Jestem zupełnie z tego niezadowolona, no ale dodaję, bo co innego mi pozostaje? Czuję, że jest tu masa błędów, które rzuca mi się w oczy, może jutro poprawię, gdy znów to przeczytam. Poprawię, będzie lepiej, obiecuję. To co, zapraszam do czytania, komentowania, polecania innym i do wszystkiego innego.
No i smut. Seks, smut, takie sprawy w tym rozdziale.
____________________
Victor chciał napisać Kellinowi, żeby wyszedł wcześniej. Nie mógł czekać aż do północy. Był za bardzo rozbudzony, podekscytowany... Podniecony. Nie dało się ukryć, że Vic nie mógł doczekać się spotkania z Kellinem. Już sama wypukłość w jego spodniach mówiła sama za siebie. Fuentes chciał mieć swojego Kellsa teraz, zaraz, najlepiej nago. Ten szczupły brunet niesamowicie na niego działał, czego on sam nie rozumiał. Było w nim coś... Specyficznego. Victor nie był osobą, która przywiązywała się do ludzi. Wyjątkiem byli jego rodzice, Mama i Papa Fuentes, Mike, Tony i Jaime. Tylko do nich się przyzwyczaił i trudno byłoby mu się z nimi rozstać. Do tej grupy należał też Kellin. Stał się częścią życia Vica. Życia nie należy niszczyć, jeśli komuś na nim zależy.
Bądź silny, Victorze Vincencie Fuentes, zaraz sobie ulżysz. Powtarzał te słowa w swojej głowie do znudzenia. W pewnym momencie zaczęły zamykać mu się oczy, jednak wygrał z sennością, gdy tylko pomyślał o tym, co dzisiaj przeżyje. W końcu Kellin musi mu coś wynagrodzić. Wynagrodzić to, że nie napisał mu głupiego "dobranoc". Naprawdę, czasem zachowywali się jak dzieci. Dzieciaki uwięzione w ciałach dorosłych mężczyzn.
Westchnął głośno i spojrzał na wyświetlacz telefonu, aby sprawdzić godzinę. Jedenasta w nocy. Jeszcze tylko godzina, Vic, dasz radę. Wytrzymałeś już długi czas, wytrzymasz jeszcze godzinę.
- Głupi mózg - mruknął, po czym wstał z pryczy.
Nie miał pojęcia, dlaczego się podniósł. Może bał się, że zaśnie. Nie przeżyłby, gdyby stracił możliwość pieprzenia Kellina, gdy on sam to zaproponował. Vic brał, co dają. Korzystał z okazji, które się nadarzyły, a gdy związane były z Quinnem, był pierwszy w kolejce.
Uważając, aby nie obudzić śpiących chłopaków, cicho podszedł do wyjścia z autokaru. Już chciał otwierać drzwi i wychodzić z pojazdu, gdy usłyszał chrząknięcie. No bez jaj.
- Gdzie idziesz? - usłyszał głos Mike'a, który wyszedł z busowej toalety. Cholera, Vic myślał, że jego młodszy braciszek spał. Trzeba coś wymyślić i szybko spławić młodego, żeby nie zadawał wielu pytań.
- Mikey, wyglądasz na zmęczonego, idź spać - powiedział, odwracając się do brata. Przykleił na twarz szeroki i udawany uśmiech. Tylko czy to nie sprawiło, że wyglądał jeszcze bardziej podejrzanie?
- Halo, zadałem pytanie.
- Kto tu o kogo powinien się troszczyć, mały?
- Mnie nazywasz małym? - Mike uniósł brew w górę i uśmiechnął się pod nosem, lustrując swojego starszego brata. Brawo Vic, idealny dobór słów! Nazwij swojego młodszego, ale o wiele wyższego brata małym, na pewno dobrze na tym wyjdziesz. Idiota.
- Idę na spacer. Przewietrzyć się. Nie lubię dusznych pomieszczeń, trochę kręci mi się w głowie - Vic westchnął, a w jego oczach można było wyczytać, że nie chce prowadzić dłużej tej konwersacji, która prowadziła donikąd.
Mike jednak tego nie zauważył lub nie chciał zauważyć. Zawsze był trochę upierdliwy, tym bardziej jeśli chodziło o jego brata. Przecież się o siebie troszczyli, prawda? Od tego była rodzina.
- Od kiedy nie lubisz dusznych pomieszczeń? - drążył temat.
Vic jęknął cicho. Naprawdę? Czy dzisiaj Mike też spalił kilka skrętów, czy może upuścili go przy porodzie?
