sobota, 5 października 2013

XII

Rozdział dla Meduzi :3
Jest trochę krótszy, bo skupiłam się na rozmowie, ale obiecuje, że 13 będzie baaaaaaardzo długi :3
Endżoj.
_________________________
Kellin
Usiadłem na łóżku, opatulając się szczelnie kołdrą jak płaszczem. Nie wiedziałem, kogo mam się spodziewać. Nie chciałem rozmawiać z nikim obcym, bo mnie nie znał i przecież nie będzie potrafił mi pomóc. Nikt nie potrafił, tkwiłem w tym wszystkim sam. Nie czułem już nic prócz bólu psychicznego, który chciałem zabić fizycznym, ale nie miałem takich możliwości. Dlatego najprostszym sposobem pozbycia się tego bólu, będzie odebranie sobie życia. Czy byłem aż tak pechowym człowiekiem, że ciągle mi się nie udawało? Do trzech razy sztuka, mówili, ale w moim przypadku nawet to się nie sprawdzało. Teraz na dodatek przyczepi się do mnie jakiś obcy człowiek i wszystko zakończy się płaczem. Zawsze tak było, a ja nie miałem już siły płakać, nie chciałem tego robić. Ale ulegałem i nie mogłem przestać. 
Po chwili drzwi się otworzyły, a ja wbiłem wzrok w dobrze zbudowanego mężczyznę, którego ciemne włosy były postawione w górę, a jego twarz miała pogodny wyraz. Nawet jeśli wyglądał na przyjaznego, w jego oczach widziałem współczucie i... Zrozumienie? Nie miałem pojęcia. Nikt nie potrafił mnie zrozumieć, zostawałem sam ze swoimi problemami, których nie potrafiłem rozwiązać, a one piętrzyły się i w końcu przerastały moje żałosne metr siedemdziesiąt dwa. Mężczyzna podszedł do mojego łóżka, a ja nie spuszczałem z niego wzroku. Kołdra byłą moją barierą ochronną.
- Mogę tu usiąść? - zapytał spokojnie, wskazując na łóżko, a ja pokiwałem głową.
Nieznajomy usadowił się naprzeciwko mnie, usiadł po turecku i uśmiechnął się do mnie lekko. Wyglądał na pozytywną osobę i miałem nadzieję, że chociaż przez chwilę okaże mi wsparcie i zrozumienie. Nawet jeśli go nie znałem, mogłem na pierwszy rzut oka stwierdzić, że ewentualnie spróbuję mu zaufać. Z jakimi efektami? Nie wiem.
- Więc ty jesteś Kellin? - odezwał się, a ja ponownie skinąłem głową.- Ja jestem Jaime.
Otworzyłem szerzej oczy i opatuliłem się mocniej kołdrą. Vic przysłał do mnie swojego byłego? Po co? Żebym się nasłuchał, że brzmię jak dziewczyna? Nie miałem zamiaru rozmawiać z ex mojego chłopaka, nawet jeśli będzie błagał, mówił od rzeczy i może nawet w jakiś sposób mi pomagał. Nie, to nie ma prawa się udać. Jeśli on czegoś nie spieprzy, to ja to zrobię, jak najczęściej bywało w moim nędznym życiu.
- To się nie uda - wyszeptałem.
- Oczywiście, że się uda! Wiem, co czujesz. Wiem, że to trudne wrócić do dawnego siebie po próbie samobójczej, dlatego jestem tutaj, żeby ci pomóc wyjść z tego dołka.
- Nikt nie potrafi mi pomóc, nawet były mojego chłopaka.
- Na moment zapomnij, że kiedyś umawiałem się z Victorem i traktuj mnie jak nieznajomego, z którym nie łączy cię nikt ani nic. Pomogę ci, albo chociaż uświadomię, że nie warto się tak marnować.
Spojrzałem na niego niepewnie. Nie potrafiłem zauważyć na jego twarzy ani krztyny fałszu, był szczery. Chciał mi pomóc, nawet jeśli umawiałem się z jego byłym? Cóż, to było miłe, ale szczerze wątpiłem w to, że mu się uda. Skoro najlepsi lekarze nie dawali sobie ze mną rady, to co zrobi taki Jaime, który nie wiem, czym się aktualnie zajmował, ale na pewno nie psychiatrią? Postanowiłem dać mu jednak szansę, bo i tak nie wytrzyma dłużej niż dziesięciu minut. Nikt nie wytrzymywał oprócz Vica, Addie i doktora Wilsona.
- Po kolei. Jak się czujesz właśnie w tej chwili? - zapytał.
- Źle - mruknąłem jedynie.
- Źle pod względem psychicznym czy fizycznym?
- I to, i to.
- A który ból przeważa?
- Psychiczny - odpowiedziałem od razu.
Fizycznego już praktycznie nie czułem. Nie potrafiłem, bo moja psychika nie dawała rady normalnie funkcjonować i to właśnie z nią miałem problem, a nie z ciałem, którego i tak nienawidziłem, ale to był odrębny temat.
