakowałem walizki, w otwarte drzwi mojego pokoju zapukał Mike, przez co wyprostowałem się i spojrzałem na niego pytająco. Ten uśmiechnął się i wszedł do środka, po czym podszedł do łóżka, na którym usiadł.
- Nie przesadzasz z tymi walizkami? Będziesz miał za ciężki bagaż i nigdzie nie polecisz.
- Ostatnio też tyle miałem i nic się nie działo - mruknąłem, wkładając do walizki ostatnie rzeczy.- Zresztą, gdy zabiorę Kellina, nie wiem, ile czasu minie, aż najdziemy sobie jakieś stałe miejsce, więc wolę się zabezpieczyć.
- O tak, lepiej się zabezpieczcie - zachichotał wstając z łóżka, a ja przewróciłem oczami.
- Jesteś obrzydliwy.
- To wy uprawiacie ze sobą seks, nie ja, więc nie wmawiaj mi, że to ja jestem obrzydliwy.
- Odezwał się żyjący w celibacie - mruknąłem, kontynuując pakowanie.
Wylatywałem dzisiaj w nocy, z dwudziestego trzeciego na dwudziestego czwartego grudnia. Rodzice nalegali, żebym został na święta, ale nie mogłem, bo Kellin był w tym momencie najważniejszy. Bałem się, że nie dożyje końca roku, więc musiałem się śpieszyć.
Pożegnałem się z rodziną, po czym Mike odwiózł mnie na lotnisko, żebym nie musiał jechać taksówką.
- Więc - zaczął, gdy byłem już po odprawie, a on sam zrobił się senny, więc powiedziałem mu, że ma wrócić do domu.- Znajdź go, wynieście się stamtąd i zacznijcie nowe życie. Zadzwoń, gdy wylądujesz, dobrze?
- Zadzwonię - skinąłem głową. Przytuliliśmy się na pożegnanie. Wspaniale było mieć takiego brata, który okazywał wsparcie w każdym momencie twojego życia.- Dzięki za wszystko, Mikey. Naprawdę dziękuję.
- Nie ma za co, braciszku. A teraz leć do swojego chłoptasia, bo zaraz umrzesz z tej tęsknoty.
Detroit to duże miasto i chyba nieco przeliczyłem się z szukaniem domu Bostwicków. Niby jak miałem trafić pod odpowiedni adres? Wiedziałem, że mieszkali w dużej posiadłości na obrzeżach miasta, więc znalazłem się na przedmieściach, ale co dalej? Były tu tysiące takich willi, a ja marzłem na dworze. Padał śnieg, białe płatki osiadały na moich włosach, a ja trochę się trzęsłem, bo nie byłem przyzwyczajony do takich temperatur. Po przylocie do Michigan zakwaterowałem się w małym hotelu, żeby mieć gdzie się zatrzymać, gdyby szukanie Kellina zajęło mi więcej niż jeden dzień. Zostawiłem tam swoje walizki, bo nie chciałem ich ze sobą ciągnąć, tym bardziej w tym śniegu. Szczelniej opatuliłem się swoim szalikiem i płaszczem, jeśli to w ogóle było możliwe.
Była wigilia, ulice świeciły pustkami, bo wszyscy siedzieli przy świątecznym stole. Chodziłem po tej dzielnicy, która była ogromna, już pół dnia i powoli robiłem się głodny, ale nie mogłem od tak przestać szukać tego jedynego domu. Czułem się trochę głupio, gdy pukałem w przypadkowe drzwi i pytałem o dom Bostwicków, ale nikt nie potrafił mi odpowiedzieć. Dlatego szedłem dalej, drogą oświetlaną tylko przez lampy uliczne, bo było już ciemno i przez to jeszcze zimniej.
Gdy już chciałem się poddać i wrócić do hotelu, moją uwagę przykuł jakiś mężczyzna, który ciągnął za sobą dziecko na sankach. Cóż, to był dziwny widok, zważając na to, że pogoda nie zachęcała do wychodzenia z domu, tym bardziej w wigilijny wieczór, ale postanowiłem wykorzystać okazję.
