Komentujemy, oceniamy, cieszymy się z nowego rozdziału.
Hej, Meduziu, następny rozdział będzie z dedykacją dla Ciebie, ołkej?
Tak czy siak, endżoj.
___________________________________
Kellin nie umarł.
Złapałem go, gdy prawie zawisł na sznurze. Szybko ściągnąłem z niego pętlę, po czym mocno do siebie przytuliłem, głaszcząc go po głowie. Cały drżał i nie mógł się uspokoić, dławił się łzami. Nie wypuszczałem go ze swoich objęć, usiadłem z nim na posadzce i zacząłem lekko kołysać, jak małe dziecko. Addie była cała zapłakana, lekarze nie wiedzieli, co mają powiedzieć. W jaki sposób Kellin zdobył sznur? Jak znalazł się sam w łazience? Co nim kierowało? Wydaje mi się, że długo nie otrzymam odpowiedzi na te pytania, ale pewnie będę pierwszą osobą, która je usłyszy. Kellin zacisnął dłonie w pięści na mojej koszulce, którą moczył łzami. Był zagubiony w tym wielkim świcie, nie miał nikogo prócz mnie. Błądził w labiryncie i ciągle trafiał na ślepy zaułek, gdzie się poddawał i nie wiedział, co ma robić dalej. Dlatego wybierał najgorszą z możliwych decyzji.
Samobójstwo nie jest wyjściem. Nigdy nie było, nigdy nie będzie.
Trzeci raz, to już trzeci raz, gdy chciał pożegnać się z życiem. I gdy myślałem, że było mu lepiej, myliłem się. Powinienem był zajrzeć w głąb jego duszy albo przynajmniej spróbować to zrobić. Mógł był bardzo dobry aktorem, który przy mnie gra swoje najznakomitsze role, aby za kulisami ściągnąć swoją komediową maskę i wrócić do szarej i tragicznej rzeczywistości. To życie, a nie teatr. Postawmy na prawdę. Dlaczego mnie do niej nie dopuścił?
- Nie płacz, skarbie, nie płacz - szeptałem do jego ucha.- Wszystko będzie dobrze, jesteś bezpieczny, już nic sobie nie zrobisz, nikt ci nie zrobi, obiecuję. Jesteś ze mną i nie musisz się już bać.
Ale on nie przestawał płakać i nie przestawał się bać.
Spojrzałem na personel, a następnie na drzwi wyjściowe, dając im przy tym do zrozumienia, że mają opuścić pomieszczenie. Szybko to zrobili i teraz zostaliśmy tu tylko my. Chwilę się nie odzywaliśmy. Wsłuchiwałem się w jego głośny i nie do opanowania płacz, aż mi samemu łzy naszły do oczu. Nie potrafiłem się powstrzymać, więc pozwoliłem cieknąć im po policzkach. Trzymałem w ramionach cały mój świat, który więdnął, a ja wraz z nim. Miałem jednak nadzieję na odrodzenie, tak jak feniks powstaje z popiołu, aby zacząć nowe życie. Niech Kellin będzie takim feniksem, prosiłem o to ze wszystkich swoich sił kogokolwiek, kto czuwał nas ludźmi. Niech ktokolwiek mu pomoże. Niech da nadzieję na lepsze jutro.
- Nie możesz mnie zostawić, rozumiesz? Nie możesz - wyszeptałem.- Nie możesz się poddać, gdy tak dobrze ci szło. Kocham cię, Kellin, kocham się, bez ciebie nie ma i mnie. Nie dałbym rady dalej żyć, gdybyś umarł. Nie dałbym rady i nie umiem normalnie funkcjonować, gdy widzę, że się niszczysz. Nigdy więcej tego nie rób, proszę, nigdy więcej. Nigdy. Nie łąm mi serca, nigdy nie próbuj się zabić, gdy masz dla kogo żyć.
Kellin rozbeczał się jeszcze bardziej i odsunął się nieco ode mnie, po czym drżącymi palcami otarł łzy z moich policzków.
- N-nie płacz, n-nade m-mną n-nie warto-to - zaskomlał.
- Dlaczego mam nie płakać, gdy najważniejsza osoba w moich życiu chce umrzeć, a ja nie potrafię temu zapobiec?
