czwartek, 10 października 2013

XIII

Bardzo długi rozdział, myślałam, że nigdy go nie skończę.
Czytać, komentować, opiniować, łotewa.
Ach, no i... Pełnometrażowy moment +18 c:
__________________________
- Czterdzieści pięć. Gratulacje, siedem kilogramów w miesiąc.
Kellin zeskoczył z wagi i uśmiechnął się do mnie promiennie. Przez ostatni miesiąc zmieniło się dosłownie wszystko. Kellin zaczął czerpać radość z życia, albo przynajmniej próbował. Uśmiechał się, żartował, śmiał się. Chciał się stąd wyrwać, więc uświadomił sobie, że aby to zrobić, musi naprawić samego siebie. Jadł częściej i większe porcje. Czasem je zwracał, bo nie był w stanie zmusić swojego organizmu do takiego wysiłku, jakim było strawienie dużej ilości pokarmu. Najbardziej cieszyłem się z tego, że po prostu chciał żyć. Mówił mi, że stara się dla mnie, a moje serce ledwo wtedy wytrzymywało i chciało wyskoczyć z mojej piersi. Próbował rzucić palenie, ale trochę się przeliczył i nie potrafił tego zrobić. Pocieszające było to, że ograniczył papierosy, przez co jego płuca zaczynały funkcjonować o wiele lepiej. Jedyne co się nie zmieniło, to jest miłość do kawy. Codziennie wypijał chyba z pięć dużych kubków, co nie podobało się Addie i doktorowi Wilsonowi, ale nie mogli go zmuszać do tego, żeby nagle przestał. To była kaloryczna kawa, więcej jeśli wypije więcej, szybciej przytyje. Siedem kilogramów w miesiąc. Można było pomyśleć, że dla niego to cel nie do osiągnięcia, a jednak, udało mu się to. Oczywiście, czasem miewał gorsze dni, gdy przez cały czas płakał i trudno było mu się uspokoić, ale te huśtawki nastrojów były zrozumiałe w jego przypadku. Powoli zmieniał woje życie na lepsze i musiał się do wszystkiego przyzwyczaić. Miłe było też to, że czasami przychodził do niego Jaime i rozmawiali na osobności. Nie chcieli, żebym był przy ich rozmowach. Oczywiście, Jaime pokrótce opowiadał mi, co się tam działo i wtedy zaczynałem rozumieć, dlaczego Kellin chciał być wtedy tylko z nim. Mówił mu, jakby to powiedzieć, o swojej ciemnej stronie, której nie chciał, żebym zobaczył, bo to mogło zmienić moją opinię o nim. To oczywiście były bzdury, bo go kochałem i nigdy nie przestanę, więc cokolwiek by się stało, moje uczucie do niego na pewno by nie zgasło.
- Mówił, że czasami myśli o samobójstwie, najczęściej w nocy, gdy nie może spać. Nie chce, żebyś się dowiedział, gdy tak dobrze idzie mu leczenie.
- Chcę wiedzieć o nim wszystko, przecież trzeba mu pomóc.
- Po to tu jestem, prawda?
Wiele zawdzięczam Jaimemu, który stał się, jak ja to mówię, psychiatrą bez dyplomu. Kellin bardzo dobrze się z nim dogadywał i tak naprawdę nie chciał rozmawiać o swoich problemach z nikim innym jak tylko z Jaimem. Kiedy próbowali wysłać do niego wykwalifikowanych psychiatrów, zaczynał na nich krzyczeć i niesamowicie się denerwował. Raz zdarzyło się, że siłą wypchnął ich z pokoju, bo nie chcieli wyjść. Nie mam pojęcia, skąd miał tyle energii, ale po prostu wyrzucił ich za drzwi. Lepiej pracowało mu się z Jaimem i było widać tego efekty. Oprócz niego, dopuszczał do siebie mnie, Addie i doktora Wilsona. Nadal nie potrafił przyzwyczaić się do większej ilości osób, ale wydaje mi się, że to tylko kwestia czasu. Skoro zaczął jeść, to ludzi też polubi.
- Możesz się ubrać, na dzisiaj to tyle - powiedział doktor Wilson, a Kellin w podskokach popędził za parawan. 
Był jak małe dziecko, pełne energii i wigoru za dnia, a zmęczone wszystkim wieczorem. W nocy bało się potworów w szafie i pod łóżkiem, ale rano to wszystko znikało, bo do pokoju wchodziła bliska mu osoba i od razu rozświetlała jego życie.
- Jest jak małą skacząca piłeczka - zauważył lekarz ze śmiechem, a ja mu zawtórowałem.
- Nie jestem piłeczką! - usłyszeliśmy krzyk Kellina zza parawanu, co sprawiło, że znów się zaśmialiśmy.
- Oczywiście, że nie jesteś -  odpowiedziałem my, po czym zwróciłem się do lekarza.- Co zrobić, żeby przytył jeszcze więcej w krótszym czasie? - zapytałem szeptem.
- Cóż, nie można pośpieszać jego zegara biologicznego - odparł równie cicho.- Jeśli organizm będzie chciał przytyć, to przytyje. Jego BMI wskazuje na wychudzenie, a niedawno jeszcze wyniszczenie, więc jest postęp, ogromny. Byle Kellin dużo jadł. Śniadanie, obiad, kolacja.
- Nie może jeść na wieczór, bo wtedy wymiotuje.
- Znacie przyczynę?
- Podejrzewamy, że po prostu się denerwuje, bo na noc zostaje sam.
- Rozumiem. Cóż, wszystko osiągajcie małymi kroczkami, a na pewno wam się uda - uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłem uśmiech. Po chwili zza parawanu wyszedł Kellin i usiadł na moich kolanach, krzyżując ręce na torsie.
- Wcale nie mówiliście cicho - stwierdził z miną obrażonego dziecka.
- I co, obrażasz się na nas? - zapytałem, unosząc brew w górę i ledwo tłumiąc śmiech.
- Nie - chłopak potrząsnął głową i przytulił się do mnie.- Chcę wrócić na barana, mogę tak wrócić?
- Możesz - zaśmiałem się, a on pocałował mnie w policzek.
- Więc idźcie. Dziękuję za to, że przyszliście - odezwał się Wilson, z którym następnie się pożegnaliśmy i wyszliśmy na korytarz.
Ukucnąłem, żeby Kellin mógł usiąść na moich ramionach. Był cholernie lekki, więc noszenie go w ten sposób nie było dla mnie większym problemem. Gdy usadowił się na moim karku, wstałem i ruszyłem w stronę wind.
- Hej Vic - odezwał się chłopak, gdy czekaliśmy na windę.
- Hmm?
- Kiedy stąd wyjdę?
To było najtrudniejsze pytanie, które zadawał. Nie potrafiłem dać mu jasnej odpowiedzi, bo to było niemożliwe. Pytanie padało codziennie, a ja ciągle odpowiadałem tak samo.
- Wszystko zależy od ciebie, jak szybko przytyjesz i będziesz lepiej funkcjonować w społeczeństwie.
- Jak mam funkcjonować w społeczeństwie, gdy siedzę w zamknięciu?
Miał mnie. Jak ma to zrobić? Terapie grupowe nie wchodzą w grę, bo Kellin sam mi mówił, że nie chce patrzeć na ludzi, którzy są w podobnej sytuacji jak on. Powodowało to u niego skrajne uczucia - robiło mu się smutno, potem zaczynał się śmiać, a na końcu płakał, bo wmawiał sobie, że skoro tamci z tego nie wyszli, to on też sobie nie poradzi. Musiał spotkać się z ludźmi, którzy byli zdrowi i zachęcą go do normalnego życia bez większych trosk.
- Mam pewien pomysł, ale potrzebuję Addie - powiedziałem.
- Jaki pomysł? - zapytał z zaciekawieniem.
- Zobaczysz. Tylko musimy znaleźć Addie.
- Ja poszukam. Siedzę wyżej.
Zachichotał cicho i nawet ja się uśmiechnąłem. Lubił żartować z mojego wzrostu, nawet jeśli był wyższy ode mnie tylko o kilka centymetrów, które nie sprawiały, że bardzo nade mną górował. Na piętro przyjechała winda i Kelin musiał nieco schylić głowę, żeby nie uderzyć nią w ściankę. Zanim nacisnąłem odpowiedni guzik, zawahałem się.
- Gdzie ona może teraz być? - zapytałem.
- Może w swoim kantorku? W sensie, terapeuci mają taki pokój, gdzie siedzą, gdy nie mają co robić. Byłem tam kiedyś. Może pojedźmy tam. Naciśnij parter.
Wcisnąłem odpowiedni guzik i winda zaczęła jechać w dół. Kellin trzymał moją szyję rękoma, żeby nie spaść, ale sam go asekurowałem, trzymając mocno jego nogi na moich ramionach.
- Teraz gdzie? zapytałem, gdy znaleźliśmy się na parterze.
- Idź do recepcji, potem korytarzyk w lewo.
Poszedłem tak, jak mnie pokierował. Po drodze patrzyło na nas kilka osób. Niektórzy byli trochę zdezorientowani, a inni uśmiechali się do nas przyjaźnie. Halo, to psychiatryk, tu może wydarzyć się wszystko. Wszedłem do korytarza, a Kellin zapukał do drzwi, przy których stanąłem. Po chwili otworzył nam młody mężczyzna i uniósł brew w górę.
- My do Addie - Kellin uśmiechnął się do niego.
Dziewczyna siedziała na krześle i wychyliła się, żeby zobaczyć, kto jej potrzebuje. Gdy zobaczyła mnie z Kellinem na ramionach, zmarszczyła brwi i wstała.
- Skończyliście już badania? - zapytała, wychodząc z pokoiku i zamykając za sobą drzwi.
- Tak. I Vic ma jakąś sprawę, ale nie chce mi nic powiedzieć - zaakcentował ostatnie słowa, na co zaśmiałem się cicho i poprawiłem go sobie na karku, przez co złapał moją głowę, bo bał się, że spadnie.
- To chodźmy gdzieś, gdzie jest spokojniej - odparła Addie.
- Do mojego pokoju!

