Ogłoszenia parafialne.
W rozdziale nie ma seksu, no bo ile można się pieprzyć, nie? Tutaj mamy raczej... Jakąś tam fabułę. Przeczytajcie, to się dowiecie.
Planuję zakończyć to ff w piętnastu rozdziałach. ALE! Nie martwcie się, moi drodzy! Po tym opowiadaniu zacznę pisać inne. Również Kellica, ale jakiegoś innego. Coś się wymyśli.
No i jak zwykle, paplanina Dżogurta: rozdział to masło maślane, według mnie, nie podoba mi się, ale Wam pewnie będzie i to się liczy. Wam się zawsze wszystko podoba, nie rozumiem tego.
Tak czy siak, korzystać!
________________________
- Kellin, proszę cię, wyjdź spod tej kołdry...
W rozdziale nie ma seksu, no bo ile można się pieprzyć, nie? Tutaj mamy raczej... Jakąś tam fabułę. Przeczytajcie, to się dowiecie.
Planuję zakończyć to ff w piętnastu rozdziałach. ALE! Nie martwcie się, moi drodzy! Po tym opowiadaniu zacznę pisać inne. Również Kellica, ale jakiegoś innego. Coś się wymyśli.
No i jak zwykle, paplanina Dżogurta: rozdział to masło maślane, według mnie, nie podoba mi się, ale Wam pewnie będzie i to się liczy. Wam się zawsze wszystko podoba, nie rozumiem tego.
Tak czy siak, korzystać!
________________________
- Kellin, proszę cię, wyjdź spod tej kołdry...
Vic próbował wyciągnąć Kellina z jego pryczy w autokarze, jednak ten był nieugięty. Wyszedł tylko na występ w Salt Lake City, na którym nie zachowywał się jak on. Nie rozmawiał z publicznością. Chciał, żeby koncert skończył się jak najszybciej. Chciał zniknąć i nikomu się nie pokazywać. Chyba nie było osoby, która nie widziałaby zdjęć. Na Twitterze roiło się od wiadomości od fanów. Niektórzy byli zdegustowani, inni natomiast szczęśliwi ("BOŻE, KELLIC SIĘ UJAWNIŁ!!!!ONE1ONE!1!"). Tumblr ciągle się zacinał, a na Facebook'u na wszystkich fanpejdżach można było zobaczyć fotki. Chłopacy z zespołów zadawali pełno pytań, na które Kellin nie miał siły odpowiadać. Tylko Vic okazał się na tyle silny i odważny, aby coś powiedzieć na ten temat. Na swoim Twitterze napisał, że nic się nie zmieniło. I to wszystko. Mike nie miał zamiaru tego komentować. Jako jedyny o nich wiedział, ale Vic nie wierzył, że to on mógł wrzucić zdjęcia do sieci. To nie był ten typ człowieka. Zresztą, nie było go wtedy przy nich, nie miał jak tego zrobić.
Jednym z największych problemów była Katelynne, która oczywiście już o wszystkim wiedziała. Telefon Kellina wibrował cały czas, ale on nie miał na tyle odwagi, aby go odebrać. Bał się tej rozmowy, od której zależała jego przyszłość. Od tego zależała przyszłość jego rodziny, która prawdopodobnie się rozpadła. Dlatego leżał pod kołdrą, nie zwracając uwagi na prośby Vica. Już nawet jego komórka przestała dzwonić.
- Kellin, spójrz na mnie. Chociaż tyle zrób.
Brunet jęknął i spojrzał na Vica podpuchniętymi, przekrwionymi oczami. Wyglądał na zmęczonego i zmarnowanego. I tak w istocie było. Nie miał nawet siły, żeby wyjść z koi. Victorowi pękało serce, gdy widział Kellina w takim stanie. Był jego najlepszym przyjacielem, ba, kochankiem, bardzo ważną osobą w jego życiu, z którą łączyło go coś mocniejszego, niż tylko seks i wspólne występy.
