Nowy rozdział. Jest krótki, nie wiem. Jak zwykle mi się nie podoba. Rzygałam tęczą, jak to pisałam. Romantyzm wszędzie. Nie sprawdzałam błędów, bo mi się nie chciało. Sorcia.
No i mam już pomysł na kolejnego fica, więc wytrzymajcie jeszcze z 5 rozdziałami tego i jedziemy z kolejnym.
I prośba. Czytasz- daj znać. Nawet jakieś głupie: Czytam, Dżogurt jesteś zajebista, kocham Cię. Te sprawy XD
*dej sej dat low yz forewa, your forewa yz ol dat aj nyyyyd, plis steeeeej, az long az ju nid <3*
___________________
- Mamy rozprawę 20 sierpnia, kto by pomyślał, że tak szybko wszystko załatwimy - mówił Kellin, gdy wjeżdżali autokarem na parking w Indianapolis, gdzie grali dzisiaj koncert. - Świadkowie też zostali powołani, wiecie, to była konieczność. Nie mam pojęcia po co, ale już niech będzie. Aha, Vic, musisz pojawić się na rozprawie, bo też będziesz musiał coś powiedzieć - spojrzał na Vica, który siedział obok niego.
No i mam już pomysł na kolejnego fica, więc wytrzymajcie jeszcze z 5 rozdziałami tego i jedziemy z kolejnym.
I prośba. Czytasz- daj znać. Nawet jakieś głupie: Czytam, Dżogurt jesteś zajebista, kocham Cię. Te sprawy XD
*dej sej dat low yz forewa, your forewa yz ol dat aj nyyyyd, plis steeeeej, az long az ju nid <3*
___________________
- Mamy rozprawę 20 sierpnia, kto by pomyślał, że tak szybko wszystko załatwimy - mówił Kellin, gdy wjeżdżali autokarem na parking w Indianapolis, gdzie grali dzisiaj koncert. - Świadkowie też zostali powołani, wiecie, to była konieczność. Nie mam pojęcia po co, ale już niech będzie. Aha, Vic, musisz pojawić się na rozprawie, bo też będziesz musiał coś powiedzieć - spojrzał na Vica, który siedział obok niego.
Szatyn, który pierwszy raz usłyszał o konieczności jego uczestnictwa w sprawie, uniósł brwi w górę. Nie był pewny, czy chciał spotkać się z Katelynne po tym, co się wydarzyło. Rozmowa przez telefon, a spotkanie twarzą w twarz trochę się od siebie różniły i ta druga opcja była o wiele trudniejsza. Ale skoro to było konieczne, będzie musiał się z tym zmierzyć. Dla Kellina. Tylko i wyłącznie dla niego.
- Dobrze, że w ogóle mi powiedziałeś - mruknął z lekkim uśmiechem.
- Rozwód z mojej winy, uparła się na to - kontynuował Kellin, patrząc na chłopaków z SWS i PTV siedzących wokół nich. - Ja rozumiem, może i to była moja wina, ale, do jasnej cholery, przy prawniku zrzuciła wszystko na mnie. Dosłownie. Zaczęła mówić, że tak naprawdę ostatnie miesiące naszego związku były najgorsze, że zajmowałem się tylko sobą i zespołem, że nie zwracałem na nią uwagi.
- Przecież to seryjnie kłamstwa - wtrącił Jesse, unosząc wysoko brew w górę.- Świata nie widziałeś poza swoją rodziną, a już na pewno poza Copeland.
- Dlatego spojrzałem na nią i powiedziałem "Kobieto, co ty pierdolisz?" Gdzieś miałem to, że naprzeciwko siedział prawnik. Nie będzie mnie oczerniać w mojej obecności, przy jakimś obcym facecie. Tak czy siak, cieszę się, że to wszystko skończyło się tak, a nie inaczej.
W końcu kierowca autobusu, Kyle, dał im znać, że mogą wysiadać. Wszyscy opuścili pojazd, aby w końcu zaczerpnąć świeżego powietrza, nawet jeśli na zewnątrz był upał. Na zewnątrz wyszli wszyscy. Cóż, prawie wszyscy. Obok Kyle'a usiadł Jesse. Miał o czymś z nim do pomówienia. Chciał też nawiązać do jednej z ich nocnych rozmów, która wywiązała się między nimi jakiś czas temu. Pora wyciągnąć brudy.
- Jak tam samopoczucie? - zagadał do niego, uśmiechając się lekko, ale jakże fałszywie.
- W porządku? - Kyle zmarszczył brwi, patrząc na Jessego. Cóż, robiło się coraz dziwniej.
- Ciesze się - Jesse skinął głową.- Nie masz niczego... Albo nikogo na sumieniu?
- O czym ty mówisz, do jasnej cholery?
