Miał być wczoraj, ale jest dzisiaj. Tak czy siak, proszę bardzo.
Chyba nie muszę przypominać o komentarzach, prawda? Chyba muszę. KOMENTARZE OK, KOMENTARZE SA FAJNE.
Endżoj.
____________________
Vic
Chyba nie muszę przypominać o komentarzach, prawda? Chyba muszę. KOMENTARZE OK, KOMENTARZE SA FAJNE.
Endżoj.
____________________
Vic
Nie obudziło mnie słońce, śpiewające o poranku ptaki czy wiatr za oknem. Nie. To był mój brat, który siłował się z Tony'm, na drewnianej podłodze w naszym domku. Nie wiem, jaki był sens tej zabawy, ale najwyraźniej tak się wczuli, że nie zauważyli, jak nad nimi stoję i po chwili chwytam ich włosy, aby ich od siebie odciągnąć. Obaj syknęli z bólu i wstali z podłogi, a ja skrzyżowałem ręce na torsie i uniosłem brwi w górę. Byli strasznie dziecinni, mimo że urodzili się tylko rok później niż ja. Trochę dojrzałości, czegokolwiek. Tarzanie się po podłodze o siódmej trzydzieści rano wcale nie było śmieszne.
Od ósmej do dziewiątej trwało śniadanie, o dziewiątej trzydzieści wszyscy zbierali się na placu, aby opiekunowie poinformowali nas o planie dnia, który wypełnialiśmy o dziesiątej. Ważna była punktualność, inaczej trzeba zmierzyć się z przykrymi konsekwencjami. Z przykrymi konsekwencjami będą musieli zmierzyć się również Mike i Tony, jeśli zaraz się nie uspokoją. Zaczęli działać mi na nerwy, a ja byłem człowiekiem dosyć wybuchowym i mało kto chciał igrać ze mną w czasie mojej furii. Dlatego też obaj pospiesznie wyprostowali się i otrzepali z kurzu. Mike jeszcze raz z uśmiechem lekko uderzył Tony'ego w ramię, na co ten zaśmiał się cicho.
- Dziękuję za pobudkę - mruknąłem.- Chyba nadajecie się do maluchów, a nie do naszej grupy wiekowej, co?
- Oj Vic, wyluzuj - Tony przewrócił teatralnie oczami.- Nie możesz być taki niemiły, jeśli chcesz opleść sobie Quinna wokół palca.
Już chciałem mu odpowiedzieć, ale szybko się zamknąłem, bo nie miałem o czym z nim dyskutować. Musiałem się zmienić, aby wygrać ten głupi zakład, w który wkopałem się wczoraj na obiadokolacji.
dzień wcześniej
- Nie bądź taki pewny siebie, Vic, to nie jest możliwe - zaśmiał się Jaime.
- Nie wierzysz we mnie? - zagadnąłem z szelmowskim uśmiechem.- Potrafię osiągnąć wszystko, a ty możesz tylko patrzeć, jak to robię.
Czasem bywałem zbyt pewny siebie i przez to odbierano mnie jako wyzywającą osobę. Ludzie nie lubili stawać ze mną do jakiejkolwiek rozgrywki, bo wiedzieli, że jestem cholernie uparty i łatwo się nie poddaję, więc praktycznie każda gra zakańczała się moim zwycięstwem. Lubiłem władzę, lubiłem swoją popularność.
- Jesteś pewny, że nic nie stoi ci na przeszkodzie? - zapytał z niedowierzaniem Tony, a ja skinąłem głową.- W porządku. W takim razie, spraw, żeby Quinn nagle się w tobie zakochał, a potem rzuć go na koniec obozu, a jeśli tego nie zrobisz, powiemy wszystkim, że jesteś gejem.
Szczęka mi opadła. Uśmiech z mojej twarzy zszedł tak szybko, jak się pojawił, a mój wzrok powędrował do stolika, przy którym siedział Kellin wraz ze swoimi przyjaciółmi. Nasze spojrzenia spotkały się na chwilę, ale chłopak przerwał tę więź i zaczął się rumienić. Był uroczy, tak, ale czy od razu chciałem, żeby się we mnie zakochiwał? To ja go gnębiłem, cholera jasna, nie mogłem zmienić się od tak i nagle zacząć go lubić. Zresztą, to było nadto widoczne, że mu się podobałem. Musiał przystopować z zagryzaniem wargi i rumienieniem się na mój widok.
Spojrzałem asekuracyjnie na Mike'a, który wzruszył ramionami.
- Nie wtrącam się w to, ja nikomu nie powiem, że jesteś gejem. Dogaduj się z nimi.
Tak, byłem gejem, ale dobrze się z tym ukrywałem, żeby nie traktowano mnie jak Kellina. To popsułoby moją reputację. Nikt oprócz Mike'a, Tony'ego i Jaimego nie wiedział o tym, że wolę mężczyzn i chciałbym, żeby tak pozostało.
- Więc co? - Jaime uśmiechnął się uroczo.- Zakład?
Wyciągnął do mnie rękę, na którą spojrzałem niepewnie. Po chwili jednak uścisnąłem ją, a Tony przeciął dłonią nasz uścisk. I to mają być przyjaciele?
powrót do teraźniejszości
- Nie mów mi, co mam robić, dobra? - warknąłem.- Jakoś to wszystko opracuję. Mam na to trzy tygodnie.
- Powodzenia! - zawołał Tony i wyszedł z domku. Zanim Mike poszedł w jego ślady, spojrzał na mnie sceptycznie.
- Wiesz, że mogłeś z nimi negocjować?
- Czy ja wyglądam na osobę, która negocjuje? - mruknąłem.- Zresztą, gdybym zaczął kręcić, to by pokazało, że jednak się waham, a ja...- zatrzymałem się na chwilę, gdy zobaczyłem minę Mike'a.- To nie może być nic trudnego, to tylko laczek.
- Lubi czasem popyskować, a kto wie, jaki jest w domku, a nie poza nim. A zresztą, to ty się w to wpakowałeś, więc to ty z tego wychodź. Idę do Tony'ego.