- Gdybyś dostał do ręki pistolet i powiedziano by ci, że masz się zabić, zrobiłbyś to? - Kolejne pytanie, kolejna szybka odpowiedź.
- Tak.
- Zrobiłbyś to przy lekarzach?
- Tak.
- Przy rodzinie?
- Tak.
- Przy mnie?
- Tak.
- Przy Vicu?
Zawahałem się. Przecież ostatnio próbowałem popełnić samobójstwo w jego obecności, ale miałem małą nadzieję, że Vic nie pozwoli mi tego zrobić. Mimo to chciałem umrzeć i jednocześnie zostać z Victorem. Czy to było wystawienie jego miłości na próbę? Jeśli mnie złapiesz, to znaczy, że mnie kochasz. Sprawdzałem go iw  tym samym czasie wypełniałem swoje zadanie, przeznaczenie.
- Zastrzeliłbyś się przy Vicu?
- Nie - wyszeptałem i pochyliłem głowę.
- Dlaczego? Co jest w nim takiego specjalnego, że przy nim się nie zabijesz, a przy innych tak?
- On... On mnie kocha, nie pozbierałby się po mojej śmierci, a co dopiero, gdyby ja widział...- zacząłem niepewnie.- I ja też go kocham, więc nie chcę, żeby cierpiał.
- Wiesz, co ci teraz powiem?- Jaime przekrzywił głowę.- On cierpi. Cierpi, gdy na ciebie patrzy, kiedy się poddajesz. To chodzący zombie, żyje tylko na kawie. Jeśli nie siedzi tu z tobą, to pracuje i nie wyrabia. On też się niszczy, podobnie jak ty. 
Ukryłem twarz w kołdrze, aby Jaime nie widział moich łez. Nie chciałem, żeby Vic czuł się równie beznadziejnie jak ja. Myślałem, że jest silny i jakoś daje sobie radę, ale po tym, co powiedział mi Jaime, zdałem sobie sprawę, jak bardzo się myliłem. Ja i Vic byliśmy już jednością - jeśli ja cierpiałem, on też odczuwał ból. Gdy ja się uśmiechałem, on był jeszcze szczęśliwszy. Dlaczego uświadomił mi to jego były i dlaczego tak późno? Zabijając siebie, zabijałem też jego. Nie mógłbym wybaczyć sobie ranienia Vica, a nieświadomie to robiłem, bo chciałem zranić siebie. Byłem swoim własnym katem, a na dodatek prowadziłem egzekucję najważniejszej osoby w moim życiu. Byłem taki głupi. Nadal jestem, bo wiedziałem, że szybko nie uda mi się tego naprawić, tym bardziej w moim stanie.
- Nie chce go ranić- wydukałem.
- Wiem, że nie chcesz, to logiczne. Ale ranisz siebie, przez co on też cierpi. Więc wiesz, co masz robić?
- Ale ja nie potrafię zaakceptować siebie - jęknąłem, ocierając łzy z oczu.- Nie potrafię przestać myśleć o samobójstwie. Nie umiem nagle zacząć tego wszystkiego, żeby dobić do wagi, która jest adekwatna do mojego wzrostu. Nie potrafię. Nie widzę wsparcia, które niosą mi ludzie, nie widzę tego. Jestem sam, a jaki jest sens w byciu samemu na świecie?
- Masz Vica, żyj dla niego. Skoro jest najważniejszą osobą w twoim życiu, a nawet twoim życiem, to spróbuj zrobić krok do przodu. Staraj się dla niego, aż w końcu ci się uda. On pomaga ci jak tylko może, ale pamiętaj, że jest jedynie człowiekiem i ma swoje chwile słabości. Ty też masz takie chwile. Ja mam. Każdy ma, tylko niektórzy dają to po sobie poznać.
- Ja jestem słaby cały czas - szepnąłem.- Nie potrafię pomóc Vicowi, skoro nie umiem pomóc samemu sobie.
- Bo może nie próbowałeś.
Próbowałem? Chyba tak. Próbowałem jeść, uśmiechać się, śmiać. Czasem wychodziło lepiej, czasem gorzej, ale próbowałem. To się liczyło. Samo podejście do próby.
- Próbowałem.
- Pytanie brzmi, czy robiłeś to chętnie?
Nie, nie robiłem tego chętnie, więc pokręciłem głową. To był przymus, żeby nie sprawić Vicowi przykrości, bo nie mogłem patrzeć na to, jaki był wtedy smutny. To też jakiś przykład starania się, prawda? Może i nie wychodziło, ale próbowałem.
- Dlaczego chciałeś wtedy popełnić samobójstwo?- zapytał Jaime.- Podaj konkretne przykłady, a nie ogólnie, że twoje życie jest beznadziejne i tak dalej.
Miałem mu powiedzieć? Był obcym człowiekiem, nie miałem pewności, czy mogę mu zaufać. Ale skoro przeszedł to samo kiedyś, w czasach liceum, powinien mnie zrozumieć i nie oceni mnie zbyt pochopnie. Tego potrzebowałem. Odpowiedzi i konstruktywnego komentarza, którym się nie przejmę.