- Przepraszam - zaczepiłem go, a on spojrzał na mnie pytająco.- Wie pan może, gdzie znajdę dom państwa Bostwick?
- Oczywiście, że wiem - powiedział, a mi zaświeciły się oczy.- Na końcu tej ulicy, największy z domów, charakteryzuje się fontanną przed wejściem.
- Dziękuję panu bardzo, dziękuję! - ucieszyłem się.- Wesołych świąt!
Żwawym krokiem poszedłem przed siebie i wzrokiem szukałem fontanny, która zimą na pewno była zamarznięta. Najwyraźniej znajdowałem się w najdroższej dzielnicy, bo domy stawały się coraz bardziej okazałe. W końcu zobaczyłem piękną willę z fontanną przed wejściem, a moje serce zabiło mocniej. W środku był Kellin, na pewno tam był. Dom przystrojono kolorowymi lampkami, woda w fontannie istotnie zamarzła i zauważyłem, że tylko w jednym pomieszczeniu było zapalone światło. To na pewno jadalnia. Obszedłem fontannę, przystanąłem przed drzwiami i nacisnąłem dzwonek do drzwi. Zacząłem się denerwować, bo na pewno będę musiał stawić czoła ojcu Kellina. To nie była pozytywna postać, więc wątpiłem, że chętnie wpuści mnie do środka. Musiałem chwilę poczekać, aż w końcu drzwi otworzył się i spojrzał na mnie mężczyzna, którego tak nienawidziłem. Gdy mnie zobaczył, uniósł brwi i chciał zatrzasnąć mi drzwi przed nosem, ale w odpowiednim momencie wsunąłem stopę między nie a framugę, uniemożliwiając mu przy tym zupełne ignorowanie mojej osoby.
- Wynoś się stąd - syknął.- Jak znalazłeś nasz dom? Mam zadzwonić na policję?
- A może to ja mam zadzwonić na policję? - prychnąłem.- Chcę widzieć się z Kellinem.
- Nie zobaczysz się z nim.
- Myślisz, że twoje słowa mnie zatrzymają? Chcę Kellina, do jasnej cholery, jest moim chłopakiem i chcę się z nim zobaczyć.
- Nie zobaczysz się z nim, nie rozumiesz tego?
- Niby dlaczego?
- Bo nie żyje.
Coś ukłuło mnie w klatce piersiowe, a moje nogi zaczęły drżeć. To nie było możliwe. Kellin nie mógł być martwy, nie, to nie tak miało być. Zrobiło mi się słabo i prawie upadłem na ziemię, ale zebrałem się w sobie. Nie mogłem wierzyć w słowa mężczyzny, który mnie nienawidził. To był jego plan - wmówić mi coś, co nie było prawdą, aby się mnie pozbyć.
- Nie wierzę ci - warknąłem.
- Huh, lepiej uwierz. Popełnił samobójstwo, strzelił sobie w głowę.
Niby skąd miał mieć pistolet? Słabe kłamstwo.
- Nie wierzę ci - powtórzyłem ostro, po czym chwyciłem go za koszulkę i z całej siły odepchnąłem go na bok.
Wszedłem do środka domu. Rzeczywiście mieli marmurowe schody. Przepych spływał z tych ścian, ale to nie było dla mnie. Wolałem żyć w skromniejszych warunkach, ale w otoczeniu ludzi, którzy mnie kochali.
- Gdzie on jest?! - krzyknąłem, wbiegając do jedynego oświetlonego pomieszczenia w domu, czyli jadalni. Spojrzały na mnie zdziwione kobiety, matka Kellina oraz jego siostra. Chłopaka tu nie było, ale widziałem dwa talerze z napoczętym jedzeniem. Jeden na pewno należał do pana Bostwicka, więc drugi musiał być Kellina.- Gdzie jest Kellin?