Z tymi słowami wyszedł z domku, a ja zostałem sam ze swoimi myślami. Może i to wszystko było głupie, ale nie mogłem im pokazać, że czegoś nie zrobię. Byłem gotowy nawet na rozkochanie w sobie Kellina. Z głośnym westchnieniem podszedłem do szafy, z której wyciągnąłem czyste ubrania, dezodorant i ręcznik. Musiałem chociaż trochę się odświeżyć, nie potrafiłem tak po prostu zrezygnować z porannej toalety. W domku przebrałem jedynie spodnie i założyłem buty, po czym bez koszulki, z wszystkimi potrzebnymi rzeczami w dłoniach, wyszedłem na dwór. Było przyjemnie, w końcu to lato, a leśne drzewa skutecznie chronił nas przed rażącym słońcem. Po drodze do łazienek minąłem się z Jaimem.
- Twój przyszły kochać właśnie bierze prysznic, zdobądź go, tygrysie - zaśmiał się, a ja uciszyłem go ruchem ręki. Jeszcze tego mi brakowało, żeby wszyscy się o tym dowiedzieli.
W końcu dotarłem do łazienki, do której wszedłem. Była podzielona na trzy części - jedna z umywalkami i toaletami, druga z prysznicami, a trzecia była szatnią. Najpierw załatwiłem wszystko to, co miałem do załatwienia, a potem szybko się odświeżyłem i zacząłem rozczesywać włosy, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy zobaczyłem Kellina, który zamarł z bezruchu, gdy padło na mnie jego spojrzenie. Miał na sobie jedynie rurki, był w trakcie zakładania koszulki, ale zastygł.
- Hej, la... Kellin - szybko zmieniłem taktykę. Nie mogłem nazywać go laczkiem, bo wtedy nic mi się nie uda.- Jak noc?
Brunet zmarszczył brwi i nałożył koszulkę, po czym przeczesał swoje wilgotne włosy palcami. Zdziwiła go moja nagła zmiana podejścia do jego osoby, ale to było to przewidzenia.
- W porządku? - mruknął, po czym zaczął iść w stronę wyjścia.
Nie chciał przebywać w moim towarzystwie, to zrozumiałe. Gdy wyszedł z łazienki, uśmiechnąłem się pod nosem. Jakoś to będzie. I tak to wygram. Zawsze tak było.
Kellin
- On był dla mnie miły - powiedziałem chłopakom przy śniadaniu.- Zapytał jak noc. Co więcej, zwrócił się do mnie po imieniu. Co to może do cholery jasnej oznaczać?
Naprawdę, czasem byliśmy gorsi niż dziewczyny. Lubiliśmy plotkować, obóz żył nowinkami, które nie zawsze należały do prawdziwych. Co innego mieliśmy robić? Czasem trzeba na kogoś popatrzeć z innej perspektywy, a potem zmieszać go z błotem, tak jak zrobili to w moim przypadku. Na tym polegały plotki.
- Naprawdę się tym przejmujesz? - zapytał Matty, poprawiając okulary na nosie.
- Uhm, tak? Przez noc zrobił rachunek sumienia i teraz pokutuje?
- Może po prostu ma dobry dzień, kto go tam wie - Gabe machnął ręką.- Wiesz, że to istny huragan, jest nie do ogarnięcia.
- Tak, wiem - westchnąłem.
Zaczynałem mieć nadzieję, ze jednak przeszedł jakąś wewnętrzna przemianę i postanowił traktować mnie jak normalnego człowieka. Patrząc na to z perspektywy chłopaków, chyba mieli rację. Przecież nie zmienił się w ciągu jednej nocy. Wczoraj rzucił mną o ziemię i upokorzył przed całym towarzystwem, nie oszukujmy się.
Kątem oka zerknąłem w stronę meksykańskiego stołu i zauważyłem, że Vic patrzy na mnie z lekkim uśmiechem. Okej, to było trochę przerażające i dziwne. Nie wiedziałem, czego mam się po nim spodziewać. To będą długie trzy tygodnie.
Po śniadaniu wszyscy zebrali się na placu, aby dowiedzieć się, jakie są play na dzisiejszy dzień. Starsi wiedzieli, co to będzie, bo pierwszy tydzień zawsze wyglądał tak samo, aby dzieciaki mogły oswoić się z nowym otoczeniem. Nikt nie chciał, żeby zgubiły się w lesie, dlatego musiały go chociaż w części poznać.
- Dzień dobry! - przywitał nas dziarsko Dave, obok którego stała reszta opiekunów.- Mam nadzieję, że noc była udana. Ale nie mówmy o tym, przejdźmy do tych ważniejszych rzeczy, a mianowicie, nasz plan na dzisiaj. Wyruszymy do lasu, nie wszyscy, oczywiście. Starsi - wskazał dłonią na naszą grupę - zajmą się młodszymi. Średni zostają w obozie z panią Jardine i panem Carlile. Możecie już iść.
Taylor i Austin ruszyli z miejsca, a za nimi podreptali młodsi od nas. Zostaliśmy tylko my i maluchy.
- Mamy dwudziestu pięciu chłopców. Podzielimy się na pięć grup, każda grupa będzie miała dwóch opiekunów, czyli starszych chłopaków. To wasze zadanie, aby pokazać małym, jak wygląda las. My jedynie będziemy po nim krążyć, jeśli ewentualnie coś by się stało. Dobra, maluchy, podzielcie się w piątki i zaraz wybierzemy waszych opiekunów.
Dzieciaki zwinnie dobrały się w grupy i teraz nadszedł czas na nas. Było nas dwudziestu, co oznaczało, że tylko połowa będzie miała zajęcie na dzisiaj. W duchu modliłem się, żeby mnie nie wybrano, ale i tak miałem przeczucie, że będę musiał odwalić tę robotę. Podpadłem Dave'owi z kalendarzem, więc teraz będzie chciał karać mnie jak najczęściej.
- Grupa pierwsza, Mullins i Barham
Obaj uśmiechnęli się do siebie, po czym podeszli do grupki chłopców, z którymi zaczęli gawędzić. Przynajmniej się lubili, a mnie nikt nie polubi i tu tkwił problem.