- Jak się czujesz? - zapytał Vic, chociaż wiedział, że trudno będzie wyciągnąć z młodszego jakąkolwiek odpowiedź. Na jego pytanie, Kellin tylko pociągnął nosem i nałożył kołdrę na głowę. Vic westchnął głośno i położył się obok bruneta. Objął go w pasie i przytulił do siebie, przy okazji ściągając z jego głowy kołdrę.
- Kells, wiesz, że masz mnie, prawda? Będę przy tobie obojętnie co by się działo.
Kellin nadal się nie odzywał. Jedynie patrzył na Vica tymi szklanymi oczami.
- Stało się, nic z tym nie zrobimy. I tak nam się udało zachować to w tajemnicy przez bardzo długi czas. Ale wiesz, musimy jakoś przez to przebrnąć. Razem damy radę, co?
Kellin pokiwał lekko głową. Och, wow, coś do niego dotarło! Dobrze mieć obok siebie bliską ci osobę. Najwyraźniej tu nie chodziło tylko o seks. Może Vic zostanie dla niego kimś więcej...
- Co z Katelynne? - Vic wkroczył w niebezpieczne tematy.
- Cały czas dzwoniła, ale nie odbierałem... - wyszeptał Kellin, wtulając się w klatkę piersiową szatyna, który westchnął głośno.
- Musisz z nią porozmawiać. To w końcu twoja... Żona.
- Nie wiem, co miałbym jej powiedzieć - mruknął brunet.- Hej Katey, przepraszam, że zdradziłem cię z moim najlepszym przyjacielem, jednak wolę chłopców, ale nadal możemy tkwić w tym chorym związku.
Vic nic na to nie odpowiedział. Po prostu leżeli tak, wtuleni w siebie przez parę dobrych minut. Nikt nie przerywał ogarniającej ich ciszy. Obaj musieli poukładać sobie wszystko w głowie. To nie było tak łatwe, jak się wydawało. Zagalopowali się. Gdyby nie okazywali sobie uczuć w miejscach publicznych i na otwartym terenie, wszystko byłoby w porządku. Co mieli zrobić?
- Zadzwoń do niej.- Odezwał się nagle Vic.
- C-co? Nie, nie, nie, Vic, nie.
- To ja zadzwonię. - Meksykanin wzruszył ramionami i chwycił telefon Kellina leżący przy poduszce. Brunet chwycił Vica za nadgarstek i spojrzał na niego przerażonym wzrokiem.
- Nie! - prawie krzyknął.
- Albo ja zadzwonię i nie wiem, jak ta rozmowa się skończy, albo ty zadzwonisz. Kellin, pomyśl. Kiedyś będziesz musiał to zrobić. Im szybciej tym lepiej.
Kellin westchnął głośno i pokiwał głową, chwytając telefon. Spojrzał jeszcze na Vica przeszywającym, jasnym spojrzeniem.
- Razem. Znaczy się, włączę głośnik, ja będę mówić, a jak nie dam rady to... Ty coś powiesz.
Vic pokiwał głową. Kellin wybrał numer Katelynne i włączył głośnik, po czym położył telefon na poduszce między nimi. Cholernie się denerwował. Nawet nie wiedział, co ma powiedzieć! Pewnie powie coś głupiego i spierdoli wszystko jeszcze bardziej. Po szóstym sygnale Katelynne w końcu odebrała. Kellin wziął głęboki oddech i spojrzał na Vica. Ten skinął głową, dając mu do zrozumienia, żeby zaczął mówić.
- Katey... - zaczął, ale kobieta mu przerwała.
- Teraz mówisz do mnie Katey? Po tym, co mi zrobiłeś? Czy ty sobie wyobrażasz, co ja teraz czuję?
- Ja... Przepraszam. Przepraszam.
- Przepraszasz. Szkoda tylko, że mam to gdzieś. Zraniłeś mnie, Kellin. Myślałam, że te prawie pięć lat związku coś dla ciebie znaczą. Najwyraźniej się myliłam. Wiesz, już nawet nie chodzi o mnie. Co z Copeland? Nic dla ciebie nie znaczy?
- Z-znaczy, kocham ją całym sercem...
- Gdyby tak było, to nie pieprzyłbyś się z Victorem na boku!