- Wtedy, tego dnia, byłem na badaniach... I dowiedziałem się, że przytyłem.
- Ile ważysz teraz?
- Trzydzieści siedem kilo.
- Nie wierzę, że twój organizm to wytrzymuje, musisz mieć bardzo silną wolę - pokręcił głową z niedowierzaniem.- Ale mów dalej, przepraszam, że ci przerwałem.
- I tego dnia... Lekarz miał do mnie pretensje, Vic też, Addie też i wszystkim się coś we mnie nie podobało... Bo piję za dużo kawy, bo się okaleczam.
- Oni się po prostu martwią. Nie kierują w twoją stronę nienawiści, wszyscy chcą dla ciebie jak najlepiej.
- Vic chciał, mówił, że się o mnie boi i nie chce, żebym coś sobie robił, ale to do mnie nie trafiło, bo nie umiem dotrzymać obietnicy, będąc w takim stanie. Po prostu wiem, ze nie dam rady tak nagle wszystkiego porzucić. Więc skoro i tak to będzie się za mną ciągnąć, to po co to przedłużać, skoro mogę to zakończyć raz na zawsze? Ale się nie udało i nadal muszę męczyć się sam ze sobą. Plus, będę mieć na sumieniu Vica - skwitowałem.
Nie miałem pojęcia, dlaczego tak się przed nim otworzyłem, ale automatycznie zrobiło mi się lepiej i lżej na sercu. Powiedziałem wszystko, co chciałem. Może o kilku rzeczach zapomniałem, ale przedstawiłem ogólny zarys sytuacji.
- Rozumiem - Jaime skinął głową.- Może pójdę po Vica, co? Wydaje mi się, że będzie chciał się dowiedzieć, jak przebiegła rozmowa.
- T-tak, możesz po niego iść...- szepnąłem. 
Jaime wstał z łóżka, po czym podszedł do drzwi, któe następnie otworzył.
- Vic? - odezwał się.- Wejdź do środka.
Po chwili w pokoju pojawił się Vic, który niepewnie spojrzał najpierw na Jaimego, a następnie na mnie. Jaime skinął głową, a niższy mężczyzna podszedł do łóżka i usiadł na nim obok mnie.
- W porządku? - zapytał cicho, delikatnie chwytając moją dłoń. Mocniej zacisnąłem palce, dając mu do zrozumienia, że jest dobrze, jeśli w ogóle można było użyć tego słowa. Na chwilę obecną było dobrze. Rozmowa z Jaimem przebiegła pomyślnie, Vic trzymał mnie za rękę... Może to wszystko rzeczywiście było bez sensu? Nie zauważałem tych, którzy jako jedyny chcieli mi pomóc i przy mnie byli. Dostrzegałem to, czego nie powinienem był widzieć. To mnie niszczyło, a przynajmniej inni tak mówili. Może czas im uwierzyć i ruszyć naprzód. Dojrzeć jasną stronę sytuacji.
- Rozmowa przebiegła... Dobrze? - zapytał Vic.
Czas się z nim trochę podroczyć.
- Nie - powiedziałem poważnie. Vic uniósł brew i spojrzał na mnie z niepokojem.- Brutalnie pobiłem Jaimego za to, że stwierdził, że brzmię jak dziewczyna. Ledwo się pozbierał.
Vic rozchylił nieco wargi, po czym zaśmiał się pogodnie. Nawet Jaime się uśmiechnął. Kąciki moich ust drgnęły ku górze.
- A ja myślałem, że stało się coś naprawdę poważnego - Vic odchylił głowę do tyłu i ponownie się zaśmiał.
- Ale bądźmy poważni, chociaż na chwilę. Nadal sobie tego nie wyjaśniliśmy - spojrzałem na Jaimego, oczekując jego odpowiedzi na ten temat.
- No... Może brzmisz tak trochę... Ale tylko przez telefon - stwierdził, a ja zmrużyłem oczy i wtuliłem się z Vica, który objął mnie rękoma.
- To masz popsuty telefon - mruknąłem.
- Teraz naprawdę mi powiedzcie, co się tu wydarzyło - wtrącił się Vic.
- Porozmawialiśmy trochę o życiu. Mam nadzieję, że chociaż trochę ci to pomogło - Jaime uśmiechnął się do mnie pogodnie, a ja skinąłem głową.
- Tak się cieszę, Kells, tak bardzo się cieszę! - uśmiechnął się Vic i pocałował mnie w czoło.- Zaczniemy od początku i wszystko będzie dobrze. Zaczniesz jeść, przytyjesz, zaczniesz się uśmiechać i śmieć. Wyjdziesz stąd i jakoś ułożymy sobie życie.
- I tego wam życzę - wtrącił się Jaime i spojrzał na Vica w jakiś dziwny sposób. No cóż, byli kiedyś parą, czego mogłem się spodziewać?- Zostawię was samych. I tak muszę już iść. Umm... Do wyjścia tą samą drogą?