Gdy znaleźliśmy się na miejscu, usiadłem na łóżku, gdzie Kellin zszedł z moich pleców. Następnie wdrapał się na moje kolana i utkwił we mnie swoje spojrzenie. Addie również patrzyła na mnie z zaciekawieniem.
- A więc - zaczęła, siadając naprzeciwko nas.- O co chodzi?
- Rozmawiałem z Kellinem o tym, kiedy wyjdzie ze szpitala i że musi umieć radzić sobie w społeczeństwie - powiedziałem.- I pomyślałem sobie, że... Czy Kellin mógłby na jeden dzień wyjść ze szpitala?
I Addie, i Kellin w tym samym momencie unieśli brwi w górę. Zdawałem sobie sprawę z tego, że to był szalony pomysł, ale chłopak musiał zmierzyć się z miastem, jeśli chciał dać sobie radę w społeczeństwie.
- Obawiam się, że to niewykonalne - stwierdziła Addie.
- Ale byłby ze mną bezpieczny, naprawdę - jęknąłem.- Wyszlibyśmy rano, wrócilibyśmy wieczorem, nic by się nie stało.
- To nie ja decyduję - westchnęła dziewczyna.- I nie wiem, czy Kellin jest na to gotowy. Dopiero zaczęło mu się polepszać.
- Kells - spojrzałem na chłopaka.- Chciałbyś wyjść na zewnątrz, do miasta?
Kellin podrapał się w tył głowy, a po chwili nią pokiwał.
- Widzisz, chce, to mu dobrze zrobi. Musi przyzwyczaić się do ludzi.
Addie zaczęła nad czymś myśleć. Zmarszczyła brwi i patrzyła to na mnie, to na Kellina.
- Jak już mówiłam, nie mogę o tym decydować. Ale wiem, kto może. Chodźcie.