Victor wziął kilka głębokich wdechów, aby się uspokoić. Wdech, wydech, wdech, wydech. Z Mikem trzeba na spokojnie, kiedyś mu się znudzi i pójdzie spać.
- Od teraz - przewrócił teatralnie oczami.- Mike, proszę cię. Idę się przewietrzyć. To nie będzie trwało długo, kilka haustów i poczuję się lepiej.
- Boże, Vic, może ty jesteś chory?! - Mike podszedł bliżej brata i przyłożył mu dłoń do czoła. Zmarszczył brwi, gdy poczuł, że Vic nie jest rozpalony, ani za zimny.
- Mike, spierdalaj, proszę cię.
- Grzeczność w niegrzeczności- mruknął młodszy z braci, po czym obrócił się na pięcie i poszedł do swojej pryczy, zostawiając Victora samego. Nareszcie.
Vic otarł twarz dłonią i westchnął cicho. Nie miał pojęcia, dlaczego tak kochał swojego brata, który był chyba najbardziej upierdliwą osobą na świecie. Rodziny się nie wybiera, prawda? Vic się cieszył, że trafił na taką, a nie inną familię. Równie dobrze mógł trafić na patologiczną rodzinę i mógłby tylko pomarzyć o życiu, jakie prowadził teraz. Kochał swoje życie. Było niewiele rzeczy, które chciał zmienić i miał nadzieję, że tak pozostanie już na zawsze. Miał też cichą nadzieję, że nie będzie musiał dłużej dzielić się Kellinem.
Trochę głupio się czuł, wiedząc, że Quinn ma żonę i dziecko, a on pieprzy go przy każdej możliwej okazji. Zresztą, czym on się przejmował? Nikt o tym nie wiedział i lepiej by było, gdyby tak zostało. Victor nigdy niczym się nie przejmował. Nie miał ku temu powodów.
Wyszedł z busa i wciągnął chłodne, nocne powietrze przez nos. Chyba było coś w tym kłamstwie, które powiedział swojemu bratu. Coraz mniej lubił duszne pomieszczenia, a czyste powietrze dobrze mu zrobiło. Wyciągnął telefon z kieszeni i spojrzał na zegar. Miał jeszcze pół godziny. Co on ma robić przez ten czas? Może warto napisać do Kellina, żeby wyszedł wcześniej? Obie strony czerpałyby z tego korzyści. Vic mógł się założyć, że Quinn nie mógł doczekać się tego spotkania tak jak on.
Vic wzruszył ramionami, decydując się napisać do Quinna. Co mu szkodzi? Najwyżej się nie zgodzi, pół godziny go nie zbawi, lecz wolałby przenieść ich spotkanie na godzinę dwudziestą trzecią czterdzieści.
Vic: Rusz swój seksowny tyłek, czekam i trochę marznę.
Kellin: Zmarzniesz dopiero za chwilę, skarbie ;) Wychodzę, skoro tak się niecierpliwisz.
Vic wyszeptał tylko ciche "jest" i uśmiechnął się, po czym wbił spojrzenie w autokar Sleeping With Sirens. Zaraz będzie mógł go dotknąć, poczuć jego usta na swoich, na jego całym ciele. Tak bardzo za tym tęsknił.
Drzwi tour busa otworzyły się i w przeciągu kilku chwil Kellin już stał przez Victorem, uśmiechając się do niego promiennie. Tego uśmiechu też mu brakowało.
Vic objął bruneta w pasie, przyciągnął go do siebie i namiętnie wpił się w jego usta. Mógł poczuć, jak Kellin uśmiechnął się, gdy poczuł jego wargi na swoich. To spowodowało, że Victor jeszcze bardziej pogłębił pocałunek. Kellin wplótł swoje dłonie we włosy szatyna i mocniej naparł na jego usta. Językiem przejechał po jego dolnej wardze. Vic zrozumiał jego intencję i rozchylił wargi, pozwalając Kellinowi wsunąć między nie jego język. W końcu oboje walczyli o dominację i doskonale wiedzieli, że któryś w końcu będzie musiał ulec. Kellin doskonale wiedział, że to on miał wynagrodzić Vicowi małą błahostkę, jaką było nienapisanie "dobranoc". Obiecał, a on dotrzymywał obietnic... Najczęściej.
W końcu oderwali się do siebie, aby móc zaczerpnąć powietrza. Spojrzeli na siebie z uśmiechami i żądzą w oczach. Jeden chciał drugiego. Nie mogli już dłużej czekać, aby zedrzeć z siebie ubrania i w końcu z siebie skorzystać.
- Gdybym był chamski, siedziałbym jeszcze w busie przez te dwadzieścia minut - wyszeptał Kellin, muskając wargami żuchwę Victora, który lekko odchylił głowę do tyłu.