Vic skinął głową, a Jaime podszedł do drzwi i otworzył je. Jeszcze ostatni raz na mnie spojrzał i uśmiechnął się przyjaźnie.
- Trzymam za ciebie kciuki, Kellin. Powodzenia.
Z tymi słowami wyszedł i w pokoju zostałem tylko ja i mój chłopak. Mój chłopak. Cóż, nie było oficjalnego rozpoczęcia naszego związku, ale, jakby nie patrzeć, nawet zerwanie nie miało miejsca, więc Vic był moim chłopakiem nieprzerwanie przez cztery lata nawet jeśli nie do końca zdawaliśmy sobie z tego sprawę.
- Jaime to sympatyczny człowiek - wyszeptałem, układając głowę na klatce piersiowej Vica.
- Pomyślałem, że może ci pomóc, więc poprosiłem go, żeby przyszedł. Opłaciło się?
Pokiwałem głową i przymknąłem oczy. Przez to wszystko zrobiłem się zmęczony, ale, znając mnie, i tak nie zasnę, bo przez ilość pochłanianej przeze mnie kawy i nieustanny stres nie potrafiłem korzystać ze snu. Może udawałoby mi się to, gdyby Vic ze mną został, ale nie chciałem go niczym obciążać, więc nawet tego nie proponowałem.
- Było w porządku - mruknąłem.- Nie wiedziałem, że to wszystko dzieje się wokół mnie, a ja nie potrafiłem tego zauważyć. Przepraszam - otworzyłem oczy, uniosłem głowę i spojrzałem na jego zmęczoną twarz.
- Za co?
- Za to, że przeze mnie jest ci źle i cierpisz. Przepraszam. Obiecuję, że teraz będzie tylko lepiej. Nie chcę cię ranić.
- Kells, tu chodzi o ciebie, a nie o mnie.
- Ale ty też jesteś ważny i nie chcę, żebyś cierpiał. Dlatego postaram się żyć dla ciebie.
Vic spojrzał na mnie szklistymi oczami. Płakał? Znowu przeze mnie płakał! Tylko ze to był łzy radości i wzruszenia, tak sądzę. Chciałem się postarać - najwyżej nie wyjdzie. Skoro mój trzeci raz nie wyszedł, może to był jakiś znak, żebym nie próbował robić tego po raz czwarty i podniósł się z klęczek. Dla Vica. Dla niego zrobię wszystko. Co miłość robi z człowiekiem? Jak go zmienia?
- Nie płacz, nie płacz, nie płacz - powiedziałem i oparłem swoje czoło o jego.
Vic nie odpowiedział, tylko naprał swoimi ustami na moje. Uśmiechnąłem się delikatnie w tym pocałunku, po czym ułożyłem dłonie na jego ramionach. Moje wargi poruszały się zgodnie z jego, jakby trwały w jakimś transie. Odrzuciłem kołdrę na bok i wdrapałem się na jego kolana. Vic złapał mnie w pasie, a ja muskałem palcami jego szyję i żuchwę. Pocałunek stał się gorętszy i bardziej łapczywy, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi i w wejściu stanęła Addie, z szklanką w jednej dłoni i małym pudełeczkiem w drugiej.
- Hej Ke... Och - uniosła brew, zamykając za sobą drzwi, a my oderwaliśmy się od siebie.- Czy przeszkodziłam w czymś... Poważniejszym?
Pokręciłem energicznie głową, aż kilka kosmyków moich ciemnych włosów opadło mi na oczy. Szybko je poprawiłem, bo moje włosy to rzecz święta i nie mogą być w jakikolwiek sposób naruszone. Nadal siedziałem na kolanach Vica, który mocno mnie przy sobie trzymał, jakby bał się, że zaraz go zostawię.
- To dobrze. Mam dla ciebie leki, Kellin, więc wypadałoby je zażyć.
Westchnąłem głośno. Leki tylko mi przypominały, że jestem chory, a ja chciałem o tym zapomnieć, tym bardziej po mojej dzisiejszej przemianie. Addie podeszła do łóżka, wręczyła mi szklankę z wodą, a następnie pudełeczko z tabletkami.
- Potrzymaj - powiedziałem do Vica i wręczyłem mu szklankę, którą chwycił. Otworzyłem pudełko i spojrzałem na dzisiejszą dawkę, krzywiąc się przy tym.- Czemu jest więcej?
- Doktor Wilson stwierdził, że są potrzebne - odparła Addie.- Dalej, mały, kilka łyków i po sprawie.
Wybierałem z pudełka pojedyncze tabletki i za każdym razem odbierałem od Vica wodę, żeby je popić. W końcu pudełko było puste, a Addie uśmiechnęła się pogodnie.
- Widzę, że jesteś w dobrym humorze - stwierdziła.- Co się stało?
- Nic wielkiego - odpowiedziałem i spojrzałem na Vica, uśmiechając się lekko.- Chcę spróbować żyć.