- Grupa druga, Bruce i Sykes.
Wysoki i chudy Oliver podszedł do drugiej grupy, a za nim podreptał chłopak o przydługich, kręconych włosach, Ben.
- Grupa trzecia, Barakat i Gaskarth.
Aka najwięksi geje tego obozu, ale wszyscy ich lubili, więc ich nie gnębiono, w przeciwieństwie do mnie, czego nie rozumiałem. Alex i Jack nie byli oficjalnie razem, nikt z nich nie powiedział, że są homoseksualistami, ale po ich zachowaniu było widać, że między nimi jest jakaś chemia i chciało się krzyknąć "ultra gaaaaaaaay" najgłośniej jak się dało.
- Grupa czwarta, Nicholls i Fish - czyli kolejni przyjaciele, zadowoleni ludzie w fajnej grupie.- Ostatnia grupa... Pomyślmy... - jego spojrzenie padło na mnie, a następnie na Vica, po czym uśmiechnął się dumnie.- Starszy Fuentes i Quinn, dalej.
Jęknąłem głośno. Gorzej nie mogłem trafić. Znaczy się, zawsze mogłem być z Oliverem, który sprałby mnie na kwaśne jabłko na miejscu, był chyba gorszy od Vica, ale nadal, wolałbym zostać w obozie i porobić coś innego. Ze spuszczoną głową podszedłem do ostatniej grupy chłopców. Vic stanął obok mnie. Promieniał, dosłownie promieniał.
- Głowa do góry, Kellin - zagadnął pogodnie.- To będą przyjemne wspólnie spędzone godziny, uwierz mi.
I znowu był taki miły! Nie wiedziałem, w co pogrywał i nie byłem pewny, czy w ogóle chciałem to wiedzieć. Nie miałem czasu na te rozmyślania, bo musieliśmy wejść w głąb lasu. Ja, Vic i nasza grupka dzieciaków, poszliśmy najpierw na prawo od jeziora. Nie poszła tam żadna grupa, więc warto było zacząć od tamtej strony. Nie miałem zamiaru zbytnio się wychylać i dałem dowodzić grupie Vicowi. Ja jestem tu tylko i wyłącznie dla towarzystwa.
- Tędy dojdziecie do naprawdę gęstych krzaków, bardzo trudno się przez nie przedostać - zaczął mówić, gdy szliśmy wąską dróżką.- To praktycznie niemożliwe, jeśli nie obetnie się sporej ilości gałęzi. Dlatego lepiej nie zapuszczać się za krzaki, bo nikt nie wie, co tam jest i to wszystko może zakończyć się w raczej przykry sposób. Zrozumiano? - zapytał, a dzieciaki odpowiedziały twierdząco. Miał niesamowite podejście do dzieci, co trochę mnie zdziwiło, ale była to raczej dobra cecha. Po prostu się tego po nim nie spodziewałem. Doszliśmy do chaszczów i przystanęliśmy przy nich na chwilę.- Możecie popatrzeć i spróbować przejść, ale zapewniam was, nie uda wam się to, skoro nawet ja nie potrafiłem tego zrobić - oznajmił pewnie, po czym stanął obok mnie i uśmiechnął się kokieteryjnie.- Trochę entuzjazmu, Kellin. Uśmiechnij się - oparł się ramieniem o najbliższe drzewo i patrzył na mnie tymi czekoladowymi oczami, w których mógłbym się utopić.
- Nie mam powodów do uśmiechu - syknąłem.
- Uśmiechnij się. Dla mnie?
- Dla ciebie? - uniosłem brwi w górę.- Niby dlaczego mam uśmiechać się dla ciebie?
- Bo jestem dla ciebie miły, zajmuję się maluchami?
- Och, spieprzaj - warknąłem i dopiero po chwili do mnie dotarło, co powiedziałem.
Czekałem na jakikolwiek atak z jego strony, ale niczego nie poczułem. Nic mi nie zrobił. Po prostu machnął na to ręką i poszedł do dzieciaków, które nie radziły sobie z krzakami, mimo że bardzo chciały i zawzięcie próbowały to zrobić. To zdziwiło mnie jeszcze bardziej. Zawsze, gdy się mu odszczekiwałem, musiałem przyjąć pewne konsekwencje, a teraz on tak po prostu to olał? To nie było w jego tylu. Na pewno w coś mnie wrabiał, tylko nie potrafiłem odgadnąć w co. Dodatkowo to jego spojrzenie, które mówiło samo za siebie... Takie wyzywające i kokieteryjne... Czy on do cholery jasnej ze mną flirtował? Przecież nie był gejem. Nie mógł nim być, skoro robił sobie ze mnie jaja właśnie z tego powodu. Ten człowiek był o wiele za tajemniczy i właśnie to mnie martwiło. Nie wiedziałem, czego mam się po nim spodziewać.
- Okej, idziemy dalej! - zawołał do chłopców, którzy odeszli od krzaków. Szybko ich policzyłem i gdy naliczyłem pięciu (skomplikowana matematyka), ruszyliśmy z miejsca. Gdybyśmy zgubili któregoś z nich, byłoby niemiło, a nie chcieliśmy wpadać w bezsensowne kłopoty.
Naszym następnym punktem była niewielka polana, którą zawsze oświetlało słońce, bo nie zasłaniały jej korony drzew. Długie promienie słońca sprawiały, że to miejsce wyglądało magicznie, dlatego często tutaj przychodziliśmy, aby po prostu się zrelaksować.
- Tutaj możecie się bawić, odpoczywać, cokolwiek - powiedział Vic.- Jest to ostatnie miejsce, do którego możecie przyjść, wasz rocznik nie może iść dalej, bo las robi się gęsty i można łatwo się w nim zgubić. Więc zapamiętajcie, polana to skraj naszego obozu, podobnie jak tamte krzaki. Chodźmy dalej.