Gdzie nas zaprowadziła? Na piętro, na którym żadne z nas jeszcze nigdy nie był. Wywnioskowałem, że znajdowały się tu jakieś biura, bo chodzili tu bardzo elegancko ubrani ludzie z jakimiś teczkami. Kellin kurczowo trzymał mnie za rękę, gdy szliśmy za Addie, która w pewnym momencie zatrzymała się przed jakimiś drzwiami i bez pukania je otworzyła. W trójkę weszliśmy do środka. Spojrzała na nas siedząca za biurkiem szatynka, która pisała jakiś dokument na laptopie.
- Witaj, Addie. W czym mogę pomóc? - zapytała przyjaznym tonem.
- Witaj, Ellie. Możemy spotkać się z z dyrektorem?
Ellie chwyciła telefon, który leżał na blacie biurka i wykręciła jakiś numer.
- Przepraszam, że przeszkadzam, panie dyrektorze, ale chcą się z panem spotkać trzy osoby. Czy jest to możliwe w tym momencie?... Rozumiem... Dobrze... Dziękuję.
Odłożyła słuchawkę i przeniosła wzrok na naszą trójkę.
- Poczekajcie dosłownie pięć minut, zaraz was przyjmie.
Nie było sensu siadać na pięć minut, więc po prostu staliśmy i czekaliśmy, aż dyrektor nas przyjmie. Po co do niego szliśmy? Pewnie to on decydował o wszystkim w tym miejscu. Chciałem, żeby ta rozmowa zakończyła się w pozytywny sposób. Po pięciu minutach drzwi, które znajdowały się w tym pomieszczeniu, ale nie były wejściowymi, otworzyły się i spojrzał na nas mężczyzna w średnim wieku. Miał brązowe włosy, surową twarz i był ubrany w czarny garnitur.
- Zapraszam - powiedział krótko i otworzył szerzej drzwi.
Weszliśmy do jego gabinetu, który utrzymany był w bardzo minimalistycznym stylu. Na środku stało biurko, a przed nim dwa krzesła. Za nim znajdował się fotel dyrektora. Mężczyzna podszedł do biurka i usiadł na swoim miejscu.
- Proszę siadać - powiedział, wskazując dłonią na krzesła.- Zaraz zadzwonię, żeby przynieśli trzecie...
- Nie trzeba - wtrąciłem się i razem z Kellinem podszedłem do jednego z krzeseł, na którym usiadłem. Chłopak usadowił się wygodnie na moich kolanach i oparł głowę o moje ramię. Addie spoczęła na drugim krześle.
- W takim razie, co państwa do mnie sprowadza? Panno Dawlish? - dyrektor spojrzał na Addie.
- Vic, znaczy się... Pan Fuentes, tutaj obecny - ruchem dłoni wskazała moją osobę, a ja skinąłem głową w stronę mężczyzny.- Pan Fuentes, można powiedzieć, zajmuje się Kellinem, znaczy się... Panem Bostwickiem - Kellin spojrzał na Addie i uniósł brew w górę.
- Bostwick...- dyrektor zmarszczył brwi.- Kojarzę to nazwisko.
- Może dlatego, że ten chłopak jest pacjentem.
- Nie, nie, to coś innego... Chłopcze, czy twój ojciec prowadzi lub prowadził jakąś dużą firmę? - mężczyzna zwrócił się do Kellina.
- Nie mam ojca - mruknął.
- Nie żyje, czy...
- Panie dyrektorze, to raczej... Delikatne tematy - wtrąciła się Addie, a mężczyzna skinął głową.- W każdym razie, jako że panu Bostwickowi się polepsza i sam czuje się dobrze, pan Fuentes, który jest... Partnerem pana Bostwicka, zaproponował, żeby chłopak wyszedł ze szpitala chociaż na jeden dzień, żeby oswoić się ze społeczeństwem wcześniej, zanim wyjdzie ze szpitala.
Dyrektor zmarszczył brwi i oblizał wargi. Zastanawiał się nad tym wszystkim. Byle podjął dobrą decyzję. Chciałem, żeby Kellin zobaczył trochę miasta nie tylko przez kraty w oknie.
- I rozumiem, że mam nagiąć zasady i pozwolić panu Bostwickowi wyjść ze szpitala na jeden dzień?
- Tak, właśnie tak.
- Z kim będzie?
- Z Victorem, znaczy się... Pan Fuentes się nim zajmie.
- W jakim stanie jest pan Bostwick? Na co choruje?
- Aktualnie jest stabilnie. Anoreksja, zaburzenia nastroju, ataki lęku i paniki, jest po trzech próbach samobójczych.
- Kiedy była ostatnia?
- Ponad dwa miesiące temu.
Kellin zacisnął dłoń na mojej koszulce i schował twarz w materiale. Czułem, że zaczął drżeć. Nie chciał słuchać o tym, jaki był, a jaki nie, więc zrozumiałem jego zachowanie. Zacząłem gładzić jego włosy, żeby się uspokoił.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, żeby pan Bostwick wychodził poza teren szpitala - stwierdził dyrektor.- Przy tym stanie...
- Ale jest mu lepiej! - wtrąciłem się.- Przytył, uśmiecha się, zdrowieje. A teraz potrzebna jest mu terapia w terenie.
Mężczyzna spojrzał na mnie niepewnie.
- Jaka jest adekwatna waga do wzrostu pana Bostwicka? - zapytał.
- Sześćdziesiąt pięć kilogramów. Maksymalnie siedemdziesiąt - odparła Addie.
- Ile waży teraz?
- Czterdzieści pięć - wyszeptał Kellin.
Dyrektor wescthnął głośno i oblizał usta.
- To nadal mało - stwierdził.- Ale skoro mówią państwo, że przytył... Ach, co mi szkodzi. Skoro pan Fuentes jest godnym zaufania człowiekiem, to mogę się zgodzić na to wyjście.
Kellin podniósł głowę i spojrzał na mnie, po czym uśmiechnął się pod nosem. Ja zrobiłem to samo i chciałem podziękować dyrektorowi, ale brunet zatkał mnie swoimi ustami. Uległem i przerwało nam dopiero donośne chrząknięcie Addie. Oderwaliśmy się od siebie i mruknęliśmy ciche "przepraszam".
- Kiedy mógłbym go ze sobą zabrać? - zapytałem.
- Może w weekend? - zaproponowała Addie.- Vic, nie pracujesz wtedy, będziesz miał więcej czasu.
- Dodam wam nawet gratis, jeśli przystaniecie na jedno ultimatum - dodał dyrektor. Cała nasza trójka spojrzała na niego z zaciekawieniem.- Pan Bostwick może zostać z panem Fuentes na cały weekend, jeśli będzie pilnować ich jeden z naszych ochroniarzy.

