Czwarty rozdział, no popatrzcie.
Dziękuję za komentarze! Liczę na kolejne, bo to naprawdę motywujące, a ja sama uśmiecham się na ich widok, bo wiem, że komuś zależy na tym szajsie i chce to czytać.
I mam prośbę - nie poganiajcie mnie. Wiem, że tempo jest mniejsze niż przy ostatnim ficu, ale nie jestem w stanie przyśpieszyć ucząc się o deohydroksyfenylaninie i innych takich białkach, bo biol-chem trochę wymaga od człowieka.
Tak czy siak, dziękuję za wyrozumiałość no i endżoj :)
_________________________
- Wracaj do domku, sam sobie poradzę.
Dziękuję za komentarze! Liczę na kolejne, bo to naprawdę motywujące, a ja sama uśmiecham się na ich widok, bo wiem, że komuś zależy na tym szajsie i chce to czytać.
I mam prośbę - nie poganiajcie mnie. Wiem, że tempo jest mniejsze niż przy ostatnim ficu, ale nie jestem w stanie przyśpieszyć ucząc się o deohydroksyfenylaninie i innych takich białkach, bo biol-chem trochę wymaga od człowieka.
Tak czy siak, dziękuję za wyrozumiałość no i endżoj :)
_________________________
- Wracaj do domku, sam sobie poradzę.
- Nie. Mnie też ukarał, więc będę sprzątał z tobą.
- Idź.
- Nie.
Dlaczego Vic nie wykręcił się ze sprzątania łazienki? Nie miałem pojęcia. Mógł zrobić to z łatwością, był w tym mistrzem. Tym razem było jednak inaczej. Chętnie poszedł ze mną do łazienki, czego nie rozumiałem. Pewnie wsadzi mi głowę do toalety i będzie z siebie zadowolony. Na pewno tak będzie. Nie ufałem mu.
Mimo moich nalegań, nie odpuścił i wszedł ze mną do łazienki. Postanowiłem uporać się ze wszystkim w mniej niż godzinę, a mając przy sobie Vica pójdzie mi pewnie o wiele szybciej.
Położyliśmy wiadra z detergentami, szmatkami i gąbkami na posadzkę. Spojrzałem na Vica, który uśmiechał się pogodnie, ale zarazem nonszalancko. Chciałem zmyć ten uśmieszek z jego twarzy, ale nie potrafiłem. Za bardzo mi się podobał.
- Idź wyczyścić prysznice, ja pójdę do kibli - mruknąłem, biorąc pudełko ze świeżymi kostkami, płyn oraz parę gumowych rękawiczek. Jakby nie patrzyć, to całe czyszczenie toalet było dość obrzydliwe.
Vic skinął głową, po czym chwycił swoje wiadro i poszedł do części, gdzie znajdowały się prysznice. Zostałem sam i cieszyłem się z tego powodu. Ta cała sytuacja przybrała bardzo niespodziewany obrót i trudno było mi stwierdzić, czy mi się to podobało. Modliłem się, żeby Vic w końcu przestał mnie dręczyć i właśnie to się stało. Miałem jednak pewne wątpliwości. Wiedziałem, że był zmienny, ale że aż tak?
Założyłem rękawiczki i zacząłem czyścić toalety i wymieniać w nich kostki. Jak dobrze, że miałem te rękawiczki. W życiu nie dotknąłbym tego samymi palcami. Gdy już skończyłem i wyszedłem z ostatniej kabiny, Vic nadal był przy prysznicach. Cóż, to było dziwne, bo powinno było mu to szybko pójść. Ściągnąłem rękawiczki i wrzuciłem je do wiadra, po czym, marszcząc brwi, wszedłem do części prysznicowej.
- Vic? - odezwałem się.
- W... Huh... Ostatni prysznic - jęknął. Nie był to jęk z przyjemności, ani nic w tym rodzaju. To było spowodowane bólem, byłem tego pewien.
Szybko podszedłem do ostatniego prysznica, który był zakryty zasłoną. Odsłoniłem ją i w mgnieniu oka Vic złapał mnie za koszulkę, aby następnie przycisnąć mnie do kafelkowej ściany, na którą napierałem plecami. Umrę, teraz umrę. Utopi mnie pod prysznicem. Spojrzałem na niego z przerażeniem, na co on zaśmiał się ciepło, ale nadal mnie nie puścił.
- Nie możesz od tak udawać rannego - przemogłem się i w końcu wydukałem słowa, które jako pierwsze przyszły mi na myśl.
- Jakoś musiałem cię tu zwabić - odpowiedział, będąc niebezpiecznie blisko mnie.
Jego dłonie nadal trzymały moją koszulkę, ale chłopak poluźnił uścisk. To jednak nie znaczyło, że się uspokoiłem. Wręcz przeciwnie, to była cholernie niekomfortowa sytuacja, bo nie wiedziałem, jaki będzie jego kolejny ruch. Po chwili jedna z jego dłoni powędrowała na moje biodro, które zaczął gładzić kciukiem, abym się uspokoił. Czuł to, że się boję, a te mały gest spowodował, że rzeczywiście zrobiło mi się trochę lepiej i mój oddech się ustabilizował. Nadal trzymał mnie za koszulkę, jego druga dłoń głaskała moje biodro, a on z uśmiechem patrzył w moje oczy. Jego czekoladowe tęczówki były cudowne, mogłem wpatrywać się w nie godziny, ale nie powinienem. Jego zachowanie było co najmniej dziwne, bałem się nagłych zwrotów akcji, a nie jego.