- Och, wydaje mi się, że doskonale wiesz, o czym mówię - warknął Jesse i chwycił mężczyznę za przód koszulki, unosząc go przy tym nieco w górę. Na twarzy kierowcy pojawił się strach i zakłopotanie.
- To ty robiłeś zdjęcia Kellinowi i Vicowi - zaczął Jesse, bardziej stwierdzając, aniżeli pytając. - To ty wrzuciłeś je do sieci, to przez ciebie rozpadło się małżeństwo Kellina i to przez ciebie obaj muszą się tłumaczyć. Przez ciebie ich sekret wyszedł na jaw.
- Tak, ale...
- Winny się tłumaczy - Jesse puścił Kyle'a i spojrzał na niego spode łba.- Może i zrobili głupio, że zaczęli ze sobą kręcić i zaszli aż tak daleko, ale to ich sprawa. Tobie nic do tego. Nawet jeśli teraz zaczną być parą, co jest bardzo możliwe, wystarczy na nich spojrzeć, jak na siebie patrzą, tobie nic do tego. Może po prostu jesteś pieprzonym homofobem?
- Ja...
- Nie chce mi się z tobą rozmawiać - uciął go gitarzysta.- Jeśli jeszcze raz mi podpadniesz, nie chciałbym być w twojej skórze, zrozumiano?
Kyle tylko szybko pokiwał głową. Jesse spojrzał na niego jeszcze raz, z wielkim zdegustowaniem, po czym wyszedł tour busa i zaczerpnął świeżego powietrza.
- Hej, co cię zatrzymało? - zapytał go Gabe.
- Nic specjalnego - Jesse wzruszył ramionami i kątem oka zauważył Kellina i Vica, którzy stali nieco na uboczu. Trzymali się za ręce, ich palce były splecione, a oni patrzyli na siebie, jakby wokół nich nie było świata. Rozmawiali ze sobą, najwyraźniej na poważne tematy. - Hej, co u naszych gołąbków? - zapytał Gabe'a, na co on uśmiechnął się pod nosem i wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia. Ale przyznaj, uroczo ze sobą wyglądają.
- Kellin wygląda chyba na szczęśliwszego, niż gdy był z Katelynne - stwierdził Jesse, wzdychając przy tym.- Dajmy im pogruchać. Zasługują na to.
- Dobrze, że przynajmniej są uroczy. Gdyby brzydko ze sobą wyglądali, powiedziałbym im to.
Kellin i Vic odeszli nieco na bok, aby porozmawiać o tym, co może teraz nastąpić. Mam raczej na myśli ich przyszłość. Musieli zadecydować, czy będzie spólna, czy odczekają jeszcze chwilę, aż drama ucichnie i wszystko wróci do normalnego tempa. W głowie każdego z nich pojawiało się to samo pytanie: czy warto było spróbować stworzyć coś trwałego i zarazem pięknego? Ciągnęło ich do siebie. Po tych zdjęciach w internetach (przyp. aut. - przepraszam, że używam "internety", ale moja nołlajfowe oblicze się pokazuje) chyba nikt nie miał wątpliwości, że mieli się ku sobie. Zresztą, co stało na przeszkodzie? Kellin był w trakcie rozwodu, więc, jakby nie patrzeć, był już wolny i nie musiał przejmować się Katelynne. Vic również był singlem, od dłuższego czasu. Jedyną przeszkodą była ich nieśmiałość. Żaden z nich nie miał pojęcia, jak zacząć rozmowę o prawdopodobnym rozpoczęciu związku.
- No więc... - obaj zaczęli w ten sam sposób, w tym samym momencie. Uśmiechnęli się lekko i pochylili głowy, pokazując swoją nieśmiałość.
- Ty pierwszy - powiedział Kellin, chwytając Vica za rękę. Szatyn wzmocnił uścisk, splatając ich palce.
- Tak naprawdę nie wiem, co mam ci powiedzieć - zaśmiał się starszy.
- Victor Fuentes mistrzem elokwencji!
- Hej, masz coś do mojego wypowiadania się? Twoja wypowiedź była przesiąknięta sarkazmem.
- Jesteś też cholernie bystry - zaśmiał się Kellin i pocałował go w policzek.- Na pewno wiesz, co chcesz powiedzieć. Czyżby nieśmiały Vic pokazał swoją twarz?
Jeśli ktoś nie chce się zamknąć, sam spraw, aby to zrobił. Vic postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i pocałował Kellina w usta, dla którego taki obrót sprawy był miłym zaskoczeniem. Oddał pocałunek i już chciał rozszerzać wargi szatyna językiem, gdy ten się od niego oderwał (Vic, nie język) i spojrzał na niego czekoladowymi oczami, z których nie można było czegokolwiek wyczytać. Kellin uniósł pytająco brew, czekając na wyjaśnienie, dlaczego Fuentes musiał przerwać tę jakże przyjemną chwilę.
- Co teraz będzie, Kells? Chodzi mi o nas. Wszystko się wydało, już nie jesteś z Katelynne, a ja...