- Nie jest ci zimno?
- Nie.
- Ale na pewno? Mogłeś wziąć jednak dwie bluzy...
- Viiiiiiiic, przestań. Jest mi ciepło.
Wyszliśmy z budynku szpitala. Kellin niepewnie przekroczył jego próg, ale w końcu postawił stopy na nowojorskim chodniku i zagryzł dolną wargę. Obok nas stał rosły mężczyzna, który był wyznaczony do obserwowania nas z dystansu. Po prostu musiał zachować pewną odległość, żebyśmy nie czuli się skrępowani. Na wszelki wypadek dostałem jego numer. Pasował mi taki układ, bo spędzę cały weekend z Kellinem. Była dwunasta, zabierałem go ze szpitala i musiałem odstawić na miejsce o dziewiętnastej nazajutrz w niedzielę. Przez te kilka dni Kellin przytył kolejne pół kilo, więc byłem z niego cholernie dumny. Trzymając się za ręce, podeszliśmy do samochodu, który zaparkowałem pod budynkiem. Wrzuciłem torbę Kellina do bagażnika, po czym wsiedliśmy do środka - ja za kółkiem, a Kellin na miejscu pasażera.
- Ładny ten samochód - stwierdził, rozglądając się po wnętrzu.
- Dostałem od firmy. Wspaniały - odparłem i przekręciłem kluczyk w stacyjce.
- Gdzie jedziemy?
- A gdzie chcesz jechać?
- Nie znam aż tak dobrze miasta, ale... Może jakiś park?
- Zabiorę cię do Central Parku, potem pójdziemy na jakiś lekki obiad, a na końcu wrócimy do mojego mieszkania. Wszystko znajduje się bardzo blisko siebie.
Kellin skinął głową i oparł ją o zimną szybę. Listopad nie był przyjemnym miesiącem, przynajmniej w moim mniemaniu. Było szaro i zimno, liście pospadały już z drzew, a deszcz lał się z nieba jak z cebra (na szczęście nie w tym momencie). Wolałem ciepłe miesiące, ale to kwestia przyzwyczajenia z Meksyku. Ruszyłem z miejsca i wyjechałem na ulicę. Kellin kurczowo trzymał palcami siedzenie fotela, jakby bał się, że zaraz wyleci z samochodu. Przez całą drogę zamieniliśmy kilka słów, aż w końcu dotarliśmy na miejsce. Wjechałem na parking, z trudem znalazłem wolne miejsce i zaparkowałem samochód.
- Hej, wychodzimy - powiedziałem do Kellina, który oderwał się od szyby i spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.- Chcesz iść spać? Możemy pojechać do domu,  jeśli chcesz i się zdrzemniesz.
Kellin pokręcił głową. Wyszedł z samochodu i zaczerpnął sporo powietrza. Następnie poprawił czapkę na głowie (zgodził się ją założyć, bo w kółko mu ględziłem, że na dworze jest zimno i się przeziębi) i obszedł samochód, żeby znaleźć się obok mnie. Chwycił moją dłoń i splótł nasze palce. Widziałem jego wzrok, gdy patrzył na mijających nas ludzi. Jego jasne oczy błyszczały, a on sam obserwował przechodniów jak małe i ciekawe świata dziecko. Minęło trochę czasu, odkąd widział tyle osób w jednym miejscu.
- Chodź, idziemy się przejść - powiedziałem i trzymając się za ręce, ruszyliśmy w stronę parku.
Kellin mocno trzymał moją dłoń. Nasze tempo było spokojne, bo nigdzie się nie spieszyliśmy.
- Byłem tu kiedyś - odezwał się nagle, wskazując na staw.- W liceum. Nigdy bym nie pomyślał, że wrócę tutaj... W takich okolicznościach. Ale liczy się z kim, a nie kiedy - zmusił się na lekki śmiech i pocałował mnie w policzek.
- Dokładnie tak, skarbie. Ja zawsze przychodzę tu rano, żeby pobiegać. Sam. A teraz jestem z tobą.
- To prawdziwy zaszczyt - zaśmiał się i zatrzymał na chwilę, żeby musnąć moje usta, po czym zaczęliśmy iść dalej.
- Pedały! - krzyknęła jakaś grupa nastolatków, która przechodziła obok nas.
Brunet odwrócił się za nimi, po czym spojrzał na mnie i posmutniał.
- I jak mam się wdrożyć w społeczeństwo, które nie akceptuje mnie takim, jakim jestem? - westchnął.
- Zawsze znajdą się osoby, które chcą pogrążyć inne i pokazać przez to, że są wyżej w jakiejś zmyślonej hierarchii. Nie daj się zwieść, Kells. Wcale nie jesteś od nich gorszy, bo jesteś gejem czy masz anoreksję.
Skinął głową i pociągnął mnie w stronę wolnej ławki.
- Nie będzie za zimno, gdy tak usiądziemy? - zapytałem, gdy podeszliśmy do łąwki, na której następnie usiedliśmy. Mieliśmy widok na szarą wodę stawu.
- Jeśli zrobi się nam zimno, to wstaniemy i pójdziemy do jakiejś knajpki - stwierdził Kellin, wtulając się we mnie. Od razu zrobiło się cieplej. Tak długo czekałem na ten moment. Tęskniłem za zwyczajnym spacerem, bez żadnych trosk i problemów. Miałem Kellina w swoich ramionach. Czy potrzebowałem czegoś jeszcze? Tak. Chciałem mieć go przy sobie na stałe. Zdawałem sobie sprawę z tego, że musi minąć jeszcze trochę czasu, aż Kellin wyjdzie ze szpitala, ale było bliżej niż dalej i to mnie napędzało. Miałem wrażenie, że jego też.- Jak w pracy?
- W porządku. Przeprowadziłem sporo badań, teraz pozostała mi papierkowa robota. jeszcze trzy spotkania i wypełnię wszystkie zlecenia.
- I co będziesz robił później?
- Nie wiem - wzruszyłem ramionami.- Pewnie będą kazali mi wrócić do Meksyku.
Kellin wyprostował się gwałtownie i spojrzał na mnie z przerażeniem w niebiesko-zielonych oczach.
- Nie - pokręcił głową.- Nie możesz wyjechać. Nie możesz zostawić mnie tu samego.
- Hej, Kells, spokojnie - chwyciłem jego dłonie i uśmiechnąłem się do niego lekko.- Nie zostawię. Obiecuję.
Spojrzał na mnie niepewnie, po czym westchnął ciężko i skinął głową. Oczywiście, że nie chciałem go zostawiać i tego nie zrobię. Byłem w Nowym Jorku już prawie cztery miesiące. Maksymalnie mogłem przebywać tu pół roku. W styczniu muszę wrócić do Meksyku i miałem nadzieję, że do tego czasu Kellin wyjdzie ze szpitala i poleci tam ze mną. Na razie jednak nie myślałem o przyszłości, bo wszystko może wywrócić się do góry nogami. Żyliśmy teraźniejszością.
- Chcesz powoli iść do restauracji? - zapytałem po jakimś czasie.
Kellin pokiwał głową i staliśmy z ławki, po czym chwyciliśmy się za ręce i zacząłem prowadzić chłopaka do przyjemnego lokalu, w którym już kiedyś byłem i jedzenie mieli przepyszne.
- Nie będę musiał dużo jeść, prawda? - zapytał, gdy wychodziliśmy z Central Parku.
- Zjesz tyle, na ile będziesz miał ochotę - odpowiedziałem.
Po kilkunastu minutach schodziliśmy już do restauracji, gdzie był sporo ludzi. Kierownik sali znalazł dla nas wolny stolik, przy którym usiedliśmy. Kellin niepewnie spoglądał na ludzi znajdujących się w lokalu i ściągając czapkę, pochylił głowę, ukrywając przy tym twarz w swoich włosach.
- Kells - chwyciłem jego dłoń spoczywającą na stole i lekko ją ścisnąłem.- Wszystko w porządku?
- Tak - wyszeptał.- Po prostu trochę tu za dużo ludzi.
- Nikt cię nie skrzywdzi, jesteś ze mną. Spokojnie.
Do stolika podszedł kelner i wręczył nam menu. Kellin zaczął przeglądać kartę dań i złożył usta w dzióbek. Wyglądało to przeuroczo.
- I co, widzisz coś, co by ci odpowiadało? - zapytałem.
- Ta sałatka z kurczakiem to... Ona jest duża? - mruknął.
- Wystarczająca. Najwyżej zostawić. Możemy też poprosić o połowę porcji.
- To ja chcę połowę.
- Nie ma problemu. Tylko sam musisz o nią poprosić.
Kellin uniósł brwi i przełknął głośno ślinę. Musiał nauczyć się kontaktować z obcymi, jeśli po wyjściu ze szpitala ma odnaleźć się w społeczeństwie. Najlepiej zacząć od ludzi, którzy z góry mają narzucone to, jak mają się zachowywać. Kelner musi być miły dla klienta, więc nic nie zrobi Kellinowi.
- A mi zamów spaghetti carbonara - mrugnąłem do niego.
Po chwili kelner do nas wrócił, a chłopak spojrzał na niego z niepewnością.
- Są panowie gotowi? - zapytał uprzejmie mężczyzna.
Zerknąłem na Kellina, który oblizał usta. Nie sądziłem, że będzie się aż tak denerwować.
- T-tak, prosimy... Spaghetti carbonara i... Sałatkę z kurczakiem, ale... Czy jest możliwość zamówienia połowy porcji? - zapytał.
Widziałem, jak jego ręka się trzęsie, a on szybko mrugał oczami. Musiał przezwyciężyć swój strach przed obcymi ludźmi.
- Oczywiście - kelner skinął głowa i zapisał zamówienie w notesie.- Coś do picia?
- Kawa - odpowiedział niemal od razu chłopak, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.- Duże cappuccino. Dwa razy.
- Nie ma problemu.
Kelner uśmiechnął się do nas i odszedł. Kellin oparł się o oparcie krzesła i zamknął oczy, głęboko oddychając.
- Widzisz, nie było tak źle - powiedziałem do niego.
- Przynajmniej dostanę połowę sałatki.