21 komentarzy:

  1. Kochana, świetny rozdział, naprawdę.
    Bałam się, że Jaime wszystko zjebie, a tu suprajs!
    Jest okey! Kells chce żyć!

    No.
    W ogóle, to mam nadzieję, że mu się uda.

    I zajebiście to wszystko opisujesz, ale Ty wiesz, że ja jestem twoją fanką. W innych ff Kells już w drugim rozdziale na widok Vic'a cudownie by wyzdrowiał, był szczęśliwy, radosny i rzygam tęczą, bo jednorożce. A u Ciebie właśnie nie, wszystko jest takie prawdziwe i realne i w ogóle KC Dżogurt.

    @Vileneify

    OdpowiedzUsuń
  2. OSTATNIE SŁOWA KELLINA SPRAWIŁY ŻE KRZYKNĘŁAM. DOSŁOWNIE. AŻ MAMA PRZYSZŁA ZOBACZYĆ CO SIĘ DZIEJE. NIE WIERZĘ PO PROSTU KASJDHAJKSGHFKGJ. NIGDY NIE PRZESTANIESZ ZASKAKIWAĆ ;-------;

    OdpowiedzUsuń
  3. "Chcę spróbować żyć." idk ale jestem jakaś taka dumna? w każdym razie megamegamega płakałam jak Kells powiedział Vicowi że nie chce go ranic itd. @olixpop. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG ¡¿?!¿¡?! Hgfhjkgfgjjghjgjhhjjh <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Każdy Twój rozdział czytam z gulą w gardle, nie wiem czemu, ale to zawsz jest takie asdfghjkl uczucie, że... a dzisiaj już mnie załatwiłaś do końca. Perfekcyjnie od początku do końca. Dżogurt, jak Ty to robisz?
    KC
    @NoOtherHope

    OdpowiedzUsuń
  6. Najlepszy jest i tak fragment "Byłem swoim własnym katem, a na dodatek prowadziłem egzekucję najważniejszej osoby w moim życiu". Wiesz, ze juz go kocham.
    Idealnie jak dla mnie.