- Ty co, Vic?
- Daj mi dokończyć, do jasnej cholery, niszczysz moment!
Kellin uśmiechnął się pod nosem. Po prostu był ciekawy tego, co ma mu do powiedzenia Vic. Taki już był. Musiał wiedzieć wszystko o wszystkim, a już na pewno o JEGO Victorze.
- No więc - od początku zaczął Vic, drapiąc się w tył głowy i nieco spuszczając wzrok.- Skoro już... wszystko się wyjaśniło, a... my nie chcemy tego wszystkiego kończyć, to może byśmy spróbowali...
- Victorze Vincencie Fuentes, czy ty właśnie usiłujesz zapytać mnie, czy zostanę twoim chłopakiem?
Na policzkach Meksykanina pojawiły się rumieńce. Odwrócił wzrok od Kellina, nie chcąc na niego patrzeć. Tak, nieśmiałość przez niego przemawiała i było to doskonale widać. Brunet chwycił jego podbródek i zmusił starszego do spojrzenia na niego. Na początku nic nie mówił. Uśmiechał się tylko, w ten swój nonszalancki sposób, aż kolana miękły. W końcu lekko musnął wargi Vica, ale nie pozwolił mu przeciągnąć pocałunku. Teraz był czas na rozmowę, sobą mogą się zająć później. Pod wieczór na przykład, po koncertach, gdy inni pójdą się nachlać, a oni zostaną sami w autobusie... Nie wybiegajmy w przyszłość.
- Czuję się jak jakiś pieprzony licealista - zaśmiał się Vic.- Pytam dwudziestosiedmioletniego faceta o to, czy chce być moim chłopakiem.
- Tak naprawdę o to nie zapytałeś, nie zdołałeś. Widzisz, licealistom chyba prościej to przychodzi, niż trzydziestoletnim mężczyznom.
- Czyli... Zgadzasz się, czy nie?
- O nic mnie nie zapytałeś.
- Kellin...
- Nie wiem, o czym do mnie mówisz.
- Doskonale wiesz.
- Nie wiem, nie zadałeś żadnego pytania, więc na co mam ci odpowiedzieć.
- Kellin...
- Victor...
- Zostaniesz moim chłopakiem do kurwy nędzy, czy nie?! - krzyknął zniecierpliwiony Vic, na co Kellin zaśmiał się cicho. Był irytujący, doskonale to wiedział, a widok zdenerwowanego Victora bardziej go bawił, aniżeli przerażał.
- Co tak gwałtownie...- mruknął, krzyżując ręce na torsie.- Nie wiem, czy chcę mieć takiego agresywnego chłopaka...
- Bostwick, nie załamuj mnie...
- Teraz przechodzimy na nazwiska?
Cierpliwość Vica się skończyła. Żarty żartami, na początku można było się trochę pośmiać, ale teraz to wszystko stało się po prostu zwyczajnie irytujące. Victor doskonale wiedział, że Kellin to raczej szurnięta osoba, którą trzeba trzepnąć w łeb, żeby się uspokoiła, ale od czasu do czasu można zachować trochę powagi, prawda? Tak okazyjnie. Fuentes odwrócił się do niego plecami i powoli zaczął iść w stronę chłopaków, którzy udawali, że wcale na nich nie patrzą. Słabo im to szło, ale liczyły się chęci, prawda?
Jeśli ktoś nie chce się zamknąć, sam spraw, aby to zrobił. Vic postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i pocałował Kellina w usta, dla którego taki obrót sprawy był miłym zaskoczeniem. Oddał pocałunek i już chciał rozszerzać wargi szatyna językiem, gdy ten się od niego oderwał (Vic, nie język) i spojrzał na niego czekoladowymi oczami, z których nie można było czegokolwiek wyczytać. Kellin uniósł pytająco brew, czekając na wyjaśnienie, dlaczego Fuentes musiał przerwać tę jakże przyjemną chwilę.
- Co teraz będzie, Kells? Chodzi mi o nas. Wszystko się wydało, już nie jesteś z Katelynne, a ja...
- Ty co, Vic?
- Daj mi dokończyć, do jasnej cholery, niszczysz moment!
Kellin uśmiechnął się pod nosem. Po prostu był ciekawy tego, co ma mu do powiedzenia Vic. Taki już był. Musiał wiedzieć wszystko o wszystkim, a już na pewno o JEGO Victorze.
- No więc - od początku zaczął Vic, drapiąc się w tył głowy i nieco spuszczając wzrok.- Skoro już... wszystko się wyjaśniło, a... my nie chcemy tego wszystkiego kończyć, to może byśmy spróbowali...
- Victorze Vincencie Fuentes, czy ty właśnie usiłujesz zapytać mnie, czy zostanę twoim chłopakiem?