- Gdyby nie t-ty, zrobiłbym t-to wcześniej...
- Gdybym coś zdziałał, w ogóle byś o tym nie myślał - westchnąłem i chwyciłem jego dłonie.- Nie umieraj, Kells. Nie umieraj fizycznie, nie umieraj psychicznie, bo razem z tobą umieram i ja.
- W-wcale nie, t-ty jesteś si-silny, a nie taki j-jak ja...
- Możesz być silny. jesteś silny. Powiedz, patrząc na ten sznur... Czy naprawdę chcesz się zabić? Przy mnie? Łamiąc mi przy tym serce i rozsypując moje życie na milion kawałków?
Kellin pochylił głowę i zamknął oczy. Walczył ze samym sobą, bo widziałem po jego wyrazie twarzy, że chciał umrzeć, ale na jego usta cisnęło się słowo "nie".
- Po prostu chcę być szczęśliwy... - szepnął.
- Będziesz - odparłem, chwytając go za ręce.- Będziesz, obiecuję ci to, ale to wymaga pracy. Będziesz szczęśliwy ze mną, a gdy wyzdrowiejesz, wyjedziemy gdzieś i będziemy spokojnie żyć. Ale musisz wyzdrowieć. Wyzdrowiejesz dla mnie?
Kellin pociągnął nosem i rozchylił lekko usta.
- Nie, Vic. Nie dam rady.
Z Kellinem było gorzej niż wcześniej. Minął ponad miesiąc od jego próby samobójczej, a on jeszcze bardziej stracił na wadze, nie wychodził spod kołdry i żył tylko na tabletkach oraz kawie. Cierpiał na bezsenność, bał się wszystkich. Dopuszczał do siebie tylko mnie, Addie i doktora Wilsona, ale nawet nasza trójka nie potrafiła sobie z nim poradzić. Rozmawiał ze mną tylko i wyłącznie szeptem, jakby bał się podniesienia głosy. Gdy miał "lepszy humor", pozwalał dawać sobie buziaka, ale zwykle jedynie go głaskałem. Dopadła go jesienna depresja. Był październik, liście na drzewach zaczęły mienić się różnymi kolorami, a niektóre postanowiły już opaść na ziemię. Zrobiło się chłodniej, więc musiałem wyciągnąć z szafy kurtkę i grubsze bluzy. Przez miesiąc musiałem męczyć się z Jaimem może z dwa razy. Raz się z nim spotkałem, aby raz a porządnie mu wytłumaczyć, że nic z tego nie wyjdzie, bo kocham Kellina. Drugi raz był przez telefon, kiedy chciał się upewnić, czy na pewni nie ma u mnie żadnych szans. Potem się skończyło, bo chyba uświadomił sobie, że mówiłem to wszystko na serio. Zresztą, miałem inne problemy niż użeranie się z Jaimem. Musiałem zabrać się za badania, statystyki, pracę papierkową i jeżdżenie po mieście, aby spotykać się z ludźmi. Byłem zmęczony dosłownie wszystkim, bo jeśli nie siedziałem przy Kellinie, to pracowałem i jedynie kawa mnie ratowała, bo godziny mojego snu były po prostu śmieszne. Jesień robi z ludźmi swoje. Niby zachwyca kolorami, a jednak, człowiek wpada w dołek i zostaje przykryty liśćmi spadającymi z drzew. Nie widać go i nie słychać, gdy woła pomoc, a ludzie są zbyt leniwi, żeby wyciągnąć grabki i zrobić porządek z bałaganem w ogródku. Ja próbowałem posprzątać u Kellina, ale nie wiedziałem, czy mi się to udaje. Chłopak nie był w stanie nic mi powiedzieć o tym, jak się czuje. Od doktora Wilsona wiedziałem, że tylko chudł i jego organizm powoli nie wytrzymuje, nic więcej. Chciało mi się płakać za każdym razem, gdy to słyszałem, bo moja ukochana osoba umierała na moich oczach, a ja byłem zbyt słaby, aby ją ożywić. Gdzie popełniałem błąd?