- Wtedy musiałbyś mi wynagradzać jeszcze więcej rzeczy. Idziemy gdzieś? - zapytał, czując usta Kellina na swojej szyi. Oho, młodszy z chłopaków chyba postanowił pozostawić po sobie ślad.
Brunet wyprostował się, po czym pokręcił głową.
- Podobno się niecierpliwiłeś. Chcesz tracić cenne minuty na dojście gdzieś, skoro możemy zrobić to tu i teraz? - uniósł brew w górę, po czym chwycił Vica za rękę i pociągnął za autokary.
Byli osłonięci z prawie wszystkich stron i ktoś musiałby podejść naprawdę blisko, aby ich zauważyć. Lepiej trafić nie mogli. Kellin łapczywie wpił się w usta Vica i od razu zaczął majstrować przy zamku błyskawicznym jego spodni. Victor cieszył się, że nie chciał ściągać jego koszulki- było trochę chłodno, a on nie miał zamiaru rozchorować się na czas trasy. Wysłuchałby wtedy bardzo długiego kazania swojego brata, czego chciał uniknąć.
Po chwili poczuł, że jego spodnie opadają na dół, a Kellin dłonią ścisnął jego rosnącą erekcję. Z ust Fuentesa wydobył się cichy jęk, na co Quinn zareagował z uśmiechem. Wsunął swoją dłoń do bokserek Vica, po czym chwycił jego męskość, patrząc partnerowi w oczy. Mógłby się w nich utopić.
- Tylko bez tych powolnych tortur, proszę cię - wyszeptał Meksykanin, zagryzając swoją dolną wargę, gdy Kellin powoli zaczął poruszać swoją dłonią. Drugą chwycił za gumkę bokserek i spuścił je na dół, aby mieć lepszy dostęp do pulsującej męskości Victora.
- Prawie zapomniałem o torturowaniu, nie miałem nawet takiego zamiaru. Ale skoro mi przypomniałeś... - uśmiechnął się wrednie, po czym przestał poruszać swoją dłonią i lekko musnął wargi Vica. Ten mruknął niezadowolenie, po czym spiorunował Quinna wzrokiem.
- Wiesz co, obrażę się na ciebie.
- I co wtedy, będę musiał wynagradzać ci więcej rzeczy?
Oboje parsknęli śmiechem. Kellin nie mógł już patrzeć w te błagalne spojrzenie Victora, który tak desperacko go prosił, aby w końcu przeszedł do rzeczy. Ukląkł przed nim, po czym delikatnie musnął główkę nabrzmiałem męskości Vica. Ten mruknął z zadowolenia i wplótł swoje palce w ciemne włosy Kellina. Właśnie na to czekał tak długo. Kellin przejechał językiem po przyrodzeniu szatyna, po czym powoli zanurzał go w swoje usta, sprawiając, że Vic wydał z siebie głośny jęk. Brunet spojrzał na niego groźnie i wyjął z ust jego męskość.
- Zamknij się - powiedział cicho.- Chyba że chcesz, żeby nagle ktoś tu przylazł. Musisz nauczyć się jęczeć ciszej.
- Kiedy ja...
- Mówię, żebyś się zamknął.
Kellin nie czekał już na odpowiedź. Chwycił penisa Vica swoimi wargami, po czym zaczął poruszać głową w normalnym, spokojnym rytmie. Nie chciał, żeby Fuentes doszedł za szybko. Z czasem ruchy jego głowy i języka, który dołączył do zabawy chwilę później, przyśpieszały, sprawiając, że Vic walczył sam ze sobą, aby nie krzyknąć czy nie wydać z siebie jakiegokolwiek głośniejszego dźwięku. Było to cholernie trudne, mając na sobie tak sprawne usta i język, tam, na dole.
W końcu Kellin stwierdził, że na razie wystarczy, na co Victor zareagował głośnym westchnięciem. Było mu tak dobrze, a on musiał to przerwać! Jednak nie mógł się na niego gniewać. Takie wynagrodzenie zdecydowanie go satysfakcjonowało. Miał tylko nadzieję, że na tym się nie skończy. Był pełen pożądania, żądzy i chciał sprawić, aby Kellin również czuł się dobrze.
Brunet podniósł się i nie minęła chwila, gdy poczuł ręce Victora na swoim rozporku. Szatyn zaśmiał się cicho, czując jego erekcję.
- Ktoś się cieszy, że mnie widzi - wyszeptał, ściągając z niego spodnie, po czym chwycił męskość Kellina, na co ten mruknął cicho.