- Nie masz się czego bać - powiedział spokojnie.
- N-nie boję się - wydukałem.
- Na pewno - uśmiechnął się, po czym zbliżył się do mnie jeszcze bardziej, przez co czułem jego oddech na mojej skórze. Był o wiele za blisko.
Oczywiście, moje serce waliło jak oszalałe, a w moim brzuchu latało z tysiąc motylków, a jednak, trochę się tego obawiałem. Pewnie ze mną pogrywa, na pewno tak było. Zaraz zaśmieje się prosto w moją twarz i zostawi mnie tu samego, zanosząc się śmiechem.
- Przestań myśleć - odezwał się nagle, jakby siedział w mojej głowie.- Rozluźnij się. Nie zrobię ci nic złego.
- Skąd mogę to wiedzieć? - wyszeptałem, patrząc prosto w jego oczy, od których nie mogłem oderwać spojrzenia. Topiłem się w nich.
- Bo gdybym chciał ci coś zrobić, już dawno bym to zrobił, a nie gadałbym z tobą o jakichś pierdołach - odpowiedział. Okej, to miało sens.- W sumie to chce coś zrobić, ale... To nie jest złe. Ani trochę.
Trochę mnie pocieszył. To oznaczało, że wyjdę z łazienki w całości, ale nie wiem, czy moja psychika to wytrzyma. Już teraz było jej trudno.
Odwróciłem wzrok, przez co Vic chwycił mój podbródek i sprawił, że ponownie na niego spojrzałem. Po chwili nastąpiło to, czego zupełnie się nie spodziewałem. Vic naparł swoimi ustami na moje, a ja otworzyłem szeroko oczy i ułożyłem dłonie na jego torsie, aby go od siebie odepchnąć. To było o wiele za dużo. Podobał mi się, tak, ale to tak nie działało! Miał być po prostu obiektem moich westchnień. Czułem się co najmniej dziwnie, gdy mnie pocałował, ale dlaczego go odepchnąłem, gdy właśnie na to czekałem?
Nie oddałem pocałunku. Nie potrafiłem. Nie pod względem fizycznym, oczywiście, bo przecież już się całowałem i wiem, jak to robić, ale pod względem psychicznym. Wszystko wybuchło, a ja nie wiedziałem, co mam o tym myśleć. Mój mózg się przegrzał.
Vic uniósł brew w górę. Wyglądał na zdziwionego. Huh, to ja powinienem mieć taką minę! To on pocałował mnie z zaskoczenia, a nie ja jego.
- Może ty nie jesteś gejem, co? - stwierdził, marszcząc zabawnie nos. Co to kurwa za stwierdzenie?
- Słucham?
- Nie pocałowałeś mnie. Nie jesteś gejem?
I co, mam mu teraz udowodnić, że jestem gejem? Oczywiście, że nim jestem! Dziewczyny nigdy mi się nie podobały, po prostu sobie były, wolałem patrzeć na chłopaków. Niech mnie nie prowokuje, bo rzucę się na niego tu i teraz i... Nie. Koniec.
- Jesteś gejem czy nie?
- Jestem, każdy wie, że jestem.
- A ty sam o tym wiesz? - przekrzywił głowę.
- Tak! - zirytowałem się.- Myślisz, że kim jesteś, żeby móc całować sobie nagle jakąś przypadkową osobę? Pod prysznicem?
- Jestem kimś, kto ci się podoba. Nie zaprzeczaj, Kell, doskonale o tym wiem - powiedział, a na moje policzki wpełzł purpurowy rumieniec.- Więc skoro ci się podobam, to dlaczego mnie nie pocałowałeś? - zapytał, ale sam odpowiedział sobie na to pytanie, zanim ja zdążyłem to zrobić.- Bo się boisz. Widzę to po twoich oczach i skórze. Źrenice ci się zmniejszają, a skóra staje się blada i zimna.
Znał mnie lepiej niż ja sam siebie. I co miałem mu odpowiedzieć? Może rzeczywiście się bałem, a strach połączony ze stresem nie jest dobrą mieszanką. Podrapałem się w tył głowy, a Vic chwycił moją twarz i znowu wpił się w moje usta. Tym razem nie potrafiłem mu się oprzeć, po prostu zamknąłem oczy i uległem. Dopiero po chwili naparłem swoimi wargami na jego. Poczułem, jak Vic uśmiecha się w tym pocałunku, który z chwili na chwilę stawał się coraz bardziej namiętny i łapczywy. Objąłem rękoma szyję chłopaka, który chwycił moje uda, abym mógł opleść jego biodra nogami. Mocno mnie trzymał, przyciskając przy tym do ściany. W końcu się od siebie oderwaliśmy, bo musieliśmy zaczerpnąć powietrza. Czułem, że miałem wypieki na policzkach, ciężko oddychałem. Rozchyliłem nieco wargi i spojrzałem na Vica z przerażeniem w oczach, na co on uśmiechnął się lekko i postawił mnie na ziemi. Szybko zabrałem ręce z jego karku i chwyciłem jedną dłonią moje ramię, pochylając przy tym głowę. Nie wiem, dlaczego właśnie się pocałowaliśmy i nie chcę wiedzieć, bo to nie powinno się stać. Postanowiłem tego niczym nie tłumaczyć. Stało się, koniec, nie rozpamiętujmy tego.