Vic zachowywał się jak dobry starszy brat, przewodnik. Ja zamykałem nasz pochód. Nie chciałem wtrącać się do jego oprowadzania po lesie, gdy tak dobrze mu szło. Zresztą, tu na końcu ogonka miałem trochę spokoju na rozmyślaniu o Vicu i jego zachowaniu. Od czasu do czasu uspokajałem tylko jakichś dwóch chłopców, którzy chcieli odłączyć się od grupy, ale po piątym upomnieniu wybili to sobie z głowy.
Byliśmy przy karmniku dla zwierząt, drzewach, na których kilka lat temu zbudowaliśmy domki i przy bagnie, które kiedyś próbowaliśmy osuszyć, ale nam się nie nie udało (kiedyś mnie do niego wrzucili, wcale nie było mi do śmiechu).
Gdy postanowiliśmy ruszyć do naszego obozy, zatrzymałem Vica, chwytając go za rękę. Chłopak spojrzał na nasze dłonie, po czym uśmiechnął się pod nosem, a ja oblałem się rumieńcem i zabrałem rękę.
- Przechodzimy na wyższy poziom? - zapytał zalotnie, a ja prychnąłem pod nosem i spuściłem głowę, aby na niego nie patrzeć. Były inne sposoby, aby zwrócić na siebie jego uwagę, a ja wybrałem najgorszy z możliwych.
- Wcale nie - mruknąłem.- Brakuje nam dwójki chłopaków, nie zauważyłeś, że jest tylko trójka?
Vic spojrzał na dzieciaki, po czym uniósł brwi. Szedł przodem, mógł nie zauważyć, że kogoś brakuje, a ja byłem zbyt zaabsorbowany myślami o tym idiocie, żeby zwracać uwagę na maluchy.
- Kurwa - przeklął.- Wracamy.
Wszyscy cofnęliśmy się do moczar. Reszta dzieciaków zachowywała się grzecznie. Miałem wrażenie, że nie chciały podpadać Vicowi, bo słyszały, do czego był zdolny. Ja też nie chciałem, ale nawet jeśli siedziałbym cicho, on i tak znalazłby jakiś sposób, aby zmieszać mnie z błotem. Co do błota, był nim pokryty chłopiec, który odłączył się od grupy. Stał po kolana w bagnie, a drugi z nich znajdował się na brzegu i trzymał tamtego za ręce, aby pomóc mu wyjść. To nie mogło się udać, skoro nawet Matty miał problem z wyciągnięciem mnie z tego bajora, a byliśmy wtedy starsi od tych dzieci.
- Co wam odbiło?! - krzyknął Vic, a chłopcy spojrzeli na niego z przerażeniem w oczach.- Myślałem, że w tym wieku ma się trochę oleju w głowie! posuń się - powiedział do chłopca na brzegu, który szybko podbiegł do trójki pozostałych dzieci.- Chwyć mnie za łokcie, żeby nasze ręce się splotły - wyciągnął swoje ręce w stronę brudnego chłopaka, chwycili się, po czym Vic zaczął powoli się cofać. To było trudne, bo dzieciak głęboko ugrzązł. Wtedy podszedłem do Vica, chwyciłem go w pasie i zacząłem ciągnąć, aby chociaż trochę mu pomóc. Po pięciu minutach chłopiec w końcu wyszedł z bagna. Był pokryty błotem, nawet Vic miał na twarzy kilka kropel szlamu, ale wydawał się, jakby o tym nie wiedział. Spojrzał groźnie na obu chłopców. - Grohl o wszystkim się dowie, możecie być tego pewni - warknął.
Chwile wahałem się przed tym, co następnie zrobiłem. Poszedłem do niego, po czym kciukiem starłem z jego twarzy krople błota. Szatyn spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale po chwili uśmiechnął się do mnie pogodnie. Ten uśmiech był wspaniały. Poczułem, jak moje kolana miękną, jakbym zaraz miał upaść na ziemię.
- Dziękuję - powiedział i pocałował mnie w policzek, przez co rozchyliłem lekko usta. On to zauważył i pocałował mnie w ich kącik.
Gdy Vic podszedł do dzieci, na moją twarz wpełzł chyba największy rumieniec wiata, a ja opuszkami palców dotknąłem miejsc, gdzie przed chwilą były jego usta. To się nie działo. To się do jasnej cholery nie miało prawa stać. Śniłem? Moje życzenie z piętnastych urodzin wymyślone przy torsie zaczęło się spełniać? Przecież to nie było możliwe. Uszczypnąłem się lekko i skrzywiłem się nieco, gdy poczułem ból. A jednak to prawda.
- Tak, Kellin, właśnie cię pocałowałem, nie musisz się szczypać - z rozmyślań wyrwał mnie jego głos, a ja odwróciłem wzrok, bo było mi wstyd.- Chodźmy do obozu.
W spokojnym tempie poszliśmy w stronę jeziora. Gdy dotarliśmy na miejscu, były tam już grupy Olivera i Bena oraz Matty'ego i Gabe'a. Stał przy nich Danny, który zmarszczył brwi, gdy zobaczył brudnego chłopca.
- Co mu się stało? - zapytał.
- Wpadł do bagna, bo jest małym idiotą - odparł beztrosko Vic, a Danny spojrzał groźnie na dzieciaka.
- Do łazienki, a potem pogadamy o konsekwencjach - powiedział do niego ostro, a maluch szybko pokiwał głową i odszedł.
Stanąłem na boku, czując, ze moje policzki nadal są gorące. Po chwili podszedł do mnie Matty.
- Jesteś cały czerwony - wyszeptał, a ja machnąłem ręką i spuściłem wzrok.- Co się stało w lesie? Powiedz mi!
Matty był moim najlepszym przyjacielem, więc to normalne, że chciał wiedzieć wszystko o wszystkim. Czasami był gorszy niż Jenna.
- To przez Vica - szepnąłem, patrząc kątem oka na chłopaka, który rozmawiał z Dannym.- On... Wiesz, on... On mnie pocałował, nie dokłądnie w usta, ale w okolice. I w policzek.
Matty otworzył usta ze zdziwienia. Nie mógł w to uwierzyć, podobnie jak ja. Przez krótki moment patrzył na Vica, aby po chwili znów na mnie spojrzeć.
- Kellin, to chore, dlaczego miałby to robić?
