Jest krótko. Jest masło maślane. Jest coś, z czego nie jestem zadowolona, bo to chłam. Ale wiem, ze Wy to lubicie, więc dodałam. Utrzymujecie mnie przy życiu, Wy niewyżyte dzieciaki!
Aha, no i, mały smut.
Jeszcze jedno. Ja i Kosiarka (@iRauhlsLove) tłumaczymy kellica. Jeśli chcecie, możecie go sobie poczytać. o TUTAJ.
No i komentować! Bez komentarzy nie ma rozdziałów, hehehe.
DEDYKACJA DLA M. KTÓRA PRZEZ TO OPOWIADANIE WESZŁA W ŚWIAT SHIPÓW, ENDŻOJ C:
No i komentować! Bez komentarzy nie ma rozdziałów, hehehe.
DEDYKACJA DLA M. KTÓRA PRZEZ TO OPOWIADANIE WESZŁA W ŚWIAT SHIPÓW, ENDŻOJ C:
____________________
- Dzięki Portland, jesteście niesamowici!
Tłum wiwatował jeszcze przez jakiś czas, gdy Kellin schodził ze sceny prosto w objęcia Katelynne, która trzymała na jednej ręce Copeland. Brunet przytulił dziewczyny do siebie, każdą obdarował pocałunkiem w policzek. Mimo że nie byli razem tylko przez kilka dni, zdążył się za nimi stęsknić. Cieszył się, że znów mógł je zobaczyć, dotknąć ich, przytulić do siebie, pocałować. Jedyną osobą, która go martwiła, był Vic. Kellin modlił się w duchu, żeby Fuentesowi nie przyszło nic głupiego do głowy. Doskonale wiedział, że Meksykanin potrafi być chorobliwie zazdrosny. Byle nie doszło do jego spotkania z Katelynne. To mogłoby się zakończyć wręcz tragicznie. Dzisiaj chyba będzie musiał się obejść bez Vica. Musi skorzystać z obecności Kate i Cope, dopóki są przy nim. Minie sporo czasu, dopóki znów się zobaczą.
- Jak zwykle idealnie.- Katelynne uśmiechnęła SIĘ, muskając usta swojego męża.
Ten również obdarował ją promiennym uśmiechem. Jak w takiej sytuacji się nie uśmiechać? Miał przed sobą dwa skarby, najważniejsze kobiety jego życia. Kochał je.
Idioto, gdybyś je kochał, nie pieprzyłbyś się z Victorem na boku.
Kellin szybko wyrzucił te myśli z głowy. Gówno prawda. Przecież je kochał. Do Vica nic nie czuł. Byli tylko przyjaciółmi z korzyściami. Prawda?
- Zabieram was do restauracji na kolację - odezwał się nagle, ignorując ten irytujący głosik w swojej głowie.- Pójdę tylko się przebrać, a wy poczekajcie na mnie przy wyjściu, okej?
- Pewnie. Leć - Katelynne znów pocałowała go w usta i oboje zeszli z backstage'u.
Katelynne z Copeland poszły w jedną stronę, Kellin zaś w drugą, w stronę parkingu, gdzie stały tour busy. Słyszał krzyki, jakieś dziewczyny skandowały jego imię. Naprawdę, zatrzymałby się i pogadałby z nimi, gdyby tylko miał czas. Musiał jeszcze się odświeżyć, przebrać się i przejść przez praktycznie cały teren festiwalu do wyjścia, gdzie czekały na niego Kate i Coco. Dlatego też zignorował rozwydrzone fanki i wszedł do autokaru. Najwyżej go zbesztają na twitterze i tumblrze.
W autobusie nikogo się nie spodziewał. Chłopacy jeszcze składali sprzęt i ktoś chyba wspominał, że wyjdą do fanów. Ściągnął z siebie koszulkę i spodnie, chwycił jakiś ręcznik leżący na jego koi i poszedł do autobusowej łazienki, żeby chociaż trochę się odświeżyć. Już wchodził do środka, gdy zatrzymało go chrząknięcie. Podskoczył w miejscu i odwrócił się w stronę głosu.