- On... - zaczęła Kailey, ale szybko zamilkła, gdy przez inne wejście do jadalni, wywnioskowałem, że prowadziło do kuchni, wszedł szczupły brunet w białej koszuli i czarnych obcisłych spodniach, który trzymał w dłoni dwa kieliszki. Wyglądał na zmęczonego, na jego bladej twarzy zauważyłem kilka zadrapań, które na szczęście nie wyglądały poważnie.
- Przyniosłem te... - odezwał się, ale zamilkł i otworzył szeroko usta, gdy jego spojrzenie spoczęło na mnie.
Wypuścił kieliszki spomiędzy palców, a te roztrzaskały się o podłogę. Podbiegł do mnie i po prostu na mnie wskoczył, oplatając mnie ramionami i nogami. Chwyciłem jego uda, żeby nie spadł. Cholera, nadal był strasznie lekki.
- Wróciłeś, o mój Boże, Vic, wróciłeś - wyszeptał, po czym spojrzał na mnie i naprał swoimi ustami na moje.
Chciałem już na zawsze trwać w tym pocałunku, ale nie mogłem, bo wiedziałem, że musiałem załatwić jeszcze parę spraw. Oderwałem się od Kellina, który uśmiechnął się lekko i postawił stopy na podłodze.
- Wyjaśnijmy coś sobie - zagrzmiał ojciec chłopaka. Kellin chwycił moją dłoń i mocno ją ścisnął. Czułem, że nadal się go boi. To wyjaśniałoby jego blizny na policzku.- Nie życzę sobie, żeby jakiś obcy nagle wbiegał do mojego domy i od tak zaczął całować się z moim synem. Zaraz zadzwonię na policję i wszystko skończy się tak szybko, jak się zaczęło.
- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale Kellin widocznie woli być ze mną, niż tutaj z tobą, więc nie pozostaje mi nic innego jak tylko go stąd zabrać.
- Kellinowi jest tu dobrze, więc nie rozumiem, o czym mówisz.
- Jest dobrze? - uniosłem brwi w górę i puściłem Kellina, po czym podszedłem do mężczyzny i chwyciłem go za materiał koszuli.- Rany na jego twarzy mówią o tym, że jest dobrze? Sam raczej tego nie zrobił, prawda? - spojrzałem na chłopaka, który pokręcił głową.- To mi wystarczy. Jest dorosły, sam może o sobie decydować. Chcesz tutaj zostać?
- Nie chcę tu być - mruknął.
- No więc właśnie - syknąłem i rzuciłem mężczyzną o ścianę. Następnie podszedłem do Kellina i chwyciłem jego drżącą dłoń.- Chodź, mały, spakujemy cię.
Wszyscy patrzyli na nas jakbyśmy byli przybyszami z innej planety, ale nie przeszkadzało mi to. Trzymałem Kellina za rękę i to wystarczyło mi, abym uwierzył, że w końcu jesteśmy razem i na zawsze tak pozostanie.
Chłopak zaprowadził mnie do swojej sypialni, po czym podszedł do szafy i wyciągnął z niej dużą torbę. W czasie gdy pakował swoje rzeczy, zacząłem rozglądać się po po jego pokoju. Była to normalna sypialnia młodego człowieka. Moją uwagę przykuły jednak małe przedmioty leżące na etażerce przy łóżku.
- Kells - odezwałem się. Brunet spojrzał na mnie pytająco i zamarł, gdy zobaczył, co trzymałem w rękach. Na dłoniach ułożone miałem żyletki, niektóre czyste, a niektóre zakrwawione.
- On znowu mnie bił, Vic, ja... - zaczął cicho, a ja odłożyłem żyletki na bok i przytuliłem chłopaka do siebie.
- Już nigdy więcej tego nie zrobisz, obiecuję ci - pocałowałem go w czoło.- Już nie będziesz cierpiał, mały, w końcu będziesz szczęśliwy.
Kellin pokiwał głową, po czym pomogłem spakować mu ostatnie rzeczy, które zostały w jego szafie. Gdy upewnił się, że wszystko już wziął, wyszliśmy z pokoju i zeszliśmy na parter. Tam Kellin ubrał buty, kurtkę i czapkę. Chcieliśmy wyjść bez pożegnania, bo nikt na to pożegnanie nie zasługiwał. Niestety, nie do końca nam się to udało.