- A tutaj mieszkam - powiedziałem otwierając drzwi przed Kellinem.
Chłopak wszedł do mieszkania i rozejrzał się po nim, po czym uśmiechnął się lekko i przeniósł wzrok na mnie.
- Ładnie - stwierdził, ściągając buty, czapkę i grubą bluzę.
Wszedł dalej, do salonu. Jego wzrok spoczął na telewizorze.
- Nie oglądałem telewizji od czterech lat - powiedział, siadając po turecku na kanapie.
Uniosłem brwi w górę i gdy się rozebrałem, usiadłem obok niego.
- Naprawdę? - zapytałem z niedowierzaniem.
- Tak. Stwierdzili, że to jeszcze bardziej spieprzy moją psychikę.
- Kells...
- Nie, mieli rację - chłopak machnął ręką.- Te programy są głupie, nie ma co.
- Hej, zmieńmy temat. Chcesz porozmawiać z Mike'em?
- Pewnie - uśmiechnął się lekko, a ja wyciągnąłem telefon z kieszeni. Wybrałem numer swojego brata, włączyłem głośnik i czekaliśmy, aż odbierze. Obiecałem mu, że zadzwonię.
- Halo? - usłyszałem jego głos.
- Hej braciszku i przyszły tatusiu - zaśmiałem się.- Jak tam w Meksyku?
- Ciepło - odpowiedział pogodnie.- A w Nowym Jorku?
- Zimno - wtrącił się Kellin.
- Kellin! Cholera, cholera, ponad cztery lata cię nie słyszałem. Co u ciebie? Lepiej się czujesz?
- Można tak powiedzieć - stwierdził chłopak.- Jak tam dzidziuś?
- Rośnie w brzuchu mamy. Oczywiście, nie widać go jeszcze za bardzo, ale mam kolejne zdjęcia!
- To wspaniale. Będziesz cudownym ojcem, Mike - powiedział Kellin.
Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Kellin uniósł głowę i spojrzał na mnie pytająco.
- Pogadajcie trochę, pójdę otworzyć.
Chłopak odebrał ode mnie telefon, a ja wstałem z kanapy i poszedłem do przedpokoju. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem ochroniarza, który został wyznaczony do pilnowania nad podczas wyjścia.
- Będziecie wychodzić gdzieś jeszcze dzisiaj? - zapytał.
- Nie - pokręciłem głową.- Jest już trochę późno, pewnie niedługo się położymy.
- W porządku. Jeśli coś by się działo, proszę dać mi znać.
Skinąłem głową, a mężczyzna odszedł. Gdy wróciłem do salonu, Kellin zaśmiewał się z Mike'em przez telefon. To był piękny dźwięk. Usłyszeć jego śmiech po tak długim czasie - bezcenne.
- Z czego się śmiejecie?- zapytałem.
- Z niczego - wydyszał Kellin.- Obgadujemy cię.
- Och, dzięki za szczerość - przewróciłem teatralnie oczami.
- Muszę kończyć - odezwał się Mike.- Miło było cię usłyszeć, Kellin. Do usłyszenia.
Rozłączyliśmy się i chłopak oddał mi telefon, który schowałem do kieszeni.
- Z czego się śmialiście? - ponowiłem pytanie.
- Nie powiem ci.
- Powiedz.
- Nie - zachichotał i wstał z kanapy, po czym zaczął się ode mnie oddalać.
Ja również się podniosłem i zbliżałem się do niego. Chłopak powoli się cofał, patrząc na mnie z rozbawieniem.
- Powiesz mi?
- Nie!
- Więc nie pozostawiasz mi inengo wyboru.
Zacząłem biec w jego stronę. Kellin również ruszył z miejsca i rzucił się pędem w stronę zamkniętych drzwi od mojej sypialni. Otworzył je i wpadł do środka. Nie miał gdzie uciekać. Chwyciłem go w pasie i opadliśmy na łóżko. Kellin leżał na nim na plecach, a ja się nad nim unosiłem. Trzymałem jego ręce nad głową, za nadgarstki. Brunet zanosił się śmiechem i nie mógł się uspokoić.
- Powiesz mi? - zapytałem, pochylając się nad jego twarzą i muskając jego skórę oddechem.
- Nie powiem!
Przywarłem ustami do jego żuchwy, którą zacząłem całować, żeby następnie przejść na jego szyję.
- Powiedz mi - mruknąłem, a Kellin przestał się śmiać i odchylił głowę, żeby dać mi większy dostęp.
- Co będę z tego miał? - zapytał.
- Mnie.
Puściłem jego nadgarstki i spojrzałem na niego zadziornie. Chłopak zagryzł dolną wargę i pokiwał głową. Chwycił koniec mojej koszulki i zaczął podwijać ją do góry.
- Kells?
- Hmm? - mruknął, ściągając ze mnie bluzkę i odrzucając ją na bok. Po chwili zaczął majstować przy moim rozporku.
- Co chcesz zrobić?
- Chcę ciebie - musnął moje usta, po czym opuścił niego moje spodnie wraz z bokserkami i chwycił moje przyrodzenie, na co zareagowałem cichym jękiem.
- Jesteś p-pewny?
- Vic, nie uprawiałem seksu przez ponad cztery lata, daj mi się nacieszyć, dobra?
Gdy zaczął poruszać dłonią po moim członku, jęknąłem cicho i wpiłem się w jego usta. Pocałunek z każdą chwilą stawał się coraz bardziej namiętny. Musiałem go przerywać, aby wydobyć z siebie jęki i pomruki.
- S-stop, bo dojdę z-za szybko - wydyszałem.
Kellin zabrał rękę, a ja ściągnąłem spodnie i rzuciłem je na podłogę. Chwyciłem koszulkę chłopaka, który na początku chciał mnie zatrzymać, ale po chwili uśmiechnął się lekko i pozwolił mi ściągnąć z niego ubranie. Jego koszulka i spodnie znalazły się obok moich. Położył się na łóżku, jego głowa spoczywała na poduszkach, a ja lekko zacząłem składać pocałunki na jego drobnym ciele. Nie trzymałem go. Jedynie muskałem palcami jego skórę, jakby był bezcennym eksponatem muzealnym.
- Hej, nie musisz być taki delikatny - odezwał się w pewnym momencie, a ja uniosłem głowę.
- Boję się, że cię połamię.
- Proszę cię, Vic. Nie przesadzajmy.
Chwyciłem gumkę jego bokserek, które z niego zsunąłem i odrzuciłem na bok. Chwyciłem jego penisa dłonią, kilka razy nią poruszyłem, po czym oplotłem jego główkę ustami i zacząłem ją ssać. Kellin jęknął cicho i przymknął oczy, po czym wplótł palce w moje włosy. Powoli się obniżałem, aż w końcu moja głowa poruszała się w spokojnym tempie w górę i w dół.