- Boże, Victor!
Vic patrzył na niego z uśmiechem, w oczach miał żądzę. To mogło znaczyć tylko jedno. Jedynym problemem było to, że Kellin nie miał czasu na jakiekolwiek zabawy. Normalnie pewnie by się zgodził, ale dzisiaj... Nie, dzisiaj odpada. Nie wtedy, gdy Katelynne jest kilkaset metrów od nich.
- Mógłbyś tak chodzić cały czas, wiesz? - odezwał się, podchodząc do bruneta, po czym położył dłonie na jego ramionach i wpił się w jego usta.
Kellin nie oddał pocałunku, szybko się od niego oderwał i pokręcił głową. Szatyn spojrzał na niego, był kompletnie zdezorientowany. Nagle przestał być taki chętny? To zupełnie do niego niepodobne.
- Hej, co się stało? - zapytał.- Nie masz humoru?
Kellin westchnął zrezygnowany i pokręcił przecząco głową.
- Nie dzisiaj. Katelynne z Copeland tu są, jeśli nas przyłapią, to koniec.
- Ale ich tu nie ma... - odparł Vic, bardziej przybliżając się do Kellina. Dłoń położył na jego męskości i zaczął masować ją przez materiał. Młodszy sapnął ciężko i zabrał z siebie rękę Vica.
- Naprawdę, nie. Jakby nie patrzeć, to moja żona. Mam z nią córkę. Kocham je obie. Nie mogę tak postępować, gdy są tak blisko.
- Ale możesz, gdy są daleko? - oczy Victora przestały być przepełnione pożądaniem, tylko gniewem i zirytowaniem. - Czy ty siebie słyszysz? Zdrada to zdrada, Quinn, czy zdradzasz blisko, czy daleko.
Quinn? Od kiego mówi do niego po nazwisku? No, może nie po tym prawdziwym, ale tak czy siak, Quinn? Zawsze było tylko Kellin, Kells, skarbie, kochanie, a teraz nagle Quinn? Co w niego wstąpiło? On tylko odmówił seksu, czy to takie złe? Przecież chyba nie rzuci się teraz na niego i nie zgwałci, prawda?
Nic nie odpowiedział, tylko wszedł do łazienki i zamknął za sobą drzwi. Nie było to duże pomieszczenie, ale bez problemu mógł się po nim poruszać. Jeszcze na chwilę wychylił się z pokoiku i spojrzał na Vica, który szykował się do wyjścia i szedł w kierunku drzwi.
- Mam zamiar spędzić miły wieczór ze swoją rodziną i ani się waż mi go spierdolić - warknął.
- Nie mam zamiaru.