W weekend, gdy wyszedłem ze szpitala w godzinach popołudniowych, wstąpiłem do małe kawiarni, żeby odreagować to wszystko małą, ale mocną kawą. Nie miałem czasu, aby wypić dzisiaj nawet małego łyka, więc nadszedł czas, aby to wszystko nadrobić. Siedziałem przy oknie, patrzyłem na przechodniów i powoli sączyłem kawę. Mój telefon, który leżał na stoliku, zaczął wibrować i mimowolnie uśmiechnąłem się, gdy zobaczyłem na wyświetlaczu imię brata.
- Hej młody - powiedziałem słabo po hiszpańsku.
- Hej Vic - usłyszałem jego głos. Tęskniłem za nim. Chciałem zobaczyć się ze swoją rodziną, ale na chwilę obecną było to niemożliwe.- Co u ciebie słychać?
- Jakoś leci, ale nie powiem, że jest cudownie.
- Kellinowi się nie poprawiło? - zapytał ze smutkiem.
- Nie - westchnąłem i przetarłem zmęczoną twarz dłonią. Powiedziałem Mike'owi wszystko, co dotychczas wydarzyło się w Nowym Jorku. Nie miałem przed nim tajemnic, bo był moim bratem i zarazem najlepszym przyjacielem.- On umiera, Mikey. On umiera przy mnie.
Usłyszałem jego westchnięcie, a następnie głos.
- Wierzę w to, że będzie dobrze, braciszku. Musi być dobrze. Kochasz go, on kocha ciebie, a podobno miłość wszystko zwycięży.
- Chcę wierzyć, że będzie dobrze. Ale gdy go widzę po prostu... Nie widzę człowieka. Widzę oddychające zwłoki.
- Hej, nie przesadzaj, to dość brutalne określenie.
- Wiem, ale nie mam pojęcia, jak mogę go opisać. Po prostu ledwo żyje. Przepraszam, on nie żyje. On po prostu oddycha.
Między nami zapanowała chwila ciszy, którą przerwał Mike.
- Hej Vic?
- Hmm?
- Mogę oznajmić ci coś... Radosnego?
- Pewnie. Przyda mi się trochę uśmiechu.
- No więc... Carmen, ona... Będę ojcem, wiesz? A ty wujkiem!
Uśmiechnąłem się zmęczonym uśmiechem i upiłem łyk kawy. Był szczęśliwy, słyszałem to po jego głosie. Był z Carmen już długi czas, przecież zaczęli ze sobą chodzić, kiedy Kellin był w Meksyku. Cieszyłem się ich szczęściem. Nie byłem pewny, czy Mike nadaje się na ojca, ale na pewno będzie się starał i wszystko mu wyjdzie. Będą wspaniałymi rodzicami.
- To cudownie - odparłem.- Kiedy się dowiedziałeś?
- Wczoraj wieczorem, po prostu Carmen przyszła do domu i oznajmiła, że jest w ciąży. Byłą u lekarza, potwierdził. No i mam zdjęcia! Ale na razie malutkie, bo to pierwszy miesiąc, no prawie drugi, więc maluch wygląda bardziej jak fasolka, niż dziecko, ale to dziecko i urodzi się w maju, ale jeszcze nie wiadomo którego, ale to będzie wiosna...
- Hej, hej, przystopuj - zaśmiałem się.
Bardzo się ekscytował. Nie miałem pojęcia, w jaki sposób on wytrzyma do maja, do narodzin malucha. To był jeden z najbardziej niecierpliwych ludzi na świecie, nie da rady. Carmen będzie przeżywała bardzo długie miesiące przy Mike'u, który na pewno będzie w kółko ją pytał, czy jeszcze długo musi czekać. Znałem go, na pewno tak będzie. W końcu wychowywałem się z nim pod jednym dachem.
- Przepraszam, ale po prostu bardzo się denerwuję. No bo... Co jeśli będę złym ojcem? - zapytał niepewnie.
- Oj Mike... To jest taki... Instynkt. Czujesz, że musisz dbać o malucha, robisz to i to wszystko jakoś samo przychodzi. Nie pytaj mnie o rady, bo wiesz, że w tym przypadku ci ich nie udzielę - zaśmiałem się cicho.- Poradzisz sobie. Razem sobie poradzicie.