Na policzkach Meksykanina pojawiły się rumieńce. Odwrócił wzrok od Kellina, nie chcąc na niego patrzeć. Tak, nieśmiałość przez niego przemawiała i było to doskonale widać. Brunet chwycił jego podbródek i zmusił starszego do spojrzenia na niego. Na początku nic nie mówił. Uśmiechał się tylko, w ten swój nonszalancki sposób, aż kolana miękły. W końcu lekko musnął wargi Vica, ale nie pozwolił mu przeciągnąć pocałunku. Teraz był czas na rozmowę, sobą mogą się zająć później. Pod wieczór na przykład, po koncertach, gdy inni pójdą się nachlać, a oni zostaną sami w autobusie... Nie wybiegajmy w przyszłość.
- Czuję się jak jakiś pieprzony licealista - zaśmiał się Vic.- Pytam dwudziestosiedmioletniego faceta o to, czy chce być moim chłopakiem.
- Tak naprawdę o to nie zapytałeś, nie zdołałeś. Widzisz, licealistom chyba prościej to przychodzi, niż trzydziestoletnim mężczyznom.
- Czyli... Zgadzasz się, czy nie?
- O nic mnie nie zapytałeś.
- Kellin...
- Nie wiem, o czym do mnie mówisz.
- Doskonale wiesz.
- Nie wiem, nie zadałeś żadnego pytania, więc na co mam ci odpowiedzieć.
- Kellin...
- Victor...
- Zostaniesz moim chłopakiem do kurwy nędzy, czy nie?! - krzyknął zniecierpliwiony Vic, na co Kellin zaśmiał się cicho. Był irytujący, doskonale to wiedział, a widok zdenerwowanego Victora bardziej go bawił, aniżeli przerażał.
- Co tak gwałtownie...- mruknął, krzyżując ręce na torsie.- Nie wiem, czy chcę mieć takiego agresywnego chłopaka...
- Bostwick, nie załamuj mnie...
- Teraz przechodzimy na nazwiska?
Cierpliwość Vica się skończyła. Żarty żartami, na początku można było się trochę pośmiać, ale teraz to wszystko stało się po prostu zwyczajnie irytujące. Victor doskonale wiedział, że Kellin to raczej szurnięta osoba, którą trzeba trzepnąć w łeb, żeby się uspokoiła, ale od czasu do czasu można zachować trochę powagi, prawda? Tak okazyjnie. Fuentes odwrócił się do niego plecami i powoli zaczął iść w stronę chłopaków, którzy udawali, że wcale na nich nie patrzą. Słabo im to szło, ale liczyły się chęci, prawda?
- Vic, czekaj. - Kellin złapał go za rękę i przyciągnął do siebie, po czym objął go w pasie i oparł swoje czoło o jego.- Wiesz, że tak się tylko droczyłem, prawda?
Fuentes nic nie odpowiedział. Niech teraz Kelin trochę się namęczy.
- Oj, Viccy, skarbie, doskonale wiesz, że będę twoim chłopakiem, jakkolwiek to brzmi, gdy mówią to do siebie dorośli mężczyźni, ale tak, będę, bo cię... - urwał na moment, patrząc na Vica. Nie potrafił powiedzieć prostego słowa "kocham". Może to nie był jeszcze odpowiedni moment, na powiedzenie drugiemu, że się go kocha? Cóż, znali się cholernie długo, byli dla siebie kochankami też już dłuższy czas, ale żaden nie wypowiedział tych dwóch słów. Kocham cię. Niby łatwe do wypowiedzenia, a jednak sprawiały pewien kłopot. I jak Kellin miał dokończyć to zdanie? Nie był pewny, czy jego uczucia do Vica zaszły aż tak daleko, ale wiedział, że Fuentes był dla niego ważną osobą i nie chciał niczego zepsuć. - Bo cię kurewsko lubię, wiesz. I zależy mi na tobie. Cholernie. Dlatego. Tak. Będę. Twoim. Chłopakiem. Bo. Jesteś. Moim. Światem. - pojedyncze wyrazy opuszczał jego usta, gdy całował wargi Vica, który uśmiechnął się, gdy Kellin skończył mówić. To wiele dla niego znaczyło. Te słowa, które spłynęły z ust Kellina... To był znak, że mogą stworzyć razem coś pięknego, próbując tego nie zepsuć.
- Za romantycznie, zaraz zwymiotuję! - krzyknął Mike, który pojawił się za swoim starszym bratem.