- Szybciej - mruknął i mocniej chwycił moje włosy.
Nie chciałem się z nim droczyć, więc podkręciłem tempo, dodając do mojej roboty ruch język. Kellin jęczał i mruczał z przyjemności, raz po raz ciągnąc mnie za włosy, przez co chciałem syczeć z bólu, ale z penisem w ustach było to dosyć trudne.
- O t-tak, huh, V-Viiiiic - jęknął przeciągle i bez ostrzeżenia doszedł w moich ustach.
Oderwałem się od niego, połknąłem i nachyliłem się nad nim. Chłopak wpił się w moje usta, nie przejmując się tym, gdzie przed chwilą się znajdowały. Jego wargi przeniosły się na moją szyję, gdzie zostawiły po sobie duży ślad. Jedną ręką sięgnąłem do szafki nocnej, z której wyciągnąłem lubrykant.
- Na pewno chcesz? - wyszeptałem, opierając czoło o jego.
- Chcę - powiedział jedynie, a ja otworzyłem butelkę i wylałem trochę żelu na swoje palce.
Usadowiłem się między jego nogami, po czym wsunąłem w niego palec, na co zagryzł dolną wargę i oparł się na łokciach, aby móc obserwować moje działania. Po chwili wsunąłem drugi palec, na którego obecność w sobie mruknął cicho. Poruszałem nimi w spokojnym tempie, aż w końcu dodałem trzeci palec.
- O Boże - Kellin odchylił głowę do tyłu i poruszył biodrami, żeby jeszcze bardziej nabić się na moją dłoń.
Nie męczyłem go w ten sposób zbyt długo, bo sam byłem kurewsko twardy i chciałem się w końcu w nim zanurzyć, więc gdy wyciągnąłem z niego palce, wylałem na dłoń nieco lubrykanta i pokryłem nim swoją męskość. Zamruczałem przy tym, po czym nachyliłem się nad chłopakiem i przycisnąłem końcówkę do jego wejścia.
- Jeśli chcesz przestać, to krzycz, ale nie tak, jak za pierwszym razem - uśmiechnąłem się nieco i krótko pocałowałem go w usta.
Kellin oplótł moja szyję rękoma i schował w niej twarz, zamykając przy tym oczy. Powoli zacząłem w niego wchodzić, na co on naparł zębami na moją szyję i z każdym moim ruchem wbijał je w moją skórę. W końcu byłem w nim już cały, a on pocałował miejsce, które gryzł. Nie bolało, przynajmniej na razie.
- Mogę?
- Możesz.
Chwyciłem jego biodra, po czym wyszedłem z niego i szybciej niż wcześniej wróciłem do poprzedniej pozycji. Kellin jęknął głośno, zacieśniając uścisk na mojej szyi. Zacząłem poruszać biodrami w spokojny sposób. Kellin poluźnił uścisk i zaczął mruczeć z każdym moim pchnięciem.
- Szyyyyybciej - jęknął, a mi nie pozostało nic innego, jak tylko go posłuchać. Znowu wbił zęby w moją skórę, a ja syknąłem z bólu. Poruszałem się szybciej i bardziej zdecydowanie.- M-mocniej, Vic, p-proszę, pieprz mnie mocniej - jęknął głośniej niż zwykle, zwalniając swój uścisk i kompletnie opadając na łóżko.
Nie chciałem zrobić mu krzywdy, ale skoro był pewny, ze chce mocniej, to nie miałem innego wyjścia. Przyspieszyłem, a Kellin odchylił głowę do tyłu i zamknął oczy.
- O mój Boże, Vic, właśnie t-tak, kurwa jasna, możesz mocniej, k-kurwa! - krzyknął, a ja nie dyskutowałem i wpychałem się w niego jeszcze szybciej.
Wiedziałem, że większego tempa nie zniesie, więc przystanęliśmy na tym. Kellin jęczał i od czasu do czasu krzyczał, co pewnie nie podobało się moim sąsiadom. Tylko co mnie oni obchodzili? Uprawiałem seks z moim chłopakiem, mogłem to robić. To wolny kraj.
- Och tak, Kells, tak - wymruczałem, a na moim czole zaczęły pojawiać się kropelki potu.- Choleraaaaaaaa.
W pewnym momencie Kellin krzyknął głośniej niż zwykle, a jego plecy wygięły się w łuk. Wiedziałem, co to oznaczało. Chwyciłem jego penisa i szybko poruszałem po nim dłonią, przez co chłopak nie mógł powstrzymać się od jęków i krzyków. To sprawiało, że stałem na krawędzi własnej wytrzymałości i byłem blisko spełnienia.
- Dojdź dla mnie, skarbie - jęknąłem, a Kellin, prawie jak na zawołanie, doszedł na swój brzuch i moją dłoń.- Huh, j-jesteś cudowny, Kells, Boże...
Jeszcze kilka pchnięć i doszedłem, po czym wyszedłem z Kellina i opadłem obok niego na materac, zaczynając głęboko oddychać. Kellin zaczął szukać jakichś chusteczek, które znalazł w szafce i posprzątał bałagan. Gdy byliśmy czyści, przykryliśmy się kołdra, a Kellin położył głowę na mojej klatce piersiowej i objął mnie w pasie ramieniem.
- Kocham cię, wiesz? - wyszeptałem, całując go w czubek głowy.
- Wiem - mruknął i ziewnął.- Ale ja kocham cię mocniej.
- Nie jestem pewny, czy to możliwe.
- Ale ja jestem. Kocham cię najmocniej na świecie.
- Bardziej niż swoje włosy?
- Bardziej - zachichotał.
Uśmiechnąłem się i zacząłem gładzic jego ciemne włosy. Poczułem, jak Kellin muskał palcami moją nagą klatkę piersiową.
- Teraz mi powiesz, z czego się śmialiście? - zapytałem.
- Och, z niczego specjalnego - wzruszył ramionami.- Po prostu zastanawialiśmy się, jakim będziesz wujkiem i wychodziły nam śmieszne wizje.
- Na przykład jakie?
- Na przykład będziesz uczył malucha grać na gitarze, ale gitara będzie większa od niego, przez co ty będziesz się denerwować, a śmiesznie się denerwujesz.
- Bardzo śmieszne - mruknąłem.
- Nie gniewasz się, prawda? - uniósł głowę, aby móc na mnie spojrzeć.
- Na ciebie nie potrafię.