- Dzięki bracie - powiedział wyraźnie uspokojony.- I jeszcze jedno... Chciałbym się jej oświadczyć. Kocham ją, a teraz to dziecko w drodze... Tak czuję, że powinienem to zrobić.
- Więc na co czekasz? Kup ładny pierścionek i już. Weź ze sobą mamę na zakupy, pomoże ci wybrać.
- Tak, zabiorę ją ze sobą, bo sam nic nie zdziałam... Dzięki, Vic. Naprawdę ci dziękuję.
- Nie ma sprawy. Od tego są starsi bracia, co nie?
- Oj tak - Mike zaśmiał się dźwięcznie.- I trzymam za was kciuki. Na pewno wszystko się ułoży. Kellin z tego wyjdzie, zobaczysz.
- Mam nadzieję...
- Do usłyszenia, braciszku. Kocham cię.
- Też cię kocham, Mike. Do usłyszenia.
Z głośnym westchnięciem odłożyłem telefon na stolik i dopiłem kawę do końca. Dlaczego wszystkim się układa, a nam nie?
Spacery podobno pomagają ludziom uporządkować swoje myśli krążące po głowie i miałem nadzieję, że dzisiaj mi się to uda. Dlatego z kawiarni postanowiłem wrócić do domu piechotą, a nie metrem. Nie miałem siły wsiadać za kółko, dlatego nawet nie pomyślałem o samochodzie, gdy wychodziłem z apartamentu. Apartamentowiec, w którym mieszkałem, nie był daleko. Kilkadziesiąt minut spacerkiem. To dobrze mi zrobi. Spokojnie i uważnie stawiałem stopy na chodniku, tysiące myśli przelatywało przez moją głowę. Co zrobię, jeśli Kellin umrze? Nie będę w stanie egzystować dalej, sam pewnie trafiłbym do psychiatryka i wkrótce podzielił jego los. Sam mu powtarzałem, żeby się nie poddawał, że wszystko będzie dobrze, ale gdy widziałem jego wzrok, sam traciłem na to nadzieje. Kellin umierał. Życie z niego ulatywało i mogli karmić go tysiącami tabletek, ale i tak to nie pomagało. Nawet ja mu nie wystarczyłem, nawet jeśli cholernie się starałem. Prawie wpadłem na jakiegoś przechodnia, gdy myślałem o ty wszystkim.
- Przepraszam - mruknąłem i westchnąłem głośno, gdy zobaczyłem na kogo wpadłem.
Naprawdę, Nowy Jork był tak mały, że musiałem spotkać Jaimego nawet na głupim spacerze po ulicach miasta?
- Witaj, Vic - uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, a ja nawet się na to nie zmuszałem, bo wiedziałem, że nie byłem w stanie tego odwzajemnić.- Gdzie idziesz?
- Do domu - mruknąłem i przyspieszyłem kroku. Nie miałem siły i ochoty z nim rozmawiać.
- Mogę cię odprowadzić?
- Sam sobie poradzę, dzięki.
- A może...
- Posłuchaj mnie, Jaime - zatrzymałem się nagle, przez co on również stanął w miejscu.- Nie mam humoru. Nie mam siły. Nie chcę się uspołeczniać w dniu dzisiejszym i pewnie będzie tak przez dłuższy czas, więc proszę, daj mi iść samemu i myśleć nad własnymi sprawami.
- Może jeśli się komuś wygadasz...
- Mój chłopak umiera, już ci lepiej?! - krzyknąłem mu prosto w twarz, na co kilka osób odwróciło się w naszą stronę.
Jaime rozchylił lekko usta, a jego twarz posmutniała. Było mu przykro? Cóż, myślałem, że wykorzysta sytuację i zacznie się cieszyć, bo w końcu miałby u mnie większe szanse, ale tego nie zrobił. Patrzył na mnie ze współczuciem, które nie było udawane. Długo go znałem i potrafiłem to zobaczyć.
- Przykro mi...- odezwał się cicho.- Naprawdę. Nie zasługujecie na to.