Czas biegł szybko. Niedawno byli jeszcze w Indianapolis, żeby teraz już koncertować w Waszyngtonie. Byli po występach. Wieczór był ciepły i przyjemny. Prawie wszyscy poszli do jakieś knajpy, żeby porządnie się upić. Prawie. Kellin i Vic postanowili odrzucić propozycję Mike'a, który wręcz błagał na kolanach, aby z nimi wyszli. Oni byli jednak nieugięci. Chcieli cokolwiek pamiętać z tego dnia. Zresztą, pogoda była idealna na spacery, więc dlaczego tego nie wykorzystać? Wybrali się nad rzekę Potomak, której brzeg bardzo dobrze zagospodarowano i woda otoczona była zielenią. Szli parkiem trzymając się za ręce. W końcu byli parą. Chyba wszyscy przyzwyczaili się do tego, że okazywali sobie uczucia w miejscach publicznych, na scenie podczas King For A Day, albo przy chłopakach z zespołów, w autobusie czy podczas posiłków. Katelynne nie odzywała się do Kellina. Ich fani byli szczęśliwi, że ich idolom się powodzi. Oczywiście, znalazły się homofobiczne osoby, które wyzywały ich od pedałów czy rzucał innymi epitetami, ale oni nie brali tego do siebie. Byli ze sobą szczęśliwi, i to się liczyło.
Usiedli na miękkiej trawie, wtuleni w siebie, patrząc na zachodzące słońce, które odbijało się od tafli rzeki. Woda mieniła się wieloma kolorami; żółty przechodził w pomarańczowy, ten zaś stawał się czerwienią, a następnie różem. Otaczała ich cisza, której nikt nie chciał przerywać. Kellin spojrzał na Vica i uśmiechnął się lekko. Siedział wtulony w osobę, na której cholernie mu zależało. Z dnia na dzień jego uczucie do Victora rosło. Czuł całkiem coś innego przy nim, niż przy Katelynne. Coś mocniejszego, trwalszego. Magicznego.
- Przestań tak na mnie patrzeć - zaśmiał się Vic, patrząc na Kellina z uśmiechem.
- Nie patrzę - mruknął brunet, rumieniąc się lekko i odwracając wzrok.
- Hej, nie powiedziałem, że mi się to nie podoba.
Vic ujął twarz Kellina w dłonie i czule pocałował go w usta. Nie było tu żadnej walki o dominacje; ich wargi ruszały się w zgodnym tempie, jakby były dla siebie stworzone. To nie był nic nieznaczący, namiętny pocałunek bez emocji, który zwiastował nic innego, jak tylko seks. Tutaj było uczucie, które tylko czekało, aby wystrzelić i dać o sobie znać. Dłonie Kellina powędrowały na talię Vica, który oderwał się od bruneta i oparł swoje czoło o jego. Patrzyli sobie w oczy przez dłuższy czas. Zabawne, gra kontrastów. Jasne, niebieskie, zimne oczy Kellina idealnie komponowały się z czekoladowymi Victora. Podobnie było z odcieniami ich skóry- Vic był opalony, widać było jego latynoskie korzenie, Kellin natomiast był tak blady, że gdy wychodził na dłuższy czas na słońce, po kilku godzinach był czerwony jak homar. A jednak, pasowali do siebie. Pozornie różni, a jednak idealnie się uzupełniali. Czyżby to była prawdziwa miłość?
- Kocham cię.
Który to powiedział? Ich głosy zlały się w jeden. Powiedzieli to w tej samej chwili, na co każdy zareagował lekkim uśmiechem. W końcu to z siebie wyrzucili. Długo to trwało, ale w końcu się udało. Najważniejsze było to, że to, co sobie powiedzieli, było prawdą. Nie żadnymi pustymi słowami rzuconymi na wiatr. To wyszło prosto z ich serca, obaj doskonale to wiedzieli. Ich usta znowu się połączyły, w czułym i namiętnym zarazem pocałunku. Dłonie Vica znalazły się pod koszulką Kellina i zaczęły muskać jego bladą skórę. Brunet oderwał się od niego i uniósł brwi w górę.
- Nie, nie, nie, no chyba nie... - został uciszony przez kolejny pocałunek.
- Kells, niszczysz moment.
- Victor, do jasnej cholery...
- Zamknij się i pocałuj mnie - mruknął Vic, znów wpił się w usta młodszego. Zaczął majstrować przy rozporku Kellina, który stwierdził, że nie ma co z nim walczyć. I tak przegra. Vic wsunął dłoń w bokserki Kellina i chwycił jego przyrodzenie, na co brunet zareagował ciężkim sapnięciem. Szatyn zaczął energicznie poruszać nadgarstkiem. Kellin chwycił ramię Vica i wbił w nie paznokcie. Nie chciał być za głośno. Zwróciliby wtedy na siebie uwagę, a tego nie chcieli. W pewnym momencie jednak nie wytrzymał i krzyknął głośno, co przykuło uwagę pewnej starszej pani, która karmiła kaczki kilkanaście metrów od nich. Zaczęła iść w ich stronę. Vic jednak zdawał się jej nie zauważyć.
- V-Vic, kurwa, Vic - mruknął Kellin, patrząc to na twarz swojego chłopaka, to na zbliżającą się kobietę.- J-jakaś babcia i-idzie, kurwa, w naszą, huh, s-stronę.