Kellin trzasnął drzwiami i zacisnął zęby. Tylko tego mu brakowało, ale przecież mógł to przewidzieć. Vic był chorobliwie zazdrosny. Tylko czy miał o co? W końcu Kellin był mężem Katelynne, a nie jego. Miał córkę z Katelynne, a nie z nim. Mieszkał z nią, nie z nim. Oni przecież tylko ze sobą sypiali! Bez zobowiązań! Czy to wszystko musi być tak cholernie skomplikowane? Gdy usłyszał trzask przesuwnych drzwi od autokaru, po prostu głośno wrzasnął i uderzył pięścią w ścianę. Trudno, najwyżej będzie miał zdarte gardło i obite knykcie. Pooddychał głęboko przez kilka dłuższych chwil, aż w końcu uspokoił się i puścił wodę z kranu. Obmył twarz, ciało, powycierał się ręcznikiem i wyszedł z łazienki. podszedł do koi, gdzie leżała jego kosmetyczka. Naprawdę, niejedna dziewczyna mogłaby mu pozazdrościć ekwipunku. Znalazł swoją ulubioną wodę kolońską, którą naniósł na szyję i nadgarstki, po czym zabrał się za szukanie jakichś ubrań. Miał ich sporo, o wiele za dużo, jak na przeciętnego faceta. W końcu wyciągnął z walizki jakąś bordową koszulkę z Anthem Made (reklama musi być), czarne spodnie i czarne Tomsy. Zwykły ubiór niezwykłego Kellina Quinna. I jakże skromnego. Uczesał jeszcze włosy i wyszedł z autokaru. Po Victorze nie było ani śladu, ale Kellin się tym nie przejął. Wręcz przeciwnie, uznał to jako dobry znak. Może dzisiaj da mu spędzić czas z rodziną, a jutro mogą wrócić do swoich zabaw. Udał się w stronę wyjścia, gdzie dotarł po dziesięciu minutach (przejście przez cały teren festiwalu trochę zajmowało, biorąc pod uwagę tłum, wrzeszczące fanki i to, że było się Kellinem Quinnem). Zauważył tam nie tylko Katelynne z Copeland, ale i też... Vica, który rozmawiał z żoną bruneta. Opadła mu szczęka. Nie, nie, nie, tak nie może być. Szybko do nich podszedł i chrząknął, oznajmując, że się zjawił.
- Więc jak, idziemy? - spojrzał na Kate, nie spoglądając nawet na Vica.
Wziął od kobiety Coco i przytulił ją do siebie, całując ją w główkę. Byle Vic nie palnął nic głupiego, byle się nie zapędził. Na to jednak nie wyglądało, bo Katelynne uśmiechała się szeroko i nie wyglądała na zmartwioną lub rozzłoszczoną. Oby tak zostało.
- Rozmawiałam sobie trochę z Viciem i tak sobie pomyślałam, że może by z nami poszedł? - NIE, NIE, NIE, NIE, NIE.
Kellin przełknął głośno ślinę i spojrzał na Vica, który uniósł brew w górę i uśmiechnął się nieco wrednie. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby poszedł z nimi na kolację. To tylko pogorszy sprawę. Co, jeśli nagle coś powie, Kellin będzie musiał się tłumaczyć, ale nic z tego nie wyjdzie i sekret wyjdzie na jaw? To był zdecydowanie zł pomysł.
- Nie wiem, czy Vic ma czas, pewnie...
- Oczywiście, że mam! - przerwał mu ze śmiechem.- No i umieram z głodu! Co Kells, stawiasz?
Kellin zacisnął zęby i pokiwał jedynie głową, po czym poprawił sobie Cope na rękach, która zaczęła bawić się jego włosami. Cała trójka, plus Copeland na rękach ojca, ruszyła przed siebie. Kellin znał w Portland naprawdę dobrą restaurację, więc postanowił zabrać tam całą ekipę. Cóż, chciałby powiedzieć "swoją żonę i córkę", a nie "żonę, córkę i kochanka". Byle nic nie obróciło się na jego niekorzyść, tylko o to teraz prosił.
Do restauracji doszli po piętnastu minutach, które upłynęły na rozmowie i śmiechach. Żeby było śmieszniej, nie pomiędzy Kellinem a Katelynne lub Kellinem a Viciem. To Katelynne i Vic bawili się najlepiej. Może Fuentes miał jakiś plan? Spisek? Kto wie, co siedziało w jego głowie. Kellin zaczął się trochę obawiać. Od czasu do czasu coś wtrącił, też się zaśmiał, żeby nic nie wyglądało za podejrzanie.
Kierownik sali zaprowadził ich do stolika przy oknie, z którego mieli widok na rozległy ogród. Szybko załatwili krzesełko dla Cope, w którym ją posadzili. Mała nie protestowała. najwyraźniej była już trochę zmęczona. Katelynne usiadła obok córki, naprzeciwko niej usadowił się Vic, a przy nim Kellin. Po chwili podszedł do nich kelner, który wręczył im menu.