- I co? - odezwał się.
- Co i co? - mruknąłem, nadal na niego nie patrząc.
- Pocałunek. Podobało się?
Uch, czy on musiał być taki bezpośredni? Nie potrafiłem rozmawiać na takie tematy. Pocałunek jak pocałunek, prawda? Tylko że ten był z nim.
- Było... Normalnie - wzruszyłem ramionami. Moje motylki w brzuchu mówiły jednak coś innego.
- Oczywiście - pokiwał głową.- Masz miękkie i delikatne usta. Całkiem inne od tych, które już całowałem. Podobają mi się - mrugnął do mnie.
Teraz zrobiłem się czerwony. Nie jak burak. Stałem się tak czerwony, że mogłem zawstydzić to warzywo. Oczywiście, on to zauważył, jakżeby inaczej.
- Uroczo wyglądasz, gdy się tak rumienisz. Naprawdę. To słodkie, gdy zachowujesz się jak typowa nastolatka.
- Jesteś gejem? - palnąłem bez zastanowienia i spojrzałem na niego, na co uśmiechnął się pod nosem i wzruszył ramionami.
- Możesz myśleć, że jestem, ale nie musisz. Na pewno nie możesz mówić o tym innym, dobra? To by było trochę... Dziwne.
Pokiwałem głową. Nie chciałem, żeby ktoś dowiedział się o tym, że całowaliśmy się w łazience. Oczywiście, o wszystkim pewnie powiem Matty'emu, bo ufałem mu na tyle, że wiedziałem, iż nikomu o tym nie powie.
- No to wspaniale. A teraz chodź tu, mam niedobór całowania.
Straciliśmy rachubę czasu i gdy wyszliśmy z łazienki, zrobiło się grubo po północy. Żaden z nas nie chciał sprawdzać godziny, kiedy byliśmy do siebie przyssani. Swoją drogą, bardzo dobrze całował. Był nieco nachalny, ale za to czuły i namiętny. Był idealny, nie oszukujmy się, chociaż nadal dziwiło mnie jego zachowanie. Na razie jednak nie miałem zamiaru znowu zamartwiać się jego poczynaniami.
Gdy każdy z nas musiał wejść do swojego domku, Vic szybko, ale czule pocałował mnie s usta, po czym mrugnął do mnie i odszedł. Zagryzłem dolną wargę i uśmiechnąłem się do siebie. Cały czas się rumieniłem, więc cieszyłem się, że było ciemno, a jedynym źródłem światła był księżyc i gwiazdy.
Wszedłem do swojego domku i pod razu podbiegł do mnie Matty, który miał szeroko otwarte usta. Spojrzałem na łóżko Justina, aby upewnić się, że spał. Nie chciałem, żeby ktoś oprócz Matty'ego wiedział o tym cyrku z Victorem.
- Widziałem was przez okno, całowaliście się, o mój Boże!
- Cicho - uciszyłem go, po czym ściągnąłem buty i podszedłem do łóżka, na którym się położyłem i przetarłem twarz dłonią. Matty w ekspresowym tempie znalazł się obok mnie i popatrzył na mnie zniecierpliwiony.- Tak, całowaliśmy się. Nic wielkiego.
- Jak to nic wielkiego, skoro jeszcze niedawno cię dręczył, matko, Kellin - jęknął.- Nie uważasz, że to dziwne?
- Wiem, że to dziwne, ale nie mam siły o tym myśleć. Mogę pójść spać? Czyszczenie kibli daje w kość.
Matty westchnął ciężko i skinął głową, po czym wrócił do swojego łóżka i przykrył się kołdrą. Szybko przebrałem się w koszulkę do spania i dresy, a następnie położyłem się na miękkim materacu i przykryłem się kocem. Może ten dzień nie był taki okropny. Nadal czułem jego zapach, jego smak... To było coś wspaniałego. Zasnąłem z uśmiechem na ustach, mając nadzieję na jeszcze lepsze jutro.
- Myślałem o tobie.
- Nie tutaj, ktoś zauważy.
- Smutno mi.
Vic spojrzał na mnie oczami szczeniaczka, a ja skrzyżowałem ręce na torsie i pokręciłem głową. Po wczorajszym sprzątaniu łazienki Vic bardzo wczuł się w całowanie mojej osoby, przez co musiałem go od siebie odpychać. Nie chciałem, aby inni zobaczyli nad w jednoznacznej sytuacji, mimo że i tak wiedzieli, że byłem gejem. O Vicu jednak nie mieli pojęcia, więc może po prostu robiłem to dla niego.