- To nie ode mnie zależy... - załamał mi się głos i objąłem się rękoma, jakby w geście obronnym. Widziałem, jak Kellin tak robił i chyba to od niego przejąłem.
- Oczywiście, że nie. Ale wiesz co? Wydaje mi się, że nie powinieneś być sam, gdy jesteś w takim stanie.
- Jeśli to jakaś pułapka, żeby zaciągnąć mnie do łóżka...
- Nie, nie, oczywiście, że nie - Jaime pokręcił szybko głową.- Chcę ci pomóc, bo widzę, że jest ci ciężko.
Westchnąłem zrezygnowany i zacisnąłem usta w cienką linię. Jaime patrzył na mnie błagalnym wzrokiem. Chciał mi pomóc. Odrzucić go? Potrzebowałem ratunku, przyjacielskiej rady, odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Jaime przechodził to samo dziesięć lat temu. Wiedział, jak czuł się Kellin. Musiałem mu zaufać.
- Chodź ze mną - powiedziałem.
- Trzy razy chciał się zabić, raz próbował podciąć sobie żyły, potem wyskoczyć z okna wieżowca, a teraz to. Zachowywał się normalnie tego dnia. Byliśmy na badaniach, zjadł nawet trochę zupy, pił kaloryczną kawę, więc dlaczego chciał popełnić samobójstwo?
Siedzieliśmy w mojej kuchni przy stole, pijąc powoli kawę. Powiedziałem Jaimemu wszystko, żeby nie musiał zadawać później zbyt wielu pytań i miał obraz tego, co działo się w moim życiu z Meksyku i co dzieje się teraz. Słuchał uważnie, nie interesował się tym, czym nie powinien i byłem mu za to wdzięczny.
- Może to moja wina? - wyszeptałem, ocierając łzy z oczu.- Gdy go zostawiam, mam go na sumieniu, boję się, że coś sobie zrobi. I próbował się zabić, właśnie wtedy, gdy mnie przy nim nie było. Co może siedzieć w jego głowie, do cholery jasnej?
- Nigdy się nie dowiesz, Vic - stwierdził Jaime.- On jest chory, nie bez powodu siedzi w takim miejscu. Psychiatryk ma to do siebie, że znajdują się w nim ludzie, których umysłów i myśli nie uda ci się przeczytać.
Skinąłem głową i westchnąłem, bo miał rację. Nigdy nie uda mi się dowiedzieć, o czym myślał Kellin, bo przecież jego humor zmieniał się jak w kalejdoskopie.
- W takim razie jak mam mu pomóc? - szepnąłem.- Nie poradzi sobie beze mnie. Nie da rady sam, bo jest za słaby.
Jaime upił łyk kawy, odchrząknął głośno i wyprostował się na krześle.
- Zacznij myśleć jak on. Wyobraź sobie, że chciałeś popełnić samobójstwo. O czym myślisz?
- O zakończeniu swojego życia, a o czym innym?
- Jakie jest to życie, które chcesz zakończyć?
- Beznadziejne, bez światła.
- Myślisz, że Kellin też myśli o swoim życiu w ten sposób?
- Wydaje mi się, że tak - powiedziałem niepewnie.- Przecież nie próbowałby się zabić, gdyby tak nie myślał.
- Musisz się zastanowić, dlaczego tak myśli. Może coś popsuło mu wtedy humor i jego psychika nie wytrzymała?
Upiłem łyk kawy i pokręciłem głową. Byłem w kropce. Nie miałem pojęcia, co mogło spowodować, że chciał się zabić. Nie chciałem, żeby to się powtórzyło, musiałem działać, a i tak stałem w miejscu, podczas gdy z Kellina uciekało życie. Chłopak powinien rozmawiać z ludźmi, którzy chcą mu pomóc, ale jeśli nadal będzie pozwalał wchodzić do pokoju tylko mi, Addie i doktorowi Wilsonowi, wszystko skończy się w bardzo tragiczny sposób. Musi porozmawiać z psychiatrą. Wiedziałem, że nienawidził tych lekarzy, ale ktoś musiał go uratować. Ktoś, kto zrozumie jego problemy. Ktoś taki jak...
- Jaime - otworzyłem szerzej oczy i spojrzałem z nadzieją na mężczyznę.