- No to co... - mruknął Vic, muskając ustami szyję bruneta.
- BEZWSTYDNICY! WYCHOWANKOWIE SZATANA! EKSHIBICJONIŚCI! ZARAZ ZADZWONIĘ PO POLICJĘ!
Vic wyciągnął rękę z bokserek Kellina. Ten drugi szybko zapiął rozporek i oboje podnieśli się z ziemi, po czym chwycili się za ręce i szybkim krokiem odeszli od kobiety. Nie mieli zamiaru wdawać się z nią w jakieś konwersacje, które ona by pewnie wygrała. Starsze osoby potrafił być bardzo nieprzewidywalne.
- Gdyby nie ta kobieta, chętnie bym cię przeleciał na tej trawie - odezwał się Vic, gdy szli w kierunku parkingu festiwalowego, gdzie stały ich tour busy.
- W ogóle nie jesteś romantyczny - mruknął Kellin.- Najpierw mówisz, że mnie kochasz, żeby zaraz mi powiedzieć, że chciałbyś mnie przelecieć NA TRAWIE. Przy jakiejś staruszce karmiącej kaczki.
- Oj Kells - uśmiechnął się Victor i zatrzymał się, przez co Kellin też musiał stanąć.- Kocham cię. Bardzo. Cieszę się, że to wszystko się wydało, wiesz? Nie jestem z tobą tylko dla seksu, chociaż wiesz, mógłbym go uprawiać dniami i nocami...
- Mój tyłek by tego nie wytrzymał - wtrącił ze śmiechem Kellin.
- Ale cię kocham. I długo czekałem, żeby tow końcu powiedzieć.
Kellin uśmiechnął się i po prostu go do siebie przytulił. Żadnych pocałunków, po prostu zastygli w swoich objęciach, rozkoszując się ciepłem bijącym od drugiej osoby.
- Mój autokar jest wolny - odezwał się cicho Kellin.
- Idziemy.
Fuentes nic nie odpowiedział. Niech teraz Kelin trochę się namęczy.
- Oj, Viccy, skarbie, doskonale wiesz, że będę twoim chłopakiem, jakkolwiek to brzmi, gdy mówią to do siebie dorośli mężczyźni, ale tak, będę, bo cię... - urwał na moment, patrząc na Vica. Nie potrafił powiedzieć prostego słowa "kocham". Może to nie był jeszcze odpowiedni moment, na powiedzenie drugiemu, że się go kocha? Cóż, znali się cholernie długo, byli dla siebie kochankami też już dłuższy czas, ale żaden nie wypowiedział tych dwóch słów. Kocham cię. Niby łatwe do wypowiedzenia, a jednak sprawiały pewien kłopot. I jak Kellin miał dokończyć to zdanie? Nie był pewny, czy jego uczucia do Vica zaszły aż tak daleko, ale wiedział, że Fuentes był dla niego ważną osobą i nie chciał niczego zepsuć. - Bo cię kurewsko lubię, wiesz. I zależy mi na tobie. Cholernie. Dlatego. Tak. Będę. Twoim. Chłopakiem. Bo. Jesteś. Moim. Światem. - pojedyncze wyrazy opuszczał jego usta, gdy całował wargi Vica, który uśmiechnął się, gdy Kellin skończył mówić. To wiele dla niego znaczyło. Te słowa, które spłynęły z ust Kellina... To był znak, że mogą stworzyć razem coś pięknego, próbując tego nie zepsuć.
- Za romantycznie, zaraz zwymiotuję! - krzyknął Mike, który pojawił się za swoim starszym bratem.
Czas biegł szybko. Niedawno byli jeszcze w Indianapolis, żeby teraz już koncertować w Waszyngtonie. Byli po występach. Wieczór był ciepły i przyjemny. Prawie wszyscy poszli do jakieś knajpy, żeby porządnie się upić. Prawie. Kellin i Vic postanowili odrzucić propozycję Mike'a, który wręcz błagał na kolanach, aby z nimi wyszli. Oni byli jednak nieugięci. Chcieli cokolwiek pamiętać z tego dnia. Zresztą, pogoda była idealna na spacery, więc dlaczego tego nie wykorzystać? Wybrali się nad rzekę Potomak, której brzeg bardzo dobrze zagospodarowano i woda otoczona była zielenią. Szli parkiem trzymając się za ręce. W końcu byli parą. Chyba wszyscy przyzwyczaili się do tego, że okazywali sobie uczucia w miejscach publicznych, na scenie podczas King For A Day, albo przy chłopakach z zespołów, w autobusie czy podczas posiłków. Katelynne nie odzywała się do Kellina. Ich fani byli szczęśliwi, że ich idolom się powodzi. Oczywiście, znalazły się homofobiczne osoby, które wyzywały ich od pedałów czy rzucał innymi epitetami, ale oni nie brali tego do siebie. Byli ze sobą szczęśliwi, i to się liczyło.