Byliśmy na tyłach stołówki, gdzie rosły gęste krzaki i trzeba było przez nie przejść, aby móc zobaczyć, co jest między nimi. To była dobra kryjówka, ale nadal nie czułem się zbyt pewnie. Całowaliśmy się tylko przez chwilę, bo stwierdziliśmy, że po za długiej nieobecności mogą zacząć nas szukać, a jeszcze tego brakowało, żeby znaleźli nas razem. Vic ostatni raz musnął moje wargi, po czym wyszedł z krzaków jako pierwszy. Ja opuściłem to miejsce po jakimś czasie, aby nie wyglądało to zbyt podejrzanie. W końcu wszedłem do stołówki, usiadłem przy naszym stole i spojrzałem na jedzących Justina i Gabe'a.
- Gdzie byłeś - zapytał ten drugi, nadal przeżuwając swoją jajecznicę.
- Zrobiłem sobie krótki spacer, to wszystko - wzruszyłem ramionami.
- Hej, słyszeliście nowinki? - odezwał się Justin.- Musimy zorganizować chrzest dla dzieciaków. To już w ten weekend, pojutrze, więc trzeba się za to zabrać.
Skinąłem jedynie głową, po czym spojrzałem na stolik, przy którym siedzieli Meksykanie i uśmiechnąłem się na widok Vica. Ten chłopak działał na mnie teraz całkiem inaczej, ale nie wiedziałem czy w pozytywnym znaczeniu tego słowa.
Po śniadaniu jak zwykle zebraliśmy się na placu, gdzie Dave opowiedział nam plan dzisiejszego dnia. Jako że było już zapoznanie z lasem, czas na odkrycie jeziora. Był to duży zbiornik, pełen małych wysepek i zatoczek, które zachwycały swoim urokiem. Oczywiście kto był zaangażowany w niańczenie dzieciaków? My, czyli najstarsi. Może znów trafię na Vica, ale nie byłem pewien czy tego chciałem.
- Dobierzcie się w pary, każda para bierze trójkę maluchów i łódkę.
Lubiłem łódki, bo mogłem się w nich zrelaksować, wystawić twarz do słońca, a dłonie wsadzić do wody. To było wspaniałe uczucie, tak pływać po spokojnej tafli jeziora, nie martwiąc się problemami.
Matty od razu na mnie spojrzał, ale spuścił wzrok, gdy spotkał się ze spojrzeniem Vica. I już wszystko było wiadomo.
- Płyniesz ze mną, Kell? - zapytał, a przez zdrobnienie mojego imienia w moim brzuchu zaczęły szaleć motylki. Znowu.
- A mam jakiś wybór? - mruknąłem.
- Nie. Weźmy sobie jakieś maluchy.
Gdy byliśmy już dobrani w piątki, dzieci miały na sobie kapoki, a my wyciągaliśmy łódki z hangaru, który znajdował się nieco na uboczu obozu. Wzięliśmy dwa wiosła, po czym poszliśmy na pomost, aby "zainstalować się" na pokładzie. Vic zamocował wiosła w uchwytach, po czym zachęcił dzieci do siadania na ławeczce w łódce. Następny wsiadłem ja, a na końcu Vic, który postanowił wiosłować, za co byłem mu wdzięczny, bo ja sam nie zdołałbym tego zrobić.
Młodsi chłopcy spokojnie siedzieli na ławeczce, ja na ziemi, a Vic na drugim siedzeniu, gdzie operował wiosłami. Nie mogłem oderwać od niego wzroku. Przy każdym ruchu jego ramion cicho wzdychałem, aż w końcu podciągnąłem kolana pod brodę, zacisnąłem dłonie w pięści i zakryłem nimi pół twarzy, bo nie chciałem, aby ktokolwiek zauważył, że gapię się na Vica jak na dzieło sztuki, wzdychając i rumieniąc się przy tym. Byłem gorszy niż dziewczyny, naprawdę.
Vic płynął łódką wzdłuż brzegu, aby pokazać dzieciakom zatoczki - głównie te, które mogli odwiedzać, ale również takie, w których nie mogli się zatrzymywać, bo były dziksze i niebezpieczniejsze. Później pokazał im również wysepki, na które można było wyjść. Zatrzymaliśmy się na wyspie otoczonej krzewami i niskimi drzewami. Postanowiliśmy spędzić tu trochę czasu, żeby ramiona Vica odpoczęły, a dzieciaki mogły się pobawić, bo w łodzi nie miały takiej możliwości.
Usiadłem na miękkiej trawie, a po chwili obok mnie pojawił się Vic.
- I jak podoba się wycieczka? - zagadnął.
- W porządku - szepnąłem nieco speszony, bo nadal nie czułem się pewnie w jego towarzystwie.
- Twoja nieśmiałość mnie zabija - zaśmiał się, muskając palcami moją dłoń, przez co zadrżałem.- Nadal się boisz. Jest gorąca, a ty masz lodowatą skórę. Rozluźnij się. Co cię gryzie?
- Ty - powiedziałem od razu.- To przez ciebie. Nie rozumiem twojej przemiany, a ty nie chcesz mi o niej powiedzieć.