Teraz Vic postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Widział, że Kellin zaraz się podda i nie będzie wiedział co powiedzieć. To pewnie była jedna z najtrudniejszych rozmów w jego życiu.
- Hej Katelynne, z tej strony Vic Fuentes. Zanim mi przerwiesz, zwyzywasz mnie i tak dalej, po prostu mnie wysłuchaj dobrze?
Cisza na drugim końcu dała mu jasną odpowiedź, dlatego kontynuował.
- Nie mam zamiaru kłamać. Kellin też zresztą nie. Tak, sypialiśmy ze sobą, całowaliśmy się, przytulaliśmy. Zachowywaliśmy się jak para. On popełnił błąd. Ja popełniłem błąd. Niestety, już nie da się ich naprawić. Nie wiem, czy Kellin cię kocha. On sam pewnie tego nie wie - Vic zerknął na Kellina, na co ten pokiwał lekko głową.- Ale na pewno kocha Cope. Na pewno. Jest jego całym światem. Trudno mi powiedzieć, co teraz będzie. To zależy od was.
Tym zdaniem zakończył swoją wypowiedź i spojrzał na Kellina, który westchnął głośno.
- Chcę rozwodu, Kellin.
Brunet zamknął oczy i zacisnął usta w cienką linię. Wszystko mu się posypało. Rozwalił swoją rodzinę. Vic chwycił jego dłoń i splótł ich palce, żeby młodszy wokalista miał świadomość, że ma obok siebie kogoś bliskiego, na kogo zawsze może liczyć. Każdy powinien mieć taką osobę.
- Pojadę do prawnika, sądu, wszystko załatwię. Masz niedługo dłuższą przerwę w Warped, prawda? Miałeś przylecieć do Oregonu. Wtedy podpiszesz papiery i pójdziemy razem do prawnika. Wydaje mi się, że pod koniec sierpnia będzie rozprawa, ale nie wiem, zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Jak ona mogła tak swobodnie o tym mówić? W jej głosie nie było słychać żalu, smutku. Już nawet nie było w nim gniewu. Tak szybko doszła do siebie? Ciekawe, naprawdę. Kellin zacisnął mocniej palce na dłoni Vica.
- Wszystko pasuje?
- Tak - powiedział Kellin, zdecydowanie, ze stanowczością w głosie. Nawet Vic się zdziwił, skąd u niego nagle tyle siły. Przed chwilą przecież jeszcze płakał.- Co z Copeland?
- Zostaje ze mną. To chyba jasne, prawda? Dogadamy się, jak przyjedziesz. Alimenty, odwiedziny, te sprawy. Pasuje?
- Tak, pasuje...
- Cieszę się. Do zobaczenia.
Z tymi słowami Katelynne rozłączyła się. Vic spojrzał pytająco na Kellina. Ten przez dłuższą chwilę się nie odzywał, ale po chwili usiadł na łóżku, wziął głęboki oddech i pokiwał głową. Skoro to się wydarzyło, tak miało być. Trzeba się z tym pogodzić. Tylko to mu pozostało. Nie miał nawet zamiaru się z nią kłócić. Doskonale wiedział, że i tak postawi na swoim. Zresztą, gdyby go prawdziwie kochała, nie rozmawiałaby z nim o rozwodzie przez telefon. Humor nie zmieniłby jej się tak szybko. Natomiast gdyby on ją kochał, nadal by o nią walczył. Może to i lepiej, że to wszystko się stało? Kellin przekonał się, że tak naprawdę Katelynne nic dla niego nie znaczyła. Była tylko matką jego córki. To właśnie ją kochał, swoją małą Coco. Katelynne nie była chyba aż tak wredna osobą, żeby ograniczyć widywanie się z dzieckiem do minimum, prawda?
- Kellin? - jego rozmyślania przerwał głos Vica, który wpatrywał się w niego z ciekawością. - Wszystko w porządku?