Usiedli na miękkiej trawie, wtuleni w siebie, patrząc na zachodzące słońce, które odbijało się od tafli rzeki. Woda mieniła się wieloma kolorami; żółty przechodził w pomarańczowy, ten zaś stawał się czerwienią, a następnie różem. Otaczała ich cisza, której nikt nie chciał przerywać. Kellin spojrzał na Vica i uśmiechnął się lekko. Siedział wtulony w osobę, na której cholernie mu zależało. Z dnia na dzień jego uczucie do Victora rosło. Czuł całkiem coś innego przy nim, niż przy Katelynne. Coś mocniejszego, trwalszego. Magicznego.
- Przestań tak na mnie patrzeć - zaśmiał się Vic, patrząc na Kellina z uśmiechem.
- Nie patrzę - mruknął brunet, rumieniąc się lekko i odwracając wzrok.
- Hej, nie powiedziałem, że mi się to nie podoba.
Vic ujął twarz Kellina w dłonie i czule pocałował go w usta. Nie było tu żadnej walki o dominacje; ich wargi ruszały się w zgodnym tempie, jakby były dla siebie stworzone. To nie był nic nieznaczący, namiętny pocałunek bez emocji, który zwiastował nic innego, jak tylko seks. Tutaj było uczucie, które tylko czekało, aby wystrzelić i dać o sobie znać. Dłonie Kellina powędrowały na talię Vica, który oderwał się od bruneta i oparł swoje czoło o jego. Patrzyli sobie w oczy przez dłuższy czas. Zabawne, gra kontrastów. Jasne, niebieskie, zimne oczy Kellina idealnie komponowały się z czekoladowymi Victora. Podobnie było z odcieniami ich skóry- Vic był opalony, widać było jego latynoskie korzenie, Kellin natomiast był tak blady, że gdy wychodził na dłuższy czas na słońce, po kilku godzinach był czerwony jak homar. A jednak, pasowali do siebie. Pozornie różni, a jednak idealnie się uzupełniali. Czyżby to była prawdziwa miłość?
- Kocham cię.
Który to powiedział? Ich głosy zlały się w jeden. Powiedzieli to w tej samej chwili, na co każdy zareagował lekkim uśmiechem. W końcu to z siebie wyrzucili. Długo to trwało, ale w końcu się udało. Najważniejsze było to, że to, co sobie powiedzieli, było prawdą. Nie żadnymi pustymi słowami rzuconymi na wiatr. To wyszło prosto z ich serca, obaj doskonale to wiedzieli. Ich usta znowu się połączyły, w czułym i namiętnym zarazem pocałunku. Dłonie Vica znalazły się pod koszulką Kellina i zaczęły muskać jego bladą skórę. Brunet oderwał się od niego i uniósł brwi w górę.
- Nie, nie, nie, no chyba nie... - został uciszony przez kolejny pocałunek.
- Kells, niszczysz moment.
- Victor, do jasnej cholery...
- Zamknij się i pocałuj mnie - mruknął Vic, znów wpił się w usta młodszego. Zaczął majstrować przy rozporku Kellina, który stwierdził, że nie ma co z nim walczyć. I tak przegra. Vic wsunął dłoń w bokserki Kellina i chwycił jego przyrodzenie, na co brunet zareagował ciężkim sapnięciem. Szatyn zaczął energicznie poruszać nadgarstkiem. Kellin chwycił ramię Vica i wbił w nie paznokcie. Nie chciał być za głośno. Zwróciliby wtedy na siebie uwagę, a tego nie chcieli. W pewnym momencie jednak nie wytrzymał i krzyknął głośno, co przykuło uwagę pewnej starszej pani, która karmiła kaczki kilkanaście metrów od nich. Zaczęła iść w ich stronę. Vic jednak zdawał się jej nie zauważyć.
- V-Vic, kurwa, Vic - mruknął Kellin, patrząc to na twarz swojego chłopaka, to na zbliżającą się kobietę.- J-jakaś babcia i-idzie, kurwa, w naszą, huh, s-stronę.
- No to co... - mruknął Vic, muskając ustami szyję bruneta.
- BEZWSTYDNICY! WYCHOWANKOWIE SZATANA! EKSHIBICJONIŚCI! ZARAZ ZADZWONIĘ PO POLICJĘ!
Vic wyciągnął rękę z bokserek Kellina. Ten drugi szybko zapiął rozporek i oboje podnieśli się z ziemi, po czym chwycili się za ręce i szybkim krokiem odeszli od kobiety. Nie mieli zamiaru wdawać się z nią w jakieś konwersacje, które ona by pewnie wygrała. Starsze osoby potrafił być bardzo nieprzewidywalne.
- Gdyby nie ta kobieta, chętnie bym cię przeleciał na tej trawie - odezwał się Vic, gdy szli w kierunku parkingu festiwalowego, gdzie stały ich tour busy.