15 komentarzy:

  1. cześć, mogę się rozpisać? WIEM, ŻE MOGĘ!
    Dostałam mini orgazmu patrząc tylko na długość rozdziału, matko boska czy to niebo?
    Jestem mega dumna z Kellina, taki mały kochany stworek.
    To jest zdecydowanie najsłodszy i najukochańszy rozdział jgierthiutebhiuebeiyptv;
    Mam pogryzionego kciuka i leci mi krew z dolnej wargi, bo próbowałam nie krzyczeć z zachwytu, omg. Nic to nie dało, co kilka linijek darłam jape jak durna...
    Boże, scena seksu jest mistrzowska, serio Dżogurciku przeszłaś samą siebie!
    um, co jeszcze.
    Ah, dostałam napadu niekontrolowanego śmiechu, po akcji, gdzie ich wyzwali od pedałów XDDDDDDDDD
    Wszystko jest napisane cholernie dobrze, cholernie. Czuję się jakbym czytała jedną z najlepszych książek. Powinnaś wydać książkę ''Jak poskromić Kellica.''' XDDDDD
    Twój fan fik jest najlepszym jaki czytam/czytałam i taki pozostanie.
    Jezusie, nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo Cię kocham.
    Dziękuję.
    ___________________________________________
    A teraz mini hejt, bo um, bo tak, bo mnie hejcą, to Ciebie też muszą:
    żal, jestem zażenowana!!!!!!!!! to jest ohydne! jak Ty w ogóle funkcjonujesz?!
    opowieści? o gejach? w dupach się tym nastolatkom poprzewracało!!!!
    zażenowana fanka ptv i sws!!!!!!!!
    XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
    nic

    OdpowiedzUsuń
  2. Borze Dżogurt jesteś niesamowita wiesz?! Fajnie czytać o takim wesołym Kellinie, no i Majk i wgl perfect♥ olipop

    OdpowiedzUsuń
  3. Majk, Boże, KC. KC też Kellina i KC Vic'a.
    No.