- Już tak sobie nie wlewaj - odparł Quinn, czując dłoń Victora na swoim przyrodzeniu, gdy ten pozbył się jego bokserek. - Nie, czekaj, to ja miałem ci coś wynagrodzić. Kiedy indziej ty mi coś wynagrodzisz, okej?
Vic zmarszczył brwi, ale ostatecznie się zgodził. Nie było sensu spierać się z Kellinem, nie w tym momencie.
- Masz przy sobie lubrykant i prezerwatywy? - zapytał Kellina.
- A co ja jestem, seks shop na kółkach? Zostały w busie.
- Musimy więc sobie poradzić bez nich.
- Przeżyję.
Vic uśmiechnął się pod nosem, po czym namiętnie pocałował Kellina, poruszając dłonią w górę i w dół po jego przyrodzeniu. W końcu oboje mieli czuć się jak najlepiej. Obrócił bruneta tyłem do siebie, po czym pocałował go delikatnie w szyję i chwycił swoją męskość, nakierowując ją na wejście Quinna.
- Tylko cię kurwa proszę, nie z całej siły, jak ty to lubisz robić. Dzisiaj powoli, okej? - usłyszał głos Kellsa, który oparł się dłońmi o ścianę autobusu.
- Co tylko chcesz, księżniczko.
- Spierda.... Kurwa, Victor, mówiłem ci coś! - Kellin poczuł w sobie Vica i krzyknął krótko. Było to uczucie bólu i przyjemności w jednym. Wolał jednak, gdy Vic był odpowiednio nawilżony. Czuł wtedy więcej przyjemności, aniżeli bólu.
- Nic nie słyszałem - mruknął szatyn, zaczynając powoli poruszać się we wnętrzu Kellina, który przy każdym ruchu Fuentesa zagryzał swoją wargę prawie do krwi, aby uniknąć głośnych jęków i krzyków.
Ból powoli ustępował przyjemnemu uczuciu ciepła. Ruchy Vica stawały się coraz szybsze i stanowcze, a Kellin robił wszystko co w jego mocy, aby nie wydać z siebie żadnych głośnych odgłosów. Pozwalał sobie tylko na ciche jęki i pomruki, które i tak mu nie wystarczyły, aby wyrzucić z siebie całe to uczucie, które w sobie miał. Vic przylgnął do jego pleców, nie zwalniając swoich ruchów, po czym chwycił męskość Kellina i zaczął poruszać po niej dłonią w szybkim tempie. Każdy miał dzisiaj sięgnąć nieba.
- Boże, Vic... Tak, właśnie tam... Boże, zaraz chyba eksploduję... - wyszeptał Kellin urywanym głosem, dysząc przy tym ciężko. Już nawet nie było mu zimno.
Victor znalazł czuły punkt Quinna, który zaczął trącać swoim penisem, co sprawiło, że młodszy z mężczyzn jęknął głośno i zamknął oczy, odchylając głowę do tyłu. Nie dbali już o to, że byli głośno. Nie potrafili stłumić w sobie tych wszystkich krzyków i jęków, które tak długo w sobie kumulowali. Dłoń Vica przyśpieszyła, co sprawiło, że Kellin po kilku chwilach szczytował. To samo działo się z Meksykaninem, który doszedł wewnątrz bruneta i odetchnął głośno. Powoli wyszedł z Quinna i odwrócił go twarzą do siebie, wpijając się następnie w jego usta.
- Hej, krew? - uniósł brew w górę, gdy się od niego oderwał. Sięgnął po swoje bokserki i spodnie, które na siebie założył. To samo zrobił Kellin.
- Starałem się stłumić krzyki, okej? Widzisz, jak bardzo cierpiałem?
- Ojej, mój mały skarb cierpiał - zaśmiał się cicho, po czym podszedł do niego i przytulił go do siebie. Kellin objął Vica w pasie i szybko pocałował go w usta.
- Następnym razem to ty mi wynagrodzisz ten ból. I przyniesiesz ten jebany lubrykant. Już nigdy nie zgodzę się na seks bez niego, nigdy.
Oboje się zaśmiali, po czym wyszli spomiędzy autokarów. Trzymając się za ręce, poszli w stronę swoich busów. Nie odzywali się do siebie. Delektowali się nocną ciszą, która ich otaczała. Nie było sensu jej przerywać.
- Spotykamy się na śniadaniu, tak? - odezwał się Kellin, gdy dotarli do swoich autokarów, które znajdowały się blisko siebie.
- Jeśli nie zaśpię, to tak - odparł z uśmiechem Vic, muskając usta bruneta.- Dobranoc więc. Do zobaczenia rano.