- Nie wierzysz we mnie - uśmiechnął się, a ja położyłem się na trawie i śledziłem wzrokiem białe obłoki na niebie.- Może tak naprawdę nigdy nie byłem taki zły, za jakiego mnie uważałeś?
- Nigdy nie uważałem cię za złego. Po prostu... Nie lubiłeś mnie. Dręczyłeś mnie, a teraz nagle mnie całujesz. Jak mam to odebrać? Nie potrafię.
Vic zaśmiał się cicho, po czym położył się obok mnie, a raczej się nade mną nachylił. Znowu był niebezpiecznie blisko, znowu te głupie motylki, znowu to pieprzone serce, które mówiło tylko jedno: daj mu działać. Szatyn zaczął zniżać się jeszcze bardziej, a ja postanowiłem trochę się z nim podroczyć, aby najpierw mi odpowiedział. Jeśli wszystko mi wyjaśni, dam mu się pocałować, bo skłamałbym, gdybym powiedział, że mi się to nie podoba. Dlatego w ostatniej chwili położyłem dłonie na jego torsie i wyprostowałem je, przez co Vic znalazł się wyżej i chytrze na mnie spojrzał.
- Odpowiedz na moje pytanie - powiedziałem uparcie.- Dlaczego się zmieniłeś?
- A jak odpowiem, to będę mógł cię pocałować?
- Będziesz mógł.
- No dobra - westchnął, a moje oczy zaświeciły się, bo możliwe, że zaraz wszystkiego się dowiem.- Po prostu leżałem sobie w łóżku i stwierdziłem, że to głupie co robię. Tym bardziej, że gadałem ze swoim bratem, a on potrafi przemówić mi do rozsądku, to głównie przez niego postanowiłem tego nie ciągnąć. A że jesteś uroczy, to postanowiłem to wykorzystać. Mogę już dostać buziaka? - złożył usta w dzióbek, a ja uśmiechnąłem się nieśmiało i przyciągnąłem go do siebie.
Nasze usta połączyły się w długim i czułym pocałunku. Moje dłonie były zaciśnięte na jego koszulce, jego natomiast ułożone były na moich biodrach. Po chwili przylgnął do mnie ciałem i poruszył swoimi biodrami, obierając się przy tym o moje krocze, na co oderwałem się od jego ust i wydałem z siebie cichy jęk. Po chwili znowu go pocałowałem i tym, co sprawiło, że się od siebie oderwaliśmy, był głos jednego z chłopców.
- Hej, moglibyśmy... Ojej - Vic szybko ode mnie odskoczył, a ja usiadłem na trawie i ukryłem twarz we włosach.
- Co? - burknął, piorunując młodych wzrokiem.
- Chcieliśmy zapytać, czy moglibyśmy iść tam dalej, ale no... Już nic.
- Wracamy do obozu, załóżcie kapoki i do łódki.
Dzieci szybko odeszły, a Vic spojrzał na mnie z błyskiem w oku. Obaj wstaliśmy z ziemi, a ja nadal nie potrafiłem przestać się rumienić. Byle te dzieciaki trzymały buzie na kłódkę, bo czarno widzę przyszłość, jeśli dowiedzą się o nas inni. Vic szybko pocałował mnie w policzek, po czym poszedł do łódki, a ja zaraz za nim, przy okazji patrząc na jego tyłek i uśmiechając się pod nosem.
Straciliśmy rachubę czasu i gdy wyszliśmy z łazienki, zrobiło się grubo po północy. Żaden z nas nie chciał sprawdzać godziny, kiedy byliśmy do siebie przyssani. Swoją drogą, bardzo dobrze całował. Był nieco nachalny, ale za to czuły i namiętny. Był idealny, nie oszukujmy się, chociaż nadal dziwiło mnie jego zachowanie. Na razie jednak nie miałem zamiaru znowu zamartwiać się jego poczynaniami.
Gdy każdy z nas musiał wejść do swojego domku, Vic szybko, ale czule pocałował mnie s usta, po czym mrugnął do mnie i odszedł. Zagryzłem dolną wargę i uśmiechnąłem się do siebie. Cały czas się rumieniłem, więc cieszyłem się, że było ciemno, a jedynym źródłem światła był księżyc i gwiazdy.
Wszedłem do swojego domku i pod razu podbiegł do mnie Matty, który miał szeroko otwarte usta. Spojrzałem na łóżko Justina, aby upewnić się, że spał. Nie chciałem, żeby ktoś oprócz Matty'ego wiedział o tym cyrku z Victorem.
- Widziałem was przez okno, całowaliście się, o mój Boże!
- Cicho - uciszyłem go, po czym ściągnąłem buty i podszedłem do łóżka, na którym się położyłem i przetarłem twarz dłonią. Matty w ekspresowym tempie znalazł się obok mnie i popatrzył na mnie zniecierpliwiony.- Tak, całowaliśmy się. Nic wielkiego.
- Jak to nic wielkiego, skoro jeszcze niedawno cię dręczył, matko, Kellin - jęknął.- Nie uważasz, że to dziwne?