- Nie wiem, Vic, nie wiem - westchnął.- Chociaż... Wiem, wiem do kurwy nędzy. Jest zajebiście, wiesz? Jest kurewsko zajebiście. I nie mówię tak, żebyś się odwalił, czy coś. Nie, jest zajebiście. Bo to wszystko otworzyło mi oczy. Nie kochałem Katelynne. Znaczy się, kochałem kiedyś, ale teraz... To wygasło, wiesz? Nie mam pojęcia, dlaczego wziąłem z nią ślub. Widzisz, byliśmy małżeństwem z dwa miesiące, tylko dwa miesiące. Boże, Victor!
- Hej, przystopuj - zaśmiał się Vic. Kellin pokiwał głową i uśmiechnął się lekko. Nie czuł się załamany. Wręcz przeciwnie. Miał wrażenie, że zakończył jakiś etap swojego życia, aby rozpocząć kolejny, lepszy, ciekawszy, weselszy. Nie wiedział, co dokładnie wydarzy się w tym etapie, ale był przekonany, że na pewno będzie w nim miejsce dla Vica.
- Po prostu czuję się... Wolny? To chyba dobre słowo. I wiesz co? - spojrzał na szatyna z uśmiechem.- Dziękuję ci. Cholernie ci dziękuję.
- Nie ma za... - Vic nie dokończył swojej wypowiedzi, bo poczuł usta Kellina na swoich.
Ten pocałunek smakował inaczej. Może dlatego, że wszyscy i tak już o nich wiedzieli? Może dlatego, że kwestia rozwiązania związku Kellina i Katelynne leżała tylko w podpisaniu papierów i rozprawy w sądzie? Ten pocałunek był pełen uczucia, pasji... Miłości? Czy między nimi była miłość? Kiedyś nazywali się przyjaciółmi z korzyściami. Owszem, teraz też mogliby się tak nazywać, ale czy tego chcieli? Chcieli uprawiać ze sobą tylko seks, czy spróbować czegoś poważniejszego? Śmiesznie, takie same myśli krążyły teraz po ich głowach, a połączyli tylko swoje usta, które poruszały się zgodnym rytmem. Nikt nie walczył o dominację. Delektowali się sobą. Cieszyli się sobą.
- Tak bardzo pięknie - przerwał im głos Mike'a.
Oderwali się od siebie i uśmiechnęli się lekko do młodszego z braci. Ten również odpowiedział im uśmiechem. Mike był świetnym człowiekiem. Zresztą, wszyscy chłopcy nie sprawiali wrażenia, że przeszkadza im fakt, że ich przyjaciele okazali się homoseksualistami (lub biseksualistami, przecież oboje byli w związkach z kobietami, kto ich tam wie).
- Nie chciałem przerywać tego pięknego obrazka, ale ruszamy do Denver, no i nie wiem, braciszku, jedziesz z nami, czy może wolisz jeszcze pogruchać z Kellinem?
Cała trójka zaśmiała się głośno.
- Z czego się śmiejemy? - zapytał Justin, który nagle znalazł się w tour busie razem z resztą chłopaków z Sleeping With Sirens.
- Z niczego specjalnego - powiedział Mike.- Obawiam się, moi drodzy przyjaciele, że droga do Denver upłynie wam w towarzystwie naszej nowej parki.
- Nie jesteśmy parą! - jednocześnie krzyknęli Kellin i Vic, po czym spojrzeli na siebie i w tym samym czasie oblali rumieńcem. Super, dają im jeszcze więcej dowodów, że są razem, nawet jeśli nie są. Bo przecież nie byli. Żaden z nich nie zapytał drugiego "Hej, chcesz zostać moim chłopakiem?" wprost. Nie mieli nawet pojęcia, czy to w ogóle nastąpi.
- Dobra, dobra, poczekamy, aż się przyznacie - zaśmiał się Jesse.
- Poczekamy - skinął głową Mike.- To idziesz, czy nie?
Vic spojrzał na Kellina, na co ten wzruszył ramionami. Chciał, żeby Vic z nim został, ale nie chciał też wybierać za niego. W końcu był dorosłym facetem, sam mógł o sobie decydować.