- Kto powiedział, że gdzieś idziecie? - warknął ojciec chłopaka, gdy otworzyłem drzwi.
- My obaj. Żegnam - syknąłem i wraz z Kellinem wyszedłem na zimny dwór.
Na szczęście śnieg już nie padał, więc widoczność nie była tak bardzo ograniczona. Zaczęliśmy iść przed siebie, trzymając się za ręce i trwając w głuchej ciszy, którą nagle przerwał Kellin.
- W sumie to gdzie idziemy?
- Mam wynajęty pokój w hotelu, na razie musimy zatrzymać sie tam.
Hotel nie znajdował się aż tak daleko, więc po półgodzinnym spacerze doszliśmy na miejsce. Weszliśmy do ciepłego pomieszczenia, wjechaliśmy windą na odpowiednie piętro i zaprowadziłem Kellina do mojego pokoju. Gdy znaleźliśmy się w środku, ściągnęliśmy z siebie kurtki i buty, po czym po prostu się do siebie przyssaliśmy, dosłownie. Torba Kellina wylądowała gdzieś w kącie, a my na łóżku. Brunet leżał na plecach, a ja unosiłem się nad nim, składając pocałunki na jego miękkich ustach. Chwycił moją koszulkę, którą chciał ze mnie ściągnąć, ale zatrzymałem go. Spojrzał na mnie pytająco.
- Chcę wiedzieć, dlaczego wypuścili cię tak wcześnie ze szpitala i co działo się w tym domy - powiedziałem, kładąc się na materacu obok niego.
Kellin odwrócił się w moją stronę i byliśmy tak blisko siebie, że mogłem poczuć jego oddech na mojej skórze. Walczyłem sam z sobą, aby nie zaatakować jego warg.
- Ojciec zapłacił - zaczął.- Tak mi powiedział. Przytyłem i Addie mówiła, że nie mogę być zakwalifikowany jako chory. Wiesz, cieszyłem się, bo pomyślałem sobie, że może wróciłeś, ale potem dowiedziałem się, że to rodzice mnie zabierali. I nie było lepiej. Widzisz, te blizny na policzku to tylko mała część tego, co mi zrobił.
Musnąłem opuszkami palców czerwone kreski na jego bladej skórze i westchnąłem ciężko.
- Co ci jeszcze zrobił? - zapytałem.
- Głównie zostawił po sobie siniaki, połamał kilka żeber, ale ból szybko ustał, więc teraz jest już w porządku. Jako tako.
- Ktoś cie opatrzył?
- Tak, mama, ale nie chciała, żeby on się dowiedział, bo wtedy też miałaby kłopoty - mruknął.- Myślałem o samobójstwie, wiesz, ale... Nie potrafiłem. Nie chciałem cię zranić. Dlatego spróbowałem to wszystko przeżyć i przy życiu utrzymywała mnie tylko nadzieja, że się pojawisz. No i przyjechałeś - uśmiechnął się lekko, po czym pchnął mnie lekko, abym położył się na plecach i usiadł na mnie okrakiem.
Ściągnął ze mnie koszulkę i otarł się swoim kroczem o moje, przez co z moich ust wydostał się cichy jęk.
- Oj - zachichotał, rozpinając guziki swojej koszuli, która następnie wylądowała na podłodze. Jego żebra były zabandażowane, na co zmarszczyłem brwi i palcami dotknąłem zakryte miejsce.
- Boli cię? - zapytałem, a on pokręcił głową.
- Tylko czasami, ale tak to nie. Po prostu muszą być uciśnięte. Viiiiic - mruknął, nachylając się nade mną i muskając ustami moją szyję.