- Skąd mam wiedzieć? Po prostu wytarłem jego twarz, bo była brudna od błota, a on od tak mnie pocałował.
- Stary, to dziwne. No bo dlaczego nagle miałoby mu się odmienić?
- Nie wiem, sam zadaję sobie to pytanie. Rozumiem, jakieś miłe słowo, uścisk dłoni, ale pocał...
- Proszę przestać mnie obgadywać - zaśmiał się Vic, który nagle się za mną pojawił. Po chwili znów poczułem jego usta na swoim policzku.- Nic nie widziałeś, Mullins - mrugnął do Matty'ego, który szybko pokiwał głową. Vic uśmiechnął się dumnie, po czym odszedł na bok.
Matty spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem, a ja westchnąłem bezradnie. Co ten chłopak ze mną robił?
Kellin
- On był dla mnie miły - powiedziałem chłopakom przy śniadaniu.- Zapytał jak noc. Co więcej, zwrócił się do mnie po imieniu. Co to może do cholery jasnej oznaczać?
Naprawdę, czasem byliśmy gorsi niż dziewczyny. Lubiliśmy plotkować, obóz żył nowinkami, które nie zawsze należały do prawdziwych. Co innego mieliśmy robić? Czasem trzeba na kogoś popatrzeć z innej perspektywy, a potem zmieszać go z błotem, tak jak zrobili to w moim przypadku. Na tym polegały plotki.
- Naprawdę się tym przejmujesz? - zapytał Matty, poprawiając okulary na nosie.
- Uhm, tak? Przez noc zrobił rachunek sumienia i teraz pokutuje?
- Może po prostu ma dobry dzień, kto go tam wie - Gabe machnął ręką.- Wiesz, że to istny huragan, jest nie do ogarnięcia.
- Tak, wiem - westchnąłem.
Zaczynałem mieć nadzieję, ze jednak przeszedł jakąś wewnętrzna przemianę i postanowił traktować mnie jak normalnego człowieka. Patrząc na to z perspektywy chłopaków, chyba mieli rację. Przecież nie zmienił się w ciągu jednej nocy. Wczoraj rzucił mną o ziemię i upokorzył przed całym towarzystwem, nie oszukujmy się.
Kątem oka zerknąłem w stronę meksykańskiego stołu i zauważyłem, że Vic patrzy na mnie z lekkim uśmiechem. Okej, to było trochę przerażające i dziwne. Nie wiedziałem, czego mam się po nim spodziewać. To będą długie trzy tygodnie.
Po śniadaniu wszyscy zebrali się na placu, aby dowiedzieć się, jakie są play na dzisiejszy dzień. Starsi wiedzieli, co to będzie, bo pierwszy tydzień zawsze wyglądał tak samo, aby dzieciaki mogły oswoić się z nowym otoczeniem. Nikt nie chciał, żeby zgubiły się w lesie, dlatego musiały go chociaż w części poznać.
- Dzień dobry! - przywitał nas dziarsko Dave, obok którego stała reszta opiekunów.- Mam nadzieję, że noc była udana. Ale nie mówmy o tym, przejdźmy do tych ważniejszych rzeczy, a mianowicie, nasz plan na dzisiaj. Wyruszymy do lasu, nie wszyscy, oczywiście. Starsi - wskazał dłonią na naszą grupę - zajmą się młodszymi. Średni zostają w obozie z panią Jardine i panem Carlile. Możecie już iść.
Taylor i Austin ruszyli z miejsca, a za nimi podreptali młodsi od nas. Zostaliśmy tylko my i maluchy.
- Mamy dwudziestu pięciu chłopców. Podzielimy się na pięć grup, każda grupa będzie miała dwóch opiekunów, czyli starszych chłopaków. To wasze zadanie, aby pokazać małym, jak wygląda las. My jedynie będziemy po nim krążyć, jeśli ewentualnie coś by się stało. Dobra, maluchy, podzielcie się w piątki i zaraz wybierzemy waszych opiekunów.
Dzieciaki zwinnie dobrały się w grupy i teraz nadszedł czas na nas. Było nas dwudziestu, co oznaczało, że tylko połowa będzie miała zajęcie na dzisiaj. W duchu modliłem się, żeby mnie nie wybrano, ale i tak miałem przeczucie, że będę musiał odwalić tę robotę. Podpadłem Dave'owi z kalendarzem, więc teraz będzie chciał karać mnie jak najczęściej.
- Grupa pierwsza, Mullins i Barham
Obaj uśmiechnęli się do siebie, po czym podeszli do grupki chłopców, z którymi zaczęli gawędzić. Przynajmniej się lubili, a mnie nikt nie polubi i tu tkwił problem.
- Grupa druga, Bruce i Sykes.
Wysoki i chudy Oliver podszedł do drugiej grupy, a za nim podreptał chłopak o przydługich, kręconych włosach, Ben.
- Grupa trzecia, Barakat i Gaskarth.
Aka najwięksi geje tego obozu, ale wszyscy ich lubili, więc ich nie gnębiono, w przeciwieństwie do mnie, czego nie rozumiałem. Alex i Jack nie byli oficjalnie razem, nikt z nich nie powiedział, że są homoseksualistami, ale po ich zachowaniu było widać, że między nimi jest jakaś chemia i chciało się krzyknąć "ultra gaaaaaaaay" najgłośniej jak się dało.
- Grupa czwarta, Nicholls i Fish - czyli kolejni przyjaciele, zadowoleni ludzie w fajnej grupie.- Ostatnia grupa... Pomyślmy... - jego spojrzenie padło na mnie, a następnie na Vica, po czym uśmiechnął się dumnie.- Starszy Fuentes i Quinn, dalej.
Jęknąłem głośno. Gorzej nie mogłem trafić. Znaczy się, zawsze mogłem być z Oliverem, który sprałby mnie na kwaśne jabłko na miejscu, był chyba gorszy od Vica, ale nadal, wolałbym zostać w obozie i porobić coś innego. Ze spuszczoną głową podszedłem do ostatniej grupy chłopców. Vic stanął obok mnie. Promieniał, dosłownie promieniał.