- Zostanę - powiedział Vic, na co Kellin uśmiechnął się lekko. Nie mógł się powstrzymać i lekko musnął usta szatyna, po czym chwycił jego dłoń i splótł ich palce.
- I wy nam próbujecie wcisnąć, że nie jesteście razem - Mike przewrócił teatralnie oczami, po czym pomachał wszystkim na pożegnanie i wyszedł z autokaru.
- Tylko bądźcie cicho, jeśli wy coś ten teges - powiedział Gabe, na co wszyscy odpowiedzieli szczerym śmiechem.
- Zadzwoń, jak już będziesz na miejscu, dobrze?
- Zadzwonię.
- I jak już wszystko sobie z nią wyjaśnisz, to też zadzwoń, dobrze?
- Zadzwonię.
- I jak będziesz wracał, to też zadzwoń.
- Boże Vic, zadzwonię! - zaśmiał się Kellin i pocałował Victora w usta, żeby w końcu się zamknął. Spotkało się to z kilkoma spojrzeniami zdegustowania, ale oni mieli to gdzieś. W końcu nie musieli się ukrywać. Cóż, nadal było to trochę niewygodne, kiedy miało się tą świadomość, że zdradziło się żonę ze swoim najlepszym przyjacielem, ale większość powoli już się do tego przyzwyczajała. Najszczęśliwsze był shipperki Kellica (przyp. aut. WYOBRAŻACIE SOBIE, CO BY BYŁO, GDYBY TAK BYŁO NAPRAWDĘ, JEZU, ZGON x__x), które chyba umierały ze szczęścia. Podsumowując, nie było źle. Kellin chyba niepotrzebnie przejmował się tym wszystkim na początku. Teraz był spokojny i zadowolony z takiego, a nie innego obrotu sprawy. Teraz trzeba było zakończyć sprawę z Katelynne.
- Samolot United Airlines lecący do Medford, Oregon, o godzinie dziewiętnastej dwadzieścia właśnie wylądował, prosimy o pasażerów lotu 5599 o udanie się do hali odlotów. Samolot United Airlines lecący do Medford, Oregon, o godzinie dziewiętnastej dwadzieścia właśnie wylądował, prosimy o pasażerów lotu 5599 o udanie się do hali odlotów.
- Idę, bo zaraz odleci mi samolot i niczego nie załatwię - powiedział Kellin.
- Zadz...
- Zadzwonię - przerwał mu, po czym przytulił się do niego mocno i przymknął oczy. Poczuł, jak Vic mocniej go do siebie przytula, oplatając go w talii. - Obiecuję.
Szatyn delikatnie, ale czule pocałował go w usta. Oderwali się od siebie dopiero, gdy na lotnisku ponownie rozległ się kobiecy głos, oznajmujący, że pasażerowie muszą udać się do hali odlotów.
- Do zobaczenia we wtorek - uśmiechnął się, po czym jeszcze szybko pocałował go w usta i zaczął iść w stronę hali odlotów.
Odprowadziło go czekoladowe spojrzenie Vica. Kto by pomyślał. Wylatuje tylko na dwa dni, a będzie za nim tęsknić, jakby rozłąka była o wiele dłuższa. Szczerze mówiąc, Vic był trochę zdenerwowany tym, co wydarzy się w Oregonie. Może nagle Katelynne wybaczy Kellinowi i nie będzie żadnego rozwodu? Nie, żeby to stało na przeszkodzie, ale Fuentes zdążył już przyswoić sobie tą myśl, że teraz Kellin będzie jego i tylko jego. Och, Victorze, zrobiłeś się taki romantyczny! Czyżbyś zaczął czuć do Quinna coś mocniejszego? Patrzył na Kellina tak długo, aż ten nie zniknął mu z pola widzenia, po czym w końcu odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia z lotniska.