- Wiem, że to dziwne, ale nie mam siły o tym myśleć. Mogę pójść spać? Czyszczenie kibli daje w kość.
Matty westchnął ciężko i skinął głową, po czym wrócił do swojego łóżka i przykrył się kołdrą. Szybko przebrałem się w koszulkę do spania i dresy, a następnie położyłem się na miękkim materacu i przykryłem się kocem. Może ten dzień nie był taki okropny. Nadal czułem jego zapach, jego smak... To było coś wspaniałego. Zasnąłem z uśmiechem na ustach, mając nadzieję na jeszcze lepsze jutro.
- Myślałem o tobie.
- Nie tutaj, ktoś zauważy.
- Smutno mi.
Vic spojrzał na mnie oczami szczeniaczka, a ja skrzyżowałem ręce na torsie i pokręciłem głową. Po wczorajszym sprzątaniu łazienki Vic bardzo wczuł się w całowanie mojej osoby, przez co musiałem go od siebie odpychać. Nie chciałem, aby inni zobaczyli nad w jednoznacznej sytuacji, mimo że i tak wiedzieli, że byłem gejem. O Vicu jednak nie mieli pojęcia, więc może po prostu robiłem to dla niego.
Byliśmy na tyłach stołówki, gdzie rosły gęste krzaki i trzeba było przez nie przejść, aby móc zobaczyć, co jest między nimi. To była dobra kryjówka, ale nadal nie czułem się zbyt pewnie. Całowaliśmy się tylko przez chwilę, bo stwierdziliśmy, że po za długiej nieobecności mogą zacząć nas szukać, a jeszcze tego brakowało, żeby znaleźli nas razem. Vic ostatni raz musnął moje wargi, po czym wyszedł z krzaków jako pierwszy. Ja opuściłem to miejsce po jakimś czasie, aby nie wyglądało to zbyt podejrzanie. W końcu wszedłem do stołówki, usiadłem przy naszym stole i spojrzałem na jedzących Justina i Gabe'a.
- Gdzie byłeś - zapytał ten drugi, nadal przeżuwając swoją jajecznicę.
- Zrobiłem sobie krótki spacer, to wszystko - wzruszyłem ramionami.
- Hej, słyszeliście nowinki? - odezwał się Justin.- Musimy zorganizować chrzest dla dzieciaków. To już w ten weekend, pojutrze, więc trzeba się za to zabrać.
Skinąłem jedynie głową, po czym spojrzałem na stolik, przy którym siedzieli Meksykanie i uśmiechnąłem się na widok Vica. Ten chłopak działał na mnie teraz całkiem inaczej, ale nie wiedziałem czy w pozytywnym znaczeniu tego słowa.
Po śniadaniu jak zwykle zebraliśmy się na placu, gdzie Dave opowiedział nam plan dzisiejszego dnia. Jako że było już zapoznanie z lasem, czas na odkrycie jeziora. Był to duży zbiornik, pełen małych wysepek i zatoczek, które zachwycały swoim urokiem. Oczywiście kto był zaangażowany w niańczenie dzieciaków? My, czyli najstarsi. Może znów trafię na Vica, ale nie byłem pewien czy tego chciałem.
- Dobierzcie się w pary, każda para bierze trójkę maluchów i łódkę.
Lubiłem łódki, bo mogłem się w nich zrelaksować, wystawić twarz do słońca, a dłonie wsadzić do wody. To było wspaniałe uczucie, tak pływać po spokojnej tafli jeziora, nie martwiąc się problemami.
Matty od razu na mnie spojrzał, ale spuścił wzrok, gdy spotkał się ze spojrzeniem Vica. I już wszystko było wiadomo.
- Płyniesz ze mną, Kell? - zapytał, a przez zdrobnienie mojego imienia w moim brzuchu zaczęły szaleć motylki. Znowu.
- A mam jakiś wybór? - mruknąłem.
- Nie. Weźmy sobie jakieś maluchy.
Gdy byliśmy już dobrani w piątki, dzieci miały na sobie kapoki, a my wyciągaliśmy łódki z hangaru, który znajdował się nieco na uboczu obozu. Wzięliśmy dwa wiosła, po czym poszliśmy na pomost, aby "zainstalować się" na pokładzie. Vic zamocował wiosła w uchwytach, po czym zachęcił dzieci do siadania na ławeczce w łódce. Następny wsiadłem ja, a na końcu Vic, który postanowił wiosłować, za co byłem mu wdzięczny, bo ja sam nie zdołałbym tego zrobić.
Młodsi chłopcy spokojnie siedzieli na ławeczce, ja na ziemi, a Vic na drugim siedzeniu, gdzie operował wiosłami. Nie mogłem oderwać od niego wzroku. Przy każdym ruchu jego ramion cicho wzdychałem, aż w końcu podciągnąłem kolana pod brodę, zacisnąłem dłonie w pięści i zakryłem nimi pół twarzy, bo nie chciałem, aby ktokolwiek zauważył, że gapię się na Vica jak na dzieło sztuki, wzdychając i rumieniąc się przy tym. Byłem gorszy niż dziewczyny, naprawdę.