- Głowa do góry, Kellin - zagadnął pogodnie.- To będą przyjemne wspólnie spędzone godziny, uwierz mi.
I znowu był taki miły! Nie wiedziałem, w co pogrywał i nie byłem pewny, czy w ogóle chciałem to wiedzieć. Nie miałem czasu na te rozmyślania, bo musieliśmy wejść w głąb lasu. Ja, Vic i nasza grupka dzieciaków, poszliśmy najpierw na prawo od jeziora. Nie poszła tam żadna grupa, więc warto było zacząć od tamtej strony. Nie miałem zamiaru zbytnio się wychylać i dałem dowodzić grupie Vicowi. Ja jestem tu tylko i wyłącznie dla towarzystwa.
- Tędy dojdziecie do naprawdę gęstych krzaków, bardzo trudno się przez nie przedostać - zaczął mówić, gdy szliśmy wąską dróżką.- To praktycznie niemożliwe, jeśli nie obetnie się sporej ilości gałęzi. Dlatego lepiej nie zapuszczać się za krzaki, bo nikt nie wie, co tam jest i to wszystko może zakończyć się w raczej przykry sposób. Zrozumiano? - zapytał, a dzieciaki odpowiedziały twierdząco. Miał niesamowite podejście do dzieci, co trochę mnie zdziwiło, ale była to raczej dobra cecha. Po prostu się tego po nim nie spodziewałem. Doszliśmy do chaszczów i przystanęliśmy przy nich na chwilę.- Możecie popatrzeć i spróbować przejść, ale zapewniam was, nie uda wam się to, skoro nawet ja nie potrafiłem tego zrobić - oznajmił pewnie, po czym stanął obok mnie i uśmiechnął się kokieteryjnie.- Trochę entuzjazmu, Kellin. Uśmiechnij się - oparł się ramieniem o najbliższe drzewo i patrzył na mnie tymi czekoladowymi oczami, w których mógłbym się utopić.
- Nie mam powodów do uśmiechu - syknąłem.
- Uśmiechnij się. Dla mnie?
- Dla ciebie? - uniosłem brwi w górę.- Niby dlaczego mam uśmiechać się dla ciebie?
- Bo jestem dla ciebie miły, zajmuję się maluchami?
- Och, spieprzaj - warknąłem i dopiero po chwili do mnie dotarło, co powiedziałem.
Czekałem na jakikolwiek atak z jego strony, ale niczego nie poczułem. Nic mi nie zrobił. Po prostu machnął na to ręką i poszedł do dzieciaków, które nie radziły sobie z krzakami, mimo że bardzo chciały i zawzięcie próbowały to zrobić. To zdziwiło mnie jeszcze bardziej. Zawsze, gdy się mu odszczekiwałem, musiałem przyjąć pewne konsekwencje, a teraz on tak po prostu to olał? To nie było w jego tylu. Na pewno w coś mnie wrabiał, tylko nie potrafiłem odgadnąć w co. Dodatkowo to jego spojrzenie, które mówiło samo za siebie... Takie wyzywające i kokieteryjne... Czy on do cholery jasnej ze mną flirtował? Przecież nie był gejem. Nie mógł nim być, skoro robił sobie ze mnie jaja właśnie z tego powodu. Ten człowiek był o wiele za tajemniczy i właśnie to mnie martwiło. Nie wiedziałem, czego mam się po nim spodziewać.
- Okej, idziemy dalej! - zawołał do chłopców, którzy odeszli od krzaków. Szybko ich policzyłem i gdy naliczyłem pięciu (skomplikowana matematyka), ruszyliśmy z miejsca. Gdybyśmy zgubili któregoś z nich, byłoby niemiło, a nie chcieliśmy wpadać w bezsensowne kłopoty.
Naszym następnym punktem była niewielka polana, którą zawsze oświetlało słońce, bo nie zasłaniały jej korony drzew. Długie promienie słońca sprawiały, że to miejsce wyglądało magicznie, dlatego często tutaj przychodziliśmy, aby po prostu się zrelaksować.
- Tutaj możecie się bawić, odpoczywać, cokolwiek - powiedział Vic.- Jest to ostatnie miejsce, do którego możecie przyjść, wasz rocznik nie może iść dalej, bo las robi się gęsty i można łatwo się w nim zgubić. Więc zapamiętajcie, polana to skraj naszego obozu, podobnie jak tamte krzaki. Chodźmy dalej.
Vic zachowywał się jak dobry starszy brat, przewodnik. Ja zamykałem nasz pochód. Nie chciałem wtrącać się do jego oprowadzania po lesie, gdy tak dobrze mu szło. Zresztą, tu na końcu ogonka miałem trochę spokoju na rozmyślaniu o Vicu i jego zachowaniu. Od czasu do czasu uspokajałem tylko jakichś dwóch chłopców, którzy chcieli odłączyć się od grupy, ale po piątym upomnieniu wybili to sobie z głowy.
Byliśmy przy karmniku dla zwierząt, drzewach, na których kilka lat temu zbudowaliśmy domki i przy bagnie, które kiedyś próbowaliśmy osuszyć, ale nam się nie nie udało (kiedyś mnie do niego wrzucili, wcale nie było mi do śmiechu).
Gdy postanowiliśmy ruszyć do naszego obozy, zatrzymałem Vica, chwytając go za rękę. Chłopak spojrzał na nasze dłonie, po czym uśmiechnął się pod nosem, a ja oblałem się rumieńcem i zabrałem rękę.
- Przechodzimy na wyższy poziom? - zapytał zalotnie, a ja prychnąłem pod nosem i spuściłem głowę, aby na niego nie patrzeć. Były inne sposoby, aby zwrócić na siebie jego uwagę, a ja wybrałem najgorszy z możliwych.
- Wcale nie - mruknąłem.- Brakuje nam dwójki chłopaków, nie zauważyłeś, że jest tylko trójka?
Vic spojrzał na dzieciaki, po czym uniósł brwi. Szedł przodem, mógł nie zauważyć, że kogoś brakuje, a ja byłem zbyt zaabsorbowany myślami o tym idiocie, żeby zwracać uwagę na maluchy.