    Lynn_PL

    OdpowiedzUsuń
  7. Ryczę, bo Kellin i Vic i nawet cholerny Jamie ma u mnie plusa ;_; <333333

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeju, płakałam, gdy Jaime tłumaczył Kellin'owi, jak Vic cierpi i gdy Kellin rozmawiał z Vic'iem ;-; A ostatnie słowa najpiękniejsze: "Nic wielkiego, chcę spróbować zyć" asddfghjklkjhgfds Ten rozdział był cudowny ;3 Chyba co godzinę sprawdzałam, czy dodałaś XD Już nie mogę się doczekać 13, skoro ma być taki dłuugi.. :D KCKCKC Dżogurt <3 //@blush244

    OdpowiedzUsuń
  9. płakałam na tym.
    ja. płakałam. na. tym.
    kiedy ja nigdy nie płaczę czytając, bo mi sie źle czyta. ;-;
    idk w życiu płakałam przy czytaniu tylko na śmierci Zgredka i śmierci Mistle...
    Dżogurt. Wiedz, że jesteś cudotwórczym i wspaniałym Dżogurtem.
    I cieszy mnie bardzo, że nie muszę Cię zabijać, bo Kellinowi się poprawia. Kto by nam tu takie zajebiste Kelliki (jak to sie do cholery jasnej odmienia?!) pisał. ;-;
    Pozdrawiam, Psycho Zosia. ;-; XD

    OdpowiedzUsuń
  10. Jaime , jak pozyytywnie c: Popłakałam się . I te ostatnie zdanie Kellsa w rozdziale, oooh. Cudo piszesz , Dżogut !

    OdpowiedzUsuń
  11. Jejku, Dżogurt <3
    Jak tak się czyta z pov Kellina, to czuć, że się w niego wcielasz assdffbhjsji bardziej niż np w Vica
    nie wiem jak to ująć xD

    OdpowiedzUsuń
  12. Poryczałam się :'3
    To takie piękne jest dżizas
    Kc Dżogurt

    OdpowiedzUsuń
  13. ROZDZIAŁ DLA MNIE ^~^ PRZEJRZAŁAM KELLINA 2 ROZDZIAŁY WCZEŚNIEJ. LAJK A BOSS :') JAIME JEST PRZEKOCHANY, AJ KENT. KELLIN, BIEDNY CZŁOWIEK. MAM NADZIEJĘ, ŻE SKOŃCZY ROMANS ZE SMUTKIEM I ODDA SIĘ W CAŁOŚCI VICOWI. ROZDZIAŁ CZYTAŁO SIĘ BARDZO BARDZO MIŁO. POZDRAWIAM I ŻYCZĘ WENY. NO I DZIĘKI ZA DEDYKA. KC <3 / Meduza @creativeashell

    OdpowiedzUsuń
  14. poryczalam sie. znowu. piekne.

    OdpowiedzUsuń
  15. TO WSZYSTKO JEST TAKIE DSKJFDHJ PRZECZYTALAM WSZYSTKO BOZE PUAGALAM JAK DZIECKO ;_; ON PRZEZYJE! MUSI KURWA! WIERZE W NIEGO! VIC I KELLS SA TAK SLODCY AWWWWWWWW CHCE NASTEPNY ROZDZIAL :( / @ganganop

    OdpowiedzUsuń
  16. Omg, jaki świetny rozdział. Aż się usmiecham do monitora :33. Czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetny rozdział, az sie poplakalam ze wzruszenia :') dobrze ze Jamie sie na cos w koncu przydal
    k_ola_k

    OdpowiedzUsuń
  18. Piękny rozdział!
    Popłakałam się na rozmowie Kellina z Hajmim ;-;
    Cieszę się, że Kellinowi się poprawia. Ciekawa jestem co będzie dalej XD
    @konamzserka

    OdpowiedzUsuń
  19. o boże. piękne zakończenie tego rozdziału ;3

    OdpowiedzUsuń
  20. "- Nic wielkiego - odpowiedziałem i spojrzałem na Vica, uśmiechając się lekko.- Chcę spróbować żyć." GODDAMNIT sajaxnuaihnxjanx fuckfuckfuck.

    OdpowiedzUsuń
  21. omg omg całe szczęście, że Jamie się okazał taki pozytywny bo bym dedła to czytając, ale powtórzę się czytając wszystkie komentarze powyżej: końcówka rozjebala wszystko <3 kc Dzogurt

    OdpowiedzUsuń