Przeniósł wargi na moja klatkę piersiową, a jego dłoń powędrowała do mojego krocza, które ścisnął, przez co jęknąłem. W końcu jego wargi znalazły się przy moich spodniach. Rozpiął rozporek i z moją małą pomocą ściągnął ze mnie rurki. To samo zrobił z bokserkami. Widząc moje powoli twardniejące przyrodzenie, uśmiechnął się i je chwycił, po czym zaczął wolno poruszać nadgarstkiem. Zagryzłem dolną wargę i podparłem się na łokciach, żeby widzieć chłopaka, który polizał całą moją długość, aby następnie zassać się na napletku.
- Oo t-tak - jęknąłem, odgarniając włosy z jego oczu.
Spojrzał na mnie z dołu, co spowodowało, że jeszcze bardziej się podnieciłem. To jego niewinne spojrzenie, gdy wyprawiał takie cuda swoimi ustami... Ach. Powoli zaczął się obniżać. Nie miał zamiaru zwiększać tempa, więc poruszyłem biodrami, żeby poczuć więcej przyjemności. Kellin wyprostował się i pogroził mi palcem.
- Ej, nie rób tak - powiedział.- Bo nie zaliczysz dzisiaj.
Po tych słowach znów wziął mnie całego do ust i jego ruchy widocznie przyśpieszyły. Tak, tak było dobrze. Kellin w ogóle nie używał swoich rąk, bo zabrał się za rozpinanie własnych spodni. Jak on to robił, nie miałem pojęcia, ale po chwili też już był nagi i tylko bandaż zakrywał skrawek jego talii. Na jego bladej skórze w niektórych miejscach zauważyłem blizny, ale nie chciałem o nie pytać, bo to zniszczyłoby chwilę. Kellin jeszcze chwilę poruszał głową, ale w końcu się podniósł, bo nie chciał, żebym doszedł.
- Masz lubrykant? - zapytał, a ja skrzywiłem się i pokręciłem przecząco głową.- No to...
Oplótł ustami swoje dwa palce, która zaczął ssać i, cholera, jeśli to nie była najseksowniejsza rzecz na świecie, to nie wiem, co było. Szybko przekonałem się, co było seksowniejsze. Kellin wsunął w siebie swój palec, po czym dodał kolejny, zagryzając przy tym wargę i zamykając oczy. Poruszał swoją dłonią, a ja mógłbym dojść tylko na niego patrząc, ale starałem się wytrzymać, bo chciałem szybko się w nim znaleźć.
- K-kurwa - jęknął, odchylając głowę do tyłu i szybciej poruszając palcami.
- Chodź tu w końcu, mały - mruknąłem, a Kellin otworzył oczy, wyciągnął z siebie palce i podszedł do mnie na czworakach.
Lekko musnął moje usta, po czym chwycił dłonią moją męskość i nakierował na swoje wejście. Uwielbiałem jego chęci w łóżku, tę pewność siebie, te zdecydowane ruchy i genialne posunięcia. Chłopak powoli zaczął się obniżać, przeciągle przy tym jęcząc. Miał otwarte usta, zamknięte oczy, a jego ciemne kosmyki włosów opadły mu na czoło. Gdy już byłem cały w nim zanurzony, ułożyłem dłonie na jego biodrach, a on otworzył oczy i długo pocałował mnie w usta. Minęło trochę czasu, od kiedy się kochaliśmy i rozumiałem, że musiał przyzwyczaić się do tego uczucia pełności, tym bardziej, gdy nie mieliśmy do dyspozycji lubrykanta. W końcu zaczął poruszać się w górę i w dół, prostując się przy tym, lecz pozostawiając swoje dłonie na moich ramionach, w które wbijał paznokcie przy każdym swoim ruchu. Na początku poruszał się powoli, ale gdy już przyzwyczaił sie do mojego rozmiaru, jego ruchy stały się szybsze, a mi zrobiło się o wiele przyjemniej.
- O Chryste, t-tak - jęknął.- V-Vic, Vic, Vic, Vic!
Dlaczego to było takie podniecające? Moje imię w jego ustach. Kellinowi chyba zaczął doskwierać ból, bo nagle skrzywił się i złapał za żebra, po czym zupełnie przestał się poruszać.