- Hmm? - brunet uniósł brwi w górę, wypijając kawę do końca.
- Ty wiesz, jak to jest - zacząłem mówić z zdenerwowaniem.- Wiesz, jak to jest być załamanym, wyszedłeś z depresji. Wiesz, co dzieje się w głowie człowieka po próbie samobójczej.
- Może powiedzieć, że wiem - skinął głową.
- Więc pojedź ze mną jutro do szpitala, porozmawiaj z Kellinem.
Jaime spojrzał na mnie niepewnie.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł...- zaczął.
- To znakomity pomysł! Możesz mu powiedzieć, że ty z tego wyszedłeś, tylko potrzeba trochę nadziei i siły, czy coś w tym stylu. Nie wiem, nie znam się na tym. Proszę cię, Jaime, proszę cię...- powiedziałem błagalnie.
Mężczyzna przez chwilę się nie odzywał, po czym w końcu skinął głową, a ja uśmiechnąłem się promiennie. Jeśli to nie wypadli, to sa nie wiem, co pomoże Kellinowi.
- Jesteś pewny? - zapytał Jaime, gdy staliśmy przed drzwiami od pokoju Kellina.
- Tak - pokiwałem głową.- Najpierw ja tam wejdę, a potem wrócę po ciebie, okej?
- Niech będzie.
Zapukałem do drzwi i czekałem na jakikolwiek sygnał życia po drugiej stronie. Usłyszałem tylko jakiś pomruk, więc powoli otworzyłem drzwi i wsunąłem głowę do środka.
- Kellin? - odezwałem się półszeptem.
Chłopak poruszył się na łóżku. Jak zwykle, był przykryty kołdrą po uszy, tkwił w ciemnym i dusznym pokoju. Dziwiłem się, że jeszcze nie zabronili mu palić papierosów, ale nie miałem tu nic do gadania. Podszedłem do łózka i usiadłem na jego skraju.
- Hej, mały - szepnąłem. Kellin odwrócił się w moją stronę i spotkałem się z jego zmęczonym spojrzeniem.- Jak się czujesz?
- Chujowo - powiedział dobitnie i zamknął oczy, bardziej opatulając się kołdrą.
- Mam dla ciebie propozycję wiesz? - podjąłem odpowiedni temat, a chłopak otworzył oczy i bardziej się zainteresował.- Za drzwiami stoi ktoś, kto przeżył coś podobnego, co ty. Też próbował się zabić, ale z tego wyszedł. Chciałby z tobą porozmawiać, żeby było ci lepiej.
- On... On jest obcy? - zapytał z niepokojem.
- Niekoniecznie...- powiedziałem niepewnie.- Ale mu ufam i ty też powinieneś. Daj sobie pomóc, Kells, chociaż z nim porozmawiaj.
- Niech będzie - mruknął, a ja uśmiechnąłem się pogodnie i pocałowałem go w czoło.
Wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju. Spojrzałem na Jaimego, tkóry patrzył na mnie pytająco.
- Możesz wejść. Tylko nie naciskaj na niego, proszę cię.
Jaime przytaknął i wszedł do środka. Bałem się, bo zostałem tutaj sam i nie wiedziałem, co działo się po drugiej stronie drzwi.
CZO TEN VIC O.O
OdpowiedzUsuńmam wrazenie ze chcesz zabic to dziecko ._. :l /cookiexo666
Dżogurt, dodawaj kolejny rozdzial szybko pls ;/
OdpowiedzUsuńJejku, jak dobrze, że Vic uratował Kellina.
Ciekawe jak się potoczy ta rozmowa z Jaimem ;-;
genialne, jak zawsze :3
A Jaime zamiast pomagac wywali z tekstem "zabij sie szybciej, chce znowu przeleciec Vica" xdddddddd wlasciwie to slowa podwojnie by go dobily, nie? Bo raz ze Vic go zdradza, a dwa ze z Jaime Vic byl na dole, a z nim nie chcial. Noo, to by go zabilo.
OdpowiedzUsuńAle tej, maja pazdziernik jak my! Az mi sie smutno zrobilo, bo zimno i w ogole, juz nie wyjda sobie posiedziec w ogrodzieee.