Vic płynął łódką wzdłuż brzegu, aby pokazać dzieciakom zatoczki - głównie te, które mogli odwiedzać, ale również takie, w których nie mogli się zatrzymywać, bo były dziksze i niebezpieczniejsze. Później pokazał im również wysepki, na które można było wyjść. Zatrzymaliśmy się na wyspie otoczonej krzewami i niskimi drzewami. Postanowiliśmy spędzić tu trochę czasu, żeby ramiona Vica odpoczęły, a dzieciaki mogły się pobawić, bo w łodzi nie miały takiej możliwości.
Usiadłem na miękkiej trawie, a po chwili obok mnie pojawił się Vic.
- I jak podoba się wycieczka? - zagadnął.
- W porządku - szepnąłem nieco speszony, bo nadal nie czułem się pewnie w jego towarzystwie.
- Twoja nieśmiałość mnie zabija - zaśmiał się, muskając palcami moją dłoń, przez co zadrżałem.- Nadal się boisz. Jest gorąca, a ty masz lodowatą skórę. Rozluźnij się. Co cię gryzie?
- Ty - powiedziałem od razu.- To przez ciebie. Nie rozumiem twojej przemiany, a ty nie chcesz mi o niej powiedzieć.
- Nie wierzysz we mnie - uśmiechnął się, a ja położyłem się na trawie i śledziłem wzrokiem białe obłoki na niebie.- Może tak naprawdę nigdy nie byłem taki zły, za jakiego mnie uważałeś?
- Nigdy nie uważałem cię za złego. Po prostu... Nie lubiłeś mnie. Dręczyłeś mnie, a teraz nagle mnie całujesz. Jak mam to odebrać? Nie potrafię.
Vic zaśmiał się cicho, po czym położył się obok mnie, a raczej się nade mną nachylił. Znowu był niebezpiecznie blisko, znowu te głupie motylki, znowu to pieprzone serce, które mówiło tylko jedno: daj mu działać. Szatyn zaczął zniżać się jeszcze bardziej, a ja postanowiłem trochę się z nim podroczyć, aby najpierw mi odpowiedział. Jeśli wszystko mi wyjaśni, dam mu się pocałować, bo skłamałbym, gdybym powiedział, że mi się to nie podoba. Dlatego w ostatniej chwili położyłem dłonie na jego torsie i wyprostowałem je, przez co Vic znalazł się wyżej i chytrze na mnie spojrzał.
- Odpowiedz na moje pytanie - powiedziałem uparcie.- Dlaczego się zmieniłeś?
- A jak odpowiem, to będę mógł cię pocałować?
- Będziesz mógł.
- No dobra - westchnął, a moje oczy zaświeciły się, bo możliwe, że zaraz wszystkiego się dowiem.- Po prostu leżałem sobie w łóżku i stwierdziłem, że to głupie co robię. Tym bardziej, że gadałem ze swoim bratem, a on potrafi przemówić mi do rozsądku, to głównie przez niego postanowiłem tego nie ciągnąć. A że jesteś uroczy, to postanowiłem to wykorzystać. Mogę już dostać buziaka? - złożył usta w dzióbek, a ja uśmiechnąłem się nieśmiało i przyciągnąłem go do siebie.
Nasze usta połączyły się w długim i czułym pocałunku. Moje dłonie były zaciśnięte na jego koszulce, jego natomiast ułożone były na moich biodrach. Po chwili przylgnął do mnie ciałem i poruszył swoimi biodrami, obierając się przy tym o moje krocze, na co oderwałem się od jego ust i wydałem z siebie cichy jęk. Po chwili znowu go pocałowałem i tym, co sprawiło, że się od siebie oderwaliśmy, był głos jednego z chłopców.
- Hej, moglibyśmy... Ojej - Vic szybko ode mnie odskoczył, a ja usiadłem na trawie i ukryłem twarz we włosach.
- Co? - burknął, piorunując młodych wzrokiem.
- Chcieliśmy zapytać, czy moglibyśmy iść tam dalej, ale no... Już nic.
- Wracamy do obozu, załóżcie kapoki i do łódki.
Dzieci szybko odeszły, a Vic spojrzał na mnie z błyskiem w oku. Obaj wstaliśmy z ziemi, a ja nadal nie potrafiłem przestać się rumienić. Byle te dzieciaki trzymały buzie na kłódkę, bo czarno widzę przyszłość, jeśli dowiedzą się o nas inni. Vic szybko pocałował mnie w policzek, po czym poszedł do łódki, a ja zaraz za nim, przy okazji patrząc na jego tyłek i uśmiechając się pod nosem.
To bylo zajebiste, okej. Nie ma nic lepszego od calujacych sie gejow, nie maa.
OdpowiedzUsuńI co, matty ich wygada? Czy dzieciaki? A moze Kells cos uslyszy o zakladzie.... Nieee, pewnie zrobisz drame z zerwania, ech.
Myslalby kto, ze natakim obozie to nudy, a ty sporo nowych watkow dajesz, miejsc w ktore moga chodzic i... Jeeeej, niech poplyna taka lodka w nocy na wysepke i maja tam genialny wstep do seksu, a potem niech spia razem, noo. A rano drama jak ich obudza opiekunowie, o.