- Czyli co, na twój koszt? - Vic spojrzał na Kellina z uśmiechem. Och? Teraz udaje, ze nic się nie stało? Jest słodki, miły, wesoły, aż do porzygu? Jeśli tak chce to rozgrywać, czemu nie. Kellin tez będzie przesympatycznym człowiekiem, aż go zemdli.
- Tak, bierzcie co chcecie, w końcu to ja zapraszałem - pokiwał głową, przeglądając kartę.
Po pięciu minutach podszedł do nich kelner, który zebrał zamówienia. W lokalu było sporo ludzi, więc pewnie trochę sobie poczekają. Byle szybko przynieśli to żarcie i zmywamy się stą. Tylko takie myśli krążyły po głowie Kellina, który chciał uniknąć przykrych niespodzianek.
- Więc jutro jedziecie już do Los Angeles, tak? - odezwała się Katelynne, zakładając kosmyk włosów za ucho.
- Tak. Na szczęście mamy tam dzień wolny, więc trochę odpoczniemy - pokiwał głową Vic.
- Już się zmęczyłeś? - zaśmiał się Kellin, patrząc na szatyna.
Vic spojrzał na niego i jego brązowe oczy niebezpiecznie błysnęły. oho, coś szykuje. Może lepiej było nie zadawać tego pytania.
- Za dużo ruszałem biodrami. Na scenie, jak i poza nią.
Kellin kopnął go pod stołem, na co Vic skrzywił się nieco, ale uśmiech nie schodził z jego twarzy. Jebany aktorzyna. Katelynne zdawała się niczego zauważyć. Jedynie zaśmiała się na słowa Victora.
- Niezłe balety przeczuwam? Oj chłopcy, to dopiero początek trasy, jak bardzo zniszczeni będziecie pod koniec?
- Będziemy jeszcze bardziej obolali, ale na pewno usatysfakcjonowani.
Vic, zamknij jadaczkę.
Kellin, przestań myśleć. Będzie dobrze. Kelner przyniósł im napoje i zapowiedział, że jedzenie będzie gotowe za maksymalnie pół godziny. Przepraszał też za ewentualne poślizgi i niedociągnięcia.
Niech przyniesie taśmę klejącą i zaklei usta Vicowi.
Kellin, jesteś nieczuły. Przecież miałeś być sympatyczny!
Jeszcze nic nie powiedziałem na głos...
Brawo Kellin, zdolniacha z ciebie.
Rozmowa się kleiła, i to bardzo. Cała trójka się śmiała, gadała o wszystkim i o niczym. Jednak najlepiej bawił się Vic. Brylował w towarzystwie. Niestety, dodawał też trochę niestosowne komentarze, które można było odbierać w dwojaki sposób, a Kellin zauważał w nich to drugie dno. Jakie szczęście, że Katelynne jeszcze niczego się nie domyśliła! Vic chyba miał jakiś dar, albo ogromne szczęście. W końcu kelner przyniósł ich zamówienie i zaczęła się wielka uczta. Katelynne dała trochę jedzenia Copeland, która przysypiała na krzesełku. Przynajmniej było trochę spokoju. Zresztą, Coco była z natury grzecznym dzieckiem i raczej nie sprawiała kłopotów.
- Naprawdę dobre - powiedziała Katelynne, przełykając kolejny kęs, po czym uśmiechnęła się do Kellina.- Ta restauracja jest świetna, jedzenie rozpływa się z ustach, wspaniałe.
- Wiele rzeczy rozpływa się w... - zaczął Vic, ale Kellin przerwał mu chrząknięciem i kopnięciem w nogę, tym razem o wiele mocniej, niż poprzednim razem.
- Przepraszam na chwilę. - Powiedział i wstał od stołu, piorunując Victora wzrokiem.
Poszedł w stronę łazienki. Musiał trochę ochłonąć. Nie był pewny, czy zostawienie Vica z Katelynne sam na sam było mądrym posunięciem, ale już nie wytrzymywał. Wszedł do łazienki, zamknął za sobą drzwi i wyciągnął telefon z kieszeni spodni.