A.. Ej,,co z rodzicami Kells? Juz im sie znudzilo i nie chca go z powrotem?
Drama na dramie ;D
Lynn_PL
Jaa mam wrażenie że Jaime powie Kellsowi o segzy z Vicem i że Kellin umrze ... :_: jeśli tak będzie to to jakaś telenowela xd
OdpowiedzUsuńJAIMIE PLZ POWIEDZ MU COŚ MIŁEGO PROSZE NO NIECH KELLIN NIE UMIERA
OdpowiedzUsuń/@wyruchamcie
Jak Kellin umrze, to samo spotka Ciebie, więc wiesz ;)))))))
OdpowiedzUsuńczekam na następny rozdzial <3
OMGOMGOMGOMGOMG, MAJK TATUŚ TO CHYBA JEDNA Z NAJSŁODSZYCH RZECZY NA ŚWIECIE, WHY U DO THIS 2 ME.
OdpowiedzUsuńJA SIĘ BOJĘ CO DO TEGO HEJMIEGO ;-; W SENSIE REAKCJI KELLINA SIĘ BOJĘ ;--; W KOŃCU HEJMI POWIEDZIAŁ, ŻE KLLS BRZMI JAK DZIEWCZYNA I KELLIN SIĘ TYM PRZEJĄŁ XD NIE NO. TO POWAŻNA SPRAWA. NIE CZAS NA ŻARTY.
'Jak Kellin umrze, to samo spotka Ciebie, więc wiesz ;)))))))' HAHHAHAH DOKŁADNIE XDDD
OdpowiedzUsuńHa ! Mówiłam, że Vic go złapie ! Jestem taka szczęśliwa ... Jednakże czuje , że coś będzie nie tak po tym spotkaniu Kellica z Jaimim ...Czyżby była kolejna próba samobójcza ? Boziuniu nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału ... To jest niesamowite .
OdpowiedzUsuńPo raz kolejny mówię DŻOGURT JESTEŚ GENIALNA !
ciekawe, czy Jaime jest fałszywy ;-; a Kellin na pewno nie umrze, bo to by było zbyt okrutne ;-; mam nadzieję, że wyjdzie z tego. czytałam Kellica na długiej przerwie w czytelni i nie zdążyłam skomentować, więc teraz komentuję XD już chcę 12 rozdział ;3 //@blush244
OdpowiedzUsuńJeden z najsmutniejszych rodziałów ;c ryczę jak szalona ... Jesteś cudowna, że to piszesz <3
OdpowiedzUsuńJesteś najlepsza Dżogurt ♥
OdpowiedzUsuńNajzajebistrzy Kellic na świecie
Nigdy nie przestawaj pisać ♡♥♡
PS
Jamie psychiatra?
Dżogurt uważaj sobie, bo ja wiem gdzie mieszkasz. D:
OdpowiedzUsuńAle no wiadomcia, że Kellin przeżyje, jak to tak...
Ja mam wrażenie, że Jamie mu pomoże idk. ;-;
Mike jest suodki, tyle w temacie. :P
Kc Cię Dżogurt. :D
Nie wiem, gdzie mieszkasz, ale jak zabijesz Kellina to się dowiem i wpadnę 8)))
OdpowiedzUsuńBoję się, że Jaime powie coś o segzach z Victurem Kellsowi, a on się załamie jeszcze bardziej. ;_;
Czekam na kolejny! :3
Powiem tylko, że licze na to, że Jamie jednak będzie dobrym chłopcem i nie powie Kellsowi o segzach, bo inaczej będzie drama. A ja wiem, że Ty kochasz dramy więc nie chcę o tym mysleć XD Więc czekam na następny
OdpowiedzUsuńjezu.....
OdpowiedzUsuńdopiero teraz nadrabiam te dwa czy trzy rozdziały i po 10 normalnie ciśnienie mi skoczyło ;_______________;
Gdy przeczytałam, ze Vic wpadł na Jaimiego to po głowie chodziły mi myśli " nie rób tego, nie rób tego, nie róbb tego, nie rób tego..." a potem takie JEB!
Hejmi, plz, nie spierdol tego ;____;
@NoOtherHope