Odprowadziło go czekoladowe spojrzenie Vica. Kto by pomyślał. Wylatuje tylko na dwa dni, a będzie za nim tęsknić, jakby rozłąka była o wiele dłuższa. Szczerze mówiąc, Vic był trochę zdenerwowany tym, co wydarzy się w Oregonie. Może nagle Katelynne wybaczy Kellinowi i nie będzie żadnego rozwodu? Nie, żeby to stało na przeszkodzie, ale Fuentes zdążył już przyswoić sobie tą myśl, że teraz Kellin będzie jego i tylko jego. Och, Victorze, zrobiłeś się taki romantyczny! Czyżbyś zaczął czuć do Quinna coś mocniejszego? Patrzył na Kellina tak długo, aż ten nie zniknął mu z pola widzenia, po czym w końcu odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia z lotniska.
Kellin natomiast wszedł do hali odlotów. Spotkał się z kilkoma spojrzeniami, jakby pytającymi go, czy to on jest Kellinem Quinnem i czy to właśnie on zdradził swoją żonę ze swoim przyjacielem. On jednak szedł przed siebie, nie zwracając na nich uwagi. Zatrzymał się dopiero przy wolnym siedzeniu, najbardziej oddalonym od ludzi. Aspołeczny Kellin się ujawnia. Zaczął robić coś z telefonem, trochę Twittera, Instagrama, czas zleciał szybko. Jego samolot był już gotowy, dlatego wyciągnął z plecaka (bo nie było sensu brać walizki na dwa dni, wszystko zostało w tour busie) bilety i paszport, po czym udał się do bramki, gdzie sprawnie przepuszczono go dalej. Kto by pomyślał, że United Airlines będą dzisiaj tak sprawnie działać. Po czterdziestu minutach znalazł się w powietrzu. Chciał dolecieć na miejsce jak najszybciej. Chciał zobaczyć się z córką i załatwić wszystko, co było potrzebne do sprawy rozwodowej. Już przyzwyczaił się do tego, że będzie rozwodnikiem, że nie będzie tak często widywał się z Copeland, ale były też tego plusy. Mógłby spróbować czegoś poważniejszego z Viciem. Miał wrażenie, że i Vic tego chciał, tylko żaden nie miał na tyle odwagi, aby powiedzieć to drugiemu wprost. Muszą poczekać i zobaczyć, jak potoczą się wszystkie sprawy. Myśląc o wszystkim i o niczym, Kellin zapadł w sen.
Obudził się dwadzieścia minut przed lądowaniem, kiedy stewardessy zaczęły chodzić po pokładzie i sprawdzać, czy wszystko jest w porządku, czy pasażerowie są zapięci i tak dalej. Wszystko poszło sprawnie i po czterdziestu minutach Kellin stał już przed lotniskiem w Medford. Zwykle czekała tu na niego Katelynne, ale czego on mógł się spodziewać? Że skoczy mu na szyję i zacznie całować? Chyba powinien zacząć się odzwyczajać. Poszedł w stronę postoju taksówek. Wsiadł do jednej z nich, podał kierowcy adres i pojechali. Pod domem znalazł się po pół godziny. Na początku ociągał się z wyjściem z samochodu, ale w końcu zapłacił taksówkarzowi i zamknął za sobą drzwi. Wdech, wydech, wdech, wydech. Rusz się, Kellin, nie stój na środku chodnika. W końcu postawił pierwsze kroki i po chwili już dzwonił do drzwi wejściowych. Równie dobrze mógł użyć kluczy, ale czy to było wskazane w takiej sytuacji? Po minucie otworzyła mu Katelynne, która tylko przelotnie na niego spojrzała i zniknęła w wnętrzu domu. Kellin wszedł za nią, prosto do salonu, gdzie na podłodze, wśród zabawek, siedziała Copeland. Brunet uśmiechnął się pod nosem i wziął dziewczynkę na ręce, po czym przytulił ją do siebie i pocałował w czółko.
- Nie chcę cię widzieć w moim domu, więc zróbmy to, co mamy do zrobienia i wynoś się - odezwała się Katelynne.- Nawet spakowałam ci twoje rzeczy, których nie wziąłeś ze sobą w trasę.
Kobieta siedziała przy stole, gdzie leżały różne dokumenty. Kellin usiadł na krześle, posadził sobie Cope na kolanach i spojrzał na papiery. Postarała się. Najwyraźniej bardzo zależy jej na tym rozwodzie.