Kellin: Rusz swoją jebaną dupę do kibla, Victorze Vincencie Fuentes.
Po chwili usłyszał pukanie do drzwi, które po chwili otworzył. Zobaczył Vica, który wślizgnął się do środka, zamknął drzwi na klucz i spojrzał pytająco na bruneta.
- Czy ty mi możesz do kurwy nędzy powiedzieć, co ty odpierdalasz?! - warknął młodszy.
- Prowadzę konwersację?
- Prawie nas wydając?! Czy ty się dobrze czujesz?!
Vic pokręcił przecząco głową. Cóż, przynajmniej był szczery. Objął Kellina w pasie, przyciągnął do siebie i zaczął składać pojedyncze pocałunki na jego szyi. Brunet na początku stawiał opór, ale po chwili mu uległ. Nie było sensu z nim walczyć. Vic chwycił za końce jego koszulki i podwinął ją do góry, aż w końcu ściągnął ją całą i Kellin stał tak, na środku restauracyjnej łazienki, w samych spodniach i butach. Ściągnął swoje Tomsy, a Vic zabrał się za ściąganie z niego spodni. W międzyczasie pozbyli się również koszulki szatyna, która podzieliła los ubrań Quinna. Po kilku chwilach stali naprzeciwko siebie nadzy, jedynie z rękoma na członkach drugiego.
- Szybko i cicho, okej? - wyszeptał Vic.
- Nie kurwa, będę specjalnie wrzeszczał, żeby Katelynne nas przyłapała. Masz lubrykant?
- Nie, niczego nie mam.
- O nie, nie, nie, nie zgadzam się na brutalność, nie dzisiaj! - zaprotestował Kellin, zabierając dłoń z penisa Vica. Skrzyżował ręce na torsie i udał wielce obrażonego. Zapadła chwila ciszy.
- To ssij.- Odezwał się nagle Vic.
- Miało być szybko - jęknał Kellin.
- Jak przestaniesz gadać, to będzie szybko, dalej.
Kellin westchnął głośno i osunął się na kolana, po czym chwycił pulsującą erekcję Victora i wziął ją całą do ust. Zaczął poruszać głową, śliniąc całą długość, energicznie i zdecydowanie. Fuentes z trudem wstrzymywał jęki, które chciały wyrwać się z jego ust. Kellin przestał się poruszać, wstał i spojrzał na Vica. Ten patrzył na młodszego z rozczarowaniem. Skończył w takim momencie.
- Miałem cię tylko nawilżyć. No dalej. - Mruknął Kellin.
Vic musnął jego usta, po czym popchnął go na ścianę i chwycił go w pasie. Kellin wskoczył na niego i oplótł go nogami, nadal opierając się plecami o ścianę. Vic chwycił jedną ręką swoją męskość i jednym pchnięciem wszedł w Kellina, który zacisnął zęby i powieki, aby tylko nie wydać z siebie żadnego dźwięku, co było cholernie trudne. Jedynie syknął, bardziej z bólu niż przyjemności. Vic przez chwilę się nie ruszał, żeby ten mógł się nieco przyzwyczaić.
- Jest okej?
- T-tak, tylko nie doszedłem do siebie jeszcze od wczoraj...
- Przepraszam. - Szepnął Vic, całując go w usta.
Jednak kiedyś trzeba było zacząć. Starszy zaczął się poruszać, na początku powoli, z czasem jednak przyśpiesza. Jego oddech stał się przerywany, dyszał ciężko, ale starał się nie jęknąć. U Kellina było to trudniejsze do zahamowania. Ból powoli ustępował przyjemności, a na dodatek Victor chwycił męskość bruneta i zaczął odwalać robótkę ręczną. Tempo było zwiększane. W końcu Kellin nie wytrzymał i jego usta opuścił jęk. Bywał głośniejsze, oczywiście, ale taki mógłby być usłyszany zza drzwi. Vic "zatkał" swoimi ustami usta Kellina.