- Kurwa - wydyszał, a ja zmarszczyłem brwi.
- W porządku? Odsapnij.
- T-tak, już, zaraz mi przejdzie.
W tym czasie zszedł ze mnie i położył się na łóżku. Teraz ja się nad nim unosiłem i jednym ruchem w niego wszedłem, na co zaskomlał cicho. Objął moje biodra nogami, a ja powoli zacząłem się ruszać.
- Jest okej? - mruknąłem, całując jego wystające obojczyki.
- Uhuh - wydyszał jedynie, a ja podkręciłem tempo.
W pokoju było słychać teraz jedynie nasze jęki i czasem krzyki Kellina oraz odgłos odbijającej się od siebie skóry. Byłem na krawędzi, więc chwyciłem przyrodzenie Kellina, żeby i on dosięgnął nieba.
- Ooo, tak, tak, tak, Vic! - krzyknął, a jego plecy wygięły się w łuk.- Huh, dalej, Vic, pieprz mnie mocniej, dojdź dla mnie, Viiic!
- Kurwa jasna - jęknąłem i doszedłem w jego wnętrzu.
Kilka chwil później chłopak wystrzelił na moją rękę i swój brzuch, a ja wyszedłem z niego i opadłem ciężko na materac obok niego. Kellin uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek, po czym wstał z łózka i podszedł do swojej torby, z której wyciągnął bokserki i koszulkę.
- Idziesz pod prysznic? - mrugnął do mnie i nie musiał dwa razy powtarzać.
Pod prysznicem pozwoliliśmy sobie na drugą rundę. Było cudownie, potrzebowałem takiego zbliżenia po tak długim czasie rozłąki. Zmieniłem bandaż Kellina, bo tamten trochę się, cóż, ubrudził przez nasze zabawy, a gdy byliśmy już oporządzeni, po prostu leżeliśmy wtuleni w siebie na łóżku.
- Cholera - powiedziałem nagle, a Kellin spojrzał na mnie pytająco.- Są święta, a ja nic dla ciebie nie mam. Jestem beznadziejny.
Kellin przewrócił teatralnie oczami i krótko pocałował mnie w usta.
- Przestań. Nie potrzebuję prezentu. Twoim prezentem dla mnie było twoje pojawienie się w Stanach. Dziękuję - ponownie mnie pocałował, a ja uśmiechnąłem się lekko.
- Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo cię kocham - westchnąłem, odgarniając niesforne kosmyki włosów z jego twarzy.- Kocham cię najmocniej na świecie, maluszku.
- Ja jestem maluszkiem? - uniósł brew, po czym zaśmiał się cicho i położył głowę na mojej klatce piersiowej.
- Tak. Jesteś tylko i wyłącznie moim maluszkiem.
- No dobrze - westchnął.- Też cię kocham i będę kochał, wiesz? Bo tak długo jak ze mną jesteś, wiem, że wszystko będzie dobrze.
OMÓJBORZE TO BYŁO PIĘKNE DKSJFHSKGJSDJGHSDDFGDKGHSD
OdpowiedzUsuńI JUST DKJFGHSHKDFKGJSHDFJKG
CHYBA PŁACZĘ. KOCHAM CIE BARDZO DSKJFKFHSK. PERF.
Przepiękne i podniecające i kurde takie słodkie. Szczęśliwe zakończenie, taaaak :3 Przez cały rozdział miałam banana na twarzy. Cudowne. Kellic forewa. / Meduza
OdpowiedzUsuńjkgnkrgnrgnrejfgngnrjgnrgnrekgnrkegnergnekgnerkngkjgn jakie to było piękne, no słowa nie opiszą jak bardzo! jdiovndivndiosngvdfognvdio przecież jezu. aż przerwalam picie herbaty dnfjgfvndi a to jest dziwne. sdhuifhuipsrfhwsp tak bardzo lof
OdpowiedzUsuńRYCZĘ PŁACZĘ CHALO DŻOGURT
OdpowiedzUsuńjezu perf, sielanka, żyć nie umierać. zakrztusiłam się prawie widząc szczęśliwe zakończenie, przeczytałam to w tempie błyskawicy, love. nie umiem opisać słowami, po prostu zajebiście, że są razem, są święta i są szczęśliwi.