- Podpisz tutaj - wskazała na miejsce na dole kartki.
- Poczekaj, do cholery, jeszcze nie przeczytałem - warknął mężczyzna, piorunując ją wzrokiem.
Przeanalizował dokumenty i skinął głową.
- Ile chcesz alimentów?
- Czterysta dolarów miesięcznie.
- Czy ciebie już kompletnie popierdoliło? - syknął, wstając od stołu i sadzając Cope na podłodze, byle dalej od stołu. Skoro rozmowa ma zejść na takie tory, z takim słownictwem, lepiej, żeby mała nie była w to zaangażowana. Kłócący się rodzice rzucający mięsem nie są najlepszym przykładem dla dziecka.
- Rozumiem, gdyby źle ci się powodziło, ale nie próbuj mi wmówić, że nie masz swoich pieniędzy. Chyba, że trzymałaś się mnie przez te wszystkie lata tylko ze względu na mój stan konta - powiedział, wracając na swoje miejsce.
- Jak śmiesz! - oburzyła się Katelynne.- Najpierw zdradzasz mnie z mężczyzną, sprawiasz, że jestem pośmiewiskiem, a teraz wytykasz mi, że niby byłam z tobą tylko dla pieniędzy?
- Tak, właśnie to robię.
- Zależy mi na naszej córce.
- Myślisz, że mi nie? Tylko nie jestem pewny co do tych alimentów. Czy na pewno te pieniądze będą wydane na Cope? Czy może kupisz sobie kolejne ciuchy?
Katelynne poczuła się w tej chwili bardzo zraniona, ale czy Kellin się tym przejął? Nie. Bo w tym momencie uświadomił sobie, że tak naprawdę jej nie kochał. Przez dłuższy czas był przy niej pewnie tylko ze względu na Copeland. Po co tyle się męczył w tym związku?
- Mogę wysyłać ci dwieście dolarów miesięcznie, uwierz mi, dla dziecka tyle wystarczy, tym bardziej, że jest jedynaczką - powiedział już spokojniej, wpisując odpowiednią kwotę w odpowiednim miejscu w dokumencie.- I jeszcze jedno. Możesz ograniczyć moją władzę rodzicielską, masz do tego prawo. Ale jest jedno ale. Jeśli będę chciał zobaczyć Cope, to ją kurwa zobaczę, czy tego chcesz, czy nie.
Podpisał dokumenty w odpowiednim miejscu i wraz z tym podpisem spłynęła na niego fala... Wolności? Tak, miał uczucie, że jest wolny.
- Mam nadzieję, że się dogadaliśmy. Gdzie te walizki?
- W sypialni.
Kellin skinął głową i udał się na piętro, do sypialni, gdzie już nie będzie mu dane sypiać. Nawet nie zastanawiał się jeszcze, gdzie w ogóle będzie mieszkał. Jeśli uda mu się z Viciem, może przeprowadzi się do San Diego. Jeśli nie, może poleci do Michigan, do rodziny i tak znajdzie sobie jakiś przyjemny kącik. Wiedział jedno. Oregon będzie odwiedzał tylko dla siostry, Copeland i podczas tras koncertowych.
Wzrokiem odnalazł dwie walizki. Wyciągnął telefon i wybrał numer Vica. Nie zadzwonił do niego po wylądowaniu, pewnie zaraz się nasłucha. Głos szatyna usłyszał po dwóch sekundach. Czatował przy tym telefonie, czy co? Cóż, nie narzekał. Miło było usłyszeć jego głos.
- DLACZEGO TAK PÓŹNO DZWONISZ?!
Nawet jeśli ten głos był krzykiem, miło było go usłyszeć.
- Victor, uspokój się, dobra?
- JAK MAM SIĘ USPOKOIĆ, SKORO OBIECAŁEŚ ZADZWONIĆ, A TEGO NIE ZROBIŁEŚ!
- Zadzwoniłem. Widzisz? Właśnie rozmawiamy.
- Dobra, dobra. I jak?
- Dogadaliśmy się. Jakoś. Podpisałem to, co miałem podpisać, jest w porządku.