- Kurwa - przeklął.- Wracamy.
Wszyscy cofnęliśmy się do moczar. Reszta dzieciaków zachowywała się grzecznie. Miałem wrażenie, że nie chciały podpadać Vicowi, bo słyszały, do czego był zdolny. Ja też nie chciałem, ale nawet jeśli siedziałbym cicho, on i tak znalazłby jakiś sposób, aby zmieszać mnie z błotem. Co do błota, był nim pokryty chłopiec, który odłączył się od grupy. Stał po kolana w bagnie, a drugi z nich znajdował się na brzegu i trzymał tamtego za ręce, aby pomóc mu wyjść. To nie mogło się udać, skoro nawet Matty miał problem z wyciągnięciem mnie z tego bajora, a byliśmy wtedy starsi od tych dzieci.
- Co wam odbiło?! - krzyknął Vic, a chłopcy spojrzeli na niego z przerażeniem w oczach.- Myślałem, że w tym wieku ma się trochę oleju w głowie! posuń się - powiedział do chłopca na brzegu, który szybko podbiegł do trójki pozostałych dzieci.- Chwyć mnie za łokcie, żeby nasze ręce się splotły - wyciągnął swoje ręce w stronę brudnego chłopaka, chwycili się, po czym Vic zaczął powoli się cofać. To było trudne, bo dzieciak głęboko ugrzązł. Wtedy podszedłem do Vica, chwyciłem go w pasie i zacząłem ciągnąć, aby chociaż trochę mu pomóc. Po pięciu minutach chłopiec w końcu wyszedł z bagna. Był pokryty błotem, nawet Vic miał na twarzy kilka kropel szlamu, ale wydawał się, jakby o tym nie wiedział. Spojrzał groźnie na obu chłopców. - Grohl o wszystkim się dowie, możecie być tego pewni - warknął.
Chwile wahałem się przed tym, co następnie zrobiłem. Poszedłem do niego, po czym kciukiem starłem z jego twarzy krople błota. Szatyn spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale po chwili uśmiechnął się do mnie pogodnie. Ten uśmiech był wspaniały. Poczułem, jak moje kolana miękną, jakbym zaraz miał upaść na ziemię.
- Dziękuję - powiedział i pocałował mnie w policzek, przez co rozchyliłem lekko usta. On to zauważył i pocałował mnie w ich kącik.
Gdy Vic podszedł do dzieci, na moją twarz wpełzł chyba największy rumieniec wiata, a ja opuszkami palców dotknąłem miejsc, gdzie przed chwilą były jego usta. To się nie działo. To się do jasnej cholery nie miało prawa stać. Śniłem? Moje życzenie z piętnastych urodzin wymyślone przy torsie zaczęło się spełniać? Przecież to nie było możliwe. Uszczypnąłem się lekko i skrzywiłem się nieco, gdy poczułem ból. A jednak to prawda.
- Tak, Kellin, właśnie cię pocałowałem, nie musisz się szczypać - z rozmyślań wyrwał mnie jego głos, a ja odwróciłem wzrok, bo było mi wstyd.- Chodźmy do obozu.
W spokojnym tempie poszliśmy w stronę jeziora. Gdy dotarliśmy na miejscu, były tam już grupy Olivera i Bena oraz Matty'ego i Gabe'a. Stał przy nich Danny, który zmarszczył brwi, gdy zobaczył brudnego chłopca.
- Co mu się stało? - zapytał.
- Wpadł do bagna, bo jest małym idiotą - odparł beztrosko Vic, a Danny spojrzał groźnie na dzieciaka.
- Do łazienki, a potem pogadamy o konsekwencjach - powiedział do niego ostro, a maluch szybko pokiwał głową i odszedł.
Stanąłem na boku, czując, ze moje policzki nadal są gorące. Po chwili podszedł do mnie Matty.
- Jesteś cały czerwony - wyszeptał, a ja machnąłem ręką i spuściłem wzrok.- Co się stało w lesie? Powiedz mi!
Matty był moim najlepszym przyjacielem, więc to normalne, że chciał wiedzieć wszystko o wszystkim. Czasami był gorszy niż Jenna.
- To przez Vica - szepnąłem, patrząc kątem oka na chłopaka, który rozmawiał z Dannym.- On... Wiesz, on... On mnie pocałował, nie dokłądnie w usta, ale w okolice. I w policzek.
Matty otworzył usta ze zdziwienia. Nie mógł w to uwierzyć, podobnie jak ja. Przez krótki moment patrzył na Vica, aby po chwili znów na mnie spojrzeć.
- Kellin, to chore, dlaczego miałby to robić?
- Skąd mam wiedzieć? Po prostu wytarłem jego twarz, bo była brudna od błota, a on od tak mnie pocałował.
- Stary, to dziwne. No bo dlaczego nagle miałoby mu się odmienić?
- Nie wiem, sam zadaję sobie to pytanie. Rozumiem, jakieś miłe słowo, uścisk dłoni, ale pocał...
- Proszę przestać mnie obgadywać - zaśmiał się Vic, który nagle się za mną pojawił. Po chwili znów poczułem jego usta na swoim policzku.- Nic nie widziałeś, Mullins - mrugnął do Matty'ego, który szybko pokiwał głową. Vic uśmiechnął się dumnie, po czym odszedł na bok.
Matty spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem, a ja westchnąłem bezradnie. Co ten chłopak ze mną robił?
to jest takie zajebiste, asdfghjkl! nie podoba mi się, zachowanie Vic'a, ale i tak wiem, że predzej czy później zakocha się w Kellinie. a z Kellina jaki typ niepokorny (XD) spieprzać każe Vic'owi? chyba pieprzyc jak juz XDDD no i Vic taki opiekun, aww. "Wpadł do bagna, bo jest małym idiotą." XDD
OdpowiedzUsuńps sory za ten chaos, ale to jest takie zajebiste, że nie umiem ułożyć normalnych zdań.
ps 2 co ten Jaime i Tony tacy źli koledzy? trzeba ich sprać! Mike mógłby stanąć w obronie brata. ale i tak są zajebiści XD
ps 3 muszę jeszcze raz sobie to przeczytać :D
Jeju, jaki świetny rozdział! Dziękuje za poprawę humoru, Aduś :*
OdpowiedzUsuńJak zwykle świetnie napisany rozdział, szacuneczek.