damn, chyba zrobię Ci ołtarzyk w pokoju.
iutgdiugaicdacpayhcoaschavihaoivtguag kc ;___;
@develynnx
OMG, RYCZAŁAM ZE SZCZĘŚCIA JSHJSJDHHSJS <3 TAK BARDZOOO CZEKAŁAM NA TEN ROZDZIAŁ. JEST WSPANIAŁY, JESUU... ONI TACY UROCZY SOOO, UWIELBIAM TAKIE ROZDZIAŁY SJHDJDKDJSJDHDHSJS...DŻOGURT KC <3 /Huranicee
OdpowiedzUsuńPięknie, pięknie ale plz daj szybko epilog, żebym mogła to smutne przeczytać XD <3 Olixpop
OdpowiedzUsuńRZYGAM TĘCZĄ, CHALO.
OdpowiedzUsuńTO TAKIE ZAJEBISTE ASDXGZSHZDH NO PO PROSTU SIĘ ROZPŁYWAM.
A KEELICOWE SEKSY... AGTASZGSHZSDX
@NoOtherHope
moje maluszki, wreszcie są szczęśliwi <3 a ja razem z nimi. Dżogurt jest najlepszy!
OdpowiedzUsuńIle tu było świetnych tekstów hahah
OdpowiedzUsuń'Rzuciłem nim o ścianę' albo 'Kurwa jasna' XDDD
Ale słodki rozdział :3 Nie mogłam się doczekać. Teraz już jest i to taki zajebisty.
Co dalej będziesz pisać?
Jak
Usuńdodam epilog nr 2, robię sobie przerwę i wrócę z nowym fan fiction, też
Kellic, które już zaczęłam pisać, ale muszę odpocząć, trochę odetchnąć
itd.
hdusncjsnsjsmjd kocham Cie
OdpowiedzUsuńOjej, to było urocze. A ten tekst na końcu to z piosenki jest xdd "Bo tak długo jak ze mną jesteś, wiem, że wszystko będzie dobrze." Seksy były genialne, i ten klimat zimy i świąt dodaje jeszcze lepszej atmosfery, czekałam na to :3
OdpowiedzUsuńKC. //@blush244
JEJKU. :3
OdpowiedzUsuńSłodko.
Bardzo słodko.
I tak ma być!
Dżogurt, KC. Czekam na epilog. c:
A WY, LUDY CZYTAJĄCE, SPINAMY POŚLADKI I KOMENTUJEMY, BO DŻOGURT ZROBI FOCH FOREWA I NIE DODA EPILOGU.
@Vileneify
Jestes wspaniala.
OdpowiedzUsuńrawr mrał i wrał i w ogóle super rozdział, teksty genialne :-D
OdpowiedzUsuńpisaj epiloga, odsapaj szypko i daaaawaj następny <'3
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAwww wolę te lepsze zakończenia ;-;
OdpowiedzUsuńJak sielankowo się zrobiło. Wolę to niż śmierć Kellina (tamto zakończenie też było dobre!).
Teraz tylko czekam na epilog c: I będę czekać na kolejnego kellica, ale to gdy odpoczniesz.
Kc Dżogurt <3
@konamzserka
CIOCIA KELLIN <3
OdpowiedzUsuńTO JEST TAKIE PIĘKNE ŻE BRAK SŁÓW.
JESTEŚ NAJLEPSZA!
ps jak chcą kogoś zaadoptować, to ja jestem chętna!
JAKI ŻAL, NIE TU SKOMENTOWAŁAM
OdpowiedzUsuńŻAL ŻAL ŻAL ŻAL XD
Oh god <3333333333333333 dat łos soł riydbkfhddhlfhhduhcvyfv
OdpowiedzUsuńOmg *~* jesteś najlepsza