Lynn_PL
Sugoii ~ <3 Vic taki kłamca, a może to on zakocha się w Kellsie ? Zajebiste czekam na wiecej :3
OdpowiedzUsuńDżogurt geniuszu;-; już od pierwszego rozdziału widać jak genialne to będzie ♥♥♥ @Olixpop
OdpowiedzUsuńWYCZUWAM DRAMĘ NIEDŁUGO :'( ALE NA RAZIE CIESZĘ SIĘ ŻE SIĘ CIESZĄ CHOCIAŻ VIC TO NIEZŁA SUKA
OdpowiedzUsuń/ @wyruchamcie
jaki uroczy Vic asdfhhjsgakash. kocham ten rozdział, genialny jest! tyle miłości. coś mi się nie wydaje, że Vic może tak udawać. on się w nim zakochuje, nie może być inaczej XD cuuuuuuuudeńko!
OdpowiedzUsuńPiękne, ok? ;-----;
OdpowiedzUsuńJezu, zamiast słuchać co babka z polskiego gada to czytam i się śmieje do telefonu ; ;
Olson.
Kurdeeee... Te dzieciaki zepsuły taki fajny moment... ;_; chociaż to ze strony Vic'a to była jak na razie zwykła gra, jejku, biedny Kells gdy odkryje prawdę D: // MotherHeill
OdpowiedzUsuńMiałam dodać komentarz z samego rana, ale internety w telefonie mi na to nie pozwoliły, więc daje teraz. No to tak, czytałam to na pracowni i sie jak głupia uśmiechałam do telefonu, a ludzie sie na mnie dziwnie gapili, ale co z tego, od samego początku wiedziałam że będę sie cieszyć jak głupia z tego rozdziału. Dżogurt jesteś mistrzem. Zrobiłaś mi dzień tym rozdziałem XDD No, a wracając do rozdziału to jest megaaaaaa...wiedziałam poprostu że dojdzie do tego że będą w kiblach sie całować (ja jasnowidz XDD) No nic. ZAJEBIŚCIE JEST I TYLE. /@Huranicee
OdpowiedzUsuńi can't. kc Kellina kc Vica (co prawda znowu jest tym złym no ale ;-;) i kc Dzogurcika bardzo. przeczytałam w szkole i chyba dziwnie sie uśmiechałam bo ludzie sie gapili, ale hu kers. kocham ten rozdział bardzo, był taki uroczy ;------------------;
OdpowiedzUsuńomg ten Vic w tym opowiadaniu dhiudhvcidgvi kocham kocham :DD
OdpowiedzUsuńAduś, kocham Cię, ale ile razy mogę to powtarzać... Rozdział świetny. Przepraszam, ze czasem Cię poganiam. A, no, i kocham Cię. Bardzo, bardzo mocno kocham Ciebie i Twoje opowiadanie.
OdpowiedzUsuńgeezu, Dżogurt, dzięki wielkie za ten rozdział.
OdpowiedzUsuńwgl, jest taki adorable, ten Kells, ten Vic... no po prostu asfghjk ;_;
i nie przejmuj się, dodawaj rozdziały w swoim czasie
szczególnie, że nie wiem co to ten deo... deoh... deohyrd... deohydroksyfenylanin...
podziwiam Cię, ze pamiętasz takie nazwy. ;_;
kc.
@NoOtherHope
Przeczytałam cały rozdział z bananem na twarzy hahah
OdpowiedzUsuńWyczuwam dramę w następnym rozdziale xD
No cóż Dżogurt, zajebiście jak zwykle. Ukłony w twoją stronę.
OdpowiedzUsuńCały rozdział przeczytałam szczerząc się do monitora jakbym się nawciągała Vibovitu. Majstersztyk.
Jedyne co mogę powiedzieć, to że mam nadzieję, że Vic przestanie być taką suką, bo inaczej moje serduszko nie wytrzyma od feels'ów ;-;
Aaaah *.* jaram sie jaram sie jaram sie najlepsze co moze być : 3 nie moge sie doczekac następnego : )
OdpowiedzUsuńUHuhuh boski rozdział <3.<3 nic dodać nic ująć *.*
OdpowiedzUsuńOmfg. Ktoś powinien to przetłumaczyć na angielski (chyba że do twoich ff już są tłumaczenia. ?) uwielbiam to. Czekam na więcej. Nie moge ;__;
OdpowiedzUsuńOmg ten rozdział był taki słodki :333
OdpowiedzUsuńWięcej plz ♥♥
Zdążyłam już przeczytać 2 razy, ale dopiero teraz komentuję, bo nawet nie miałam kiedy ;-;
OdpowiedzUsuńKocham to po prostu! Vic to niezła sucz, ale i tak były te motylki asdfghjkjhgfds
Czekam na kolejny :))
//@blush244
Przepraszam za pośpieszanie cię ale : błagaaaaaam! Jestem chora, leże w łóżku i czekam. ;____; skròć me cierpienia.
OdpowiedzUsuńPrzez Ciebie szczerzę się jak popierdolona przez połowę woku :'c
OdpowiedzUsuńAsdfghjkl kc <3