    Rozdział taki kochany, jejku, jestem taka dumna z Kellina. I w ogóle, jak Ty świetnie piszesz... No i uwielbiam Cię za długość rozdziału.

    I kochana jesteś Dżogurt, nie zapominaj o tym nigdy, ok?

    Pozdrawiam,
    @Vileneify

    OdpowiedzUsuń
  4. TEN ROZDZIAŁ JEST TAKI JFGSJSJJSSHSBS *O* NA TAKI WŁAŚNIE CZEKAŁAM ... I KELLIN TAKI UROCZY ...HDGJSSJHSJSNSS. ...NJEEEE MOGE POPROSTU. DŻOGURT JESTEŚ NAJLEPSZA <3 @Huranicee

    OdpowiedzUsuń
  5. Jaka slodycz <3 rozdzial cudny, jestem taka dumna z Kellina :3
    /k_ola_k

    OdpowiedzUsuń
  6. och, och, och, nareszcie pełno miłości, szczęścia i wgl <3
    tak bardzo niecierpliwie wyczekuje kolejnych rozdziałów ;_; Dżogurt błagam nie zwalniaj tempa w pisaniu bo bd cierpieć
    wgl mam nadzieję, że w te 2 miesiące wypuszczą Kellina z psychiatryka albo Vicowi pozwolą przedłużyć pobyt... żeby mi ich znowu nie rozdzielono ;_; (znaczy twoje ff i możesz robić z nim co chcesz xD ja tutaj tylko takie luźne refleksję rzucam xD) // MotherHeill

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale długi rozdział...ale ja nie narzekam :D
    Nareszcie cały pozytywny. Nawet nie wiesz jak cieszy się moje serce, gdy Kellin tak szybko wraca do formy. To jest dla mnie po prostu piękne c:
    W ogóle ajhfoskdjnsdkldko że Vic mógł zabrać Kellina do domu.

    Jesteś świetna w tym co robisz, naprawdę!
    @konamzserka

    OdpowiedzUsuń
  8. PERF PERF PERF PERF PERF PERF PERF PERF PERF <3 ;-; /PAŁISIA

    OdpowiedzUsuń
  9. jeju umieram, jeju <3 idealne jak zawsze, wow <3 dziękuję Dżogurt za wszystko <3
    @missnofuture

    OdpowiedzUsuń
  10. W tym rozdziale było tyle slodyczy, że normalnie rzygam miodem XD nie no żarcik, było słodko i uroczo i jak ja sobie wyobrazilam dziecko Mike z taką gitarą Vica i Vica co go uczy na niej grac to bylo po prostu mistrzostwo XDD dobrze, że jak to czytałam to nikogo w domu nie było, bo by znowu mnie uznali za wariatkę XD i jak zwykle KC DŻOGURT <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Omg tak długo czekałam na takie coś <333

    OdpowiedzUsuń
  12. +18 lat, a pisze to osoba, która ma bodajże 16 lat, cóż za ironia XDD
    Połowę rozdziału przeczytałam u cioci, ale musiałam już iść i ostatnie słowa, które przeczytałam to:" A tutaj mieszkam" i sobie pomyślałam: "no to w domu będą seksy" :D Wróciłam do domu i od razu dorwałam się do lapka XD
    Dobrze wiesz, że rozdział jest niesamowicie cudowny i asdfghjkjhgfds i wgl.
    Kocham takie dłuuuugie rozdziały, 50 min to czytałam! :D
    Awwww, cudeńko <3
    //@blush244

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak bardzo się od tego uzależniłam *-* nigdy wczesniej nie czytalam kellica ale gdy znalazłam twój blog ... Cały czas to czytam i nie mogę przystać. Kocham twój styl i to opowiadanie i Ciebie ... Mistrzu <3 z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :3

    OdpowiedzUsuń
  14. Rzygam jednorożcami, Dżogurt, plz. Nie no, kocham. Zajebiście jak zwykle, nic dodać, nic ująć. :3
    / @NoOtherHope

    OdpowiedzUsuń
  15. RZYGAM TENCZOM FVASEFVAEFBAEFRBGAERGAERG!!!! <3
    Akurat mogę, więc skomentuję (resztę komentarzy pod wcześniejsze rozdziały dodam kiedy indziej).

    Dostałam palpitacji, jak zobaczyłam długość tego rozdziału, kocham! <3
    Wiesz... Mógł być dłuższy, ale dobra, nie będę narzekać. c:
    Uzależniłam się od Twoich ff w dwa dni. *-*
    Teraz się ode mnie nie uwolnisz. :> Przykro mi.

    Co do Kellin'a, to taka mała,słodka myszka, taka biedna... Mam ochotę po prostu wziąć go i przytulić, nooo. <3

    A tak na serio - jest to najlepsze ff jakie w życiu czytałam, a znam ich dużo, o różnych zespołach, parringach, na podstawie książek itp. Ale Twoje jest najlepsze z tych wszystkich. Masz tak dużo tego jebanego talentu! Niektóre porównania, czy w ogóle treść zdań, po prostu zapierają dech w piersiach. Ciągle się coś dzieje, ciągle mam ochotę na więcej. Wiesz, jak zaciekawić ludzi i po prostu nami manipulujesz (jeśli wiesz, o co mi chodzi). A z resztą, reakcje czytelników z góry mówią same za siebie.

    //@Lumos_My_Life

    OdpowiedzUsuń