- Z-zaraz d-dojdę - mruknął w usta szatyna, wbijając paznokcie w jego plecy.
Vic kiwnął głową i jęknął cicho, dając do zrozumienia, że on też zaraz skończy. Jeszcze kilka pchnięć, kilka ruchów dłonią i oboje doszli praktycznie w tym samym czasie. Wszystko zwieńczyli długim i czułym pocałunkiem. Kellin stanął na podłodze, a Vic chwycił papier toaletowy i zaczął sprzątać bałagan. Po pięciu minutach siedzieli już przy stole, oporządzeni, jakby nic się nie stało. Spokojnie kończyli swoją kolację, a Katelynne niczego nie podejrzewała.
- Co wy tak długo tam robiliście? - zapytała, wycierając usta serwetką.
- Łazienkowe sprawy. Zresztą, zagadaliśmy się trochę, nic ważnego - Kellin machnął ręką i mógłby przysiąść, że Vic spoglądał na niego kątem oka i uśmiechał się łobuzersko.
- Będę tęsknić, cholernie mocno - powiedział Kellin, nazajutrz, gdy Katelynne razem z Cope opuszczały Portland i wracały do domu, do Medford.
Quinn noc spędził z żoną, w hotelu. Cóż, można było powiedzieć, że była to upojna noc. Za dużo seksualnych wrażeń jak na jedną dobę. Będzie musiał być bardziej asertywny w stosunku do Vica przez kilka najbliższych dni.
- Ja też. Zadzwonię, gdy dojedziemy. Kocham cię. - Katelynne musnęła jego usta.
Kellin pożegnał się jeszcze z córką i po chwili dziewczyny już był w samochodzie i ruszyły w drogę powrotną. Kellin odetchnął głośno. W końcu. Żadnych zakłóceń na najbliższe tygodnie. Na horyzoncie zobaczył idącego w jego stronę Victora. Tylko oni, mają siebie i będą z siebie korzystać. Na razie jednak Kellin będzie musiał odpocząć. Za dużo ruszania biodrami.
kc mocno. kocham takie dwuznaczne podteksty XD przeczytałam to opowiadanie w półgodziny i szkoda że tak mało rozdziałów :c mam nadzieję, ze wena dopisze i szybko pojawi się kolejny rozdział. jestem bardzo ciekawa jak potoczą się losy Vica i Kellina. milion serduszek.
OdpowiedzUsuńmiał być speszjal dedyk for mła ;_;
OdpowiedzUsuńTe dwuznaczne pociski Vica najlepsze, zdecydowanie XD I od początku rozdziału zastanawiałam się, gdzie i jak i nie zgadłam. W sumie trochę strach pomyśleć, co by było jakby ich Katelynne przyłapała, albo Cope omg.. Przypał jak stąd do Juesej ;_; Ale wyszło dobrze, także póki co można się cieszyć, bo Kate i Cope sobie pojechały i Kellin znów jest tylko Victora ^^"
OdpowiedzUsuń/kotovsyndrome
Ok trudziłam się z dodaniem tego komentarza, ale jest więc ;3 Świetnie napisane, a te dogadywanki Vica po prostu nie da się opisać XD Nie mogę się doczekać dalszej części bo to cholernie ciekawe. ;3
OdpowiedzUsuń@Dogs__Unleashed
nie bedę się powtarzać, więc powiem tylko:
OdpowiedzUsuńasdfghjklsdfghjklasdfghjklasdfghjklasdfghjkl KOCHAM CIĘ. :3
świetnie piszesz i wgl, akngfksg ja chcę jeszcze ;-;
wysyłam meeeeega duża ilość weny i pomysłów. :D
Harakiri.
Ja już pisałam, że czytam już po kilka razy i coraz bardziej kocham to no co piszesz, nie mogę się doczekać następnych rozdziałów <3 / @vic_echelon
OdpowiedzUsuń