- Dobranoc.
Musnęli swoje usta raz jeszcze i udali się do swoich autokarów. Victor wszedł po schodkach do środka, zamknął za sobą drzwi i niemalże od razu udał się do busowej łazienki. Zatrzymało go to samo chrząknięcie, które usłyszał przed wyjściem na spotkanie z Kellinem. Mike cierpi na bezsenność, czy co?
- I co, przewietrzyłeś się? - zapytał młodszy z braci Fuentes.
Vic skinął głową.
- Tak, o wiele mi lepiej.
- Kellin się chyba do tego przyczynił, prawda?
Jest dobrze i naprawdę nie masz czym się martwić, jeśli chodzi o jakość rozdziału ;) (i to wcale nie dlatego, że lubię gej porno, wcale; i regret nothing). W każdym razie, dobrą opcją mogłoby być znalezienie bety. Czytając własne twory, można pominąć masę głupich, małych błędów, a ktoś neutralny z łatwością je wyłapie.
OdpowiedzUsuńCo do samego rozdziału, aasdfghjkl, częściej takie sceny proszę ;) Fajnie Ci to wyszło, bez sypania cukru dookoła i przesadnie gejowatych chłopaków - ta doza brutalności między nimi jest świetna. ;) Tylko Mike zepsuł nastrój, no ej ;_; Uwielbiam gościa, ale w tym przypadku mógł po prostu grzecznie wrócić do łóżka i nie komentować sytuacji ._. Chociaż może po prostu nie chciał przeszkadzać Tony'emu i Jaime'emu w sypialni :3
Czekam na kolejny rozdział ^^".
Dzięki za miłe słowa, to naprawdę motywuje mnie do dalszej pracy! :D
UsuńTez uwielbiam Mike'a, ale stwierdziłam, że zrobię z niego takiego upierdliwego brata, który wciska nos w nie swoje sprawy. Zawsze wywiąże się z tego jakaś akcja i nie będzie nudno ^^
Zobaczymy, jak będzie z kolejnym rozdziałem. Postaram się go napisać jak najszybciej i jak najlepiej ;)
Bardzo mi się podoba i czekam na więcej :D
OdpowiedzUsuń#echoesfading
To jest tak zajebiste, że zabrakło mi słów... :o WIĘCEJ!
OdpowiedzUsuńBOŻE DŻOGURT PSUJESZ PSYCHIKĘ DZIECKO.
OdpowiedzUsuńto jest genialne! czekam na więcej! jesteś świetna! :D
OdpowiedzUsuńDŻOGURT DODAWAJ TO SZYBCIEJ NOOO!
OdpowiedzUsuńPiski i tłumione skomlenia: 150. Przygryzanie warg: 5. Skubanie paznokci: 2. Dziewczyno, co Ty ze mną robisz! Idę po dżogurt, żeby sie zrelaksować.
OdpowiedzUsuń*godzinę później* Cholera, rozdział wyszedł genialnie. G-e-n-i-a-l-n-i-e, przez naprawdę wielkie "G" (Nie kojarzy mi się, wcale a wcale). O błędy bądź spokojna, bo są może z dwa językowe, ale nie jakoś szczególnie nie rzucają się w oczy. Także don't worry, sens zdań jest zachowany, a cały rozdział ogółem w porządku. Znowu nie mam się do czego przyczepić.
Co do samej sceny +18 - asdfghjkl. I miałabym tyle do powiedzenia na ten temat. Postaram się jednak rozwinąć nieco swoją wypowiedź, znaj mą dobroć. Wyszło świetnie, naprawdę. Użyłaś wielu synonimów i przez to słowa się nie powtarzały, czytało się lekko i przyjemnie. Nie było też wielu obscenicznych zwrotów i bluźnierstw, czego podczas takich scen nie lubię. Podobała mi się też ta doza brutalności, szybkie tempo. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam ich sobie podczas romantycznej kolacji z "kocham cię" w co drugim zdaniu.
Reasumując, cud, miód, orzeszki ziemne i Kellic. I want mooore. Czekam cierpliwie, ale nerwy mam z gumy do żucia. Weny weny weny. Do następnego! - @Conssye
I podzielam zdanie poprzedniczki. Wiele autorek i tłumaczek korzysta z usług innych osób, odpowiedzalnych za betowanie rozdziału. Mało kosztuje, a dużo się zyskuje. :)
genialne *o*
OdpowiedzUsuńUwielbiam to. *_*
OdpowiedzUsuńboskieeee
OdpowiedzUsuńKocham Cię *-* <333333333333333333 błagam nie przestawaj pisać
OdpowiedzUsuń