- W ogóle nie jesteś romantyczny - mruknął Kellin.- Najpierw mówisz, że mnie kochasz, żeby zaraz mi powiedzieć, że chciałbyś mnie przelecieć NA TRAWIE. Przy jakiejś staruszce karmiącej kaczki.
- Oj Kells - uśmiechnął się Victor i zatrzymał się, przez co Kellin też musiał stanąć.- Kocham cię. Bardzo. Cieszę się, że to wszystko się wydało, wiesz? Nie jestem z tobą tylko dla seksu, chociaż wiesz, mógłbym go uprawiać dniami i nocami...
- Mój tyłek by tego nie wytrzymał - wtrącił ze śmiechem Kellin.
- Ale cię kocham. I długo czekałem, żeby tow końcu powiedzieć.
Kellin uśmiechnął się i po prostu go do siebie przytulił. Żadnych pocałunków, po prostu zastygli w swoich objęciach, rozkoszując się ciepłem bijącym od drugiej osoby.
- Mój autokar jest wolny - odezwał się cicho Kellin.
- Idziemy.
Tak słodko i romantycznie, omg ;-; oni są razem i się kochają, tyle na to czekałam. Kc Dżogurt za Twoje opowiadanie, czekam na więcej, dawaj seksy ;___;
OdpowiedzUsuń~gwiazdek
Czytam, Dżogurt jesteś zajebista, kocham Cię.
OdpowiedzUsuńTo było słodziutkie aw ;_; jesteś świetna
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytać Twojego Kellic'a. Jest zajebisty!
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest świetny. Zresztą wszystkie są świetne ;D
Czekam na kolejne rozdziały, a później na kolejne opowiadanie.
@absinapi
No nie mogę Dżogurt powalasz! Mega<33 @m_sobala
OdpowiedzUsuńwiesz, że tak zareaguję, ale no muszę: hfudijnewhiurowehdsfvndswortewmucydmhreuoucyreogukxdwhg8dxkh08utebhninhg9ienhopreufibgnreijfhonugr9enh9ueripg. jessu, Dżogurt kocham Cię.
OdpowiedzUsuńjedyna rzecz, która mi się nie podoba, to to, że jest tak krótko. XD
tak słodko, że odechciało mi się lodów ;__;
OdpowiedzUsuńPuaczę, bo przypomniałam sobie, że to jest tylko ff ;-; To było takie suodkie i romantyczne i Jezu zabijasz mnie, wiesz? ;-;
OdpowiedzUsuńCzytam, Dżogurt jesteś zajebista, kocham Cię. asdfghjk
Czekam na kolejne rozdziały, a później nowe opowiadanie kc
@mrocznaemilia
Aw jak słodko :33
OdpowiedzUsuń@l0stinmistake
O człowieku, zdycham jak to czytam |D Zabawni są, naprawdę. Jednocześnie uroczy, rzecz jasna.
OdpowiedzUsuńPisz, pisz. Jak na razie może nie jest to dzieło Sienkiewicza czy Prusa, ale im dłużej będziesz pisać tym styl będziesz miała lepszy i dojrzalszy, więc trzeba dopracowywać swój warsztat.
Czekam sobie na ciąg dalszy.
(@rare_shit)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuńsłodziutko .... zajebiście piszesz Dżogurt !!!!!! :)
OdpowiedzUsuńAfhgbdaievsjf.. Boskooooo... *-*
OdpowiedzUsuńPiszesz genialnie... ;D No i jeszcze Mike.. Hhahah ^^
GE NIA LNE. <3 życzę Ci, żebyś pisała tak dalej, i żeby było tylko lepiej. DUUUUŻO WENY. ^^
OdpowiedzUsuńP.S. wiem, że to nie w temacie Twojego opowiadania, ale chciałam zapytać co z tłumaczeniem The Deal? Czy będzie dalsza część? :)
/ Harakiri.
Kosiarka
Usuńmiała tłumaczyć, ale gdzieś wyjechała, dopiero wczoraj wróciła no i nie
wiem, trzeba jej pytać, kiedy doda, bo wiem, że już coś przetłumaczyła.
okej, dziekuję bardzo :3
Usuńborze borze kocham to Twoje opowiadanie, i wgl zapisuję się do fanpejdża Twoich przypisów autorskich <3
OdpowiedzUsuńJezus, jakie to jest cudowne ;__; tak bardzo czekałam na to wszystko. i w chuj się cieszę, że Katelynn chciała tego rozwodu. Kellic fajv eva!
OdpowiedzUsuńCudoooooooo *-* ta starsza pani xD hahaha c; ale mogłabyś napisać książkę... całą serię książek *-* to było by zajebiste *-* czytała bym każdą *-* po kilka razy :D
OdpowiedzUsuń@McKaganStradlin <3333333333