- Cieszę się.
- Też się cieszę, Victor. Też się cieszę...
dżogurt zawału dostałam, nie żyje przez ciebie. :<
OdpowiedzUsuńdżogurt pisz częściej bo moje shipperskie serduszko nie wytrzymuje proszęęę!
ps.kc cię za rozwód z Katelynne, nie lubię jej. <'3
<333333333 loffki Dżogurt mega. Przypis autora >>>
OdpowiedzUsuńPłaczący Kellin awwwww
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten rozdział mimo, że nie było seksów.
Był bardzo przekonujący ;D
Kc, że piszesz ale pisz dalej <3
KC KC KC KC KC KC KC KC KC KC KC, KURWA TAK BARDZO PIĘKNIE, ŻE JUŻ NIE BĘDZIE KATELYNNE XDD
OdpowiedzUsuńTeraz krótki opis moich feelsów: BHICTGAXRYNEHGARTBuoathnnnnnnab nJHNJHBNJHADBNERHAGUKERGBERRBHFUJbnjhfdfnwejfifuvkbvhjgkhtblsiJHVFIBJHGBGBGBGBGBGBGBGBGBGBGBARTJKL
piękne ;____________;
OdpowiedzUsuńOlson.
Awh jakie słodziaki ;_; A Katelynne fu, wredna. Niby zdradzona, bla bla, ale w takiej sytuacji sępić kasę to przegięcie, żal jej bardzo ;_; No trudno, grunt że Kellin i Vic szczęśliwi i zakochani, tęcza w powietrzu, aw aw aw ;3
OdpowiedzUsuń/kotovsyndrome_
aw kocham takie opowiadania :3
OdpowiedzUsuńTo. Jest. Kurwa. Zajebiste. ;_;
OdpowiedzUsuńTwój przypis >>>>>>>
uzależniłam się ;pp <3
OdpowiedzUsuńej, muszę zrobić listę, tak dużo mam do powiedzenia.
OdpowiedzUsuń1. Wielbię Twoje przypisy XDD
2. Ja serio twierdzę, że Kellin jest z Nią tylko dla Cope. *ale jak jest z Nią szczęśliwy i się kochają, to też ok*
3. Jak czytam Twoje rozdziały, to muszę sobie co minutę przypominać, że to nie zdarzyło się na prawdę, co jest smutne XD.
4. To chyba wszystko, tylko może jeszcze, że Cię lov i że błagam o więcej i częściej, plz.
BOŻE, A CO BY BYŁO GDYBY ONI NAPRAWDĘ BYLI RAZEM ASDFGHJKL BOŻE, CHYBA BYM UMARŁA ASKJHFKJSJHSJDS
OdpowiedzUsuńJezuuu awwwwwwwww , tak długo czekałam na ten rozdział C:
OdpowiedzUsuńAż musze moją satyswakcje zapisać w punktach XD :
-tak się ciesze że żona Kellina widziała to zdjęcie c:
-i jeszcze Kellin i Vic nie muszą już tego ukrywać :)
- i będą szczęśliwi :-)
- czasem myśle czy to niedzieje się naprawde xd co niestety sie niedzieje , szkoda ;)
- uzależniłam się od twoich rozdziałów.
-nigdy nie przestane ich czytać <3
PISZ CZĘŚCIEJ PROSZĘ KC KC KC KC :3
Hahaha. Telefon mi się piepszy wiec kom.do ostatniego roz. Napisalam tutaj :)
OdpowiedzUsuńWybacz :(
Ej to u gory to nie ja pisalam ! Won anonimie nie podbieraj moich tekstow ...ta dluga odp jest tylko moja nie ta pod spodem ...
OdpowiedzUsuńPs popierdo.lony anonimie to jest kvv ostatni rozdzial -.-
OdpowiedzUsuńkiedy następny rozdział ? KOCHAM TO <3
OdpowiedzUsuńŚwietne przypisy ;3 xD kocham jak piszesz :3 i błaaaagam o więcej *-*
OdpowiedzUsuń@McKaganStradlin