OdpowiedzUsuńNo i oczywiście co to za komentarz bez" jdidndkdnhekwodmnsusjduendys"
@_JoinTheclubb
what
OdpowiedzUsuńwhat
what
ja chyba.... what
Viktur co za suka ;;
znowu Kellin jest tym który cierpi rzal
przeczytałam jeszcze raz i ogarnęłam, że nie zauważyłam, że Vic stwierdził, że Kellin jest uroczy. BĘDĄ Z TEGO SEKSY, OJ BĘDĄ!
OdpowiedzUsuńKellin jest pizdą za przeproszeniem, ze tak dał Vicowi się dwa razy pocałować xd ja na jego miejscu bym zgrywała niedostępnego, niech sie chłopak troche postara. I z chęcią bym utrudniła Vicowi zycie, o taaaaaak xd
OdpowiedzUsuń@Mars_Weirdo
"Grupa trzecia, Barakat i Gaskarth.
OdpowiedzUsuńAka najwięksi geje tego obozu"
JEBŁAM LEŻE I NIE WSTAJE HAHAAHAHAH /@wyruchamcie
JJSSSSSKANKSKAJSMAJSNNSBS O BOSZEE, UMIERAM ... CZO TY DŻOGURT WYPRAWIASZ...MOJE FEELSY ;-; CZEKAM NA NASTĘPNY ROZDZIAŁ .... WSPANIAŁY <3 /@Huranicee
OdpowiedzUsuńAaasfdghfdhsafdgshajfh *.* nie moge sie doczekać następnego! : D świetny ten Kellic ; 3
OdpowiedzUsuńTy, ja nie mogę, nie wiem, kto wymyśla opowiadania o obozie pełnym band membersów, ale to jest zajebiste ej XDDDDD czuję się już rozwalona, kurde ale z tego Vikturrrra podrywacz XDD i znowu Kells będzie tym biednym :<
OdpowiedzUsuńGasky i Barakitten czyli moje najwięksiejsze OTP *.* Kurwaaaa, pięknie pięknie pięknie. Matko, tyle membersów, tak bardzo ruchable. Viktorzak jaki podrywacz wyrywacz, ale jeszcze go Kellin zgasi, na pewno. Czekam na dalsze rozdziały, bo coś czuje, że dla Vica to nie będzie zwykły zakład. Kc mocno, Jalex_ ♥
OdpowiedzUsuńAle z Vic'a ciul, biednego Ziemniaczka tak wykorzystywać, zakładać się, nie ładnie, nie ładnie. Co z Ciebie Viktur wyrośnie ;_;
OdpowiedzUsuńA Kellin taki słodki, zakochał się chłopczyna, a tu trafił na takiego bad boy'a Viktura.
I czekam na kolejny, jejeje
@Vileneify
M I S T R Z O S T W O
OdpowiedzUsuńdobrze, że mama wyszła z domu, bo piszczałam jak głupia, ok.
To jest takie piękne, jezu Vic Ty chuju i tak wiemy, że go kochałeś zawsze, tylko się nie przyznasz, ok.
M I S T R Z O S T W O
AAAAAAAA NAJSŁODSZY RODZIAŁ EVER <3
OdpowiedzUsuńSIEDZĘ I PEWNIE SAMA MAM JESZCZE RUMIEŃCE AWWWWWWWW
Mam czerwone policzki!!!!! Aaaaaależ to było zajebiste ♡♡♡♡
OdpowiedzUsuńCzytałam ten rozdział 3 razy :333333
Gooood co ta dziewczyna ze mną robi?!?!?! Cx
ALE TO SIĘ ŚWIETNE ROBI, TEN ROZDZIAŁ TAKI ASDFGHJKL
OdpowiedzUsuńVIC JAK POCAŁOWAŁ KELLINA NA KONIEC W POLICZEK AWWWWWWWW SIEDZĘ CAŁA UŚMIECHNIĘTA PRZED EKRANEM
KURCZE, DŻOGURT, JA CHCIAŁAM, ŻEBY VIC SIE JESZCZE TROCHE POZNĘCAŁ NAD KELLINEM, WIESZ JAK TO SIE SUPCIO CZYTAŁO?!?!?! :c
OdpowiedzUsuńALE I TAK JEST DFIOTJRSDFLGKTJRDSLDPA;SSDSL
nocul
Ojeju jakie to słodkie ;**** czekam na kolejne ;*
OdpowiedzUsuńJEJJ, JUŻ KOCHAM TEGO KELLICA <3
OdpowiedzUsuńALE VIC SZYBKO SIĘ ZMIENIŁ :O CHOCIAŻ W SUMIE KELLIN NA PEWNO W GŁĘBI DUSZY MU SIĘ PODOBA XD A TEN JALEX HAHAHA TAK PRAWDZIWIE :D
DŻOGURT, JESTEŚ GENIALNA :3
//@blush244
Chyba zalicze zgon czytając następny rozdział ;-;
OdpowiedzUsuńJust saying
Olson.
Naj naj opowiadanie 4ever *.*
OdpowiedzUsuńGEEZU, GEEZU, JA CHCĘ JESZCZE! *O*
OdpowiedzUsuńogólnie to mam pomysł, nie czytać tego na bieżąco, tylko poczekać, aż skończysz i przeczytać wszystkie rozdziały na raz, ale chyba bym nie wytrzymała.
Wgl, tan nagła przemiana Vica i zakład... kurde, ja chcę już kolejny rozdział! *o*
trzymaj się Dżogurt, mistrzu!
@NoOtherHope
Jprdl, to jest boskie, serio pokłony dla ciebie ♥♥♥♥♥♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńTe całusy *.*
I jeszcze Jalex *O*
jprdl ♥
To twoje jedyne ff którego nie przeczytałam i szczerze na razie się ni zawodzę :o wręcz przeciwnie ♥_♥
tylko te literówki... ._.